Mens et caro paedagogica
Wybaczcie te marny próby szastania łaciną - nie wiem nawet, czy poprawnie sobie utworzyłem tłumaczenie wyrażenia 'umysł i ciało pedagogiczne'. Wiem za to, że spirytusami movensami tego wpisu były elementy dwa: słusznie promowany wpis theconverse'a, czyli Studiowanie to baaardzo poważna sprawa!, oraz jakże niefortunne minięcie na ulicy nauczycielki języka niemieckiego z liceum. Jakże więc nietrudno się domyśleć - wpis będzie tematycznie edukacyjny, a w zasadzie około-nauczycielski.
Ten nauczyciel jest naprawdę glamour
Na początek sam, i to bez bicia, przyznam, że jestem nauczycielem. Tylko korepetycyjnym, ale posiadam i dyplomem filologii angielskiej nadane uprawnienia do nauczania. Odbyłem dość długie praktyki nauczycielskie na drugim i trzecim roku studiów, ale od początku niezbyt czułem się w tej roli. Mimo, że nie są to żadne złe ni traumatyczne wspomnienia, nie widzę siebie jako nauczyciela. Ewentualnie jestem w stanie dopuścić wspomniane korepetycje lub też z małą grupą z szkole językowej. Klasowo-masowe nauczanie mi zupełnie nie leży i nie sądzę, żebym potrafił w takiej sytuacji kogokolwiek skutecznie czegokolwiek nauczyć. Ale tu zbaczam na pola oceny systemu edukacyjnego samego w sobie, a nie o tym miałem...
And the professors in their colleges
Trying to feed me knowledge
That I know I?ll never use.
Thank you sir for the millions of words
That you?ve handed me down and you?ve told me to learn
Andrzej Samson (to dopiero temat na wpis) w książce 20 tysięcy godzin w budzie napisał:
Wspomniana-napotkana przeze mnie nauczycielka języka niemieckiego, pani Klein nie była osobą marną - była marnym nauczycielem dla naszej klasy. Była klein nie tylko wzrostem, ale także i umiejętnością zachęcania (a nawet zmuszenia) nas do nauki jej przedmiotu. Po pewnym czasie zupełnie zrezygnowała i zajęcia były po prostu nudnym klepaniem odmian i kartkówek. Jako osoba była nawet w porządku - po prostu zupełnie nie potrafiła się odnaleźć w sytuacji, gdy klasa była bardziej asertywno-niespokojna (inni nauczyciele problemów raczej z nami nie miewali). I tak niestety bywa ze sporą częścią nauczycieli - są to poczciwe osoby, które pracę nauczycielską rozpoczęły, bo po ukończeniu biologii, matematyki, geografii czy też polonistyki nie potrafili znaleźć innej pracy. Nie jest jeszcze tak źle, gdy taka osoba ma solidne podejście do wykonywanej pracy i pracą na własnymi umiejętnościami nadrabia brak predyspozycji osobowościowych (z braku lepszego określenia).
Na zajęciach z metodyki mówiono nam, że nauczycielem wcale nie trzeba być 'z powołania'. Odpowiednich zachowań i nawyków można się nauczyć, mogą one być nabyte i talentu wrodzonego nie wymagają. Ja się z tym zgadzam, lecz - niestety - większość osób, które potrafiłyby tak się wyuczyć, potrafi także dostosować się do zawodów bardziej prestiżowych i, tu leży edukacyjny pies pogrzebany, lepiej płatnych. Gdzieś po środku mamy grupę średniaków - nauczycieli z jako-takim zaangażowaniem, podejściem oraz 'w porządku'. Ja miałem takie szczęście, że w liceum trafiałem głównie na takich, a nawet z tendencjami wzrostowymi... Trafiłem też na dwóch nauczycieli 'z górnej półki'. Nauczyciel języka angielskiego był maniakiem języka angielskiego i potrafił odpowiednio zmotywować do bardzo ciężkiej pracy, która dawała sporo efektów nawet w przypadku osób, których oceny nie były zbyt dobre. Drugim nauczycielem był 'profesor' od historii, który z kolei był z (wielkiego) zamiłowania historykiem. Doktoryzował się w tym samym czasie, miał ogromną wiedzę, pisał artykuły, a później (już, gdy skończyłem liceum) zaczął pracę w czasopiśmie 'Mówią Wieki'. Pierwszy był dobrym 'edukatorem', a drugi średnim, ale potrafił zarazić swoją pasją i zainteresować całą klasę licznymi przypowiastkami i anegdotami.
And teach me about the structure of man,
But all your endless calculations
Can?t tell me why I am.
No you can?t tell me why I am,
No you can?t tell me why I am.
I to według mnie są dwa główne 'źrodła' dobrych nauczycieli - z powołania na nauczania oraz pasji do danego przedmiotu. Czasem obie cechy idą w parze, lecz nie jest to konieczne. Sam poznałem żywy przykład 'in the making' - koleżanka ze studiów nie ukrywała, że chce zostać nauczycielką i na prowadzonych czasem przez nią ćwiczeniach było widać, że poradzi sobie świetnie. Jak jednak wspomniałem - takie chęci często są weryfikowane przez życie, a w zasadzie przez kasę. Absolwent filologii angielskiej może lepiej zarobić przy wielu innych okazjach i do szkół trafią tylko najwięksi pasjonaci (złośliwi powiedzą, że najbardziej wyprani z rozsądku) lub... osoby niepotrafiące znaleźć innego zajęcia.
A jak Wy trafialiście? Jakich nauczycieli mieliście i macie? Jakich cenicie, a których nienawidzicie? Jak widzicie siebie w tej roli?
A może podkochiwaliście się w jakiejś ponętnej psorce?
^^ Ponętna psorka przykładowa ^^
A tak na zupełnym marginesie tej marnej próby podbicia popularności - czemu nauczycielki są jedną z głównych męskich fantazji erotycznych?
Stanisław Jerzy Lec
24 komentarzy
Rekomendowane komentarze