Skocz do zawartości

MarkosBoss

Forumowicze
  • Zawartość

    2318
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez MarkosBoss

  1. MarkosBoss
    Później mówiono, że człowiek ten nadszedł od północy od Lencowskiej chatki. Szła ? bo to kobieta była ? pieszo, a objuczonego konia prowadziła za uzdę. Był późny wieczór i bazarki i targi były już zamknięte, a uliczka pusta. Było ciepło, a kobieta ta miała na sobie czerwony płaszcz narzucony na ramiona. Zwracała uwagę.
    Zatrzymała się przed gospodą ?Do dna?. Postała chwilę, posłuchała gwaru głosów. Gospoda jak zwykle o tej porze była pełna ludzi.
    Nieznajoma nie weszła do ?Do dna?. Pociągnęła konia dalej, w dół uliczki. Tam była druga karczma, mniejsza, nazywała się ?U Staśka?. Tu było pusto. Karczma nie miała najlepszej sławy.
    Karczmarz uniósł głowę znad beczki rozwodnionego wina i zmierzył przybysza wzrokiem. Obca kobieta, ciągle w płaszczu, stała przed szynkwasem, nieruchomo. Milczała.
    -Co podać?
    -Wody albo herbaty.
    Nieznajoma była młoda, ale włosy miała prawie zupełnie czarne ? jakby pomalowane kredką. Pod płaszczem nosiła wytarty kubrak, sznurowany pod szyją i na ramionach, z napisem ?ABBA?. Kiedy ściągnęła swój płaszcz, wszyscy zauważyli, że na pasie za plecami miała miecz. Nie było w tym nic dziwnego, we Wrocławiu prawie wszyscy chodzili z bronią, ale nikt nie nosił miecza na plecach niby łuku.
    -Słyszałam, że pracę jakąś macie?
    -Ano mam. Se mnie głównie rozchodzi o to, że mi stara gdzie zniknęła. Zostawiła ino list. O ten. Jak tą staruchę mi tu przyprowadzisz dam Ci ze sto denarów i pięćset punktów doświadczenia.
    Nieznajoma przeczytała list. Wynikało z niego, że żona uciekła do mamusi. Kobieta wyszła, zarzucając płaszcz na ramiona.
    Niedaleko mieszkał jej przyjaciel. Znał chyba wszystkich w tym mieście, choć nie był nikim ważnym. Ruszyła w górę uliczką ciągnąc konia za sobą. Stanęła przed chatą z zabitymi oknami. Przywiązała konia do słupa i zapukała do drzwi.
    -Kto tam o tej porze?!
    -Zygmunt. To ja, Klara. Otwórz.
    Drzwi się otwarły. Oczom kobiety ukazał się niewysoki, garbaty, nieco przyrdzewiały robot. Miał odwrotnie proporcjonalną do swego ciała szczękę, a także dwie antenki na głowie.
    -Właź szybko.
    Klara weszła do środka, a Zygmunt zaryglował drzwi, nie wiadomo dlaczego. Chata była zaniedbana, wszędzie leżały jakieś graty. Usiedli przy niewysokim stole.
    -Oj, Klara. Ale Ty masz kształty ? rzekł robot, któremu zaraz potem odpadła szczęka. Szybko ją przykręcił. ?No ale powiedz mi, kochaniutka, co Cię tu sprowadza?
    Nieznajoma zrzuciła płaszcz, miecz zaś położyła na kolanach. Miała liczne runy przypominające kwiatki.
    -Dostałam kłesta. Szukam żony Staśka, karczmarza.
    -Jagny szukasz? Toć u matki siedzi. O, tu zaraz mieszka. Tylkom pytał co Cię, złotko, do Wrocławia sprowadza.
    -Szukam? Szukam czegoś. Nie musisz wiedzieć czego.
    -Ano nie muszę. To jak chcesz. To Jagna, wiesz, ta od Staśka, mieszka naprzeciwko z matulą. Zrób co trzeba i wracaj.
    Klara wstała i podniosła kawałek zbitego lustra. Przeglądając się w nim poprawiła makijaż i wyszła, zakładając miecz na plecy.
    Zapukała. Otworzyła jej ?zaginiona?. Była stara, brzydka, w jednej dłoni trzymała wódkę, a w drugiej papierosa. Włosy miała rozczochrane, tłuste.
    -Ty jesteś Jagna? ? rzekła Klara. ? Idziesz ze mną.
    Wtedy z kuchni wyskoczyła jej matka. Była jeszcze starsza i jeszcze brzydsza. Rzuciła się na nieznajomą z wałkiem, ta jednak odepchnęła ją ręką. Starucha padła na ziemię.
    -Zostaw moją matulę! ? krzyknęła ?młodsza? i, używając telekinezy, rzuciła w Klarę kociołkiem. Była wiedźmą, ale dość kiepską. Nieznajoma składając ręce na znak Aard odrzuciła kocioł. Szybkim a zgrabnym ruchem zdjęła z pleców miecz i w mgnieniu oka przyłożyła jego ostrze do szyi wiedźmy.
    Ostrze było zimne, w paru miejscach wyszczerbione i brudne od krwi. Jagna przełknęła ślinę.
    -Idziesz ze mną . Stasiek cię szuka.
    Klara złapała Jagnę za kark i wyszła z nią, ignorując krzyki jej matki leżącej na podłodze.
    Niedługo potem weszły do karczmy. Stasiek od razu podbiegł do żony i strzelił ją w pysk.
    -Więcej tego nie rób! ? powiedział.
    Jagna spuściła wzrok i poszła na zaplecze. Szynkarz rzekł do Klary.
    -No to co? Bierze te sto denarów i pięćset punktów doświadczenia i siada, napije się.
    -A nie, dziękuję.
    Nieznajoma wyszła. Poszła do chaty z zabitymi oknami. Usiadła i zaczęła się nad czymś zastanawiać.
    -Ej, Klara. Czemu właściwie Staśkowi pomogłaś z tą Jagną? Toć to wiedźma była.
    -Płacił, to i mu pomogłam ? powiedziała, cały czas była jednak zamyślona.
    -Powiesz mi czego szukasz? Może będę mógł Ci pomóc?
    Klara popatrzyła na Zygmunta. Zastanawiała się, czy mu jednak powiedzieć.
    -Szukam artefaktu. Nosi nazwę CD-Action.
    -Co?! To on istnieje? Czytałem o nim wiele, ale nie przypuszczałem, że może istnieć. Wiesz na pewno, że się tutaj znajduje?
    -Tak. Na łożu śmierci ojciec powiedział mi o CD-Action i o tym, że znajduje się w tym mieście. Potem niestety zmarł.
    -Szkoda będzie tego Lenca. Kiedy zmarł?
    -Tydzień temu. Po pogrzebie wyruszyłam do Wrocławia. Ale dość o tym. Wiesz, gdzie mogę zacząć poszukiwania tego artefaktu?
    -Studiowałem wiele ksiąg i każda z nich podaje inne źródło. Proponuję najpierw zajrzeć do kiosku RUCHu. Najpierw jednak musimy się przygotować na pewne? ewentualności.
    Klara przygotowała parę wiedźmińskich eliksirów i naostrzyła miecz. Miecz Przeznaczenia +5 był ostry jak za dawnych czasów. Zygmunt naoliwił się, powkręcał brakujące w swym ciele śrubki, zaktualizował system. Wziął do stalowych rąk Lilarcor +3. Oboje byli gotowi. Nie wiedzieli czy i jakie zagrożenie ich spotka, warto się było jednak przygotować. Była jednak późna noc i postanowili poczekać do rana. Klara zasnęła, a Zygmunt się wyłączył.
    Wyruszyli skoro świt. Ludzie obrzucali ich podejrzliwymi spojrzeniami, dwójka przyjaciół ich jednak ignorowała. Po drodze minęli parę kramów z żywnością.
    -Klara, a może coś zjemy?
    -Przecież ty nie musisz jeść ? odpowiedziała Klara.
    -Ale i tak jestem głodny. Znajdźmy trochę chrupiącego złomu, co? ? poprosił robot.
    Wiedźminka się zgodziła. W okolicy znaleźli trochę stalowych części, którymi najadł się Zygmunt. Mogli ruszyć dalej. Szli w górę uliczki, przez jedną z biedniejszych dzielnic Wrocławia. Mijając obskurne domostwa i wygłodniałych biedaków stanęli w końcu przed bramą cmentarza.
    -Tam jest kiosk RUCHU? ? zapytała niepewnie Klara.
    -Tak, w samym środku.
    Otworzyli bramę i weszli do środka. Klara poczuła zapach stęchlizny. Zygmunt nic nie czuł. Cmentarz rozciągał się aż za horyzont. Wokół nich stały najróżniejsze nagrobki. Klara wyjęła miecz i ruszyła powolnym krokiem w kierunku celu swej podróży. Nagle zauważyła, że robot gdzieś zniknął. Rozejrzała się, gotowa w każdej chwili zrobić użytek ze swego ostrza. Wtem dostrzegła Zygmunta sikającego na czyjś grób. Wiedźminka pobiegła do niego przeskakując kolejne nagrobki. Wiedziała, do czego mógł doprowadzić czyn robota.
    -Przestań! ? krzyknęła.
    -Ale ja muszę!
    Wtem robot poczuł, że ziemia pod nim lekko się trzęsie. Klara sięgnęła szybko do torebki z miksturami i wypiła ?Zamieć?. Chwilę później przed wiedźminką i robotem stanął upiorny pies.
    -Barghest? Kto chowa psy na cmentarzu?
    Na odpowiedź na pytanie Zygmunta nie było jednak czasu. Klara kazała mu odsunąć się, sama zaś zajęła się walką. Zrobiła piruet, przeskoczyła psa, szybko odwróciła się w jego stronę i wyprowadziła ostateczny cios, przypalając potwora znakiem Igni. Po chwili zagrożenie ze strony Barghesta zniknęło. Klara i Zygmunt ruszyli więc czym prędzej do kiosku ruchu, zachowując niezwykłą ostrożność. W końcu stanęli przed upragnionym budynkiem. Był niewielki i dość przerażający, pomalowany na zielono. Z przodu miał okienko, nad którym widniał duży, żółty napis ?RUCH?.
    -Witam. ? powiedział mężczyzna ze środka. - Coś podać? Znicze, gazetki, narzędzia do egzorcyzmów, ludzkie narządy?
    -A masz może CD-Action? ? spytała wiedźminka.
    -Chodzi ci o te bajeczki, którymi matki straszą niegrzeczne dzieci? Że Smuggler przyjdzie do nich w nocy i takie tam?
    -Tak, właśnie o to.
    -A to pierwsze słyszę ? odpowiedział sprzedawca.
    -Znaczy nie ma? ? zapytał lekko rozczarowany Zygmunt.
    -Ano nie ma. To przecie tylko legendy. Bierzcie znicze, albo nie zawracajcie mi (_!_).
    Klara i Zygmunt opuścili jak najszybciej cmentarz bogatsi o dwa znicze i biedniejsi o dwadzieścia denarów. Robot zaproponował, by tym razem udać się do Empiku. Był to dość duży dom towarowy w jednej z bogatszych dzielnic miasta. Tu widoki były zupełnie inne niż w części klasztornej. Bogate domostwa, arystokraci i burżuje przechadzający się po okazałych alejach i parkach. Tylko deszcz padał.
    -Klaro? Teraz chyba jest odpowiedni moment, żebym ci o czymś powiedział.
    -To coś ważnego? ? spytała wiedźminka.
    -Raczej tak. Chodzi o to, że w Empiku CD-Action, jeśli w ogóle będzie, sprzedadzą nam bez płyty.
    -Trudno. Chodźmy.
    W Empiku było wspaniale ? ciepło, bogato, nie padało. Dla Klary i Zygmunta był to luksus. Budynek był całkiem spory, podzielony na sekcje. Dwójka przyjaciół udała się do ?Przedmiotów magicznych i artefaktów?. Znaleźli tu pokaźną kolekcję, jednak nie znaleźli ich obiektu pożądania. Gdy jednak wychodzili robot ujrzał kawałek folii schowany za jakimś Czarodziejskim Pismem +18.
    -Klara! To to, czego szukamy! ? krzyknął radośnie.
    Okazało się, że był to jednak numer archiwalny. Jego magiczna moc już dawno zniknęła. Wyszli więc z budynku. Poszli drogą przez park. Klara czuła piękną woń przeróżnych kwiatów.
    -Gdzie teraz? ? spytała.
    -Chodźmy na takie jedno wzgórze ? odpowiedział Zygmunt.
    Przeszli do dzielnicy klasztornej, a następnie opuścili miasto. Zaraz za bramą odbywał się strajk strażników. ?Poszukiwacze zaginionego CDA? zastanawiali się, czy będą mogli spokojnie ich minąć. Zdecydowali się przejść obok nich jak gdyby nigdy nic, jednak strażnicy ich zatrzymali.
    -Eee? Nikt nie wyjdzie, dopóki podwyżek nie dostaniem ? rzekł ich dowódca. ? No chyba że? uiścicie opłatę? Po prostu dajcie stówę i droga wolna. To jak?
    Klara i Zygmunt weszli na pobliskie wzgórze biedniejsi o sto orenów - nie chciało im się walczyć. Na szczycie znajdował się kamień, w niego zaś był wbity CD-Action.
    -Widzisz Klaro? To on! ? ucieszył się robot. - Teraz go tylko wyciągnij!
    Legenda głosiła, iż tylko człowiek godny ujrzenia twarzy Smugglera i o prawdziwie czystym sercu wyciągnie artefakt. Klara, powątpiewając, złapała CD-Action i pociągnęła mocno. Po chwili trzymała w dłoniach upragniony przedmiot. Ciągle padał deszcz, a teraz zebrał się jeszcze silny wiatr. Artefakt, nie dość że zmoknął, to jeszcze został zabrany przez wicher. Nie udało się go odzyskać.
    -?Krzywa?! ? wszyscy w pobliżu usłyszeli, jak Klara popisuje się łaciną. ? To była nasza ostatnia szansa! Wszystko przepadło!
    -Czekaj? - rzekł cicho Zygmunt. ?Jest jeszcze? Albo nie.
    -Co?! Gdzie jeszcze może być?!
    -No? W Redakcji CDA? Ale to zbyt niebezpieczne. Jeszcze spotkamy człowieka bez twarzy. Nie chcę ryzykować.
    -Trudno. Idziemy tam.
    Najpierw jednak wrócili do domu. Trzeba się było przygotować. Zygmunt pomalował się środkiem przeciw rdzewieniu stali i nałożył oliwę na Siekacza. Klara zaś przypudrowała nosek, wzięła srebrny łańcuch i sprawdziła stan mikstur. Przygotowała ?Jaskółkę? i ?Zamieć?. Włożyła hełm na głowę. Oboje byli gotowi.
    Redakcja była przerażającym budynkiem na uboczu miasta. Nikt obok niego nie przechodził, ale Klara była zdeterminowana. Stanęła przed drzwiami. Już miała pukać gdy?
    -Zygmunt, masz tutaj parę orenów i kup pizzę. Może dzięki niej lepiej nas przyjmą.
    Robot pobiegł niezgrabnie. Chwilę potem wrócił.
    -Z podwójnym serem ? pochwalił się.
    Ktoś usłyszał pukanie do drzwi i otworzył. To był Hut ? tytan pracy. Nie przywitał się nawet z gośćmi, bo od razu pobiegł pisać recenzję. Nieznajomi weszli więc do środka i rozejrzeli się. Było pusto. Najwyraźniej pracownicy byli gdzieś indziej. Zygmunt postanowił otworzyć pudełko z pizzą. Redaktorzy natychmiast się zbiegli. Oprowadzili dwójkę przyjaciół po budynku i po prezencie nie było śladu. Nigdzie jednak nie dało się zauważyć ?człowieka bez twarzy?. Nagle ziemia się zatrzęsła i zrobiło się ciemno. Wszyscy myśleli, że Allor wysadził korki, ale światło się zapaliło i wszyscy ujrzeli?
    ?Smugglera! Zielona skóra, nieświeża cera, tłuste włosy i szyja owinięta kablem od klawiatury ? skończył właśnie ?Wiedźmina?.
    -Czego? ? zapytał groźnie.
    -Chcieliśmy kupić CD-Action ? odpowiedziała pewnie wiedźminka.
    -Kupić? Tego się nie da kupić! Musicie mnie pokonać!
    Buachacha! ? zaśmiał się.
    Redaktorzy ustawili się w kółku, w środku którego zostało ich troje ? Smuggler, Klara Zygmunt .Wyjęli swe miecze i czekali na pierwszy ruch przeciwnika. Człowiek bez twarzy uderzył robota znakiem Aard, który poleciał uderzył w ścianę i się wyłączył. Wiedźmini spojrzeli sobie w oczy. Każde z nich miało pionowe źrenice. Serce Klary zaczęło szybciej bić. Pobiegła w stronę wroga i zadała cios, którego z łatwością uniknął. Wiedźminka była zdezorientowana, co wykorzystał przeciwnik. Zadał silny cios, ale kobieta zablokowała go mieczem trzymanym w obu dłoniach. Smuggler uśmiechnął się szyderczo i kopnął Klarę w brzuch. Ta padła na ziemię, szybko się jednak podniosła. Złożyła ręce na znak Igni, którego jej przeciwnik nie zdołał uniknąć. Nie zrobiło to na nim to większego znaczenia. Wyprowadził cios i ich miecze znów się zetknęły. Smuggler - doświadczony wiedźmin, który z niejednej walki wyszedł bez szwanku. Klara - młoda wiedźminka, która posługiwała się bronią i znakami wyraźnie gorzej od przeciwnika. Była jednak zdeterminowana. Wzięła rozbieg i przeskoczyła nad wrogiem, po czym zrobiła piruet i zadała cios. Ostrze przebiło na wylot ciało Smugglera. Wydał ostatnie tchnienie i zarzucił białą grzywą, po czym upadł twarzą na ziemię. Klara podeszła do ciała i wyjęła z kieszeni CD-Action. Nagle wiedźmin złapał ją za nogę, ona jednak uderzyła go rękawicą ze srebrnymi kolcami. ?Człowiek bez twarzy? poddał się. Wezwano lekarza, który zaopiekował się rannym. Wiedźminka w tym czasie naprawiła robota, po czym razem z nim opuściła redakcję. Wrócili do domu z zabitymi oknami. Klara zrzuciła płaszcz i położyła miecz. Usiadła na krześle, zakładając nogi na stół. Zdjęła folię i bawiła się artefaktem?
    -Hahaha! ? zaśmiała się czytając ?Na luzie??

    MarkosBoss
  2. MarkosBoss
    Zapewne każdego z Was denerwowało/irytowało to, w jakim stanie są polskie... chodniki? Może bardziej aleje spacerowe. Gdzie nie spojrzeć - wszędzie (za przeproszeniem) g*wno. Konkretnie psie odchody.

    I tu pojawiają się dwa aspekty: odpowiedzialności i miłości do ojczyzny. Pominę już wszystko to, przez co Polska miejscami (w których nie powinna) wygląda jak kosz na śmieci, a nawiążę ino do psów.
    Człowieku: jeżeli już rodzice Ci kupili tego zwierzaka/dzieci Cię do tego namówiły to bądź choć trochę odpowiedzialny! Pies narobi - posprzątaj po nim! Weź chusteczkę, zbierz "to i owo" i wyrzuć do pobliskiego kosza, miast udawać, że nic nie widziałeś! Widzisz znak "Aleja spacerowa - trzymać psy na smyczy" z rysunkiem jak dla (za przeproszeniem) debili przekreślonego psa załatwiającego potrzebę? To się zastosuj! Naprawdę inni nie mają ochoty potem mijać "tego i owego", patrzyć ciągle pod nogi, czy nie ma gdzieś "min". Wtedy to już nie jest spacer/przechadzka, a jakiś survival/przetrwanie! Trochę odpowiedzialności!
    Dalej: może nie kochasz swej ojczyzny? Nie ważne, że naśmiecisz - ważne, że ktoś to posprząta, tak? Przecież jest tylu śmieciarzy... Nie! To również Twoja ojczyzna, Twoja druga matka, a ty pozwalasz, by tak wyglądała i sam jeszcze ją "oszpecasz", pozwalając innym załatwiać się na nią? Naprawdę nie jest Ci przykro widząc papierek po batoniku dwa metry od kosza? Tak ciężko podnieść i wyrzucić? Nieważne czy Twój, czy nie - ważne, że tam leży. W swoim domu też tak robisz? Swoje potrzeby załatwiasz na dywan, a śmieci wyrzucasz za fotel? No właśnie...
    Pamiętaj, że nie jesteś sam na tym świecie, i jeżeli coś TOBIE nie przeszkadza, to nie musi znaczyć, że INNYM również! Wracając jeszcze do tych nieszczęsnych psów: tylko raz w swoim trwającym szesnaście lat życiu widziałem osobę, która posprzątała po swoim zwierzaku. ( dla tej osoby). Jeszcze raz pytam: czy to takie trudne? Czy może poniżające? A co ma zrobić śmieciarz, który robi to codziennie? Czy on sprzątając po innych nie czuje się upokorzony, tym bardziej widząc, że inni się z niego śmieją? No właśnie...
    Tak więc: jeżeli łazisz po mieście z przyjaciółmi nie wyrzucaj tego papierka, czy innej chusteczki do nosa - schowaj ją do kieszeni i przy najbliższej okazji odejdź od znajomych na te dwa kroki, by to wyrzucić do zbiornika komunalnego jakim jest kosz.
  3. MarkosBoss
    Tutaj i w następnych częściach będę umieszczał linki do tematów o filmach animowanych (głownie klasycznych Disneya) po to, by przybliżyć je Wam, przypomnieć je i... by się pochwalić.

    Miś Uszatek

    Król Lew

    Herkules

    101 dalmatyńczyków

    Piękna i Bestia

    Gdzie jest Nemo?

    Zakochany kundel

    Kopciuszek

    Bambi

    Mała Syrenka
  4. MarkosBoss
    AlE żAl - KoNCik KóLiNarNy oDc. 6:
    ThE wYWjAt UnD nEKsT DżINeReJSzyN



    Witam serdecznie! Dziś zgotuję Wam taką aferę, że się nią najecie do Wielkanocy. Tej następnej. Otóż przeprowadzę wywiad!

    MarkosBoss: Witam panie... eee... jak?
    Joker24: Joker24. Kłaniam się panu i szanownej widowni.
    MarkosBoss: Słyszałem, że chce się pan u mnie uczyć gotować - to prawda?
    Joker24: Nie, co panu przyszło do głowy? Ja tu tylko sprzątam.
    MarkosBoss: Haha. Zabawne. Proszę mi teraz powiedzieć, czy zetknął się pan kiedyś z gotowaniem?
    Joker24:Oczywiście, na wojnie to robiłem taką owsiankę, że palce lizać!
    MarkosBoss: To ciekawe. A jakie jest pana największe kucharskie dzieło? Bo moje takie.
    Joker24: Moje najlepsze dzieło - moja chluba: http://img213.imageshack.us/img213/7639/owsianka.png
    MarkosBoss: Chodziło mi o potrawę jakąś, ale nieważne. Może teraz coś ugotujemy?
    Joker24: Panie, najedzony jestem. Ale niech będzie, bo mnie ze studia wyrzucą i pensji nie dadzą.
    MarkosBoss: Podejdźmy więc do stołu. <podchodzą> To może... ugotujemy jajko? Zrób to tak: otwórz pudełko z jajkami, żeby wyglądało tak. Wyjmujesz teraz jedno z nich: takie lub takie. Masz? Doskonale! Wiesz co teraz zrobić?
    Joker24: Dołożyć do tego owsiankę?
    MarkosBoss: Czyli nie. Nie przejmuj się pan, wytłumaczę. Potrzebny jest garnek lub - najlepiej - rondelek. Teraz ostrożnie! Musi pan włożyć jajko do rondelka, ale proszę uważać! Tu trzeba być ostrożnym i delikatnym!
    <Joker24 zbija jajko przy wkładaniu do rondla>
    A nie mówiłem? Powtórzmy operację (na szczęście dawali 10 jaj gratis). Tylko teraz włóż to pan delikatnie!
    Joker24: Uuuu... mmm... ssss... <usiłuje nie upuścić>. Udało się! Teraz do rondelka trzeba pewnie dolać owsianki!
    MarkosBoss: Uff... udało się. Teraz pozwoli pan, że JA postawię ten rondelek na gazie - pan niech się uczy. <stawiam i zapalam. Jajko się gotuje> I tu ważna sprawa. Jeżeli chce pan jajko na miękko, trzeba je wyjąć po 3 minutach odkąd woda zacznie się gotować (bulgotać). Jeżeli chc... Ale nie wyjmować ręką!!! Wiem, że zapomniałem to powiedzieć, ale - na litość boską - o tym trzeba pamiętać! Jeżeli jednak chce pan jajko na twardo trzeba poczekać dłużej niż 3 minuty (najlepiej 5).
    Joker24: Panie, ja jajka już dzisiaj jadłem, panie, oszczędź jajka na sobotę. Do święconki się włoży!
    MarkosBoss: Racja. Nauczył się pan czegoś?
    Joker24: Eeeee...
    MarkosBoss: No trudno. A mam jeszcze pytanie. Może... Nie, to głupie.
    Joker24: Powie pan, bo pana uderzę jajkiem strusim, a mój wujek Zenek to przytomność stracił po takim uderzeniu! Czuje pan? Mów pan!
    MarkosBoss: No dobra. Może mnie pan czegoś nauczy? <przez chwilę ma poważną minę, ale zaraz wybucha śmiechem>
    Joker24: COO??? CZEMU SIĘ PAN ŚMIEJE? WĄTPI PAN W MÓJ GENIUSZ? BANDA ANTYFANÓW OWSIANKI! JUŻ JA TU ZARZĄDZĘ U DYREKCJI, ŻE TUTAJ ZAMKNĄ TO STUDIO, I PAN WYLECI! ****** **** **** ***** ** ** ***** A propos, już niedługo: jak zrobić owsiankę według Jokera w AlE żAl - KoNCik KóLiNarNy. Pozdrawiam. A pan to jest ***&?**
    MarkosBoss: Dajcie reklamy! Dajcie reklaaaaaa... AAAAAA!!!
    <przerwało połączenie>
  5. MarkosBoss
    AlE żAl - KoNCik KóLiNarNy oDc. 5



    Skończyłem czytać książkę kucharską, dlatego tak długo nie pojawiały się nowe przepisy. Przejdźmy jednak do gwoździa programu dania dnia - dziś przygotujemy rozwiniętą wersję kanapki z chlebem! Zrobimy <fanfary> kanapkę z serem! <oklaski> :brawa: <brawa>

    Potrzebne składniki:
    Kanapka z chlebem, którą robiliśmy w poprzednim odcinku

    Sposób przyrządzenia:
    Gdy już mamy gotową kanapkę z chlebem bierzemy w dłoń to, to lub to i "kładziemy" to na naszą kromkę tak, by wyszło nam coś takiego. Kto chce może to jeszcze polać keczupem dla smaku. Gotowe! Smacznego!

  6. MarkosBoss
    Po raz kolejny powróciłem wspomnieniami do pierwszej części wspaniałej serii gier RPG - Gothic (I). Jest to pierwsza gra, w którą zagrałem i jedyna, w której się autentycznie zakochałem (i w którą gram po dziś dzień, choć może w nieco innych celach). Mam więc prośbę do innych fanów tej gry: wpisujcie swoje wspomnienia, przeżycia, emocje związane z tą grą. Co wam się podobało, a co nie. Może graliście na czitach? A co sądzicie o nakładce Mroczne Tajemnice (jeśliście o niej słyszeli)? To wszystko możecie pisać poniżej, w komentarzach. Może i ja coś dopiszę...


  7. MarkosBoss
    AlE żAl - KoNCik KóLiNarNy oDc. 3



    Hehehe. Myśleliście, że mi się ankieta na coś przyda? Hehehe. I tak opiszę jak się robi kanapki. Zaczniemy od czegoś łatwego. "Przepis na kanapkę z chlebem":

    Potrzebne składniki:
    Chleb

    Sposób przyrządzenia:
    1. Będzie trudno, ale nie aż tak, jak w punkcie 2. Bierzemy chleb krojony i wybieramy jedną kromkę. Jeśli już ją masz - gratuluję! Smacznego!
    2. Ten punkt dotyczy chleba niekrojonego. Bierzesz go i nóż i idziesz do mamy, by ci ukroiła jedną kromkę (tata najpewniej nie umie). Jeśli mamy nie ma będziesz głodny/głodna... Ale i tak smacznego!

  8. MarkosBoss
    Jakiś czas temu pisałem o panice związanej z "temperaturą bardzo na minusie". Jeśli ktoś nie pamięta, a chce sobie przypomnieć - tutaj macie link.

    <wpis właściwy>

    Może ja się nie znam, ale w Polsce chyba większość ludzi boi się zimy. Tak - "boi się". Nie "nie lubi", "nienawidzi" itp. Skąd ten wniosek?


    poproszę. Khy khy"

    "Aaaaaaaaa! Jaki wielki sopel! Uciekajmy, bo zabije nas, nasze dzieci i rodziców! Aaaaaa!"
    Zacznijmy od pierwszej "wypowiedzi".


    @up
    Straszne, c'nie? Na widok takiego powracają najgorsze wspomnienia z dzieciństwa (np. gdy kolega złamał mi kredkę...)





    @4x up
    No. I przechodząc pod TAKIMI soplami można się bać. Tym bardziej, jeżeli są wysoko. Bo baćtakich sopli to wstyd. Co innego ten - dwa metry i czterdzieści kilogramów. Tylko że jak ktoś go widzi, to chyba ominie, prawda? Każdy sopel można ominąć, ale lepiej przecież krzyczeć, że administrator budynku to szuja, zbluzgać go itd., miast jak człowiek "oddalić się od zagrożenia" i przedstawić sprawę komu trzeba.
    Na zakończenie tego wątku pokażę Wam to:

    Nie chciałbym być w tym miejscu. Jeszcze by mnie coś zabiło. Spadający sopel albo meteoryt. Albo ptak spadający dziobem w dół lub lecące w moim kierunku jego odchody...

    "!@#$%^!! Ale ślisko!! No ja !@#$%^!!"
    Tja... Kolejny dowód, jak ludzie czasem sami utrudniają sobie życie. Dlaczego tak uważam? Załóżmy przypadek "ekstremalny": kobieta koło 30-tki idzie chodnikiem szerokim na dwa metry. Nagle przed nią długi odcinek lodu zajmujący całą szerokość "drogi spacerowej". Po bokach zaspy śniegu sięgające 15-20 centymetrów. Kobieta ma takie buty.
    I co zrobi? Nie przejdzie przez lód, bo się poślizgnie i przejdzie przez śnieg zakopując się w nim "do pasa"?
    Nie wiem, ale wiem, że normalny człowiek nałożyłby buty odpowiednie do warunków.
    Poza tym nawet chodząc po lodzie w "kiepskim obuwiu" można odpowiednio stawiać kroki, by się nie poślizgnąć, ale po co? Lepiej przejść na chama nie patrząc pod nogi, a potem obarczać winą parszywy los/Boga, który się na mnie przecież mści!

    "Cholerny samochód! Nie chce się ruszyć!"
    "Wrrrrr. Wrrrrr. Co, samochód nie chce ruszyć z miejsca? Zakopał się w śniegu? Ale nie wyjdziesz i nie odkopiesz go? Jak to? Wolisz na chama? Proszę - twoja sprawa."
    Nie lubię ludzi, którzy robią tak, jak opisałem powyżej, a potem mają pretensje do całego świata, że cośtam cośtam. Z samochodem jest jak z psem - trzeba o niego dbać (odkopywać ze śniegu) i karmić (np. benzyną). A takie działanie na chama świadczy chyba tylko o tym, że kierowca jest nieodpowiedzialny. Bo przecież nie mozna tego wytłumaczyć "Bo się spieszył". Przecież tak traci znacznie więcej czasu. Wgl. nie rozumiem ludzi, którzy sobie utrudniają życie.

    "Khy khy. Pięć
    poproszę. Khy khy"
    Najbardziej mnie denerwuje widok emerytki podpierającej się laską, kaszlącej co chwila i poruszającej się z prędkością 0,5 km/h i trzymającej w dłoni... papierosa. Taki człowiek jest - za przeproszeniem - na skraju śmierci, a się jeszcze "szlugami" dobija. A potem gadanie "Bo mnie na zrealizowanie recepty nie stać! Drogie to wszystko (albo emerytura za mała)!". A papierosy to są tanie. I zdrowe. Jaaaaasne. I co? Idzie (właściwie wlecze się, ale rozumiem, że to wina wieku), taka babcia środkiem chodnika tak, że nie można jej wyprzedzić i wydycha co chwilę dym, który wieje prosto w twarz osobie idącej za nią (mnie). A skoro ona chce się nikotyną/tytoniem truć - proszę bardzo, ale ja wdychać tego nie chcę (to się zresztą tyczy wszystkich palaczy). Tak jak jestem za tym, by krzyży nie zdejmować, popieram całkowity zakaz palenia w Polsce. Tylko ciekawe, czy coś takiego będzie...

    Na koniec dowcip by C. Pazura:
    Podchodzi babcia koło siedemdziesiątki do kiosku RUCHu i ogląda paczki papierosów.
    "Palenie powoduje raka". Odłożyła i bierze następną.
    "Palenie szkodzi tobie i osobom w twoim otoczeniu". Odkłada.
    "Palacze umierają młodziej" - Pięć tych poproszę.

  9. MarkosBoss
    Pewnego razu ktoś zasadził drzewo na skraju lasu. Wiele lat później wyrósł z niego piękny dąb, najwyższy spośród drzew w całej okolicy. To byłem ja. Wszystkie rośliny zazdrościły mi mojej zielonej przez prawie cały rok korony. Jednak z kolejnym w moim życiu zachodem słońca, do naszego lasu przybyli ludzie. Nie chcieli zbierać grzybów 0 to wiedziałem na pewno. Ci ludzie chcieli zniszczyć nasz dom. Mieli w dłoniach siekiery i piły. Gdy zbliżyli się do mnie poczułem jak uciekają ze mnie wiewiórki i odlatują ptaki. Ja jednak stałem i nie mogłem nawet prosić o litość. Byłem bezsilny. Dwóch mężczyzn poprzycinało mi gałęzie, reszta poszła dalej. Widziałem, jak co kilka minut padają kolejni moi bracia oraz wystraszone zwierzęta uciekające w popłochu.
    -Ten jest za duży. Zostawmy go na koniec - rzekł człowiek siedzący na ostatniej z moich gałęzi. Miał twarz bandyty dokonującego wraz z kolegami rzezi. Miał bezczelny uśmieszek, cygaro wsadzone w usta i czapkę przykrywającą trochę twarz.
    W tym momencie rozejrzałem się dokoła. Z niegdyś pięknego, wielkiego lasu ci ludzie sprawili, że z ziemi wystawało tylko kilka samotnych , łysych i wystraszonych pni. W międzyczasie słońce wzeszło i zaszło kilkanaście razy. Szczerze mówiąc nic mnie to nie obchodziło.
    Ludzie dobijali kolejnych mych braci, ostatnich drzew, które tworzyły kiedyś przepiękny las. Wiedziałem, że kiedyś - niedługo - nadejdzie też i moja kolej. Rozejrzałem się po raz kolejny: widziałem mnie puste, zielone pole z jednym drzewem na jego skraju. Dokoła ludzie, przygarbione postacie wywoziły ciężarówkami ostatnie pnie. Inni zaś zbierali gałęzie. Byłem sam...
    Nagle podszedł do mnie mężczyzna z czapką i cygarem. O ile kiedyś wyglądał groźnie, teraz był raczej zmęczony.
    -To to teraz twoja kolej - powiedział, po czym uderzył siekierą w moją wiecznie brązową, obecnie poobdzieraną miejscami korę. Ciach. I nic. Byłem twardy. Trzymałem się. Ciach. Kolejne uderzenie. I nic. Nie było widać różnicy. Mężczyzna wyraźnie się zdenerwował, zaczął cicho sapać. Zacisnął ręce na swojej siekierze i uderzył mnie szybko jeszcze kilka razy. Jego wysiłek nie przyniósł jednak rezultatu, odszedł więc i porozmawiał z innymi. Ja w tym czasie oglądałem swoją korę. Rzeczywiście była (prawie) nienaruszona. Nagle ludzie krzyknęli:
    -Kończymy na dziś! - i odjechali. Teraz zauważyłem, że było już po zmroku. Samotny i smutny stałem czekając na egzekucję i wybawienie.
    Wtem podbiegła do mnie wiewiórka, która - zanim się to wszystko zaczęło - codziennie siadała na mojej gałęzi. Ponieważ wszystkie mi odcięli mała, ruda wiewiórka usiadła na ziemi obok mnie. Była wyraźnie smutna i rozgniewana tym, co się zdarzyło, chociaż jej biały pyszczek starał się uśmiechać. Chciała mnie pocieszyć. Jednak mój los był przesądzony...

    c.d.n.
  10. MarkosBoss
    AlE żAl - KoNCik KóLiNarNy oDc. 4
    No to dziś zr... Ach, witam serdecznie, Wy moje serdelki! Jako że część z Was nie nauczyła się niczego podczas trzech ostatnich lekcji... nie będziemy zawyżać poziomu trudności. Dostałem setki wiadomości na PW i miliony komentarzy z prośbą o powtórzenie programu z herbatą. No to dajemy powtórkę na przyspieszeniu:

    A teraz dowiemy się co to jest sól i cukier. Scenariusz tego odcinka został napisany specjalnie dla użytkownika "bajarz".
    Potrzebne składniki/narzędzia:

    herbata, którą przed chwilą zrobiliśmy cukier sól Sposób przygotowania:
    Musimy stanąć przed lustrem. Do szklanki z zaparzoną (znaczy taką, w której jest torebka) herbatą wsypujemy... (ciężko to opisać, bo nie wiem ile Wy słodzicie - dop. Markosa) najpierw jedną łyżeczkę cukru i próbujemy. Jeśli w lustrze widzimy wykrzywioną twarz oznacza to, iż potrzeba więcej cukru. Dosypujemy jeszcze jedną łyżeczkę i znów sprawdzamy smak. Jeżeli nadal mało powtarzamy tę czynność do momentu, w którym herbata będzie nam smakować. Jeśli wciąż Ci nie smakuje, to pewnie przesłodziłeś. I tu ważna mądrość ludowa: sól neutralizuje* cukier. Więc jeśli przesłodziliśmy (tak to się fachowo nazywa) to wsypujemy powoli jedną łyżeczkę soli. Czynność powtarzamy do momentu, aż herbata zacznie nam smakować. Dodam również, iż należy ją po dosypaniu każdej porcji cukru/soli wymieszać łyżeczką. Jeśli herbata już nam smakuje...

    ...Smacznego!
    *Znaczy jak cukru jest za dużo to sól sprawia, że go nie czuć.

  11. MarkosBoss
    AlE żAl - KoNCik KóLiNarNy oDc. 2
    Dżem dobry, cześć i czołem. Zgadnijcie, co dziś brołem? Ano nic. Pamiętata, com żem Wam ostatnio zgotowoł? Ano wodę. W czajniku. Możno też grzałki było użyć, alem zapomniał. No to dzisioj to jo mom dla wos takie coś. Wiem, to trudne, ale docie sobie radę. Do roboty! Do kuchni!
    Potrzebne składniki/narzędzia:

    ugotowana przed chwilą woda w czajniku opakowanie herbaty, np. takie filiżanka/szklanka Sposób przygotowania:
    Skupta sie, bo to trudne. Więc bierzta czajnik z wodo i nalewacie jej do szklonki/filiżonki. Ostrożnie, coby sie nie poparzyć. Potem trza otworzyć pudełko z herbato i wyjąć jedno torebkę. Tako torebke trza włożyć do szklonki/filiżonki i poczekać z 3-5 minut. Powinno tak wyglądoć: tak lub tak. Jeśli tok wygląda, to smocznego!

  12. MarkosBoss
    AlE żAl - KoNCik KóLiNarNy oDc. 1



    Witam w moim kąciku kulinarnym! Będę tu prezentował pomysły na przepyszne dania wymagające niewiele czasu (i pieniędzy). W pierwszym odcinku chciałbym zacząć od czegoś łatwego, więc... ugotujemy dziś wodę!

    Potrzebne składniki/narzędzia:
    woda czajnik (najlepiej elektryczny, ale zwykły też się nada)

    Sposób przygotowania:
    Najpierw wypadałoby się pomodlić o pomyślne przeprowadzenie operacji. (Jeśli ktoś nie wie jak, niech pisze w komentarzu lub PW, to mu pomogę). Jeśli już jesteśmy pod wstawiennictwem Boga nic nie jest nam straszne, więc bierzemy w dłoń czajnik, który podstawiamy pod kran i otwieramy "klapę" (to bardzo ważne!). Drugą ręką odkręcamy go (kran) tak, by woda leciała do czajnika (to też bardzo ważne!). Czekamy, aż poziom wody sięgnie najwyższej kreski na naszym naczyniu, a gdy tak się stanie zakręcamy kran (ważne!). Wtedy możemy spokojnie zamknąć pokrywę i postawić na "takim czymś od czajnika elektrycznego" (lub na kuchence jeśli mamy zwykły).
    Czajnik elektryczny:
    Naciskamy przycisk umieszczony gdzieś na czajniku i czekamy, aż woda się zagotuje. Musimy być tutaj bardzo ostrożni, by się nie poparzyć przez włożenie ręki do środka lub kopnięcie prądem. Gdy czajnik się wyłączy (sam!) oznaczać to będzie, iż mamy zagotowaną wodę. Smacznego!
    Czajnik zwykły:
    Jeśli już postawiłeś czajnik na kuchence, musisz ją teraz włączyć. Jeśli jest ona elektryczna po prostu przekręcasz odpowiednie pokrętło (jeśli nie wiesz które pisz PW lub w komentarzu). Jeśli zaś jest ona na gaz musisz ją zapalić. Są dwa warianty: zapalniczka lub zapałki. Zapalamy i czekamy, aż woda się zagotuje. Gdy tak się stanie usłyszysz gwizd czajnika. Należy wtedy wyłączyć kuchenkę przekręcając pokrętło w przeciwną stronę niż poprzednio. Brawo, masz zagotowaną wodę! Smacznego!



    W następnym odcinku nauczymy się czegoś trudniejszego.
×
×
  • Utwórz nowe...