Skocz do zawartości

Eliandir's Corner

  • wpisy
    122
  • komentarzy
    204
  • wyświetleń
    87264

Od Morrowinda do Skyrim - moja historia z TES cz.1


eliandir

527 wyświetleń

Urzeczony najnowszym dzieckiem Bethesdy postanowiłem podzielić się odrobiną wrażeń oraz wspomnień związanych z cyklem The Elder Scrolls.

W Arenę i Daggerfall nigdy nie miałem okazji zagrać. W czasach gdy te gry święciły swoje triumfy, ja dopiero marzyłem o dniu kiedy będę w końcu posiadał swój komputer, na którym będę mógł grać w różne fajne gry.

Swoją przygodę z TES zacząłem od Morrowinda kupionego w eXtra Klasyce (jeszcze wtedy bez dodatków). Gra wciągnęła mnie bez reszty i zabrała mi z życiorysu jakieś dwa miesiące. Co śmieszniejsze nigdy jej nie ukończyłem. Główny wątek ledwie liznąłem (nawet nie byłem w Vivec), dobiłem gdzieś do 50 lvlu, Złote Bóstwa i Książęta Dremor mogły mnie co najwyżej cmoknąć, a zwiedziłem przy tym może raptem z 1/3 całej wyspy.

Pamiętam do dziś jak zdobyłem deadryczną zbroję po prostu kradnąc ją jakiemuś notablowi (księciu czy innemu hrabiemu), który mieszkał na wsi w swojej willi i trzymał ją tak po prostu na półce. Fakt że stał koło tej półki nic dla mnie nie znaczył, złapałem zbroję i teleportowałem się do któregoś z miast. Inne przygody miałem z Hełmem Ildorath (tak to się chyba nazywało) - mocna rzecz, tyle że w jednym z miast za noszenie go atakowali mnie strażnicy twierdząc, że popełniam świętokradztwo.

Innym ciekawym elementem były książki, wiele godzin gry poświęciłem na ich zdobywanie i czytanie, nie wiem dlaczego, ale zarówno wtedy jak i aktualnie w Skyrim, ten element gry wywołuje u mnie znany z Pokemonów syndrom "zbierz je wszystkie" smile_prosty.gif Nie mając już miejsca w ekwipunku na nic innego musiałem znaleźć dobre miejsce na ich przechowywanie. O ile w Skyrim można sobie kupić własną chatę, tak w Morrowindzie musiałem sobie poradzić inaczej. W jednym z budynków w Balmorze rezydował sobie jakiś gang czy też grupka mało przyjaźnie nastawionych osobników, więc po wyprawieniu właścicieli na ten lepszy świat przejąłem nieruchomość i zacząłem mienić ją swoim domem. Wszędzie gdzie się dało kładłem uzbierane księgi oraz magazynowałem przedmioty, których nie mogłem spieniężyć np. z racji tego, że były warte więcej niż jakikolwiek handlarz mógł zapłacić (np. soul gemy z zamkniętymi duszami dremor i innych takich, warte po kilkadziesiąt a nawet kilkaset tysięcy sztuk złota). Dusze łapałem dzięki dwemerskiemu mieczowi, w który zakląłem czar "soul trap", dzięki czemu puste gemy szybko zapełniały się nieraz cennymi duszyczkami.

Morrowind miał też swoje irytujące wady. Chyba największą z nich były Skrzekacze - upierdliwe latające straszydła - słabe, ale często roznoszące jakieś choroby, a w dodatku chyba z powodu jakiegoś bugu w grze ich liczebność rosła w postępie geometrycznym wraz z rozwojem bohatera. Im wyższy poziom tym więcej ich było i to praktycznie na całej wyspie. Uwierzcie, to mogło nieraz przyprawiać o ciężką nerwicę.

Kolejną wadą podstawowej wersji trzeciej części TES był praktycznie niefunkcjonalny dziennik questów (ponoć któryś z dodatków zmieniał ten stan rzeczy). Coś się tam w nim pojawiało, ale jak się samemu nie pamiętało co trzeba dalej z danym questem zrobić, gdzie pójść, z kim pogadać, to z dziennika też się człowiek za wiele nie dowiedział.

Tyle jeśli chodzi o Morrowinda, czas na Obliviona - szczerze mówiąc od momentu zakupu nie grałem w niego ani razu, widziałem tylko trochę jak grał mój kumpel, któremu go pożyczyłem. Z samym jednak faktem zakupu tej gry wiaże się niezła historia. To było już parę lat temu, Cenega wypuściła juz wersję Game of the Year Obliviona, czyli w komplecie z dodatkami (Knights of the Nine i Shivering Isles). Miałem akurat kasę i postanowiłem zamówić sobie w sklepie internetowym Cenegi TES IV: Oblivion GotY za jedyne 99zł. Złożyłem zamówienie dokonałem przelewu i przekonany, że gra w ciągu powiedzmy tygodnia do mnie dotrze, zapomniałem o sprawie. Minął tydzień - nic. Lekko zaniepokojony zacząłem sobie tłumaczyć, że może to wina naszej kochanej Poczty Polskiej - wszyscy wiemy, że różnie z nią bywa. Minął drugi tydzień, paczki nie ma - zaglądam na status zamówienia w sklepie Cenegi, a tam dalej w realizacji. Kurna co jest? - myślę sobie. Złapałem za telefon i dawaj dzwonimy upominać się o swoje. Po wielu próbach w końcu ktoś odebrał. Przedstawiam się, mówię w czym rzecz, podaje numer zamówienia itd., osoba po drugiej stronie idzie sprawdzić co tam z moim zakupem i wraca z informacją, że gry nie dostałem bo nie ma w tej chwili na magazynie i już raczej nie będzie. Ciśnienie mi skoczyło momentalnie, a wiązanka słów powszechnie uznawanych za wysoce wulgarne zaczęła mi się cisnąć na usta. Z trudem panując nad sobą pytam się czemu nie dostałem żadnego maila z informacją o braku towaru na magazynie lub czemu status realizacji zamówienia nie uległ zmianie. Biedny pracownik Cenegi coś tam się mętnie tłumaczył, ale niewiele z tego wynikało. Na dalsze nagabywanie, co w takim razie dalej, bo ja zapłaciłem za zamówienie z góry i chcę swojego Obliviona, pracownik obsługi poinformował mnie, że nie może podejmować takich decyzji i musi się skonsultować ze zwierzchnikiem. No dobra konsultuj się jak musisz, byle szybko. No nic, czekam cierpliwie te kolejne minuty. W końcu koleś wraca i informuje mnie, że w moim przypadku jeżeli mi to nie przeszkadza, to mogą mi wysłać zamiast Obliviona GotY, tego z edycji Superseller oraz oba dodatki w edycjach premierowych bo takie jeszcze mają. Normalnie wyszło by to drożej, ale w ramach rekompensaty przyjdą one do mnie w cenie edycji GotY. Zgodziłem się, bo co mi tam za różnica czy w jednym pudełku czy w trzech. Ten kto myślał, że w tym miejscu kończy się historia z tym zakupem i wszyscy żyli długo i szczęśliwie ten się myli. Akcja trwa dalej.

Parę dni później wracam z pracy do domu a tu czeka na mnie paczuszka z TES IV. Pełen entuzjazmu rozrywam kartonowe opakowanie i wciągam kolejne pudełka, są wszystkie trzy, fabrycznie zapakowane... Tylko co tak lata w pudełku od podstawki?? Pewnie się te plastikowe zaczepy podtrzymujące instrukcję połamały, co się dosyć często zdarza, szczególnie w pudełkach z tańszych serii. Zdzieram folię, otwieram pudło, a tu mi na podłogę leci instrukcja, płyta i kawałki plastiku. Połamane były i zaczepy i kołek który podtrzymuję płytę w pudełku. Biorę płytę odwracam spodem do góry, a ta wygląda jakby ją ktoś na gramofonie odtwarzał. Koliste rysy na całej płycie i to głębokie. Noż... cenzura cenzura cenzura!!!

Sprawdzam pozostałe pudełka, czy aby nie są w podobnym stanie, na szczęście nie. Wysmarowałem zaraz maila do Cenegi z dokładnym opisem całej sytuacji. O dziwo odpisali na drugi dzień (co ponoć rzadko im się zdarza) z informacją, że jak im odeślę pocztą uszkodzoną grę wraz z opisem reklamacji to mi przyślą drugą. Tak też zrobiłem, wykosztowałem się na polecony priorytet smile_prosty.gif i odesłałem im to w cholerę. Z tydzień później dostałem w końcu Obliviona już w idealnym stanie. Łącznie od momentu złożenia zamówienia do odebrania paczki z pełnowartościowym towarem upłynęło chyba z miesiąc czasu.

Cholibka, ale się rozpisałem. Chciałem jeszcze o wrażeniach ze Skyrim napisać, ale zostawię sobie to na kolejny post. Teraz idę popolować na smoki, zbierać księgi i dostać strzałą w kolano smile_prosty.gif

A na deser niesamowity cover:

Youtube Video -> Oryginalne wideo

2 komentarze


Rekomendowane komentarze

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...