Lektura, kultura.
Impulsem do dzisiejszego wpisu było to, że akurat dużo czasu spędziłem z tytułami książek i mignął mi w tle Conrad. Swego czasu nasłuchałem się, jak to bardzo ważną rzeczą jest znać klasyków literatury polskiej. Ktoś nawet zabłysnął - chyba nawet na naszym forum - stwierdzeniem, że to wstyd nie przeczytać lektur szkolnych, bo w końcu te książki się z jakiegoś powodu na liście książek do przeczytania (czyt. lektur) znalazły. Żeby było śmieszniej to przypomnę, że swego czasu literaturę obowiązkową chciał zmienić Giertych i miał swoje propozycje, więc nie powiedziałbym, że nobilitacją dobrej literatury jest fakt znalezienia się na liście MEN.
Przyznam się z góry, że nie przeczytałem wszystkich książek z działu "lektury szkolne", bo mojej szkole - moim szkołom? - zwyczajnie nie starczyło czasu, żeby to wszystko przerobić. Mogę się jednak pochwalić, że przeczytałem 95%, jeśli nie 100%, tego, co aktualnie wtedy przerabialiśmy. Dodam, że większość klasy czytała streszczenia lub w ogóle nie dotykała tematu. Z tego też powodu ominęły mnie dzieła takie jak "Faust", czy "Mistrz i Małgorzata". Niektórzy lubią mówić, że to są książki z działu "możesz nie lubić, ale znać musisz". Ja nie czytałem, nie czytam i raczej nie przeczytam. Nie są mi potrzebne. Może przez to znowu wychodzi ze mnie niekulturalny burak, ale jakoś nie zauważyłem, aby, jak to mawiają niektórzy; "lektury są konieczne w tworzeniu człowieka światowego, inteligentnego, wykształconego i kulturalnego".
Look around you - Holy zatacza ręką okrąg wokół siebie. - W książkach mamy wzorce, że należy być miłym i dobrym. Dzielnym i pomocnym. Kulturalnym i wyedukowanym. I co widzisz dookoła? Dlaczego ludzie uważają, że jak będą usiłowali zmuszać dzieci do czytania czegoś to te wchłoną treść książki jak jakąś propagandę? Dlaczego zakładają, że w ogóle ją przeczytają, a nawet jeśli to czy po pół roku coś z tego zapamiętają? To są ci ludzie, których tworzycie? Ja czytałem, bo uważałem to za swego rodzaju obowiązek i czytałem już wcześniej. Innych, którzy z całą pewnością byli mniej zaznajomieni z książkami, próbowaliście programowo zmusić i tylko jeszcze bardziej ich zniechęciliście do czytania. W takim kontekście postulaty o stworzenie lepszego człowieka dzięki dziedzictwu słowa pisanego (którego, tak nawiasem, ja też za bardzo nie trawię, choć ja przyjąłem punkt widzenia mojej polonistki, że aby wytłumaczyć epokę trzeba znać jej twórczość, ale moja polonistka obywała się bez frazesów o tworzeniu inteligencji, może dlatego, że nie za bardzo widziała w nas inteligencję) brzmią śmiesznie.
Sprawa wygląda tak, że to wszystko iluzja. Przeczytanie lektur obowiązkowych nie sprawi, że staniecie się kulturalniejsi, jeśli wcześniej tacy nie byliście. Nie zdobędziecie większej wiedzy od tej, którą obecnie serwuje się w książkowych empikach. Nie staniecie się lepszym człowiekiem po przeczytaniu "Opowieści Wigilijnej", bo książka może i serwuje fajne wzorce, ale to jest fajne tylko na papierze, prawda? W życiu się kłamie, oszukuje i zwodzi jak się umie i pieniądze trzyma dla siebie, bo jest kryzys i jest ciężko? Trafi się pewnie parę wyjątków od tej reguły. Może nie zaliczam się do ludzi wykształconych i kulturalnych, bo nie znam "Fausta", ale jakoś nie spotkałem się w życiu z poważną debatą na temat "Słowacki wielkim poetą był", czy skomplikowanych rozważań i rozmów na temat głębi w "Tym Obcym". No, ale ja uciekam, zanim chamstwo wylezie ze mnie całkowicie i rzucą się tłumy obrońców literatury klasycznej.
Proud to be boor.
13 komentarzy
Rekomendowane komentarze