Czasami zadaję sobie pytanie: ?Co myślał twórca gdy wpadł na taki pomysł??. Czy Guillermo del Toro zastanawiał się nad tym jak wyglądałby pierwszy kontakt z obcą cywilizacją, jakie byłoby nastawienia przybyszów do ludzi? Czy i w jakim stopniu wyprzedzaliby nas technologiczne? Lub po prostu reżyser i współscenarzysta w jednej osobie chciał zobaczyć jak wielkie roboty biją się z wielkimi bestiami? Nie, to by było zbyt niedorzeczne.
W Pacific Rim rozchodzi się o to, że Ziemię zaczęły odwiedzać gigantyczne stwory, Kaiju, na pierwszy ogień biorąc ojczyznę McDonalda, Kaczora Donalda i frytek z ketchupem, USA oczywiście. Trzeba jednak oddać honor, że monstra najpewniej nie działają dla jakieś antyimperialno-muzułmańskiej organizacji gdyż poza gwieździstym sztandarem atakują z niemałym uwielbieniem inne państwa. Ludzkość widząc zagrożenie postanowiła stworzyć własne potwory w postaci mechów, tutaj zwanych Jaegrami.
Zarys ten pozwoli widzom przez najbliższe dwie godziny seansu zobaczyć walki między gigantami podczas których zdemolowanych zostanie wiele miast i najpewniej pomrze sporo ludzi. Aby nie męczyć oczu, pomiędzy wstawione są jakieś przerywniki o pilotach Jaegerów, świrniętych naukowcach i apodyktycznym, jakby inaczej, czarnym przywódcy, który jednak serducho ma dobre.
Co jeszcze? Fabuła jest.... No jest. Bohaterowie... też występują. Muzyka? W ucho wpada głównie powtarzany w kilku aranżacjach motyw przewodni. Ale co się tym przejmować jeżeli zaraz wielki obcy dostanie po głowie statkiem użytym jak maczugą! Nie ma co ukrywać, Pacific Rim poza wielką rozwałką i widowiskowością nie serwuje prawie nic. Nielogiczności, kulawy matematyk i wytatuowany biolog są tu tylko po to, by coś się jeszcze w filmie pojawiło. A Najbardziej okrutne jest to, że sprawdza się to wyśmienicie, a film del Toro zaspokaja najbardziej prymitywne potrzeby widza i nie robi nic poza tym. Ta produkcja miała dążyć tylko jednego mistrzostwa- wizualnego i ten cel osiągnęła.
Szczerze mówiąc, trudno mi cokolwiek o tym filmie więcej napisać. Nie będę wspominał o wzorowaniu się na Neon Genesis Evangelion, podobno anime, bo nic mi to nie mówi. Nie ma też co rozpisywać się o perypetiach bohaterów, gdyż pełnią one tylko funkcję zapchajdziury, które wprowadzono bo chciano pokazać sztukę okładania się kijami i nadać kukiełkom coś na kształt motywacji, a nawet jeśli gdzieś w tle pojawi się ciekawy pomysł to jest on pomijany, by widowisko nie straciło przypadkiem odpowiedniego tempa.
Na blogu, o filmach piszę krótko, nawet bardzo, a w tym przypadku tylko po raz kolejny wspomnę, tym razem wprost, że Pacific Rim jest czystą rozrywką, która nie wymaga od naszego mózgu czegokolwiek i niech mnie szlag, ale sprawdza się to wyśmienicie.
15 komentarzy
Rekomendowane komentarze