Skocz do zawartości
  • wpisy
    56
  • komentarzy
    355
  • wyświetleń
    34372

Mikropowieść: Dzicz - II


Knight Martius

987 wyświetleń

WRRRRRRREEEEEEESZCIEEEEEEE!!! wink_prosty.gif

Na początek chciałbym serdecznie przeprosić za gigantyczną przerwę (Jezus malaria, to już ponad 2,5 miesiąca!), tym bardziej w sytuacji, gdy zapowiadałem, że przeżycia osobiste postaci będą w tej mikropowieści istotne. Spowodowane to jednak było całą masą czynników, z których na część nie miałem najmniejszego wpływu, a o których jakoś nie mam ochoty opowiadać. Ale tak: opowiadanie na konkurs "Nowej Fantastyki" już dawno wysłane (wyniki w tym miesiącu - można trzymać kciuki wink_prosty.gif), a "Przyjaciel" doczekał się wreszcie pełnego szlifu i teraz sobie leży na komputerze, cobym się do niego zdystansował, więc myślę, że mogę już - mniej więcej - powrócić do normalnego trybu pisania.

Przemyślałem kilka spraw dotyczących tego opowiadania (głównie postanowiłem posłuchać pewnej sugestii, co do której na początku byłem na "nie" - przypuszczam, że zainteresowani wiedzą, o którą mi chodzi), a także sprawę przyjmowania przeze mnie krytyki. Żeby się nie rozpisywać niepotrzebnie: wszelkie zastrzeżenia spróbuję jeszcze raz przyjąć na klatę, a gdyby forma ich wyrażania znowu mnie zirytowała, na pewno nie omieszkam o tym wspomnieć. Rozdział tym razem (mam nadzieję, że w drodze wyjątku) bez bety.

Zatem... zaczynamy od kolejnego wstępu. Dajcie mi znać, czy lektura nie jest przez to bardziej "oporna". Miłego.

* * *

Zawsze uważałem siebie nie tylko za wojownika, lecz również za patriotę. Aby godnie służyć Iklestrii, musiałem zarówno uczyć się stale arkan walki, jak i być świadomy swojej przynależności do królestwa. To z kolei mogłem osiągnąć, między innymi zaznajamiając się z kulturą duchową mej rasy ? a czyż nie lepszą metodę ku temu stanowiło poznawanie kolejnych jej tekstów? Bardzo lubiłem słuchać wykładów i opowieści, acz z czasem zdecydowałem, iż posiądę umiejętność czytania. Dla smoczych rycerzy nie była ona typowa, a i ja nauczyłem się tego późno, jednakże stwierdziłem, że tylko jej brakuje mi do osiągnięcia pełni osobowości. Ale nawet mimo to czytałem niewiele ? nadal wolałem słuchać, zachwycając się niuansami swego języka, który zaiste jest piękny, niż wpatrywać się w znaki alfabetu. Czytanie na głos rekompensowało mi to nieznacznie, chociaż w mym społeczeństwie zapoznawanie się z pismem w ów sposób stanowiło rzecz normalną ? bardzo rzadko się zdarzało, iżby ktoś zachowywał dla siebie to, co odczytywał. Dlatego sądziłem, że przez dwanaście lat tułaczki zdążyłem zapomnieć, jak to się robi. Dopiero odwiedziny u Einusa, w skład księgozbioru którego wchodziły także manuskrypty napisane w moim języku, utwierdziły mnie w przekonaniu, iż pewnych umiejętności się nie zapomina. Wszelako nie o tym chciałem mówić.

Interesowały mnie trzy dziedziny wiedzy: historia, filozofia i teologia.

Historia wydawała mi się czymś oczywistym. Jeżeli pełniłem służbę w królestwie, którego chciałem bronić nawet za cenę własnego życia, musiałem poznać, na czym polega jego tożsamość, zajrzeć w głąb społeczeństwa, jego rozwoju, wzlotów i upadków. Nie wystarczało mi wiedzieć, iż smokowcy są ? chciałem dowiedzieć się również, jacy są.

Filozofia stanowiła dla mnie wyznacznik moralny. Wszyscy poszukujemy swej drogi w życiu, sami bądź prowadzeni drogowskazami w postaci innych istot rozumnych. W moim przypadku łączyło się to z teologią ? naukami głoszonymi przez bogów ustami kapłanów. Ich przestrzeganie miało zapewnić nam życie po śmierci, w wiecznej chwale i bez trudów doczesności.

Cały czas przeciągam nieuchronne? Chciałbym uniknąć wniosków, do których dochodzę, lecz gdybym to zrobił, oznaczałoby to, iż stchórzyłem. Przeto niech i tak będzie. Czas wyznać, co mnie nurtuje teraz, kiedy lecę wraz z Aoim w stronę bagien.

W moim królestwie żył filozof, który kazał zwracać się do siebie jeno po imieniu: Delenak. Jego mądrości można skrócić do stwierdzenia, iż nie wierzył on w żadnych bogów. ?Zawsze odwołujemy się do bóstw, chcąc stać się szczęśliwymi? ? pisał. ?Toteż dlaczego spotyka nas tyle złego? Nieraz, kiedy dzieje się nam coś dobrego, składamy dzięki naszemu panteonowi. Panteonowi, który najprawdopodobniej chce, żebyśmy przeżywali też chwile pełne łez i rozpaczy, skoro i na to pozwala. Wierzymy w przychylność tych, którzy sprowadzają na nas nieszczęścia, przeto zastanówmy się: czy aby na pewno bogowie są nam potrzebni??.

Były to bardzo odważne poglądy. Stan smokorycerski miał swoich bogów, Teiresa i Irrioni: boga honoru i boginię sprawiedliwości. Jednakże religia mojej społeczności nie składała się wyłącznie z nich, toteż nawet smokowcy, którzy nie praktykowali wiary gorliwie, przypisywali pewne wydarzenia woli konkretnych bóstw. W Iklestrii nie było więc miejsca na ateizm.

Sam niegdyś uważałem traktat Delenaka za oderwany od rzeczywistości. Lecz ostatnio, parę miesięcy temu, zacząłem się zastanawiać nad jego słowami. Zastanawiałem się, czy one zaprawdę mają sens.

Aoi opowiadał mi, iż avesowie nie mają bogów. Ich ?religia? sprowadza się do wiary w siły natury ? wszystkie wydarzenia dzieją się zgodnie z ustanowionymi przez nią prawami. Pozbawiona jest przy tym upersonifikowanej formy. Ludzie zaś ? choć zaiste trudno mi było uwierzyć, dopóki się nie upewniłem ? wierzą w wiele bóstw, tak samo jak niegdyś moi pobratymcy. Nie interesowało mnie jednak, jak się ich wyobraża ani za jakie aspekty są odpowiedzialni. Istnieją również ci z tej rasy, którzy oddają cześć pomniejszym bożkom, patronującym tak niskim potrzebom jak zachłanność lub odbieranie innym życia dla przyjemności.

A w kogo ja wierzę?

W trakcie tułaczki, powodowany niewypowiedzianą nostalgią, zwątpiłem w Teiresa i Irrioni ? z czasem również zaniedbałem modlitw. Jeżeli istnieją, jeżeli wiedzą, iż wypełniałem swoje obowiązki, nie przestając ich czcić, dlaczego zgotowali mi taki los? Czym ja sobie na to zasłużyłem? Gdzie w tym honor? Gdzie sprawiedliwość? Z im większą pasją zadawałem sobie te pytania, tym bardziej one sprawiały, że coś wewnątrz mnie zaczęło umierać. Lecz ja wiem, iż oni nadal istnieją ? z kim rozmawiałem przed ołtarzem w wieży Einusa, jeżeli nie z nimi? Nie przestaję wierzyć ani nie przestaję się modlić, przeto mam prawo oczekiwać wynagrodzenia mych trudów.

Usłyszałem kiedyś radę, iż powinienem zdać się na wyroki losu. O pewnych sprawach nie jest mi dane decydować ? jeżeli odnajdę to, czego szukam, będzie to oznaczać, że bogowie właśnie tego chcą. Toteż zgadzam się. Niech siły wyższe rozstrzygną, czy ów wojownik i patriota zasługuje na to, by odnaleźć szczęście i spokój ducha.

II

Od trzech stron mokradła łączyły się z knieją, a od czwartej, wschodniej, graniczyły z rzeką. Drzewa, które imponowały rozmiarami, nie różniły się szczególnie od tych z lasu, ale po wyraźnie przerzedzonych fragmentach dość rozległego terytorium, gdzie dominowała mokra ziemia z niewielkimi niby wysepkami, dało się rozpoznać cel podróży.

Na bagnach na ogół nie mieszkało zbyt wiele stworzeń, ale te, które się tam znajdowały, często były nietypowymi okazami, których ze świecą szukać gdzie indziej. Z tego względu tereny podmokłe na krótszą metę nadawały się do urządzania polowań, tym bardziej że zamieszkujące je zwierzęta, szczególnie te groźne, zwykle stanowiły obfity posiłek. To musiało powodować Aoim, kiedy wybierał mokradła na teren łowów.

Lot trwał godzinę. Kiedy znaleźli się na granicy kniei z bagnami, zeszli do poziomu tuż ponad koronami drzew. Aoi poprosił Kalderana, żeby wylądował w zaroślach i zaczekał na niego ? po czym sam udał się na powietrzny rekonesans.

Ptakoczłek czuł wyraźnie, że powietrze jest przesiąknięte smrodem bagien. Z tego powodu zaczęło go mdlić, ale szybko się otrząsnął ? przecież osobiście wybierał to terytorium do polowania, więc nie mógł wybrzydzać. Jedno przy tym nie dawało avesowi spokoju: kiedy przyleciał tutaj kilkanaście dni temu, to czy jego bystry wzrok rzeczywiście zawiódł i czy on przez to nie zauważył żadnych jaszczurów? Jako urodzony myśliwy nie chciał w to wierzyć. Mimo to rozglądał się bacznie, starając się nie pominąć żadnego szczegółu.

Sęk w tym, że nawet z lotu ptaka nie był w stanie wypatrzeć niczego. A jednak coś pchnęło Aoiego, żeby poleciał dalej.

?Jeśli ja tam nic nie dojrzę, to brat przestworzy musiał się pomylić? ? pomyślał.

Znajdował się już nad centrum mokradeł. Dla tak wprawionego lotnika jak on taka podróż to była zaledwie chwila. Aves wzniósł się nieco, żeby móc obserwować większy obszar.

Nagle zaskrzeczał głośno. Zabłąkana strzała wbiła mu się w ramię. Spojrzał w dół. Zaraz gdy dotarło do niego, że strzelono do niego z korony drzewa, pomknął w jego stronę kolejny pocisk, którego Aoi uniknął. Wtedy jednak rana zapulsowała bólem, przez co ptakoczłek zatracił trochę wysokości. Chciał już zawrócić, ale z każdą kolejną chwilą schodził coraz niżej, aż znalazł się niemal na poziomie koron drzew.

Wówczas chwyciła go sylwetka, której aves nie rozpoznał od razu. Aoi wydał jastrzębi okrzyk. Próbował walczyć. Gdy jednak wróg wyrwał z brzucha ptakoczłeka garść piór i zadrapał tamże, ten poczuł się zamroczony.

Aves upadł z drzewa na ziemię.

Stojąc na gruncie, Kalderan momentalnie zaczął żałować, że dał się namówić na tę wyprawę. Już kiedy obaj z Aoim przylecieli tutaj, w jego nozdrza uderzył zapach mokrej, śmierdzącej ziemi, przez który schylił niepotrzebnie paszczę. Choć na pierwszy rzut oka osiadła woda zdawała się symboliczna, to gdy w pewnej chwili stopa zanurzyła się smoczemu rycerzowi niemal do pięty, ten poczuł jeszcze większe obrzydzenie. A to były na razie tylko obrzeża, więc nie wyobrażał sobie wejścia w głąb mokradeł. Zdarzało się, że w ciągu swojego życia zapuszczał się na taki teren, ale właśnie przypomniał sobie, dlaczego robił to tylko w razie konieczności. Chciał opuścić je jak najprędzej, ale nie zamierzał zostawić Aoiego, tym bardziej że jego przyjaciel mógł mieć rację co do zwierzyny.

Zastanawiali go też jaszczuroludzie. Wiedział o nich głównie to, że po fizjonomii przypominają nieco smokowców i że za swoje terytoria najchętniej obierają między innymi mokradła; właśnie z tego drugiego powodu przypuszczał, iż mogą tu mieszkać. Lubił podróżować, ale w rozmaite skupiska społeczne wolał zapuszczać się jako bierny obserwator. Dlatego w normalnej sytuacji nie przystałby na propozycję avesa ? nie był w stanie jednak odpędzić od siebie słów Drenzoka. Czarny półsmok, który nie potrafił znieść przedłużonej samotności, chciał stworzyć sobie namiastkę społeczeństwa, więc szukał kogoś, kto zastąpi mu jego dawnych pobratymców. Tylko czy takie działanie miało sens? Ów smokowiec był niezwykle dumny ze swojego pochodzenia, więc na pewno nie mógł długo wytrzymać wśród osobników innych niż on sam.

Kalderan pomyślał, czy w ogóle powinien mu zawierzyć. Zaraz jednak pokręcił głową.

?Nigdy się nie dowiem, jeżeli tego nie sprawdzę?.

Na tym smoczy rycerz skończył rozmyślania i aby zabić czas, zaczął zasadzać się na dzika bagiennego, którego wypatrzył tymczasem. Żyjący najprawdopodobniej bez stada stary odyniec siedział na swoim barłogu wśród trzcin, zdając się lekko drzemać. Było to zwierzę płochliwe, dlatego smokowiec podchodził go powoli. Robił to jednak tylko na wszelki wypadek, nie zamierzając zabijać, dopóki Aoi nie wróci z rozeznania. Wbrew pozorom nie niepokoił się o przyjaciela. Miał on zbadać dokładnie sporą połać terenu, na co nawet taki lotnik i myśliwy potrzebował dużo czasu.

Nagle Kalderan usłyszał przytłumiony okrzyk, brzmiący jak wrzask rannego ptaka. Odruchowo uniósł głowę, otwierając szeroko oczy. Dzik zbudził się z drzemki, po czym chrumkając, uciekł w popłochu.

Półsmok ryknął przeciągle, po czym ruszył pędem w stronę źródła głosu. Biegł najszybciej, jak mógł, choć mokra ziemia, w którą co jakiś czas zapadały się jego stopy, utrudniała mu poruszanie się. Zdarzało się też, że przez chwilę brodził po kolana i połowę ogona w brudnej wodzie, przez co czuł się coraz bardziej wściekły. Co rusz przy tym przeklinał w duchu, że drzewa rosły zbyt gęsto, ponieważ nie mógł przez to rozwinąć skrzydeł.

Kolejne pienie, kolejne zarośla migały Kalderanowi przed oczami. Smoczy rycerz myślał tylko o ruszeniu Aoiemu na pomoc, więc na wszelką florę zwracał uwagę tylko wówczas, gdy było to konieczne. Wtedy usłyszał kolejne skrzeczenie niby rannego ptaka, tym razem głośniejsze. Oznaczało to, że smokowiec biegnie w dobrym kierunku. Starał się przyśpieszyć.

W końcu sto kroków dalej wypatrzył kilka sylwetek, z których jedna wyglądała na otoczoną przez pozostałe. Z tej odległości Kalderan nie umiał jasno stwierdzić, czy postacie trzymają broń, ale uznał to za bardzo możliwe. Nagle z korony drzewa wyskoczyła przed niego inna istota, na widok której półsmok natychmiast się zatrzymał.

Właśnie stanął twarzą w twarz z jaszczuroczłekiem.

Z wyjątkiem nieco subtelniej zarysowanego jaszczurzego pyska, ciemnozielonych łusek wraz z jaśniejszymi na brzuchu oraz braku skrzydeł osoba ta nie różniła się szczególnie od Kalderana. Była też mniej umięśniona, choć i nie wyglądała na słabą. Od jej czubka głowy przez grzbiet, kończąc przy wierzchu ogona, biegła grzywa krótkich kolców. Jaszczur trzymał włócznię, którą przystawił grotem do szyi smokowca.

Smoczy rycerz spojrzał gadowi w oczy. Wyglądały one dokładnie jak smokowcowe, dlatego z łatwością dostrzegł w nich mieszaninę strachu, wrogości i determinacji.

Warcząc, Kalderan chwycił szybko włócznię przy grocie i odtrącił ją na bok, tak że jaszczuroczłek nie mógł jej utrzymać nieruchomo, po czym ruszył stanowczo przed siebie. Gad momentalnie musnął policzek półsmoka. Smokowiec, ryknąwszy, błyskawicznie wyjął miecz z pochwy i zablokował nim nadchodzące pchnięcie. Jaszczur syknął, a następnie dźgnął znowu, przed czym Kalderan usunął się w bok. Smoczy rycerz, nie dając gadowi szansy na ponowny atak, uderzył go ogonem, posyłając na drzewo za nim. Widząc, że tym ciosem oszołomił wroga na chwilę, pobiegł jak najszybciej w stronę Aoiego.

Aves leżał na ziemi ze strzałą wbitą w ramię. Był otoczony przez piątkę odwróconych w jego stronę jaszczuroludzi, wśród których trzech trzymało napięte łuki ze strzałami, a pozostali dzierżyli włócznie. Nie stracił przytomności, ale miał problemy, żeby wstać.

Kiedy jaszczury zauważyły Kalderana, te z łukami zaczęły mierzyć w niego. Wkrótce na sześć kroków od niego doskoczył gad, z którym smokowiec walczył przed chwilą. Żaden z napastników nie wyglądał na przyjaźnie nastawionego ? półsmok zresztą też nie widział powodu, żeby odnosić się do nich inaczej.

Stojący najbliżej jaszczuroczłek z włócznią przemówił w języku, który opierał się w sporej mierze na sykach i pomrukach. Kalderan nic z tego nie zrozumiał.

Nastała chwila milczenia, po której jaszczur powtórzył swoją kwestię, tym razem groźniej i bardziej dobitnie. Smoczy rycerz nie miał co liczyć na porozumienie się w jego języku ? ani tym bardziej w swoim ojczystym ? więc nauczony doświadczeniem wyniesionym ze spotkań ze zwierzętami postanowił porozmawiać w taki sam sposób; warknął, wskazując palcem rannego Aoiego. Jaszczuroludzie stojący przy avesie wydali kakofonię dźwięków, które też wyglądały na wzięte z ich mowy. Gad znajdujący się bliżej półsmoka szybciej pojął, jak rozmowa ma przebiegać, ponieważ syknął na pobratymców, żeby się uspokoili, po czym sam podszedł do smokowca, wymawiając szeleszczące dźwięki. Powiódł ręką po całym otoczeniu, a następnie wskazał palcem Kalderana, kręcąc nerwowo głową. ?To nasze terytorium, masz się z niego wynosić!? ? zdawały się znaczyć te gesty.

?Nie odejdę bez avesa? ? odparł smoczy rycerz.

Jaszczuroludzie zasyczeli z dezaprobatą.

?Pierzastoskóry naruszył nasze terytorium? ? odrzekł tamten. ?Krążył nad nami, żeby podebrać nam zwierzynę. Ma za to zapłacić!?.

?Nie wiedział, że te mokradła są waszym terytorium. Leciał nad nimi, żeby to sprawdzić?.

?Skąd mamy wiedzieć, że nas nie okłamujesz??.

?Musicie uwierzyć w to, co mówię?.

Wszystkie jaszczury, włącznie z tym, który rozmawiał z Kalderanem, zamruczały gniewnie.

?Kłamca! Kłamca!?.

Smoczy rycerz ryknął wściekły. Nie chodziło już nawet o to, że mógł w tej sytuacji nie uratować Aoiego ? nienawidził, kiedy ktoś zarzucał mu kłamstwo.

Wtedy usłyszał głos dochodzący z innej strony. On również nie przypominał ludzkiego, ale nie należał też do żadnego z obecnych jaszczuroludzi. Wszystkie gady w jednej chwili umilkły i zwróciły głowy w kierunku źródła. Kalderan i Aoi także spojrzeli.

Szedł w ich stronę jaszczur z fantazyjną pomarańczowo-fioletową kryzą na czubku głowy. Podobnie jak jego pobratymcy miał ciemnozielone łuski i był całkiem umięśniony, ale w przeciwieństwie do nich nie chodził zupełnie nago ? nosił na sobie naszyjnik z kłów, kilka mieniących się bransolet na rękach i przepaskę biodrową, która najpewniej nic wstydliwego nie zakrywała, bo jaszczury miały przyrodzenia schowane pod łuskami. W ręce trzymał długą laskę zakończoną rubinem, który był otoczony grubym drewnem.

Jaszczuroczłek omiótł spokojnym wzrokiem wszystkich zebranych ? najpierw Aoiego i stojące przy nim gady, potem Kalderana oraz tego, który z nim walczył. Smoczy rycerz przez chwilę miał wrażenie, że źle spojrzał; gdy jednak popatrzył jeszcze raz w oczy nowo przybyłego, naprawdę nie dostrzegł w nich ani śladu wrogości. Odniósł wręcz wrażenie, że jaszczur spogląda na niego ze szczególną aprobatą.

Gad przemówił do swoich pobratymców. Kalderan oczywiście nie rozumiał z tego ani słowa, ale po jego ostrym tonie i żywej gestykulacji wywnioskował, że właśnie ich ruga. Jaszczuroludzie patrzyli na niego ze zdziwieniem, wysłuchując z pokorą i w milczeniu. Po chwili zawołał gada stojącego bliżej smokowca, by i jemu powiedzieć kilka cierpkich słów.

Półsmok postanowił wykorzystać tę chwilę i zbliżyć się do Aoiego. Na drodze stał mu jeden z jaszczuroludzi ? zaskoczyło go jednak, kiedy okazało się, że ten zwyczajnie usunął mu się z drogi. Gdy smokowiec podszedł do ptakoczłeka, zobaczył już wyraźnie strzałę wbitą w ramię ? na szczęście nie na tyle głęboko, by aves miał od tego umrzeć ? i mglisty wyraz jego brudnej od błota twarzy.

? Brat przestworzy?? ? odezwał się Aoi. ? Nic mnie nie jest, ja tylko?

Kalderan przystawił palec do paszczy, uciszając serdecznie przyjaciela. Poczuł się, jakby właśnie z jego serca spadł ciężar. Pomógł avesowi wstać, zarzucając mu rękę za swoje skrzydło ? wyżej aves nie sięgał ? i tak stał, żeby ptakoczłek mógł odzyskać równowagę.

Za moment jaszczur z kryzą na głowie podszedł do obydwu. Uważnym, surowym wzrokiem zmierzył Aoiego od stóp do głów, a potem spojrzał na smoczego rycerza. Wtedy jego oblicze momentalnie złagodniało.

? Jak cię zwą, przybyszu? ? zapytał w ludzkim języku. Mimo że czuć było naleciałości z mowy jaszczurów, które tutaj objawiły się głównie wyraźniej zaakcentowanym ?sz?, wypowiadał się w nim całkiem płynnie, tak że dało się go zrozumieć bez problemu. Kalderan był zaskoczony faktem, że gad zna ten język.

? Kalderan ? odparł.

? A ciebie, kuzynie ptaków? ? spytał jaszczuroczłek Aoiego.

? Aoi? ? zacharczał ptasim głosem aves.

Gad kiwnął głową.

? Witajcie na naszym terytorium ? rzekł uroczyście. ? Przepraszamy za zamieszanie. Nasze plemię zwykło traktować przybyszów z chłodem, bowiem niespokojne mamy czasy. U nas potomkowie samych smoków zawsze są mile widziani. Zwiem się Tkhri?kshach. Jestem szamanem naszego plemienia.

Dopiero teraz Kalderan zauważył, że reszta jaszczuroludzi odsunęła się od niego, Aoiego i Tkhri?kshacha. Gady uzbrojone w łuki zawiesiły je sobie na tułowiu, a te, które dzierżyły włócznie, trzymały broń jedną ręką, drzewcem do ziemi ? wszystkie bez wyjątku uklęknęły na jednej nodze, z twarzami skierowanymi w dół. Smoczemu rycerzowi wydawało się, że każdy z jaszczurów był zwrócony w jego stronę. Poczuł się wówczas zmieszany i zdezorientowany ? zmieszany, bo spotkał go tak niespodziewany zaszczyt, a zdezorientowany, bo Kalderan nie wiedział właściwie dlaczego.

? Co was sprowadza na nasze ziemie? ? spytał Tkhri?kshach, nie doczekawszy się odpowiedzi na swoją przemowę.

Smokowiec nie widział innej możliwości, niż powiedzieć prawdę. Aoi go jednak uprzedził:

? My chcieliśmy złowić zwierzynę, ale nie wiedzieliśmy, że jaszczurowie żyją na tym terenie? My przylecieliśmy to sprawdzić.

Szaman zamruczał na znak, że zrozumiał.

? Nieporozumienia się zdarzają. My jednak jak najbardziej tu mieszkamy, dlatego postąpiliście rozsądnie, nie urządzając od razu polowania.

Aoi zabrał rękę z boku smokowca, po czym zachwiał się odrobinę ? szybko jednak odzyskał równowagę. Tkhri?kshach zwrócił się do niego:

? Najbezpieczniej będzie wyciągnąć strzałę.

? Rana się otworzy ? odparł aves.

Jaszczuroczłek zawołał w swoim języku jednego z pobratymców, któremu podał laskę. Wówczas złapał pocisk wbity w ramię ptakoczłeka, na co ten jęknął.

? Kalderanie, przytrzymaj go ? rzekł do półsmoka. Kalderan zmieszał się, ale postanowił posłuchać szamana: objął Aoiego pomimo jego skrzeczenia.

Tkhri?kshach oparł jedną rękę o ramię avesa, by drugą wyciągnąć strzałę niemal natychmiast. Ptakoczłek wydał jastrzębi okrzyk.

? A teraz stój przez chwilę, kuzynie ptaków ? rzekł jaszczur, odrzucając pocisk, po czym wziął z powrotem laskę i dotknął jej końcem miejsce, w którym była rana. Ku zaskoczeniu Aoiego i Kalderana zaczęła się ona zasklepiać. Po chwili została po niej tylko niewielka plama krwi na piórach.

? Ja? dziękuję ? rzekł ptakoczłek, nie wiedząc, co powiedzieć.

? Nie musisz dziękować ? odparł szaman. ? To duchom przodków zawdzięczasz wyleczenie. Poza tym trzeba było ci to wszystko wynagrodzić.

? Ja się cieszę, ale i tak muszę umyć pióra. Ja mam je tak brudne, że nie mogę na nie patrzeć?

? O to też nie musisz się martwić. Czystej wody mamy pod dostatkiem, jeden z naszych współplemieńców zaprowadzi cię choćby i do rzeki. Jaszczurowie z przyjemnością was ugoszczą. Zechcecie może skorzystać?

? My byśmy bardzo chcieli, ale mamy inne obowiązki ? odrzekł Aoi. ? My musimy lecieć na inny teren na łowy.

? Niedługo nasze plemię wyrusza na wspólne polowanie. Chcemy przede wszystkim zebrać pożywienie na zapasy, nie mamy jednak nic przeciwko wyprawieniu uczty w ramach przybycia takiego gościa jak Kalderan. Nasz wódz z pewnością ucieszy się z tego. Będziemy więc radzi, jeśli zostaniecie.

Kalderan miał wątpliwości, ale postanowił dostosować się do tego, co mówi Aoi. Wreszcie bowiem po upadku Iklestrii spotkał społeczeństwo, które nie oceniało go poprzez uprzedzenia. Kiwnął więc głową na przyjaciela ? ten odpowiedział mu tym samym.

? My zostaniemy ? rzekł aves. ? Ale najpierw ja chcę umyć pióra.

Jeden z jaszczuroludzi zaprowadził Aoiego nad rzekę przy mokradłach, w której ten mógł wyczyścić pióra z krwi i brudu. Na szczęście rana, którą wyleczył mu Tkhri?kshach, była jedyną dość istotną, bo choć tu i ówdzie aves dorobił się drobnych zadrapań i skaleczeń, wszystko wskazywało na to, że niedługo się zagoją. Niemniej chciał umyć się bardzo skrupulatnie, przez co zajęło mu to aż pół godziny. Kalderan i Tkhri?kshach, którzy poszli wraz z nim, wykazali się jednak sporą wyrozumiałością, tym bardziej że półsmok też skorzystał z okazji, żeby się wyczyścić.

Szaman, który jako jeden z bardzo nielicznych z plemienia znał ludzki język, dzięki czemu mógł porozumieć się z gośćmi, zaproponował, że oprowadzi ich po bagnach. Smoczy rycerz i ptakoczłek przystali na to, choć nie wiedzieli, co takiego gad chce im pokazać. Okazało się, że Tkhri?kshach potraktował ten spacer jako dobry pretekst do opowiedzenia o swojej rasie i plemieniu, którego był starszym. Jaszczurowie tworzyli społeczeństwa koczownicze, które stanowiły zhierarchizowane plemiona ? czasem niewielkie grupki, a czasem spore skupiska, liczące nawet kilkuset członków. Nie stawiali wielu zabudowań, jeśli nie mieli pewności, że zostaną na danym terytorium na dłuższy czas, a i wtedy były one bardzo prymitywne. Jako że żyli poza cywilizacją, trudnili się głównie łowiectwem i zbieractwem. Najchętniej zamieszkiwali dżungle i bagna, a także lasy, jeśli mieli pewność, że nie napotkają w nich innych ras. Do izolacji najbardziej nadawały się właśnie mokradła, choć ze względu na niekiedy trudno dostępną zwierzynę zwykle nie osiedlali się na nich długo. Plemię Tkhri?kshacha przybyło tutaj miesiąc temu, obierając sobie z początku dość skromne terytorium łowieckie, które z czasem się powiększało. Aoiemu przyszło wtedy do głowy, że być może dlatego nie zauważył jaszczurów, gdy przyleciał na obrzeża tych bagien kilkanaście dni temu.

Po drodze mijali innych jaszczuroludzi, którzy najczęściej nie nosili nawet symbolicznych ubrań ? wydawało się wręcz, że nagość to dla nich coś naturalnego. ?Avesowie robią to samo? ? pomyślał Aoi. Na jego pytanie, dlaczego Tkhri?kshach w takim wypadku nosi przepaskę biodrową, ten odpowiedział, że jest to przyzwyczajenie z dawnych podróży, którego z sobie znanych powodów nie ma zamiaru zmieniać.

Kiedy szaman przeszedł do wyjaśnień na temat religii jaszczurów, Kalderan zrozumiał, dlaczego został powitany przez niego tak przyjaźnie, a ci, którzy wcześniej odnosili się do niego wrogo, po zganieniu przez Tkhri?kshacha wręcz uklęknęli. Jaszczuroludzie wierzyli w duchy przodków, których traktowali w gruncie rzeczy jak bogów. Wyobrażali ich sobie, o ile półsmok i aves dobrze zrozumieli, jako istoty bardzo podobne do smoków. Z tego względu gadzie społeczności traktowały wielkie jaszczury jak ich posłańców, którzy objawiali jej się, by ochronić przed złymi mocami. Smokowcy, uznani przez jaszczurów za stworzenia legendarne, stali w tej drabinie na niewiele niższym szczeblu. Taka nabożna cześć oddawana ?starszym braciom?, jak określano smoki i smokowców, stanowiła część tradycji ustalonej przez przodków.

W głosie jaszczura czuło się ton osoby natchnionej i widać było, że gdyby tylko mógł, opowiadałby o swojej rasie cały dzień. Aoiego na początku nieco irytowało takie podejście, ale z czasem słuchał wyjaśnień Tkhri?kshacha wręcz z pewną dozą przyjemności. Kalderan natomiast nie miał się do czego przyzwyczajać. To, jak szaman mówił o tym wszystkim, przypomniało mu ballady recytowane przez bardów, obrzędy liturgiczne jego religii i uroczystości, w których miał obowiązek bywać jako smoczy rycerz, a którym zawsze nadawano podniosły charakter. Dlatego bardzo polubił jego opowieść.

Gdy przechodzili niedaleko niewielkiego stawu otoczonego przez drzewa, Aoi zatrzymał się.

? Co to jest, ten kamień?

Kalderan i Tkhri?kshach odwrócili się w stronę avesa, kiedy ten kucał przy kamieniu. Był to twardy głaz sięgający smoczemu rycerzowi do pasa. Uwagę ptakoczłeka przykuwał wyryty pośrodku średniej wielkości wzór: wydrążone płaskie koło przecinające prawy, zewnętrzny kontur półksiężyca.

Szaman rzekł spokojnie:

? To jest kamień obdarzony mocą magiczną. Powiada się, iż przed tym, kto najskrytsze chowa w sobie pragnienie, otworzy się portal, który przeniesie go tam, gdzie będzie w stanie je spełnić.

? Czy ktoś z jaszczurów próbował? ? spytał aves.

Tkhri?kshach spuścił nieco głowę.

? Dwóch już próbowało i portal istotnie im się otworzył. Ale niestety przepadli bez wieści.

Ptakoczłek otworzył idiotycznie dziób, pokazując w ten sposób zdziwienie. Kalderan patrzył na głaz bez emocji.

? Dlaczego wy trzymacie to tutaj? ? Aoi wstał z kucek.

? To cenna spuścizna natury ? odparł Tkhri?kshach. ? W tej chwili nasza to ziemia, ale to nie myśmy postawili ten kamień. Naszym obowiązkiem jest uszanować wolę wcześniejszych jej panów.

Ptakoczłek kiwnął głową i nie zadawał więcej pytań. Poszli dalej.

? Na tym musimy zakończyć naszą pogawędkę ? rzekł wkrótce szaman ? albowiem chciałbym zaprowadzić was przed oblicze naszego wodza. Wtedy chwilowo zamierzam się z wami rozstać.

? Waszego wodza? ? zdziwił się Aoi. ? Skąd my mamy taki honor?

? Rozmówicie się z nim w sprawie gościny. Jako starszy naszego plemienia mogę doradzać, ale nie podejmować decyzje ? to leży w gestii naszego wodza. On też zna wasz język, więc nie musicie się o nic obawiać? A oto i on.

Tkhri?kshach wskazał końcem laski znajdującego się dwadzieścia kroków dalej jaszczuroczłeka. Gad siedział w pozie medytacyjnej na niewielkiej wysepce, otoczonej na szczerym polu wodą. Kalderan i Aoi musieliby brodzić w niej lub wręcz popłynąć, żeby dojść do niego. Szaman wyszedł zza drzew i zawołał słowa w swojej ojczystej mowie. Usłyszawszy je, jaszczur otworzył leniwie oczy, po czym spojrzał na Tkhri?kshacha i próbował przy tym dojrzeć wciąż znajdujących się w zaroślach smokowca i avesa.

? Nie podoba mu się, kiedy ktoś niepowołany przerywa mu medytację ? rzekł Tkhri?kshach do gości. ? Najczęściej każe wówczas płynąć do siebie.

? Ja musiałbym polecieć ? odezwał się Aoi. ? Ja jestem avesem, nie znoszę pływać.

? I to jest metoda? Zresztą widzę, że niepotrzebnie tracę energię na mówienie.

Zobaczyli, jak wódz wskakuje z pluskiem do wody, po czym z finezją wprawionego pływaka podąża w ich stronę. Kiedy dotknął nogami brzegu, zatrzymał się, szukając ogonem punktu oparcia. Następnie powoli wyszedł przed oblicze szamana.

Od swoich pobratymców różnił się dość wyraźnie. Jego zielone łuski miały jeszcze ciemniejszy kolor, gdzieniegdzie też, jak się zdawało, poprzetykany fioletowymi plamami. Był wyższy od Tkhri?kshacha i bardziej umięśniony, tak że Kalderanowi momentalnie skojarzył się ze smokowcem. Zaraz jednak smoczy rycerz upomniał się za mylne spostrzeżenie, ponieważ przeciętny wojownik jego rasy byłby silniejszy od jaszczurzego wodza, aczkolwiek nieznacznie. Z kolei jednak za bliski smokowcowi uchodził jego pysk, który wyglądał bardzo drapieżnie, a odruchowo obnażony przez jaszczuroczłeka rząd kłów tylko pogłębiał wrażenie krwiożerczości. Kolczasta grzywa zaczynała biec od szczytu grzbietu, zmniejszając się bardzo nieznacznie, aż zanikała na czubku ogona. Pazury u pięciopalczastych dłoni i trójpalczastych stóp wyglądały na pielęgnowane do walki bardziej niż u pobratymców.

We wzroku, którym wódz obdarzył Tkhri?kshacha, było coś władczego. Jaszczur przemówił do niego w swoim języku.

? Wódz prosi, żebyście wyszli zza drzew ? rzekł szaman do przybyszów.

Kalderan i Aoi posłuchali. Wódz zbadał tego drugiego od stóp do głów, patrząc mu na koniec w oczy z godnością; aves odniósł niejasne wrażenie, że w jego wzroku była też nutka pogardy. Dopiero gdy jaszczuroczłek zlustrował smoczego rycerza, najpierw wyraźnie spokorniał, a potem uśmiechnął się szeroko. Kiedy spojrzał półsmokowi w oczy, dostrzegł w nich wyłącznie spokojne oczekiwanie.

Uklęknął przed nim na jednej nodze i wymamrotał w swojej mowie słowa, z których biło coś, co Kalderan i Aoi musieli odczytać jako uznanie. Szaman również padł na kolano przed smokowcem.

? Jessstem? ? zaczął zaraz wódz w ludzkim języku ? ?doprawdy? zasz? czy? cony, że mogę gościć? legendarnego kuzyna ssssmoków?

Mowa gada naznaczona była o wiele większymi naleciałościami z języka jaszczuroludzkiego niż Tkhri?kshacha. Wódz bardzo wyraźnie akcentował szeleszczące spółgłoski, a wszystkie ?s? wypowiadał tylko z przeciągłym sykiem; zdawało się też, że niektóre samogłoski wymawia trochę mętnie. Kalderan i Aoi, a szczególnie ten drugi, musieli wytężać uwagę, żeby go zrozumieć.

? Jak się? zwiesz? ? zwrócił się ponownie jaszczuroczłek do smoczego rycerza.

? Jestem smoczy rycerz Kalderan ? odrzekł smokowiec, postanawiając otworzyć się bardziej niż wtedy, gdy szaman spotkał jego i avesa. ? Wodzu jaszczurów, to dla mnie niezmierny zaszczyt być waszym gościem. Dziękuję po wielokroć za przyjęcie nas.

? Ależ nie, Kald?ran? To ja winienem przed tobą? klękać. Ja, Ssekh?tshka, muszę oddać ci hołd. Szamanie? w jakich okolicznościach ssspotkałeś tak? znamienitego przybysza?

? Kalderan i jego przyjaciel zostali zaatakowani przez naszych współplemieńców ? odparł Tkhri?kshach w ludzkim języku. Ssekh?tshka otworzył szeroko oczy ze zdumienia. ? Zdążyłem już ich pouczyć.

? Pouczyć? Ich trzeba ukarać! ? zagrzmiał wódz.

? Rozumiem. Czy mam ich tu przyprowadzić?

? Jak najprędzej.

Szaman wstał z klęczek.

? A zatem czas na mnie ? rzekł. ? Bywajcie.

Kiedy Tkhri?kshach się oddalił, Ssekh?tshka również wstał.

? Więc? chcecie, abyśmy wassss ugościli?

? My tu chętnie zostaniemy ? odparł Aoi. Wódz jednak zaraz spiorunował go wzrokiem, najwyraźniej oczekując odpowiedzi od Kalderana.

? Czy? nasz szaman wsssspomniał, że wkrótce nasze plemię udaje się na? łowy?

Smoczy rycerz kiwnął głową. Aves milczał.

? Tak? Więc ssspecjalnie dla wasss możemy wyprawić? ucztę? Tak nakazuje dana nam przezzz przodków? tradycja. Ugościć każdego possssłańca sssmoczych bogów, również legendarnego. Proszę w imieniu ssswoich pobratymców, byście na niej zosssstali.

? Tak uczynimy ? odrzekł Kalderan.

? Wodzu jaszczurów, ja muszę coś powiedzieć ? odezwał się Aoi. ? My też chcieliśmy polecieć na łowy, więc ja mam pomysł, byśmy my wspomogli wasze plemię zwierzów w złowieniu zwierzyny na ucztę. Ja mówię tylko za siebie, ale nie chcę być bezczynny, jeśli mogę coś zrobić.

Ssekh?tshka zmierzył ptakoczłeka wzrokiem, w którym Kalderan odczytał chłód. Sam smokowiec zesztywniał momentalnie, gdy aves wyraził swoją propozycję.

W końcu wódz kiwnął głową.

? To ciekawy pomysssł, jassstrzębiu. Choć nasze plemię ma? ssswoją metodę łowów, my nie? pogardzimy wssssparciem. Nie oddalajcie się więc zanadto, jeśli pozosssstajecie ssskorzy do pomocy. Ssssmocze issstoty i ich? przyjaciele? zawsze sssą mile widziani. Przyjmujemy wassss otwarcie. Tymczasssem, jeśli pozwolicie, wrócę do? sssswoich zajęć.

Ssekh?tshka ukłonił się nisko, na co Kalderan i Aoi skinęli głowami, po czym oddalił się z powrotem na swoją wysepkę. Smokowiec i aves ponownie weszli między drzewa.

18 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Podczas lektury tego fragmentu zauważycie (zauważyliście?), że odległość jest mierzona już nie w metrach, tylko w krokach. Otóż kiedy wyczytałem, że system metryczny wymyślono dopiero pod koniec XVIII w., postanowiłem z dbałości o klimat (powiedzmy ;)) zrezygnować z niego w swoim "cyklu" i zastąpić jednostkami odległości bardziej pasującymi do realiów. Teraz ten system wygląda tak (to wstępne założenia, aczkolwiek myślę, że tak już zostanie):

- stopa - 0,25 m;

- krok - 0,75 m;

- dwukrok - 1,5 m;

- mila* - 1,5 km;

- staja - 3,75 km.

*Chodzi naturalnie o milę lądową. Nad morską jeszcze nie myślałem. :P

Link do komentarza

Stwierdzam, że masz pewien mały problem. Na forum czyta się dosyć niewygodnie, więc ludzie zwykle nie mają ochoty zajmowac się tak dużym tekstem. Może gdybyś podzielił to na 2/3 równe części, miałbyś więcej czytelników ;)

I pliss, pogrub tekst, żeby łatwiej się czytało. :/

Link do komentarza

Wiesz co... Nie chcę być niemiły czy coś w tym guście, ale już kiedyś była jedna osoba, która twierdziła, że daję zbyt długie fragmenty (to było wtedy, jak wstawiłem rozdział o niewiele mniejszej objętości niż ten tutaj), i sugerowała mi, żebym je podzielił. Kiedy następnym razem tak zrobiłem, to nie doczekałem się od niej żadnego komentarza (od innych zresztą też - tylko Bazil coś napisał). Poza tym obecny rozdział taki długi wyszedł, bo po prostu wydarzenia tego wymagały. Dlatego Twoja propozycja zostaje odrzucona, podobnie jak sugestia o pogrubieniu tekstu - mnie się zdaje, że taki zabieg właśnie tylko utrudniałby czytanie.

Jest jeszcze jedna opcja: kiedy kończę opowiadanie, zawsze robię sobie PDF-a, którego potem drukuję dla siebie. Kiedy więc ta mikropowieść dobiegnie końca (chociaż sporo do niego jeszcze zostało...), możesz mnie zapytać o plik, to wtedy Ci wyślę i nie będziesz musiał przemęczać oczu. biggrin_prosty.gif

(Albo wklej to do Worda - chociaż skrypt forum jest taki, że program nie odczyta wtedy akapitów - lub zgraj na urządzenie przenośne. Możliwości jest wbrew pozorom trochę ;)).

Link do komentarza

Pogrubienie utrudnia czytanie? Sorry, ale jeżeli znaki są grubsze i lepiej je widać to mi czyta się znacznie wygodniej ;]

Nie, postaram zebrać się w sobie i to przeczytać ^^

Link do komentarza

Jak bierzesz odległości, które są jedynie podwójnymi lub tysiąckrotnymi wielokrotnościami stopy, to zostań przy metrycznym, który wymyślono właśnie dlatego, żeby było łatwiej i intuicyjnej. Imperialny system(a podróbę takiego wprowadzasz) jest nielogiczny i nieintuicyjny, tak też powinno być tutaj.

Link do komentarza

Łe Knight nie zapominaj, że ja twój wierny czytelnik też zawsze staram się coś naskrobać ;).

Więc tak, co do szaty graficznej tekstu (to oczywiście twoja opowieść służę tylko koleżeńską radą), dałbym tu czcionkę Verdana albo Tahoma ponieważ obie są bardziej czytelne niż ta. Arial doskonale pasuje do średniodługich tekstów ozdobionych obrazkami, przy samym tekście te powinny spisać się lepiej. Dalej, nie myślałeś o dodaniu jakiś ilustracji własnego autorstwa? Rozumiem, że nie każdy ma talent, ale na 100% poprawiłoby to odbiór tekstu i ułatwiło czytanie. Bardzo cieszę się, że dajesz coraz więcej opisów (dialogów dalej jest TYYYYYYYYYYLE, ale widzę, iż starasz się dać coś oprócz nich). I mimo wszystko jednak podzieliłbym to na dwie części. Odbiorowi tekstu raczej to nie zaszkodzi. Sam kilka razy drukowałem twój wpis bo nie miałem siły czytać go na kompie (a czytnika z e-papierem nie posiadam :().

  • Upvote 1
Link do komentarza

@darthmetalus - dodam tylko, że ja do niedawna bardzo rzadko czytałem opowiadania na komputerze - najczęściej zgrywałem je sobie na MP4 i czytałem np. w podróży. Robiłem to właśnie dlatego, że robienie tego na ekranie monitora na dłuższą metę męczy wzrok (chociaż odkryłem, że na ekranie urządzenia też... confused_prosty.gif).

@brylant - wiesz, nie mówię, że nie masz racji, ale tutaj chodzi bardziej o klimat. Świat mojej twórczości opiera się (teoretycznie i z grubsza ujmując biggrin_prosty.gif) na schyłku średniowiecza, więc element, który wymyślono dopiero w późnej nowożytności, byłby jednak dość naciągany. Nie jestem przy tym pewien, czy dobrze zrozumiałem ostatnie zdanie - rzeczywiście np. krokami mierzono odległości w starożytnym Rzymie, ale nawet jeśli ten system był w pewien sposób nielogiczny, to u siebie chciałem zrobić jakiś porządek, żeby właśnie nie mieszać czytelnikowi. Nie wykluczam jednak jakichś drobnych modyfikacji. wink_prosty.gif

@Soaps

Łe Knight nie zapominaj, że ja twój wierny czytelnik też zawsze staram się coś naskrobać wink_prosty.gif.

I pamiętam, ale ja się odnosiłem w tamtym komentarzu do "Przyjaciela", a Ty zacząłeś komentować moją twórczość (nie wiem, jak z czytaniem) od "Bez wyjścia". ;]

Więc tak, co do szaty graficznej tekstu (to oczywiście twoja opowieść służę tylko koleżeńską radą), dałbym tu czcionkę Verdana albo Tahoma ponieważ obie są bardziej czytelne niż ta. Arial doskonale pasuje do średniodługich tekstów ozdobionych obrazkami, przy samym tekście te powinny spisać się lepiej.

Mnie jakoś Arial odpowiada, ale czcionką się pobawię - może faktycznie uznam którąś za lepszą. biggrin_prosty.gif

Dalej, nie myślałeś o dodaniu jakiś ilustracji własnego autorstwa? Rozumiem, że nie każdy ma talent, ale na 100% poprawiłoby to odbiór tekstu i ułatwiło czytanie.

Prędzej z sieci bym brał, bo nad własnym "talętem" plastycznym nigdy nie chciało mi się pracować. =D Wiesz co, na wszelki wypadek nie będę składał obietnic, których mogę nie dotrzymać, a i wtedy ograniczałoby się to raczej do dawania obrazka na początku tekstu, tak żeby odnosił się do treści.

Bardzo cieszę się, że dajesz coraz więcej opisów (dialogów dalej jest TYYYYYYYYYYLE, ale widzę, iż starasz się dać coś oprócz nich).

Wydaje mi się, że z dialogami nieco przesadzasz. Tych rzeczywiście jest trochę, ale do pewnego momentu zdecydowanie dominują tutaj opisy i akcja, a i między tymi rozmowami dałem opowieść Tkhri'kshacha, którą przedstawiłem wyłącznie za pomocą narracji.

I mimo wszystko jednak podzieliłbym to na dwie części. Odbiorowi tekstu raczej to nie zaszkodzi.

Yyy... Pocieszcie się tym, że kolejne rozdziały (a już na pewno te najbliższe) nie będą aż tak "kobylaste" jak ten. wink_prosty.gif

EDIT: Dobra, pobawiłem się czcionką i doszedłem do jednego wniosku: ta domyślna to nie jest Arial. biggrin_prosty.gif A ze względu na problemy z doprowadzeniem tekstu do "stanu używalności" na tym skrypcie postanowiłem chwilowo poprzestać właśnie na tej domyślnej.

Link do komentarza

Może ja bym tobie przygotował jakieś ilustracje? Niczego nie obiecuję, ale jak znajdę czas to może coś wykombinuję. Gdy mówiłem o dialogach to nie chodziło mi o to, że w tym tekście jest ich sporo tylko ogółem w opowiadaniu. Tutaj balans dialogi/opisy/opowieść/akcja jest perfect wink_prosty.gif. I wciąż uważam, że 4600 wyrazów na wpis to lekkie przegięcie. Ja zawsze staram się zmieścić w limicie 1000 - 2000 (chociaż ostatnio w ramach eksperymentu zrobiłem inaczej). I zawsze nabijesz sobie kilkoma wpisami więcej wyświetleć i komentów niż jednym tongue_prosty.gif. A wstępy zostaw, fajne są.

Link do komentarza

Logiczność przejawia się w metrycznym i Twoim systemie z opowiadania tym, że kolejne jednostki są mniej więcej stałymi wielokrotnościami poprzednich. W imperialnym tego nie ma: jedna stopa to 12 cali, mila kilkaset stóp itd. Zresztą po namyśle stopy i inne takie są lepsze w fantasy, gdyż metr początkowo był zdefiniowany jako jakaś część odległości od równika do bodajże Paryża. A jeśli akcja dzieje się w innym świecie...

Link do komentarza
Może ja bym tobie przygotował jakieś ilustracje? Niczego nie obiecuję, ale jak znajdę czas to może coś wykombinuję.

To znaczy - tak naprawdę ilustracje w opowiadaniach w sieci nie są wcale konieczne, gdyż, owszem, zapewniają pewien komfort przy czytaniu, ale akurat jeśli o mnie chodzi, to wolałbym, żeby czytelnik spróbował sam sobie wyobrazić, jak wygląda to, co się dzieje w mojej twórczości (to też dla mnie sprawdzian, czy umiem tworzyć dobre opisy ;)). Prędzej widziałem właśnie to, o czym pisałem, czyli zamieszczanie obrazka (odnoszącego się do treści, oczywiście) na początku tekstu. Gdybym jednak kiedyś zmienił zdanie, to będę pamiętał o Twojej propozycji. :)

Gdy mówiłem o dialogach to nie chodziło mi o to, że w tym tekście jest ich sporo tylko ogółem w opowiadaniu.

No cóż, nie ukrywam, że dialogów będzie jeszcze sporo, ale teraz staram się je jakoś zharmonizować z akcją (to była jedna z rzeczy, które, uważam, nie wyszły mi w "Bez wyjścia").

I wciąż uważam, że 4600 wyrazów na wpis to lekkie przegięcie. Ja zawsze staram się zmieścić w limicie 1000 - 2000 (chociaż ostatnio w ramach eksperymentu zrobiłem inaczej). I zawsze nabijesz sobie kilkoma wpisami więcej wyświetleć i komentów niż jednym tongue_prosty.gif.

Niejako tak jak powiedziałem - to zależy od tego, ile i co mam do przekazania we fragmencie. Jeśli zrobi mi się przez to kobyła na, dajmy na to, 15 stron (dla porównania obecny rozdział "Dziczy" ma 9 stron ;)), to zamieszczę właśnie tyle. Z drugiej strony narzekania na objętość byłyby wtedy zasadne jak jasny gwint. :P Średnia objętość rozdziałów wynosi u mnie ok. 6 stron i staram się tego trzymać.

Link do komentarza

- stopa - 0,25 m;

- krok - 0,75 m;

Ale Żolitoraks w "Astrerix w Brytanii" powiedział, ze na jeden krok wypada pięć stóp...

No dobra, zacznijmy od jednego - nie pisz na dzień dobry kursywą takich kobył. Takie teksty powinny być krótkie i trafne, a nie długie i rozwleczone. Źle mi się to teraz czytało.

Jeden z dłuższych tekstów z początku rozdziału "StarCraft: Krucjata Liberty'ego" brzmiał przykładowo tak (cytuję z pamięci):

Obcy najeżdżają ludzką przestrzeń, a ludzie zwracają się przeciwko sobie. Mogę się tylko domyślać, co Zergowie i Protossi myśleli, lądując na planetach, na których byli jedynie Konfederaci i rebelianci, próbujący się wzajemnie zetrzeć na miazgę. Prawdopodobnie myśleli, że to normalne zachowanie naszej rasy. I przypuszczam, że mieli rację.

Przemówienia Mengska, rozpowszechnione częściowo przez kopie moich własnych nielegalnych reportaży, wznieciły dziesiątki małych wojen. Każdy nawiedzony ze swoimi problemami zwracał się zbrojnie przeciw pradawnemu reżimowi Konfederacji. Konfederacja reagowała na to tak, jak zawsze - większymi represjami, co powodowało pogłębianie się rebelii. A pośrodku tego Zergowie infekowali kolejne światy, a Protossi obracali je w martwe bryły. Ludzie nie mieli tak wielu planet, by móc je tracić jedną po drugiej. Myślę, że gdyby obie strony pomyślały i zjednoczyły się, mogłyby zwalczyć prawdziwe zagrożenie.

Myślę, że wszyscy byli tak zajęci knuciem i zabijaniem, że nikt nie miał czasu poważnie się zastanowić.

Widzisz? Krótkie, a treściwe.

Poza tym powtórzę, że obecność takich tekstów tylko w co którymś rozdziale wygląda źle. Nie wyobrażam sobie sagi Sapkowskiego, książek z cyklu "Strażników Płomienia" czy nawet wyżej wspomnianego "StarCrafta: Krucjaty Liberty'ego" z rozdziałami, które zgodnie z regułą "bo tak" nie zaczynają się od zwierzeń/przemyśleń/pogadanki.

Czytanie na głos rekompensowało mi to nieznacznie, chociaż w mym społeczeństwie zapoznawanie się z pismem w ów sposób stanowiło rzecz normalną ? bardzo rzadko się zdarzało, iżby ktoś zachowywał dla siebie to, co odczytywał

A ja myślałem, że moi sąsiedzi, kiedy sobie grze na perkusji ćwiczą czy śpiew, są uciążliwi...

Ptakoczłek czuł wyraźnie, że powietrze jest przesiąknięte smrodem bagien.

Wszyscy bowiem wiedzą, że takim zwierzoludziom wszelkie zapachy przeszkadzają bardziej, niż ludziom...

Nagle zaskrzeczał głośno. Zabłąkana strzała wbiła mu się w ramię.

Zabłąkana strzała to może się trafić pośrodku bitwy, kiedy łucznicy nie mierzą dokładnie w daną osobę. Strzała w takiej sytuacji albo trafi, albo nie, dlatego jest zabłakana. Jeśli ktoś oddał do Aoiego mierzony strzał, nijak nie można tego nazwać "zabłąkaną strzałą".

Wówczas chwyciła go sylwetka, której aves nie rozpoznał od razu.

Nijak nie wyobrażam sobie, jak miałby go chwycić w locie. Musiałby chyba na czubku drzewa sobie stać i jeszcze podskoczyć. A jak jeszcze próbuję sobie wyobrazić problemy, jakie wiązałyby się z takim błyskawicznym wytraceniem prędkości, żeby sam pęd tego gościa z drzewa nie strącił...

Gdy jednak wróg wyrwał z brzucha ptakoczłeka garść piór i zadrapał tamże

O, rany... naprawdę nie można było tego bardziej po ludzku napisać?

Już kiedy obaj z Aoim przylecieli tutaj, w jego nozdrza uderzył zapach mokrej, śmierdzącej ziemi, przez który schylił niepotrzebnie paszczę

Naprawdę... skąd u tych panów taka wrażliwość na brzydkie zapachy? Czy to nie lekka przesada? No i czy bagna naprawdę aż tak cuchną?

A ostatniej części to już kompletnie nie rozumiem. Dlaczego schylił i dlaczego "niepotrzebnie"?

Choć na pierwszy rzut oka osiadła woda zdawała się symboliczna, to gdy w pewnej chwili stopa zanurzyła się smoczemu rycerzowi niemal do pięty, ten poczuł jeszcze większe obrzydzenie.

W dodatku higienista, w brudnej wodzie boi się stopę zanurzyć. Strach się bać, jak sobie radzi podczas ulewy (i po tej ulewie).

Na tym smoczy rycerz skończył rozmyślania i aby zabić czas, zaczął zasadzać się na dzika bagiennego, którego wypatrzył tymczasem.

Dość... osobliwy sposób zabijania czasu.

Wbrew pozorom nie niepokoił się o przyjaciela

Co niby stwarzało takie pozory?

Dzik zbudził się z drzemki, po czym chrumkając, uciekł w popłochu.

Rozumiem, że chciałeś, aby było obrazowo, ale wzmiankę o chrumkaniu już mógłbyś sobie darować...

Kolejne pienie

Że COOO???

Wtedy usłyszał kolejne skrzeczenie niby rannego ptaka

Dlaczego "niby"?

Nagle z korony drzewa wyskoczyła przed niego inna istota, na widok której półsmok natychmiast się zatrzymał.

Właśnie stanął twarzą w twarz z jaszczuroczłekiem.

Okej... niech mi teraz autor wytłumaczy - skoro jaszczur zasadził się na Kalderana i tkwił niezauważony przez niego na drzewie, dlaczego mu po prostu na łeb nie zeskoczył? To by mu pozwoliło delikwenta momentalnie do ziemi przygwoździć i obezwładnić - gdyby mu jeszcze łapkę przydepnął, to Kalderan nie miałby nawet jak odtrącić tej dzidy sprzed szyi. KO.

Zamiast tego, jaszczur ląduje - chyba z grzeczności - dokładnie przed Kalderanem (brakuje, żeby jeszcze "a kuku" powiedział), żeby ten miał możność przygotować się do sprania napastnika na kwaśne jabłko.

Z wyjątkiem nieco subtelniej zarysowanego jaszczurzego pyska, ciemnozielonych łusek wraz z jaśniejszymi na brzuchu oraz braku skrzydeł osoba ta nie różniła się szczególnie od Kalderana. Była też mniej umięśniona, choć i nie wyglądała na słabą. Od jej czubka głowy przez grzbiet, kończąc przy wierzchu ogona, biegła grzywa krótkich kolców. Jaszczur trzymał włócznię, którą przystawił grotem do szyi smokowca.

W opisie brak wzmianki o odzieniu (a raczej jego braku), przez co dopiero w opisie szamana dowiadujemy się, że ci goście paradują nago.

czym ruszył stanowczo przed siebie. Gad momentalnie musnął policzek półsmoka

A nie mógł go zwyczajnie dźgnąć? Skoro Kalderan głupio postanawia go po prostu zignorować, wręcz idealnie się przed nim odsłania. Nic, tylko dziabnąć.

Aves leżał na ziemi ze strzałą wbitą w ramię. Był otoczony przez piątkę odwróconych w jego stronę jaszczuroludzi, wśród których trzech trzymało napięte łuki ze strzałami, a pozostali dzierżyli włócznie.

A nie zabili go, ponieważ...?

Kiedy jaszczury zauważyły Kalderana, te z łukami zaczęły mierzyć w niego.

Jestem skonfundowany. Jak mam to rozumieć - znaczy, dopiero teraz go zauważyli? To cokolwiek dziwne, bo skoro Kalderan ich widział, to oni tym bardziej powinni dostrzec, że się do nich zbliża, już z daleka. A już z całkowitą pewnością niemożliwe jest, aby umknęło ich uwadze, że jeden z nich całkiem nieopodal się z Kalderanem leje.

Powiódł ręką po całym otoczeniu, a następnie wskazał palcem Kalderana, kręcąc nerwowo głową. ?To nasze terytorium, masz się z niego wynosić!? ? zdawały się znaczyć te gesty.

Hm... taaak?

Naprawdę... nie prościej byłoby już teraz dać jaszczura, który inny język zna? Nie jestem w stanie sobie wyobrazić, jak mieliby w tak prymitywny sposób zakomunikować niektóre z późniejszych kwestii.

Szedł w ich stronę jaszczur z fantazyjną pomarańczowo-fioletową kryzą na czubku głowy

Osobiście wolałbym "krezą". Jakoś tak mniej się kojarzy z elementem starodawnej garderoby, no i Temeraire też miał przecież "krezę", a nie "kryzę"...

przepaskę biodrową, która najpewniej nic wstydliwego nie zakrywała, bo jaszczury miały przyrodzenia schowane pod łuskami

Fantasty nas do tego przyzwyczaiło, naprawdę, nie musisz o tym mówić...

Nic mnie nie jest

Nie kłam mnie.

Za moment jaszczur z kryzą na głowie

Kryza, o ile mne pamięć nie myli, to jest na szyi.

Nasze plemię zwykło traktować przybyszów z chłodem, bowiem niespokojne mamy czasy

Kwestia o niespokojnych czasach w pysiu tego faceta jakoś tak mnie bawi. Pasuje o wiele bardziej do zorganizowanych cywilizacji, które jak najbardziej boli chociażby krach na giełdzie czy incydenty na granicach. Ale lud koczowniczy, który żyje w dziczy, z dnia na dzień? Ich guzik powinno obchodzić, jakie mamy czasy. Właściwie to w ogóle nie powinni tego "ogarniać".

Zwiem się Tkhri?kshach

A nie "zwą mnie..."?

Poczuł się wówczas zmieszany i zdezorientowany ? zmieszany, bo spotkał go tak niespodziewany zaszczyt, a zdezorientowany, bo Kalderan nie wiedział właściwie dlaczego.

Wiesz, sam się tego domyśliłem...

? My chcieliśmy złowić zwierzynę, ale nie wiedzieliśmy, że jaszczurowie żyją na tym terenie? My przylecieliśmy to sprawdzić.

Inwazja zaimków!

? Ja się cieszę, ale i tak muszę umyć pióra. Ja mam je tak brudne, że nie mogę na nie patrzeć?

Jeja, no naprawdę - czy ty musisz naprawdę wielkie halo tutaj robić z higieny? Najpierw zapaszki, potem łażenie w brudnej wodzie, a teraz jeszcze sporo uwagi, jaką poświęcasz kwestii pucowania się. Po co w ogóle?

? My zostaniemy ? rzekł aves. ? Ale najpierw ja chcę umyć pióra.

choć tu i ówdzie aves dorobił się drobnych zadrapań i skaleczeń

A te zadrapania i skaleczenia to od czego?

Okazało się, że Tkhri?kshach potraktował ten spacer jako dobry pretekst do opowiedzenia o swojej rasie i plemieniu, którego był starszym

Równie dobrze można by tu dać tekst "a teraz nastąpi charakterystyka rasy"...

Po drodze mijali innych jaszczuroludzi, którzy najczęściej nie nosili nawet symbolicznych ubrań ? wydawało się wręcz, że nagość to dla nich coś naturalnego

Yay, czy ty naprawdę musisz to tak wykładać? Poświęcać uwagę przyrodzeniu? Pytać, dlaczego szaman przepaskę nosi? Wiemy już, że nie noszą ubrań, jak to dzikusy, nie trzeba tego przez wszystkie przypadki odmieniać ani tłumaczyć, że narządy płciowe mają schowane.

Przez ciebie naszło mnie wyobrażenie tego, jak to by było, gdybym opisywał niedoszłą ucieczkę Richtera ("Nieba i Piekło") na twoją modłę - i jak napisałbym, że skoro Sekira odzienia nie ma, to Ernest dobrze się przyjrzał ("a co mi tam, zaraz zginę przecież"...), ale nie dostrzegł u niej niczego ciekawego. Urgh... :/

gadzie społeczności traktowały wielkie jaszczury jak ich posłańców, którzy objawiali jej się, by ochronić przed złymi mocami. Smokowcy, uznani przez jaszczurów za stworzenia legendarne, stali w tej drabinie na niewiele niższym szczeblu

OK, skoro tak, to dlaczego tamci kolesie w ogóle tak chłodno powitali Kalderana, skoro zgodnie z tą tradycją, powinni od razu, bez żadnej zachęty ze strony szamana, paść przed nim na kolana? Hm... to by nawet tłumaczyło, dlaczego tamten jaszczur się tak rycersko zachował - zamiast od razu powalić Kalderana, dał mu szansę obrony, bo to przecież honorowe, bo ze znamienitym gościem tak grzecznie postąpić wypada...

Dobiegamy końca tej charakterystyki jaszczurów - zauważyłem, że brak tu jakiegokolwiek opisu otoczenia, dającego wyobrażenie, jak te jaszczury żyją. Czy szałasy jakieś tam były, czy tymczasowe legowiska z liści, cokolwiek...

? To jest kamień obdarzony mocą magiczną.

To też brzmi dość zabawnie, bo zazwyczaj w takiej sytuacji się podaje nazwę własną, np. "oto jest kamień [Tu-Wstaw-Jakąś-Fikuśną-Nazwę]" - tymczasem szaman mówi po prostu, że to kamień obdarzony magiczną mocą. Nazwa po zbóju.

Powiada się, iż przed tym, kto najskrytsze chowa w sobie pragnienie

Kto tak mówi?

Ptakoczłek otworzył idiotycznie dziób

Mojej wyobraźni umyka obraz idiotycznie otwartego dzioba.

Gad siedział w pozie medytacyjnej na niewielkiej wysepce

Znaczy w jakiej pozie? Na głowie? W przysiadzie klęcznym? W pełnym lotosie? "Pozycja medytacyjna" to dość... szerokie pojęcie.

Z kolei jednak za bliski smokowcowi uchodził jego pysk, który wyglądał bardzo drapieżnie, a odruchowo obnażony przez jaszczuroczłeka rząd kłów tylko pogłębiał wrażenie krwiożerczości.

Ekhem... Wiesz, to co DLA NAS jest takie drapieżne, takie krwiożercze itede, dla takich stworów jest czymś zupełnie normalnym, codziennym i zdecydowanie mało strasznym. Bez przesady z tymi opisami...

Teraz dla odmiany naszła mnie przez ciebie wizja Aliena, który wrzeszczy ze strachu i daje nogę, gdy widzi swoje odbicie w lustrze :/.

Kiedy spojrzał półsmokowi w oczy, dostrzegł w nich wyłącznie spokojne oczekiwanie.

Zdecydujże się, z czyjej perspektywy ty prowadzisz narrację.

? Jessstem? ? zaczął zaraz wódz w ludzkim języku ? ?doprawdy? zasz? czy? cony, że mogę gościć? legendarnego kuzyna ssssmoków?

Oczywiście, jak jest jaszczurem, no to musi to cholerne "s" przeciągać. Co, język tym jaszczuroludziom drętwieje za każdym razem, kiedy "s" muszą wymówić? Bez jaj.

Zauważyłeś, że Sorevianie nie "sssyczą"? Jak myślisz, dlaczego?

Chyba za długo pracowałem nad Sorevianami, to i zapomniałem, że jaszczury bez zaawansowanej technologii to jednak nie to samo. Chciałbym powiedzieć coś więcej, tyle że... na razie niczego specjalnego się o jaszczurach nie dowiedzieliśmy. Żyją na mokradłach - standardzik, są koczującymi dzikusami - standardzik, polują i zbierają - standardzik. Te kolczaste grzbiety i skąpe odzienie - znaczy brak odzienia lub co najwyżej przepaska biodrowa - to też coś, co już wcześniej widziałem.

A tamten jaszczur, tak jak mówiłem, pokonałby Kalderana, gdyby zachował się zgodnie ze zdrowym rozsądkiem.

  • Upvote 1
Link do komentarza

Tak się zacząłem teraz zastanawiać, czy zrezygnowanie z fantasy nie byłoby dobrym pomysłem. Coraz bardziej odnoszę wrażenie, że nie czuję tego gatunku.

Sporo uwag jest tu istotnych (cieszę się też, że ten komentarz sam z siebie mnie nie zdołował, tj. nie było tu żadnych wstawek "gnojących", że tak to nazwę). Odpisałbym na część zarzutów, tym bardziej że z niektórymi się nie zgadzam, ale liczba uwag tak mnie przytłoczyła, że zwyczajnie nie mam na to siły.

Chyba naprawdę to z pomysłami jest u mnie coś nie tak... I teraz myślę, że następne rozdziały mogą zostać potraktowane tak samo (nawet jeśli zamierzałem już mniej jechać ze stereotypami).

Od jakiegoś czasu zawsze o to pytam, więc zapytam i teraz: czy mimo wszystko znalazły się jakieś elementy, które Ci się w tym rozdziale podobały?

Link do komentarza

Tak się zacząłem teraz zastanawiać, czy zrezygnowanie z fantasy nie byłoby dobrym pomysłem. Coraz bardziej odnoszę wrażenie, że nie czuję tego gatunku.

A dlaczego uważasz, że problemem jest właśnie gatunek?

(cieszę się też, że ten komentarz sam z siebie mnie nie zdołował, tj. nie było tu żadnych wstawek "gnojących", że tak to nazwę)

Eee... to ja cię kiedyś zgnoiłem?

Odpisałbym na część zarzutów, tym bardziej że z niektórymi się nie zgadzam, ale liczba uwag tak mnie przytłoczyła, że zwyczajnie nie mam na to siły

Mnie się nie wydaje, aby było ich więcej, niż poprzednio... no, ale ja tego nie liczę.

Od jakiegoś czasu zawsze o to pytam, więc zapytam i teraz: czy mimo wszystko znalazły się jakieś elementy, które Ci się w tym rozdziale podobały?

Eee... nadal chcę znać ciąg dalszy? No i jaszczury są! Yay! Mówiłem, że nic tu ponad standardzik nie wychodzi, no ale mnie po prawdzie standardowa konfiguracja jak najbardziej odpowiada. Niepokoi mnie tylko, że tak się płaszczą przed tym Kalderanem - nawet wódz pada przed nim na kolana, a mógłby przecież poprzestać na jakimś głębokim ukłonie czy czymś w ten deseń. No... przecież jaszczury też powinny być dumną rasą, czyż nie?

Gdyby jeszcze te gadzinki w jakieś scenie pokazały ludziom, kto rządzi, to byłaby już pełnia szczęścia. Tylko że coś się boję, iż nie o to będzie w tym opowiadaniu szło - ten dynks z kamieniem nie mógł przecież wyjść z nicości i w nicość powrócić. Może Kalderan sprowadzi smokowców z jakiegoś innego wymiaru do odbudowy Iklestrii?

W sumie to zamiast się tak łamać, mógłbyś od razu popracować nad co istotniejszymi kwiatkami w tym rozdziale. No, na przykład tą utarczką. Albo mogłoby być tak, że z Kalderanem wcale nie walczą (od razu padają na kolana czy coś tam) i nie ma kwestii, albo dajmy już temu jaszczurowi z Kalderanem powalczyć - no, tyle że niech mu zleci na łeb, tak jak powinien to zrobić. Z drugiej strony, jakby Kalderan został pokonany, źle by to wpłynęło na jego reputację jako "de łana".

PS. Będą jaszczurzyce?

Link do komentarza

No dobra, przez tę krytykę rzeczywiście złapał mnie dół, ale teraz jakby nieco mi przeszło. Za miękki jestem i tyle. wink_prosty.gif Niemniej jednak odpowiem zarówno na powyższy komentarz, jak i na część zarzutów, nie wdając się tylko w szczegóły (w rzeczywistości więcej rzeczy chcę zostawić takimi, jakie są tongue_prosty.gif).

Swoją drogą, zauważyłem, że zdjęli Ci moderację postów.

Wstępy - rozumiem, że wstawianie ich tylko w niektórych rozdziałach to byłby błąd w kompozycji, i choćby dlatego postanowiłem dawać je częściej (była jednak ważniejsza przyczyna: nie doceniałem, jak wspaniałe narzędzie zastosowałem). Nie obchodzi mnie jednak, w jaki sposób robią to Sapkowski czy inni autorzy, ponieważ oni użyli tego wedle własnego uznania (nie chodzi mi tutaj o częstotliwość) i nic im do mojej twórczości tak naprawdę. Tym bardziej że inspirowałem się tutaj zupełnie inną książką, stąd zresztą te fragmenty wychodzą tak długie. W tej kwestii z kolei powiem tak: to zależy od treści. Jeśli będę chciał przekazać sporo, to nie widzę powodu do obcinania tych tekstów. Chyba że faktycznie za bardzo je gdzieś rozwlekam.

Pojedynek jaszczura z Kalderanem - to faktycznie ciekawy pomysł z zeskoczeniem na niego. Aczkolwiek trudno mi sobie wyobrazić, żeby ot tak zdołał przewrócić smokowca, który przecież jest "tankiem" (u mnie jaszczuroludzie są tylko nieco silniejsi od ludzi). Nic to, coś wymyślę.

"Nic mnie nie jest" i "nadzaimkoza" w kwestiach Aoiego - zapomniałeś już, że są one specjalnie tak stylizowane? wink_prosty.gif

Dlaczego jaszczuroludzie powitali Kalderana tak chłodno? No cóż, ja widzę taką furtkę, że choć uznają smoki za istoty niemalże boskie, to jednak smokowcy uchodzą u nich za stworzenia legendarne. Tamci więc, jako że nigdy wcześniej nie widzieli takiego na własne oczy, mogli coś sobie ubzdurać i przez to zapomnieć, z kim tak naprawdę mają do czynienia.

Ostatni fragment tego rozdziału prowadzony był narracją auktorialną, tj. na spokojnie przeskakiwałem z myśli Kalderana do Aoiego i vice versa - nie widziałem więc przeciwwskazań, żeby opisać coś też z perspektywy wodza czy "postronnego obserwatora" (a propos wzmianki, że pysk Ssekh'tshki z obnażonymi kłami wyglądał krwiożerczo).

Ssssyczenie - jaszczuroludzie biorą rodowód od jaszczurek, a nie węży, więc brak tego elementu uważam za logiczny. Aczkolwiek to fantastyka, a jak powszechnie wiadomo, fantasy w pewnych sprawach się nie tłumaczy. wink_prosty.gif Ale już poważniejąc: zdaję sobie sprawę, że użyłem stereotypu, ale BARDZO mi to pasowało do prób zmagania się przez jaszczura z obcą mową. Poza tym na pewno zauważyłeś, że Tkhri'kshach wysławia się już płynnie.

No to powyższy komentarz teraz...

A dlaczego uważasz, że problemem jest właśnie gatunek?

Chodzi o realia i związane z nimi pomysły. Choćby właśnie o plemionach łowiecko-zbierackich wiem niewiele więcej ponad to, co jestem w stanie sam wydedukować (aczkolwiek czytałem jakąś prozę z udziałem podobnych ludów, więc w sumie jakieś przygotowanie tematyczne zrobiłem...).

Eee... to ja cię kiedyś zgnoiłem?

Jak by to głupio nie brzmiało, nie bezpośrednio. Chodzi o to, że w stosunku do mojej twórczości (ja instynktownie poczułem, że przy okazji też do mnie) napisałeś kilka komentarzy, których ja nigdy nie wygłosiłbym do innych autorów, bo właśnie są zbyt złośliwe lub upierdliwe i przez to "gnojące" (najbardziej mnie to uderzyło przy epilogu "Bez wyjścia" i opowiadaniu, które Ci wysyłałem prywatnie - nie żebym nie był wdzięczny za uwagi, ale czy naprawdę niektórych kwestii nie dało rady ująć inaczej?).

Mnie się nie wydaje, aby było ich więcej, niż poprzednio... no, ale ja tego nie liczę.

Jest więcej, ale nie widać tego aż tak może dlatego, że liczba uwag jest tutaj proporcjonalna do długości rozdziału.

W kwestii jaszczurów i fabuły - powiem może tyle, że kiedy pisałem o "mniejszym jechaniu ze stereotypami", miałem na myśli to samo, co pisałem wcześniej, mianowicie to, iż w obu tych kwestiach zdążę Cię jeszcze czymś zaskoczyć. I zamierzam dotrzymać słowa (wink_prosty.gif), tym bardziej że tak naprawdę nie wyszliśmy jeszcze z początku. Serio, chciałbym dokończyć to opowiadanie, ale w sytuacji, gdy mam problemy z przyjmowaniem krytyki, sam mam wątpliwości (nie jestem masochistą - zresztą nie bez powodu przy swoich opowiadaniach pytam, co się w nich podobało, ponieważ nie chcę mieć poczucia zmarnowanego czasu).

I tak, będą jaszczurzyce. A konkretniej... Albo może zamilknę, bo to już ociera się o spoilery. wink_prosty.gif

Link do komentarza

Swoją drogą, zauważyłem, że zdjęli Ci moderację postów.

Tja, mnie też to zaskoczyło.

Nie obchodzi mnie jednak, w jaki sposób robią to Sapkowski czy inni autorzy, ponieważ oni użyli tego wedle własnego uznania (nie chodzi mi tutaj o częstotliwość) i nic im do mojej twórczości tak naprawdę

A to ty nie uważasz, że jak już się inspirować, to najlepszymi?

Tym W tej kwestii z kolei powiem tak: to zależy od treści. Jeśli będę chciał przekazać sporo, to nie widzę powodu do obcinania tych tekstów. Chyba że faktycznie za bardzo je gdzieś rozwlekam.

Tak jak mówiłem, te wyznania Kalderana czytało mi się po prostu źle.

Aczkolwiek trudno mi sobie wyobrazić, żeby ot tak zdołał przewrócić smokowca, który przecież jest "tankiem" (u mnie jaszczuroludzie są tylko nieco silniejsi od ludzi)

To nie ma znaczenia. Jeśli nagle wtarabani się na ciebie całym ciężarem dorosły, ważący parędziesiąt kilo facet, to po prostu tracisz równowagę i tyle.

Ikoren jest znacznie silniejszy od Sinvy, a jednak przewracał się od jej kopnięć i przewrócił się, kiedy mu się uwiesiła szyi (tym chwytem kończącym walkę).

"Nic mnie nie jest" i "nadzaimkoza" w kwestiach Aoiego - zapomniałeś już, że są one specjalnie tak stylizowane?

A zauważyłeś, że to mimo wszystko kiepsko wygląda? :?

Tamci więc, jako że nigdy wcześniej nie widzieli takiego na własne oczy, mogli coś sobie ubzdurać i przez to zapomnieć, z kim tak naprawdę mają do czynienia.

Eee, w ogóle to się kupy nie trzyma. Nie widziałem przykładowo na własne oczy Minotaura czy Meduzy (chodzi o jedną z Gorgon, nie o zwierzę), ale gdybym je kiedyś ujrzał, to od razu wiedziałbym, że to Minotaur lub Meduza. Bo po prostu dostatecznie dobrze je znam, z legend i mitów właśnie, żeby w takiej sytuacji nie wiedzieć, że to są one we własnej osobie.

Ostatni fragment tego rozdziału prowadzony był narracją auktorialną, tj. na spokojnie przeskakiwałem z myśli Kalderana do Aoiego i vice versa

O rany... nie możesz zmieniać narracji tak pośrodku rozdziału, w trakcie akcji, bez żadnego powodu czy uzasadnienia.

(najbardziej mnie to uderzyło przy epilogu "Bez wyjścia" i opowiadaniu, które Ci wysyłałem prywatnie - nie żebym nie był wdzięczny za uwagi, ale czy naprawdę niektórych kwestii nie dało rady ująć inaczej?)

W tym "Bez wyjścia" to ja już nawet nie pamiętam, co takiego powiedziałem... że przy "Właściwej tresurze" byłem złośliwy, to pamiętam, ale daj spokój - to przecież nic osobistego. Zdarzało się, że Kefcia bardziej dosadnie moje teksty komentował. A Coleman z Fahreheita... ho, ho, on to nie pozostawia suchej nitki na tekstach tudzież autorach, nad którymi się pastwi.

miałem na myśli to samo, co pisałem wcześniej, mianowicie to, iż w obu tych kwestiach zdążę Cię jeszcze czymś zaskoczyć

Zobaczymy...

Link do komentarza
A to ty nie uważasz, że jak już się inspirować, to najlepszymi?

A nie sądzisz, że uznanie kogoś za najlepszego jest kwestią bardzo subiektywną? Znaczy - Sapkowskiemu nic ujmuję, bo jego opowiadania z reguły bardzo mi się podobały, a i saga moim zdaniem jest koniec końców dobra (chociaż było sporo rzeczy, które mnie do niej zniechęcały). Tylko że China Miéville, bo to fragmentami z jego "Dworca Perdido" się inspirowałem (choć on pisał je na innej zasadzie), też jest uznanym i przynajmniej kilkakrotnie nagrodzonym pisarzem. Sama książka zaś to chyba najlepsza powieść fantastyczna, jaką dotychczas przeczytałem.

Zresztą - nie sztuką jest inspirować się najlepszymi, sztuką jest umieć z tych inspiracji korzystać.

A zauważyłeś, że to mimo wszystko kiepsko wygląda? :?

Nie znam przypadków kaleczenia gramatyki, które wyglądałyby dobrze. A można powiedzieć, że m.in. na tym stylizacja kwestii Aoiego polega.

O rany... nie możesz zmieniać narracji tak pośrodku rozdziału, w trakcie akcji, bez żadnego powodu czy uzasadnienia.

Jeśli oddzielam od siebie takie fragmenty wyraźnie (gwiazdkami lub pustą linijką), to dlaczego nie? Tutaj bowiem nie chodzi o nic innego, tylko o zmianę perspektywy narracji (która w ostatnim fragmencie jest już bardzo "płynna"). Ja wcale nie uważam tego za błąd w kompozycji.

że przy "Właściwej tresurze" byłem złośliwy, to pamiętam, ale daj spokój - to przecież nic osobistego.

A mimo to niedługo po przeczytaniu Twoich uwag wziąłem niektóre komentarze do siebie, ponieważ odnosiły się (mniej lub bardziej bezpośrednio) właśnie do mnie, a nie już do samego tekstu. A wychodzę z założenia, że jeśli już idą takie uwagi, to to już nie kwestia opowiadania, tylko samego autora. Tym bardziej przykro mi się zrobiło, że przecież wyraźnie zaznaczyłem, iż może się w nim znajdować masa błędów.

A Coleman z Fahreheita... ho, ho, on to nie pozostawia suchej nitki na tekstach tudzież autorach, nad którymi się pastwi.

Tylko że on, o ile dobrze zauważyłem, robi to nie tyle dla celów edukacyjnych, co rozrywkowych. Nie powiem, sam czasami lubię czytać takie analizy. Ale jeśli wychodzą one poza sam tekst i krytykujący zaczyna wręcz jeździć po autorze, to coś tu jest nie tak. Trzeba czasami powiedzieć prawdę, ale nie ma potrzeby przy tym (dodatkowo?) dołować autora i zniechęcać go do dalszych prób. Kiedy oceniam czyjeś teksty, to nawet w tych beznadziejnych zawsze staram się znaleźć jakieś pozytywy, bo wiem po sobie, że jeśli ktoś nie ma pojęcia, co zrobił dobrze, to może po prostu rzucić to zajęcie. Wychodzę też z założenia, że robię to głównie dla autora, więc trenowanie na jego opowiadaniu swoich umiejętności sarkastycznych (że tak to niemalże naukowo nazwę tongue_prosty.gif) jest co najmniej nie na miejscu - chyba że to wyzłośliwianie jest w miarę serdeczne i odnosi się tylko do tekstu. Chociaż jak czytałem Twój komentarz pod tym rozdziałem "Dziczy", to raz czy dwa się zaśmiałem. ;]

Zdaję sobie sprawę, że najprawdopodobniej za bardzo się tym przejmuję. Tylko że ja nie piszę od wczoraj, nie piszę nawet od przedwczoraj (zanim zacząłem używać tego bloga do umieszczania swojej twórczości, sporo pisałem w sesjach RPG na tym forum, gdzie kładziono też jakiś nacisk na stronę literacką, choćby w tym aspekcie, że nie można było pisać wiadomości na 1-2 zdania. A kiedy prowadziłem własną sesję, to już w ogóle kobyły tworzyłem. Wcześniejszych opowiadań, a nawet prób pisania książki, nie liczę). Jeśli więc pomimo "jakiegoś tam" stażu z mojej strony ktoś daje mi do zrozumienia, że tekst jest po prostu kiepski, to sam mam uczucie, że zmarnowałem czas. Rozumiesz, o co mi chodzi? Po prostu nie chcę sytuacji, w której rzeczywiście rzucę pisanie z powodu krytyki - i nie mam tutaj na myśli liczby uwag (bo rzeczywiście bez względu na to, jak bym się starał, zawsze znajdzie się ich przynajmniej trochę), tylko właśnie formę ich wyrażania.

Link do komentarza

Zresztą - nie sztuką jest inspirować się najlepszymi, sztuką jest umieć z tych inspiracji korzystać

Nom, na razie to mi się nie wydaje, aby ten "Dworzec..." był pisany faktycznie w taki sposób. :?

Nie znam przypadków kaleczenia gramatyki, które wyglądałyby dobrze.

A ja owszem. Co prawda jest to już wyższa szkoła jazdy - aczkolwiek, z drugiej strony, Davida Webera za jakiegoś dobrego pisarza nie uważam, a jedna z jego postaci, gadająca z niewłaściwą składnią (z racji różnic ze swojego ojczystego języka), wyglądała przekonująco. Inna sprawa, że rzeczona postać w sumie generalnie wysławiała się w sposób dziwny, natomiast twój Aoi generalnie mówi poprawnie, sporadycznie robiąc błędy - przez co te błędy wyglądają po prostu na błędy, a nie manierę językową.

Zawsze też pozostają proste triki, nawet pokroju gadania w trzeciej osobie czy używania jakichś dziwnych figur retorycznych. W cyklu Bazila (książki przeciętne, ale czyta się je gładko) tytułowy bohater wyrażał się szczególnie dziwnie, jeśli o to chodzi, bowiem raz mówił poprawnie - o sobie w pierwszej osobie, a o rozmówcy w drugiej - a raz źle - o wszystkich w trzeciej osobie. W tych ostatnich przypadkach często widziałem właśnie taką dziwną figurę retoryczną - nie dość, że mówił o sobie w trzeciej osobie, to jeszcze zaczynał zdanie od "ten oto smok". Na przykład "Ba, nigdy nie byłeś dobrym kłamcą. Ten oto smok czuje od ciebie piwo".

Jeśli oddzielam od siebie takie fragmenty wyraźnie (gwiazdkami lub pustą linijką), to dlaczego nie?

Tylko że ty właśnie dokonałeś tej zmiany w ramach jednego fragmentu - nie zauważyłem, abyś poświęcił osobny podrozdział rozmowie z wodzem.

A mimo to niedługo po przeczytaniu Twoich uwag wziąłem niektóre komentarze do siebie, ponieważ odnosiły się (mniej lub bardziej bezpośrednio) właśnie do mnie, a nie już do samego tekstu.

Które na przykład?

Tylko że on, o ile dobrze zauważyłem, robi to nie tyle dla celów edukacyjnych, co rozrywkowych.

O, to nie można połączyć przyjemnego z pożytecznym? :chytry:

Kiedy oceniam czyjeś teksty, to nawet w tych beznadziejnych zawsze staram się znaleźć jakieś pozytywy

No cóż, ja mam to do siebie (co zresztą też mówiłem), że o pozytywach wspominam, gdy są naprawdę warte wzmianki, gdy coś zrobi na mnie duże wrażenie. I to niekoniecznie pod kątem stricte jakości dzieła - jak kiedyś poddawałem testom kampanie do StarCrafta, umieszczane ostatecznie na pewnym sajcie, to pisząc do autora jednej z nich, generalnie wskazywałem mu, co zrobił źle i co powinien poprawić. Ale raz mu udzieliłem pochwały - podejrzewałem go mianowicie, że przy jednej z misji dokonał w jej założeniach przeoczenia, pozwalającego "ominąć" wytyczne. Lecz gdy to sprawdziłem, okazało się, że wszystko przewidział. W mailu mu więc o tym opowiedziałem i stwierdziłem, że było mi wtedy łyso.

Poza tym, łatwiej jest po prostu mówić, co jest źle. Jeśli gdzieś błędów nie ma, to z drugiej strony trudniej ocenić, jak jest dobrze - czy tylko poprawnie, czy nieźle, czy świetnie. Dlatego zresztą z większą łatwością przychodzi mi chociażby pisanie recenzji kiepskich filmów - bo po prostu po ich rozlicznych błędach i wadach widzę, że są kiepskie.

Chociaż jak czytałem Twój komentarz pod tym rozdziałem "Dziczy", to raz czy dwa się zaśmiałem.

To pewnie przy tym kawałku z Ernestem poszukującym wdzięków Sekiry... :?

Jeśli więc pomimo "jakiegoś tam" stażu z mojej strony ktoś daje mi do zrozumienia, że tekst jest po prostu kiepski, to sam mam uczucie, że zmarnowałem czas

Oj tam, oj tam. Wiesz, że ja we własnych tekstach znajduję błędy, niezależnie od tego, ile razy przeczytam wcześniej maszynopis z ołówkiem w łapie?

Ostatnio mnie szlag po prostu trafił, bo wydrukowałem sobie nową wersję tego naszego (z HHF) cross-overa i w jednym z pierwszych rozdziałów natknąłem się na błąd, który z całkowitą pewnością wcześniej poprawiłem. W starszej wersji maszynopisu go nie ma. Skąd więc się tam wziął - nie mam pojęcia, ale po prostu myślałem, że mnie cholera weźmie. Bo to nie pierwszy taki przypadek - uroki mienia kilku kopii dokumentu na kilku komputerach.

Link do komentarza
Nom, na razie to mi się nie wydaje, aby ten "Dworzec..." był pisany faktycznie w taki sposób. :?

A co, zrzynać mam zaraz? :P Już i tak się boję, że inspiracje tą książką będą zbyt silne...

Aczkolwiek, tak jak wspomniałem, autor rzeczywiście pisał te fragmenty na innej zasadzie, ponieważ u niego nie miały one formy wstępów. Wstawiał jeden na samym początku, a kolejne już pomiędzy częściami, na które kompozycyjnie podzielił powieść (każda część składa się z kilku rozdziałów). A jeśli chodzi o podobieństwo stylu, to się nie wypowiem - jak dla mnie trzeba tę książkę po prostu przeczytać samemu. ;]

Inna sprawa, że rzeczona postać w sumie generalnie wysławiała się w sposób dziwny, natomiast twój Aoi generalnie mówi poprawnie, sporadycznie robiąc błędy - przez co te błędy wyglądają po prostu na błędy, a nie manierę językową.

O, dobry termin. Bo mnie choćby to notoryczne określanie przez avesa za pomocą zaimków, o kim teraz mówi, i przesadne akcentowanie tychże (tj. nigdy nie powie "mi", tylko "mnie") wyglądają właśnie na rodzaj maniery językowej. Z drugiej strony nie dziwię się, że mogło Ci to umknąć, bo chociażby w poprzednim rozdziale wyłapałem kilka niekonsekwencji (już poprawione).

Tylko że ty właśnie dokonałeś tej zmiany w ramach jednego fragmentu - nie zauważyłem, abyś poświęcił osobny podrozdział rozmowie z wodzem.

Co za różnica w tym wypadku?

Które na przykład?

Napiszę na PW.

O, to nie można połączyć przyjemnego z pożytecznym? :>

W sumie... można. Dlatego, jak pisałem, lubię od czasu do czasu czytać takie analizy. ;]

To pewnie przy tym kawałku z Ernestem poszukującym wdzięków Sekiry... :?

Szczerze? Nie pamiętam już.

Oj tam, oj tam. Wiesz, że ja we własnych tekstach znajduję błędy, niezależnie od tego, ile razy przeczytam wcześniej maszynopis z ołówkiem w łapie?

Ale to już jest taka dola pisarza, że można sprawdzić tekst sto razy, a i tak się okaże, że to będzie za mało. ;) Obecny rozdział "Dziczy" czytałem trzy razy, a mimo to tuż po wstawieniu na blog ciągle znajdowałem w nim nowe błędy.

No ale co innego napisać niemalże na poczekaniu coś, co pomimo drobnych błędów całkiem fajnie się czyta (chociaż może to subiektywne odczucie), a co innego spędzić nad tekstem, lekko licząc, kilkanaście godzin, a potem i tak się dowiedzieć, że jest do bani...

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...