Skocz do zawartości
  • wpisy
    168
  • komentarzy
    728
  • wyświetleń
    73266

"Snuje się opowieść drzewa..."


MarkosBoss

266 wyświetleń

To jest "opowiadanie z elementami opisu", jakie napisałem dwa lata temu. Była to moja praca domowa, o której przypomniałem sobie koło piątej rano w dniu, w którym trzeba było oddać te teksty. Czytając to opowiadanie pamiętajcie, że pisałem je od 5:07 do 7:16 (rano, a jakże). :ohmy:

Pewnego razu ktoś zasadził drzewo na skraju lasu. Wiele lat później wyrósł z niego piękny dąb, najwyższy spośród drzew w całej okolicy. To byłem ja. Wszystkie rośliny zazdrościły mi mojej zielonej przez prawie cały rok korony. Jednak z kolejnym w moim życiu zachodem słońca, do naszego lasu przybyli ludzie. Nie chcieli zbierać grzybów 0 to wiedziałem na pewno. Ci ludzie chcieli zniszczyć nasz dom. Mieli w dłoniach siekiery i piły. Gdy zbliżyli się do mnie poczułem jak uciekają ze mnie wiewiórki i odlatują ptaki. Ja jednak stałem i nie mogłem nawet prosić o litość. Byłem bezsilny. Dwóch mężczyzn poprzycinało mi gałęzie, reszta poszła dalej. Widziałem, jak co kilka minut padają kolejni moi bracia oraz wystraszone zwierzęta uciekające w popłochu.

-Ten jest za duży. Zostawmy go na koniec - rzekł człowiek siedzący na ostatniej z moich gałęzi. Miał twarz bandyty dokonującego wraz z kolegami rzezi. Miał bezczelny uśmieszek, cygaro wsadzone w usta i czapkę przykrywającą trochę twarz.

W tym momencie rozejrzałem się dokoła. Z niegdyś pięknego, wielkiego lasu ci ludzie sprawili, że z ziemi wystawało tylko kilka samotnych , łysych i wystraszonych pni. W międzyczasie słońce wzeszło i zaszło kilkanaście razy. Szczerze mówiąc nic mnie to nie obchodziło.

Ludzie dobijali kolejnych mych braci, ostatnich drzew, które tworzyły kiedyś przepiękny las. Wiedziałem, że kiedyś - niedługo - nadejdzie też i moja kolej. Rozejrzałem się po raz kolejny: widziałem mnie puste, zielone pole z jednym drzewem na jego skraju. Dokoła ludzie, przygarbione postacie wywoziły ciężarówkami ostatnie pnie. Inni zaś zbierali gałęzie. Byłem sam...

Nagle podszedł do mnie mężczyzna z czapką i cygarem. O ile kiedyś wyglądał groźnie, teraz był raczej zmęczony.

-To to teraz twoja kolej - powiedział, po czym uderzył siekierą w moją wiecznie brązową, obecnie poobdzieraną miejscami korę. Ciach. I nic. Byłem twardy. Trzymałem się. Ciach. Kolejne uderzenie. I nic. Nie było widać różnicy. Mężczyzna wyraźnie się zdenerwował, zaczął cicho sapać. Zacisnął ręce na swojej siekierze i uderzył mnie szybko jeszcze kilka razy. Jego wysiłek nie przyniósł jednak rezultatu, odszedł więc i porozmawiał z innymi. Ja w tym czasie oglądałem swoją korę. Rzeczywiście była (prawie) nienaruszona. Nagle ludzie krzyknęli:

-Kończymy na dziś! - i odjechali. Teraz zauważyłem, że było już po zmroku. Samotny i smutny stałem czekając na egzekucję i wybawienie.

Wtem podbiegła do mnie wiewiórka, która - zanim się to wszystko zaczęło - codziennie siadała na mojej gałęzi. Ponieważ wszystkie mi odcięli mała, ruda wiewiórka usiadła na ziemi obok mnie. Była wyraźnie smutna i rozgniewana tym, co się zdarzyło, chociaż jej biały pyszczek starał się uśmiechać. Chciała mnie pocieszyć. Jednak mój los był przesądzony...

c.d.n.

7 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Jaką ocenę? 5 (bdb)

Dostałbym 6, ale pisząc z rana popełniałem całkiem sporo błędów.

Część druga wkrótce (jak zechce mi się przepisywać z zeszytu te bazgroły).

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...