Cyfrowe legendy zachodu
Dziki Zachód to temat wyjątkowo wdzięczny i plastyczny. Tak bardzo, że doczekał się własnego gatunku w kinematografii.
Klasyczny motyw walki dobra ze złem, wyjątkowy okres w historii, krajobrazy prerii.
To właśnie z tego gatunku wywodzi się wielu wielkich aktorów i doczekał się licznych reprezentantów na szczycie listy IMDb100.
A mimo to, jeśli chodzi o gry, dobrych westernów jest jak na lekarstwo. Jeśli porównać ich ilość do gier osadzonych w realiach drugiej wojny światowej, to jest ich ułamek. Na szczęście jakość rekompensuje ilość. Tak to już bowiem jest, że przeważnie gdy wychodzi gra o dzikim zachodzie, to z miejsca staje się hitem. Tym bardziej zastanawia więc, czemu tak mało firm decyduje się na tego typu produkcje
Desperados
W zasadzie pierwszą grą o dzikim zachodzie był Gun.Smoke (1985), ale to właśnie Desperados: Wanted Dead or Alive z 2001 zaczął dobrą passę gier spod znaku rewolweru i sombrero. Głównym bohaterem gry jest - jakżeby inaczej - rewolwerowiec, John Cooper, który przemierza Nowy Meksyk w poszukiwaniu sławy i złota. Gra nie jest jednak shooterem (który chyba najlepiej pasuje do tego settingu) a RTSem w stylu Commandos. Mamy więc sześciu bohaterów - John, Doc, Sam, Sanchez, Kate i Mia, każdy dysponujący innymi umiejętnościami, których wykorzystanie jest konieczne do przejścia fabuły. Rozgrywka składała się z dużej ilości planowania i jeszcze większej wczytywania; Dobre oko i szybka ręka nie dawały żadnej przewagi. A jednak przykuwała na długie godziny klimatem i całkiem niezłą, jak na owe czasy, oprawą. Paradoksalnie sequel, już w formie klasycznego shootera, nie powtórzył sukcesu oryginału.
Call of Juarez
Zdania co do serii Call of Juarez są podzielone - jedni uważają pierwszą część za polskiego HL2 na dzikim zachodzie, dla innych to crap, z którego jakimś cudem wyciągnięto świetną drugą część. Jedno jest pewne - Marka CoJ rozsławiła polski przemysł gier na cały świat.
Głównymi bohaterami gry są Billy, młody meksykanin poszukujący słynnego skarbu Juareza i Ray McCall, ścigający go były bandyta i kaznodzieja. Historię poznajemy naprzemiennie, grając raz Billym, raz Rayem. Ten pierwszy używa głównie bicza i łuku, a jego etapy oparte są głównie na skradaniu. Ray zaś to typowy rewolwerowiec - większość problemów rozwiązuje dobywając swoich rewolwerów. W grze zastosowany ciekawy bullet time, w którym mamy na ekranie dwa celowniki (bo i klamki były dwie), które odpalaliśmy obydwoma przyciskami myszy.
Więzy Krwi natomiast opowiadają o młodości Raya, gdy razem z braćmi zdezerterował z wojska (walczyli po stronie Konfederacji) aby ścigać Juareza za zabicie rodziny. Gra była dużo bardziej zaawansowana technologicznie, została także wydana na konsole, ale brakowało jej oryginalności pierwszej części.
Z obowiązku wspomnę jeszcze o trzeciej części, która w jakiś sposób wiąże się z serią, ale opowiada już o czasach współczesnych i jest takim crapem, że wstyd o niej mówić.
Gun
Gun to typowe shooterowe mięcho wsadzone w zachodnie stany Ameryki pod koniec dziewiętnastego wieku. Gra była co prawda z założenia sandboxem, ale ubóstwo misji, prosty świat i krótka kampania sprawiły, że grało się w nią jak w typowe shootera. Jeśli oczywiście za 'typowego' uznamy takiego, w którym mnóstwo jest flaków i krwi. Gun przodował bowiem w efektownych wymianach ognia i dużej brutalności, której kwintesencją była opcja skalpowania rannych przeciwników. Z takim skalpem nie mogliśmy nic zrobić, funkcja istniała więc wyłącznie dla zboczonej przyjemności graczy.
RDR
Gun po części wzorował się na Red Dead Revolver, pierwszej części "GTA na dzikim zachodzie". Ale dopiero druga część serii od R* - Red Dead Redemption - zyskała sławę najlepszego sandboxa na Dzikim Zachodzie. Bo i ma wszystko to, co charakteryzuje najlepsze tytuły z serii o kradzieży samochodów - rozległy świat, bogaty w misje i wyzwania, bogactwo różnych mechanik rozgrywki i balansowanie na granicy prawa. A jeśli chodzi o mechanikę, RDR pietyzmem przebija większość stawki. Niezależnie od tego, czy pojedynkujesz się na rewolwery, rzucasz podkowami czy grasz w Texas Hold 'Em, masz wrażenie, że to gierki, które można by wyciąć i sprzedawać osobno, tak dobrze zostały zrobione. A do tego dochodzi główny wątek fabularny (z całkiem niegłupimi decyzjami moralnymi), multi i dodatek z zombie.
To oczywiście nie wszystko, co stworzono na temat dzikiego zachodu. Wymienić jeszcze można Lead & Gold, dostępny poprzez Steam klasowych shooter nastawiony na multi, czy Wanted, całkiem niezły mod do pierwszego Half Life'a, ale w zasadzie żadna produkcja nie zbliżyła się, przynajmniej moim zdaniem, poziomem do wyżej wymienionych. A Wy? Macie swoje ulubione westerny?
4 komentarze
Rekomendowane komentarze