Idzie jak krew z nosa, ale idzie. Szlifu drugiego rozdziału nie zrobiłem do dzisiaj, bo okazuje się, że za dużo kwestii jest w nim niedopracowanych, tak że przynajmniej 1/3 trzeba by po prostu napisać od nowa. Przez język angielski zaczynam zapominać, jak się pisze po polsku. Niektóre fragmenty obecnego rozdziału pisałem dosłownie wczoraj i dzisiaj. Że chaotycznie to wszystko przedstawiłem? Cóż, w obecnej sytuacji trudno mi o porządek.
Ale trzeci rozdział jest, można się cieszyć. Na dodatek zawiązuje się w nim "właściwa" fabuła, jeszcze lepiej. Betował Holy.Death, za co mu dziękuję.
I tu zła wiadomość: dalsze losy mikropowieści stoją pod znakiem zapytania. Tzn. oczywiście, że chciałbym ją dokończyć, ale nie dość, że od dwóch miesięcy nie jestem w stanie ruszyć z czwartym rozdziałem do przodu (ale jakiś czas temu nareszcie udało mi się wymyślić do niego zadowalającą mnie fabułę, więc jest jeszcze nadzieja), to jeszcze mam taki nawał pracy na studiach, iż z pisania zajmuję się teraz tylko "Dziczą", a i tak się okazuje, że to dla mnie za dużo. Dlatego będę wręcz przeszczęśliwy, jeśli uda mi się zamieścić następny fragment do czerwca.
Miłego czytania, wesołych świąt i szczęśliwego nowego kwietnia. =D
* * *
Kiedy oprowadzany przez Tkhri?kshacha patrzyłem, jak jaszczuroludzie zorganizowali się na mokradłach, i słuchałem, jakie społeczeństwa tworzą, nie mogłem wyjść z podziwu. Niegdyś dla mnie, istoty rozumnej znającej pojęcie cywilizacji z własnego doświadczenia, życie w takich warunkach było czymś nie do pomyślenia. A mimo to nie tylko dowiaduję się, iż plemię łowiecko-zbierackie jednak może ułożyć sobie dostatni byt, ale też widzę ową wspólnotę na własne oczy.
Z drugiej strony? czy to zaiste jest takie niezwykłe? Historia nie zawsze pokazywała smokowców jako istoty o rozwiniętej kulturze.
Przed dawnymi laty moja rasa rozumiała zagadnienie tradycji i obyczajowości inaczej niż tuż przed upadkiem. Przede wszystkim nie znano smoczych rycerzy. Ponadto smokowcy, mimo że używali broni, gardzili wszelkiego rodzaju pancerzem. Usprawiedliwiali to swym rodowodem; wierzyli, iż jako społeczność pochodząca od potężnych smoków, po których odziedziczyła cechy naturalne, nie potrzebują dodatkowej ochrony. Łuski nie skorodują tudzież nie będą krępowały ruchów swoim ciężarem. Społecznie akceptowane były proste elementy, stanowiące jeno ozdobę, zaś eksponowanie zbroi o pewnej wartości bojowej oznaczało ?tchórzostwo?.
Wszelako to się zmieniło po wojnach, które dawno, dawno temu smokowcy toczyli z ludźmi. Nie wchodząc w szczegóły, mieli przewagę siły i umiejętności, lecz przez liczebność wroga zostali nieomal doprowadzeni na skraj zagłady. Zmuszeni do kapitulacji, przestali upatrywać wzorca w barbarzyństwie. Część kultury ludzkiej Iklestria przyjęła mniej lub bardziej świadomie. Pod jej wpływem powstał stan smokorycerski.
Ale nawet pomimo tego nie wyplenili się smokowcy uznający jeno stary porządek rzeczy. Rzekłbym wręcz, iż te poglądy nie wymarły nawet wraz z upadkiem mego królestwa.
Nie ukrywam, że nie znoszę tego odłamu ? zawsze kojarzył mi się z czymś prymitywnym. Patrzę na niego jako smoczy rycerz, który oddaje cześć swej zbroi, nie jako historyk starający się zachować obiektywizm. Jednakże i ja ? tak jak niegdyś wszyscy moi pobratymcy ? pozostaję potomkiem smoków. Nie odcinam się od tego i sam traktuję te istoty z szacunkiem.
Może stąd wynika moja sympatia do jaszczurów? Z wiedzy, iż niegdyś mój lud też wyznawał zacofaną filozofię? To byłoby jednak niewłaściwe. Lubię to plemię choćby dlatego, iż teraz sam doskonale wiem, że przetrwanie w takich warunkach jest możliwe, przeto mogę znaleźć z nim wspólny język.
To jednak nie oznacza, iż będę tolerował wszelkie pomysły dotyczące mego położenia. Wszystko ma swoje granice.
III
? Nie będę polował wraz z wami.
Aoi spojrzał na Kalderana z zaskoczeniem.
? Dlaczego? Bracie przestworzy?
Smoczy rycerz uważnie zmierzył przyjaciela wzrokiem, a po chwili pokręcił głową.
? Ja nie rozumiem ? ciągnął aves. ? My przylecieliśmy tutaj, by złowić zwierzynę. Jaszczurzy zwierzowie chcą to zrobić dla nas, ale my możemy im pomóc. My mamy czas.
? Przeto ruszaj beze mnie ? odparł smokowiec, zakładając ręce na piersi ze zniecierpliwienia.
? Ty nie chcesz zrobić im przyjemności? Ty jesteś ich prawdziwym gościem. Gdyby nie ty, ja zginąłbym jak intruz. Oni potrzebują ciebie.
? Nie potrzebują mnie do niczego! ? Kalderan gwałtownie odwrócił się profilem do Aoiego.
Ptakoczłek zamrugał szybko z otwartym dziobem.
? Dlaczego ty nie chcesz iść?
Półsmok wziął głęboki oddech.
? Czuję? ? Urwał, wpatrując się w ptaki siedzące niedaleko na drzewach. W końcu odparł niepewnym tonem: ? Nie powinienem.
Aves, zirytowany postawą przyjaciela, wydał z siebie jastrzębi okrzyk.
? Ale dlaczego?!
Kalderan miał problemy z wybrnięciem z tej sytuacji, ponieważ naprawdę nie chciał iść na polowanie wraz z jaszczuroludźmi. Lecąc wcześniej w stronę mokradeł, nie tak wyobrażał sobie to spotkanie. Spędziwszy większość czasu swojej tułaczki samotnie, przyzwyczaił się do takiego trybu życia, w którym jest zależny wyłącznie od siebie. Jak miałby polować wspólnie z kimś, kogo na dobrą sprawę nie znał?
Niemniej na zadane mu pytanie gorączkowo szukał odpowiedzi ? nie chciał po prostu oznajmić, że zostaje, bo nie przepada za cudzym towarzystwem. Rozpatrywał to szybko: jak powinien postąpić jako smoczy rycerz, na ile warte są rady Drenzoka, co ma uczynić, żeby nie zawieść Aoiego, w jaki sposób pomyślą o nim jaszczurowie. Jak sam będzie się czuł, jeśli odmówi, i co zyska, kiedy ruszy wraz z avesem.
Znalazło się tu dużo kwestii do przemyślenia. Za dużo. Dlatego gdy Kalderan rozważał je wszystkie naraz, tylko czuł się coraz bardziej wściekły. To sprawiło, że ostatecznie warknął przeciągle na ptakoczłeka.
Aoi zaskrzeczał gniewnie.
? Co ty więc niby chcesz robić w tym czasie? Ty pomyśl, Kalderan!
? Nie mam obowiązku z czegokolwiek się tłumaczyć ? odparł smoczy rycerz grobowym tonem.
Aves wpatrywał się osłupiony w brata przestworzy.
? Ty nie mówisz poważnie. Na naturę, ty masz za nic mnie i jaszczurów? Ja powiem coś tobie! Ty?
Nagle krzaki niedaleko zaszeleściły, poruszone przez nadchodzącego jaszczuroczłeka. Kalderan i Aoi odwrócili się w jego stronę jak na komendę. Gad pomruczał parę razy, unosząc dzidę ? najwyraźniej na znak, że już ruszają.
Ptakoczłek spojrzał jeszcze raz na półsmoka. Smoczy rycerz przybrał jednak surowe oblicze, świadczące o tym, że nie zmieni zdania.
? Ty rób, co chcesz ? rzekł Aoi zrezygnowany, po czym dołączył do jaszczura. Smokowiec został sam.
Jeszcze niedługo po kłótni Kalderan zastanawiał się, czy podjął właściwą decyzję. Aby zostać w obozowisku, musiał potraktować Aoiego obcesowo; nie wiedział też, ile w ten sposób mógł stracić w oczach jaszczuroludzi. Gdyby się na niego gniewali ? bo aves na pewno nie był zadowolony ? to mieli do tego prawo. Ugościli smoczego rycerza, a on ich zignorował.
Półsmok jednak szybko uspokoił myśli. Usprawiedliwił się tym, że nikt nie może go zmuszać do robienia czegoś, czego nie chce, pod co podpadało właśnie polowanie wspólnie z plemieniem, na które smokowiec natknął się częściowo przez przypadek. A stosunek jaszczurów? Nie zmieni się. Kalderan był u nich gościem honorowym, traktowanym z nabożną czcią ze względu na swoją ?legendarność? ? w końcu pochodził z rasy w zasadzie wymarłej. To do obowiązków gospodarza należało godziwe przyjęcie takiej osoby, zapewniając chociażby odpowiednie jadło, w czym smokowiec mógł pomóc, ale nie musiał. Aoi powinien wręcz przeprosić przyjaciela za to, że naruszył jego wolność wyboru.
Polować wspólnie z avesem? Oczywiście, smoczemu rycerzowi na tym zależało. Ale tylko z nim, z nikim innym.
Wtedy jednak półsmok znowu pomyślał o drugiej stronie medalu i przez to wściekł się tak bardzo, że z trudem się powstrzymał od zaryczenia.
W obozie zostało już bardzo niewielu jaszczuroludzi, dlatego Kalderan, aby skierować uwagę gdzie indziej, postanowił wykorzystać wolny czas i rozejrzeć się po okolicy. Gady najwyraźniej wolały na ogół mieszkać pod gołym niebem, ponieważ rozstawiono w nieco płytszych miejscach zaledwie kilka namiotów zrobionych ze skór, a i te były małe i prymitywne. Za chwilę smokowiec zainteresował się samymi jaszczurami.
W tej chwili w obozowisku znajdowało się kilka samic, wyróżniających się subtelniej zarysowanymi pyskami, zaledwie symbolicznymi kolcami na grzbietach i jaśniejszą barwą łusek. Wszystkie opiekowały się pisklakami ? małymi jaszczuroludźmi, którzy musieli jeszcze podrosnąć przed wyruszeniem na pierwsze łowy. Matki trzymały ich w rękach i karmiły, pokazywały im proste wyroby rzemieślnicze lub wyprowadzały na krótkie spacery niedaleko obozu.
To, co Kalderan zobaczył, przypomniało mu o samicach jego własnej społeczności. Smokowczyce postrzegane były najczęściej jako gospodynie domowe, do zadań których należała między innymi opieka nad dziećmi. Jednocześnie miały być bezwzględnie posłuszne swoim ojcom lub mężom. Z drugiej strony część z nich wyłamywała się z tego schematu ? w paru rejonach Iklestrii widok samicy wykonującej swoją profesję nie należał do rzadkości. Podobno niektóre wiodły nawet żywot wojownika ? bynajmniej nie smoczego rycerza ? ale w ciągu całej swojej bytności w rodzimym królestwie półsmok nie spotkał ani jednej samicy pasującej do tego opisu. Chyba że w plemionach barbarzyńskich, gdzie miały prawa równe samcom.
Po chwili Kalderan przyłapał się na tym, że myśli o smokowcach nie jako mężczyznach i kobietach, tylko jako samcach i samicach. Westchnął.
?Już za długo żyję z dala od cywilizacji?.
Nagle zauważył wyłaniających się z zarośli sześciu jaszczurów, zdecydowanie samców. Wyglądali na bardzo przybitych. Smoczy rycerz skonstatował, że są to ci sami, którzy zaatakowali jego i Aoiego. Dziwił się, iż nie wyruszyli wraz z innymi na polowanie, ale nie dociekał powodu.
Minął zaledwie moment, zanim ci jaszczuroludzie spojrzeli na Kalderana. Nie był to jednak wzrok pogardy, lecz skruchy ? smokowiec nie wyczuwał tutaj fałszu. Kiedy zaś smoczy rycerz spostrzegł, że wszystkie samice i dzieci również wpatrują się w niego, wszedł głębiej między drzewa, znikając im z oczu.
Niedługo potem półsmok odnalazł kamień, który zwrócił uwagę Aoiego, kiedy Tkhri?kshach oprowadzał ich po mokradłach. Podszedł do niego leniwym krokiem i zaczął oglądać.
?Przed tym, kto najskrytsze chowa w sobie pragnienie, otworzy się portal, który przeniesie go tam, gdzie będzie w stanie je spełnić? ? rzekł wtedy szaman. Kalderan westchnął. Czyż jego pragnienie nie było bardzo głębokie?
Jednak smokowiec nawet nie wiedział, jak sprawić, żeby moc kamienia zadziałała, dlatego tylko pogrążył się w myślach. I nagle uniósł głowę, usłyszawszy szelest krzaków niedaleko. Odwróciwszy się w stronę źródła, zobaczył wodza plemienia, Ssekh?tshkę. Nie ukrywał zaskoczenia. Jaszczuroludzie ruszyli przecież na polowanie, więc co on robił tutaj?
? Kald?ran ? odezwał się wódz swoim ledwo zrozumiałym, zwierzęcym charkotem. ? Nie udałeś się wraz ze ssswoim? przyjacielem i moim plemieniem na łowy?
Kalderan nie odpowiedział. Nie chciał się tłumaczyć Aoiemu, jaszczurowi więc tym bardziej nie zamierzał.
? Zresztą? to nawet lepiej. Z nieba mi sssspadasz. Zechcesz może siebie? użyczyć na chwilę?
Ponieważ prośba ta padła od bardzo ważnego członka plemienia, smoczy rycerz na początku chciał się zgodzić. Zaraz jednak odezwała się w nim podejrzliwość.
? Do czego mam ci posłużyć, wodzu jaszczurów? ? zapytał spokojnie.
Ssekh?tshka wydał pomruk, kręcąc delikatnie głową.
? Legendarny kuzynie ssssmoków? Nie zajmę ci wiele? czasssu. Muszę? uszanować cię jako ssswojego gościa.
? Nie odpowiadasz na moje pytanie, wodzu jaszczurów. Czego ode mnie oczekujesz?
Wódz znowu ociągał się przez chwilę z odpowiedzią. W końcu rzekł:
? Porozmawiać. Tylko tyle. Ale musimy? na ossssobności.
?Jesteśmy na osobności? ? pomyślał Kalderan. Zamiast tego spytał:
? Co robisz z dala od swych pobratymców?
? Czy to jesssst ważne? ? odparł Ssekh?tshka, nieco już rozdrażniony. ? Karałem tych, którzy śmieli sssprawić ci tyle? nieprzyjemności. Nie poszedłem również na łowy, gdyż zamierzałem poświęcić więcej? czassssu na medytację. Czy zechcesz iść ze mną? czy mam się oddalić?
Smokowiec przez cały czas nie mógł się pozbyć złych przeczuć, mimo że wyjaśnienia wodza zdawały mu się wiarygodne. Mógł albo zostać tam, gdzie był, i tym samym go urazić, albo pójść z nim i dowiedzieć się, czego chce. Tymczasem Ssekh?tshka stał, wyraźnie oczekując decyzji półsmoka. Z oczu jaszczura Kalderan wyczytał dumę i zarazem nadzieję. To przeważyło.
Smoczy rycerz skinął głową na Ssekh?tshkę, po czym obaj poszli na stronę.
Egzotyczne ptaki podrywały się do lotu, widząc jaszczura i smokowca idących po mokrej ziemi ? tego pierwszego podążającego krokiem wprawnego koczownika i tego drugiego dość niezdarnie brodzącego po płytkiej wodzie. Jak się okazało niewiele później, wódz poprowadził Kalderana do tej części mokradeł, w której drzewa rosły rzadziej.
Ssekh?tshka odwrócił się w stronę półsmoka, po czym odchrząknął flegmatycznie.
? Kald?ran? Moje plemię sssstara się? dobrze cię ugościć. Czy podoba ci się tutaj?
Smokowca zdziwiło to pytanie. Był tu jak na razie bardzo krótko, więc co miało mu się nie podobać?
? Przewodzę? naszym plemieniem ? ciągnął Ssekh?tshka, nie doczekawszy się odpowiedzi. ? Nie zdarza się? żebyśmy gościli legendarnego kuzyna sssmoków? a właściwie nigdy. Bracia i siossstry ruszyli na łowy również po to, byście ty i kuzyn ptaków mogli zossstać przez nassss? godnie powitani.
Im więcej wódz mówił, tym bardziej zbliżał się do Kalderana. Choć szedł bardzo powoli, smoczy rycerz widział jego ruchy wyraźnie. Półsmok przygotowywał się na najgorsze, choć o tym, co może się stać, mówiło mu tylko przeczucie. Nadal milczał, co zdawało się drażnić jaszczuroczłeka.
? Nic nie powiesz, Kald?ran? Chcę wiedzieć, czy witamy cię godnie, a ty milczysz? Więc tak traktujesz mnie i naszą? szczodrość? Czy coś ci nie odpowiada?
Ssekh?tshka znalazł się już przy Kalderanie. Smokowiec zaczął czuć pewne wyrzuty sumienia, odmawiając odpowiedzi komuś tak szanowanemu, ale nawet w najlepszym razie pojawiały się one gdzieś w tle, wypierane przez złe przeczucia.
Smoczy rycerz nagle spojrzał niżej, w bok. Wódz przygotował dłoń jakby do ataku.
Jaszczur uderzył, ale Kalderan był szybszy: złapał go za rękę. Siłowali się przez chwilę, co półsmok wykorzystał, by spojrzeć przeciwnikowi w oczy. Dostrzegł w nich mieszaninę chłodu i? podniecenia?
Smokowiec odepchnął Ssekh?tshkę do tyłu. Powstrzymało go to zaledwie na moment, ponieważ zaraz natarł znowu ? smoczy rycerz jednak odwrócił się i uderzył wodza ogonem w bok. Jaszczur upadł z sykiem na ziemię. Podniósł się szybko, ale wstrzymywał się z kolejnym atakiem, przebierając nogami przed Kalderanem i taksując go wzrokiem. Półsmok zaś był skupiony. Nie myślał o wrogu ani o podstępie, którego ten chciał się dopuścić, tylko o walce.
Ssekh?tshka wydał pomruk agresji, po czym zgiął nogi i poruszywszy ogonem, skoczył na półsmoka. Kalderan nie spodziewał się tego ruchu, ale i tak przyjął rękami gardę. Jaszczur wylądował na nim, zadrapując mu policzek. W tej samej chwili smokowiec zrzucił go z siebie.
Z rany ciekła znikoma strużka krwi, więc to nie było nic, co wpłynęłoby na kondycję Kalderana. Wódz znów nie ruszał od razu do ataku. Smokowiec zauważył, że on wręcz się cofa ? przyjął jednak, że to tylko wstęp do kolejnego natarcia.
? Nie atakujesz? ? zachęcał Ssekh?tshka. ? Nie martw się, Kald?ran? Nie zabiję cię.
Smoczy rycerz zawarczał przeciągle, ponieważ zirytowały go te absurdalne słowa. ?Najpierw mnie atakujesz, a teraz oświadczasz, że nie zabijesz? W co pogrywasz, wodzu jaszczurów??.
Widząc, że jaszczuroczłek nadal idzie do tyłu, Kalderan postąpił dwa kroki naprzód. Przy drugim jednak poczuł się? bardziej ociężały. Nie spuszczał Ssekh?tshki z oczu, ale odniósł wrażenie, że wzrok zamazał mu się na chwilę. Pokręcił głową gwałtownie. Ponownie chciał spojrzeć na przeciwnika, ale okazało się, że miał problemy. Było ich dwóch? Nie, tylko jeden. Przez to za późno zauważył, że wódz ponownie naciera na niego. Kiedy został zadrapany w ramię, a po chwili też w szyję, jego reakcje przytłumiły się jeszcze bardziej.
Kalderan usłyszał najpierw przeciągły świst, a potem głośne bicie serca. Czuł, jak zmysły tępią mu się coraz mocniej. Nie zauważył, kiedy opadł kolanem na mokrą ziemię.
? Nie zabiję cię, Kald?ran ? powtórzył Ssekh?tshka. ? Trucizna to zrobi.
Smoczy rycerz nie stracił jeszcze jasności umysłu. Zadrapania, jego stan? Słowa wodza tylko utwierdziły półsmoka w przekonaniu, że znalazł się w fatalnej sytuacji.
Smokowiec próbował wstać i podejść do wroga, ale jedyna próba, jakiej się podjął, skończyła się tym, że znowu opadł gwałtownie na kolano. Skonstatował też, że ma problemy z zachowaniem nawet tej pozycji.
? Dlaczego??
Ssekh?tshka spojrzał na Kalderana wzrokiem, z którego ten nie był już w stanie odczytać kompletnie nic, tak widok mu się rozmazywał.
? Będziesz mi? potrzebny. Nim trucizna cię uśmierci? uzyssskam?
Następnych słów smoczy rycerz już nie usłyszał.
Aoi wracał wraz z plemieniem jaszczuroludzi z nieco przedłużonego, ale udanego polowania. Gady niosły cztery pnie z przywiązanymi do nich zwierzętami: dwoma jeleniami bagiennymi i taką samą liczbą egzotycznych futrzanych okazów, które avesowi przypominały skrzyżowanie tygrysa z niedźwiedziem. Ptakoczłek miał jeszcze problemy z rozróżnieniem poszczególnych członków jaszczurzej społeczności, ale nawet mimo to wydawało mu się, że paru zabrakło. Tkhri?kshach udał się na łowy wraz z pobratymcami, dlatego Aoi podzielił się z nim swoimi wątpliwościami. Szaman wyjaśnił mu, że ci, którzy zaatakowali jego i Kalderana, musieli zostać ukarani przez wodza pozostaniem w obozowisku. Taki osąd wynikał stąd, iż jednym z największych zaszczytów dla gada było uczestnictwo razem ze współplemieńcami w polowaniach ? odebranie tej możliwości utrudniało wspięcie się wyżej w hierarchii społecznej. Ptakoczłek wtedy zauważył, że Ssekh?tshka również nie jest obecny, co Tkhri?kshach tłumaczył tym, iż ostatnio często zostaje w obozie, chcąc poświęcić więcej czasu na medytację. Sam szaman ruszył wraz z jaszczurami na polowanie, ponieważ mimo swojej inności ? oczywistej z racji jego profesji ? czuł się ich towarzyszem, w przeciwieństwie do duchowych mediów niektórych plemion, którzy woleli samotność.
Aves pokonywał całą drogę, lecąc. Na początku nie odstawał od gadów, ale z czasem wysunął się nieco naprzód. Chciał pobyć sam z myślami. Jego umiejętności bez wątpienia pomogły plemieniu, z czego bardzo się cieszył, ale w tej chwili co innego zaprzątało mu głowę.
Kalderan zachowywał się dziwnie. Zgodził się z Aoim ? choć nie bez oporów ? żeby polecieć tutaj na polowanie, a gdy trafiła im się okazja na złowienie zwierzyny i przy tym na to, by pomóc jaszczurom, nagle zmienił zdanie. Najbardziej jednak zastanawiał avesa fakt, że to nie pierwszy przypadek tego rodzaju. Kiedy obaj mieli lecieć dokądś razem, to smokowiec najczęściej osobiście wybierał dokąd, a ptakoczłek, jako że nie był panem gniazda, w którym mieszkali, zawsze podporządkowywał się jego decyzjom, nawet jeśli uważał za lepsze to, co sam zaproponował. Odnosił wrażenie, że brat przestworzy chce w ten sposób podkreślić swoją indywidualność. Smokokrwisty przeżył przeszło dwanaście topnień w samotni, przez którą musiało mocno rozwinąć się u niego przekonanie, że jest zależny tylko od siebie. Nie mógł więc wiedzieć ? albo mógł zapomnieć ? co to znaczy żyć w czyimś towarzystwie, nie wspominając już o całej społeczności. Aoi po części rozumiał takie postępowanie, ale nadal był zły na Kalderana za to, jak potraktował jego i jaszczurów, którzy robili, co w ich mocy, aby został właściwie ugoszczony. Ostatecznie jednak aves postanowił nie zaprzątać sobie tym głowy i obiecał sobie, że gdy tylko spotka się z przyjacielem w cztery oczy, porozmawia z nim.
Na koniec tylko Aoi zastanowił się jeszcze, czy może po prostu brat przestworzy nie miał jakiegoś celu, za którym chciał udać się do mokradeł. Szybko jednak pokręcił głową, uznając to za niedorzeczne.
Droga powrotna do obozowiska obywała się na razie bez niespodzianek. Jaszczurowie szli powoli, ale każdy ich krok wyglądał na dobrze wymierzony, tak że żaden nie zapadał się nagle w wodę. Aoi był pełen podziwu dla ich umiejętności, ponieważ wiedział, że dla niego poruszanie się pieszo po bagiennej ziemi stanowiłoby katorgę. Ale od czego miał skrzydła?
Nagle jeden z jaszczuroludzi syknął głośno. Trzymając pysk otwarty, jak gdyby ogarnęła go zgroza, wskazywał coś ponad paprociami. Większość plemienia podeszła, żeby zobaczyć, co się stało. Aoi również podleciał. Kiedy jednak zauważył, co tak zainteresowało gady, sam zaskrzeczał z przerażenia.
To Kalderan leżał na mokrej ziemi nieruchomy.
Tłum jaszczurów zebrał się wokół smokowca, zostawiając trochę przestrzeni dzielącej ich od niego; przepuścili bliżej wyłącznie Tkhri?kshacha. Szaman pozwolił towarzyszyć sobie tylko Aoiemu, który podleciał niemal błyskawicznie. Brat przestworzy leżał na brzuchu ze szczęką odrobinę zanurzoną w wodzie. Aves ukucnął przy nim, lustrując ciało uważnie. Zauważył po chwili zadrapania na policzkach.
Tkhri?kshach zbliżył pysk do rany i ją powąchał. Po chwili otworzył szeroko oczy, wciąż jednak prezentując surowe oblicze. Jeśli czuł strach, nie dawał tego po sobie poznać. Pomruczał głośno do swoich pobratymców, a ci odpowiedzieli mu z przejęciem.
? Co to jest? ? zapytał Aoi.
? Kalderan został otruty, kuzynie ptaków ? odparł szaman.
Ptakoczłek zastygł z otwartym dziobem, wstrząśnięty tą wieścią.
? Czy? czy brat przestworzy? ? wydukał, ale Tkhri?kshach przerwał mu, szeleszcząc coś do jaszczurów. Jeden z nich, wyszedłszy z tłumu, stanął od strony szamana oraz avesa i wraz z tym pierwszym zaczął poruszać Kalderanem. Kiedy Aoi pojął, że chcą przewrócić go na plecy, sam też postanowił pomóc. Chociaż przygnietli nieco lewe skrzydło i ogon, udało im się to bez większych problemów. Ptakoczłek zadrżał ? ślady po pazurach znajdowały się też na lewym ramieniu i szyi półsmoka.
Tkhri?kshach odprawił jaszczura, który mu pomógł, po czym przyłożył pozbawione małżowiny ucho do zbroi łuskowej noszonej przez smoczego rycerza, tam gdzie ten miał serce. Zaraz potem otworzył mu paszczę, osłuchując go również i tam. Kiedy puścił głowę, ta bezwładnie opadła na bok.
? Jest tylko nieprzytomny ? rzekł do Aoiego. ? Ale grozi mu śmierć, jeśli go nie uzdrowimy.
Ptakoczłek kiwnął powoli głową.
W tym momencie wszyscy usłyszeli głośny syk. Kiedy odwrócili się w kierunku jego źródła, ujrzeli Ssekh?tshkę.
Jaszczurowie rozstąpili się, chcąc przepuścić wodza, dzięki czemu ten podszedł szybko, wręcz w podskokach, do Kalderana, przy którym zaczął wydawać przeciągłe dźwięki. Aoi odczytywał je jako wyraz rozpaczy. Moment później gad zbliżył się do Tkhri?kshacha, mówiąc coś napastliwym tonem. Szaman odpowiedział mu spokojnie. Wódz popatrzył na niego przez dłuższą chwilę, po czym odwrócił się do tłumu jaszczuroludzi i przemówił gniewnie. Plemię było oburzone. W końcu Ssekh?tshka przerwał tę plątaninę krzyków i rzekł do pobratymców stanowczo. Kiedy skończył, Tkhri?kshach odezwał się ponownie, nie okazując po sobie poruszenia sytuacją. Zapewne tłumaczył coś wodzowi. Jaszczur wydał pomruk zamyślenia, po czym znów zwrócił się do plemienia. Zakończywszy swoją przemowę przerażającym sykiem, odszedł w stronę, z której przyszedł. Wówczas wyłoniło się z tłumu trzech jaszczuroludzi, którzy podeszli do Kalderana, wzięli go ? jeden za nogi, drugi za głowę, a trzeci podtrzymywał od spodu, żeby ogon i skrzydła nie ocierały się o ziemię ? i zaczęli nieść.
Większość plemienia udała się za Ssekh?tshką, a Tkhri?kshach wraz z jaszczurami, którzy dźwigali upolowaną zwierzynę oraz Kalderana, ruszył dalej w stronę obozu. Aoi szedł obok szamana, próbując opanować roztrzęsienie.
? O czym wy mówiliście? ? zapytał w końcu.
? Nasz wódz zwołuje spotkanie całego plemienia ? odrzekł jaszczur. ? Winnym zatrucia legendarnego kuzyna smoków musi być jeden z naszych pobratymców, którzy nie udali się z nami na polowanie. Chciałem, żebyśmy najpierw przenieśli go do obozu, aby się nim zająć. Jaszczurowie mogą później iść, ale ja muszę przy nim zostać.
? Wódz waszych zwierzów też nie był na łowach ? zauważył Aoi. ? Chce on to tak osądzać?
? Nie wyciągaj pochopnych wniosków, szczególnie w stosunku do naszego wodza. ? Ptakoczłek miał wrażenie, że w głosie szamana wyczuł nutkę groźby. ? U nas to on decyduje o wszystkim. Jeżeli stwierdzi, iż jeden z jaszczurów jest winien, tak właśnie będzie.
Aves pokręcił głową z niedowierzaniem. Zresztą nie tylko to wydawało mu się głupie.
? Na naturę? Wy będziecie wybierać winnego, a nie pomagać bratu przestworzy?
? Jak już powiedziałem, zajmiemy się twoim przyjacielem. Ale niestety nie znam rodzaju trucizny, która pozbawiła go przytomności. Muszę wezwać duchy przodków, aby zdobyć wiedzę o tym, co to za zatrucie i jak możemy mu zaradzić. I jeśli przodkowie pozwolą, dowiedzieć się również, kto śmiał się tego dopuścić.
? Czy to długo tobie zajmie?
? Nie potrafię powiedzieć, kuzynie ptaków. Nikt nie wie, jakie są wyroki duchów, a ja muszę udać się w świat astralny, by je poznać. A czy zechcą podzielić się nimi ze mną, nie mam pojęcia.
Żadna z odpowiedzi udzielonych przez jaszczura nie uspokoiła Aoiego ? nadal był podenerwowany całą sytuacją. Jego przyjaciel miał wkrótce umrzeć, a wódz zamiast tego wolał osądzać jaszczuroludzi. Jedyną nadzieję stanowił Tkhri?kshach, ale ile miałby trwać jego kontakt z duchami? Zapewne bardzo długo, jeśli wierzyć opowieściom, jakie aves słyszał o szamanach.
A Kalderan zdążyłby do tego czasu zemrzeć. Brat przestworzy, który przygarnął ptakoczłeka do siebie, kiedy ten nie potrafił się podziać bez Sariny. W momencie, gdy przestał już liczyć na cokolwiek. Teraz następna bliska mu osoba mogła odejść. Aoi nie chciał więc stać bezczynnie; problem w tym, że kompletnie nie wiedział, co robić. I właśnie tego nie mógł znieść coraz bardziej.
Wówczas aves wpadł na pewien pomysł. Przypomniało mu się coś, co pokazał Tkhri?kshach, oprowadzając jego i Kalderana po mokradłach.
? Szamanie. Ja muszę użyć mocy waszego kamienia.
Szaman momentalnie obdarzył Aoiego krzywym spojrzeniem.
? Czy chodzi ci o?
? Tak, o to mnie chodzi! ? uniósł się ptakoczłek. ? O kamień, który może przenieść mnie tam, gdzie ja chcę.
? Nie bądź głupcem, kuzynie ptaków ? rzekł Tkhri?kshach z emfazą. ? Jaszczurowie, którzy tego próbowali, przepadli na zawsze. Może cię spotkać to samo, co ich.
? Lepsze będzie to niż patrzeć, jak brat przestworzy umiera. Szamanie gadzich zwierzów, ja nie mogę jego zostawić. Nie jego.
Szaman popatrzył na Aoiego. Aves odczytał w jego mimice zrezygnowanie.
? Rozumiem, że jesteś twardy w swoim postanowieniu, Aoi. Tylko że ja nie mogę z tobą iść. Kiedy tylko zostawimy potomka smoków w obozie, muszę natychmiast zacząć odprawiać rytuał.
? Ty więc powiedz mnie tylko, co ja muszę zrobić, by użyć mocy tego kamienia. Ja go znajdę.
? Musisz? ? Tkhri?kshach zawiesił głos na chwilę. ? Musisz mieć bardzo, bardzo silne pragnienie. Nie może być ono zagłuszone czymkolwiek innym. Tylko wtedy portal otworzy się przed tobą i tylko wtedy przeniesie cię tam, gdzie zechcesz. Tak głoszą podania wiążące się z tym kamieniem. Ile jest w tym prawdy, musisz sam to sprawdzić.
Ptakoczłek kiwnął głową.
? Więc ja lecę. ? Po czym rozłożył skrzydłoręce i poleciał w stronę kamienia.
Lot trwał najwyżej minutę, jeśli nie mniej ? Aoi miał doskonałe wyczucie kierunku w lasach, dlatego szybko się nauczył odnajdywać też na mokradłach. Aves przeleciał obok niewielkiego stawu, niedaleko którego stał spory głaz. Zobaczył na nim ten sam wzór co wtedy, co znaczyło, że był już na miejscu. Wylądował przed kamieniem.
Przypomniał sobie słowa szamana. Musiał mieć bardzo silne pragnienie, tak silne, że nie mogło się liczyć dla niego nic innego. Nie przejmował się tym, że po jego poprzednikach, którym udało się skorzystać z mocy głazu, zaginął słuch. Jeżeli miał pomóc przyjacielowi, to tylko w taki sposób.
To, czego pragnął ptakoczłek, było proste: chciał uratować życie Kalderanowi. Właśnie to nim powodowało, tak że nie myślał o niczym innym.
Ale nic się nie działo.
Aves nie rozumiał. Co jeszcze musiał zrobić? Pomyślał przecież o bracie przestworzy, który mógł zginąć przez jednego z jaszczuroludzi. Nie chciał decydować, kto zawinił, tylko zrobić coś z tym, co już się stało.
Lecz podenerwowanie sprawiło, że nie zauważył od razu jednego: jego pragnienie było zbyt ogólne. Dlatego kamień nie mógł go nigdzie przenieść. Kiedy w końcu dotarło to do Aoiego, spróbował on pomyśleć o swoim życzeniu inaczej.
Kalderan został otruty. Ptakoczłek zapragnął więc znaleźć kogoś, kto zna rodzaj trucizny, pod wpływem której znalazł się jego przyjaciel, i będzie w stanie go wyleczyć.
Przez chwilę nic się nie działo, ale Aoi nadal utrzymywał swoje życzenie. I ten czas został mu wynagrodzony ? nagle obok avesa pojawił się owalny portal, za którym dało się dostrzec tylko bardzo niewyraźne obrazy w odcieniach czerni i granatu. Był sporych rozmiarów, tak że ptakoczłek mógł się w nim pomieścić bez problemu.
Pragnąc znaleźć kogoś, kto zna się bardzo dobrze na truciznach, Aoi wskoczył do środka.
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze