Skocz do zawartości

MarkosBoss

Forumowicze
  • Zawartość

    2318
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez MarkosBoss

  1. MarkosBoss
    806 koni mechanicznych i prędkość maksymalna 394 km/h (no co, raz na jakiś czas pisząc o samochodach można dać jakieś suche fakty, a nie tylko zdjęcia ) sprawiają, że jest to jeden z najszybszych samochodów na świecie. I jeden z ładniejszych... A teraz zakończę tę swoją amatorską gadkę i pokażę Wam parę zdjęć tego Koenigsegga...
    P.S. Inni dają zdjęcia półnagich panien...




  2. MarkosBoss
    Dziś krótko. Uwielbiam samochody. Sportowe. Lubię słuchać ryku silników i patrzeć na te piękne bestie. Lecz nie o tym chciałem dziś mówić, tylko podzielić się z Wami autem, które każdy dobrze zna, lecz większość uważa za uto dla "bab" (wybaczcie panie za określenie - zwłaszcza ty, Yennefer ). I właśnie chciałem sprawdzić, co wy o tym samochodzie sądzicie...

  3. MarkosBoss
    Wóz-marzenie myślę, że nie tylko moje... Co ja się będę zresztą rozpisywał, od tego są profesjonalne blogi (Kącik Motoryzacyjny), ja tu tylko dam cytacik (ze strony autocentrum.pl): "Określenie ?Porsche dla ubogich? to komplement. 350Z daje kierowcy dokładnie wszystko to, co sobie wymarzył i za co zapłacił, a radość z jazdy dokłada gratis. To tak, jakbyś wrócił nad ranem do domu po spotkaniu z kumplami, a żona z uśmiechem zaparzyłaby ci rumianku." Nie sposób się z tym nie zgodzić, prawda?




  4. MarkosBoss
    Chciałem go zdobyć wczoraj, ale los mi przeszkodził... W dodatku dziś rano wyjechałem do rodziny na święte, więc nie było dla mnie ratunku... Napadały mnie myśli, by użyć sznurówek (albo utopić się w wanie) i zakończyć swój nędzny żywot... Miałem depresję... Jednak jest takie powiedzenie "Life is brutal" (co znaczy oczywiście "życie jest piękne" ), więc oto przede mną leży nowy, nieotwarty jeszcze CD-Action (czyt. zafoliowany sidiekszyn)! Szkoda tylko, że i tak nie starczy mi na miesiąc, ale od czego ma się te stare numery.
    P.S. Już się cieszę jak dziecko (bo nim jestem ), gdyż widzę naklejki!
    P.S.2. Znowu przepadnę na pół godziny w łazience...
    P.S.3 Fajnie, że dali film (choć jeszcze go nie oglądałem)...
    PSP go - powinien trafić do "Kaszanka Zone" zamiast do działu sprzętowego... Ten model to hańba!

  5. MarkosBoss
    Jako że ostatnio mnie naszło na prezentowanie tego co tygrysy lubią najbardziej (tzn. co ja lubię), zaprezentuję moje kolejne marzenie... Technicznie spokrewniony ze sławnym Gallardo (też będzie, ale nie znacie dnia, ani godziny ). Ma "jedynie" 525 Koni mechanicznych i rozpędza się do "skromnych 316 km/h...




    Audi R8 - fajny filmik
  6. MarkosBoss
    John wskoczył na skuter śnieżny i pojechał na nim do Rosji. Tam wypytywał ludzi o Dziadka Mroza i jego chatkę. W końcu tak przemarzł, iż postanowił się rozgrzać w pobliskim barze. Usiadł przy stoliku, a barman podał mu trzy butelki gorzałki. W pewnym momencie do agenta 0700 przysiadł się jeden z gości. Położył rewolwer na stół. W jego bębenku brakowało tylko jednego naboju. Rosjanin wziął broń do ręki, wycelował w swoją twarz i nacisnął spust. Przeżył. Później przyszła kolej na Johna. Lekko pijany przyłożył rewolwer do głowy i strzelił, ale od alkoholu drżała mu ręka i spudłował. Na to Rosjanin uciekł, agent zaś zasnął.
    Obudził w szczelnym szklanym pomieszczeniu. Było zimno i jasno, ale nic nie widział - miał opaskę na oczach. Chciał się ruszyć, ale nie mógł - był przywiązany do krzesła. Ciągle słyszał jakiś warkot i szum. Zaniepokojony tym faktem nie zrobił nic. Nagle ktoś zdjął mu opaskę z oczu i zaświecił w nie latarką. Potem Johna uderzono parę razy i zaprowadzono przed oblicze przygarbionego starca...
    Reklamy
    Coraz bliżej święta, coraz bliżej święta...
    Zbiór rysunków Marka Lenca w formie albumu - idealny prezent na święta!
    Choinka z lampkami tylko 100zł!
    Lek na świńską grypę! - kup już teraz.
    Pierwszy sezon (odc.1-10) serialu "Nie-skazany na śmierć" już na Blue-Ray i DVD!
    Koniec reklam
    ...Starzec miał niegroźną minę, był ubrany w szare szaty. W chodzeniu pomagała mu laska. Skinieniem głowy rozkazał podwładnym odejść.
    - Ho ho ho! Kogo ja widzę? Czyżby to sławny John Bond? - spytał.
    - Tak - odrzekł agent. - Ty zapewne jesteś Dziadek Mróz, mam rację?
    - Wolę, gdy zwracają się do mnie Gandalf. Cóż Cię do mnie sprowadza? - powiedział starzec, po czym kichnął tworząc zamieć śnieżną.
    - Brrr. Skończ z tym! Dlaczego nie chcesz dać radości dzieciom, które wyczekują prezentów?! Przez ciebie Św. Mikołaj nie może ich roznosić! Skończ z zamieciami!
    - Nie zrobię tego. Hahahaha - zaśmiał się Dziadek Mróz.
    - Ty brutalu! Dawaj na ring! Dawaj na ring!
    Rzekł John, po czym rzucił się na Gandalfa. Mężczyźni zaczęli się siłować i bić. Starzec był słabszy, ale znał karate. Parę razy kopnął więc i strzelił w w pysk agenta, ale John nie poddawał się. Wziął krzesło i walnął nim dziadka. Ten w odpowiedzi kichnął agentowi 0700 w twarz, odmrażając mu policzki. John zaczął szukać czegoś po kieszeniach, kiedy nagle dostał śnieżką w twarz. Trzymał się jednak dalej. Wyjął lek na katar i wlał go do ust Gandalfa.
    - Hahaha! - uradował się John. - Już nie będziesz kichał i nie zepsujesz nam świąt! Ho ho ho!
    Bond ominął straże i wrócił na skuterze do Laponii. Wszedł do baru "Pod brodą mikołaja" i usiadł przy stoliku agenta Tomka.
    - Słyszałem co się stało. Dziadek Mróz leży w szpitalu z ciężkimi obrażeniami ciała, ale wyleczył się z kataru. To oznacza, że już nie stworzy zamieci kichając! Brawo agencie 0700! Dzieci będą z ciebie dumne.
    - Nie ma sprawy - odrzekł John rumieniąc się.
    - Jest jeszcze jedna sprawa: św. Mikołaj chciał się z tobą spotkać...

  7. MarkosBoss
    Co nowego w urodziny?
    - przesunąłem na prawą stronę i troszeczkę przemeblowałem pasek na blogu
    - otrzymałem komentarz Marka Lenca [EDIT] i dariusxq
    - dostałem parę fajnych prezentów (a gwiazdka tuż tuż)
    - wybiło mi pierwsze 2000 wyświetleń
    - opublikowałem już 10 odcinek mojego serialu
    - poczułem takie "coś", dzięki czemu czuję się dużo, dużo lepiej
    To tak w skrócie - rzeczy bardziej i mniej ważne. Początkowo miałem napisać zupełnie inaczej i zupełnie o czym innym, jednak zdecydowałem się na to rozwiązanie...
    P.S. Wziąłem od "Słodkiego Darusia" parę cukierasków (właściwie wszystkie, razem z miseczką), więc się nimi z wami poczęstuję, a co! Bierzcie ile chcecie - wszystko na koszt Darusia! Papatki

    [EDIT] Jak zabraknie cukierków, to się nie przejmujcie, dam więcej, tym razem na własny koszt.
    [EDIT] No i zabrakło cukierków... Ale spokojna wasza rozczochrana - mam więcej! Kilka rodzajów! Teraz słodyczy nie zabraknie, gdyż ciągle je dosypuję do miski...

  8. MarkosBoss
    Pewnego dnia na lekcji historii pani profesor włączyła film. Był nudny, więc zająłem się czymś innym. Nauczycielka to spostrzegła, ale nie pouczyła mnie, żebym oglądał. Po emisji filmu zostałem wzięty do odpowiedzi. Odpowiedziałem wszystko dobrze (co mogą potwierdzić inni uczniowie), ale i tak dostałem "niedostateczną" (pewnie za to, że nie uważałem). I tu jest moje pytanie: Czy dostałem sprawiedliwie tę jedynkę, skoro wszystko wiedziałem, czy nie? Jakie jest wasze zdanie?
    Zaznaczam, że na każdej (autentycznie KAŻDEJ) lekcji zgłaszam się do odpowiedzi i przeczytania pracy domowej (właściwie to nie czytam tylko mówię większość z pamięci), a na większość pytań znam odpowiedź i podnoszę rękę w celu jej udzielenia, ale nie zostaję spytany. Przykładowo (skoro i tak się już rozpisałem): pada banalne pytanie o to, czym zajmował się sąd skorupkowy. Dwadzieścia minut później - gdy pani profesor zapytała z siedem osób, które przewertowały chyba wszystkie strony z dwóch podręczników - ktoś w końcu powiedział co takiego robi ten cholerny sąd. Ja przez te 20 minut trzymałem rękę w górze, bo chciałem odpowiedzieć na to nieszczęsne pytanie...
  9. MarkosBoss
    - Mam dla ciebie paczkę i list. Co wolisz? - spytał listonosz George.
    - Hmmm - zamyślił się John. - Wolę chyba list.
    - Dobry wybór, bo w paczce była bomba.
    George wręczył kopertę i opuścił mieszkanie. John patrząc na zamykające się drzwi pomyślał "Wszyscy już mają klucze do mojego domu?" i przystąpił do otwierania koperty. Niestety nie mógł tego dokonać nożem, pomógł więc sobie nożyczkami, ale i tym razem się nie udało. Uznał więc, że jeśli zmoczy kopertę, będzie łatwiej ją otworzyć. Nie pomogło, więc przypalił ją zapalniczką. Ten sposób również zawiódł, więc agent 0700 spróbował rozciąć kopertę piłą mechaniczną. Zdesperowany John porwał list rękami i ujrzał kawałki papieru. Po dwóch godzinach układania tych "puzzli" złożył banknot 20-złotowy. Posklejał go taśmą i wyrzucił do śmieci. Usiadł na krześle i siedział, gdy nagle zadzwonił jego supertelefon.
    - Panie Bond - rzekł głos w słuchawce. John Bond. Mam dla pana propozycję, proszę pana. Niech zjawi się pan za godzinę, proszę pana, w Laponii, w barze "Pod brodą Mikołaja".
    - Mogę wiedzieć, z kim rozmawiam? - spytał John.
    - Z automatyczną sekretarką.
    - W takim razie będę za kwadrans.
    Agent 0700 włożył garnitur i eleganckie pantofle. Ściął się na jeża i nałożył ciemne okulary. Włożył słuchawkę do ucha i przyczepił sobie identyfikator z napisem "Ochrona". Dzięki temu przebraniu i krawatowi zawiązanemu na czole mógł wtopić się w tłum. Wybiegł z domu i począł szukać spojrzeniem swojego samochodu. Nie znalazł go, gdyż Papamobile zlał się ze śniegiem i nie można było go dojrzeć. Zabrał więc dyskretnie rower dziecku i mknął po zaśnieżonych ulicach w kierunku Laponii.
    Gdy dotarł następnego dnia do baru "Pod brodą mikołaja", siedział tam człowiek przypominający agenta. Przysiadł się do niego.
    - Pan Bond? - spytał nieznajomy.
    - A kto pyta? - odpowiedział pytaniem na pytanie John.
    - Agent Tomek. Nazywa się pan James Bond?
    - Niezupełnie. Jestem John Bond - wyjaśnił spokojnie nieznajomemu.
    - Cholera. To nie ten film - zbulwersował się Tomek. - Trudno. Jak nie on, to pan. Otóż mamy poważny problem. Śniegu jest od... od groma, a będzie jeszcze więcej. A zanim pan zje prawdziwą kolację wigilijną będzie jeszcze więcej.
    - Do rzeczy - pospieszył przymarzający agent 0700.
    - Otóż: zima znów zaskoczyła św. Mikołaja. Nie będzie mógł roznosić prezentów w taką pogodę. Pan musi nam po... pooo... eeee... aałłłaa - zaczął jęczeć Tomek, gdy język przykleił mu się do zamarzniętego kubka.
    - Brrrr. Czekaj, pomogę Ci - rzekł John przypalając twarz agenta miotaczem płomieni.
    - Ufff. O wiele lepiej. Wracając: musisz nam pomóc. Udaj się do Dziadka Mroza, powstrzymaj zamiecie śnieżne i uratuj święta!
  10. MarkosBoss
    Nie mam ich dzisiaj ( a moze raczej ). Mam je w niedzielę, czyli jeśli dobrze liczę za dwa dni. I tak się składa, że wtedy pewnie opublikuję dziesiąty, jubileuszowy i urodzinowy odcinek "Nie-skazanego na śmierć". Zbliża się też magiczna liczba 2000 oznaczająca ilość wyświetleń blogu (taka mała, subtelna aluzja odnośnie waszego urodzinowego prezentu dla mnie )
    P.S. Obiecuję, że gdy będę już miał te 16 lat, nie będę taki dziecinny. Oczekujcie całkowitej powagi, patosu, zero humoru i poważnych, życiowych i dłuuuugich wpisów.
    http://mediarun.pl/files/images/cache/94/9..._1258382441.jpg
    http://www.plus.pl/oferta_indywidualna/plu..._www/balwan.jpg
    http://nowohuckie.blox.pl/resource/mikolaj.JPG
  11. MarkosBoss
    Jaka powinna być idealna gra RPG? Jakie powinna mieć cechy? Co powinna zawierać?
    - duży, ciekawy, zróżnicowany świat
    - interesującą, wielowątkową fabułę z nieprzewidzianymi zwrotami akcji i sporo zadań pobocznych, również ciekawych i przejmujących
    - ciekawego głównego bohatera i postacie drugo- i trzecioplanowe
    - duży wybór oręża, pancerzy (hełmów, zbroi, tarcz)
    - ciekawe czary/moce
    - rozbudowany rozwój bohatera, który nie pozawala się specjalizować w każdej dziedzinie
    - dużo czynności, które można robić poza głównym wątkiem (np. walka na arenie, śledztwo, poszukiwanie skarbów, wizyta w domu publicznym, gotowanie, kucie broni itd.)
    - kontynuację, w której bohater nie traci pamięci
    - coś, co umożliwia szybsze podróżowanie po tym dużym świecie (np. koń, łódź, teleporty), ale bez przymusu korzystania z tego
    - KLIMAT
    - ciekawe dialogi
    - to "coś"
    - normalne animacje (puszczam oczko do słynnego "księżycowego skoku*)
    - wymagającą chociaż trochę finezji walkę** i dobrze zbalansowany poziom trudności
    Jeśli coś jeszcze wymyślę, to dopiszę. Wy też dopisujcie w komentarzach cechy idealnego RPG. Odwołując się do klimatu, to w takim Gothicu III gdy zbliżała się noc, starałem się znaleźć jakieś obozowisko, albo pustą jaskinię, by bezpiecznie spędzić noc. Niestety robiłem to tylko dlatego, ze mam zbyt bujną wyobraźnię i w nocy wcale nie jest trudniej na bezdrożach niż w dzień... Dobrze by też było, gdyby to co napisane w instrukcji (że zwykły człowiek na pustynie bez wody nie może przeżyć dłużej niż jeden dzień - jakoś tak to było), było prawdziwe.
    Swoją drogą, to cechy wypisane powyżej przypominają mi jak nic serię Gothic i grę Risen.
    * Ile razy dzięki niemu nie spadłem w przepaść...
    ** W Gothicu 3 walczyłem trzymając jedną ręką myszkę, a drugą jedząc obiad.
  12. MarkosBoss
    Ostatnio pojawiają się kolejne reklamy z niejaką Joanną Kurowską. Są one moim skromnym i nic nieznaczącym zdaniem nudne i ani trochę śmieszne. Gdybym miał na siłę czegoś szukać, wybrałbym ew. postać Stevie'ego, który siedząc na tym fotelu wygląda nawet zabawnie. Ale to wszystko. Ogólnie nudy i głupoty. Rzekłem.
    P.S. Najbardziej boli fakt, iż pozostałe reklamy "Plusa" są rzeczywiście śmieszne...
  13. MarkosBoss
    Witam i od razu przechodzę do sedna. Jeżeli podobają się Wam historyjki, które piszę, to śmiało komentujcie. Każdy pozytywny komentarz pokazuje mi, że to, co robię, nie jest bezcelowe. Z kolei krytyka sprawia, że staram się pisać jeszcze lepiej. Więc tu mój apel - komentujcie!
    Tak więc za wszelkie pochwały i konstruktywną krytykę:

  14. MarkosBoss
    Podczas gdy Neo bił się z klonami Smitha...

    ...John jadł resztki kolacji wigilijnej ze stołu. Nagle dostał SMS-a. Wyjął więc swój służbowy telefon superagenta - Nokię 1600.
    "Bądź na rogu Hożej, Marszałkowskiej i Wall Street jutro, gdy pierwsza gwiazdka". John nałożył jak zwykle swój wyjściowy: szlafrok i kapcie, po wybiegł z domu. Wsiadł do samochodu i czekał na pojawienie się gwiazdy. Gdy tak się stało, wcisnął gaz do dechy i pędził na miejsce spotkania z... Jeszcze nie wiadomo z kim. Gdy dotarł oparł się o ścianę budynku TVN, gdzie gwiazdy rozdawały swoje autografy. Wziął parę, m.in. od swoich rodziców i brata. W końcu zadzwonił telefon w pobliskiej budce. Odebrał go.
    - Nie ma takiego numeru. Nie ma takiego numeru. - mówił głos w słuchawce.
    W tym momencie agentowi 0700 spadło na głowę takie wielkie pudło. John stracił przytomność.
    Obudził go huk fajerwerków. Nie - to jeszcze nie był "Sylwester z Polsatem". Siedział w pustym, białym pomieszczeniu. Wtem ktoś wszedł do środka. Miał na sobie kominiarkę.
    - No to mi teraz agencie powiesz, wszystko, co wiesz - powiedział tajemniczy osobnik.
    - Ale ja nic nie wiem - odrzekł John.
    Naraził się nieznajomemu, który zaczął go torturować. przywiązał agenta 0700 do krzesła i kazał mu oglądać wszystkie części "Kevina samego w domu". John jednak się nie poddawał, więc człowiek w kominiarce bił go biczem po genitaliach. On jednak trzymał się dalej.
    - Dobra, zróbcie mu lewatywę - rzekł oprawca.
    - Nie! Tylko nie to! Powiem wszystko co wiem, ale nie róbcie mi tego! - bronił się John Bond.
    - Wiedziałem - pomyślał w duchu mężczyzna w kominiarce. - Wiedziałem, że to go złamie. Co wiesz? - rzekł już na głos.
    - No... E = mc2. Albo 2 x 2 = 4. To wszystko co wiem. - odrzekł całkowicie spokojnie zestresowany agent.
    - W porządku, wypuścić go!
    Rzekł oprawca, po czym John opuścił budynek i pojechał do domu. Zastał tam George'a - listonosza.
    - W końcu cię dopadłem! Już mi nie uciekniesz - rzekł do agenta 0700.
  15. MarkosBoss
    Alice trzymała palec na spuście zapalniczki. W każdej chwili mogła puścić z dymem całą Kalifornię. Los świata leżał w jej rękach. Nagle do mieszkania wszedł Tommy, brat Johna. Miał na sobie zakrwawiony garnitur, a z jego dłoni - trzymających piłę mechaniczną - spływała krew. Miał dziś wyjątkowo demoniczną twarz. Wniósł coś jeszcze do środka. Tort urodzinowy. Nim John zrozumiał, o co w tym wszystkim chodzi, było już za późno: z tortu wyskoczyła półnaga Krystyna z gazowni i wywietrzyła pokój. Johnowi się to nie spodobało. Tommy widział to i uśmiechnął się szyderczo.
    - Już czas - rzekł wypluwając krew z ust.
    Wtem zgasło światło. Ktoś zaczął dusić Johna, uderzył go kilka razy i przykleił kartkę z napisem "kopnij mnie". Nagle - równie gwałtownie jak zgasło - światło się zapaliło. John był otoczony przez złowrogie postaci. Z ust ciekła im krew, a na ubraniach mieli swastyki. Zbliżały się, a gdy znaleźli się w polu widzenia Johna, rozpoznał je. To był wujek Sam, Al Bundy, Winston Churchill, tata psychopata, Dalajlama, dr. Quinn, Vito Corleone, E.T. - w skrócie cała jego rodzina. Teraz dobrze wiedział, o co w tym wszystkim chodzi. Dziś był 31 luty 2012 roku - dzień jego urodzin. Jutro mijał czas na zapłacenie rachunku, więc miał szczęście, że dostał od rodziny trumnę wypełnioną po brzegi pieniędzmi. John schował trochę za pazuchę i ruszył poszedł na pocztę. Niestety nim się zbliżył listonosze otworzyli ogień. John zawrócił i zaczął uciekać przed kulami, ale się zmęczył, więc szedł. Na szczęście staruszka odbierająca emeryturę, Zdzisia, wzięła ogień na siebie. John podszedł najzwyczajniej w świecie do okienka numer dwa.
    - Dzień dobry! Mam tu rachunek do zapłacenia - rzekł John.
    - A ja mam przerwę!
    John podszedł tym razem do okienka numer jeden.
    - Witam panią! - powiedział.
    - Dobrze pana widzieć. Brakuje mi do krzyżówki: "Są tam listy" na sześć liter i pierwsza P?
    John nie miał czasu na wzięcie udziału w teleturnieju. Podszedł więc pełen gniewu do okienka numer trzy.
    - Masz to, babo wstrętna - powiedział wściekły wręczając pieniądze.
    Siedział tam Barack Obama. Prezydent uśmiechnął się, powiedział coś po amerykańsku i załatwił sprawę z rachunkiem raz na zawsze.
    - Obama został pokonany, a rachunek zapłacony, ale moja historia dopiero miała się zacząć - rzekł John, gdy drzwi jego domu ponownie wyważył listonosz George...
  16. MarkosBoss
    Ktoś zapukał do drzwi. John wiedział, że to był ON. ON, czyli wróg. Wziął do ręki pistolet i spojrzał przez wizjer. Niestety - w jego domu nie było czegoś takiego. John padł więc na ziemię i zajrzał przez szparę pod drzwiami. Dostrzegł tam przerażającego, strasznego, z blizną na twarzy: buta. Po chwili ujrzał drugiego, jeszcze bardziej przerażającego i mrocznego. John rozpoznał ich właściciela. To był George - człowiek, którego bardzo dobrze znał, i którego wolałby dziś nie widzieć. John przerażony wstał, zamienił pistolet na dwururkę i kopnął z całej siły w drzwi. Zapomniał jednak, iż otwierają się do wewnątrz. Zdegustowany lekko je uchylił i wycelował w stojącego na klatce schodowej George'a. "Przybysz" szybko wytrącił Johnowi broń, wyważył drzwi, wparował do jego mieszkania i go obezwładnił.
    - Nie uciekniesz przede mną! Masz! - wykrzyknął George przekazując Johnowi dziwną kopertę. - Masz czas do końca miesiąca, albo zajmiemy się tobą i twoim mieszkaniem!
    Napastnik wyszedł na korytarz, naprawiając przed wyjściem drzwi, po czym zniknął w ciemności. Tymczasem John otworzył z wielką trwogą tajemniczą kopertę.
    - O NIE!!! Już po mnie, nie mam po co żyć! - rzekł John czytając rachunek z gazowni...
  17. MarkosBoss
    Mimo, że mój blog od jakiegoś czasu działa i ma już pierwszy 1000 wyświetleń za sobą (i ostrzeżenie:P) i jest na nim już 8 wpisów, chciałem napisać kolejny, ale - tak na prawdę - pierwszy. Będę tu pisał obok kolejnych odcinków mojego serialu "normalnego" bloga o tym, o czym wszyscy - o sobie, o swoich przeżyciach, odczuciach itp., ale nie tylko. Więc tym krótkim wstępem zakończę (heh, ale wyszło) i do zobaczenia później!

    Wesołych Świąt!
  18. MarkosBoss
    Predator wziął Johna na ręce i podbiegł do samochodu, którym przyjechał. Wsadził agenta do środka i odszedł. Bond wiedział, że to nie jest zwykły samochód. To był Papamobile - pojazd superagenta. Miał przesuwane fotele, wycieraczki, przyciemniane szyby ,schowek na mapę, kopłaki i taksometr - cudeńko. Na szybie była przyklejona żółta karteczka. Niestety ktoś przykleił ją superklejem i John nie mógł jej oderwać. Było na niej napisane: "Obiad masz w lodówce, odgrzej sobie. Mama." Przeczytał i przekręcił kluczyk, ale w tym momencie odpadły tylne drzwi. Agent się tym nie zraził tylko puścił w radiu przebój zespołu ABBA, nałożył hawajską koszulę, przeciwsłoneczne okulary i długowłosą perukę, wystawił łokieć za okno i jechał przez Los Angeles bujając głową na boki, śpiewając hipisowskie piosenki. W końcu dojechał do mieszkania. Zdziwił się widząc dekoracje świąteczne na drzwiach - był dopiero 10 grudnia. Wszedł do środka i ujrzał stół zastawiony 12 potrawami. Johnowi ślina zaczęła lecieć tak szybko, że nie nadążał jej przełykać. I znów ogarnęło go zdziwienie:
    - Z jakiej to okazji? - pomyślał widząc za oknem gromadkę św. Mikołajów.
    Gdy jednak spojrzał obok i ujrzał choinkę - zwymiotował i zemdlał. Sztuczną sosnę ozdabiał Predator. Wisiały na niej granaty i gałki oczne w różnych kolorach, łańcuch zaś imitowało jelito cienkie. Jej ukoronowaniem była głowa Arnolda. Pod samą choinką zaś leżały woreczki żółciowe wypchane przeróżnymi prezentami z supermarketu. Z kolei na kominku wisiały buty komandosów - niektóre jeszcze z nogami, inne z prezentami w środku. Predator był z siebie dumny...
    John obudził się kilka dni później. Siedział przy stole, obok spostrzegł Predzia. Stał on w świetle reflektorów i przy mikrofonie. Włączył muzykę z radia i zaczął śpiewać kolędy.
    - Cicha noc, krwawa noc. Pożogę niesie ludziom wszem... - śpiewał.
    Nad ranem, gdy skończył, zasiadł do stołu i zaczął obżerać się jak świnia rzucają resztki na wszystko dookoła. Święta to jednak magiczny czas, więc John mu darował. Nagle rozległ się dźwięk dzwonka. Bond otworzył drzwi. Ujrzał Agenta Smith'a i zaprosił go do środka. Stali naprzeciw siebie gotowi w każdej chwili do walki. Smith chciał kopnąć Bonda z wyskoku, ale zwolnił się czas i agent 0700 zrobił unik. Zaczęli się bić, ale blokowali nawzajem swoje wszystkie uderzenia aż do Wigilii. Zmęczeni i poobijali usiedli do stołu, by zjeść wigilijną kolację. Na próżno jednak było im szukać barszczyku z uszkami. Predator wszystko zjadł!
    - Tym lepiej John - rzekł Smith. - Możemy od razu otwierać prezenty!
    - Hura! - zakrzyknął Bond, po czym rzucił się pod choinkę.
    To były piękne święta. Na twarzach agentów widniał uśmiech i zadowolenie, przerywane od czasu do czasu grymasem wściekłości, gdy strzelali do siebie, jeżeli ktoś otworzył prezent nie dla siebie. W końcu został tylko jeden prezent do odpakowania. "Dla najlepszego agenta" - głosiła karteczka na nim. Chłopcy znów zaczęli bić się i strzelać do siebie, aż stanął nad nimi ubrany na czerwono Predator i zabrał im prezent, po czym wyskoczył przez okno. Agenci szybko wyjrzeli. Widzieli jak Predzio odlatuje na saniach ciągniętych przez Rudolfa - renifera z czerwonym nosem od wódki. Poczęli rozpaczać, jednak mieli jeszcze gorsze problemy - ktoś pukał do drzwi. Otworzyli i ujrzeli ubranego w czarną, skórzaną sutannę mężczyznę z czarnymi okularami na nosie.
    - Agent Smith - rzekł tajemniczy osobnik.
    - Neo - odpowiedział mu i zaczął się klonować, podczas gdy John przeszukiwał buty na kominku w poszukiwaniu prezentów.
    Przybysz wyjął pistolet w zwolnionym tempie i zaczął mierzyć do jednego z trzydziestu Smith'ów...
    - Wesołych świąt, agencie - rzekł Neo powoli naciskając spust. - Wesołych świąt!
  19. MarkosBoss
    John obudził się następnego dnia. Leżał w jakimś białym pomieszczeniu. Wokół stali ludzie ubrani na biało mający miłe, uśmiechnięte twarze zakryte maseczkami. W tle leciała przyjemna relaksująca muzyka. Agent 0700 odwrócił głowę - dostrzegł apetyczne kanapki z szynką i "Kubusia Play". Teraz nie miał już wątpliwości: był w szpitalu dziecięcym. Nagle pani doktor coś powiedziała, ale przez maseczkę nie można nic było zrozumieć, zdjęła więc ją.
    - Jak się pan czuje, panie Bond? - powiedziała miłym głosem.
    - Nie czuję nóg...
    - To nic. Za chwilę je panu przyszyjemy, panie Bond.
    - Zaraz. Co się stało w dżungli? - odrzekł zaniepokojony John, szukając czegoś po kieszeniach. - I gdzie jest mój portfel?
    - Znaleziono pana w pańskim mieszkaniu z... Z dużymi obrażeniami ciała. Wisiał pan na żyrandolu obdarty ze skóry, ale wszystko jest już w normie. Szpital otoczony jest przez strajkujących lekarzy, więc jest pan tu bezpieczny. A pieniądze z portfela poszły na podwyżki - uspokajała pani doktor.
    - Ale miałem tajną misję... - rzekł agent.
    - Miał się pan spotkać z łącznikiem, był nim Predator. Przekazał panu pewne informacje, potem poszliście do pańskiego domu i najwyraźniej wypiliście o jeden kieliszek za dużo... Predatora poniosło no i zrobił panu to, co zrobił - wyjaśniła spokojnym, miłym jedyna kobieta w pomieszczeniu - Teraz te informacje przekaże pan mi.
    - Ale ja nic nie pamiętam...
    - Łżesz! - zdenerwowała się pani doktor. - Mów, co ci powiedziano, albo umrzesz, psie! - wykrzyczała przyjemnym tonem pani doktor.
    - Ale naprawdę nic nie wiem.
    - Doktorze Kowalski. Elektrowstrząsy. I lewatywa - rzekła dr. Quinn, po czym wybuchła śmiechem.
    Dzień później agent 0700 obudził się w tym samym miejscu. Zauważył, że ma przyszyte nogi i wbity w brzuch skalpel i scyzoryk. Wyjął je z pępka, odłączył kroplówki i wstał z łóżka. Chciał wyjść z sali, ale usłyszał głos zbliżającej się dr. Quinn. Postanowił wyskoczyć przez okno. Stanął więc na parapecie, przeżegnał się i spojrzał w dół. Przypomniało mu się, że ma lęk wysokości. Postanowił przezwyciężyć strach i zrobić spadochron z piżamy. Wtem do pokoju weszła pani doktor. Ujrzała Johna stojącego na parapecie. Wyjęła pistolet i zepchnęła agenta z parapetu. John Bond leciał, leciał, minął Małysza, zahaczył o samolot rządowy i wylądował na ziemi. Był cały poobijany i złamał parę żeber. Nic dziwnego - przecież zeskoczył z parteru. Nagle pojawił się przed nim Predator...
  20. MarkosBoss
    John - ucząc się na własnych doświadczeniach - postanowił uciec na widok George'a. Pomogła mu w tym mapa swojego mieszkania wytatuowana na całym ciele. Nie widział jednak tej części, która była na plecach, a nie miał czasu na wzięcie lusterka, gdyż listonosz stał naprzeciw niego. Wpadł jednak na inny pomysł. Podszedł do radia, puścił kawałek "Billie Jean" i zaczął się rozbierać. Gdy stał już w samych majtkach poprosił George'a, by odczytał mu mapę z pleców. Gdy listonosz to zrobił John wiedział już jak uciec z mieszkania. Nagle wpadł w panikę i wyskoczył przez okno.
    Po miesiącu John ujrzał uchylone drzwi do swojego mieszkania. Dyskretnie zajrzał do środka, ale drzwi były za mało uchylone. Złapał więc delikatnie za klamkę i pociągnął ja lekko, wyrywając niestety drzwi z zawiasów. Niepostrzeżenie wskoczył do środka, strzelił parę razy, naprawił drzwi i zaparzył herbatę, po czym zaczął szukać intruza. Następnego dnia znalazł go w salonie:
    - Kim jesteś? - zapytał.
    - To ja - odpowiedział intruz.
    - Uff - John odetchnął z ulgą. - Myślałem, że to on.
    - Panie Bond, Johnie Bond. Straciliśmy agenta 007. Pan go zastąpi jako agent 0700. Uda się pan do Puszczy Kampinowskiej, tam czeka na pana misja.
    - Jaka misja?
    - Tajna. Na miejscu spotka się pan z oddziałem komandosów. Oni dadzą panu dalsze wytyczne. No idź pan już, bo czas pan, panie tracisz!
    John lekko zaniepokojony nałożył szlafrok i kapcie-króliczki, po czym pojechał na umówione miejsce. Przed wejściem do Puszczy wisiała tabliczka z napisem "Park Jurajski". Nagle z krzaków wyskoczył oddział komandosów uzbrojonych po zęby w pistolety na wodę.
    - To pan, panie Bond? - spytał jeden z nich.
    - Tak. Nazywam się Bond. John Bond - odrzekł.
    - Za nami.
    Komandosi prowadzili Johna przez dżunglę. Nagle zza drzewa wyskoczył dzięcioł, ale żołnierze błyskawicznie strzelili do niego ze swoich karabinów i laserów. W końcu zatrzymali się. John spojrzał przez lornetkę. Zauważył Predatora. Obok na drzewach wisiały obdarte ze skóry prosiaki. Odłożył lornetkę i spojrzał w stronę komandosa, lecz już go tam nie było. Wisiał obok na krzaku obdarty ze skóry. John zaniepokojony obejrzał się - wokół wisieli sami żołnierze. Zamknął oczy ze strachu. Wiedział, że gdy je otworzy ujrzy coś strasznego, więc to zrobił. Krok od niego stał Predator trzymający w dłoni ociekający keczupem nóż...
  21. MarkosBoss
    John wstał i strzepnął kurz, po czym usiadł na podłodze i zaczął popłakiwać przeklinając cicho swój marny los. Wtem wybiegł przez okno na ulicę, cały czas popłakując. Rozejrzał się dookoła, ale niewiele dostrzegł, gdyż stał w ślepym zaułku. Powoli odwrócił się i zaczął cofać. Nagle usłyszał jakiś niewyraźny głos. Zaniepokoił się. Zrobił jeszcze jeden krok do tyłu i dotknął plecami ściany. Znów usłyszał głos, tym razem straszniejszy, mroczniejszy, bardziej niepokojący, ale wyraźny. Głos mówił: "Pieniądze, albo życie!". John przeraził się - nie miał ani pieniędzy, ani życia. Miał za to dług i kłopoty. Spojrzał przed siebie z zamkniętymi oczami i dostrzegł kogoś.
    - Ile razy mam powtarzać!!! - krzyknął tajemniczy osobnik. - Pieniądze, albo życie!!!
    Wtedy reflektor oświetlił twarz nieznajomego. Okazało się, iż był to żebrak, Tommy. Wściekły Tommy wyjął pistolet i strzelił do Johna, który obrócił się na pięcie i zaczął biec z prędkością światła. Niestety - to był ślepy zaułek. Jednak John nie zraził się tym i biegł dalej. Tommy ruszył w ślad za nim, trzymając w jednej dłoni nóż, a w drugiej pistolet. Biegli jak najlepsi sprinterzy na paraolimpiadzie. Niestety John się zmęczył i stanął. Odwrócił się w stronę napastnika. Wiedział, że już jest po nim, gdyż na przeciwko niego stał jego brat...
×
×
  • Utwórz nowe...