Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Device Masters

Polecane posty

- Po ostatnich przygodach z policją wolę nie sypiać po parkach - odparł magiczny chłopak.

Lilith po drodze wyjaśniła podstawy - Wieloświat, wredne bestie czyhające w Pustce, dzielnych wojowników powstrzymujących ich przed robieniem kłopotów. Najtrudniejsze do przyswojenia było, że Charlie nie jest prawdziwy. Dopiero gdy rozpłynął się by przyjąć postać opaski na głowie dziewczyny, a potem wrócił do poprzedniej formy, Francuz uwierzył w to co mówią. Po chwili doszedł do wniosku, że w sumie dziwniejsze rzeczy widział w ciągu ostatniej godziny.

"W ogóle po co mu ten chomik? To coś takiego, jak ty dla mnie? Dlaczego chomik? Nie mógł sobie wyobrazić jakiejś ładnej dziewczyny...?"

"Eee... To chyba nie to. Mam wrażenie, że wokół tego chomika jest jakieś pole miniaturyzujące i wyraźnie wyczuwam obecność jeszcze jednego Urządzenia, acz jeśli dobrze interpretuję wysyłane kody błędu to jest w stanie krytycznym. Ten maluch chyba walczył z czymś i mocno oberwał... (*1)"

Bez większych problemów grupa dotarła na miejsce - tj. do akademika. Niestety wszystko po drodze było już dawno zamknięte, więc o ciepłym posiłku można było tylko pomarzyć. Zostały jedynie kanapki z podróży, konkretniej dwie, kupione na jednym z pośrednich lotnisk. Tymczasem na miejscu pojawił się kolejny problem...

- Cha...lu..le.. yyy... La...Culu... - po chwili gruba recepcjonistka dała sobie spokój z próbami wymówienia imienia i nazwiska chłopaka i tylko porównała swoje dokumenty z jego dowodem. - Miała być jedna osoba! Kim ona jest?! - mówiła po japońsku i to z dziwnym akcentem, więc Charles ledwo ją rozumiał.

"Ten potwór jest kompletnie pozbawiony wyobraźni i zapewne nawet podstawowych ludzkich uczuć" przekazał Charlie, który przytomnie się zniknął. "Nie jestem w stanie pomóc..."

Wredny, gruby, stary babsztyl patrzy podejrzliwie na waszą dwójkę. Po chwili zauważyła chomika.

- Żadnych zwierząt! - powtórzyła to dwa razy, drugi raz bardzo powoli, widząc brak zrozumienia na twarzy chłopaka.

-----

1 - przeciętny rzut na spostrzegawczość dał tyle informacji, a Charliemu brakuje innych skilli by lepiej zbadać kim/czym jest chomik ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- To kuzynka - mówię powoli i wyraźnie, aby zminimalizować ryzyko jakiegoś przejęzyczenia. - Nie zdążyła załatwić sobie papierów, ale miała już bilety... rozumie pani?

Staram się użyć całego swojego uroku osobistego i zerkam w tym czasie na Lilith, sugerując, że powinna grać razem ze mną. Mam złe przeczucia, zadawanie się z takimi babsztylami nigdy nie jest przyjemne. Aż dziwne, ile złej woli może się pomieścić w człowieku.

- Nie będzie miała się gdzie podziać, jeśli pani jej nie wpuści. A jeśli coś jej się stanie samej w nocy... ktoś będzie musiał ponieść odpowiedzialność.

Nie ma co przemawiać do sumienia, lepiej zasugerować realne kłopoty.

-----------------------

PP: 4

Używam blefu do przekonania pani z dzieka... no, wiadomo o co chodzi :P

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lilth kompletne nie ma pojęcia, co ten babsztyl gada, a tym bardziej, co blondynek jej odpowiada. Opiera się tylko nonszalancko o blat i rozgląda po pomieszczeniu, czekając, aż Charles załatwi sprawę.

"Pieprzony język... Nie mogli by mówić w jakimś 'wspólnym'? Charlie, umiesz po japońsku, no nie? Mógłbyś mu coś pomóc, bo chyba ma problem... Nie wiem, jako jakaś kuratorka, która mnie tutaj ma ulokować, rozumiesz, o co mi chodzi?"

- Charles, ale tłumacz na bieżąco, bo ja tu nie jestem z miłości do tego kraju i ich krzaczkowatego języka. - Lilith mówi po francusku, gdyby ta baba przypadkiem znała ang, ale nie chciała tego ujawnić (słyszała mocny akcent Charlesa, jak wcześniej rozmawiali). Uśmiecha się przy tym uroczo.

----

Jeśli to będzie potrzebne, to chcę by Charlie pojawił się w postaci japońskiego faceta w stosownym ubraniu, udając kuratora

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Będę musiała to zgłosić! - uznała baba, po czym postanowiła wrócić do czepiania się chomika. - Nie wolno tu trzymać zwierząt. Zwie-rząt nie wol-no.

Charles poczuł gwałtowną chęć uderzenia czołem w ścianę. Czuł się zmęczony, perspektywa wnoszenia ciężkiej torby po schodach wywoływała ból w plecach, a ta kobieta naprawdę postanowiła nie ułatwiać mu życia. Z drugiej strony, jeszcze tylko ta jedna przeszkoda, a potem... potem trzeba będzie zrozumieć to całe szaleństwo z Wieloświatem, w które najwyraźniej się wplątał.

Według tłumaczenia Charliego póki co szło nieźle, więc Lilith postanowiła wstrzymać się z interwencją.

***

Tymczasem, w domu państwa Horaki...

Trzy nowe domowniczki dostały jeden pokój z dużym łóżkiem dla sióstr i prowizorycznym posłaniem dla "kuzynki". Wszyscy byli zmęczeni wydarzeniami dnia, więc dość szybko położyli się do snu. Tylko po to, by w środku nocy silne sygnały psychiczne od Urządzeń obudziły Matta, Mio i Aiko - w ostatnim przypadku, było to bardziej "obudź się do diabła, mamy kłopoty!!!" Całą trójka szybko zorientowała się, że jest na Polu Bitwy.

------

Info dla "klasy A" - poczekajcie z odpisem na post brylanta ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dryń, dryń. Te przeklęte urządzenie, budzik, które nastawiłem na o wiele wcześniejszą godzinę niż zwykle, niestety nie zawiodło. Ociężale wstałem z łóżka i poszedłem do kuchni. Filiżanka ziemskiej kawy doprawionej środkiem spoza tej galaktyki dała mi sił na cały dzień. Szkoda, że jest szkodliwy w dużych ilościach. Spakowałem plecak, zgarnąłem pewien płaski przedmiot oraz S'ardita i wyszedłem.

Dość szybko znalazłem dom Horakich. Rzuciłem ponad płot płaski przedmiot. Gdy wzmacniacz snu wylądował na trawie i wysunął antenkę, miałem pewność, że gospodarze nie wstaną w nocy, by odkryć brak reszty domowników. Tłumiąc ziewnięcie, wycofałem się do nieoświetlonego zaułka i wyjąłem zegarek. Czas pogadać...

Rozejrzałem się po wnętrzu ładowni statku wymiarowego. Potężne lampy wyraźnie oświetlały stalowoszarą salę. Kilka większych kontenerów było ustawionych pod ścianą, zaś wolna przestrzeń była zajęta przez nieaktywne generatory pola siłowego, służące do przetrzymywania Urządzeń oraz parę krzeseł. Oczywiście budzili się też moi towarzysze. Zacząłem wskazywać ich palcem i krzyczeć.

- Rozglądasz się za gitarą, sekunda, jesteś trupem! Ty w międzyczasie zaczynasz frazę aktywacyjną, trup! Ty włączasz Urządzenie, ale wrogowie już wykorzystali element zaskoczenia i mają ogromną przewagę liczebną. Pięknie walczysz i chwalebnie umierasz!

Biorę wdech i kontynuuję spokojnym już tonem.

- To dosyć częsta taktyka tych, którzy najeżdżają dopiero co odkryte Wszechświaty. Zapamiętajcie ją. Nauczcie się reagować automatycznie na lekkie wibracje towarzyszące wchodzeniu na Pole Bitwy. Słuchajcie swych Urządzeń, a nie zginiecie.

Wyjmuję z plecaka termos oraz kubki i siadam na jednym z krzeseł. Porozlewałem wzmocnioną kawę i podałem kubki towarzyszom.

- Przykro mi, że o tak późnej porze, ale ta rozmowa raczej nie powinna odbyć się później. Muszę wam wyjaśnić waszą rolę i zagrożenie dla waszej planety. Ale wpierw może wy chcecie zadać jakieś pytania?

____

FP:4(-1 na kawę i wzmacniacz snu).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- What...what? E, co? - mrugnąłem niewyraźnie ledwo doprowadzając swoje ciało do pozycji siedzącej i z przymrużonymi oczyma wypatrywałem się w Johna.

W pierwszej chwili rzeczywiście sądziłem, że jesteśmy atakowani i szykuje się kolejna dawka emocji, ale okazało się, że przyjaciel poznany na Polu Bitwy postanowił zabawić się w wojskowego sierżanta. Niezły patent, uśmiechnąłem się nieznacznie.

- A... - mlasnąłem raz czy dwa walcząc z pokusą zamknięcia oczu i ponownego zetknięcia swych pleców z posłaniem. Miało tak wielką siłę przyciągania. - To tylko ty... - dodałem ziewając.

Miło z jego strony, że postanowił wprowadzić nas w cały biznes z odrobiną większą dozą szczegółów, ale osobiście nie widziałem takiej potrzeby. Sprawa była prosta i tak się z nią zamierzałem rozprawić. Inna kwestia, że głębsza rozkmina chyba przepali moje zwoje mózgowe w tej chwili.

- Lekcja zapamiętana. - pokazałem uniesiony kciuk. - Słuchać się swoich Urządzeń. Got it. A co do reszty...

Kolejne ziewnięcie chciało mi już rozerwać japę.

- To nie potrzebuję skomplikowanego wprowadzenia. Punkt a, jesteśmy tymi dobrymi. Punkt b, mamy Urządzenia. Punkt c, są źli. Punkt d, ci źli chcą zaatakować Ziemię. Punkt e, to nie jest oryginalne. Punkt f, kopiemy im tyłki, hooah. Punkt h, profit. Dziękuję, dobranoc.

Z szerokim uśmiechem grzmotnąłem z powrotem na posłanie przymykając oczy.

- Drogie panie... - rzuciłem jeszcze słodkim głosikiem. - Jest cały wasz.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Sugoooooi John onii-chan, sugoi wyczucie czasu.

Ziewnęłam, wtórując Mattowi w tym, jakże adekwatnym dla tej chwili, rytuale. Nie byłam zbytnio urtora happy z takiej pobudki w środku nocy, szczególnie po tym wszystkim co zaszło dosyć niedawno. No, ale nasz John chyba już jest w maxu poważnym trybie. O innej porze byłabym zaciekawiona, acz teraz to raczej rychłego powrotu do łóżeczka nie zwiastuje.

- Takie są uroki przygody. - stwierdziłam pod nosem.

Próbując zmusić swój umysł do trzeźwości, rozejrzałam się po otoczeniu, przy okazji szukając jakiejś kwestii o którą można by było się zapytać. Coś co wyglądało jak kawa, raczej niewiadomego pochodzenia. Odpada. Krzesła, które są raczej normalne. Odpada. Powracający do snu Matt, który w takim stanie jest dużo mniej aktywny, niż zwykle. Odpa...a może być.

- Shitsumon, John nii-chan. - ciągle lekko śpiąca, podniosłam rękę w uczniowskim geście - Czy jest jakaś możliwość założenia jakiejś magicznej bariery, całodobowej ochrony ze strony grupy krwiożerczych najemników, systemu wczesnego ostrzegania lepszego od naszej aktualnej komunikacji z urządzeniami, tarczy antyrakietowej, ewentualnie czegokolwiek na dom Horakich? Wiesz, średnio przyjemnie jest mieć spalony dom przez ognistą jaszczurkę z kosmosu, a dużo to nie trzeba na taką sytuację.

O spokojniejszym śnie w nocy, już wspominać nie będę. Dla świętego spokoju.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Usiadłam na łóżku, a potem przeciągnęłam się, jak mały kotek, co z ich strony musiało komicznie wyglądać. Następnie wlepiłam swoje zaspane ślepia w Johna, który widać za nic ma regeneracyjne znaczenie snu w życiu każdej istoty.

W umyśle Aiko Mary zrobiła wymowną minę, która pewnie zrobiłaby większe wrażenie, gdyby miała materialne ciało( blink_prosty.gif ).

A nie mówiłam...

//Ciekawy sposób na utworzenie Pola Bitwy, a do tego tyle tu urządzeń*... - Mary była bardzo podekscytowana.

Nie napalaj się tak, bo się przegrzejesz.

//Gdybym miała takie ciało, jak ty to bym mogła się ekscytować do woli- na jej twarzy pojawił się szatański uśmieszek.

Znowu zaczynasz?!

//Sztywna jesteś i tyle to muszę się czymś zająć, inaczej zanudziłabym się na śmierć. Ha ha ha...

Chwyciłam poduszkę, a następnie wtuliłam się w nią, jak najmocniej mogłam i przysłuchiwałam się monologowi Johna, a potem odpowiedzi Matta i pytaniu Mio, które mogło się wydawać racjonalne... jednak w obecnej sytuacji mój umysł, jakoś wątpił we wszystko.

Pytanie Mio skwitowało moje niebywale głośne, a jednak łagodne ziewnięcie, a następnie niewinny uśmieszek( <3 ).

- Musisz się jeszcze wiele nauczyć...- powiedziałam z nazbyt sztucznym uśmiechem, który krył zdenerwowanie (złość) i narażał obiekt nienawiści na poważny ból głowy.

//Wreszcie odzywa się w tobie prawdziwa kobieca determinacja. Brawo!

Wstałam z posłania i w kilku susach dotarłam do Johnsona, a następnie efektownie wbiłam mu do głowy, że jego postępowanie jest bynajmniej nie na miejscu.

- Baka yaro! Nie waż się jeszcze raz budzić nas bez uprzedzenia o tej godzinie! Co żeś sobie myślał? Nie zdążyłyśmy się nawet...- ta myśl przeszła przez mój umysł, jak błyskawica.

Teraz dopiero spojrzałam, że nie mam na sobie mojego normalnego ubrania, lecz sukienkę nocną, którą dała mi pani Horaki. Ta zaś okazała się dosyć krótka, przez co odsłaniała, co nie co... Nagle zbita z tropu zarumieniłam się ze wstydu i zobaczyłam, że ten chłopak spogląda w moim kierunku.

-Nie patrz się!!!- następny cios na odlew nie trafił Johnsona, który już osłonił się rękami.

Szybko rzuciłam się z powrotem w stronę posłania i skryłam pod kołdrą.

//Muahahahhahahahaha...

- Mów dalej...- powiedziałam wyraźnie przygaszona nie wyglądając, ani na chwilę, z pod kołdry.

//Piękne przedstawienie... dziewczynko.

Jeszcze słowo, a tego pożałujesz.

---

*Mary skanuje otoczenie(jak i urządzenia) oraz sprawdza, czy może się czegoś dowiedzieć o technologii Johnsona.

PS. Sorki jeśli coś pomyliłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chomik, chomik... Co ja do cholery mam zrobić z chomikiem? Dlaczego w ogóle trzymam go na widoku? Znowu o czymś nie pomyślałem, ech.

- Tylko na jedną noc. Znalazłem go ledwo żywego - tutaj przysuwam zwierzę bliżej, żeby zobaczyła jego niezbyt dobry stan - i zlitowałem się. Jutro oddam go do weterynarza i znajdę mu właściciela. Nie będę nim robił pani problemów.

Tak, jutro znajdę mu kryjówkę, nie właściciela. To nie nosorożec, łatwo go będzie ukryć.

--------------

PP: 4

Blef ponownie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki Charlie za tłumaczenie, miło rozumieć, w czym się bierz udział. Czyli jestem jego kuzynką, która nie ma gdzie się podziać? Ujdzie. Wszyscy Japończycy są tak upierdliwi? Bo coraz bardziej nie lubię tego kraju...

Lilith, wbrew temu, co myśli, wbija w recepcjonistkę spojrzenie a'la 'ostatni szczeniak w sklepie' i uśmiecha się niewinnie. Czuje jednak, że jej cierpliwość już jest na skraju wytrzymałości, ale zagryza zęby i udaje słodkie dziewczę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Recepcjonistka powarczała jeszcze chwilę i wreszcie wydała klucz do pokoju i prostymi słowami wyjaśniła jak trafić. Charlie i Lilith ruszyli po schodach na pierwsze piętro. Na szczycie spotkali młodego chłopaka, na oko dwunastolatka. To co rzucało się w oczy to bardzo jasne, niemal białe włosy. Uśmiechnął się szeroko i zagadał, o dziwo po francusku:

- Widzę, że przetrwaliście spotkanie z Gojirą? Starajcie się nie zwracać jej uwagi, a wasz pobyt tutaj będzie dużo przyjemniejszy. Jestem James - dodał wyciągając rękę. - Wybaczcie, że podsłuchiwałem, ale... no, ciekawość... Jak chcecie mogę wam pokazać jak trafić do pokoju i tak dalej. Wasz numer? 107? To będziemy sąsiadami, ja mieszkam w 111. Na każde piętro przypadają dwie kuchnie - wskazał drzwi. - po jednej na skrzydło. Mają pełne wyposażenie, lodówki, zamrażalniki... Ale o wypełnienie ich musicie dbać sami. Półki są oznaczone numerem pokoju. Pokojów jest 15. Niestety nie mają łazienek, te znajdziecie na korytarzu , tu, tu i tu, na końcu są prysznice, nie martwcie się, są jako oddzielne pomieszczenia. Niestety tylko dwa, ale w tej chwili nie mieszka tu za dużo osób, wiec nie ma rano problemów. No, a to 107, mój minęliśmy po drodze. Gdybyście czegoś potrzebowali...

***

Grupka ziemian nie zareagowała do końca tak, jak oficer się spodziewał. Być może zrywanie ich w środku nocy, tuż po masie emocji, nie było najlepszym pomysłem. Tak czy siak, wciąż należało im wyjaśnić kilka rzeczy, nawet jeśli nie wyglądają na gotowych do słuchania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Leżałem na plecach, wpatrując się w sufit ładowni i czekając, aż mózg przestanie mnie informować, że dostałem. Mrugnąłem parę razy, po czym ostrożnie wstałem. Poczekałem, aż przestanie mi się kręcić w głowie i zacząłem sprawdzać stan czaszki. Cud, że nie uszkodzona.

- Za kogo do diabła...!-milknę, nie chcąc niepotrzebnie włączać S'ardita- Co to było?! Myślisz, że i mi jest przyjemnie wstawać o tej godzinie?! Musiałem zrobić to jak najszybciej! Dwa dni i co najmniej dwa ataki! Jak myślicie, co się może jutro stać? Weźcie napijcie się kawy, mi pomogła. Poza tym, tak, postaram się zainstalować u Horakich jakieś czujniki.

Biorę parę głębokich wdechów i uspokajam się. Przecież spodziewałem się tego.

- Zacznijmy od tego, że istnieje nieskończenie wiele wszechświatów, z których każdy na początki jest... zapieczętowany. Kiedy dojdzie do zerwania pieczęci, mieszkańcy tego "otwartego" świata mogą podróżować do innych przez wymiar zwany Pustką. Wszystko byłoby OK, gdyby Pustka nie była zamieszkana przez istoty, których głównym celem jest niszczenie. Są one niesamowicie potężne i żadne żyjąca istota nie miałaby szans, gdyby nie Urządzenia, takie jak mój zegarek czy gitara Matta. Są one tak potężne, że gdyby aktywować je poza Polem Bitwy zniszczyłyby na przykład Japonię, więc nie róbcie tego. Nie znamy ich pochodzenia ani sposobu, w jaki powstają, ale ważne jest, że pojawiają się zawsze tam, gdzie wszechświat rozpieczętowuje się i jest zagrożony przez istoty z Pustki. Uważa się, że Urządzenia służą właśnie do obrony przed tymi przybyszami. Niestety, niektórzy używają ich do prowadzenia wojen, co przez wiele lat prowadziło do ogromnych zniszczeń. Właśnie te dwa ostatnie ataki były dziełem chętnych Urządzeń imperiów i frakcji. Aby zminimalizować te zagrożenie, powstało wiele organizacji, które kontrolują, kto i jak używa Urządzeń. Należę do jednej z nich, Uniwersalnego Instytutu Kontrolnego i przybyłem tu, by wam pomóc w obronie.

Wskazuję rękoma na całą ładownię.

- Tak wyglądał statek, który miał nam dostarczyć Urządzenia, którymi mieliśmy się zająć. Niestety, doszło do wypadku i wasz wszechświat został rozpieczętowany, a broń rozrzucona głównie nad tym miastem. Teraz zwalą się tu Demony, Cienie i inne paskudztwa oraz żądni Urządzeń złoczyńcy.

Przykro mi, ale jak na razie jedyną obroną tej planety jest grupka nowicjuszy i weteran, który w czasie walki został odmłodzony o dziesięć lat. Rozumiecie teraz, co od was zależy?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszech...bla-bla-bla, coś tam o pieczeni... pieczęciach...bla-blu-ble...imperai...łeeeeeah... no, generalnie mordy do obicia i dupska do skopania... mmm-mmm...

Mój umysł balansował między chęcią przemożnego snu a potrzebą wysłuchania Johna, która zniknęła tak szybko jak zaczął gadać z bardzo prozaicznej przyczyny - nie mówił mi nic czego już nie słyszałem.

- Spoko koko John. - mrugnąłem niewyraźnie pod nosem przerzucając się na drugi bok. - It's gonna be perfectly allraaaa...

Kolejne ziewnięcie ostatecznie wepchnęło mnie w objęcia błogiej nieświadomości*.

---

*w skrócie - dla mnie nic nowego, idę kimać ^^

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co za babsztyl! No, ale mamy darmowy nocleg, super. Jakby udało się jeszcze jakieś jedzonko skombinować... Charlie? Skoczysz do sklepu? Ciebie wszyscy lubią... Potem wejdziesz oknem, albo zostawisz zakupy w jakimś umówionym miejscu, co?

Kiedy Lilith zobaczyła dzieciaka na schodach zamarła na chwilę myśląc, że to jej wymyślony przyjaciel się wygłupia. Szybko się jednak zreflektowała, przybrała swoją zwykłą olewczą postawę i zerknęła na młodziaka z góry.

- Goji...? Brzmi jak Godzilla...Tak ją przezywacie, czy rodzice ją skrzywdzili?

Jak się dzieciak zaczął rozgadywać to Lilith wyciągnęła MP3 i włączyła swoją ulubioną piosenkę, zakładając słuchawki za uszy, żeby coś jednak słyszeć.

- Lodówki? - to słowo przykuło jej uwagę. - Umieram z głodu!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Popatrzyłam przez chwil kilka to na Johna, to na Aiko, z kocim uśmiechem na twarzy. Ta cała tsun, tsun akcja, może i kliszą zajeżdżała na kilometr...ale w wersji realnej, swój urok miała. Zresztą jak ta cała historyjka Johna, żywcem wzięta z jakiegoś animu, czy sentaia, a jednak tym razem to coś więcej, coś w czym będę uczestniczyła realnie. Umu. Chociaż, mógł to wszystko trochę ciekawiej z własnej strony przedstawić. Umu. No i dobrze, że jakieś czujniki zamontuje. Umu.

- John nii-san, rozumiem, rozumiem. - stwierdziłam, z poważniejszym uśmiechem ? Świetlista siła miłości jest gotowa do walki w słusznej sprawie, czy to chodzi o obronę planety w mojej maszynie, czy ściągnięcie kotka z drzewa.

Skończyłam swoją lekko kiczowatą kwestię, przyjmując pozę niczym power ranger, po czym ległam i czekałam, czy nasz weteran jeszcze coś powie. Ale patrząc jeszcze raz, na całą tą tsun tsun sytuację...przecież widać, że John nii-chan to jakiś kosmiczny wzorowy wojskowy, który mocno przedkłada obowiązek nad dziewoje. Szczególnie o tej porze. Mam przynajmniej taką nadzieję.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dzięki za informacje... James. Ja jestem Charles. Miło poznać.

Rozglądam się uważnie w czasie kiedy nas oprowadza, aby mniej więcej zapamiętać gdzie co jest i nie szukać potem w panice łazienki. W końcu zatrzymaliśmy się przed naszym pokojem. Wtedy dopiero przyjrzałem się dokładnie naszemu przewodnikowi. Cóż, wygląda dość zwyczajnie. Co prawda...

- Umieram z głodu! - stwierdziła Lilith głośno, przerywając moje przemyślenia.

- Ja też bym coś zjadł, ale teraz mamy ograniczone możliwości, jutro muszę pójść po zapasy. Póki co musimy się zadowolić kanapkami i rozłożyć na miejscu.

Wyciągam rzeczone kanapki. Niezbyt wiele, ale przynajmniej nie umrzemy z głodu. Zwracam się też jeszcze raz do Jamesa:

- To by chyba było na tyle. Ale jeszcze jedno pytanie: skąd znasz tak dobrze francuski? Uczą go tutaj w szkołach?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Gojira to Godzilla po japońsku - wyjaśnił szybko chłopak.

- Umieram z głodu! - krzyknęła chwilę później Lilith.

- Ja też bym coś zjadł, ale teraz mamy ograniczone możliwości, jutro muszę pójść po zapasy. Póki co musimy się zadowolić kanapkami i rozłożyć na miejscu.

- Proponowałbym nie hałasować o tej godzinie w kuchni - doradził James. - Niemniej mogę was poratować resztkami kurczaka z obiadu. Na zimno też jest niezły.

Zniknął w kuchni by po chwili wrócić z plastikowym pojemniczkiem wypełnionym jedzeniem.

- Nie martwcie się, jakoś mi się odwdzięczycie. To... do jutra?

- To by chyba było na tyle. Ale jeszcze jedno pytanie: skąd znasz tak dobrze francuski? Uczą go tutaj w szkołach?

- Czasem... ale ja nie jestem miejscooooooowy - potężne ziewnięcie przerwało chłopakowi. - Jak już mówiłem... do jutra.

Chwilę później Lilith i Charles znaleźli się w niewielkim pokoju wyposażonym bardzo prosto - biurko, krzesło, szafa, łóżko. Do tego kaloryfer, lampa... i na tym wyposażenie właściwie się kończyło. Nagle chomik w rękach Charlesa zaczął się poruszać i po chwili obudził się i zaczął rozglądać ciekawie.

- Gdzie ja jestem? Co się właściwie stało? - powiedział.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam nadzieję, że moje milczenie przyjmie za zrozumienie i odpowiedź twierdzącą na wszelkie pytania, bo nie chce mi się wyglądać z pod kołdry.

//Hmmm... idealnie wpisujesz się w kanon tsundere wiesz o tym?

Co?!? Znowu czytasz te chińskie komiksy?

//Po pierwsze to japońskie, po drugie jesteś na tyle nudna, że nie wiem co innego mogłabym robić- uśmiech zwycięstwa.

...

//Ciekawe czy on wie, że jestem tutaj jedynym inteligentnym urządzeniem... Brak mi towarzystwa. (:C) Co ja bym dała za cielesną formę... Pożyczysz mi swoje ciało?

Wiesz, że to niemożliwe i nawet jakby było to... NIGDY W ŻYCIU!

//Gdybym mogła to już byś taka niewinna nie była- szatański uśmieszek.

Dziwi mnie, że Mio jest taka spokojna... Chociaż w sumie po tym, co zobaczyła ostatnio wydaje się to całkiem normalne.

Lekko poruszyłam się pod pokryciem chcąc potwierdzić, że zrozumiałam wszystko, co John miał nam do powiedzenia.

Czeka nas długa noc...chyba, że da nam już iść spać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Obserwując reakcje doszedłem do wniosku, że nie był to do końca przemyślany pomysł. Nie miałem jednak innego wyjścia. Uśmiechnąłem się i zakończyłem.

- Dzięki wielkie za poświęcony czas. Musiałem to zrobić. Nigdy nic nie wiadomo. Naszła mnie taka myśl Mio, że przecież nasza nowa przyjaciółka cały czas będzie u Horakich, zapewniając dodatkową osłonę... lub zachętę do ataku. Do zobaczenia w szkole. I nikomu ani mru-mru.

Mówiąc to, wyłączam Pole Bitwy i idę z powrotem do mieszkania, zachowując ostrożność. Muszę trochę jeszcze pospać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jesteśmy w bezpiecznym miejscu. No, w miarę. Nie martw się, wygraliśmy i zaraz zwinęliśmy z tamtego miejsca. Aha, to nasza nowa znajoma - tutaj wskazuję na Lilith. - Wyjaśniła mi już trochę o co w tym wszystkim chodzi. No, może jeszcze jedno zostało: kim ty właściwie jesteś?

Mam nadzieję, że chomik będzie chciał współpracować. I tak zauważyłem już podstawowy problem naszej nowej siedziby, więcej mi nie potrzeba. Ech, mam nadzieję, że podłoga jest niezbyt twarda.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- No cóż... kurczak będzie musiał wystarczyć. Kanapki też mogą być. Przetrwam jakoś do jutra.

Charlie, jak tam nasze zapasy pieniędzy, stać nas na jakiś porządny obiadek?

Kiedy chomik na rękach Charlesa zaczął gadać Lilith wpadła w histeryczny śmiech krztusząc się słowami "gadający chomik". W końcu się jednak pozbierała i usiadła na łóżku pałaszując kanapki i udając całkiem poważną, jakby ten chwilowy wybuch wcale nie nastąpił.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Nazywam się Boo'r'ask i przybyłem tu z innego Wszechświata. Wiem jak to brzmi dla kogoś niezbyt obeznanego, ale lepiej się przyzwyczaj chłopcze. Widzę, że to diabelstwo się z tobą zsynchronizowało i nawet jeszcze żyjesz, więc teraz wpadłeś w to szambo na dłuższy czas... Ale może najpierw powiem ci coś więcej o sobie.

Chomik przez chwilę układał myśli, w końcu zaczął swoją historię:

- Jestem kosmicznym... najemnik... nie, to nie do końca dobre słowo, choć często wykonuję niebezpieczne misje za pieniądze. Nie mniej w tym samym stopniu jestem badaczem. Zostałem wynajęty by zbadać co stało się z pewnym transportem, który rozbił się gdzieś w tej okolicy... i mam na myśli zarówno tą planetę, to Uniwersum, jak i to miasto... skomplikowane - westchnął. - Nie mam siły tłumaczyć za dokładnie więc... wstępne skany waszej planety wskazały, że moja rasa jest podobna do miejscowego zwierzęcia, więc aby lepiej wtopić się w otoczenie wykorzystałem miniaturyzator, który mam na okręcie. Na Polu Bitwy efekt da się cofnąć, ale moje Urządzenie jest uszkodzone i proces samonaprawy może zająć nawet kilka tygodni. Co gorsza straciłem komunikator, który pozwoliłby mi połączyć się z moim statkiem, który jest w tej chwili na orbicie Ziemi. Myślę, że korzystając z ziemskiej technologii mógłbym wyprodukować jakąś jednorazówkę, ale to też zajmie sporo czasu bo... skomplikowane.

Chomik westchnął i przez chwilę zbierał siły.

- Reasumując, póki co jestem skazany na tą formę, zminiaturyzowanego wielkiego kosmicznego chomika.

Nagle przyjrzał się bliżej Charliemu, który z kolei obserwował jego z łagodnym uśmiechem.

- Chwila... ty na pewno nie jesteś z okrętu.

- Nie, jestem miejscowy - odpowiedziało wesoło Urządzenie w ludzkiej formie.

- I jesteś klasy S.

- Nie inaczej.

Chomik zagwizdał cicho i pokręcił głową po czym stwierdził:

- Co się do demonów dzieje na tej planecie?

***

Tymczasem kilka dni po nocnej przygodzie, w domostwie państwa Horaki przenikliwy dzwonek budzika wwiercał się w czaszki wszystkich poza Mio, która całkowicie go ignorowała.

- MIO! WYŁACZ! TO! CHOLERSTWO - nie zdzierżyła siostra dziewczyny.

- MNHMMM - dobiegło pełne oburzenia stwierdzenie spod sterty koców, gdzieś pod którą najprawdopodobniej znajdowała się Aiko.

//To co chce przekazać Aiko to "zgadzam się, wyłącz to do wielu niecenzuralnych słów". Co więcej popieram ją, mimo braku bezpośrednich receptorów fal dźwiękowych. Echo w umyśle mojej mistrzyni jest wystarczająco irytujące.

Mary zrobiła "coś" i umożliwiła kontakt telepatyczny między trójką młodych Mistrzów. Dodatkowo mogła też sama rozmawiać z innymi i teraz próbowała wymyślić najokrutniejszy mentalny sposób na wyrwanie Mio ze snu. Ta jednak na szczęście się obudziła i poruszając niemal automatycznie zarzuciła szlafrok i ruszyła w kierunku łazienki. Gdy otworzyła drzwi mózg potrzebował kilku sekund by przetworzyć obraz przed jej oczami. Konkretniej Matta, ubranego wyłącznie w ręcznik i wpatrującego się w nią ze szczoteczką w zębach. Krzyk, który nastąpił chwilę później nie tylko ruszyłby nawet umarłego, ale spowodował że sekundę później Matt był już w towarzystwie całej trójki mieszkającej z nim dziewczyn. Co ciekawe Aiko miała na głowie czapkę...

- Nie wiem co wy tam robicie, ale śniadanie będzie za 10 minut! - dobiegł z dołu okrzyk pani Horaki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Widząc niespodziewany najazd trzech spragnionych krwi samic nie tylko zacząłem się krztusić, ale o mały włos nie połknąłem swojej szczoteczki w całości. Splunąłem do umywalki i złapałem kilka spazmatycznych oddechów.

- Dobra, dobra, chwila, chwila! Zanim przejdziemy do wniosków, w którym to ja będę sprawcą...! - wyrzuciłem z siebie z prędkością karabinu maszynowego kalecząc japoński na każdej literce.

Upewniłem się, że dobrze zawiązałem ręcznik, dla pewności nawet przytrzymałem go jedną ręką. Cholera, jeśli ta zasłona spadnie to ja wyląduję w sąsiedniej ścianie... historia o chłopcu, który pokonał inwazję Obcych a zginął od incydentu w relacjach damsko-męskich. FABULOUS!

- Po pierwsze... - chwila, zwrot na szkło, udaj, że się nie stało, patrz się w lusterko... - To nie ja wtargnąłem bez pukania. Po drugie, jak widać zresztą, mam na sobie ręcznik, po trzecie, od oglądania gołej klaty nikt jeszcze nie zginął a sam nie widziałem nic ciekawego i na pewno tak zostanie. Nie kuście mnie kobiety... - dodałem już z typowym dla siebie luzem zwyczajnie odganiając myśli do czego może zaraz dojść. - I dajcie mi jeszcze sekundę i zaraz zwalniam wam łazienkę.

Jeżeli sytuacja została w miarę opanowana odkrzykuję jeszcze pani Horaki:

- Nie ma żadnego problemu!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dobrze, Boo'r'ask... tak to było? Mogę cię po prostu nazywać Boo? Rozumiesz, tak jest prościej. Aha, chyba ci się nie przedstawiałem. Jestem Charles, to jest Lilith, a to Charlie.

Kolejna tura tłumaczeń, jeszcze więcej mącenia. Jeszcze trochę, a wszelkie myśli o spokojnym, w miarę normalnym życiu będzie można pogrzebać gdzieś głęboko.

- Chwila - mówię, kiedy Boo i Charlie kończą swoją wymianę zdań. - Rozumiem, że rozbił się tutaj transport, który przenosił więcej tych całych Urządzeń, ale Charlie nie jest jednym z nich, tak? I że więcej ludzi znajdzie je i uruchomi? I że wcale nie mamy pewności, że wszyscy mają dobre zamiary?

Jeśli wszystko dobrze rozumiem, to sytuacja jest poważna. I znając swoje szczęście wpadłem w to po uszy, więc pora szykować się na wiele bólu i niewygód...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ten...no. Byłam przed chwilą w łóżku, ktoś coś chyba mówił o wyłączaniu czegoś? Z pozycji w jakiej jestem, wnioskuję, że chodziło o budzik i chyba wstałam. Ewentualnie dalej śpię, tylko mi się śni, że wstałam. Chociaż z drugiej strony, co robiłby półnagi Matt-san w moich marzeniach sennych. Chętki na niego, aż takiej mocnej, to nie mam. Chociaż, to i tak lepiej, niżby trafił mi się półnagi John w łazience. Tylko jakim cudem on by się tutaj znalazł, w przeciwieństwie do...matte, matte...Matt w samym ręczniku.

-EEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEK?!

Momentalnie poczułam, że robię się cała czerwona na twarzy, ale i przy okazji dobudzona na maksa. Nie wiedziałam co spowodowało to zaskoczenie, przecież tyle razy widziałam takie akcje w filmach czy kreskówkach. Zresztą i w realnym świecie nie jest to jakiś specjalny widok. Chyba. Czy to przyzwyczajenia z samotnego pomieszkiwania z siostrą, czy to multum możliwości rozwoju tej sytuacji, czy to ewentualna reakcja koleżanek ze szkoły gdyby usłyszały o tym, czy to...

-Hu, hu, hu. Doushio, doushio...

Dziwaczny uśmieszek pojawił się po chwili na mojej twarzy. Średnio zwracałam uwagę na przybycie Rin i Aiko, tłumaczenia chłopaka oraz resztę otoczenia. Głównie ze względu na buzującą w mojej głowie fantazję, jak i poszukiwania jakiegoś przypadkowo zabłąkanego mydełka na podłodze. Co przygoda, to przygoda, hu, hu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...