Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

P_aul

Device Masters

Polecane posty

Wyszedłem z gabinetu wicedyrektora, mijając po drodze Lilith. Czyli naprawdę, naprawdę będzie z tym kombinować... ech, przez chwilę byłem na nią naprawdę zły, nie wiem nawet dokładnie dlaczego. Ale niech robi jak chce, czasami lepiej zwyczajnie odpuścić. Zresztą mam teraz inne problemy. Muszę sobie znaleźć klub, w zasadzie to nawet dwa. I nie ja jeden, ale grupa pozostałych uczniów z wymiany szybko się rozeszła. Cóż jeszcze będziemy mieć czas, żeby się zapoznać, choćby w klasie. A skoro już o tym mowa, to nie ma co tak stać na korytarzu, pora zacząć swoje nowe szkolne życie na dobre.

Nowa klasa, nowi ludzie... nie było źle. Przedstawiłem się gładko, starannie wymawiając wyuczoną frazę, choć ciągle z lekkim akcentem. Widziałem, że niektórzy przyglądają mi się dość ciekawie, jakby nie byli pewni, czego się spodziewać po nowym uczniu, do tego obcokrajowcu. Udałem, że tego nie zauważyłem i pewnym krokiem zająłem wolne miejsce z tyłu klasy, gdzie miałem dość dobry widok na całą resztę. Siedziałem za jakimś wysokim, nieco pulchnym chłopakiem, który nie wyglądał na typowego Japończyka i chyba najmniej przejął się kimś nowym w klasie. Przechodząc obok niego przez sekundę coś mnie... tknęło. Po prostu odruchowo na niego zerknąłem, jakbym miał zobaczyć coś więcej niż tylko zwykłego ucznia. Nic takiego się jednak nie stało, choć przez chwile odwzajemnij moje spojrzenie, po czym szybko wlepił wzrok w zeszyty. Chyba nie jest zbyt towarzyski.

W życiu bym nie pomyślał, że ludzie mogą mieć tyle zainteresowań i zdolności organizacyjnych naraz. Liczba tutejszych klubów była doprawdy imponująca. Rozmaite drużyny sportowe, stowarzyszenie mangi, klub naukowy, kucharski, muzyczny, go, mahjonga, samoobrony, rysunku, szkolny chór... Wszystko i jeszcze trochę. Na początku byłem nieco zdezorientowany, nie mogąc się zbytnio zdecydować pomiędzy klubem artystycznym, a kucharskim... Interesowała mnie zarówno tutejsza kuchnia jak i styl rysunku, a raczej nie miałem ochoty upychać obu w swoim grafiku. Ostatecznie wybrałem jednak kucharski, wychodząc założenia, że zdolność ugotowania czegoś z tutejszych składników bardziej mi się przyda.

- Potrafisz już coś?

Przewodnicząca klubu nazywała się Yukari i wyglądała na całkiem miłą, choć niezbyt cierpliwą dziewczynę. Wchodząc do sali klubowej akurat trafiłem na moment, kiedy krzyczała na jakiegoś wysportowanego chłopaka (Ryojiego? jakoś tak) zbierającego szczątki talerza z podłogi.

- Trochę tak. Jeszcze we Francji często sam dla siebie gotowałem.

- We Francji, powiadasz? - w jej oku pojawił się błysk zainteresowania. - Słyszałam o grupce uczniów z wymiany, ale nie liczyłam na Francuza.

- No, tak się złożyło.

- Dobra, zrobimy tak. Masz tu papiery, wystarczy że wypełnisz wszystkie pola i dasz mi do podpisu, a zostaniesz przyjęty. Ja i reszta pokażemy ci smaki Japonii, a w zamian ty podzielisz się swoją wiedzą o kuchni Francuskiej. Pasuje?

- Pasuje.

No, to pierwszy klub mamy z głowy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lekcje, jak to lekcje, były nudne. Lilith głupiała, kiedy uszami słyszała całkiem niezrozumiałe paplanie, które potem w jej głowie tłumaczyło się na bardziej zrozumiały język dzięki Charliemu. Musiała się oczywiście przywitać i przedstawiać każdemu nauczycielowi, czego nigdy by nie zrobiła gdyby nie dokładne wskazówki Charliego co do wymowy tego, co chciała powiedzieć. Nie obyło się również bez żenującej prezentacji uczennicy z wymiany na środku sali, po której zasiadła gdzieś na końcu sali, wyjęła jeden ze swoich brudnopisów i, udając że uważnie słucha nauczyciela, bazgrała walkę z dnia poprzedniego.

Wbrew temu, na co po cichu miała nadzieję, nie trafiła do klasy z nikim z wymiany. Paru skośnookich próbowało ją nawet zagadać na przerwach, ale zbywała ich słodkim uśmiechem i jakimś długim, zawiłym zdaniem po francusku.

Kazali jej też ściągnąć słuchawki. Nikt nie rozumiał, że przecież ma je za uszami, mp3 jest wyłączone i wszystko doskonale słyszy. Musiała je schować do plecaka...

Po tym całym teatrze jakim dla Lilith były lekcje, udała się na poszukiwania jakiś informacji o tych całych klubach. Kręciła się tam i z powrotem nie wiedząc, gdzie powinna zacząć, a tym bardziej gdzie zakończyć poszukiwania. Budynków szkolnych było kilka, więc na samą myśl o przeszukaniu ich wszystkich bolały ją nogi. Wybawieniem mógł się okazać wyglądający nie-azjatycko chłopak z czarnymi włosami do ramion, który pojawił się w zasięgu wzroku. Miała wrażenie, że mijała go w drzwiach do gabinetu dyrekcji, więc pewnie będzie zza granicy, a to z kolei oznaczało, że będzie się dało z nim normalnie pogadać. Przyśpieszyła kroku i już po chwili stała przed o głowę wyższym chłopakiem, któremu szeroki uśmiech chyba nigdy nie schodził z twarzy.

- Hej, też jesteś z wymiany? - spytała niepewnie po angielsku.

- Heeeej! - uśmiechnął się szeroko roztaczając wokół siebie tyle uroku osobistego ile był w stanie. - Jak miło mi Cię poznać! Jestem Matt Grishaw.

Na ten wybuch entuzjazmu Lilith ledwo co powstrzymała odruch, żeby zasłonić się rękoma. Zamiast tego uśmiechnęła się promiennie i po przyjacielsku walnęła chłopaka piąchą w ramię.

- Jak miło rozumieć, co się słyszy! Jestem Lilith Rince i właśnie błądzę po tym molochu... Wiesz może, gdzie są te całe kluby? A najlepiej jakiś spis wszystkich, żeby dało się łatwo wybrać.

- Hah. - wyszczerzył zęby. - Niech zgadnę, twój pierwszy dzień w tym nowym, wspaniałym i dziwnym świecie?

- Tak, pierwszy dzień w tym przecudnym, słodziasznym i megauroczym świecie. Sama nie rozumiem, jak wcześniej mogłam żyć gdziekolwiek indziej... - odparła nieco bardziej cynicznie, niż zamierzała, ale niegasnący entuzjazm Matta pozytywnie ją zaskoczył.

- Sam zadałem sobie to pytanie co najmniej raz... ale wracając do rzeczy ważnych! Najpewniej podbiłbym do sekretariatu albo czegoś w tych gustach albo spytał się jakiegoś sensei'a o listę. Naprawdę nie uwierzysz jakie kluby tutaj mają. Kendo, samoobrony, muzyczny, widziałem a właściwie czułem, że także coś pichcą w wolnym czasie... Masa możliwości. - westchnął z lekko rozmarzoną nutą. - Pokręcisz się parę minut po korytarzach i nie będziesz mieć pojęcia do jakiego klubu się zapisać.

- Heh - uśmiechnęła się niepewnie na myśl o rozmowie z jakimś kolejnym Japończykiem. - Po korytarzach, mówisz...? Czyli wystarczy, że będę zaglądać do losowych sali, a tam będą kluby, czy może są podpisane na drzwiach? Wybacz tą stertę pytań, ale czuję się nieco... - nie na miejscu, tak, stanowczo mnie tu nie powinno być, głupi kosmito, pomyślała, ale na głos zakończyła - zagubiona.

- It's gonna be allright. Kluby mają obecnie dni otwarte, więc bez problemu poznasz, zazwyczaj po grupce kręcących się w pobliżu ludzi, czy trafiłaś w odpowiednie miejsce. A poza tym tutaj wszystko mają oznakowane nawet po kilka razy, więc... - tutaj podniósł uniesiony w górę kciuk i, Lilith nie spodziewała się, że to możliwe, ale jednak: uśmiechnął się jeszcze szerzej - no stress.

- Taaaaaak - niepewny uśmieszek - oznakowane... To świetnie. Dzięki. Dni otwarte... tak, to stanowczo zmienia postać rzeczy. Dobre, krzaczaste oznakowanie nie jest złe. W każdym razie dzięki za pomoc. Mam nadzieję, że się jeszcze spotkamy, mieszkasz może w internacie tutaj, o, za rogiem? Tym, z wielkim, łuskowatym potworem w recepcji?

- Nie, nie - odparł spokojnie. - Nie mieszkam, w tym jak to określiłaś, potworze tylko... - spojrzał na zegarek i chyba nagle zdał sobie sprawę, że jest spóźniony. - O cholera! Zajęcia klubowe! Musze lecieć! Bye, bye! Have fun! - rzucił na odchodne.

Lilith jedynie zdążyła podnieść rękę, żeby pomachać na pożegnanie.

Jeszcze chwilę stała i bezmyślnie patrzyła w miejsce, gdzie przed chwilą był Matt nie chcąc dopuścić do wiadomości, ile jeszcze czeka ją rozmów w tym znienawidzonym japońskim. Nawet walka z kosmitami wydawała jej się łatwiejsza, mniej stresująca, a już na pewno ciekawsza.

Jak się tylko tu pojawisz to cię zabiję, a już na pewno mocno poturbuję, ty kreaturo bez żadnych skrupułów, poinformowała Charliego.

- Mają nawet klub pisarski i książkowy, widzisz? Ciekawe... gdybym w życiu przeczytała choć jedną japońską książkę, może bym to nawet rozważała. I muszę mieć coś związanego ze sportem tak...? Dobra, to co oni tu mają... Walka, walka, walka. Mmmmm...

Po razy już trzeci tego dnia Lilith siedziała na tej samej ławce na dziedzińcu, a obok rozparł się jej wymyślony przyjaciel. Jako, że miała już tego wszystkiego kompletnie dość nawymyślała Charliemu i nakłoniła go, żeby to on poszedł do pokojów władz szkoły i załatwił papierek, który teraz ściskała w dłoniach. Był to spis klubów. Napisany normalnym alfabetem. Po angielsku. Dziewczyna garbiła się nad kartką i wyliczała na głos plusy i minusy poszczególnych klubów

- Po ostatecznych rozrachunkach moimi faworytami są kluby: tańca współczesnego, rzemiosła artystycznego i samoobrony. I który z nich wybrać? Wiesz, w ogóle się zastanawiałam, czy nie mógłbyś mi zwolnienia napisać, co?

- Nie.

- Mogłabym je sama podrobić?

- Nie. Lilith, to naprawdę nie będzie całe twoje życie, a jesteś jeszcze młoda i powinnaś się rozwijać!

- Ta, ta, ta? Dobra, to jak myślisz? Jak dla mnie rzemiosła muszę odrzucić, bo nie są sportowe, więc i tak poza nimi coś bym musiała mieć. A przecież nie będę chodzić do dwóch klubów, bez przesady.

- Czemu nie? Według mnie powinnaś się przejść po salach klubowych i zobaczyć, co mają ci do zaoferowania, a nie wymyślać tak na sucho.

- Nieee, wszyscy będą się na mnie gapić, rozmawiać do mnie, może jeszcze uśmiechać się?

- Tchórzysz?

- Chyba kpisz! Po prostu? Ja? - spojrzała na niego z wściekłością. ? Przebiegły kosmita. Dobra, ale idziesz ze mną i tłumaczysz.

- Oczywiście, Pani ? Charlie uśmiechnął się szeroko i zwinnie przeskoczył ławkę by zniknąć gdzieś w krzakach. Zawsze i wszędzie przy tobie, Pani.

Lilith zaklęła siarczyście po czym wstała z ociąganiem i skierowała się do budynków szkoły.

Klub rzemiosła artystycznego okazał się niemożliwy do odrzucenia. Lilith ledwo otworzyła drzwi to ogarnęły ją przenajróżniejsze zapachy drewna, skóry, różnych klejów i rozpuszczalników, na ścianach wisiały piękne gobeliny, hafty, kolorowe stroje. Zaraz obok drzwi stał drewniany, ślicznie żłobiony kufer. Z przeciwległego kąta spoglądał na nią drewniany manekin, podłoga była pochlapana farbami, pod ścianami stały najróżniejszych rozmiarów ławki i stojaki, a zaraz obok okien znajdowała się duża, otwarta szafa, w której wisiały narzędzia, których nie powstydziłby się niejeden seryjny morderca ze słabego horroru.

Lilith dopiero po chwili zdała sobie sprawę, że stoi w drzwiach z otwartymi ustami.

Przy jednym ze stolików stała kobieta w średnim wieku, dłubiąca z przejęciem w klucku drewna. Podniosła głowę, uśmiechnęła się i zachęcająco skinęła na dziewczyną nie przerywając nawet swojego zajęcia.

Po chwili zwiedzania i dokładnego przyglądania się poszczególnym eksponatom mała Indianka usłyszała, że kobieta coś powiedziała.

Jak byś czegoś potrzebowała albo nie wiedziała to pytaj śmiało, przetłumaczył Charlie.

Wiesz co, mój drogi kosmito? Myślę, że to jest to. Tylko teraz muszę o tym poinformować resztę świata.

Kiedy tylko zaglądnęła za drzwi, na których tabliczka informowała, że jest to klub samoobrony, coś plasnęło i usłyszała czyiś stęk. Ktoś na środku sali pozbierał się z podłogi i ruszył do kontrataku. Wyprowadził kilka ciosów, które były skutecznie kontrowane, a po chwili obie postaci zwarły się ze sobą i wylądowały na podłodze, co wcale nie przerwało ich zażartej walki.

Była to zapewne walka pokazowa, bo blisko drzwi stał mały tłumek, który gorąco komentował każdy ruch śmiałków.

Lilith jeszcze raz rzuciła okiem na tłukących się ludzi.

Nie, jakoś to do mnie nie przemawia.

- Zamykamy za piętnaście minut, moja droga. Jakbyś czegoś potrzebowała, to proszę szybko, bo zaraz pakuję papiery ? przetłumaczył Charlie słowa smukłej, młodej kobiety siedzącej na ławie pod ścianą w klubie tańca nowoczesnego.

Lilith wymruczała coś na znak, że słyszała i rozejrzała się po sali. Było to duże pomieszczenie z ogromnymi lustrami na jednej ścianie, na drugiej zaś wisiał ekran, na którym wyświetlany był film, zapewne z zajęć. Z niewielkiego bumboksa leciała niegłośno muzyka.

Kurczę, nie mam takich ciuszków, żeby skakać i się tak wywijać. Jak myślisz, zapewniają coś takiego, czy będę musiała sobie kupić jakiś dres?

O, czyli jesteś zdecydowana na ten klub? Charlie odpowiedział pytaniem na pytanie sprawiając wrażenie wyraźnie zadowolonego.

Yeap, ujdzie w tłumie, przynajmniej nikt nie strzaska mi twarzy.

No to najlepiej będzie porozmawiać z prowadzącą o wszystkich szczegółach i poprosić o papiery.

Ech. Tak, jasne. Mój ulubiony fragment poszukiwań klubów?

- Patrz, Charlie, jaki fikuśny plakat. Wygląda na reklamę jakiegoś koncertu, tylko te krzaczki mi wszystko zasłaniają.

- Taaaa, patrzę właśnie? - odpowiedział zamyślany chłopak gładząc się po brodzie. ? Duża impreza? Tak. Ciekawe.

- Ciekawe? Czemu nagle ciekawi cię skośnooka scena muzyczna?

- Lilith?

- Japońska scena muzyczna? ? poprawiła się znudzonym głosem.

- Widzisz, duża impreza, dużo ludzi w jednym miejscu, świetna okazja do ataku. Wątpię, żeby nasi wrogowie przegapili taką okazję?

- Nieee?

- Tak, Lilith, uważam, że powinniśmy się tam udać.

- Chyba zdechnę słuchając tych? tego? - zmrużyła oczy i popatrzyła groźnie na przyjaciela. ? Ale jak ich tam nie będzie to dopiero oberwiesz. Będę cię sobie wyobrażać jako małą dziewczynkę w różowej spódniczce i kucykach. Albo jako syrenkę, będziesz się dusić na powietrzu i znikać, a ja cię znowu przyzwę i tak bez końca?

- Jasne, jasne. Wracajmy do tego internatu, bo się zaczyna robić ciemno i zaraz ci obiad wystygnie. Tam pomyślimy o tym, jak się dostaniemy na ten rewelacyj?

Dziewczyna bez ostrzeżenia zasadziła mu kuksańca w żebra i roześmiała się widząc, jak się zwinął, przez co ledwo uskoczyła przed atakiem siatką z zakupami.

- Uważaj, bo rozwalisz!

- Było nie zaczynać ? odparł spokojnie Charlie ruszając w jej kierunku gotowy na odparcie nowych szturchnięć.

Lilith nie mogła powstrzymać śmiechu na widok jego miny.

------

Dołączam bazgroły Lilith

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sobotni wieczór. Mimo przybycia dużo wcześniej tłum przed halą koncertową jest zatrważający. Nie każdy oczywiście musi się przezeń przebijać. Kojo i John w ostatnich dwóch dniach spędzili dobre osiem godzin na scenie i za nią i teraz czują się jak w domu w plątaninie kabli, w ciasnych przejściach, wśród biegających jak szaleńcy ludzi z walkie-talkie, wielkimi słuchawkami lub niewielkimi bluetoothami przy uchu.

- Próba dźwięku za 3... 2... 1...

Ci którzy dopchali się już na halę mogli usłyszeć 30 sekund jakiejś piosenki.

- Gdzie jest kostium numer cztery do cholery?! - jakaś kobieta ochrzaniała z góry na dół trzy inne.

- Jedziecie dokładnie zgodnie z planem, trzydzieści sekund a potem...

- Czwarty z lewej coś nawala, gdzie jest oświetle...

- Szefie mamy problem z mikrofonami 3 i...

- Za mną chłopcy dość gapienia się - obaj zostali siłą pociągnięci w kierunku garderoby. Przyszedł czas na makijaż, stylizację włosów i kostiumy. Na szczęście nic wymyślnego ani zbyt krępującego ruchy. No, poza idiotyczną opaską na oko, na szczęście cienką i lekko przezroczystą, więc nie ograniczającą zbyt widoczności.

***

Przed halą sytuacja wyglądała naprawdę tragicznie. Ludzie próbowali kupić bilety, robili małe majątki sprzedając bilety 50 razy drożej niż ich oryginalna cena, piszczące nastolatki niemal mdlały na samą myśl o zbliżającym się koncercie.

"Kiedyś będą się tak tłoczyć na mój występ" - przebiegło przez głowę Matta.

Aiko tylko mocno, oburącz, trzymała swoją czapkę.

//Jak się bawisz dziewczyno? Widzę, że już ci się podoba! Mary jak zwykle próbowała być zabawna.

***

Zostało dwadzieścia minut. Główna niejako sprawczyni całego tego zamieszania miała tremę. Nic nowego. Niemniej to był ten moment. Trzymała się z dala od własnej garderoby. Tam, niczym harpie czekały na nią dziennikarki i kilka fanek, które miały dość szczęścia by dostać wejściówki za kulisy. Zajmie się nimi PO koncercie. Teraz siedziała samotnie, już przygotowana i w kostiumie, zawinięta w biały koc. Jak najdalej od wszystkiego. Od zamieszania. Od ludzi. Właśnie, ludzie. Zawsze znajdzie się na kulisach koncertu przynajmniej kilku dziwaków. Na przykład tamta kobieta ubrana tylko w długie, szerokie spodnie i niewiele zasłaniający stanik. I tak bardzo skromnie, w porównaniu z niektórymi piosenkarkami... Pewnie support. Chłopak z dziwnie jasnymi włosami. Zaledwie jej mignął. Młoda dziewczyna w zwykłej białej sukience. Pewnie dzieciaki kogoś z obsługi... O, ta grupa jest ciekawa. Chyba tancerze. Ale stroje wyjątkowo dziwne, jakby... zakon w stylu europejskim? To nie pasuje to żadnej mojej piosenki. I czemu muszą iść w moim kierunku?!

- Przepraszam dziewczynko...

Kobieta, liderka grupy, miała niesamowite włosy. Długie niemal do pasa i w kolorze blond ale o jakimś niesamowitym odcieniu, przez co wydawały się niemal błyszczeć. Niezła robota stylistki...

- Nie widziałaś może czegoś... - zawahała się, spojrzała na mężczyznę po prawej. Ten lekko pokręcił głową i wzruszył ramionami - ach, nieważne. Poradzimy sobie. - uśmiechnęła się ciepło.

- Rozejść się, zabezpieczyć teren, wypatrywać niewielkiego... - dobiegło jeszcze do uszu Ami... nie. Od teraz jestem Asami. Za chwilę czas zrobić Show!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jedyny sposób jaki znalazłem na zagłuszenie wwiercającego się w mózg piszczenia mdlejących nastolatek to drzeć się jeszcze głośniej we własnych myślach. IT'S FRICKIN END OF THE WORLD! IT'S AWESOMEEEEEEEEEEEEEEEEE...!

- Jak tam żyjesz Aiko?! - musiałem niemalże wydzierać, żeby jakiekolwiek słowa mogły do niej dojść. Starałem się nie iść z nurtem tłumu i trzymać w miarę blisko znajomych twarzy... Ale rany, to przechodzi wszelkie pojęcie! - Nie martw się, przebijemy się przez ten choke point i powinno być lepiej! - przynajmniej taką miałem nadzieję, bo do tej pory nie miałem doświadczenia z koncertami szalenie popularnych idolek pop czy czegoś w tych gustach a obecna publika zdawała się zupełnie nieprzewidywalna. A co do tam do licha! Jeżeli ktoś z nich rozkręci mosh pita albo ścianę śmierci będę pierwszym, który wbiegnie w sam środek! Uśmiechnąłem się szeroko rozbawiony na samą myśl. Pop i pogo? Chyba naprawdę, gulaszu, zapomniałeś w jakim świecie się znajdujesz... no, właśnie aż za dobrze pamiętałem dotychczasowe balangi z Urządzeniem. Ponieważ krzyk nie miał sensu postanowiłem wykorzystać Mary jako przekaźnik informacji oraz dobrego słowa wszelakiego.

- Nie mam siły dłużej walczyć z nurtem ludzie, więc powiem tylko tyle... - kiedy już przebiliśmy się przez bramki poczułem się jak część fali tsunami jaka z rykiem ruszyła wprost pod scenę. - Będę pod sceną! Have fuuuuuuuuuuuuun! - śmiejąc się głośno i czując żywioł miałem wrażenie jakby niesiono mnie na rękach. Nawet jeśli ta cała piosenkarka nie okaże się w połowie tak dobra jak zapowiadali to samo to szaleństwo i przeżycie tego na żywo było warte swojej ceny! Heeeell yeeeeeeeaaaaaaaah!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sięgam po zegarek i zakładam go na szyję, chowając go pod ubraniem. Spoglądam na Kojo, sięgając po opaskę. Może go zastanowić moje zaaferowanie zegarkiem.

- No co? Pamiątka rodzinna- regularne kłamstwo dla agenta takiego jak ja.

Zakładam opaskę na prawe oko i spoglądam w lustro. Dobra, razem z charakteryzacją całkiem dobrze mnie to zamaskuje. Hej, panie przystojny! Zarąbiste. Ile panien by na to poleciało... Kurka, przecież w tym wieku tutaj to nielegalne. Ze złością zapinam pas z pochwą na katanę i sprawdzam, czy ostrze gładko wychodzi. Doskonale. Odwracam się do Kojo.

- Dobra, gotowy? Powodzenia i nie dźgnij mnie sztychem.

Przypominam sobie cały układ choreograficzny, jednocześnie uspokajając oddech. Lepiej, żeby coś w trakcie koncertu się wydarzyło, inaczej będzie to strata czasu. Całe szczęście, że nawet te rekwizyty pomimo tępych ostrzy nadal nadają się do dźgania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ostatnie dni przygotowań jak zwykle były męczące. Ci wszyscy ludzie, ukrywanie Ami... Ale dość tego, czas zacząć SHOW!

Wstałam energicznie, prześcieradło zsunęło się ze mnie.

- Kyaaaah! - mruknęłam, przeciągając się, jednocześnie w pobliskim lustrze przyjrzałam się uważnie pracy, którą wykonały stylistki - Jak zwykle wyglądam świe...

- Asami, tu jesteś! - dał się słyszeć znajomy głos Kyoko, mojej managerki, jednej z niewielu osób wtajemniczonych w całą maskaradę - Dobrze wiesz, że musimy doczepić ostatni element stroju!

- Hai hai! - rzuciłam uśmiechnięta i podreptałam za nią do garderoby, bocznym wejściem, żeby nie natknąć się na tłumy dziennikarzy. Zdenerwowane stylistki natychmiast rzuciły się na mnie, sadzając w fotelu. Po kilku minutach wszystko było gotowe.

- Idziemy! - krzyknęła Kyoko, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc w kierunku sceny - Zaczynamy za 5 minut!

Liczba ludzi jak zwykle oszałamiała, hala była zapchana do granic, wszyscy tłoczyli się i wrzeszczeli. Kocham to! pomyślałam, patrząc na nich z góry. Techniczni sprawdzali jeszcze po raz ostatni wszystkie zabezpieczenia. Po chwili unieśli kciuki w kierunku pokoju kontrolnego, dając sygnał, że można zaczynać. Zrobiłam to samo, wiedząc, że Kyoko gdzieś tam jest i ze zdenerwowaniem obserwuje ten 'niebezpieczny' początek. Rozległy się się dźwięki pierwszego utworu. Jednocześnie naprawdę zaczął się SHOW. Z uśmiechem zeskoczyłam w dół z wysokiej platformy, zadziałały zabezpieczenia a ja poczułam, jak dosłownie frunę nad tłumem. Zdumieni ludzie podnieśli głowy, pisk wzmógł się, mam nadzieję także na widok mojego stroju. Ciągle śpiewając zanurkowałam jeszcze kilka razy nad głowami ludzi, po czym wylądowałam na scenie wśród wybuchów, dymu i oszałamiającej scenografii. Zrobili tu kawał świetnej roboty... wyszeptałam w duchu do siebie, jednocześnie machając fanom. Za mną toczyły się 'walki' przebranych w dziwne stroje ludzi, tych samych, których widziałam wcześniej. Czując rosnącą radość śpiewałam coraz bardziej szczęśliwa, nogi same poniosły mnie do tańca. Wraz z nutami kończącymi piosenkę podskoczyłam, skrzydła odczepiły się i zniknęły, dla obserwujących ludzi wyglądało to, jakby rozpadły się na tysiące świetlistych odłamków.

- Minna! Dakishimete! - krzyknęłam głośno, na co odpowiedział ogłuszający ryk. Wszędzie wokół dało się dostrzec poruszające się w rytmie utworów różnokolorowe światełka trzymane przez fanów. A to dopiero początek!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czego to ja nie zrobię dla odrobiny grosza... przynajmniej będę nieco do przodu, a to oznacza: więcej dango. Tak... hmmm, a ten czego chce? Coś tam chowa sobie pod ubraniem, ale wygląda to na zwykły zegarek. Że niby pamiątka? Tak się składa że wiem co nieco o pamiątkach rodzinnych, nie żeby mnie jego zegarek jakoś specjalnie obchodził, niech sobie chowa co chce byle to nie był pistolet.

-Nie musisz się tłumaczyć, rozumiem.- odpowiedział Kojo, po czym dokończył przebieranie. Sprawdził czy wszystko się trzyma i ruszył razem z Johnem w wyznaczone miejsce.

-Postaram się nie popełnić żadnej pomyłki.- odpowiedział znów Johnowi Kojo.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W internacie okazało się, że ktoś doniósł drugie łóżko i biurko do ich pokoiku, więc 'kuzynostwo' mogło spokojnie siedzieć tam razem.

Przy kolacji grali we trójkę w karty mocno już wysłużoną talią, która dzielnie trwała z Lilith i Charliem od kiedy się poznali.

- Wybieramy się na koncert Asami - zagaił Charlie tasując karty. - Zastanawiam się, czy byś się z nami nie wybrał?

- Wybieramy? To brzmi, jakbym szła tam z własnej, nieprzymuszonej woli - sarknęła Lilith.

- Rozumiem, że macie jakiś konkretny powód poza chęcią popatrzenia na słodką gwiazdeczkę popu hasającą po scenie?- Charles odebrał swoje karty i spojrzał w nie, starając się zachować możliwie obojętną twarz, zupełnie jakby grali na sztabki złota.

- Cieszę się, że podzielasz moją niechęć do tego rodzaju... rozrywki - dziewczyna posłała mu przelotny uśmiech. - No nie! Charlie! Co to mają być za kary? Nie umiesz tasować?!

- Owszem, na samym, jak to ująłeś, hasaniu gwiazdeczki na scenie jakoś najmniej nam zależy - odparł Charlie zupełnie ignorując wybuch swojej Pani. - Mam pewne przypuszczenia... Widzisz, duża impreza, dużo ludzi, wszyscy zaaferowani szaleństwem na scenie. A gdzieś tu w okolicy grasują... kosmici, powiedzmy, którzy mają dość nieprzyjemne zamiary wobec tej planety. Wiesz już, o co mi chodzi?

- Nie, żeby gwiazdeczki mi jakoś przeszkadzały - uśmiechnął się lekko, zamieniając jedną kartę miejscem. - Ale mniejsza z tym. Hmm... mogę iść. Raz, będzie pewnie na co popatrzeć, a dwa... ciągle pamiętam wasz wykład na temat wszystkiego złego, na co można trafić we wszechświecie i jeśli cokolwiek mogłoby się połasić na koncert, to lepiej, żebyśmy tam byli. Miłość, sprawiedliwość i rozpiszczane nastolatki same się nie obronią! - mówiąc ostatnie nie wytrzymał i parsknął lekko, nie wypuszczając jednak kart.

- Taaaa, tego ostatniego to najbardziej nie mogę się doczekać. Ale teraz najlepsze, no, powiedz mu, Charlie, hit programu!

Wyimaginowany chłopak tylko zmarszczył brwi i spojrzał na nią pytająco.

- Jakiś ty niedomyślny, kosmito... Więc słuchaj uważnie, Charles. Otóż... Nie mamy biletów! Ani, oczywiście, finansów, żeby je kupić. I Charlie ma genialny plan wejścia tylnymi drzwiami jako obsługa. Ale zdradzę ci jeszcze naszą złotą zasadzę - dodała konspiracyjnym szeptem unosząc palec wskazujący do góry - jak widzisz gliny: wiej! - i roześmiała się głośno opadając na oparcie krzesła.

- Bardzo życiowe, na pewno się przyda - wesoły nastrój samoistnie rozprzestrzenił się po pokoju i Charles uśmiechał się już teraz szeroko. - Ech, ale ostrzegam was: biorąc mnie narażacie się na prawie pewną porażkę. Sam przylot tutaj był pasmem katastrof, a mam wrażenie, że od tego czasu wcale nie jest wiele lepiej, z tymi całymi kosmicznymi niebezpieczeństwami.

- E tam! - Lilith machnęła tylko ręką próbując przy tym zaglądnąć Charliemu do ręki, ale chłopak zasłonił karty z bardzo oburzoną miną. Spojrzała na siedzącego na przeciwko Charlesa, upiła łyk chłodnej już herbaty i nachyliła się do chłopaka - Widzisz, jeżeli jeden pechowiec trafił na dwóch szczęściarzy to bilans i tak jest dodatni - wyszczerzyła zęby i rzuciła karty na stół. - A teraz pokazujcie, panowie, co tam macie.

- Mówiłem - stwierdził Charles rzucając karty na stół. - Pójdzie jak z tym rozdaniem, czyli typowo.

Ciężko byłoby zebrać gorszą rękę.

Następny dzień w szkole był, oczywiście, nudny. Charlie odrobił za nią wszystkie lekcje i po kolei tłumaczył, jak ma odpowiadać na pytania.

Zaiste, wiele się nauczę powtarzając to, co mi każesz... prychnęła w myślach Lilith.

Zajęcia w klubie tanecznym miały się odbywać dopiero w dwa ostatnie dni tygodnia, za to do klubu rzemiosła artystycznego można było przychodzić zawsze, kiedy tylko prowadząca była w sali. Lilith korzystała z tej możliwości na każdej dłuższej przerwie oraz została tam na chwilę po lekcjach. Bardzo dobrze się czuła w towarzystwie ludzi zajmujących się swoimi pracami i niewiele się do siebie odzywającymi. Sama mogła się skupić nad swoim dziełem - zabrała się do haftowania niewielkiego gobelinu, i nie musiała się stresować, że co chwila będzie coś do nich dukać w jej łamanym japońskim.

W drodze na koncert mijali grupki podekscytowanych nastolatek machających do siebie jakimiś papierkami - zapewne biletami. Lilith tylko pokręciła głową i rzuciła parę brzydkich słówek po francusku na widok tego, co się działo przy głównym wejściu. Charlie, który wcześniej był na rekonesansie, nawet się tam nie zatrzymał tylko od razu poprowadził ich do tylnych drzwi. Przy wejściu do zaułka skiną głową jakiemuś gorylowi, który w odpowiedzi wskazał na Lilith i Charlesa.

- A tych dwoje? - wychrypiał.

- Są ze mną - odparł spokojnie Charlie. - Mam nadzieję, że to nie problem?

Napakowany koleś tylko kiwnął głową i całą trójka poszła dalej. Lilith starała się zachować przy tym obojętny wyraz twarzy, ale kiedy tylko oddalili się wystarczająco daleko to szturchnęła swojego przyjaciela pod żebra i spojrzała na niego wysoko unosząc brwi.

- Kręciłem się tu trochę kiedy zajadaliście obiadek, pogadałem z chłopakami. Spokojna głowa, już mają mnie za najlepszego kumpla.

Lilith nie było stać na nic więcej poza głupkowatym uśmiechem.

--------------

Jakoś nie mogę się powstrzymać przed jakimś szybkim bazgrołem... smile_prosty.gif)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiedzenie, że czuję się nie na miejscu byłoby niezwykłym eufemizmem. Na szczęście horda podekscytowanych nastolatek była zbyt skupiona na scenie, by zwrócić na mnie uwagę. Po okazaniu biletu i przepchaniu się przez tłum zająłem pozycję gdzieś na uboczu. Na tyle blisko, by się nie wyróżniać, ale na tyle daleko, by móc w razie potrzeby szybko zniknąć. Natalia spoczywa w mojej kieszeni, czujnie monitorując otoczenie w poszukiwaniu jakichkolwiek anomalii. Dopóki nic wykryła, mogę jedynie stać i słuchać muzyki.

A ta jest nawet niezła. Nie mój gust, ale nawet mimo tego mogę tego słuchać bez bólu.

-------------------------------------

PP: 4

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dni w szkole mijały dalej, dużo spokojniej niż mi się wydawało. Nie działo się nic złego, ale również nic dobrego. Moje szczęście pewnie przyczaiło się i czekało na jakąś dogodną chwilę, która póki co nie nadchodziła. Jedyne zgrzyty jakiś się pojawiły, to drobny incydent w klubie kucharskim i małe pomyłki językowe.

- Charles, podaj mi proszę mąkę.

Bez słowa skierowałem się do szafki, gdzie rzeczony składnik się znajdował. Jak do tej pory głównie pomagałem, chcąc podpatrzeć jak najwięcej, zanim sam zabiorę się za coś konkretnego. Odwróciłem się i zrobiłem krok, po czym wpadł na mnie Ryoji. Po chwili wszystko dookoła i my sami pokryliśmy się białym pyłem.

- Charles, khe, przepraszam, khe... - odparł po chwili, ciągle nieco się krztusząc.

- Uważaj jak chodzisz!

Ton w jakim to powiedziałem był dużo, dużo ostrzejszy niż chciałem. W zasadzie nie tyle powiedziałem, co głośno warknąłem z wściekłym wyrazem twarzy. Przez ułamek sekundy chciałem go popchnąć albo zdzielić, zrobić coś, żeby wreszcie przestał niszczyć wszystko dookoła i wrzeszczeć kiedy tylko w pobliżu pojawia się ten chłopak z białymi włosami. Oferma.

- Ja... - wszyscy spojrzeli się na mnie nieco zdziwieni, łącznie ze sprawcą całego zamieszania. - Przepraszam. To ja powinienem uważać.

Spokorniałem szybko i spuściłem wzrok. Nie, nie mogę tak traktować ludzi, nie mogę tak myśleć. Nawet, jeśli czasami mnie denerwują. Ostatnio było za spokojnie, żebym teraz wszystko zepsuł. Na szczęście cała sprawa rozeszła się po kościach, a bałagan został posprzątany. Tylko dlaczego mój naszyjnik przez chwilę wydawał się wtedy nieco cieplejszy?

Sala klubowa mieściła się w osobnym, niewielkim budynku, który kiedyś służył chyba do czego innego, ale teraz został specjalnie urządzony tak, aby dało się go wykorzystać do treningów kendo i sztuk walki. Z tego co słyszałem, dzieliły go dwa kluby, właśnie kendo i aikido.

- Przepraszam, czy to klub aikido?

- Tak.

Aktualnie nie działo się zbyt wiele, więc odpowiedziano mi bardzo szybko. Bardzo krótko ostrzyżony chłopak o dość surowej twarzy nie był wysoki, ale mocno zbudowany. Ubrany w typowy strój do treningów sztuk walki wyglądał, jakby z łatwością mógł mi połamać kość albo dwie.

- A czym różnicie się od klubu samoobrony?

- Oni chcą tylko nauczyć się bić - odpowiedział, jakby skwaszony. - Aikido uprawia się dla rozwoju ducha, samodyscypliny i relaksu. To droga, a nie sport.

- Rozumiem. To chyba może coś dla mojej osoby.

Uśmiechnął się lekko. Jakoś dziwnie to do niego nie pasowało.

- Eee... powiedziałem coś źle?

- Nie, nie... po prostu widać, że nie jesteś stąd.

Ech, znowu użyłem jakiegoś dziwnego zwrotu. Te słowniki czasami każą człowiekowi mówić jak głupkowi. Stłumiłem jednak irytację.

- Ale mogę do was dołączyć?

- Pewnie. Chodź, znajdę tylko papiery. Aha, nazywam się Makishima. Makishima Kyousuke.

Sprawa z klubami została załatwiona, ale zaraz na horyzoncie pojawiło się coś nowego. Słyszałem o tym całym koncercie już wcześniej, ale zdobycie biletów graniczyło z niemożliwością i bardzo szybko odpuściłem go sobie. Potem jednak nadeszła pora na partyjkę kart z Lilith i Charliem. Do tej pory nie mogę uwierzyć, że tak łatwo im uległem. Przecież to proszenie się o kłopoty. Wystarczy, że ktoś przypomni sobie, że nie powinno nas tutaj być i naprawdę będziemy musieli zwiewać przed ochroną. Póki co było jednak spokojnie, a Charlie zdawał się wiedzieć, co robi.

- No, to gdzie się lokujemy? Gdzieś za sceną?

Lepiej nie zajmować miejsca zbytnio na widoku, ale musimy widzieć, co się dzieje. Poza tym czekając na odpowiedź słyszę, że chyba się zaczęło. Powoli zaczęła rozbrzmiewać muzyka.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wreszcie! Wreszcie, wreszcie, wreszcie!

Byłam przed halą koncertową. Wreszcie. Wreszcie coś się dzieje w moim życiu , po tym trochę przydługim czasie bez żadnych atrakcji. Klub łuczniczy, chórek, w szkole, u Horakich, z Lovelightem, wszystko szło dla mnie strasznie...normalnym i nudnawym torem. Ja czekałam, bardzo spokojnie, a tu nic mi życia nie umilało. No, pomijając moją irytującą siostrę, która się postarała. Dość myślenia, czas rusza...

-Eeeeee.

Matt, Aiko i Rin chyba już trochę zdążyli się przepchnąć, bo nie stwierdziłam ich na bliższym horyzoncie. Ani dalszym przy okazji. No chyba by mnie nie zostawili samej...chyba heheh. Heh.

No cóż, komuś się poszczęściło, komuś nie.

We łbie mi zabełkotały jakieś słowa przekazywane za pośrednictwem Mary, ale średnio mnie interesowały. Sytuacja wokół mnie wyglądała jak jakaś kara boska za niewiadome grzechy. Wylądowałam bodajże na środku hali, na dodatek za jakimiś mocno wysokimi panami, którzy przysłaniali większość sceny. I to chyba tylko mi, sądząc po braku reakcji ze strony innych.

-Urtra happy...nie.

Chociaż wspaniałej muzyki mi nikt nie zasłoni. Zawsze coś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

//Jak się bawisz dziewczyno? Widzę, że już ci się podoba!

Czemu dałam się na to namówić?! MARY! Mogłaś mnie ostrzec!

//Przed czym? - uśmiech satysfakcji.

Zobaczyłam, że Matt próbuje coś mi powiedzieć, jednak tłum piszczących nastolatek mógłby nawet zagłuszyć lecący kilka metrów od nas odrzutowiec. Usłyszałam tylko kilka jego słów i gdy bramki puściły fala fanek zabrała mnie, jak i Matta prosto pod scenę.

Nieeee! Tylko nie to!

Gdy rozbrzmiała pierwsza piosenka to krzyki i piski publiczności prawie wywaliły mi bębenki. Mimo to Asami wyglądała bajecznie i tak też śpiewała, zatem po chwili stałam się jedną z tysięcy głośnych fanek. Problemem było to, że zbyt szybko się ekscytowałam, a to niezbyt dobrze wpływało na moją koncentrację, a i czasem w sprzyjających okolicznościach też na trzeźwość.

//Jesteś pełna paradoksów.

Mary przeskanowała okolicę i co najdziwniejsze wykryła kilka nieznanych device'ów. Większość z nich była, gdzieś na widowni. Do tego jeden silny sygnał odebrała zza sceny, jak i dwa konkretne na niej.

To było zaskakujące, jak niespodziewany plaskacz prosto w twarz albo raczej mogło by być, gdyby Mary mogła przyjąć postać cielesną, a tak tylko uderzyła umysłowo do Aiko.

//Pobudka! Nowe urządzenia w okolicy. Trochę na widowni i poza tym dwa na scenie oraz naprawdę smaczny kąsek za nią! Takiego device jeszcze nie czułam! Muszę go. . .

Naprawdę chciałabym, ale w tej chwili, jednak nie przedostanę się przez ten tłum. Pole bitwy też nie jest dobrym pomysłem, bo pewnie wciągniemy wszystkich. Trzeba czekać na rozwój wypadków. Kroi się niezła impreza.

//I hate you.

---

Wykrycie device uzgodniłem z P_aulem

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Publiczność reagowała... w zasadzie jak zwykle. Czyli świetnie. Asami kontynuowała występ, za nią pojawiały się na zmianę animowane sceny, pokazy laserów, kaskaderzy i tancerze. Dziwne, wśród nich nie ma tej długowłosej. Może ma swój numer w innej piosence. Trzy minuty przerwy, zmiana kostiumu, łyk wody, wszystkie światła na hali zgasły. Czas na koleją piosenkę.

***

Ciemność. Nicość. Pustka. Brak. Pustka. Pustka. Coś. Nowe. Złe. Irytuje. Zniszczyć. Znaleźć. Zniszczyć. Tam. Zniszczyć. Ciepło. Błysk. Zniszczyć. Światło. Ciepło. Fascynacja. Miłość. Pasja. Miłość. Ekscytacja. Miłość. Spełnienie. Miłość. Miłość. Miłość. Żądza. Żądza. Tu!

***

- Coś nadchodzi - uniosła głowę dziewczyna w szerokich spodniach i bikini.

***

- Coś nadchodzi - pomyślał Vince odruchowo sięgając po S'ardita, który wysyłał coraz bardziej niepokojące sygnały.

***

//Coś nadchodzi! - Zaczęła nagle krzyczeć mentalnie Mary.

***

- Coś nadchodzi - mruknęła długowłosa blondynka przygotowując swoje Urządzenie.

***

- Coś nadchodzi - powiedział niespodziewanie Charlie. - Mamy kłopoty...

***

- Ok, nadchodzi, teraz twoja kolej - powiedział wyłączając niewielki nadajnik.

***

A potem wszyscy znaleźli się na Polu Bitwy. Dziwnym, trzeba przyznać. Słońce świeciło jasno, wysoko na błękitnym niebie, poprzetykanym gdzieniegdzie białymi puchatymi chmurkami. Niewysoka trawa pachniała intensywnie. Nieopodal szemrał strumień. Krajobraz przetykały pojedyncze drzewka, krzaczki i zielone pagórki.

- SZUMOWINO Z GILDII!!! - przerwało sielankę.

- Ach, jak miło cię znów widzieć Celestio - odpowiedziała dziewczyna w staniku i szerokich spodniach. Mam wrażenie, że dość tu Mistrzów, żeby załatwić cokolwiek nadchodzi. My mamy własne sprawy...

Po chwili obie wyskoczyły wysoko w niebo by chwilę później zniknąć gdzieś w oddali.

Pozostali wyczuwali, lub dostrzegali w mniejszej lub większej odległości innych(*). Urządzenia zorientowały się natomiast dużo szybciej niż ich właściciele, że coś jest BARDZO nie tak. Wcześniej wszystkie ostrzegały przed demonem, ale na Polu Bitwy go nie było.

***

Koncert trwał. Nikt nie zauważył zniknięcia kilku osób z widowni, wszyscy byli zbyt zaaferowani tym co się działo na scenie. Za sceną też nagłe zniknięcie kilku osób też pozostało niezauważone, zbyt duży harmider. A potem powietrze nad widownią zaczęło się dziwnie zachowywać. Jakby zniekształcać, uwypuklać. Asami dostrzegła to pierwsza ale jeszcze nie przestawał śpiewać. Po chwili... jakby coś się rozpadło. Jakby samo powietrze zostało rozerwane na strzępy. Jakby ściany między światami zostały zniszczone. Spoza nich wychynęła zielona macka wbijając się w czaszkę jakiejś dziewczyny na widowni. Asami już nie śpiewała. Chwilę później do stojących najbliżej zaczęło docierać co się dzieje. A potem...

- Czterowymiarowa bariera! Czas Stop! - powiedział ktoś tuż koło niej. Wszystko zrobiło się szare, a powoli zaczynający panikować tłum zastygł w miejscu. Piosenkarka odwróciła się i zobaczyła stojącego koło niej chłopca o białych włosach. Dyszał ciężko, jakby przed chwilą zrobił coś wymagającego mnóstwo wysiłku. Po chwili jednak uśmiechnął się przyjaźnie i sięgnął do kieszeni.

- Cześć, mamy teraz chwilę żeby pogadać - powiedział wyciągając wisiorek.

------

*Mam na myśli graczy. Wylądowaliście na Polu w mniej więcej takiej konfiguracji w jakiej byliście na koncercie ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chwilkę kluczyli w labiryncie ciasnych korytarzy mijając wiele drzwi oraz krzątających się ludzi. Kilku z nich Charlie skinął głową. Później zaczynało się robić coraz ciaśniej i głośniej. Parę razy musieli się zatrzymywać i wracać po Charlesa, który nie zdążył skręcić i popłynął wraz z tłumem, aż w końcu Lilith chwyciła go za nadgarstek i trzymali się w miarę blisko siebie. Po pewnym czasie dziewczyna zaczęła nabierać pewnych podejrzeń. Złapała sunącego z przodu Charliego za rękaw i przyciągnęła do siebie (a raczej siebie do niego).

- Gdzie nas prowadzisz, mój drogi? - zapytała słodko. - Bo mam wrażenie, że zbliżamy się do sceny, a nie szukamy jakiegoś przyjemnego kącika gdzieś z tyłu...

- Gdzieś, skąd będziemy mieli oko na wszystko.

Lilith nie mogła powstrzymać dłoni, którą z głośnym plasknięciem (zagłuszonym wyciem tłumu) uderzyła się w czoło, kiedy małoletnia piosenkarka przeleciała nad nimi, wylądowała na scenie i zaczęło się przedstawienie. Popatrzyła wściekle na Charliego i ostentacyjnie przeciągnęła grające na ful słuchawki zza uszu na nie.

Bardziej niż usłyszała to wyczuła od Charliego, że coś jest nie tak. Od razu powtórzył swoje słowa mentalnie.

Przeszył ją zimny dreszcz.

Czekała na to. Miała nadzieję, że coś się wydarzy, że pojawią się potwory, że będzie walka. Właśnie po to tu przyszła. Właśnie po to ma Charliego, właśnie po to przyleciała na tą nieszczęsną wyspę.

A jednak poczuła ukłucie strachu.

Szybko otrząsnęła się z tego uczucia.

Lil, weź się w garść. I tak już się nie wycofasz, powiedziała do siebie i uśmiechnęła się złośliwie. Poczuła czyjąś dłoń na ramieniu, podniosła głowę i zobaczyła pełne determinacji spojrzenie swojego przyjaciela.

Nie martw się, Lil. Wiesz, że nie pozwolę, żeby coś ci się stało, wysłał mentalnie Charlie, lekko zacisnął palce na jej ramieniu i uśmiechnął się ciepło.

Spojrzała na Charlesa, który ciągle nieświadomie wpatrywał się w scenę. Ciężko będzie mu cokolwiek powiedzieć w takim harmiderze... Trąciła go mocno by zwrócić na siebie uwagę i stanęła na palcach, żeby sięgnąć do jego ucha.

Ale zanim zdążyła mu cokolwiek przekazać świat zawirował.

Lilith spojrzała w zdziwione, znajdujące się stanowczo zbyt blisko oczy Charlesa, opadła na pięty i wybuchła cichym, histerycznym chichotem.

Pole Bitwy. Dziwne...

Ktoś coś krzyczał. Jakieś panienki poleciały gdzieś w niebo. Lilith zmarszczyła brwi.

Charlie? Gdzie demon?! Co się stało? Kto wywołał Pole?!, wybuchła w myślach, po czym rozglądnęła się dokładniej. Ilu ludzi! O, tego znam! pomachała do Matta.

- Nie ma go... Nic nie czuję - odezwał się cicho Charlie zwyczajowo gładząc się po brodzie. Poderwał głowę i spojrzał na innych, jakby coś kalkulując. - To niedobrze. To bardzo niedobrze.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-....tak jak myślałem.- powiedział Kojo, rozglądając się.

A więc John jest jednym z nas, ludzi z urządzeniem. No i widzę tu dużo innych ludzi, wyglądających jak uczniowie z naszej szkoły, rozpoznaje z daleka Toma i tego francuza, jak mu było, Charles? Wygląda na to, że wszyscy są użytkownikami urządzeń, i z tego co widzę żadne z nich nie jest wrogo nastawione, przynajmniej na razie. Tylko co teraz? Podejrzewałem, że coś może zaatakować tak duże zbiorowisko ludzi i zepsuć całkowicie moją szansę na zarobek, ale tutaj coś nie gra. Te dwie nieznane mi kobiety wciągnęły nas w jakieś prywatne porachunki, tylko po to by nagle zniknąć i zostawić tylu posiadaczy urządzeń w polu bitwy samych sobie? Nie wyczuwam tutaj żadnego potwora.... Mam wrażenie że to wszystko jest tylko dystrakcją, coś musi się teraz dziać na koncercie. Choć może to tylko moje przeczucie, w końcu myliłem się też co do urządzenia.... czas pokaże, ale na razie źle to wygląda, a do tego po tym wszystkim wszyscy tutaj zgromadzeni pewnie będą chcieli się bawić w klub superbohaterów i mnie do niego wepchnąć. Nienawidzę ludzi.

-Zakładam, że ty też nie wiesz kim były te kobiety i czemu nas tu ściągnęły?- Kojo skierował swoje pytanie w kierunku Johna.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wbiegłam na scenę przebrana w swój zwykły strój i posłałam buziaka w stronę rozentuzjazmowanej widowni. Po chwili rozległy się dźwięki kolejnego utworu. Nie zdążyłam zaśpiewać nawet do połowy, gdy dostrzegłam dziwne uwypuklenie... powietrza? Jakieś nowe efekty specjalne? Przemknęło mi przez głowę. Nagle jakby przestrzeń rozdarła się, z wyrwy wystrzelił nagle jakiś cień, zanurzając się w tłumie. Co tam się dzieje? Stanęłam, milknąc. Do moich uszu dobiegły pierwsze krzyki przerażenia. Nim zdążyłam zrobić cokolwiek...

- Czterowymiarowa bariera! Czas Stop! - odwróciłam się zdumiona, dostrzegając zdyszanego, białowłosego chłopaka - Cześć, mamy teraz chwilę żeby pogadać - powiedział wyciągając coś z kieszeni.

- Pogadać? Ze mną? Kim... kim ty jesteś? - czułam się zdezorientowana.

- Naprawdę? To jest pierwsze pytanie jakie zadajesz? - chłopak parsknął śmiechem kręcąc wisiorkiem na palcu.

- Tak ci do śmiechu? To coś - wskazałam ręką w kierunku macek - Ty to zrobiłeś?

- Nie, to akurat jest Demon z Pustki. Ja tylko tymczasowo zatrzymałem go... i przy okazji wszystko wokół, poza naszą dwójką - wyjaśnił.

- Dem... DEMON!?! - krzyknęłam, moje oczy rozszerzyły się ze strachu - I jak to "zatrzymałeś go"? Musimy uciekać!

- Kiepski pomysł. Widzisz tych wszystkich ludzi? Twoich fanów? Będą martwi w kilka sekund jeśli czegoś nie zrobimy. Niestety wszyscy, którzy mogliby pomóc są aktualnie nieco zajęci. Zostaje więc nasza dwójka.

- Co ja mogę zrobić? Zaśpiewać mu kołysankę? - popatrzyłam na białowłosego jak na szaleńca.

- Hmm... w pewnym sensie - wyraźnie się zamyślił drapiąc po głowie. - Widzisz, to maleństwo - wreszcie przestał bawić się wisiorkiem i przystawił ci go niemal do twarzy - zrobiło się bardzo niespokojne odkąd zaczęłaś śpiewać.

- Ten wisiorek? - zdziwiona popatrzyłam na biżuterię w kształcie kropli wody - Chyba żartujesz...

- W skrócie... to Urządzenie. Stworzone do walki z Demonami, Cieniami i całą masą innych wrednych rzeczy. Każde wybiera sobie swojego Mistrza. To widzi coś w tobie. We dwójkę możecie zabrać Demona... gdzie indziej. Nazywamy to Polem Bitwy. Tam możecie go pokonać. Zresztą, mam sztuczkę, która pozwoli mi wejść na Pole i trochę ci pomóc. Niestety, moje moce nie mają zastosowań ofensywnych...

- Urządzenie? Walka? - Sama nie wiedziałam, czy mu wierzyć, brzmiało to jak brednie szaleńca. Chociaż macki i wyrwa w przestrzeni wydawały się jak najbardziej prawdziwe. W tym momencie dostrzegłam dziwny błysk przebiegający przez powierzchnię wisiorka. Wyciągnęłam rękę i odruchowo chwyciłam kroplę wody w dłoń.

- To jedna z najpotężniejszych broni w tym Wszechświecie... i każdym innym. I jej celem istnienia jest zniszczenie tego Demona. Wystarczy jedna myśl, samo pragnienie walki... i będzie gotowa ci pomóc, zabierze cię na Pole Bitwy. Potem musisz tylko dokonać aktywacji, to będzie bardziej skomplikowane. Musisz znaleźć w samej sobie słowa, które obudzą twoje Urządzenie. To chyba tyle teorii, do zobaczenia po drugiej stronie lustra...

Ciągle oszołomiona przypatrywałam się wisiorkowi otrzymanemu od chłopaka. Wyglądał jak zwykła biżuteria, tylko ten błysk... Wyraźnie widziałam błyski... Nie, to nie błyski, to bardziej przypominało drgania, fale rozchodzące się po spokojnej wodzie. Zafascynowana wpatrywałam się w niego. Walka z demonem? To rzeczywiście jest do czegoś takiego zdolne? Ale jeśli czegoś nie zrobię moi fani zginą... W tym momencie zdecydowałam. Jeśli... jeśli rzeczywiście możesz mi pomóc... skupiłam myśli na tym Urządzeniu. Chcę walczyć! Muszę im pomóc!

W tym momencie świat zafalował, zdołałam tylko usłyszeć krzyk.

- Dziewięciowymiarowa Bariera! Złota Ścieżka!

Rozejrzałam się zdumiona. Znajdowałam się pod wodą, głęboko, jednak mogłam swobodnie oddychać. Nad głową dostrzegłam zamglone, z trudem przebijające się przez powierzchnię światło, choć jakimś cudem wiedziałam, że w tym miejscu nie ma czegoś takiego jak "powierzchnia".

Czułam teraz dużo wyraźniej, że Urządzenie próbuje się ze mną skontaktować. Sprawiało to wrażenie delikatnego, ogarniającego mnie dotyku. Rozluźniłam się, pozwoliłam dotrzeć jego "uczuciom" do mojej świadomości. Uśmiechnęłam się, jak gdyby po długiej rozłące powrócił do mnie stary przyjaciel.

- Apprivoise! Dazzling the Stage! Ginga Bishoujo! Aoi Tori! - wykrzyknęłam szeroko rozkładając ręce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W jednej chwili byłem niemalże przepoławiany przez barierkę, bo szaleńczy tłum nastolatek z tyłu napierał bez wytchnienia a z drugiej znalazłem się pośrodku słonecznej polanki - na szczęście bez wampirów obsypanych brokatem - co wywołało w mej głowie tylko jedną, szaleńczo głośną myśl: LET'S GET READY TO RUMBLE!. Niemalże od razu poczułem, na samą myśl o bitwie, tonę adrenaliny jaka była wtłaczana do żył po ciśnieniem. Jestem gotów na wszystko! Nawet nie zastanawiałem się zbytnio nad tym w jaki sposób tutaj trafiłem skoro moje Urządzenie... oczywiście przez całe zamieszanie zapomniałem, że zostawiłem je gdzieś w pobliżu pod pretekstem chęci zdobycia autografu. Musiało znaleźć się w zasięgu, przemknęło mi przez głowę*.

- Yo ma good people! - uśmiechając się szeroko rzuciłem wystarczająco głośno, żeby mogli mnie usłyszeć na całym Polu Bitwy machając ręką do znajomych twarzy, w tym Lilith, jak i witając się z kimś zupełnie nowym. Istniała co prawda szansa, że miałem okazję ich poznać przez ostatni tydzień przed koncertem w szkole albo na klubach, ale pamięć uwielbiała płatać figle. - Hah! Kto by pomyślał, że zobaczę aż tyle znajomych twarzy, normalnie it's outta ma mind. - miałem przemożną chęć wciskania jakiegoś rastafariańskiego akcentu. - Jeszcze się okaże, że cała nasza szkoła tak naprawdę jest ściśle tajnym ośrodkiem szkolącym młodocianych do walki z paskudami... - pewne poczucie konsternacji przebiegło przez moją twarz. - A może i nie...

Skoro jednak o walce mowa czułem od Upadłego Anioła... coś. Sygnał o zagrożeniu. Nie wiedziałem kto stworzył Pole Bitwy, może te dwie panie jakie tylko śmignęły w okolicy przez sekundę, ale jeśli to dziwne coś ma przybyć to nie ma lepszego miejsca aby sprać mu tyłek.

- W każdym razie jest absolutnie awesome widzieć was tutaj wszystkich i widzieć, że jesteście częścią tej niesamowitej sprawy z waszymi dżingsami... znaczy no, Urządzeniami. - wyszczerzyłem zęby. - I see enough firepower... khem, to znaczy widzę tutaj wystarczającą siłę ognia, żeby zdmuchnąć z nieba cokolwiek niezbyt miłego i niezbyt przyjaznego postanowiłoby przerwać koncert w brutalny sposób. Tych co mnie znają pozdrawiam a tych co nie spieszę z nadrobieniem informacji. Jestem Matt, przyszła gwiazda muzyki. - walnąłem dla pokazu ćwiczebnego, metalowego riffa. - Oraz nie gasnący wulkan energii i nie wiem jak wy, ale nie mogę się doczekać co się zaraz stanie. It's gonna be glorious!

---

*mały George Lucas za zgodą MG, żeby nie sprowadzić mojej postaci do roli statysty ;] (BTW. mam nadzieję P_aul, że nie pozapominasz wstawiać EPki ludziom, kiedy się zacznie ;p)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wy też?- powiedziałem spoglądając ze szczerym zdziwieniem na kolejnych uczniów ze szkoły, którzy też mają Urządzenia.- Same małolaty dostają tutaj Urządzenia, czy jak? Nawet Kojo?

Wchodzę w środek grupki, podnoszę do góry ostrze katany i wołam:

- Cisza! Jako najstarszy i najbardziej doświadczony mam wam coś do przekazania- zamilknąłem, zdając sobie sprawę, że wyglądam w sumie najmłodziej.- Znaczy się, dla was jestem John Smith, to mój alias, agent pozaziemskiej organizacji, który został siłą odmłodzony i wysłany tutaj, by chronić planetę. Jednak jak widzę ma ona coraz więcej własnych obrońców, gotowych skopać dupska istotom z Pustki. Podejrzewam, że wiecie o co chodzi. Przed chwilą miał się tutaj zjawić potężny demon.

Rozkładam ręce i pokazuję pusty, cichy i sielankowy obraz wokół.

- Nie ma go. Powiem wam czemu. Ktoś, pewnie nie wy, zapewne twórca Pola, korzysta z Manipulatora. Jest to rzadkie i potężne urządzenie, które pozwala w dużym stopniu ustalać kto wchodzi i stąd wychodzi. Nie wpuszczono tu demona, który teraz pewnie szaleje nad Tokio. To już nie zabawa, Matt. Giną ludzie.

Wbijam ze złością katanę w ziemię i spoglądam na teren, wypatrując dwóch nieznajomych.

- Jedna z tych idiotek które teraz walczą pewnie nas tu wciągnęła, choć nie jestem pewien. Możecie kombinować nad sposobami przebicia blokady, czekać, aż ktoś łaskawie wpuści tu potwora albo poszukać tamtych dwóch.

Zrywam z oka przepaskę, czując wzbierające emocje. Ci ludzie. Tysiące młodych ludzi zebranych na koncercie, radosnych i podekscytowanych. Oni mają plany i nadzieje na przyszłość. Chcą żyć i kochać. I oni wszyscy, ci, których miałem chronić, mają zginąć z powodu czyjejś intrygi? Intrygi kogoś, kto dar dany do ochrony ludzi obraca przeciw nim?! Kilka zielonych wyładowań przemknęło wokół mego ciała. Zdejmuję z szyi łańcuszek z zegarkiem.

- Ja teraz mam na głowie tego potwora, który grozi życiu cywili. Ktokolwiek brał w tym udział, ktokolwiek zamknął nas tutaj... Musi mieć z tamtymi dziewczynami związek. Jeśli ktoś myśli, że pozwolę na to, by ludzie ginęli na mojej warcie... ORE GO DARE DA TO OMOTEE YAGARU!!

Przez chwilę ginę w zielonym błysku światła. Energia przechodzi przez me ciało, kiczowaty kostium znika ustępując mej zbroi, a obok pojawia się motor. Wskakuję na niego i pędzę przez Pole Bitwy szukając babki z Gildii(tyle organizacji tak się nazywało, że nie próbowałem nawet zgadywać) oraz jej oponentki. Chciałem po części ustalić ich motywację, zmusić do opuszczenie planety i wyładować złość na bezsilność, jaka mnie teraz krępowała.

_____

Informacje od P_.

FP:5

Przypominam sobie sposoby przebicia blokady, percepcja na wypatrzenie dwóch mistrzyń, kierowanie pojazdami na dogonienie ich.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

//Anomalia wymiarowa wykryta. Analiza trwa...

Głos Natalii rozległ się w mojej głowie, natychmiast przywracając mnie do stanu pełnej gotowości. A więc jej przypuszczenia się sprawdziły. Koncert zwabił tutaj jakieś paskudztwo. Rozglądam się, ale póki co nie mogę zauważyć nic niezwykłego.

//Anomalia jest pochodzenia demonicznego. Bądź gotów.

Demon? Nie miałem jeszcze z żadnym do czynienia, ale znam teorię. Zacząłem przygotowywać się mentalnie do przeniesienia na pole bitwy i synchronizację, już obmyślałem sposób walki...

... Gdy nagle zostałem oślepiony światłem słońca.

Przejście było tak szybkie, że nawet go nie zauważyłem. Odzyskałem wzrok w samą porę, by zobaczyć dwie postaci znikające w oddali, zostawiając nas stojących jak kołki na środku idyllicznego krajobrazu. Chwila moment, nas?

Natalia znowu miała rację. Na koncercie byli inni posiadacze Urządzeń. Zanim zdołałem dojść do słowa, dwóch już zdążyło się wypowiedzieć.

Czy tylko ja jeden jestem tutaj normalny?

Milczenie Natalii było odpowiedzią samą w sobie. Ale to nieważne, ten z motocyklem ma rację. To nie zabawa. Jeśli demona tutaj nie ma, to znaczy, że kiedy my rozmawiamy, Tokio zamienia się w rzeźnię. Nie ma czasu na wygłupy.

- No cóż, chciałbym zamienić parę słów z wami wszystkimi, ale jak zauważył ten narwany kosmita, nie ma na to czasu. Mówcie mi Tom.

No właśnie, kosmita. To będzie moja pierwsza okazja do porozmawiania z kimś z innego wszechświata. Już teraz dowiedziałem się czegoś nowego. Wieloświat wdziera się w nasze życia i doszczętnie niszczy wszystkie nasze wyobrażenia o tym, co jest normalne, a co nie. A przecież to się nawet dobrze nie zaczęło...

/Żyjemy w cudownym czasie... - ja i Natalia pomyśleliśmy to samo jednocześnie. Fraza aktywacyjna praktycznie wypłynęła z moich ust. Moje rozszerzone, wyostrzone zmysły natychmiast zaczęły przeczesywać pole bitwy w poszukiwaniu kobiet, które przedtem widzieliśmy.* W tym samym czasie Natalia zaczęła analizować, jak przełamać blokadę.**

---------------------------------------------

PP: 4

*Percepcja

**Badania

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-...czyli wychodzi na to że nie wiesz.- Odpowiedział odjeżdżającemu Johnowi Kojo.

Więc John jest kosmitą? Dowiaduje się coraz dziwniejszych rzeczy, chociaż po wszystkim co przeszedłem chyba nie zdziwi mnie już nic... no może poza faktem że chyba znalazłem kogoś jeszcze bardziej irytującego niż Ryoji, będącego do tego obcokrajowcem. Nienawidzę ludzi...

-Co do jednego masz jednak rację, stojąc bezczynnie nic nie osiągniemy.- dokończył myśl po czym sam ruszył w swoją stronę szukając dwóch nieznajomych kobiet.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nigdy specjalnie nie interesowałem się, jaką muzyką tu grają i dość pozytywnie się zaskoczyłem. Może to wyjątek, ale tym bardziej brawa dla tej całej Asami. Po chwili zauważyłem jednak, że Lilith chce mi coś przekazać...

Ale nie zdążyła, najwyraźniej rozbawiona. Cofnąłem się o krok, nieco speszony tym, że nagle znaleźliśmy się tak blisko twarzą w twarz, po czym rozejrzałem się rozkojarzony. Gdzie my niby jesteśmy? Jakieś pola, chmury... Szybko jednak skojarzyłem, że to pewnie pole bitwy. Przyjrzałem się reszcie tu przyzwanych.

- Ej, ja was znam! Wy jesteście ze mną w klasie, a tego co odjechał kojarzę z klubu kendo.

Jestem naprawdę zdziwiony, że tak wielu ludzi, z którymi mijam się codziennie na korytarzach albo wręcz siedzę za nimi w klasie również ma swoje Urządzenia. Do tego potrafią być naprawdę różnorodne, weźmy choćby ten motor.

- Mówcie mi Charles, a ci z tyłu to Lilith i Charlie. Zgadzam się, że zapoznać się możemy potem, a teraz trzeba się jakoś stąd wydostać.

Wyciągam naszyjnik spod koszuli i przyglądam się mu. Zdaje się, że on również wyczuwał zagrożenie, ale nie mógł się ze mną tym podzielić tak jak choćby Charlie. Zaciskam na nim dłoń i wypowiadam wyraźnie frazę aktywacyjną, znikając na chwilę w wirze czerwonej energii, gotowy przebić ściany tego miejsca choćby i gołymi rękami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nim mój kosmiczny kolega zdążył odjechać na swoim motorze najwyraźniej próbując zrobić coś z barierą krzyknąłem jeszcze za nim przybierając zawiedziony wyraz twarzy. Nadal chyba nie wiedział w jakich kategoriach myślę.

- To przecie trzeba było tak od razu, Johny boy!

Wystarczyło streścić sytuację w punktach poczynając od tego co mamy zrobić i komu spuścić łomot. Jakbym był złośliwy to stwierdziłbym, że straciliśmy kilka cennych sekund na jego teatralne przemówienie, parsknąłem w myślach z nutką ironii, ale czy faktycznie już teraz Demon robi to... co robi istota tak się zwąca i nikt jej nie powstrzyma? To brzmi bardziej nieprawdopodobnie niż fakt, że posiadaczami Urządzeń są moi rówieśnicy... Dosyć jednak przemyśleń skoro robota czekała.

- Rise, Fallen Angel!

- I hear your call. N Series 5783, Fallen Angel, Rising! - ponownie dobiegło z wnętrza gitary a ja po chwili unosiłem się w powietrzu i reszta mogła przypatrywać się moim skrzydłom oraz masce.

-

* - rzuciłem jeszcze z niegasnącym entuzjazmem nim wystrzeliłem wysoko w górę szykując się do ataku. Nie miałem w sobie nic z naukowca ani badacza, który wykorzystując jakieś kosmiczne teorie naukowe wyprowadziłby nas z obecnego Pola na spotkanie z paskudą. Nie. Moje metody były bardziej efektowne i znacznie, znacznie prostsze. Kiedy rozbrzmiały ostatnie riffy kawałka Urządzenie miało już wystarczającą ilość energii, żeby wypalić skoncentrowaną wiązką muzyki w... niebo. No tak, nie mam pojęcia jakiego punktu szukać, ale może jeśli wystarczająco mocno skupię się na tym co chcę trafić...? Tak! Na pewno się uda! Musi się udać!

---

*hm, pozwoliłem sobie od razu wstawić frazę Urządzenia z odpowiednim kolorkiem ;p a druga sprawa to - obstawiam, że EP mi starczy - korzystam z mocy 'Spirit of Rock', żeby podładować atak

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie bawiła mnie rozmowa z nowymi posiadaczami urządzeń. Dziwił, jednak fakt, iż wszyscy są tak młodzi. Jakiego typu były te wszystkie urządzenia?

- The sender of destruction, shine on!!!- krzyknęłam i moją rękę otoczyło jasne światło.

- Yes Master, V Series 1632, Bloody Mary, The Crimson is Flowing Again!- odpowiedziała Mary.

//Celestia? zapowiada się niezapomniany dzień.

Runiczny łuk zmaterializował się w mojej dłoni i poczułam się, że znowu żyję. Na polu bitwy nie obowiązywały mnie ograniczenia grawitacyjne, więc bez problemu odbiłam się od ziemi wysoko w górę. Szybując w powietrzu czułam się wreszcie wolna, a do tego przepełniała mnie nagromadzona wcześniej wściekłość i chęć zniszczenia, tak że aż promieniałam negatywną energią.

Wreszcie. Wreszcie mogę zająć się tym, co kocham najbardziej. Mary przeszukaj pole w poszukiwaniu innych urządzeń. Chcę wiedzieć konkretnie, gdzie są nasze cele*. Oczywiście prócz tych dzieciaków i tej jednej z Gildii, jak i Celestii.

//Znajdę je, a potem rozerwiemy ich mistrzów na strzępy. . .

Jak już ich wykryjesz to przekaż Mattowi koordynaty. . . tylko jemu.

//Lepiej nie walczyć w tłoku, jak to mówią.

Patrzę na innych użytkowników z góry i jest mi całkowicie obojętne, co teraz zrobią, jednak niech tylko nie plątają mi się pod nogami.

Gdyby ktoś był teraz w mojej głowie zobaczyłby prawdziwe ucieleśnienie żądzy krwii i furii, jakim bez wątpienia była Mary.

---

Kiedyś uświadomiłam sobie jedną rzecz. . . Cokolwiek stworzyło urządzenia musiało mieć niecne zamiary. . . ogrom zniszczeń przez nie spowodowany jest nieobliczalny.

---

*Mary zabiera się za wykrywanie urządzeń. Rzucaj P_aul!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Już po raz drugi tego wieczoru Lilith nie zdołała powstrzymać dłoni, którą lekko uderzyła się w głowę słysząc wypowiedź Matta.

Spojrzała pomiędzy palcami, kiedy odezwał się inny głos. Jakiś dzieciak wygłosił pouczającą i dosyć epicką przemowę...

Wiesz, Charlie, gdyby nie powaga sytuacji pewnie bym się teraz zwijała ze śmiechu z tego szczeniaka, który najpierw nakrzyczał, jaki to doświadczony nie jest, potem się wkurzył, wsiadł na motor, który się pojawił znikąd, i odjechał zostawiając nas, żółtodzioby, samych sobie. Ale jak to przeżyjemy to się z tego jeszcze pośmieję. Ale do rzeczy. Charlie, możesz nas stąd wyciągnąć?

Nie bardzo. Słyszałaś, co ten dzieciak mówił, jakiś manipulator. Nie znam się na tych gadżetach... Ale mogę poszukać tych panienek, chociaż nie mamy gwarancji, że to one utworzyły Pole.

Szukaj, to zawsze będzie coś. A jak by co, to się chociaż na kimś wyżyjemy za idealne wyczucie czasu, pomyślała gniewnie i wróciła myślami do tego, co się działo w okół niej.

Uśmiechnęła się do Charlesa, który ich przedstawił, ale od razu zmarszczyła brwi widząc rozchodzących oraz przemieniających się ludzi. Charles znowu był w swoim jeżowym stroju, a Mattowi urosły skrzydła.

- Nie ma to jak współpraca i dbanie o interes tej planety - mruknęła pod nosem widząc, jak każdy rusza w swoim kierunku. - Ej! EJ! - Krzyknęła ruszając mniej więcej w stronę środka grupy i machając na wszystkich, którzy nie zniknęli jeszcze w przestworzach, chcąc dać do zrozumienia, żeby podeszli. - Mistrzowie! Widzę, że was wszystkich gdzieś strasznie gna! Ale jak dla mnie to rozdzielanie się jest dosyć głupim pomysłem, zwłaszcza, że gdzieś tutaj szaleją dwie wkurzone baby, które chyba mają więcej doświadczenia w tej zabawie niż my! - na wszelki wypadek Charlie powtórzył jej słowa po japońsku, gdyby nie wszyscy rozumieli nad-język angielski.

Dziewczyna zatrzymała się i spojrzała po ludziach.

Głęboko nabrała powietrza w płuca, już chciała coś powiedzieć, ale jakby bardziej niż zwykle poczuła Charliego. Oczami wyobraźni zobaczyła jakieś paskudztwo demolujące Tokio, masakrę, ludzkie ciała... Zawahała się, po czym cichutkie słowa same wypłynęły jej z ust.

- Make my dream come true.

Nie wydarzyło się nic spektakularnego. Tylko tyle, że teraz spoglądała na resztę mocno zielonymi oczami, a jej ciało pokryły krocie malutkich, seledynowych run.

Ech, pewnie tylko ja nie mam tak efekciarskiej transformacji, jak inni... Fatalnie, pomyślała sarkastycznie do Charliego, który - teraz w swojej rzeźbionej zbroi, stał za nią jak cień.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Uhu, koniec zabawy na koncercie dla mnie.

Co nie było dla mnie trudne to rozpoznania, bo plecy jakichś facetów zniknęły sprzed oczu, a sceny bynajmniej nie stwierdziłam na horyzoncie. A chyba nie mają jeszcze takiej techniki na koncertach, żeby zatłoczoną halę, zmieniać na sielankowy krajobraz, gdzie ludki nagle zaczynają gadać o gildiach, blokadach, czy demonie. Wątpliwe. Czekaj...przy demonie jeszcze było, że może teraz robić rzeź w Tokio. Zważając na Rin i resztę ludzi na koncercie, to ta ostatnia ewentualność...

-Kuyashii! Arghh. - walnęłam profilaktycznie kilka razy łbem o trawę, po czym rzuciłam już spokojniej - Niech rozbłyśnie siła miłości, pod światłem tego brudnego księżyca!

-Activation confirmed. A Series 4221, Yuuki no Tsubasa, Ready to Snipe Them!

Mecha henshin, świetna rzecz. Niczym w sentaiach. Teraz jeszcze przydałoby się przywitać kulturalnie, przynajmniej z tymi, którzy jeszcze nie rzucili się w pogoń za tymi dwoma pannami.

-Ohaio, Mio jestem. Mio, pilot Labu...się znaczy Lovelighta. Jakby ktoś miał lepszy pomysł niż walenie na oślep do góry, żeby zniszczyć tą blokadę, to z chęcią pomogę.

Bądź co bądź, mam Tokio i Rin do uratowania.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...