Doktor? Doktor kto?
Sam jestem pełen podziwu. Aż sześć wpisów i ani słowa o najlepszym serialu, evah. Nie wiem jak tyle wytrzymałem, ale teraz już nie dam rady i muszę napisać o panu, który codziennie wita was na blogu. I jego dziwnej niebieskiej budce. To jedyny serial, który oglądam co parę miesięcy w całości od początku i wciąż potrafi mnie bawić. Nie zakochałem się w nim od pierwszego wejrzenia, raczej od drugiego. Dziś nie wyobrażam sobie jak można go nie lubić. Mam cichą nadzieję, że uda mi się powstrzymać fanbojowskie peany w dalszej części tekstu, ale niczego nie obiecuję. Panie, panowie, przywitajcie oklaskami - Doctor Who.
Najpierw nieco historii. Doctor Who powstał dla BBC One w roku 1963 co czyni go najstarszym wciąż emitowanym serialem na świecie. Wśród seriali sci-fi ma najwięcej odcinków. W indywidualnych historiach przegania go Stargate, ponieważ "klasyczna seria" rozciągała jedną opowieść na cztery do ośmiu odcinków. No właśnie, klasyczna seria... w wyniku spadającej oglądalności w roku 1989 serial został zawieszony. W 1995 amerykańska telewizja dokonała próby wznowienia pod postacią znienawidzonego przez fanów filmu telewizyjnego, który miał stać się pilotem nowego serialu. W 2004 roku BBC One ogłosiła castingi do "nowego" serialu o roboczym tytule Torchwood (to słowo jest anagramem "Doctor Who"). W 2005 Doktor, będący niemal obiektem kultu w Welkiej Brytanii, USA i Australii powrócił w chwale. Jednocześnie wznowienie przygotowano w ten sposób, aby nowy widz szybko odnalazł się w serialu i nie musiał sięgać do klasycznych odcinków by zrozumieć o co właściwie chodzi.
Właściwie ciężko jest napisać cokolwiek o fabule bez zdradzania kilku niespodzianek z pierwszych dwóch odcinków "nowej serii" (zwanej przez fanów NuWho). Początkowo serial powstał jako program dla dzieci, który wątki sci-fi miał łączyć z nauką historii i fizyki. Pierwszymi kompanami Doktora byli właśnie nauczyciele fizyki i historii. Część naukową szybko porzucono i pozostawiono serial, który w założeniach miał bawić i straszyć dzieci, a ich rodziców przyciągać drobnymi żartami z kultury oraz ciekawą fabułą. Tą tendencję widać nawet silniej w NuWho, którego każdy odcinek jest pełen zartów i mrugnięć okiem do starszego widza. O czym właściwie opowiada fabuła? Mamy tajemniczego mężczyznę, który nigdy nie podaje swego imienia, a jedynie "tytuł", czy "pseudonim" - "Doktor" (co zresztą wywołuje tytułowe pytanie - "Doctor? What Doctor? Doctor who?") wie bardzo dużo o dziwnych zjawiskach i jest jakoś powiązany z tajemniczą niebieską budką. Jest też podróżnikiem, zwykle lubi gdy towarzyszy mu jedna lub kilka osób ("kompanów"). Dalej będzie w spojlerze zawierającym tajemnice wyjaśnione w pierwszym odcinku.
Doktor jest obcym, przedstawicielem najpotężniejszej rasy we wszechświecie - Time Lordów. Budka to TARDIS, jego okręt kosmiczny i maszyna czasu. Sam jest renegatem, który zamiast siedzieć na tyłku i obserwować wszechświat jak jego pobratymcy, woli się wtrącać. Szczególnie lubi Ziemię i bardzo często ratuje ją przed atakami kosmitów. Fakt, że nie do końca ludzi rozumie tylko dodaje mu uroku.
Dlaczego tak lubię ten serial? Za jego klimat. Każdy odcinek to wielka przygoda w odległym, magicznym miejscu. Przypomina książki przygodowe, którymi zaczytywałem się młodszym będąc. Nie sili się na mroczność, a jednak potrafi być przerażający (patrz "Empty Child", albo "Blink", że o "Midnight" nie wspomnę). Pod przykrywką prostej historii sprzedaje głębsze przemyślenia. Uwielbia ironizować i, jak już wspomniałem, żartować z kultury, wyśmiewać stereotypy, śmiać się ze współczesnej cywilizacji. Potrafi zwyczajnie wciągnąć. Jak mówią sami bohaterowie podróżujący z Doktorem - "Czasem jest strasznie, czasem zabawnie, czasem wspaniale i niesamowicie. Czasem to wszystko w tym samym momencie." Nigdy nie sili się na powagę, w najbardziej dramatycznym momencie rozładowuje sytuację prostym żartem, tylko po to, by za chwilę jeszcze bardziej podkręcić emocje. Oczywiście, są lepsze i gorsze odcinki, każdy pisany jest przez innego scenarzystę, ale te dobre i świetne, stanowczo biorą górę nad przeciętnymi.
NuWho doczekał się dwóch spin-offów. Pierwszy o tytule... Torchwood (serio ) doczekał się dwóch zwykłych sezonów i jednego "specjalnego". Jest pomyślany jako Doctor Who dla dorosłych. Usunięto lekki infantylizm oryginału, dołączono dużo seksu i przemocy, fabuła jest dużo poważniejsza. Pierwszy sezon nie wbił mnie w fotel, drugi okazał się naprawdę niezły, specjalny absolutnie zmiażdżył. Drugi spin-off to Sara Jane Adventures, pomyślany z kolei jako Doctor who tylko dla dzieci. Czyli niemal to samo co w oryginale ale z prostszymi historiami i mniej straszne... co nie znaczy, że nudne
Cóż dodać, stanowczo polecam Dodam jeszcze, że ja aby się w pełni przekonać potrzebowałem dwóch odcinków ("Rose" i "End of the world"). Oraz, że każdy kolejny sezon jest lepszy od poprzedniego, co nie zdarza się zbyt często Stanowczo nie przypomina seriali produkowanych w USA, wszystko, zaczynając na klimacie, poprzez brytyjski akcent aktorów (nie, serio? ), aż po humor i fabułę jest naprawdę... inne. Moim zdaniem lepsze. Przekonajcie się sami
12 komentarzy
Rekomendowane komentarze