Z monitora na srebrny ekran
Gry to już popkultura pełną gębą i jako taka podlegają tym samym prawidłom co np. książki. A jedno z nich głosi, że należy kręcić filmowe wersje oryginalnych dzieł.
Normą dla nowych gier jest już więc że po przekroczeniu pewnego pułapu sprzedaży zaczynają się walki o prawa do przeniesienia gry na ekrany kin.
Ale wśród ekranizacji gier nie znajdziemy dzieł na miarę "Ojca Chrzestnego" czy "Władcy Pierścieni". Większość z nich znajduje się raczej na drugim końcu skali.
Dlaczego akurat z grami tak jest?
Czy realizacja śmiałych wizji twórców gier jest tak trudna i droga?
Kiedyś może i tak, ale od dobrych piętnastu lat efekty specjalne i CGI w filmach są na tyle tanie i popularne że nie ma problemu z pokazaniem dowolnego stworzenia czy budowli. W zasadzie to decyzja o realizacji całego filmu w wersji komputerowej daje duże szanse na sukces (RE:Degeneration, Final Fantasy).
Może więc konstrukcja gier uniemożliwia ich pokazanie w formie nie-interaktywnego pokazu?
Coś w tym jest, jeśli bowiem odrzemy gry z możliwości wpływania na losy bohatera pozbędziemy się tego, co na ogół decyduje o tym, że gra jest dobra - mechaniki. Patrząc jednak na to, jak zmieniają się gry, to właśnie one same dążą do jak największej "filmowości" i nasycenia akcją w formie zapożyczonej z kina, najpierw tylko w przerywnikach, później już w całym gameplayu.
No to może gusta graczy zupełnie nie przystają do tego, co przyjęło się w Hollywoodzie? Może kręci nas coś tak dziwnego, że zwykli ludzie będą raczej kręcić nosami na nasze perełki?
Owszem, można to odnieść do wielu gier, tylko że to, co zostało już zrealizowane stanowi raczej mainstream i bardziej przystępne produkcje. Stąd też ich popularność wśród graczy.
No to co jest z grami nie tak, że 90% ekranizacji to potworki nieoglądalne tak dla graczy jak i kinomaniaków?
Rzućmy okiem na kilka tytułów które wybija się z tego morza beznadziei i faktycznie daje się oglądać bez uczucia zażenowania:
Mortal Kombat
Jedna z pierwszych i przez wielu uważana za najlepszą ekranizację. Prostą drabinkę przeciwników do pokonania ubrano w sensowną fabułę, wprowadzono jedenastu wojowników z gry i zachowano równowagę pomiędzy historią a mordobiciem. Do tego Christopher Lambert w roli Raydena i główny motyw muzyczny, dziś już obiekt kultu. Niestety, Paul Anderson zostawił w ostatniej scenie furtkę do kolejnej części, która, delikatnie mówiąc była słaba.
Resident Evil 1&2
Racoon City, willa i podziemny ośrodek Umbrella, a w nim m.in. Milla Jovovich i Michelle Rodriguez. I oczywiście mutujący wirus T. Film przy stosunkowo niedużym budżecie okazał się zaskakująco dobry, a jego sukces zachęcił twórców do nakręcenia sequela. Kontynuowano w niej fabułę z jedynki, zachowując z grubsza zgodność z grą. Do tego pojawiła się wreszcie Jill Valentine i Nemesis, a akcja objęła całe miasto.
Seria RE to ciekawy przykład - po dwóch częściach luźno opartych na grze "odrywa" się od fabuły oryginału zachowując jedynie postacie głównych bohaterów i - sądząc po ocenach na serwisach poświęconych kinematografii - radzi sobie coraz lepiej (z drobnym potknięciem w postaci Afterlife). We wrześniu czeka nas premiera kolejnej, szóstej już części serii, w której
znów wystąpi Rodriguez, mimo że jej postać zginęła jeszcze w laboratorium O.o
Tomb Raider
Jedna z pierwszych ikon gamingu, a przy tym tak wdzięczny temat jak seksowna poszukiwaczka skarbów nie mógł uniknąć przeniesienia na taśmę filmową. Zaangażowano Angelinę Jolie, Johna Voighta i Daniela Craiga, zrezygnowano natomiast z wierności fabule czy klimatowi oryginału. I paradoksalnie wyszło to filmowi na dobre. Druga część klimatem mocniej nawiązywała do oryginału, ale czy to dobrze czy źle trudno powiedzieć, premiera filmu zbiegła się bowiem z wydaniem Anegl of Darkness które swoim poziomem przekreśliło kolejne ekranizacje i wydawanie komiksu.
Silent Hill
Bodaj najdoskonalszy (a przy tym jeden z najwierniejszych) film oparty na grze komputerowej. Reżyser filmu, Christophe Gans ubiegał się o prawa do niego przez pięć lat, a następnie zaangażował do współpracy Konami.
Film zawiera elementy z pierwszych trzech części, choć najbliżej mu do jedynki. Mroczny, świetnie zrealizowany, a przy tym dobrze oceniany także przez osoby nieinteresujące się grami. Dodatkowo jedną z głównych ról zagrał Sean Bean, który
dla odmiany nie umiera : P
Max Payne
MP jest przykładem na to, że sukces filmu nie idzie w parze z akceptacją ortodoksyjnych fanów gry. Mark Wahlberg zakłada skórzaną marynarkę i podążą z grubsza śladami Maxa z gry. Niestety daje o sobie znać niemożność przeniesienia mechaniki - Bullet-time i prowadzone w nim strzelaniny, które były motywem przewodnim gry, w filmie są tylko fajnym trikiem. Stąd też niezadowolenie graczy, gdy takie walki są w filmie góra dwie, a swoim rozmachem nie dorastają do pięt tym z gry. Z drugiej strony trudno się dziwić filmowcom - widz usnął by z nudów gdyby dane mu było oglądać coś takiego więcej niż trzy razy.
Hitman
Bezimienny zabójca bez skrupułów który z łowcy staje się zwierzyną. W kinie temat ograny do bólu, a jednak Xavier Gens postanowił opowiedzieć tę historię bez ulepszeń. Zmieniono co prawda klony na sieroty, a Timothy Olyphant głupkowato się uśmiecha (chyba mu się gry pomyliły), ale sam film obfituje w smaczki z gry i jest przykładem porządnego kina akcji z domieszką thrillera.
Prince of Persia: Piaski Czasu
Kolejna ikona gier i znowu niepewność, jak zmienić fabułę tak, by film nie był półtora godzinnym gameplayem z aktorami.
Książe dostał imię, braci i stał się sierotą przygarniętą przez króla. Na szczęście nadal jest szermierzem i akrobatą, a sens działania piasków został taki sam.
Wszystko to miałoby i może wpływ na wyniki filmu, gdyby nie to, że główną rolę zagrał Jake Gyllenhaal. Z taką gwiazdą na czele i pokaźnym budżetem ($200 milionów) film nie mógł nie odnieść kasowego hitu. Zaangażowano jeszcze m.in. Bena Kingsleya i Alfreda Molinę, ale przecież Jake
Postal
Słaba gra i beznadziejny reżyser - to nie miało prawa się udać. A jednak wyszedł z tego całkiem sensowny film.
Bezsensownej rzezi z gry Uwe Boll nadał fabułę (głupią, ale jednak) i stworzył pastisz w stylu "Strasznych Filmów" w których jedzie równo po wszystkim i wszystkich. Pokazuje nawet dystans do siebie. Głupie, niesmaczne (jest obowiązkowy kot w roli... wiecie czego) i politycznie niepoprawne. Ale ogląda się to dobrze a na odczepnego jest morał
A czy jest jakiś morał dla producentów płynący z tych filmów? Zatrudnij gwiazdę, zdobądź duży budżet, nie kombinuj za bardzo z fabułą - to wszystko tylko ogólniki, ale gdyby choć tych się trzymać nie musielibyśmy oglądać takich "dzieł" jak Far Cry czy Alone in the Dark. Z drugiej strony niestety, nie gwarantują też one murowanego sukcesu. Ale tak przecież nie jest z żadnym filmem, prawda?
Jeśli wierzyć temu, co piszą w Internecie czeka nas jeszcze m.in. nowy Tomb Raider, Uncharted, Kane&Lynch, Assassins Creed i Deus Ex. Zobaczymy, czy wyciągnął nauczkę z wcześniejszych ekranizacji a nas czekać będą wspaniałe seanse czy tylko doleją kolejną porcję pomyj do szamba z napisem "Lepiej nie robić ekranizacji gier" a dla nas zostanie papierowa torba na głowę bo gramy w coś takiego.
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze