There can be only one!
Dziś mam przed Wami zadanie trudne. Dla wybranych szczęśliwców może nie być ono tak trudne, ale tylko dla wybranych. Dla pozostałych będzie krew, pot i zgrzytanie zębów. A może i zwyczajna odmowa współpracy. Jakoś się tym pogodzę - wymagam bowiem poświęcenia. Odrzucenia wszystkiego, pozostawienia jednego.
Ale, ale... O czym ja w zasadzie bredzę? O wyborze najlepszego utworu muzycznego. Jednego. Najlepszego. TEGO. Wiem, wiem - ciężka sprawa. Doskonale wiem, jak ciężko mi było się zdecydować. Doskonale wiem, że sam zawsze staram się uniknąć odpowiedzi lub odpowiadam wymijająco. Dziś jednak nie mamy wykrętów. Dziś wybieramy 1 (słownie - jeden) utwór. Bez 'ale przecież nie można tylko jednego'; bez płaczu; bez anonimowego lurkowania. Ładnie proszę.
Proszę i przykładem świecę.
Wiele utworów mnie zachwyca. Niektóre stają się uwielbianymi w danym momencie. Ale tylko do niektórych regularnie wracam. Tylko niektóre za każdym razem potrafią poruszyć, zatrzymać i powalić. A ten towarzyszył mi w zasadzie od dzieciństwa i będzie pewnie po grobową deskę. Takich utworów chcę od Was. Nie chcę tworzyć rankingów, nie chcę zestawień. Chce najlepszych.
A w ramach zachęty, motywacji i asskicingu:
I have inside me blood of kings,
I have no rival,
No man can bemy equal.
Queen
Princes of the Universe
69 komentarzy
Rekomendowane komentarze