Historia kina - Pierwszy film s-f (?Podróż na księżyc?)
Podróż na księżyc/Le voyage dans la Lune
Reżyseria: George Melies
Rok: 1902
Z okazji tygodniowego przestoju serii ?Podążając za?? (przypominam o konkursie, na który nikt jeszcze nie wysłał zgłoszenia!) postanowiłem przyjrzeć się nieco bliżej historii kina ? a konkretnie początkom znanych gatunków filmowych. W tym odcinku raczej przyjrzymy się, niźli postaramy poddać ocenie film, powstały przeszło 102 lata temu ? sławetna ?Podróż na księżyc?.
O tym filmie prawdopodobnie słyszał każdy, o ile posiadał kompetentnego nauczyciela z języka polskiego, albo po prostu lubił przeglądać podręczniki do tego przedmiotu ? ?Podróż na księżyc? to jeden z kamieni milowych kina, bowiem kompletnie zmieniał sens kręcenia filmów, które wcześniej były tworzone w ogromnych ilościach jako proste dokumenty (np. ?Wyjście robotników z fabryki?, ?Pociąg? itd.) przez całkiem sporą liczbę reżyserów z braćmi Lumiere na czele. Do filmowej zabawy podszedł nieco inaczej George Melies, wcześniej parający się estradową magią ? w ten sposób kino zostało wyzwolone z więzów dokumentu, otwierając się na nieskończone możliwości, ograniczone jedynie przez wyobraźnię i dostępny sprzęt.
O czym jest ?Podróż na księżyc?? To 14-minutowa historia, oparta na twórczości słynnego Verne?a. Na początku obserwujemy kongres profesorów (w tym samego reżysera w), dyskutujący pomysł, by wysłać na księżyc ekipę badawczą. W jaki sposób chciano to zrealizować, nie mając dostępu do odległych o pół wieku napędów rakietowych? Dosyć prostym, a zarazem uroczym (baron Munchhausen się kłania) rozwiązaniem ? zbudowano gigantyczną armatę i równie gigantyczny pocisk, do którego schowali się poczciwi jajogłowi. Pocisk wystrzelono, a razem z nim głodną wiedzy bandę naukowców. Na księżycu wylądowali dosyć brutalnie, bo prosto w oku pana Księżyca. Profesorowie niezbyt się tym przejęli i po chwili ruszyli, by zwiedzać nieznany świat, składający się z przedziwnej flory i fauny. Księżyc jednak okazał się być zamieszkany, bowiem naprzeciw siłom ludzkim wyszedł najprawdziwszy kosmita, który znikał w chmurze dymu za dotknięciem profesorskiej laski. Końcówki wam nie opowiem, abyście mieli choćby jakąś chęć poświęcenia kwadransa na zapoznanie się z tym kinem.
Tak mniej więcej prezentuje się jakże prosta, a zarazem ważna fabuła ? znajdziemy w niej sporo tego, co stało się później typowe dla s-f: wyprawę kosmiczną, obcych, naukowców, tajemniczy świat i? to by było na tyle. Oczywiście film nie przetrwał zbyt dobrze próby czasu (skoro dla większości oglądanie filmów sprzed lat 70-tych już jest trudne, a zazwyczaj niemożliwe), ale ze sporą dawką zaciekawienia można się nieźle ubawić podczas oglądania. Akcji przygrywa bardzo utalentowana orkiestra, sącząc nam do uszu muzykę klasyczną w najlepszym wydaniu, dosyć dobrze zgraną z wydarzeniami na ekranie. Zachwycają również typowo teatralne dekoracje, zawierające nawet spektakularne ruchome elementy! Co do jakości aktorstwa i montażu, to lepiej pominąć go milczeniem, bo przecież to były dopiero początki kina, więc wymagać zbyt wiele nie można, nieprawdaż? Warto za to pochwalić kosmitów, zagranych przez brawurową ekipę akrobatów paryskich.
?Podróż na księżyc? już od dawna przestała być aktualna, a tym bardziej oglądana. Znana jest przeważnie tylko tym, którzy interesują się sztuką filmową na tyle, by nie pozwolić sobie na ignorancję w tej dziedzinie. Polecam jednak seans każdemu, bowiem to przecież tylko kwadrans, a jakże inne jest to doświadczenie w czasach, gdy z kinowego ekranu leci na nas pięść gigantycznego robota, walczącego z jakimś przebrzydłym monstrum. Dawne kino ? oto smaczek.
14 komentarzy
Rekomendowane komentarze