Skocz do zawartości

A idź pan w pyry

  • wpisy
    345
  • komentarzy
    4878
  • wyświetleń
    461748

Mens et caro paedagogica


Qbuś

1303 wyświetleń

Wybaczcie te marny próby szastania łaciną - nie wiem nawet, czy poprawnie sobie utworzyłem tłumaczenie wyrażenia 'umysł i ciało pedagogiczne'. Wiem za to, że spirytusami movensami tego wpisu były elementy dwa: słusznie promowany wpis theconverse'a, czyli Studiowanie to baaardzo poważna sprawa!, oraz jakże niefortunne minięcie na ulicy nauczycielki języka niemieckiego z liceum. Jakże więc nietrudno się domyśleć - wpis będzie tematycznie edukacyjny, a w zasadzie około-nauczycielski.

Glamour_teacher_by_AgaltsoFF.jpg

Ten nauczyciel jest naprawdę glamour

Na początek sam, i to bez bicia, przyznam, że jestem nauczycielem. Tylko korepetycyjnym, ale posiadam i dyplomem filologii angielskiej nadane uprawnienia do nauczania. Odbyłem dość długie praktyki nauczycielskie na drugim i trzecim roku studiów, ale od początku niezbyt czułem się w tej roli. Mimo, że nie są to żadne złe ni traumatyczne wspomnienia, nie widzę siebie jako nauczyciela. Ewentualnie jestem w stanie dopuścić wspomniane korepetycje lub też z małą grupą z szkole językowej. Klasowo-masowe nauczanie mi zupełnie nie leży i nie sądzę, żebym potrafił w takiej sytuacji kogokolwiek skutecznie czegokolwiek nauczyć. Ale tu zbaczam na pola oceny systemu edukacyjnego samego w sobie, a nie o tym miałem...

And the inventors with their high i.q.s

And the professors in their colleges

Trying to feed me knowledge

That I know I?ll never use.

Thank you sir for the millions of words

That you?ve handed me down and you?ve told me to learn

Andrzej Samson (to dopiero temat na wpis) w książce 20 tysięcy godzin w budzie napisał:

Im gorzej nauczyciele będą traktowani przez państwo, tym marniejszej ?jakości? ludzie będą zasilać tę grupę zawodową i tym więcej będzie wśród nich frustratów, którzy ? zgodnie z ?hierarchią dziobania? ? poszukają obiektów od odreagowania swoich napięć w uczniach lokujących się w owej hierarchii jeszcze niżej od nich.

Wspomniana-napotkana przeze mnie nauczycielka języka niemieckiego, pani Klein nie była osobą marną - była marnym nauczycielem dla naszej klasy. Była klein nie tylko wzrostem, ale także i umiejętnością zachęcania (a nawet zmuszenia) nas do nauki jej przedmiotu. Po pewnym czasie zupełnie zrezygnowała i zajęcia były po prostu nudnym klepaniem odmian i kartkówek. Jako osoba była nawet w porządku - po prostu zupełnie nie potrafiła się odnaleźć w sytuacji, gdy klasa była bardziej asertywno-niespokojna (inni nauczyciele problemów raczej z nami nie miewali). I tak niestety bywa ze sporą częścią nauczycieli - są to poczciwe osoby, które pracę nauczycielską rozpoczęły, bo po ukończeniu biologii, matematyki, geografii czy też polonistyki nie potrafili znaleźć innej pracy. Nie jest jeszcze tak źle, gdy taka osoba ma solidne podejście do wykonywanej pracy i pracą na własnymi umiejętnościami nadrabia brak predyspozycji osobowościowych (z braku lepszego określenia).

To_classroom_by_EdBrew51.jpg

Na zajęciach z metodyki mówiono nam, że nauczycielem wcale nie trzeba być 'z powołania'. Odpowiednich zachowań i nawyków można się nauczyć, mogą one być nabyte i talentu wrodzonego nie wymagają. Ja się z tym zgadzam, lecz - niestety - większość osób, które potrafiłyby tak się wyuczyć, potrafi także dostosować się do zawodów bardziej prestiżowych i, tu leży edukacyjny pies pogrzebany, lepiej płatnych. Gdzieś po środku mamy grupę średniaków - nauczycieli z jako-takim zaangażowaniem, podejściem oraz 'w porządku'. Ja miałem takie szczęście, że w liceum trafiałem głównie na takich, a nawet z tendencjami wzrostowymi... Trafiłem też na dwóch nauczycieli 'z górnej półki'. Nauczyciel języka angielskiego był maniakiem języka angielskiego i potrafił odpowiednio zmotywować do bardzo ciężkiej pracy, która dawała sporo efektów nawet w przypadku osób, których oceny nie były zbyt dobre. Drugim nauczycielem był 'profesor' od historii, który z kolei był z (wielkiego) zamiłowania historykiem. Doktoryzował się w tym samym czasie, miał ogromną wiedzę, pisał artykuły, a później (już, gdy skończyłem liceum) zaczął pracę w czasopiśmie 'Mówią Wieki'. Pierwszy był dobrym 'edukatorem', a drugi średnim, ale potrafił zarazić swoją pasją i zainteresować całą klasę licznymi przypowiastkami i anegdotami.

Writing_his_life____by_fhox.jpg

Teacher, teach me about nuclear physics

And teach me about the structure of man,

But all your endless calculations

Can?t tell me why I am.

No you can?t tell me why I am,

No you can?t tell me why I am.

I to według mnie są dwa główne 'źrodła' dobrych nauczycieli - z powołania na nauczania oraz pasji do danego przedmiotu. Czasem obie cechy idą w parze, lecz nie jest to konieczne. Sam poznałem żywy przykład 'in the making' - koleżanka ze studiów nie ukrywała, że chce zostać nauczycielką i na prowadzonych czasem przez nią ćwiczeniach było widać, że poradzi sobie świetnie. Jak jednak wspomniałem - takie chęci często są weryfikowane przez życie, a w zasadzie przez kasę. Absolwent filologii angielskiej może lepiej zarobić przy wielu innych okazjach i do szkół trafią tylko najwięksi pasjonaci (złośliwi powiedzą, że najbardziej wyprani z rozsądku) lub... osoby niepotrafiące znaleźć innego zajęcia.

A jak Wy trafialiście? Jakich nauczycieli mieliście i macie? Jakich cenicie, a których nienawidzicie? Jak widzicie siebie w tej roli?

A może podkochiwaliście się w jakiejś ponętnej psorce?

teacher.jpg

^^ Ponętna psorka przykładowa ^^

A tak na zupełnym marginesie tej marnej próby podbicia popularności - czemu nauczycielki są jedną z głównych męskich fantazji erotycznych?

?Mierz wysoko? - wpajali mu wzniośli nauczyciele. Strzelił im w łeb.

Stanisław Jerzy Lec

24 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Nieco zbyt osobista prośba. Ale co tam...

Na dwóch krańcach skali postawiłbym dwoje nauczycieli z mojego liceum (łomżyńskiej jedynki). Właśnie profesor uczącą języka niemieckiego, Frau Nell (nazwisko zastrzeżone) - trzy lata nauki tego języka uważam za zmarnowane w całości. Obecnie pod groźbą śmierci nie umiałbym sklecić najprostszego zdania po niemiecku i nie przejmuję się w najmniejszym stopniu tym faktem.

Kimś zupełnie innym był nauczyciel fizyki, prowadzący zajęcia w sposób bardzo ekscentryczny. Premiował, zamiast wykutej wiedzy, swobodę myślenia. Można było łatwo uzyskać dobre oceny cząstkowe, podając szybciej od niego wynik zadań służących demonstracji nowo prezentowanego materiału. Oczywiście, wymagane było wyjaśnienie przed tablicą własnego rozumowania klasie. Sprawdziany również były zaplanowane w sposób, z jakim zetknąłem się na studiach - dozwolone były dowolne materiały pomocnicze, lecz brakowało czasu na ich wykorzystanie, jeśli nie posiadało się własnej wiedzy.

Link do komentarza

Najbardziej zapamiętałem mych nauczycieli zmęczonych, zrezygnowanych wiecznym użeraniem się z debilizmem zarówno władz państwowych, jak i własnych wychowanków. Jako że sam się zajmuję pedagogiką (specjalną, co prawda, ale jak dotychczas miałem głównie do czynienia z uczniami bez specjalnych potrzeb edukacyjnych), zauważam u siebie z przerażeniem... powtarzanie rozmaitych belferskich błędów - mędrkowanie, górowanie, nieuzasadnianie swych osądów, czasem pozostawiania rozsądku w tyle i pozwalania działać emocjom. Szczerze mówiąc, nie bardzo widzę swej przyszłości jako "stricte" nauczyciel przedmiotowy - może bliżej mi do terapeuty-wychowawcy. Czas pokaże.

Link do komentarza
Klasowo-masowe nauczanie mi zupełnie nie leży i nie sądzę, żebym potrafił w takiej sytuacji kogokolwiek skutecznie czegokolwiek nauczyć.

I za marne grosze - zacznijmy od tego :). Tak trochę odbiegając od tematu - bycie nauczycielem jest fajne, ale w takiej formie, jaką Ty uprawiasz. Przykładowo - 10 uczniów, po 2 godzinki dziennie, 50 zł za godzinę. Daje to nam spore nieopodatkowane pieniędze. Dlatego chcę zrobić CAE i sam rozpocząć takie nauczanie ;)

A co do nauczycieli - w gimnazjum miałem naprawdę fajną nauczycielkę od matematyki, chyba to dzięki niej tak kręci mnie matma i ogólnie przedmioty ścisłe. Teraz, gdy jestem w liceum, chętnie bym paru "nauczycieli" wymienił...

Stosunek do teachera może też wynikać ze stosunku do przedmiotu - jeśli mi nie wchodzi do głowy w ogóle taki przedmiot jak biologia, to czemu mam lubić uczącego go nauczyciela?

Link do komentarza
Tak trochę odbiegając od tematu - bycie nauczycielem jest fajne, ale w takiej formie, jaką Ty uprawiasz. Przykładowo - 10 uczniów, po 2 godzinki dziennie, 50 zł za godzinę. Daje to nam spore nieopodatkowane pieniędze. Dlatego chcę zrobić CAE i sam rozpocząć takie nauczanie ;)

Jako że też miałem kiedyś takie słodkie marzenie: CAE da Ci jedynie POTWIERDZENIE Twej znajomości języka. Aby nauczać potrzebujesz jeszcze studium pedagogicznego. Wtedy będziesz nauczycielem licencjowanym - z oficjalną płacą poniżej 1000 zł.

Link do komentarza

Temat zwiazany z edukacją, to może i ja głos zabiorę. Sam aktualnie kończę studia pedagogiczne i mogę powiedzieć, że absolutnie nie widzę nawet takiej możliwości, by wcielić się zawodowo w rolę nauczyciela. Najgorsze jest jednak w tym to, że ja bardzo lubię "pracować" z młodymi ludźmi, czuję nawet pewnego rodzaju powołania by to robić, kształtować ich charaktery, być dla nich wzorem, oparciem, nauczać, ale niekiedy po prostu być. Sam oczywiście nie ośmielę się stwierdzić, że byłbym faktycznie dobrym pedagogiem. Chciałbym móc nim być. Dlaczego więc po prostu nim nie zostanę? Głównie ze względu na dwa podstawowe czynniki. Pierwszy jest prozaiczny, bo ekonomiczny. Nie byłby tak istotny, gdybym nie planował w przyszłości założyć własnej rodziny, a jak wiadomo, wiąże się to z pewnymi kosztami. Smutne, ale prawdziwe. Drugi z powodów dotyczy obecnej sytuacji w polskim szkolnictwie, które pozwoliło sobie na to, żeby pedagog był osobą mniej szanowaną, aniżeli nawet przebywający w tym samym budynku szkolnym pan woźny lub pani sprzątaczka. Osobiście nic do takich osób nie mam, a i personel trudniący się właśnie takimi zajęciami najczęściej wspominam jako ludzi sympatycznych i życzliwych. Ale nie oni są przecież w miejscach mających za cel nauczanie najważniejsi, prawda? Dożyliśmy jednak czasów, gdzie nauczyciel jest tylko niemiłym dodatkiem do jakże wspaniałego obrazka państwowej edukacji. Nie liczy się z nim państwo, a więc także społeczeństwo (osób dorosłych), a szacunek ze strony wychowanków również bywa rzadkością. Często winę za to ponoszą sami nauczyciele, ale główną przyczyną jest zdegradowanie roli pedagoga do kogoś, kto ma wypełnić dzieciakom te kilka godzin w ciagu dnia, żeby rodzice mogli w spokoju pracować, a nie niestety kimś, kto wypełniać powinien głowy i serca, że tak wzniośle zakończę.

Link do komentarza

Na razie jestem w podstawówce, ale spotkałem już dwie fajne nauczycielki. Pierwsza z nich uczyła matmy, potrafiła w miły i fajny sposób wytłumaczyć rzeczy, które klasowym głąbom przychodziły z trudem. No i bardzo wysoko ceniła aktywność na lekcji, i w między czasie rzucić jakiś kawał i/lub ciekawą anegdotę. Niestety miałem ją tylko przez rok. Druga z kolei uczy historii, a przedtem (gdy na świecie mnie nie było) uczyła j.rosyjskiego. Bardzo fajnie prowadziła zajęcia oraz opowiadała ciekawe anegdoty, szczególnie przy wykładach (?) o PRL-u.

Link do komentarza

Mindstorm - U mnie z niemieckim nie jest tak źle. Nie wiem, czy przeważyła jakaś wrodzona zdolność do języków, czy jednak te 7 lat (dodatkowo na studiach) jednak coś tam utrwaliło. Rozumiem co nieco z niemieckich kanałów TV i może nawet bym się dogadał, ale byłoby to dukanie zupełnie niegramatyczne.

RamzesXIII - Zwróciłeś mi uwagę na bardzo ważny punkt równania szkolno-nauczycielskiego, a mianowicie na uczniów. Ile w tym winy zidiocenia uczniów... i rodziców?

opti - http://bip.men.gov.pl/men_bip/akty_pr_1997-2006/rozp_175.php i wszystko jasne. Korepetycje to świetny sposób na dorabianie na studiach, ale już przy pracy pełnoetatowej może okazać się, że zupełnie się nie chce... A co do lubienia - lubienie nie ma nic do tego. Możesz lubić, możesz nie lubić - nikt do tego nie zmusza. Ale zadaniem nauczyciela danego przedmiotu jest przekazanie wiedzy z jego zakresu i powinno to być robione na odpowiednim poziomie.

Owiec - Pod taką kategorię można by było podpiąć jedną nauczycielkę z podstawówki, jedną z liceum oraz niejedną ze studiów ;)

Trymus - Serdecznie dziękuję. Soma wzięła mi się od psychosomatycznych cudów. Tytuł poprawiony, o duchu łaciński.

theconverse - Poruszyłeś ważny temat. Nauczyciele przestają być pedagogami, a stają się wyłącznie edukatorami. W szkole nie uczy się rzeczy Ważnych - nie dyskutuje się o np. problemach współczesnego świata, nie dyskutuje o wydarzeniach bieżących, nie kształtuje się ludzi. Szkoły służą do napychania głów dzieci wiedzą, która sama w sobie przydatna może i bywa, ale najczęściej jest pusta... Smutne jest to, że tego chcą i rodzice - liczą się wyniki, terminy, opanowany materiał i pędzenie do przodu.

alfneo18 - Ja w podstawówce wybitnych przypadków nauczycielskich nie miałem, ale parę osób wspominam bardzo miło. Choć w sumie można tu wspomnieć o nauczycielu angielskiego z zajęć dodatkowych, ale to już pozaszkolnie. Mimo wieku średniego przyjeżdżał rowerem z drugiego końca miasta, a ponadto potrafił do każdego podejść indywidualnie.

...AAA... - Już taki ze mnie zimny drań... Cóż Ty studiujesz, że tak Was męczą? Ja trafiłem na bardzo sympatyczną Panią od łaciny, która z wymaganiami nie przesadzała, a i puszczała nam np. piosenki Elvisa przetłumaczone na łacinę przez szalonych Finów.

Link do komentarza

Komentarz zacznę, że tak nieładnie zażartuje, od dupy strony. Zdarzyło się Gofrowi podkochiwać w psorce, ale to jeszcze za czasów podstawówki. Gdy ostatnio wpadłem na stare śmieci, okazało się, że jest już dzieciata i sporo z dawnego uroku straciła. Za to anglistka wciąż świetnie się trzyma :) W nowym zespole szkół, gdzie zaliczyłem gimnazjum i męcze średnią, jest parę pań, na których oko można zawiesić, a nawet trochę, hmmm... poważniej pożartować. Najlepsze są oczywiście praktykantki, ale te mają w zwyczaju szybko odchodzić, więc je pomijam <choć ta nowa od angielskiego... I like it!>.

Co do naukowej strony szkoły, to w podstawowej szkole pamiętam trójkę nauczycieli, którzy potrafili człowieka zafascynować. Jedną była pani od historii, której lekcje były co prawda średnio ciekawe, ale miała dobre podejście do uczniów i co roku urządzała klasowe konkursy na przebieranki. To był mój pierwszy kontakt z RP<G>. Drugą była pani od muzyki, która dosłownie każdego traktowała indywidualnie. Po tylu latach ciągle pamięta mnie z imienia i można z nią fajnie pogadać. Śp. S. Krystyna również była wspaniałym pedagogiem, a jej lekcje były bardzo przyjemne. Również pamiętała mnie zawsze, co sprawiało mi sporą satysfakcję. Z gimnazjum pamiętam nauczyciela od historii sztuki. Ten potrafi porwać młodzież, o wszystkim opowiedzieć ciekawą historię. Coś wspaniałego. Również nauczyciel historii prowadził bardzo fajne lekcje, z których wciąż dużo pamiętam. Pani od geografii, też jest super, anglista jest wprost genialny. Nie mogę narzekać na moich nauczycieli, ale faktem jest, że powinni zarabiać więcej. Żeby jakoś żyć prawie<?> każdy z nich ma dodatkowe etaty, to jako korepetytor, to jako nauczyciel w szkole językowej itp. I tak się rozpisałem, że już sam nie wiem, o czym miałem pisać :P

Link do komentarza

Czemu uważasz, że nauczycielka jest jedną z głównych męski fantazji erotycznych?

Ciekawe czy sfrustrowani nauczyciele, którzy odreagowują swój stres na uczniach nie są przypadkiem częścią procesu, który popycha tych ludzi do masakr? Inni uczniowie na pewno nie są bez winy. Myślę, że najważniejszym czynnikiem są w takich sprawach ludzie i to relacjom z nimi trzeba się przyglądać.

Nawiasem mówiąc to nie mam zielonego pojęcia co chciałbym robić. Przynajmniej na tym świecie. Gdybym wiedział to ruszyłbym niczym czołg - powoli eliminując wszystko, co stałoby mi na drodze. Domyślam się, że także inni ludzie mogą mieć z tym problem. Czego uczyć takich ludzi?

Link do komentarza

Ja szkoły średnie przeżyłem dzięki przygodom pewnego komiksowego nauczyciela, który postanowił udowodnić, że szkoła powinna być zabawna, a uczniom powinno chcieć się do niej chodzić. Mowa o Eikichim Onizuce (lat 22).

onioni.th.jpg

Kilku nauczycieli szanowałem, większości najnormalniej nie lubiłem. Niektórych doprowadzałem na skraj załamania jako 'zarozumiały gówniarz, którego nie da się usadzić' (biedna pani psor od geografii miała nieszczęście uczyć mnie również w liceum >.<). Ogólnie to przez całą szkołę nie robiłem kompletnie nic. Olewałem przedmioty, które nie były z mojego punktu widzenia niezbędne do życia, czyli prawie wszystkie, wraz z ich nauczycielami. Pamiętam wybuch furii oburzonej Frau dojcz Lehrerin, kiedy na pytanie czy chcę poprawić jedynkę na koniec roku odpowiedziałem "a po co?". Pozytywnie oceniałem starania pani od języka polskiego z gimnazjum, dzięki którym w ogóle zdałem maturę (bo w liceum praktycznie nie miałem tego przedmiotu), potem św. pamięci psora od matematyki (o którym już wspominałem) i... to wszystko.

O studiach na razie się nie wypowiadam. Wolę komentować to co mam już za sobą.

Link do komentarza

Gofer - Ja tam praktykantki miałem raczej średnie... I nie, nie. Nie szowinizuję tu, a wręcz przeciwnie - były średnie raczej pod względem inteligencji (jedna czytała nam podręcznik od historii, tak była 'przygotowana'). A to akurat mi przesłania całą urodę. Ano właśnie - prace dodatkowe. Większość nauczyciele gdzieś dorabia, a na dodatek ich praca bardzo rzadko kończy się na godzinach szkolnych. W końcu dochodzi do tego przygotowanie lekcji, sprawdzianów, sprawdzanie ich itd., itp.

Holy.Death - A czemu miałbym uważać, że nie? ;) A tak serio. Tak mi się po prostu zdaje. Taki sztandarowy sztafaż fantazjogennych grup zawodowych - pielęgniarki, nauczycielki, policjantki... Ale może się mylę. A co do czołgu - powinieneś zostać wychowawcą na jakimś ekstremalnym obozie resocjalizacyjnym dla skrajne rozpuszczonych dzieciaków. Takim 'czołgowanie' by nie zaszkodziło.

pavlaq89 - Niestety, Pana Onizukę znam jedynie ze 'słyszenia'. A co do 'po co?' - dla mnie w przypadku przedmiotów nielubianych/niepotrzebnych motywacją była cyferka na świadectwie, która mogła być pomocna przy próbach dostania się na studia. Na całe szczęście wtedy i tak egzaminy były elementem decydującym na wielu kierunkach.

Link do komentarza

Tricky, eh? Przyjąłem jedną z dwóch możliwości - albo masz jakieś dane, które za tym świadczą, a wtedy byś je podał, albo to po prostu twoje fantazje, które podajesz innym w formie pytania. Ostatecznie to może być stereotyp. Osobiście uważam, że zawód nie ma znaczenia. Już prędzej chodzi o wygląd, osobowość lub znajomość z daną osobą. Lub wszystko po trochu.

Ja i dzieciaki? Zazwyczaj jestem sympatyczny, ale moje serce kamienieje w takiej kombinacji. Za wyjątkiem mądrych dzieciaków. Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł. Przywódca ludzi musi o nich dbać. Ja bym się zgonem czegoś takiego jak durne dziecko nie przejął. Durne dziecko nie należy do kategorii moich ludzi. Nie umieszczam go nawet w kategorii ludzi. Dzieci są okrutne i złośliwe. Są też głupie. To dobre powody, żeby nie okazywać im litości.

Link do komentarza
CAE da Ci jedynie POTWIERDZENIE Twej znajomości języka.

No bo przecież na słowo nikt mi raczej nie uwierzy...

Aby nauczać potrzebujesz jeszcze studium pedagogicznego.

Chodziło mi głównie o dawanie korepetycji, a do tego raczej nie potrzeba czegoś takiego :)

Uczyć mógłbym - na pewno nie dzieci, ale młodzież, która naprawdę chce się uczyć - jest uczyć przyjemnie ;P

Link do komentarza
...AAA... - Już taki ze mnie zimny drań... Cóż Ty studiujesz, że tak Was męczą? Ja trafiłem na bardzo sympatyczną Panią od łaciny, która z wymaganiami nie przesadzała, a i puszczała nam np. piosenki Elvisa przetłumaczone na łacinę przez szalonych Finów.

Prawo, gdzie katedra prawa rzymskiego jest "słynna" w całej Polsce :-/. Jeżeli student na czymś ma odpaść, to właśni na tym.

Link do komentarza

Holy.Death - Mi chodziło bardziej o stereotyp bezosobowy. Wiadomo, że fantazje dotyczące konkretnej osoby będą zależne od wymienionych przez Ciebie cech. Na siłę można także wziąć pod uwagę częstość występowania w filmach... ekhm... 'przyrodniczych' danej grupy zawodowej. Marnie związany z rzeczywistością to przykład, ale zawsze. A dziecko musiałoby przestać być durne lub 'off with his head'.

opti - Tylko gdzie znaleźć taką młodzież?

alfneo18 - Jak to nie zagrażają? One rządzą światem! Ale ciiii...

...AAA... - Słynna w całej Polsce pośród ludzi studiujących prawo... Dość hermetyczna to sława. Zresztą i o moim wydziale mówiono, że niby najlepsza filologia angielska w Polsce. Ale ja się zawsze zastanawiam - według kogo niby? I tak samo w Twoim przypadku - skąd inni mają niby słyszeć o Twojej katedrze?

Trymus - Ja nie miałbym w zasadzie wiele przeciwko, ale gdyby najpierw usunięto wiele innych bolączek. Zresztą dla mnie lepsza była sytuacja przeszła, gdy to licea nie były tak masowe. Gdyby licea były nieco bardziej 'elitarne' czy też wybredne w przyjmowaniu uczniów - to tak. Ale w sytuacji dzisiejszej powszechności mijałoby się to z celem, bo przez 95% uczniów byłoby traktowane jako kolejny przedmiot do wykucia i zapomnienia.

Link do komentarza
alfneo18 - Jak to nie zagrażają? One rządzą światem! Ale ciiii...

No to teraz mam zagwozdkę :/ Do jakiej frakcji się przyłączyć? Do Rebelii Dorosłych (bo z nimi, tak jakby przystaję) czy do Imperium Dzieci/Młodzieży/Bachorów (ze względu na wiek)? Mam nadzieję, że sprawa wyjaśni się pokojowo :D

PS. Wiecie, że pisanie "ja" w języku polskim, na początku zdania jest nie gramatyczne?

PS2. Offtop u Qbusia rulez :)

Link do komentarza
...AAA... - Słynna w całej Polsce pośród ludzi studiujących prawo... Dość hermetyczna to sława. Zresztą i o moim wydziale mówiono, że niby najlepsza filologia angielska w Polsce. Ale ja się zawsze zastanawiam - według kogo niby? I tak samo w Twoim przypadku - skąd inni mają niby słyszeć o Twojej katedrze?

Chodziło o "antysławę". A dowiedziałem się o niej gdy koleżanka z innego uniwersytetu mi powiedziała, że słyszała o przesiewie z prawa rzymskiego u nas.

Ale na tej łacinie jest faktycznie wymagana jej znajomość (gramatyka itp. i nie chodzi o recytowanie deklinacji, tylko o faktyczne posługiwanie się gramatyczną łaciną) czy jedynie sztywne sentencje prawnicze? Bo spotkałem się z tą drugą opcją "na prawie" pewnego uniwersytetu. Nie wiem jak jest na pozostałych.

Żeby na 88 paremiach się skończyło było by pięknie. Kiedy jednak starają się człowiekowi wkuć całą gramatykę ze wszystkimi stronami, czasami, deklinacjami itp itd w jeden semestr, robi się nieciekawie.

Korzystając z tematyki: jak sądzicie wrócić do powszechnego nauczania łaciny w liceach? Sądzę, że jest z tego ogromny pożytek. Łacina dyscyplinuje, uczy logicznego myślenia...no i humanizuje:)

Bzdura. Dla przeciętnego człowieka nie ma żadnego znaczenia. Ba! Nawet prawnikowi czy lekarzowi są potrzebne tylko "specjalistyczne" wyrażenia, a nie całość. To język martwy i być może kiedyś naprawdę wyjdzie z użycia. Po jakiego grzyba człowiek musi sobie utrudniać życie? Proste konstrukcje czy definicje prawnicze, które i gimnazjalista by zrozumiał, muszą mieć swoje łacińskie nazwy. Przecież jeszcze szary człowiek wziąłby podręcznik od prawa cywilnego i by się połapał o co tam chodzi, nie do pomyślenia...

Link do komentarza

Gdzie znaleźć taką młodzież? Wydaje mi się, że jak się jest korepetytorem, to raczej uczniowie chcą się uczyć - w końcu jest to co innego niż w szkole. Ale to Ty jesteś korepetytorem, i wypadałoby, żebyś napisał coś o swoich uczniach. Z jakiej strony Ty to widzisz. Ja podchodzę do tego tak - rodzice dają ciężko zarobione pieniądze, abym JA mógł się uczyć, tak więc grzechem byłoby olewać naukę z korepetycji. Spore pieniądze jednak ona kosztuje... Ale są pewnie i tacy, którzy mają to całkowicie gdzieś, ponieważ i tak płacą rodzicę, a korepetytor może sobie gadać i gadać.

Link do komentarza

alfneo18 - Dołącz do swojej :)

...AAA... - Takie zarzuty można postawić znakomitej części wiedzy przekazywanej w szkole oraz na studiach, niestety. A tak poza tym: http://www.amazon.com/Legend-Lives-Forever...s/dp/B000000S0O

opti - Ja mam to szczęście, że do korepetycji byłem polecany 'po znajomości'. Tu syn dyrektorki laboratorium, córka znajomego taty, córka właścicieli przychodni... Także raczej osoby 'sprawdzone'. Choć w sumie mogłem trafić na dzieciaki niesforne. Tak się jednak nie stało i nie mam na co narzekać - trzeba mieć nieco cierpliwości i podejścia do młodszych, ale i tak mam szczęście.

Link do komentarza

Przyznam, że jak do tej pory trafiałem na nie najgorszych nauczycieli. Podejrzewam, że to akurat z powodu wybrania konkretnych szkół, które można śmiało polecić każdemu. Nie będę wymieniał, których nauczycieli miałem "OK i w górę", bo narzekać na większość nauczycieli nie mogłem. Dlatego wspomnę o nauczycielce z geografii z gimnazjum, która lubiana nie była przez sztampę, "czystoszkolną" nudę, o nauczycielce od matematyki, która przez dwa lata podstawówki z rozdziału 4-6 nie nauczyła nas prawie nic (była także przez ten dwuletni okres wychowawczynią "naszej" klasy i tu także się nie sprawdziła). Mógłbym w sumie jeszcze wspomnieć o przynajmniej dwóch nauczycielkach, ale nie było z nimi "aż tak źle" :-)

Holy.Death - Z różnych badań wynika, że prawie każdy chłopak (na pewno te 90+%), a z czasem mężczyzna, choć raz fantazjował o nauczycielce, czy innej "psorce". Może to dlatego, że te kobiety widzimy bardzo często w wieku, w którym pojawia się zainteresowanie płcią przeciwną, a zarazem na swoje koleżanki patrzy się jak na "głupie", często przez "nas" niezrozumiałe "istoty obce"? :happy:

Co do uczenia dzieciaków, to nie można zakładać, że ktoś jest "głupi", lub "mądry". Naprawdę większość młodych ludzi jest w stanie pojąć szkolne zagadnienia, tylko brak im odpowiedniej motywacji, bądź dobrego nauczyciela. No i (że tak zostanę wbrew temu co napisałem, przy twoim podziale grup uczniów) te "mądre" uczy się jeszcze trudniej, niż te "głupie", bo często trzeba gonić za ich tokiem myślenia. Dodatkowo nakreślę ci pewną... Hmm... sytuację. Z czasem jak "mądrala" zauważy swoją "przewagę", to zaczyna się lenić, robi się arogancki w stosunku do nauczycieli, co skutkuje nierzadko sytuacją, w której nauczyciel nie potrafi się zachować, uczeń to jeszcze bardziej wykorzystuje, reszta klasy ma uciechę, "arogant" jest jeszcze pewniejszy siebie, aż w końcu "wykładowcę" trafia szlag, załamuje się psychicznie itd. Wbrew pozorom jest to dość częste zjawisko, które doprowadza do wspomnianego załamania psychicznego i przemianą człowieka w "okrutną i znienawidzoną bestię". Jest to jeden z przykładów niebezpieczeństw, które niesie ze sobą zawód nauczyciela. Innymi są m.in. bardziej widoczne zboczenia zawodowe, rutyna ze sztampą, która oducza "ludzia" kreatywności i empatii w stosunku do młodych ludzi. Dlatego obok policji i wojska (w najmniejszym stopniu z trzech wymienionych) zawód nauczyciela jest najbardziej oddziałujący na psychikę, i dlatego także nauczyciele są uznawani często za osoby "stracone". Nie ma co ukrywać, że "spoko belfrów" jest niewielu.

Chyba troszeczkę zszedłem z drogi, którą był omawiany temat? ;-)

PS Przepraszam za trochę chaotyczną wypowiedź, ale pisałem ją "wyrywkami" :-P

Link do komentarza

Czyli jednak me samczo-męski domysły nie były chybione. A z tym trafieniem w okres dojrzewania rzeczywiście może coś być. A co do mądrych-głupich - ważniejsze chyba są cechy charakteru, a nie inteligencja sama w sobie.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...