Skocz do zawartości

Lew1s

Forumowicze
  • Zawartość

    2759
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    8

Posty napisane przez Lew1s

  1. Tak się zastanawiam...

    Skoro Flemeth potrafi zmieniać ciała, a nawet przeżyć własną śmierć, to może Sandal też...? No bo skąd krasnolud parający się magią? Może podczas takiej "podróży" między ciałami coś poszło nie tak i trafił do ciała młodego krasnoluda, które nie wiadomo dlaczego zaraz potem przeniosło się na Głębokie ścieżki, a w dodatku jest takie otępiałe (albo może to nie ciało jest... takie, jakie jest, a Sandal?).

    Nie powiem, nie mogę się doczekać "trójki". :P

  2. Strzał w stopę, ponieważ Bianka nie jest byle jaką kuszą, a właśnie bronią specjalną.
    To ciekawe, bo z wyglądu nie... wygląda. Ot, przebajerowana kusza z magazynkiem na kilkanaście, góra trzydzieści bełtów.

    Varric_battle.jpg

    Biorąc pod uwagę, jakich rozmiarów byłby sam mechanizm kuszy, dodając do tego mechanizm przekładający bełty i magazynek na nie, wcale nie zostaje dużo miejsca na jakieś szybkostrzelne ulepszenia. Ale może przesadzam... a na pewno się mylę. OK, zakończmy dyskusję ze stwierdzeniem "Po 21 Lewis chrzani głupoty". :)

    Przecież Jacksonowski Władca był pod tym względem w ogóle nierealistyczny (vide Legolas uprawiający skateboarding na orkowej tarczy w Helmowym Jarze).
    Chodzi mi o konkretną sytuację. Zresztą, moje nudne rozważania mają konkretny, skrócony temat: byle było WYTŁUMACZENIE. Może to głupie, ale ja potrafię się lepiej wczuć w grę, bo np. wiem, że elfy do świetni łucznicy, dlatego szybko i precyzyjnie strzelają. Diabeł tkwi w szczegółach, jak to mówią.

    Nie chcę być wścibski, ale co grafika ma wspólnego z animacjami ataków i ich szybkością/siłą?
    Może jestem ignorantem, ale dla mnie grafika i animacja to jest to samo. Niech będzie, że główną rolę odgrywa silnik do renderowania, silnik fizyki czy inny czort. Przepraszam za nieporozumienie.

    Realizm w grze o smokach i czarnoksiężnikach? To ja jednak wolę ten balans.
    Jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Ja wolę realizm w kwestii walki, a inni nie. Jedni wolą realizm w kwestii historii, a ja nie. Zresztą, jak to powiedział Smuggler - albo realizm albo zabawa.

    No ale zastanówmy się, od czego się zaczęło - od kompletnej nierealistyczności DA2. "Lekko" się zapędziłem z moimi dywagacjami na temat wszelkiego oręża. Niech więc nie będzie ani kusz i kosturów maszynowych, ani kusz zabijających jednym celnym strzałem.

  3. Co do walki w grach typu DA:O jak dla mnie wzgledny realizm to taki troche must have. Jak inaczej wczuc sie w walke i poczucie zagrozenia jesli mieciesz wszystko bez odrobiny kontroli, ze o wrogach ze wszystkich stron nie wspomne lol.
    I o to właśnie chodzi. Dzięki temu mogłem się wczuć w grę, poczuć, że to dzieje się naprawdę (to najważniejsza rzecz w erpegu!). Grając w DA:O czuję zmęczenie moich wojowników z trudem machających olbrzymimi mieczami, czuję siłę magów miotających czary (animacja uścisku zimy - mistrzostwo!), czuję oddech hurloka na mojej twarzy, czuję potęgę ogra, czuję, że ten świat to nie tylko zbitka durnych wybrańców o nieograniczonych mocach. I właśnie dlatego DA:O jest jedną z gier, w których podoba mi się grafika.

    W drugiej części tego zupełnie nie czuję. Chociaż to gra nadzwyczaj dobra, to jednak brakuje mi Drago Age'a w Drago Age'u.

    Ale pamiętaj: za każdym razem, jak próbujesz wprowadzić fizykę do świata fantasy, bogowie zabijają kotołaka.
    Mi nie chodzi o fizykę jako taką, ale choć o odrobinę realizmu. Rzecz jasna, ucierpi na tym rozgrywka z racji braku balansu. (Chyba, że znajdzie się mistrz balansu aka Blizzard, który tak rozważy statystyki, aby rzadko, ale mocno strzelająca kusza, szybkostrzelny łuk, mocne, ale wymagające czasu na rzucenie czary, szybkie sztylety, wolniejsze miecze jednoręczne czy styl walki dwoma mieczami zadawały obrażenia na tyle równe, aby można było grać w miarę zróżnicowaną drużyną. Ja już czekam. :))

    Ale czy jest coś, co nie ma dobrych i złych stron?

  4. @teken

    OOOO, Pomioty, magia, demony i realistyka xD

    Po pierwsze, nie realistyka tylko realistyczność.

    Po drugie, owa realistyczność nie odnosi się wcale do realiów świata gry itp., lecz do animacji walki. To jest OGROMNA różnica.

    To jest tylko gra, czego ty oczekujesz ? że strzelec wyciągnie bełt, włoży, naciągnie, strzeli ? To się po 1 nie sprzeda, a po 2 będzie nudne.
    Dwa słowa: Baldur's Gate. Strzały zwykłym łukiem były dość powolne, animacja niestety pokazywała jedynie strzał. Ale to było to coś - nie było zasady "jeden strzał na sekundę"*.

    Dlaczego zakładasz, że wprawnemu łucznikowi wyciągnięcie strzały z kołczanu, naciągnięcie i strzał będzie trwało kilka minut? Zresztą, niech sobie trwa i dwie sekundy, byle miało uzasadnienie. Jako przykład podam Legolasa z "Władcy pierścieni"** - w jednej ze scen, gdy ktoś groził innemu ktosiowi elf w mgnieniu oka był gotowy do oddania strzału. Porównaj teraz krasnoluda, który strzela bełtami, których nie ma (nomen omen w Origins też tego nie było) w tempie karabinu maszynowego ze ZWYKŁEJ, NAJNORMALNIEJSZEJ KUSZY. Tak, ja patrzę na takie detale jak uzbrojenie wojaków. :)

    EDIT: jeszcze co do kuszy - naciąganie jej to była katorga. Jak zresztą możemy przeczytać w "Krzyżakach", jedynie naprawdę silni rycerze potrafili ją naciągnąć bez korby. A gołymi rękami to już tylko ludzie z kamienną skórą. :P Mimo to kusza nadrabiała ogromną mocą - bełty potrafiły na luzie przebić się przez mocną skórzaną zbroję, najprawdopodobniej większe kusze (które, jak mniemam, mogły być mniej więcej takie jak pół krasnoluda. :P Jeśli plotę bzdury, to proszę mnie poprawić, ja tu wszystko "na oko" piszę, nie jestem ekspertem w średniowiecznym rynsztunku :)) przebijałyby stalowe zbroje, o czym można zapomnieć używając łuku (jedynym wyjściem było strzelać w okolice szyi, gdzie kończyła się zbroja, a zaczynał hełm, tak najprościej mówiąc :P). W skrócie: łuk - precyzja, kusza - siła.

    * nie liczę broni umagicznionych, żeby nie było

    ** ta sytuacja w książce nie została przeze mnie zapamiętana (w ogóle była taka? :)), więc odwołuję się do filmu.

    PS Miałem zrobić edit do wcześniejszego posta, ale zdałem sobie sprawę, że zabiłoby to dyskusję. Litości, niziołko. :)

    @down:

    A ja tam walczyłem u boku z Morrigan w ostatniej bitwie. Potwierdzenie na moim Xfire, konkretnie TU Było jej dać prezent. :P

  5. Kusza powtarzalna pozwalała strzelać z przyzwoitą prędkością.
    OK. No ale chyba nie z prędkością jeden bełt na sekundę? A Varrkiem dało się to robić bez problemowo.

    Poza tym walka w DA2 jest o tyle dobra, że wojownicy nie pozostają zbytnio w tyle względem magów. O ile w DA:O mag był zdecydowanym przepakiem, o tyle w sequelu granie drużyną złożoną z samych wojowników i łotrów nie jest katorgą.
    Ależ ja się nie czepiam zbalansowania klas, a animacji. To chyba jednak jest różnica. :P

    Ale co do wydarzeń z DA zastanawia mnie jedno: co się stało z

    Duncanem

    ?

    Wydaje mi się, że po prostu "oddał" nam władzę nad Szarymi Strażnikami. Może uznał, że to my jesteśmy przełomem w historii Szarej Straży i nie ma co wracać do przeszłości? Z resztą,

    nie było czasem możliwości, żeby to on zginął z Arcydemonem?

    @down

    Tak na szybko:

    Sten is an atypical Qunari as he was born without any horns.
  6. Tutaj to się zmienia, dynamicznie klikamy skile i wszystko wygląda pięknie, a mag to po prostu kosa - multum animacji (nie to co w 1 - jakiś pierd z kostura :/)
    Jeśli mając na myśli "dynamiczne animacje" mówisz o strzałach z kostura niczym z karabinu maszynowego, młynki śmierci wykonane najprawdopodobniej styropianowym mieczem czy kusze maszynową (ho ho ho, jakby mieli takie coś w średniowieczu... Już sama kusza była bronią wyklętą przez kościół :)) to tak. O ile "jedynka" przynajmniej próbowała zachować pozory realistyczności, to "dwójka" graficznie przypominała DMC. Nigdy nie obchodziła mnie grafika w grze, ale jednak przyjemniej oglądało się walki w Origins. "Dwójka" kojarzy mi się bardziej z kiczowatym motywem "akcja! akcja! akcja przede wszystkim!",

    A i jeszcze jedno - DLACZEGO QUNARI MAJĄ ROGI do cholery ? xD
    Przecież już w Origins Sten wyjaśniał, że Qunari mają rogi, choć zdarzają się wyjątki takie jak on.
  7. Poszukuję jakiegoś filmu w klimatach wschodniej mitologii, coś ? la Jade Empire. Wiele takich filmów nie oglądałem, więc rzucajcie wszystkimi propozycjami, nawet tymi oczywistymi. :P

    Z góry dziękuję i pozdrawiam.

    @Bacardi

    Serdeczne dzięki, na pewno obejrzę. :)

    @Qrowsky

    Również wielkie dzięki. :)

  8. Jakoś mi się zapomniało, a tu przecież pod nosem jest niesamowicie ciekawy projekt - Baldur's Gate II Redux. Czyli mówiąc po ludzku: BG2 na silniku DA:O.

    można zobaczyć trailer, a TU... całą resztę. Nie powiem, gdy tylko dostanę z powrotem mój egzemplarz DA:O, od razu instaluję. :)

    Szkoda tylko, że zaprojektowane (na razie?) są tylko lochy Irenicusa. Aż się człowiek dziwi, że TAKA STARA gra, jest TAKA WIELKA. :) Stare, ale jare. Nie wiem jak Wy, jak czekam na ciąg dalszy prac moderów. Oby im się udało, wspieram ich całym sercem i duszą. ;)

    EDIT: a TUTAJ można zasięgnąć wszelakich niusów dot. projektu.

  9. @Murezor

    Ja przez 35 godzin ukończyłem bodajże 34% gry. Patrząc na Twój post nie wiem jak tego dokonałem. :) Zamierzam zagrać w Origins ponownie po wakacjach, zaliczyć grę w stu procentach. Domyślam się, że te ~100 godzin zejdzie na luzie.

    I za to lubię tę grę - jeśli chcesz zaliczyć jedynie główny wątek, to zajmie to nie za dużo ani nie za mało, a sytym i tak się pozostaje. A kiedy chce się ukończyć grę w całości, Origins oferuje niesamowicie długi czas rozgrywki. Dla mnie miodzio.

  10. Mówisz o Dragon Age: Origins? Jeśli tak, to hiperbolizujesz, bo wątek główny można bez zbytniego pośpiechu przejść w trochę ponad 25 godzin. Swoją drogą, nie mam pojęcia, w jaki sposób można spędzić przy Origins 120 godzin przy jednej próbie przejścia gry, jak to reklamowało BioWare przed premierą...

    Ja za pierwszym razem nie bawiłem się w questy poboczne z braku chęci, a grę skończyłem, jak wskazuje Xfire, w 35 godzin. Może to wynika z tego, że lubię ponapawać się klimatem, którego w Origins nie brakuje i pozwiedzać lokacje. Niemniej za błąd przepraszam, następnym razem oprę się o fakty, a nie subiektywne doznania.

  11. Fanbojstwo DA2 posunęło się do przodu, heh.

    To nie jest argument, bo wiadome było od samego początku, że walka będzie dynamiczna, co mnie się bardzo podobało i nawet przełknąłem to "spadanie z nieba". Gdyby to było w jedynce, chyba bym tą grę rzucił.
    To nie jest argument, bo ja nie czytam newsów o nadchodzących grach.

    Jeśli komuś nie podoba się dynamiczna akcja w DA2, to ma prawo to wytykać i mówić, że właśnie dlatego jest to gorsza gra od poprzedniczki. Mnie naprawdę nie obchodzi, czy Tobie bardziej pasuje walka dynamiczna, czy ustatkowana - ja po prostu wyrażam swoją opinię. DA2 ma swojski posmak hekendsleszowy, więc czemu to nie miałby być argument? Bo luki970 tak mówi? Czy może dlatego, że twórcy mówili o tym wcześniej? Ja mówię tu i teraz, że to mi się nie podoba. Mało mnie interesuje, że taki miał być efekt. Mnie interesuje, jak to wyszło w praniu. I powiadam: w tą grę nie ma sensu grać cały czas na hardzie. Ganiając za setkami spider-manów w Kirkwall wylałem siódme poty (zwłaszcza przez ten okropnie wkurzający bug, przez który czasem nie można było zakończyć walki, dopóki nie ubiło się wszystkich draniów na danym obszarze*) nie otrzymując ani grama satysfakcji, a w zamian tony frustracji. (Zaznaczam, że mówię tu o walkach ze zwykłymi mobkami, a nie bossami). Szczerze, to gdyby nie naprawdę ciekawa historia, rzuciłbym tę grę w cholerę. A propos fabuły:

    ani trochę nie czuję epickości w byciu "The Champion of Kirkwall, budowaniu sobie "pseudo" pozycji jako uciekinier

    Bo to jest historia bez ratowania świata i tym podobnych ogranych motywów. Mnie to akurat bardzo pasowało. Czasem nie mam ni krzty ochoty po raz tysięczny ratować tego głupiego świata. Takie gry są wtedy całkiem przyjemną odskocznią i chwała ich twórcom.

    Jeszcze o h'n's - IMO jest to gra, w której potwory są zdolne do respawnu w określonych miejscach. Czyż nie tak było w DA2? W tym miejscu ostatnim razem był pająk, o proszę, znów jest. W tej okolicy widziałem bandytów. Och, cóż za zaskoczenie, znowu tu są.

    Nie przypominam sobie podobnych sytuacji w Origins. Jeśli takowe były, proszę mnie poprawić.

    Poza tym, nie pasują mi animacje w "dwójce". Zwłaszcza te wymachy dwuręcznym mieczem. W Origins miało się przynajmniej pozory realności świata (z tego co wiem, z tym jest różnie - o ile ja czułem wyraźny realizm świata, zwłaszcza dzięki REWELACYJNYM animacjom walki, to mój kolega już nie. Jakoś nie pasowały mu tony krwi, na co ja akurat nie zwracałem dużej uwagi**).

    Poza tym, takie wymachy kojarzą się ze wszystkimi bijatykami na miecze, w których akcja trwa cały czas, jak DMC. Może to wynika z poglądy na gry erpegowców (sam się na to złapałem, że "hekendslaszem" nazwałem Darksiders), a może z łączenia faktów (akcja + elementy RPG), ale wynik analizy jest taki sam - h'n's.

    Jeszcze wspomnę o rzekomym podobieństwu DA:O do gatunku h'n's. Moim zdaniem gra nie ma z tym nic wspólnego. Zagrajcie po prostu w Torchlighta i porównajcie sobie - jedynym etapem, który jest trochę podobny do rozgrywki w ww. grze to przeklinane Głębokie ścieżki. Jest to teren, który musimy odwiedzić jednokrotnie, więc automatycznie wykluczam podobieństwo do Kirkwall z "dwójki". A czy z powodu jednego, krótkiego fragmentu (w porównaniu do długości głównego wątku, rzecz jasna***) można określić gatunek gry? Jeśli tak, to Torment jest przygodówką (długaśny dialog z Ravelą Szaradną), DX strzelnką (bo jest w grze kilka całkiem długich walki, których nie da się ominąć), a żeby nie było, że ograniczam się jeno do erpegów, GTA: San Andreas - symulatorem lotu (wszak mamy misję z lataniem helikopterem, a jak grał ktoś nieumiejętny, mogła ona potrwać naprawdę długo ;)).

    * plus trzydziestu ukrytych w chmurach

    ** tak, jam spaczony przez gry, Jonaliści, bo W GRACH nie zwracam uwagi na ANIMOWANĄ krew. Cóż za paradoks, że na widok tej realnej, pokazywanej np. w "Szeregowcu Ryanie" okazywałem przerażenie, niepokój i prawdziwe, niekłamane cierpienie, mimo że to tylko film

    EDIT: zapomniałem o trzech gwiazdkach :P

    *** no bo czym jest to sześć godzin, skoro wątek główny zajmuję ~35 godzin gry?

  12. Prawda jest taka, że DA2 nie prezentuje nic więcej oprócz fabuły. Dla mnie to było coś w rodzaju pokazu slajdów; od drugiej połowy gry stwierdziłem, że nie warto walczyć non stop na "trudnym" poziomie trudności. Szczerze, byłem nieziemsko wkurzony, gdy miałem sytuację "jeszcze tylko dokończę tego questa i wyłączam komputer", a tu nagle z nieba spada trzydziestu łotrów/dwadzieścia pająków. Na "trudny" przełączałem tylko w walkach z bossami. No i recykling obiektów to koszmar - cały czas wrażenie pt. "a czy ja już tu nie byłem...?".

    Po ukończeniu "dwójki" miałem całkiem pozytywne wrażenia, chciałem nawet ukończyć grę ponownie. Jednak zatrzymało mnie to, że nie bardzo pamiętałem co w tej grze było ciekawego poza fabułą. Wybory? Jedynym, który zapadł mi w pamięć (nie licząc tego "największego") była pomoc/ brak pomocy

    w zamachu Andersa

    .

    Ogółem, wcale bym się nie denerwował, gdyby DA2 było zwykłym filmem akcji z ambitniejszą fabułą. Jeśli gry mają pójść w tym kierunku, to ja już niedługo w ogóle nie będę grał. W nowe gry, rzecz jasna.

  13. Deus Ex to jedna z najlepszych gier w jakie miałem przyjemność grać

    Nie wiem czemu, ale mnie tak bardzo nie wciąga. Owszem, to jest genialna gra. Nieliniowość jest niesamowita, nanowszczepy dają frajdę.

    Za to nie podobała mi się fabuła, nie wiem czemu.

    Ot, spisek, organizacja pragnie władzy nad światem (w dodatku sposoby spisku znane wszem i wobec, wirus, ratujcie się, huhuhu, tylko my mamy lekarstwo), muszę ją powstrzymać. Nic szczególnego. No i postacie... Szczerze mówiąc, to kojarzę tylko Tonga i Jocka. Reszta mało mnie interesuje. Jock to przyjaciel, którego strata aż mnie zabolała. Tonga pamiętam za to, że miał cele, mierzył wysoko, nie bał się ryzyka, czego w ogóle nie było widać w jego mowie...

    No i cyberpunk. Jakoś mnie te klimaty nie pociągają, choć znacznie mniej niż sci-fi. Klimat w sumie upadłego miasta czułem, ale po prostu nie potrafię go doceniać.

  14. Temat nieco zapomniany, więc zadam takie pytanie na pobudzenie: ulubione zakończenie DX? Ja jakoś nie mogę wybrać innych niż

    połączenie się z Heliosem. No bo reszta jest IMO dużo gorsza, a raczej nic tak okropnego (dla cywilizacji) stać się nie może, gdy w sumie we własnych rękach ją mamy?

    Co Wy o tym myślicie?

  15. Chyba kpisz. Większość questów w Wiedźminie 2 miała co najmniej dwa rozwiązania. Pierwsze, co mi przychodzi na myśl - Kłopoty z trollem: zabić trolla, czy nie; W szponach szaleństwa - oszukać zjawę, czy wydać podróżników; Koszmar Baltimora - podzielić się łupem z byłym uczniem Baltimora, czy zabić go. Można wymieniać tak naprawdę długo.

    EDIT:

    @2down

    A tutaj to nie? :) Troll będzie żył/ nie żył, to samo z podróżnikami i uczniem Baltimora, nomen omen jednym z kowali, więc nie spotkasz go w mieście.

  16. Sama wiara (jeśli chodzi o chrześcijaństwo) nie wystarczy (musi to być wiara w Boga i to on nas ewentualnie uzdrowi), to tak dla ścisłości.
    Nie całkiem. Tak się składa, że mój tata poczytywał książki o podświadomości. Pewnego razu skaleczył się nożem. Pokazał mi skaleczenie, pomruczał sobie coś pod nosem i... śladu po ranie nie było. Wystarczy uwierzyć uwierzyć. To jest niesamowite. Tyle tylko, że "działało" to na malutką skalę.

    Przede wszystkim nasz mózg, psychika (w skrócie) i organizm.
    Jak organizm może przewidzieć, że ktoś ma złe intencje? :P To ci dopiero zagadka. Nie oznacza to, że Twojego wyjaśnienia nie przyjmuję. Wszak tyle jeszcze o człowieku nie wiemy...

    Nie wykluczam istnienia snów proroczych, oraz np. snów w które ingerują siły "niepoznane", ale 99% snów to tylko poukładane (bądź nie) obrazy z naszego mózgu (pamięci), na które ma wpływ wiele czynników.
    I czemu jednym z tych czynników nie miała być obecna sytuacja? Może organizm/duchy/cokolwiek daje (może dać) w snach jakąś podpowiedź? Kto wie. Moje tłumaczenie jest akurat baaaardzo nienaukowe. :)

    A co do sennika - nie pamiętam dokładnie, ale to było coś związanego z psychologią. To nie był tylko sennik, ale i też książka psychologiczna.

    Jeszcze co do wiary - ważni ludzie w Tybecie potrafili umrzeć samowolnie poprzez zaprzestanie oddychania (np. żeby nie wyjawić ważnych informacji). Jak to możliwe? Na pewno to nie może być spowodowane przez ciało (choćbyśmy nie wiadomo jaki bardzo się silili to i tak nam się nie uda, no chyba że przez uduszenie się rękoma ;)), ale przez ducha. Czyli, najogólniej mówiąc, wmawiali sobie, że potrafią nie oddychać i że muszą umrzeć.

    Edit:

    @killer223

    A ja jednak myślę, że jest, lecz:

    a) jeszcze tego nie odkrył

    b) w teraźniejszym świecie nie jest mu to potrzebne

    c) życie nie jest wystarczająco długo, aby mógł się szkolić

  17. @znaczenia snów

    O ile wierzę w wyjaśnienia dotyczące przyszłości (jak śnił ci się piec, to przyjaciel cię zdradzi, aaaaaa!), to na własnym przykładzie już kilka razy doświadczyłem przemian w życiu osobistym dzięki snom. Mówię całkiem poważnie - kiedyś miałem sen o statku (wg senników statek - życie), na którym to ja byłem czymś w rodzaju kapitana, lecz tajemnicza osoba nie dawała mi steru. Natychmiast zorientowałem się o co chodzi i podjąłem działania zapobiegawcze. :) I wiecie co? Żyje mi się teraz lepiej.

    Innym razem non-stop śniły mi się koty. Nieważne o czym śniłem, czy o podróży w kosmos, czy o ratowaniu księżniczki, zawsze na swojej drodze spotykałem koty. Wyjaśnienie z sennika - za bardzo kogoś kochasz. I faktycznie, w moim życiu taka sytuacja była. Koty śniły mi się dopóty, dopóki nie skończyłem związku z pewną osobą. Dodam, że zaoszczędziłem sobie wiele rozczarowań, bo osoba pozornie godna zaufania okazała się... no, tym zwierzęciem, które ma ogon w kształcie literki "ę".

    Co może tak działać? Nie mam pojęcia. Jeśli ktoś wierzy w reinkarnację, to może to być sam duch (mądrość życiowa z poprzednich wcieleń), może też to być coś w rodzaju anioła stróża (obiektywne spojrzenie na sytuację, rozpoznanie prawdziwych intencji).

    @wróżki etc.

    IMO to wszystko działanie wiary. Człowiek wierzy, że ta kobieta może pomóc. Słyszeliście, że wiara góry przenosi? Słyszeliście o sile podświadomości? Toż to nic innego niż wmawianie sobie (dość brzydkie określenie) pewnych rzeczy, innymi słowy uwierzenie w coś. A może tylko dlatego owe wróżki potrafią przepowiedzieć przyszłość?

    BTW w chrześcijaństwie wiara ma kluczowe znaczenie w pojęciu wszechświata ("Idź, twoja wiara Cię uzdrowiła", mówi Wam to coś? :)), w sumie chyba ustępuje tylko miłości (wszak w chrześcijaństwie Bóg jest miłością). Kto wie, jak potężna to siła?

  18. W efekcie tego lewa ręka goni jak głupia po podkładce, a lewa nie robi praktycznie nic.
    Masz dwie lewe ręce? :D Nie mogłem się powstrzymać. :)

    W sumie to nie rozumiem, o co chodzi z

    Podsumowując krótko wersja konsolowa jest czystym rpg'iem, podczas gdy wersja PC jest zawsze mieszanką gry rpg i taktycznej z dwoma trybami kamery.

    bo przecież pierwsze cRPG (tak, to "c" na początku jest KONIECZNE) na peceta miały widok z góry. Mi osobiście nigdy nie przypadł do gustu ani widok z oczu bohatera ani zza jego pleców. W żadnej grze. Gram właśnie w DX i potwornie mi niewygodnie - niby to erpeg, co czuć, ale coś jest nie tak, coś nie pasuje... Tak to jest, jak się uczy grać (nie tylko w erpegi, ale grać w ogóle) na strategiach wszelakich i Baldurach. Tak samo jest, kiedy walka jest zręcznościowa - Gothika nie przełknąłem, bo dla mnie nawet na najłatwiejszym poziomie trudności dwa najsłabsze potworki są za słabe (cóż się dziwić, skoro używam bloku zwykle po ciosie zadanym przez przeciwnika i czekam jak głupi, aż znowu zaatakuje, żeby ruchów nie marnować :P), a co tu dopiero mówić o jakichś bossach czy grupach stworów... W Wiedźminie 2 na normalnym poziomie trudności szermierzem (co jak co, ale mag przed najnowszym paczem był/jest mocno przykoksany dzięki Quen) pokonanie Drauga było katorgą i skończyło się na rwaniu włosów z głowy, kiedy to zauważyłem, że na łatwym też mi idzie beznadziejnie... Mnie już chyba nie da się wyleczyć. :)

    Dopnę się jeszcze do klimatu - "dwójkę" przechodziłem (wszystkie questy, oprócz jednego*) tylko ze względu na fabułę (no i dlatego, że Hawke jest całkiem ładna :P). Nie miałem najmniejszej ochoty przechodzić gry ponownie (zwłaszcza, gdy przypomniałem sobie uczucie, kiedy to z nieba spada na mnie kolejna horda bandytów czy innego plugastwa) Origins natomiast samo zaciągało mnie do grania. Fabuła była całkiem niezła, ale nie szałowa. Gdyby była naprawdę dobra, przyznałbym grze w osobistym rankingu stówkę zamiast dziewięćdziesiątki . :)

    *to było coś o uratowaniu szlachcianki. Questa nie wykonałem, bo był zabugowany, jak dobrze pamiętam nie było zaznaczonego miejsca wykonania na mapie i po usilnych poszukiwaniach "na czuja" owego miejsca nie znalazłem.

×
×
  • Utwórz nowe...