A idź Pan w pyry z takim horrorem
Damn!
84 members have voted
Blog ten rzadko widuje wpisy z tytułem w... tytule. Na początku parę ich było, ale że generalnie publicznie marudzę raczej rzadko, to i wpisów takich nie było wiele. Wczoraj skończyłem czytać książkę, która w pełni zasługuje na osobny wpis. Zaczęło się niewinnie, od wymiany na forum. Potwór przybył do mnie solidnie zapakowany w kartonowym pudełku. Potem nie było tak różowo. Wyskoczył i chciał mnie pożreć! A wygląda tak:

OSTRZEŻENIE - BĘDĄ SPOILERY
Pierwszy kontakt wzrokowy nie zapowiadał tragedii. 'Blurb' standardowy, okładka niczego sobie, a autor to laureat nagrody Brama Stokera. Schody (do piekła) zaczęły się w zasadzie od tytułu. Na pierwszy rzut oka wszystko gra, ale tytuł oryginału to 'The Rising'. Nawet osoba, która z angielskim miała do czynienia tyle, co ja z Mercedesami (czyli nic) zobaczy, że coś się nie zgadza. Ale, ale... Słowo 'rising' oznacza 'powstanie', a po polsku brzmiało by to nie do końca wyraźnie. Pewnie więc tłumaczenie ma się jakoś do treści książki... Pewnie nie. Noc nie odgrywa tu specjalnej roli, ba, początkowo jest sprzymierzeńcem ludzi, bo mogą łatwiej się chować i unikać nieumarlaków.
Tytuł tytułem, ale dalej wcale nie jest lepiej. Nie przepadam za książkowymi horrorami, nie czytałem żadnym książek o zombie (poza ew. Komórką Kinga) - nie znam więc nomenklatury i obowiązujących reguł. Może dlatego odrzuciło i jednocześnie rozśmieszyło do łez główne założenie fabularne - okazuje się, że zombie to biblijne demony, które przejmują nasze (oraz zwierzęce) ciała dzięki przejściu między wymiarami, które zostało otwarte w wyniku uruchomienia akceleratora cząsteczek. Nie dość, że głupie, to jeszcze zaszczepia strach przed nauką.

Do tego dorzucić należy sztafaż postaci wyciętych z szablonu. Ojciec Który Szuka Syna, Pastor Którego Wiara Wystawiona Jest Na Próbę, Prostytutka Zaczynająca Nowe Życie, Naukowiec Który Chce Odkupić Swoje Winy, Zdegenerowany Porucznik Brutal. Jedyną ciekawą postacią jest Ob - szef wszystkich sze... znaczy zombie. Uber-demon, inteligentna bestia. Szkoda, że pojawia się tylko na chwilę na początku i na końcu. Książka nie jest straszna - jest śmieszna w niezamierzony sposób. Opisy bywają przesadnie brutalne i popadają przez to w komiczną groteskę. Przykładowo - polująca nieumarła anakonda zaprezentowała się dobrze, ale stadko jeleni urządzających zasadzkę na myśliwego to już niemal jak majaki po LSD.
Poza tym problemy z tłumaczeniem nie kończą się na tytule. Mam dla Was eksperyment psychologiczny - wyobraźcie sobie, że jesteście czarnoskórym handlarzem narkotyków. Jakaś niewdzięczna dziwka ukradła Wam torbę z heroiną. Nagle napotykacie wózek z nieumarłym niemowlakiem. Co powiecie w takiej chwili? Proszę o odpowiedź w ankiecie. Dla ścisłości dodam, że pierwsze dwie opcje to wkład tłumacza lub korektora w dorobek literacki. Dotąd byłem przekonany, że cierpią na tę przypadłość cierpią tylko tłumaczenie lektorsko-filmowe. Myliłem się.
Wisienką wieńczącą ten zgniły tort jest zakończenie. Osią fabularną jest dążenie OKSSa do odnalezienia syna. Na końcu udaje mu się dotrzeć na przedmieścia New Jersey. Wpada do domu... PKWWJNP i PZNŻ słyszą krzyki. I koniec.

Rozumiem otwarte zakończenia. Rozumiem niedomówienia. Rozumiem zapowiedź części następnej. Ale to jest zwyczajne kur... zaprzaństwo!
I tym radosnym akcentem zakończę tę litanię marudną. Odradzam każdemu sięganie po tę książkę. Pan Brian Keene znalazł się niemalże na szczycie listy autorów zakazanych zdrowym rozsądkiem. W porywie malkontenckiej kreatywności utworzyłem nawet właściwą wersję okładki:

K.T.
Przegląd Katolicki, 1885
15 Comments
Recommended Comments