Łapy, łapy, cztery łapy...
Dawno już nic nie pisałem. Całe (nie)szczęście człowieków ci u nas dostatek i urozmaicają ony* nasze nudne żywoty.
Dziś miałem przyjemność dowiedzieć się, że przyjechałem 75 kilometrów całkowicie na próżno. Zadowolony z tego faktu pobieżyłem więc po swe klamoty i udałem się na pekaes. Szedłem nieco zamyślony - wyobrażałem sobie te wszystkie katusze, które chętnie wypróbowałbym na panu profesorze, który właśnie odesłał mnie weg z pustymi rękami. Moje skupienie przerwał krzyk z godziny dziewiątej...
- Ej, gdzie przechodzisz?! - darł się.
Co to za prostak tak... o, to przecież pan policjant. Okazało się, że przeszedłem na czerwonym. Nerwowe łypnięcie na zegarek (którego nie posiadam) w drodze do zaparkowanego nieopodal radiowozu nie ukoiło mojego zirytowania.
- Masz dowód?
No i począł mnie spisywać, a w jego notesiku zauważyłem już mnóstwo wpisów z dzisiejszą datą - chłopaki musieli się baaaardzo nudzić. To nie wróżyło dobrze. Nie ma nic gorszego niż znudzony policjant.
Kiedy doszedł do mojego miejsca zamieszkania, nagle skojarzył fakt, że jesteśmy 200m od dworca autobusowego. Wiedziałem to, bo na jego twarzy wyrósł szczery uśmiech.
- Wiesz ile wynosi kara za przejście na czerwonym świetle?
Drugi już zwijał się ze śmiechu.
- Nie mam pojęcia. Nie miałem okazji się o tym przekonać.
- Sprawdźmy...
Wyjął cieniutką książeczkę*** i zaczął uważnie ją studiować. Jego kolega na siedzeniu pasażera pękał ze śmiechu. Nie dałem się sprowokować i cierpliwie wytrwałem do momentu aż znajdzie właściwą pozycję. Tytanicznym wysiłkiem powstrzymałem język za zębami, żeby nie palnąć komentarza typu "no pan policjant to powinien wiedzieć".
- Sto złotych! Chcesz zapłacić mandat?
Mtaaa... jakbym chciał. Pomyślmy. Sto złotych, to samo sto, co do grosza, za złamanie przepisu na ważnej, ruchliwej drodze, gdzie może to skutkować karambolem, zabierającym na drugi świat kilkanaście osób i to samo sto złotych za przejście świateł...
wjazdu do stacji paliw. Nawiasem mówiąc: na chodniku. Czy to prawo jest takie ułomne, czy stróże prawa tak cwani, że znajdują takie łatwe miejsca do 'zarobku'?
No ale puścili mnie wolno. Na autobus zdążyłem, bo byłem mądrzejszy i przewidziałem taką ewentualność (coś mnie tknęło, żeby nie dojeść tej bułki). No i przynajmniej zapewniłem rozrywkę dwóm znudzonym gliniarzom, bo jako pokutę zadali mi 5 przysiadów... Doprawdy, bardzo śmieszne...
Nie pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją (oraz w niej uczestniczyłem). Jakie z tego wnioski? Uśmiechać się, rżnąć głupa. Na znudzonego policjanta nie ma bata.
Znów przydają się nauki mojego ojca: jeżeli się gdzieś spieszysz to wyrusz/wstań wcześniej oraz głupszym się ustępuje. Zapamiętajcie, drogie dzieci.
Swego czasu zastanawiałem się dlaczego tak jest z przedstawicielami prawa w naszym pięknym kraju. Oczywiście powodem jest, że żyjemy w państwie odwrotności. Tutaj policjantami nie zostają ambitni, uczciwi i dobroczynni wspomożyciele społeczeństwa, a nieudacznicy i odpadki, które nie nadają się nigdzie indziej. Tak zwana selekcja negatywna. Idąc dalej tym tropem, mogę stwierdzić, że typowy przedstawiciel "pokolenia JP" w przyszłości wylądować może równie dobrze w mundurze, co w więzieniu.
Z drugiej strony, jak już mówiłem - wystarczy kropla dziegciu w stogu siana... eee... No, że pośród 100 osób wystarczy jeden ludź, aby uprzykrzyć życie reszcie w bardzo dotkliwy sposób. Może i jest ich niewiele, ale to właśnie obecność człowieków jest najbardziej odczuwalna i bolesna.
Nawet jeśli 99% policjantów to wzorowi stróże prawa.
_________
* ony (ryp**) - oni/one
** rypiński
*** "Prawo, lewo, prawo - kodeks drogowy dla niemowlaków" Artur Pozerski, wydanie I ? Pipidowo 1979
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze