Skocz do zawarto艣ci

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie mo偶na dodawa膰 nowych odpowiedzi.

P_aul

[Free] Tenchi Fukei

Polecane posty

- Przepi臋kne... - sykn膮艂 w ekstazie Soth czuj膮c ka偶d膮 odrobin臋 cierpienia z tej gigantycznej masy b贸lu jaka wytworzy艂a si臋 nad jedn膮 z planet sektora galaktyki Aidy. - Tyle zniszczenia... tyle nienawi艣ci... tyle 艣mierci... Ach, mam ochot臋 zatopi膰 si臋 w tym morzu krwi...

- Ju偶 nied艂ugo b臋dziesz mia艂 okazj臋. - odpar艂em zachowuj膮c bardziej trze藕wy umys艂 skupiaj膮c si臋 na zadaniu. - St膮d niewiele jeste艣my w stanie zobaczy膰. Astral w tym sektorze jest wr臋cz przepe艂niony esencj膮 demon贸w, ale na razie te nie mog膮 znale藕膰 uj艣cia. Poza tym nie wiemy jak sytuacja wygl膮da na "dole", ale za to wiem do kogo zwr贸ci膰 si臋 o "pomoc".

- Pomoc? - powt贸rzy艂 zaintrygowany Bethezer. - S膮dzisz, 偶e jedna ze stron zechce zawrze膰 z nami pakt?

- O tak - mrukn膮艂em zadowolony z w艂asnej przebieg艂o艣ci. - Sp贸jrzcie na t膮 planet臋... Aqua Dominius... prawdopodobnie dom dla jednej z wysuni臋tych baz trzeciej frakcji. W wi臋kszo艣ci planeta wodna, po kt贸rej teraz gdy walcz膮ce strony u偶y艂y najpot臋偶niejszych broni w arsena艂ach szalej膮 kilkukilometrowe tsunami. W dodatku atmosfera pokryta jest g臋st膮 warstw膮 chmur i prawie 偶adne promienie s艂oneczne nie przebijaj膮 si臋 na powierzchni臋. Zamieszkuj膮ca j膮 ras膮 偶y艂a na wielu lewituj膮cych platformach. Nie musz臋 dodawa膰, 偶e w obecnej sytuacji tylko te, kt贸re posiadaj膮 pot臋偶ne pola si艂owe jeszcze istniej膮... Tym zaoferujemy pomoc. Mo偶liwe, 偶e przedstawiciele tej frakcji prze偶yli jeszcze gdzie indziej, ale nie mam w膮tpliwo艣ci, 偶e s膮 najs艂absz膮 stron膮 konfliktu i tylko czeka膰 a偶 zostan膮 wyr偶ni臋ci przez pozosta艂膮 dw贸jk臋.

- Widz臋 do czego zmierzasz. Nie s膮dzisz jednak, 偶e najpierw warto pozna膰 potencja艂 bojowy pot臋偶niejszych frakcji? - spyta艂 Bethezer.

- Nie. - odpowiedzia艂em z pewno艣ci膮 w "g艂osie". - Oni zaj臋ci s膮 swoimi sprawami. Jedyne Zakon wykryje otwarcie Bramy, ale wtedy b臋dzie za p贸藕no...

- Dobrze. W takim razie co decydujesz?

- Soth - zwr贸ci艂em si臋 do w臋偶owego demona. - Przenikniesz do sfery cienia a tam u偶yjesz swoich hipnotycznych technik na jednym z mieszka艅c贸w planety. Potem znajdziesz spos贸b aby porozumie膰 si臋 z tamtejszym dow贸dc膮 i przedstawisz mu nasz膮 ofert臋. Bez zb臋dnych ofiar. Przynajmniej teraz. Zrozumia艂e艣?

- Tak jessssst... - sykn膮艂 Soth zabieraj膮c si臋 do wykonania powierzonego mu zadania.

Mnie pozosta艂o na razie cierpliwie oczekiwa膰 na jego powr贸t.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Chwasty? Nie jest to dla mnie jaka艣 wybitna nowo艣膰, wi臋c mo偶e nie b臋dzie tak 藕le. W ko艅cu kos膮 umiem si臋 obs艂ugiwa膰?

Po wyj艣ciu z gabinetu, reszta postanowi艂a si臋 chyba przebra膰, lub co艣 na t膮 mod艂臋, bo do艣膰 szybko znikli mi z oczu. I dobrze zreszt膮. Gdyby mi si臋 napatoczy艂 w tej chwili ta ?pan?, kt贸ry na mnie wpad艂, zapewne bym znowu buchn臋艂a ogniem. Chocia偶 bym raczej nic mu nie zrobi艂a, bo jestem ca艂a mokra?Podlecie膰 do akademika nie dam rady, bo moje skrzyd艂a ewidentnie odmawiaj膮 mi pos艂usze艅stwa, wi臋c mo偶e mocy chocia偶 wystarczy na wysuszenie siebie i ubra艅. Tylko trzeba znale藕膰 jakie艣 ustronne miejsce?

Aura by艂a bardzo s艂aba, ale dzia艂a艂a. Przez zab贸jcze pi臋膰 sekund, troch臋 wysch艂am, stoj膮c za jakim艣 du偶ym pojemnikiem i staraj膮c si臋 nie zwraca膰 uwagi. Brama by艂a spory kawa艂ek, wi臋c wyruszy艂am z obola艂ymi skrzyd艂ami i r臋k膮 w jej kierunku.

Zastanawiam si臋 ile czasu zajm膮 te chwasty. S膮dz膮c po reszcie uczestnik贸w tego przedsi臋wzi臋cia, pewnie d艂ugo. Mo偶e chocia偶 tych dwoje opiekun贸w pogoni t膮 tr贸jk臋? Mam tak膮 lekk膮 nadziej臋, bo dzie艅 jest wybitnie pi臋kny i a偶 szkoda by by艂o przetraci膰 go przez g艂upi przypadek. A mo偶na przecie偶 by by艂o zatrzyma膰 si臋. I pomy艣le膰?o tym?o tamtym. Ehhhh?

Standardowo upojona swoimi rozmy艣laniami sz艂am prosto przed siebie. Mija艂am r贸偶nych uczni贸w, nauczycieli, czy stra偶nik贸w, nie zwracaj膮c na nic uwagi. Dopiero jakie艣 dziwaczne d藕wi臋ki mnie ?obudzi艂y?. To ten zbok siedzia艂 i przygrywa艂 co艣 na gitarze. Ca艂kiem?nie藕le? Czyli ma jaki艣 inny talent ni偶 obmacywanie nieznanych mu dziewczyn? Pomijaj膮c to okaza艂o si臋, 偶e dosz艂am do bramy, gdzie by艂a reszta ?skaza艅c贸w?. Opar艂am si臋 o jaki艣 murek kawa艂ek od nich, i czeka艂am na opiekun贸w.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Praca sz艂a dobrze. Cz臋艣ciowo sko艅czy艂em jedn膮 cz臋艣膰 zbroi: os艂on臋 na lewe rami臋. R臋kawica i pokryta ochronnymi p艂ytami metalowa obudowa maj膮ca 艂膮czy膰 si臋 z reszt膮 zbroi. Teraz musz臋 jeszcze tylko wpakowa膰 do 艣rodka amortyzatory, kt贸re b臋d膮 redukowa膰 odrzut...

Dalsz膮 prac臋 przerwa艂a mi dw贸jka nieznajomych Stra偶nik贸w. Cthao'tun i Smoczokrwista Yradi, je艣li si臋 nie myl臋. M臋偶czyzna przedstawi艂 mi si臋 jako Quel i powiedzia艂, 偶e dyrektor wyznaczy艂 im zadanie pilnowania uczni贸w, kt贸rzy za kar臋 maj膮 zaj膮膰 si臋 sprawiaj膮cymi problemy ro艣linami w cz臋艣ci miasta, w kt贸rej mieszkam. Poprosili mnie o wyposa偶enie i wsparcie.

- Nie ma problemu. - odpowiedzia艂em. - P贸jd臋 z wami. Zawsze to jakie艣 zaj臋cie. No i rzeczywi艣cie, ostatnio ro艣linki zachowuj膮 si臋 dziwnie. Dotychczas po prostu sobie ros艂y i przy艣piesza艂y rozk艂ad substancji organicznych, a potem je wch艂ania艂y. By艂o kilka bardziej agresywnych okaz贸w, kt贸re po艂yka艂y bardziej odporne odpadki, ale nie atakowa艂y nikogo. A偶 tu nagle zacz臋艂o hucze膰 od plotek, 偶e komu艣 pr贸bowa艂y po偶re膰 kota, a jeszcze innemu zgin膮艂 pies. Mo偶e zacz臋艂y mutowa膰? Kto wie?

Nie przerywaj膮c monologu, przynosz臋 od magazyniera odpowiedni sprz臋t.

- Oto nasze zabawki. Miotacze ognia, zar贸wno tradycyjne, na paliwo, jak i zasilane magicznymi kryszta艂ami dla mag贸w. Te modele mog膮 do tego miota膰 substancj膮 ga艣nicz膮, w ko艅cu nie chcemy pu艣ci膰 wszystkiego z dymem. Do tego rozpruwacze, czyli po prostu z臋bate, ostre jak brzytwa maczety. Istniej膮 modele nap臋dzane spalinowo, ale to chyba nie b臋dzie konieczne. No i oczywi艣cie maski gazowe, r贸wnie偶 w wersjach zwyk艂ych i magicznych. B臋dziemy musieli zej艣膰 tam na d贸艂, a zgaduj臋, 偶e nie przepadacie za zapachem zgnilizny i rozk艂adu. Od贸r nie dosi臋ga cz臋艣ci zamieszkanej, ale w dolinach, gdzie rosn膮 ro艣liny, czu膰 go a偶 za dobrze. Na koniec wreszcie zestaw medyczny, na wypadek, gdyby komu艣 co艣 si臋 sta艂o.

Oddaj臋 magazynierowi na przechowanie nieuko艅czon膮 zbroj臋. Wr贸c臋 do niej p贸藕niej. Staj臋 przed Stra偶nikami, trzymaj膮c wyposa偶enie.

- To chyba wszystko. Idziemy.

Zapowiada si臋 niez艂a zabawa. No i b臋dzie okazja popisa膰 si臋 przed uczniakami. To mi si臋 chyba nigdy nie znudzi.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Ciemno艣ci ? gdybym by艂 nadal istot膮 materialn膮, na pewno w艂a艣nie to bym widzia艂 w sferze negacji. My jednak postrzegamy t臋 rzeczywisto艣膰 w innej percepcji, takiej, kt贸ra umyka wiedzy istot 偶ywych. Od dawna ju偶 nie jestem jedn膮 z nich ? nale偶臋 do innych.

W mojej 艣wiadomo艣ci wytworzy艂o si臋 wn臋trze budynku, kt贸ry na Ziemi w galaktyce Drogi Mlecznej zosta艂by nazwany zamkiem w stylu gotyckim. 艢ciany i pod艂oga zbudowane z kamieni, wielki kandelabr, strzeliste okna, za kt贸rymi rozpo艣ciera艂 si臋 ?krajobraz? sfery negacji, w tej cz臋艣ci z przewag膮 ognia. Kl臋ka艂em na jednej nodze naprzeciwko majestatycznie wygl膮daj膮cego z艂oto-fioletowego tronu w towarzystwie innego demona ? skrzy偶owania cz艂owieka o twarzy chochlika oraz koz艂a, od kt贸rego m贸j towarzysz mia艂 tylko nogi. Obaj jeszcze niedawno zostali艣my wys艂ani na misj臋 do warstwy fizycznej, 偶eby napsu膰 krwi pewnym istotom daleko we Wszech艣wiecie. Zostali艣my jednak wykryci i mogliby艣my sko艅czy膰 marnie, a nawet o ma艂o co nie dosz艂o do interwencji Stra偶nik贸w. Gdyby jednak m贸j ?towarzysz? nie zacz膮艂 si臋 w pewnym momencie wyg艂upia膰, nigdy by do tego nie dosz艂o.

Teraz kl臋kali艣my przed jednym z Wy偶szych Demon贸w w tej cz臋艣ci sfery negacji, ka偶膮cego nazywa膰 siebie Majestatem. By艂a to wysoka istota zakuta w pe艂n膮, fioletowo-z艂ot膮 zbroj臋 i rogaty he艂m. Twarzy nie dawa艂o si臋 zauwa偶y膰, ale z oczodo艂贸w bucha艂y niewielkie p艂omienie.

- Shan?ten?ranie? Testrenie? ? rzek艂 Majestat, lustruj膮c nas wzrokiem. ? Doskonale zdajecie sobie spraw臋, dlaczego tu jeste艣cie. Zawiedli艣cie mnie. Mieli艣cie zasia膰 zam臋t, ale dali艣cie si臋 wykry膰 jak ostatni g艂upcy.

- Panie, to nie moja wina! ? zakrzykn膮艂 Testren. ? Chcia艂em co艣 z tym zrobi膰, naprawd臋, ale on mi przeszkodzi艂! Nie da艂 dzia艂a膰!

- Zamknij mord臋? ? sykn膮艂em cicho w jego stron臋.

- Widzisz, panie?! On mn膮 gardzi! A przecie偶 widzisz, jak bardzo jestem wobec ciebie lojalny i naprawd臋?

- Dosy膰! ? przerwa艂 Majestat. ? Sko艅czcie to t艂umaczenie si臋. Prawda jest taka, 偶e wasza misja si臋 nie powiod艂a. Nie macie tutaj nic do gadania. Za tak膮 niekompetencj臋 powinienem was ukara膰, ale jako 偶e niecz臋sto si臋 wam zdarzaj膮 takie niepowodzenia, pozwol臋 wam odej艣膰 st膮d wolno. Byle szybko.

- Tak, panie ? odpowiedzieli艣my razem, po czym wstali艣my i wyszli艣my z zamku. Poczu艂em si臋 wzburzony.

W naszej 艣wiadomo艣ci wytworzy艂a si臋 zawieszona w powietrzu droga skalista, a tak偶e 艣ciana owego zamku. ?Krajobraz? stanowi艂y ciemno艣ci o czarno-fioletowej po艣wiacie oraz przepa艣膰, w kt贸rej st膮d wida膰 by艂o tylko szalej膮ce ognie. Gdy tylko wyszli艣my z zamku, z艂apa艂em demona za barki i przycisn膮艂em go do muru. By艂em paskudnie z艂y.

- Chcesz mi co艣 jeszcze powiedzie膰? ? sykn膮艂em.

- N-nie mam ci nic do powiedzenia! ? zadygota艂 demon. W贸wczas uwolni艂em praw膮 r臋k臋 i 艣cisn膮艂em ni膮 jego gard艂o.

- Nic, tak? My艣lisz, 偶e je艣li wleziesz w d*** Majestatowi, to uratujesz swoje n臋dzne, g****ane 偶ycie? Z艂udne nadzieje. Jeste艣 dla mnie zwyk艂膮 kup膮 rzygowin. Gardz臋 takimi lizusami jak ty, wi臋c je艣li 偶ycie ci mi艂e, masz mi natychmiast znikn膮膰 z oczu.

Demon zacz膮艂 ju偶 mocno si臋 dusi膰. Cho膰 na nic innego nie zas艂ugiwa艂, pu艣ci艂em go. Upad艂szy na pod艂o偶e, mia艂 problem, by wsta膰 czy nawet co艣 powiedzie膰. Nie obchodzi艂o mnie to. Pazurami u stopy przeora艂em mu korpus ? demon rykn膮艂 z b贸lu.

- Tak to zawsze dzieje si臋 tym, kt贸rzy w艂a偶膮 innym w d*** ? stwierdzi艂em beznami臋tnie. ? Przemy艣l to sobie dog艂臋bnie, chyba 偶e i do tego nie jeste艣 zdolny. A lepiej, 偶eby艣 by艂, bo nast臋pnym razem sko艅czysz jeszcze gorzej?

Podczas gdy ten 艣mie膰 zwija艂 si臋 z b贸lu, dopiero teraz zauwa偶y艂em, 偶e ogl膮da艂o to kilka innych demon贸w, w tym dwa zwierz臋ce. Wszyscy jednak bali si臋 nawet podej艣膰. I bardzo dobrze.

- To jest? Shan?ten?ran? z klanu Yanoka? ? wydusi艂 z siebie jeden z nich.

- Nigdy. Mnie. Tak. Nie. Nazywaj ? powiedzia艂em gro藕nie. Od d艂u偶szego czasu nie chcia艂em s艂ysze膰 nazwy tego klanu, dlatego zaraz we mnie bardziej zawrza艂o. Chcia艂em ju偶 si臋 oddali膰, kiedy nagle us艂ysza艂em w g艂owie:

- Shan?ten?ranie, wzywam ci臋 do siebie!

By艂 to g艂os Majestata. Rzuci艂em pogardliwe spojrzenie na Tes? jak mu tam by艂o, a potem na tamt膮 grupk臋, i wszed艂em ponownie do 艣rodka zamku.

Ujrza艂em Majestata siedz膮cego na swoim tronie. Staraj膮c nie dawa膰 po sobie pozna膰 w艣ciek艂o艣ci, podszed艂em do niego i ukl臋kn膮艂em na jednej nodze.

- Co rozka偶esz, panie?

- Shan?ten?ranie, nie ma tu ?co rozka偶esz?. W tej cz臋艣ci naszej sfery jest sporo demon贸w, ale w przeciwie艅stwie do wielu z nich ciebie darz臋 szczeg贸lnym szacunkiem. A 偶e jeste艣my sami, to chcia艂bym, 偶eby艣my porozmawiali jak r贸wny z r贸wnym. Wsta艅 z kl臋czek.

Wsta艂em. Zdziwi艂em si臋 bardzo, poniewa偶 Majestat po raz pierwszy mnie tak wyr贸偶ni艂.

- Musisz te偶 wiedzie膰 ? kontynuowa艂 Wy偶szy Demon ? 偶e obserwowa艂em ca艂膮 wasz膮 misj臋. Widzia艂em te偶, co tw贸j towarzysz tam robi艂.

- By艂y towarzysz?

- Tak, by艂y? Ja te偶 mam szczeg贸lnie pogardliwy stosunek do tch贸rzy, kt贸rzy nie umiej膮 si臋 wybroni膰, tote偶 uciekaj膮 si臋 do lizusostwa? Bardziej jednak patrz臋 na to, co ty robisz. Surowy, okrutny, stanowczy? Kiedy艣 by艂by z ciebie dobry materia艂.

- Jako艣 mnie do tego nie ci膮gnie.

- Ta twoja skromno艣膰? Zreszt膮 w艂a艣nie za to ci臋 podziwiam - ty m贸g艂by艣 mie膰 wszystko, ale nie gonisz za tym, natomiast inny, kt贸ry ca艂e swoje 偶ycie by po艣wi臋ci艂, by to zdoby膰, zrobi艂by to nadaremnie?

- Moje dawne 偶ycie czego艣 mnie nauczy艂o? ale zwo艂a艂e艣 mnie tylko dla pogaw臋dki?

- Niekoniecznie. Mam dla ciebie kolejne zadanie?

- Je偶eli ma to zwi膮zek z przenikni臋ciem do sfery materialnej, to teraz nie dam rady. Musz臋 odczeka膰 kilka godzin, nim zn贸w to zrobi臋.

- Dlatego nie wymagam od ciebie natychmiastowego dzia艂ania. Pozw贸l jednak, 偶e przejd臋 do rzeczy. Kojarzysz galaktyk臋 Aida?

- Tak. Co tam jest takiego ciekawego?

- Konflikt, Shan?ten?ranie. Cz臋艣膰 tej galaktyki pogr膮偶y艂a si臋 w stanie wojny - teraz zajmuj膮 si臋 czym艣 tak niepo偶ytecznym, zamiast martwi膰 si臋 tym, czym powinni. Nami, na przyk艂ad. Zreszt膮 to kwestia czasu, zanim do tych trzech frakcji nie do艂膮czy czwarta? i pi膮ta.

- Demony i Stra偶nicy?

- Zgadza si臋. O zape艂nienie tej czwartej jednak zatroszcz膮 si臋 inne Wy偶sze Demony. Abaddon, Mefistofeles, Pursos. Na pewno znasz ich imiona.

- Tak.

- Z pewno艣ci膮 ju偶 kogo艣 wys艂ali? Tym kim艣 jest najprawdopodobniej jeden z Demon贸w Cienia.

- Kogo masz na my艣li?

- Prze艣l臋 ci w umy艣le jego obraz, kiedy ju偶 wyruszycie.

- Wyruszymy? Panie, chyba nie chcesz powiedzie膰, 偶e?

- Nie chc臋. Testren wi臋cej nie b臋dzie ci zawadza艂. Mia艂em na my艣li wys艂anie ci臋 z dwojgiem innych demon贸w, bardziej do艣wiadczonych i wyrachowanych ni偶 tamten. Po艣l臋 ich do ciebie nied艂ugo po tym, jak sko艅czymy tutaj.

- Rozumiem. Na czym jednak ma polega膰 moje zadanie?

- Po艂膮czycie si艂y z tym Demonem Cienia. Zrobicie to jednak bardziej po to, by da膰 o sobie zna膰. Przede wszystkim macie we tr贸jk臋, czyli ty i demony, kt贸re ci przydziel臋, przenikn膮膰 do g艂贸wnej bazy jednej z tych trzech frakcji, by doprowadzi膰 j膮 do upadku. W jaki spos贸b to zrobicie, to ju偶 wasz problem. Najwa偶niejsze jednak, 偶eby艣cie nie dali si臋 wykry膰, tym bardziej przez Stra偶nik贸w. Ale w razie gdyby si臋 napatoczyli, to wiesz, co zrobi膰.

- Tak jest, panie. Tym razem ci臋 nie zawiod臋.

- Znowu ta s艂u偶alczo艣膰?? Niech ci b臋dzie. Kiedy spotkacie tego Demona Cienia, to co z nim ustalicie, to te偶 jest wy艂膮cznie wasz interes. To wszystko, co mam do powiedzenia. Masz jakie艣 pytania?

- 呕adnych, panie.

- Bardzo dobrze. Niech ten konflikt spotka to samo, co tw贸j klan?

- M贸j klan?

- Opowiem ci o tym w swoim czasie. A tymczasem ruszaj. Niech twoja misja przybli偶y nas do osi膮gni臋cia naszych cel贸w, tak偶e tych wy偶szych.

- Wy偶szych ni偶 zag艂ada Wszech艣wiata?

- To te偶 ci wyja艣ni臋 w swoim czasie. Teraz id藕. I nie pytaj mnie o nic wi臋cej.

- Ku chwale demon贸w? ? powiedzia艂em cicho.

- Tak. Nie艣 chaos ku naszej chwale, Shan?ten?ranie.

Wyszed艂em.

?Co chcia艂 mi przekaza膰 o klanie Yanoka? 呕e przesta艂 istnie膰? Nie powinien mnie on interesowa膰, ale jednak ci膮gle o tym my艣l臋? I czym s膮 te <<wy偶sze cele>>? Domy艣lam si臋, 偶e nie jest to zag艂ada Wszech艣wiata, ale w takim razie co? Heh? Widz臋, 偶e niepotrzebnie zaprz膮tam sobie tym g艂ow臋. Porozmawiam z nim powa偶nie, ale po zadaniu. Do tego czasu mam nadziej臋, 偶e te demony, kt贸re maj膮 by膰 ze mn膮 w grupie, nie b臋d膮 kretynami jak tamten??.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

- My艣lisz, 偶e mu si臋 uda? - us艂ysza艂em g艂os Bethezera po d艂u偶szej przerwie gdy w ciszy nasze 艣wiadomo艣ci dryfowa艂y nad planet膮.

- Czemu by nie mia艂o? - westchn膮艂em od niechcenia. - Je艣li b臋dzie wystarczaj膮co skupiony na powierzonym mu zadaniu to wszystko powinno p贸j艣膰 po mojej my艣li.

- W sumie... - zawaha艂 si臋 demon. - Racja. Nikt nie chce popa艣膰 w nie艂ask臋 wobec Wysokich Demon贸w a ju偶 szczeg贸lnie Mefistofelesa.

Mefistofelesa? Pfff, nie ma 偶adnej finezji w zadawaniu tortur. Po prostu w jednej chwili jeste艣, w drugiej cie nie ma jakby艣 nigdy nie istnia艂... zapewne w og贸le nie czu膰 b贸lu. Natomiast Abaddon zna si臋 na rzeczy. Nim sko艅czy ka偶dy b艂aga go u st贸p aby wreszcie zako艅czy艂 ten chory taniec b贸lu i zada艂 ostateczny cios, ale nie... Nim wepchnie istot臋 do wiecznej nico艣ci musi napawa膰, nasyci膰 si臋 jej b贸lem, rozrywaj膮cym umys艂 cierpieniem nim stwierdzi, 偶e ma do艣膰. D艂ugo jednak potrafi bawi膰 si臋 z ofiar膮...

- Dok艂adnie. Powinien cho膰 raz wstrzyma膰 swoj膮 rz膮dz臋 krwi jak na porz膮dnego demona przysta艂o. Albo zwyczajnie sprytnego... - doda艂em po chwili.

- Przechodz膮c jednak dalej nadal uwa偶am, 偶e...

W tym momencie Bethezer przerwa艂. Trudno si臋 dziwi膰, w ko艅cu nie na co dzie艅 w sferze negacji odbija si臋 echem tak cudowna fala krzyku rozpaczy, kt贸ra zosta艂a uci臋ta jak za machni臋ciem r臋ki. Zwr贸cili艣my si臋 w kierunku sk膮d doszed艂 do nas ten ryk umieraj膮cych... To co ujrza艂em wprawi艂o mnie w stan b艂ogiego zachwytu. Rozpadaj膮ca si臋 planeta. Nie s膮dzi艂em, 偶e walcz膮ce frakcje maj膮 jeszcze tak pot臋偶ne zabawki w zanadrzu, ale wiedzia艂em jedno - s膮 cholernie pot臋偶ne.

- Niech mnie... - mrukn膮艂 Bethezer. - S膮dzi艂em, 偶e wykorzystali ju偶 swoje asy w r臋kawie i teraz czeka nas zwyk艂a wojna... a w艂a艣ciwie ich.

- Wiesz o jakie艣 broni z sfery materialnej, kt贸ra jest w stanie dokona膰 takich zniszcze艅? - spyta艂em.

- Rozerwanie takiej planety na strz臋py? Nie, nie znam si臋 na uzbrojeniu istot 偶ywych, ale ostatecznie ta planeta nie by艂a zbyt du偶a... Powiedzmy, dom dla jaki艣 pi臋ciu milion贸w istnie艅 przy za艂o偶eniu, 偶e warunki klimatyczne pozwala艂aby na takie zaludnienie.

- Nie s膮dz臋, 偶eby zgin臋艂o ich a偶 tyle. Inaczej Astral wy艂by z nadmiernej ilo艣ci Demon贸w... - odpar艂em. Co nie znaczy, 偶e nie pasowa艂by mi ten fakt... - Cho膰 przy okazji r贸wnie偶 s膮dzi艂em, 偶e teraz skupi膮 si臋 na wojnie konwencjonalnej a nie przerzuca膰 si臋 zabawkami masowego ra偶enia.

- Ciesz si臋, 偶e nie postanowili za艂atwi膰 tej ca艂ej Aqua Dominius.

- Oczywi艣cie, zamierzam - rzek艂em ironicznie. - Do艣膰 pogaduszek... Czuj臋, 偶e zbli偶a si臋 Soth.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Odebra艂em ca艂y sprz臋t s艂uchaj膮c Verlanina. Potwierdzi艂, 偶e dzieje si臋 tam co艣 do艣膰 niepokoj膮cego. Trzeba b臋dzie uwa偶a膰.

- Chod藕my. Uczniowie czekaj膮 przy bramie. Aha, to nie s膮 zabawki, tylko bro艅.

Zapakowa艂em klamoty na robota-tragarza przypominaj膮cego lewituj膮c膮 kilka centymetr贸w nad ziemi膮 metalow膮 skrzyni臋 i wyszed艂em ze zbrojowni. Sam nie musia艂em nic z niej pobiera膰 ponad to, co dostali艣my. Moj膮 bro艅 zawsze mog臋 do siebie przywo艂a膰, ale nie s膮dz臋 偶eby by艂a mi potrzebna. Uczni贸w mamy tylko pilnowa膰, a nie wykona膰 za nich ca艂膮 robot臋. Oby tylko nie zrobili sobie krzywdy miotaczami. K艂opoty wywo艂ane ich indolencj膮 to ostatnie czego nam trzeba.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Nie sz艂am razem ze wszystkimi, mia艂am troch臋 co innego do zrobienia. Quel powinien sobie poradzi膰 z wzi臋ciem ekwipunku dla reszty. Ja mia艂am sw贸j w艂asny. Miotacze ognie, maczety... Prychn臋艂am.

To nie s膮 bronie dla Stra偶niczki. Jakie艣 wymy艣lne, dziwnem, magiczne, techniczne gad偶eciki.

Ja mam co艣 lepszego.

U艣miechn臋艂am si臋 szeroko, wchodz膮c do pokoju. Tak, dawno nie u偶ywa艂am ich, pewnie si臋 st臋skni艂y...

Zdj臋艂am kimono i zacz臋艂am zak艂ada膰 zbroj臋, kawa艂ek po kawa艂ku. Mog艂abym zrobi膰 to nawet z zamkni臋tymi oczami, robi艂am to setki razy. W ko艅cu nak艂adam na g艂ow臋 he艂m i bior臋 do r臋ki Garyuu. Kiedy wychodz臋 z pokoju czuj臋 prawie, 偶e mog艂abym lata膰. Nareszcie jaka艣 akcja! Walka! Koniec gnu艣nienia w czterech 艣cianach.

Gdyby nie moja zbroja i to, 偶e Stra偶niczce takie zachowanie nie przystoi to bieg艂abym do bramy w podskokach, ale tak mog臋 tylko i艣膰. W ko艅cu dochodz臋 do stoj膮cej przy niej grupki.

-Wszyscy gotowi do akcji?

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Yradi posz艂a po sw贸j w艂asny sprz臋t, a ja pod膮偶y艂em razem z Quelem w kierunku bramy. Postanowi艂em po drodze troch臋 z nim pogaw臋dzi膰 dla zabicia czasu.

- Bro艅? O nie, nie masz racji. To nie jest bro艅, tylko zabawki. Produkowane masowo, wed艂ug schematu. Bierzesz je, idziesz z nimi do bitwy, zabijasz paru go艣ci i odrzucasz, nawet si臋 tym nie przejmuj膮c, bo zawsze mo偶esz dosta膰 nowe. Nie zrozum mnie 藕le, wiem, 偶e te rzeczy s膮 z najwy偶szej p贸艂ki i bardzo niebezpieczne, ale po prostu nie czuj臋 do nich szacunku. Mog臋 si臋 nimi troch臋 pobawi膰, ale nie powierzy艂bym im mojego 偶ycia i powodzenia w powa偶nej walce. Prawdziwa bro艅 to taka, kt贸r膮 w艂asnor臋cznie zrobi艂e艣, modyfikujesz i konserwujesz. Szanujesz i dbasz o ni膮, a ona wiernie ci s艂u偶y. Ka偶dy Verlanin ma swoj膮 osobist膮 bro艅, "vurraia". Obra藕 j膮, a dostaniesz po mordzie od w艂a艣ciciela. Walka to pow贸d, dla kt贸rego zostali艣my stworzeni. Osiedlamy si臋 na bogatych w surowce, ale nieprzyjaznych planetach, gdzie ca艂e 艣rodowisko jest nam wrogie, ka偶de zwierz臋 chce nas zabi膰. W ten spos贸b nigdy nie gnu艣niejemy. W takich warunkach twoja bro艅 to jedyny sprzymierzeniec, na kt贸rym mo偶esz zawsze polega膰. Osoby zdradzaj膮 z powod贸w polityki mi臋dzyklanowej albo zawodz膮 przez w艂asn膮 niekompetencj臋. Mo偶esz liczy膰 tylko na siebie, vurraia i nielicznych, kt贸rzy dowiedli, 偶e s膮 godni zwa膰 si臋 twymi przyjaci贸艂mi.

Wreszcie dochodzimy do bramy.

- Ach, ale dosy膰 mojego monologu. M贸g艂bym tak gada膰 godzinami, a przecie偶 mamy uczni贸w do nia艅czenia. - podchodz臋 do reszty. - Wszyscy s膮? Tak? No to idziemy. Sprz臋t dostaniecie do r膮k, gdy dojdziemy na miejsce. Tak swoj膮 drog膮, nie przedstawiono nas sobie. Jestem Rir. Mieszkam w tej cz臋艣ci miasta, wi臋c znam teren. To tyle. Ruszamy.

Wszyscy wyruszyli艣my w drog臋. Nied艂ugo potem przeszli艣my przez przedmie艣cia i dotarli艣my do celu. R贸wny teren ust膮pi艂 poszarpanym wzg贸rzom przedzielonych dolinami, a budowle sta艂y krzywe, podtrzymywane s膮siednimi domami i skomplikowanym systemem podp贸r. Zatrzymali艣my si臋 przed mostem przewieszonym nad dolin膮, w dole kt贸rej wida膰 by艂o ziemi臋 niemal ca艂kowicie przykryt膮 k艂臋bowiskiem pn膮czy, kwiat贸w i mn贸stwem innych ro艣lin o r贸偶nych kszta艂tach, ale jednym celu. Powietrze wype艂nia艂 delikatnie s艂odkawy, przyjemny zapach. Wok贸艂 krz膮tali si臋 ludzie, zajmuj膮c si臋 swoimi sprawami.

Lubi臋 to miejsce. Wszechobecna ziele艅, nier贸wny teren, budynki, kt贸re wygl膮daj膮, jakby mia艂y zaraz si臋 zawali膰, a w rzeczywisto艣ci z 艂atwo艣ci膮 przetrzyma艂by trz臋sienie ziemi... przypomina mi to rodzinn膮 planet臋. Ciekawe, co u ojca?

- A wi臋c jeste艣my. Ka偶dy bierze sw贸j sprz臋t. Miotacze ognia z zapasem substancji ga艣niczej, bo nie chcemy pu艣ci膰 wszystkiego z dymem, wi臋c uwa偶a膰 mi tu z magi膮 ognia. Maski gazowe, 偶eby艣cie si臋 nie porzygali od zapachu rozk艂adu i zgnilizny. No i rozpruwacze, 偶eby wyr膮ba膰 sobie drog臋. Ja na dodatek bior臋 zestaw medyczny. Pod tym mostem jest olbrzymi kwiat. Jest mi臋kki i 艣wietnie amortyzuje upadek, wi臋c zamiast mozolnie schodzi膰 po prostu zeskoczymy. Nie patrzcie si臋 tak, tutaj to normalne. O wej艣cie z powrotem si臋 nie martwcie, na to te偶 jest spos贸b.

Staj臋 na por臋czy mostu i patrz臋 na uczni贸w.

- I ostatnia sprawa. Perspektywa brodzenia po organicznym wysypisku mo偶e nie jest zach臋caj膮ca, ale jako wasi opiekunowie mamy pe艂ne prawo pos艂a膰 was tam na d贸艂 kopniakiem, je艣li b臋dziecie si臋 sprzeciwia膰. Je艣li nie chcecie si臋 pobrudzi膰, trzeba by艂o nie rozrabia膰.

Zak艂adam mask臋, sprawdzam miotacz i rozpruwacz, po czym skacz臋 z mostu. Po kilku sekundach lotu uderzam w kwiat, podrzucaj膮c w powietrze chmur臋 py艂k贸w. Zeskakuj臋 i moje nogi si臋 prawie po kolana ukryte pod warstw膮 niskich, przytulonych do ziemi ro艣lin pokrywaj膮cych grunt. Ka偶demu krokowi towarzyszy mokre mla艣ni臋cie. Liczna drobnica 偶yje w cieniu rzucanym przez wielkie okazy o grubych 艂odygach przewy偶szaj膮cych cz艂owieka. Gdzieniegdzie spod zieleni wida膰 sterty na wp贸艂 roz艂o偶onych 艣mieci.

Rozgl膮dam si臋, ale nie widz臋 nic podejrzanego. Czekam na reszt臋.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Soth nie musia艂 mi nic m贸wi膰. Nim tak naprawd臋 jego esencja zaj臋艂a miejsce obok nas wiedzia艂em ju偶 dok艂adnie co si臋 sta艂o.

- Ty n臋dzy s*******u - rzuci艂em do niego najbardziej w艣ciek艂ym tonem jaki kiedykolwiek m贸g艂 wydoby膰 si臋 z mojej gardzieli. - Co narobi艂e艣?!

Znale藕li艣my si臋 w pomieszczeniu. W艂a艣ciwie nie zarejestrowa艂em faktu, 偶e nagle mamy cia艂a cho膰 w sferze negacji jest to tylko iluzja... w ko艅cu prawdziwa materia tutaj nie mo偶e istnie膰. By艂em jednak pewien, 偶e zrobi臋 dobry u偶ytek z tej zmiany otoczenia. O tak, to nic nie warte g***o po偶a艂uje, 偶e pokaza艂o mi si臋 na oczy...

- CO TY K***A NAJLEPSZEGO ZROBI艁E艢?! ZDAJESZ SOBIE CHO膯 TROCH臉 Z TEGO SPRAW臉?! - nie pr贸bowa艂em nawet o odrobin臋 艣cisza膰 g艂osu. Nim zapragn膮艂 uciec zdo艂a艂em chwyci膰 jego o艣lizg艂e cielsko i rzuci膰 nim o przeciwleg艂膮 艣cian臋. Huk jaki potem nast膮pi艂 da艂 mi cho膰 odrobin臋 satysfakcji. Nigdy wcze艣niej nie by艂em a偶 tak w艣ciek艂y na innego demona, ale ten tutaj... doskonale zdawa艂 sobie spraw臋 jakie zadanie go czeka艂o i mimo to zawi贸d艂.

W najgorszy mo偶liwy spos贸b.

- JAK S膭DZISZ?! - dar艂em si臋 dalej. - JAK MAMY K***A ZAWI膭ZA膯 SOJUSZ GDY URZ膭DZASZ SOBIE P*******N膭 RZE殴 NA CYWILIACH?! ILU ICH ZABI艁E艢?!

- Zawsze m贸g艂 wi臋cej... - mrukn膮艂 stoj膮cy obok Bethezer. Obdarzy艂em go piorunuj膮cym wzrokiem.

- MILCZ K***A! - skierowa艂em sw贸j gniew ponownie na Sotha. - M贸w偶e wreszcie! Zada艂em chyba proste pytanie!!! - wy艂adowywa艂em swoj膮 furi臋 obserwuj膮c tego, dla ludzkich miar, gigantycznego w臋偶a, kt贸ry teraz kuli艂 si臋 w rogu z jednoczesnym strachem, ale ekstaz膮 tego co zrobi艂 w oczach.

- Trzydziestu... mo偶e czterdziestu... - sykn膮艂 powoli.

- ILU?! - rykn膮艂em przepe艂niony furi膮. Nie czekaj膮c na odpowied藕 kontynuowa艂em. - POCHWAL SI臉 JESZCZE TY BEZU呕YTECZNA KUPO 艁AJNA DLACZEGO TO ZROBI艁E艢!

- Ten... ten krzyk... umieraj膮cych.

- Oczywi艣cie ty sko艅czony idioto! W ko艅cu zrobi艂e艣 tam j****膮 rze藕! - Jednak znajomo艣膰 ludzkich przekle艅stw si臋 przydaje, mrukn臋艂a kt贸ra艣 z moich bardziej przytomnych cz臋艣ci 艣wiadomo艣ci.

- Demonie Cienia, wydaje mi si臋, 偶e chodzi mu o ryk umieraj膮cych z tej rozpadaj膮cej planety. - odpar艂 jak najspokojniej Bethezer.

Spojrza艂em na niego, potem przenios艂em wzrok na Sotha i tak kilka razy zastanawiaj膮c si臋, kt贸rego pierwszego rozerwa膰 na strz臋py oraz mijane sekundy przeznaczy膰 chocia偶 troch臋 na uspokojenie si臋. Gdybym by艂 cz艂owiekiem starczy艂a by metoda wdech i wydech, ale... niespodzianka, ju偶 dawno nie jestem, pomy艣la艂em.

- Soth, Bethezer, sp******a膰 sprzed mojego wzroku, ale ju偶. Dowiedzcie si臋 jak膮 si艂膮 dysponuj膮 pozosta艂e frakcje i zr贸bcie dog艂臋bny wywiad na temat aktywno艣ci Stra偶nik贸w w regionie. Eskalacja konfliktu na pewno wzmo偶e ich podejrzenia przed inwazj膮 demon贸w a my nie mo偶emy pozwoli膰 sobie na ich zbyt wczesn膮 interwencj臋.

- Oczywi艣cie. - odpar艂 Bethezer. - Co zamierzasz zrobi膰?

- Nie tw贸j k***a interes. - mrukn膮艂em w艣ciekle. - Zrobi臋 co艣 co ten p*******ny p艂az nie zdo艂a艂. Gdy zrobicie co do was nale偶y spotykamy si臋 w tym miejscu.

- Tak jest. - odpar艂 Bethezer i wraz z Sothem znikn臋li z pomieszczenia a ja poczu艂em jak ich esencje poruszaj膮 si臋 w kierunku jednej z planet.

Dobrze... jak mawia stare przys艂owie... Je艣li masz co艣 zrobi膰 zr贸b to sam, pomy艣la艂em szykuj膮c si臋 do stworzenia mira偶u gdy ponownie owion臋艂a mnie sfera negacji.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

- Jestem Rir Tai z klanu Cana, w skr贸cie Rircanatai, albo po prostu Rir. I wiem, co to jest SIG. Jestem Stra偶nikiem od niedawna, wi臋c jeszcze nie zd膮偶y艂em zapomnie膰 tego, czego mnie uczyli na lekcjach historii w 艢wi膮tyni. Bior膮c pod uwag臋 tw贸j spos贸b wypowiadania si臋 chyba zaczynam si臋 domy艣la膰, czemu ten Cthao'tun st膮d uciek艂 tak szybko, jak si臋 ciebie pozby艂.

W g艂osie Verlanina s艂ycha膰 by艂o pewn膮 anomali臋, kt贸r膮 stara艂 si臋 ukry膰. Symptomy odpowiada艂y znajduj膮cemu si臋 w bazie danych opisowi irytacji. Zanim zd膮偶y艂em odpowiedzie膰, w pobli偶u wykry艂em ruch.

- Czy kolega stra偶nik by艂by tak mi艂y i pozwoli艂 mi si臋 rozm贸wi膰 z Tryto 170 593 na osobno艣ci?

Zna艂em ten g艂os. Istotom organicznym rozpoznanie go po ponad roku sprawi艂oby problemy. Jednak偶e niedoskona艂o艣ci ich uk艂adu nerwowego nie stanowi膮 mojego problemu. Odwr贸ci艂em si臋 w kierunku nowo przyby艂ego. Richard.

- Nie ma problemu. I tak w膮tpi臋, bym znalaz艂 z nim wsp贸lne tematy do rozmowy. Wydaje mi si臋 zreszt膮, 偶e on my艣li podobnie. Jakby co, to b臋d臋 tutaj, w warsztacie.

W tym momencie Rir Tai z klanu Cana oddali艂 si臋.

- Mi艂o ci臋 zn贸w widzie膰.

- Witaj, Richard. Przez te czterna艣ci miesi臋cy nie zmieni艂e艣 si臋 w najmniejszym stopniu. To dobry znak.

Biologiczne formy 偶ycia cz臋sto zarzucaj膮 mi rasizm. Niestety w mojej bazie danych brakuje danych, na podstawie kt贸rych m贸g艂bym okre艣li膰, dlaczego otwarte m贸wienie o ich niedoskona艂o艣ciach tak je irytuje. Jednak偶e w trakcie misji, kt贸r膮 wykonywa艂em z tym p贸艂demonem nie spotka艂em si臋 z niczym, co wymaga艂oby nagany. Z pewno艣ci膮 takie przypadki dobrze 艣wiadcz膮 o Organicznych.

-Podejrzewam, 偶e twoje aktualne odwiedziny maj膮 zwi膮zek z jakim艣 zadaniem. Zgadza si臋?

-A i owszem. Masz zda膰 raport u Mistrza Tal'khuma.

Wspomnienie tej osoby zawsze wyprowadza艂o zamieszanie w moim kodzie. Z jednej strony, zaprogramowano mi bezwzgl臋dny szacunek dla wszystkich Mistrz贸w. Z drugiej, nigdy nie spotka艂em nikogo, komu mog艂em zarzuci膰 wi臋cej, ni偶 Tal'khumowi. Musz臋 poprosi膰 Mistrzyni臋 Mei'n臋 o wprowadzenie stosownych poprawek w moim oprogramowaniu.

-Chod藕my w takim razie.

Udali艣my si臋 do skrzyd艂a Mistrz贸w. Marsz by艂 relatywnie d艂ugi, je偶eli por贸wna膰 go z odleg艂o艣ciami, jakie zazwyczaj nale偶y tu pokonywa膰. Gabinet Tal'khuma i zbrojownia znajdywa艂y si臋 po przeciwnych stronach Kwatery G艂贸wnej. Gdy dotarli艣my do pokoju bezpo艣rednio przylegaj膮cego do siedziby naszego aktualnego celu, natkn臋li艣my si臋 na cz艂onka osobistej s艂u偶by Mistrz贸w.

-Stra偶nicy Richard, oraz Tryto 170 593 proszeniu s膮 do gabinetu Mistrza Tal'khuma.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Miotacz ognia... MIOTACZ OGNIA... Co to za chwasty do wszystkich demon贸w Negacji?

- M贸j szanowny wsp贸艂lokatorze, przysi臋gam, 偶e za to, w co nas dzi艣 wpl膮ta艂e艣 nie do偶yjesz jutrzejszego poranka. 艢mier膰 przyjdzie po ciebie we 艣nie - m贸wi臋 ponuro.

...Chyba oczywi艣cie, 偶e zn贸w nie wr贸ci na noc, albo wr贸ci o pi膮tej nad ranem zachrypni臋ty po ca艂ej nocy 艣piewania jakiej艣 kretynce...

Wzi膮艂em sw贸j sprz臋t, sprawdzi艂em trzy razy, wreszcie za艂o偶y艂em mask臋, zarzuci艂em bro艅 na plecy i zdecydowa艂em si臋 zeskoczy膰. Kwiat rzeczywi艣cie jest du偶y i trzeba wyj膮tkowych zdolno艣ci aby skoczy膰 tak, aby w niego nie trafi膰, nawet je艣li bezmy艣lnie zrobi艂o si臋 to nie patrz膮c wcze艣niej w d贸艂.

- Aaaa! - zd膮偶y艂em krzykn膮膰 po czym z mi臋kkim mla艣ni臋ciem wyl膮dowa艂em tu偶 obok naturalnego amortyzatora. Na szcz臋艣cia upadki mam opanowane, a ziemia jest mi臋kka. Pozbiera艂em si臋 z min膮 jeszcze bardziej ponur膮 ni偶 przed chwil膮. Pozostali nawet nie skomentowali mojego wyczynu.

Po kilku minutach spaceru drog臋 zagrodzi艂a nam du偶o g臋stsza ro艣linno艣膰.

- No to rozpruwacze w ruch dzieciaki - rzuci艂 nasz nauczyciel.

- My艣la艂em, 偶e kadra nauczycielska p贸jdzie przodem. Te chwasty pono膰 s膮 gro藕ne? - o艣mieli艂em si臋 zaprotestowa膰.

- To WASZA kara.

Z j臋kni臋ciem wzi膮艂em si臋, wraz z pozosta艂ymi uczniami, do wyr膮bywania drogi. Przez p贸艂 godziny posun臋li艣my si臋 mo偶e kilkaset metr贸w.

- Wi臋c gdzie te chwasty? To znaczy inne, ni偶 to zielsko dooko艂a nas? - spyta艂em Gerarda. W najmniej w艂a艣ciwym momencie, oczywi艣cie.

Nagle poczu艂em, 偶e co艣 艂apie mnie za nog臋. Po czym zosta艂em porwany w g贸r臋 i gdzie艣 w g艂膮b ro艣linno艣ci. Zobaczy艂em z lotu ptaka polan臋 w艣r贸d ro艣linno艣ci, w kt贸rej centrum ros艂o... co艣. Wielka ro艣lina z dziesi膮tkami grubych jak m臋skie rami臋, d艂ugich i bardzo gi臋tkich pn膮czy, kt贸re bez przerwy wij膮 si臋 jak w臋偶e. Jedno z nich z艂apa艂o mnie i za chwil臋 wrzuci do otworu, zapewne g臋bowego w 艣rodku chwasta. Miotacz ognia przebieg艂o mi przez my艣l. Niestety, gdy zarzuca艂em go na plecy nie wymy艣li艂em, 偶e mog臋 znale藕膰 si臋 nagle g艂ow膮 w d贸艂 i bro艅 zsun臋艂a si臋 i wyl膮dowa艂a gdzie艣 w艣r贸d pn膮czy. Na li艣cie najgorszych dni w moim 偶yciu ten w艂a艣nie awansowa艂 do pierwszej dwudziestki, a s膮 szanse na awans do czo艂owej dziesi膮tki, je艣li to dra艅stwo mnie po偶re...

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Zgrabnie zeskoczy艂em na kwiat, spojrza艂em z politowaniem na gramol膮cego si臋 z ziemi Shina i poprawi艂em lekko zmierzwione w艂osy. To znaczy zmierzwi艂em je tak, by wygl膮da艂y na naturalnie rozczochrane. Wszystko by艂oby dobrze, gdyby nie ten cholerny miotacz ognia. I do tego ka偶膮 mi zak艂ada膰 mask臋... Porobi臋 sobie odciski na twarzy, zostanie mi jaka艣 szrama czy co艣 i 偶egnaj, pi臋kna m艂odo艣ci. Tamci si臋 martwi膰 nie musz膮, brzydsi ju偶 nie b臋d膮, ale kara膰 tak mnie? Westchn膮艂em ci臋偶ko i akurat zd膮偶y艂em us艂ysze膰 pytanie tego niedojdy.

- Wi臋c gdzie te chwasty? To znaczy inne, ni偶 to zielsko dooko艂a nas?

- To chyba to pn膮... - w tym momencie zauwa偶one przeze mnie zielone co艣 porwa艂o Shina w g贸r臋 - cze...

Spanikowany si臋gn膮艂em po miotacz, odbezpieczy艂em go i skierowa艂em strumie艅 ognia na 'korzenie'.

- Senseeei! - wydar艂em si臋 jednocze艣nie, staraj膮c si臋 przekrzycze膰 ha艂as powodowany przez strumie艅 ognia i przecinaj膮ce powietrze ze 艣wistem zielone pn膮cza ro艣liny. Zaraz... Zielone?!? Ze zdziwieniem przerwa艂em atakowanie ro艣liny. Do tej pory powinna ju偶 by膰 czarna i skwiercz膮ca. Nie wydawa艂o mi si臋 - to cholerstwo po prostu wygl膮da艂o, jakby ogie艅 nie robi艂 mu wi臋kszej krzywdy.

- Seeenseeei! To si臋 nie pali! - wydar艂em si臋 jeszcze g艂o艣niej. Mam nadziej臋, 偶e nasi spostrzegawczy nauczyciele zd膮偶yli ju偶 zauwa偶y膰, 偶e co艣 jest bardzo nie tak. Jednocze艣nie dla pewno艣ci poprawi艂em mocowanie mojej gitary. Nigdy nic nie wiadomo.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Od razu po niefortunnej akcji z uczniami uda艂am si臋 do mojej kwatery, aby zmieni膰 przemoczony i ubrudzony str贸j, kt贸ry mia艂am na sobie. Gdy by艂am ju偶 w po艂owie ubrana kto艣 zapuka艂 w drzwi.

- Ju偶 id臋...- odpowiedzia艂am beznami臋tnie szybko zak艂adaj膮c bluzk臋.

Otworzy艂am drzwi, a mym oczom ukaza艂 si臋 pos艂aniec.

- Stra偶niczko Alice jeste艣 natychmiast proszona do gabinetu Mistrzyni Sel'ameny.

- A mog臋 wiedzie膰, po co?

Nie us艂ysza艂am jednak odpowiedzi na moje pytanie, bo pos艂aniec pogna艂 ju偶 dalej.

- No i k**wa 艣wietnie?- powiedzia艂am nie przejmuj膮c si臋 przechodz膮cymi obok stra偶nikami.

Jak ja jej nienawidz臋. Nie do艣膰, 偶e jest moim ,,prowadz膮cym? lub inaczej ,,opiekunem*?, to jeszcze od czasu do czasu uwielbia mi zatruwa膰 偶ycie. Zawsze wyra偶a si臋 z tak膮 dum膮 i pogard膮, a do tego uwielbia rzuca膰 ironiczne komentarze. Nie cierpi臋 jej i wida膰 ona te偶 za mn膮 nie przepada.

Zamkn臋艂am drzwi od swojej kwatery i powolnym krokiem ruszy艂am do gabinetu Sel?ameny.

Ciekawi mnie, co mo偶e chcie膰 ta wredna *****. Ostatnim razem chyba si臋 jasno wyrazi艂am, gdzie mam jej pogl膮dy i od tego czasu nie wzywa艂a mnie ju偶 bezpo艣rednio przed swoje oblicze. Teraz jednak zmieni艂a zdanie, zapewne znowu ma mi co艣 ,, wa偶nego? do powiedzenia.

Im bardziej zbli偶a艂am si臋 do jej gabinetu tym wi臋kszy niepok贸j mnie ogarnia艂. Sel?amena ma w sobie co艣 strasznego, czego nikt ze stra偶nik贸w nie jest w stanie zrozumie膰, nawet ja i nie mam na to zbytniej ochoty. Jest te偶 jedyn膮 kobiet膮, kt贸ra znajduje si臋 w艣r贸d ,,Si贸demki Mistrz贸w?, co czyni j膮 jeszcze bardziej wyj膮tkow膮.

Sz艂am tak dalej rozmy艣laj膮c i powoli, lecz nieuchronnie zbli偶a艂am si臋 do jej gabinetu.

*- Zamiast opiekun lepiej opisa艂oby to s艂owo ,,nadzorca". Alice, jako jeden z tych ,,gorszych" je艣li chodzi o zachowanie stra偶nik贸w, zosta艂 przydzielony nadz贸r bezpo艣rednio od strony jednego z mistrz贸w. Z uwagi na sytuacj臋 w kt贸rej zosta艂a zwerbowana, zakon ci膮gle spogl膮da na ni膮 czujnym okiem, by m贸c w razie czego interweniowa膰.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

- Verlanie jednak zas艂uguj膮 na szacunek - tylko tak skomentowa艂em monolog Rira o tym, jak jego lud traktuje swoj膮 bro艅.

Na miejscu nie wzi膮艂em miotacza ani maczety, mam sw贸j sprz臋t. U偶y艂em tylko maski, bo jednak s艂odki zapach zgnilizny naprawd臋 potrafi艂 zakr臋ci膰 w g艂owie. W powietrzu wida膰 by艂o py艂ki, zarodniki i zwisaj膮ce pn膮cza, wszystko by艂o pokryte ro艣linami r贸偶nych gabaryt贸w. Uczniowie zacz臋li je 艣cina膰 odrabiaj膮c swoj膮 kar臋, a偶 nagle sta艂o si臋 co艣, co by艂o do przewidzenia. Pog艂oski o krwio偶erczych okazach okaza艂y si臋 prawdziwe i nagle co艣 porwa艂o jednego z uczni贸w.

- Spokojnie - odezwa艂em si臋 ch艂odno do reszty i wrzeszcz膮cego uczniaka.

Wyci膮gam r臋k臋 przed siebie i przywo艂uj臋 do niej Kuroryu. Materializuje si臋 w mojej d艂oni gotowy do akcji. Mi艂o znowu poczu膰 jego ci臋偶ar w d艂oni, a jeszcze milej pn膮cza rozrywane ciosami. Wyskoczy艂em do przodu i zamachn膮艂em si臋 szeroko obcinaj膮c kilka p臋d贸w, z kt贸rych trysn臋艂a zielono-偶贸艂ta ciecz. Jeszcze jedno uderzenie i kolejne, i kolejne... Ziemia dooko艂a pokry艂a si臋 poszarpanymi szcz膮tkami, a krew szybciej pop艂yn臋艂a w 偶y艂ach. Uda艂o mi si臋 wyr膮ba膰 troch臋 wolnej przestrzeni. Pobieg艂em w stron臋 g艂贸wnego p臋du wymijaj膮c zr臋cznie wi臋ksze pn膮cza i 艣cinaj膮c mniejsze. W ko艅cu z krzykiem wyskoczy艂em w g贸r臋, przeci膮艂em po drodze pn膮cze trzymaj膮ce Shina i l膮duj膮c wbi艂em obur膮cz Kuroryu w bok "paszczy". Zsuwaj膮c si臋 do ziemi jeszcze powi臋kszy艂em szerokie rozci臋cie. W ko艅cu odskoczy艂em do ty艂u zgarniaj膮c za sob膮 gramol膮cego si臋 z ziemi ucznia. Ro艣lina zacz臋艂a macha膰 chaotycznie wszystkimi "mackami" wydaj膮c z siebie dziwne, bulgocz膮ce d藕wi臋ki. Najwyra藕niej rana mocno jej doskwiera艂a, nic dziwnego.

- Rir, wypal 艣rodek! - krzykn膮艂em w stron臋 Verlanina maj膮c te偶 nadziej臋, 偶e reszta pomo偶e i nie spanikuje.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Zauwa偶y艂em, 偶e na ziemi, pod warstw膮 ro艣lin, le偶膮 niewielkie kupki na wp贸艂 roz艂o偶onych ko艣ci nale偶膮ce najpewniej do zwierz膮t, kt贸re mia艂y nieszcz臋艣cie zosta膰 zabite tutaj. Niestety, zanim zd膮偶y艂em ostrzec pozosta艂ych, pn膮cza chwyci艂y Shina i pr贸bowa艂y zrobi膰 to samo z nami. Miotacze ognia nie zda艂y egzaminu, gdy偶 ro艣lina najwyra藕niej wytworzy艂a ognioodporn膮 pow艂ok臋. Zupe艂nie jakby wiedzia艂a, 偶e kto艣 spr贸buje j膮 spali膰... Teoria bezpo艣redniej ingerencji kogo艣 z zewn膮trz nagle sta艂a si臋 prawdopodobna. Ci臋偶ko mi uwierzy膰, 偶e ro艣lina sama z siebie mog艂a uodporni膰 si臋 na ogie艅.

Tak wi臋c upu艣ci艂em bro艅 i zacz膮艂em wymachiwa膰 rozpruwaczem, tn膮c oplataj膮ce mnie pn膮cza. Quel te偶 nie pr贸偶nowa艂, a innych nie mia艂em okazji zobaczy膰, b臋d膮c zaj臋ty walk膮. Wreszcie zyska艂em swobod臋 ruch贸w, a ro艣lina zosta艂a zraniona.

- Rir, wypal 艣rodek! - krzykn膮艂 Quel.

- Z najwi臋ksz膮 przyjemno艣ci膮! - odpowiedzia艂em. Chwyci艂em le偶膮cy na ziemi miotacz moim Power Arm i uwalniaj膮c energi臋 kinetyczn膮, rzuci艂em nim. Miotacz pomkn膮艂 z wielk膮 szybko艣ci膮 i wbi艂 si臋 prosto w otwart膮 ran臋 ro艣liny, powoduj膮c kolejn膮 seri臋 spazm贸w b贸lu i bulgot贸w. Wyci膮gn膮艂em pistolet, wycelowa艂em i strzeli艂em.

W locie pocisk zap艂on膮艂, pokryty przed wystrza艂em cienk膮 warstw膮 艂atwopalnej cieczy.* Trafiony miotacz ognia eksplodowa艂, wype艂niaj膮c napalmem wn臋trze ro艣liny, kt贸ra teraz miota艂a si臋 szalona, sprawiaj膮c wra偶enia, jakby mia艂a zaraz wyrwa膰 si臋 z ziemi. Po kilkunastu sekundach zacz臋艂a macha膰 mackami coraz wolniej i wolniej, a bulgocz膮ce odg艂osy cich艂y coraz bardziej. Ogie艅 w jej wn臋trzu wygas艂, ale przedtem wyrz膮dzi艂 olbrzymie szkody. Stw贸r nie mia艂 ju偶 si艂 walczy膰.

- Wygl膮da na to, 偶e ma do艣膰. Jeszcze 偶yje, ale za g贸ra kilkana艣cie minut to si臋 zmieni. - powiedzia艂em, patrz膮c na zw臋glone wn臋trze i strumienie 偶贸艂to-zielonej posoki s膮cz膮ce si臋 z ro艣liny. - Zostawiamy j膮, jajog艂owi zainteresuj膮 si臋 偶ywym, a raczej prawie 偶ywym, okazem. Przy odrobinie szcz臋艣cia ustal膮, czy kto艣 celowo j膮 zmutowa艂. Nie wiem jak wy, ale ja nie wierz臋, by ro艣liny same z siebie tworzy艂y ognioodporn膮 pow艂ok臋. Wszyscy w porz膮dku? Shinnyevtao**, czy jeste艣 ranny?

--------------------------

*Alpha Strike, jakby kto艣 mia艂 w膮tpliwo艣ci.

**Je艣li kto艣 si臋 jeszcze nie zorientowa艂, jakie nazewnictwo stosuj膮 Verlanie: [imi臋]klan[nazwisko]. "Nyev" to okre艣lenie, kt贸re Verlanie stosuj膮 wobec ludzi. Dos艂ownie znaczy tyle, co "pierwowz贸r", "schemat" (w ko艅cu zostali stworzeni na ich podobie艅stwo).

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

- Taka mutacja nie jest naturalna, ale nie koniecznie kto艣 musi za ni膮 sta膰. Widocznie jaka艣 si艂a je spaczy艂a, ale niekoniecznie musi by膰 sterowana przez kogo艣. Ro艣liny same te偶 boj膮 si臋 ognia. - Przez ca艂膮 walk臋 sta艂am na uboczu i przygl膮da艂am si臋 ca艂ej walce. Oczywi艣cie ten ciamajdowaty Shin da艂 si臋 z艂apa膰. Typowe. Za to Quel poradzi艂 sobie 艣wietnie, to dopiero Stra偶nik.

Cho膰 z drugiej strony to jeszcze uczniowie, pewnie si臋 wyrobi膮.

Odwr贸ci艂am si臋 do g艂贸wnego opiekuna grupy.

-Quel, jak s膮dzisz, uznajemy to zadanie za zaliczone?

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

艢wi膮tynia jest wielkim kompleksem, kt贸rego struktura z lotu ptaka przypomina okr膮g. Ten okr膮g dzieli si臋 na pewn膮 ilo艣膰 r贸偶nych Oddzia艂贸w: Szkolnego, Treningowego, Technicznego, Badawczego i tak dalej. Centrum zajmuje Kwatera. Tak okre艣la si臋 sztab Zakonu, w sk艂ad kt贸rego wchodz膮 Mistrzowie. Dla wygody i ze wzgl臋d贸w praktycznych tu偶 obok mieszkaj膮 ci najwybitniejsi cz艂onkowie organizacji, prowadz膮cy sw膮 Gr臋 celem ratunku Wszech艣wiata.

Wpierw skierowa艂em si臋 jednak do Badawczego. Tam odda艂em dysk twardy z mapami do "rozpakowania" danych, kt贸re p贸jd膮 potem do kopiowania na dysk twardy G艂贸nej Bazy Danych i do ksi膮g Wielkiej Biblioteki. Stamt膮d s膮 dost臋pne dla ka偶dego Stra偶nika, kt贸remu b臋d膮 potrzebne. Podobnie jak miliardy innych informacji.

Ruszy艂em nast臋pnie do kwater Mistrz贸w. Zdziwi艂by mo偶e niekt贸rych brak jakiejkolwiek ochrony, opr贸膰z s艂u偶by, ale je艣li jakikolwiek napastnik czy zab贸jca dotar艂by tutaj, w kilka sekund znikn膮艂by permanentnie, za艂atwiony przez Mistrz贸w. Uprzedzeni o mym przybyciu s艂udzy wpu艣cili mnie na korytarz prowadz膮cy do gabinetu.

Uderzy艂em kilka razy w drzwi do gabinetu Fridne'a, wytwarzaj膮c fale d藕wi臋kowe, kt贸re rejestruj膮 ludzkie uszy. Wyczu艂em kr贸tki impuls i przekroczy艂em pr贸g. Uk艂oni艂em si臋 z szacunkiem.

- Witaj, Stra偶niku- ka偶dy Mistrz opanowa艂 co najmniej podstawowo telepati臋- za kilka minut udamy si臋 do Tal'khuma, gdzie odb臋dzie si臋 narada. Chod藕 za mn膮.- wskaza艂 r臋k膮 na drugie drzwi.

Po kilku minutach dotarli艣my na miejsce. Fridne bezceremonialnie otworzy艂 drzwi, przywita艂 si臋 z Rad膮 i zaj膮艂 miejsce za sto艂em. Czeka艂em pod 艣cian膮, skupiaj膮c si臋 na kilku nadprogramowych istotach, szczeg贸lnie na jednej... Jej moc przypomnia艂a mi demona, prawie jak wtedy, na mojej planecie, gdy pierwszy raz spotka艂em Stra偶nik贸w. Tak, to by艂o bardzo...

Impuls. Pro艣ba.

- Arquestonie, potrzebujemy dokladnych informacji o Sektorze 12.

Dobrze, 偶e nie zdzieram strun g艂osowych, tylko wyr臋cza mnie syntezator. Wyszed艂em na 艣rodek gabinetu.

- Poprosz臋 hologram.- nie widzia艂em projekcji, ale wyczu艂em w umys艂ach zebranych, 偶e j膮 widz膮- Na Sektor 12 sk艂ada si臋 kilkadziesi膮t system贸w, kt贸rych mapy, zar贸wno astrala jak i materialne, s膮 do dyzpozycji. Prosi艂bym w tym momencie o pochwa艂臋 dla dow贸dcy tamtejszych Plac贸wek, bardzo nam pomogli z naszym zadaniem. Dok艂adne mapy s膮 do dyspozycji w Bibliotece i z Komputera.

Za d艂ugo by opisywa膰 wszystko, podam tylko najniezb臋dniejsze informacje, opisuj膮c rdzenne planety frakcji i og贸lnie je charakteryzuj膮c.

Republika Mintarus, jej siedzib膮 jest planeta Mintarus, na kt贸rej panuje gor膮cy, tropikalny klimat, powietrze za艣 przesi膮kni臋te jest magi膮. Planeta jest g臋sto zaludniona, co, niestety, stwarza doskona艂e mo偶liwo艣ci dla broni obszarowej. Otaczaj膮 j膮 dwa ksi臋偶yce, posiada kolonie w "lewych dolnych" rubie偶ach Sektora i to st膮d pochodz膮 najpot臋偶niejsi magowie, b臋d膮cy na du偶ym poziomie mocy.

Domem dla Syndykatu jest Grignus, jedna z najwi臋kszych w Sektorze, bogata w minera艂y, mocno uprzemys艂owiona i silnie nacechowana technologicznie. Powietrze jest mocno zanieczyszczone. Dorobek kolonialny: kilkana艣cie system贸w umiejscowionych wok贸艂 systemu Grignusa, wnijaj膮c si臋 jakby klinem w centrum, lecz zostawiaj膮c front dla walk mi臋dzy Dominium a Republik膮. Ustr贸j totalitarny, najbrutalniejsi, maj膮 przewag臋 liczebn膮 w stosunku do dw贸ch pozosta艂ych frakcji dzia艂aj膮cych oddzielnie.

Opisa艂em ju偶 dwie bazy walcz膮cych stron, przysz艂a pora na ostatni膮... Oto Sekot Zenama, bardzo rozwini臋ta, sterylna, lecz niezbyt zaludniona planeta technologiczna, na kt贸rej zapadaj膮 decyzje dotycz膮ce Dominium. Mo偶na nazwa膰 j膮 laboratorium Sektora, gdzie ilo艣膰 jest mniej wa偶na ni偶 jako艣膰, ale ostatnie dzia艂ania pokazuj膮, 偶e m膮dro艣膰 niekiedy musi ust膮pi膰 przed brutaln膮 si艂膮. Jej kolonia, Aqua Dominus- wodna planeta, jest w stadium wymierania 偶ycia. Og贸lnie rzecz bior膮c, Sektor przypomina jakby tr贸jk膮t, podzielony z grubsza r贸wno mi臋dzy frakcje, gdzie po lewej jest Republika, u g贸ry Syndykat a z prawej Dominium. Jest miejsce, by ka偶dy walczy艂 z ka偶dym i...

Przerwa艂 mi Tal'khum:

- Dzi臋kuj臋, Kartografie, wiemy do艣膰 o Sektorze, teraz przyda si臋 nam wi臋cej informacji o samym konflikcie. Mo偶esz zosta膰.

Wycofa艂em si臋 pod 艣cian臋 i "przys艂uchiwa艂em" si臋 naradzie.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Nie tak to mia艂o wygl膮da膰. Mieli艣my tylko pilnowa膰 uczni贸w odrabiaj膮cych sw膮 kar臋 wyr膮buj膮c nadprogramowe zielsko i sprawdzi膰 pog艂oski. Jednak pog艂oski postanowi艂y sprawdzi膰, jak smakujemy. Mogliby艣my we tr贸jk臋 p贸j艣膰 dalej i sprawdzi膰, czy co艣 si臋 za tym kryje, ale nie kiedy mamy zb臋dny balast przy sobie. Trudno, najwy偶ej sprawa sko艅czy si臋 dla nich zamian膮 kary na czyszczenie toalet.

- To, czy to naturalne czy nie, zostawmy naukowcom. Wezwiemy ich zaraz po powrocie do miasta. Wracajmy.

Za艂o偶y艂em sobie Kuroryu na plecy. Wola艂em jeszcze go nie odsy艂a膰, nigdy nic nie wiadomo. Spojrza艂em jeszcze na uczni贸w i ruszy艂em powoli przed siebie uwa偶aj膮c na ewentualne zagro偶enia.

- Aki, w razie ataku u偶yj p艂omieni. Mo偶e magiczne zadzia艂aj膮 lepiej. Jeszcze jedno, Rir, jak wr贸cimy na g贸r臋?

Dziwne. Trudniej si臋 idzie. Wcze艣niej oczyszczona 艣cie偶ka wcale nie wydaje si臋 taka oczyszczona. Zupe艂nie jakby cz臋艣膰 ro艣lin zaj臋艂a wolne miejsce... pr贸buj膮c utrudni膰 nam powr贸t. Poza tym by艂o jednak spokojnie. P贸ki co.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Musia艂em uspokoi膰 emocje zostawiaj膮c tylko miejsce na zimn膮 i przebieg艂膮 kalkulacj臋 skupiaj膮c si臋 na wydobyciu z swojego "wn臋trza" tej cz臋艣ci energii, kt贸ra pos艂u偶y jako mira偶. Robi艂em to ju偶 wcze艣niej i po kr贸tszej chwili lekkiego... jakby to opisali ludzie... trwaj膮cego uk艂ucia wysysaj膮cego Ci krew, 艣wiadomy w swym mira偶u przeszed艂em do Astrala. Nie lubi艂em w nim przebywa膰 je艣li nie by艂o to konieczne. Obecnie a偶 kipia艂 od nadmiaru demonicznej esencji, ale nie by艂 tym samym co doskona艂y niebyt i absolutna nico艣膰.

Teraz zostaje mi wyszuka膰 duszy, kt贸ra 艣wiadomie b膮d藕 nie zapu艣ci艂a si臋 w te rejony i j膮 sp臋ta膰... ale nie zabija膰. Nie mog臋 okry膰 si臋 podobn膮 ha艅b膮 co Soth i tak koncertowo sp*******膰 spraw臋. Jestem lepszy ni偶 on.

Nie wiem ile tak naprawd臋 czeka艂em nim nadarzy艂a si臋 okazja, ale ofiara d艂ugo si臋 nie pokazywa艂a.

Ah, c贸偶 za szcz臋艣liwie zrz膮dzenie losu... a mo偶e przeznaczenie?... rzuci艂o mi tego oto wyczerpanego maga. A przynajmniej kogo艣 kto wykazywa艂 takie cechy. Podejrzewa艂em, 偶e tarcze ochronne dla platform mog膮 mie膰 藕r贸d艂o magiczne, ale 偶e osoby za nie odpowiedzialne b臋d膮 tak nieodpowiedzialne aby uci膮膰 swoj膮 obecno艣膰 w Astralu... Heh, c贸偶 za ra偶膮ca niekompetencja. Przywitam j膮 z otwartymi ramionami.

Nie czekaj膮c d艂u偶ej ruszy艂em prosto w dusz臋 maga wykonuj膮c Op臋tanie przez zwyk艂e wlecenie i zespolenie si臋 mojej esencji z nim samym. Nie warto by艂o si臋 oci膮ga膰, bo istnia艂a mo偶liwo艣膰, 偶e ten zachowa艂 resztki ostro偶no艣ci.

Co艣 co przypomina g艂uchy trzask. B艂ysk. Paleta niesamowitych obraz贸w przelatuj膮ca mi w 艣wiadomo艣ci z niesamowit膮 pr臋dko艣ci膮...

B贸l, ale nie m贸j... tego, kt贸ry da艂 si臋 zaskoczy膰 a teraz zap艂aci za to straszn膮 cen臋. W ko艅cu po co mi dodatkowa 艣wiadomo艣膰, kt贸ra tylko robi艂a by problemy?, pomy艣la艂em wrednie spychaj膮c panikuj膮cego maga g艂臋biej i g艂臋biej w czelu艣ci swojego umys艂u, pogr膮偶aj膮c go w ciemno艣ci, z kt贸rej nigdy si臋 nie wydostanie... nie m贸wi膮c o "prze偶yciu".

Dociera艂y ju偶 do mnie zmys艂y. Czu艂em mi臋kk膮 sof臋, na kt贸rej pewnie uwali艂 si臋 strudzony mag... Ju偶 dochodzi艂y do mnie zapachy r贸偶nych potraw co sugerowa艂o blisk膮 obecno艣膰 kuchni. Teraz wzrok. Kolejne uk艂ucie sygnalizuje rozwarcie powiek. Widok jest jeszcze przez chwil臋 niewyra藕ny, faluje, brakuje mu kolor贸w, ale objawy wreszcie znikaj膮.

Teraz, wraz z przybyciem nowej duszy, trudy jakie przesz艂o to cia艂o zosta艂y niczym r臋k膮 odj臋te a ja mog艂em ruszy膰 na negocjacje.

- Uwaga, dow贸dcy dywizji Feniksa i Vipera proszeni s膮 o natychmiastowe stawienie si臋 w sali konferencyjnej C. - dobieg艂 mnie g艂os z interkomu.

Interkomu? No tak, zapomnia艂em, 偶e op臋tuj膮c dan膮 istot臋 przejmuj臋 - opr贸cz cia艂a - jej wspomnienia oraz zdobyt膮 wiedz臋 co jest przydatne w zrozumieniu tego technologicznego be艂kotu.

Wstaj膮c rozejrza艂em si臋 dooko艂a. Obecnie znajdowa艂em si臋 w dosy膰 ma艂ym pokoju, kt贸ry by艂 typowym miejscem odpoczynku dla maga. Wszystko sterylne, wykonane z metalu, po艂yskuj膮ce chronicznym srebrem... tak jak i korytarz, na kt贸ry zaraz wyszed艂em kieruj膮c si臋 do pobliskiej windy, kt贸ra - wedle wiedzy maga - zaprowadzi mnie prosto do celu. Dooko艂a panowa艂 dziwny spok贸j zwa偶aj膮c na to, 偶e to baza Dominium, kt贸re jest w stanie wojny. Nie interesuje mnie co robi膮, wa偶ne, 偶e zachowam odpowiedni element niespodzianki gdy przyb臋d臋 z wizyt膮.

Ruszaj膮c wind膮 ku g贸rze przyjrza艂em si臋 "sobie". Jak na maga przysta艂o nosi艂em teraz szaty o z艂oto-czarnym kolorze z kapturem skrywaj膮cym m膮 g艂ow臋, ale pod nimi znajdowa艂 si臋 pancerz bojowy. Dosy膰 ciekawe wyposa偶enie jak na maga, pomy艣la艂em nim w ekspresowym tempie winda dobi艂a do sali konferencyjnej.

Na 艣rodku w艂a艣nie pokazywano hologram kilku planet z sektora Aidy zapewne omawiaj膮c plany taktyczne gdy zaintrygowane g艂owy dow贸dc贸w i ich adiutant贸w skierowa艂y si臋 w moj膮 stron臋. Nie przej膮艂em najpewniej kogo艣 powa偶anego, bo zaraz odezwa艂 si臋 z jeden z oficer贸w wysokiej rangi.

- Co tutaj robisz magu? To zamkni臋te posiedzenie wojenne.

- Och, prosz臋 mi wybaczy膰... - powiedzia艂 jeszcze ludzkim g艂osem 艣ci膮gaj膮c kaptur i ukazuj膮c zmienione oczy jarz膮ce si臋 niczym pochodnie w ciemno艣ci. Doko艅czy艂em typowo demonicznym tonem mro偶膮cym krew w 偶y艂ach. - Przyszed艂em zaoferowa膰 pomoc.

- STRA呕! - rykn膮艂 jeden z przera偶onym adiutant贸w, kt贸remu strach nie odj膮艂 mowy.

Nie min臋艂a chwila a z drzwi po prawej wypad艂 oddzia艂 mo偶e dziesi臋ciu ludzi uzbrojonych po z臋by, kt贸rzy skierowali swoje karabiny szturmowe w moj膮 stron臋. M膮drze jednak nie nacisn臋li spustu. Trzeba ku膰 偶elazo p贸ki gor膮ce.

- A wi臋c... - zacz膮艂em nie drgaj膮c ani kawa艂kiem cia艂a. - Jeste艣cie zainteresowani? - spyta艂em z艂owieszczo.

Po d艂u偶szej chwili, z g艂臋bi pokoju, powsta艂 najstarszy i zapewne najbardziej powa偶any z ca艂ego towarzystwa. Nie podchodz膮c za blisko rzek艂 tylko:

- Jeden niew艂a艣ciwy ruch i jeste艣 martwy. Czy to jasne ty... czymkolwiek jeste艣...

- I to ja rozumiem... - za艣mia艂em si臋 na sw贸j spos贸b. - Przejd藕my od razu do rzeczy.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Ruszy艂em za s艂u偶膮cym Tal'khuma, niespecjalnie przejmuj膮c si臋 dalszymi poczynaniami Richarda. Jak zwykle w takich sytuacjach przygl膮da艂em si臋 strojowi oraz zachowaniu s艂u偶by Mistrz贸w. I jak zawsze nie dostrzeg艂em najmniejszego nawet uchybienia protoko艂u. Wielokrotnie s艂ysza艂em od Organicznych, 偶e zachowuj膮 si臋 oni jak maszyny. Nie rozumiem, co widz膮 w tym z艂ego.

Weszli艣my do gabinetu. Wbrew moim przewidywaniom, nie znajdywa艂 si臋 tam wy艂膮cznie Tal'khum. W艂a艣ciwie, byli tam niemal wszyscy spo艣r贸d Mistrz贸w, brakowa艂o jedynie Fridne'a.

-Nale偶y stan膮膰 przy 艣cianie, razem z innymi osobami o ni偶szej pozycji. G艂os mo偶na zabra膰 wy艂膮cznie za wyra藕n膮 pro艣b膮 jednego z Mistrz贸w.

Upomnia艂 mnie s艂u偶膮cy, obni偶aj膮c natychmiast moj膮 opini臋 o jego osobie. "Jestem programem. Pr臋dzej ty by艣 zapomnia艂 protoko艂u, ni偶 ja." Stan膮艂em pod 艣cian膮 i czeka艂em.

Po jakich艣 10 minutach do pokoju wkroczy艂 Fridne i przywita艂 si臋 z pozosta艂ymi Mistrzami. Zaraz za nim do sali wkroczy艂 jaki艣 Samalianin.

- Poprosz臋 hologram.

Jeden ze s艂u偶膮cych Tal'khuma, w艂a艣nie ten kt贸ry mnie upomina艂, poblad艂. "Brak elementarnej wiedzy. Samalianie pos艂uguj膮 si臋 telepati膮, wi臋c ten najprawdopodobniej w艂a艣nie w ten spos贸b otrzyma艂 polecenie. Ci Organiczni...". Nad sto艂em wy艣wietli艂 si臋 hologram jakiego艣 sektora. Niestety w mojej bazie dancyh brakowa艂o jakichkolwiek danych na temat konfiguracji gwiazd w r贸偶nych galaktykach, wi臋c nie by艂em w stanie zidentyfikowa膰, co to by艂 za sektor.

-Na Sektor 12 sk艂ada si臋 kilkadziesi膮t system贸w, kt贸rych mapy, zar贸wno astrala jak i materialne, s膮 do dyzpozycji. Prosi艂bym w tym momencie o pochwa艂臋 dla dow贸dcy tamtejszych Plac贸wek, bardzo nam pomogli z naszym zadaniem. Dok艂adne mapy s膮 do dyspozycji w Bibliotece i z Komputera.

Za d艂ugo by opisywa膰 wszystko, podam tylko najniezb臋dniejsze informacje, opisuj膮c rdzenne planety frakcji i og贸lnie je charakteryzuj膮c.

Republika Mintarus, jej siedzib膮 jest planeta Mintarus, na kt贸rej panuje gor膮cy, tropikalny klimat, powietrze za艣 przesi膮kni臋te jest magi膮. Planeta jest g臋sto zaludniona, co, niestety, stwarza doskona艂e mo偶liwo艣ci dla broni obszarowej. Otaczaj膮 j膮 dwa ksi臋偶yce, posiada kolonie w "lewych dolnych" rubie偶ach Sektora i to st膮d pochodz膮 najpot臋偶niejsi magowie, b臋d膮cy na du偶ym poziomie mocy.

Domem dla Syndykatu jest Grignus, jedna z najwi臋kszych w Sektorze, bogata w minera艂y, mocno uprzemys艂owiona i silnie nacechowana technologicznie. Powietrze jest mocno zanieczyszczone. Dorobek kolonialny: kilkana艣cie system贸w umiejscowionych wok贸艂 systemu Grignusa, wnijaj膮c si臋 jakby klinem w centrum, lecz zostawiaj膮c front dla walk mi臋dzy Dominium a Republik膮. Ustr贸j totalitarny, najbrutalniejsi, maj膮 przewag臋 liczebn膮 w stosunku do dw贸ch pozosta艂ych frakcji dzia艂aj膮cych oddzielnie.

Opisa艂em ju偶 dwie bazy walcz膮cych stron, przysz艂a pora na ostatni膮... Oto Sekot Zenama, bardzo rozwini臋ta, sterylna, lecz niezbyt zaludniona planeta technologiczna, na kt贸rej zapadaj膮 decyzje dotycz膮ce Dominium. Mo偶na nazwa膰 j膮 laboratorium Sektora, gdzie ilo艣膰 jest mniej wa偶na ni偶 jako艣膰, ale ostatnie dzia艂ania pokazuj膮, 偶e m膮dro艣膰 niekiedy musi ust膮pi膰 przed brutaln膮 si艂膮. Jej kolonia, Aqua Dominus- wodna planeta, jest w stadium wymierania 偶ycia. Og贸lnie rzecz bior膮c, Sektor przypomina jakby tr贸jk膮t, podzielony z grubsza r贸wno mi臋dzy frakcje, gdzie po lewej jest Republika, u g贸ry Syndykat a z prawej Dominium. Jest miejsce, by ka偶dy walczy艂 z ka偶dym i...

Przerwa艂 mu Tal'khum:

- Dzi臋kuj臋, Kartografie, wiemy do艣膰 o Sektorze, teraz przyda si臋 nam wi臋cej informacji o samym konflikcie. Mo偶esz zosta膰. Niech wypowie si臋 SIG.

Ostatnie zdanie Mistrz wypowiedzia艂 z wyra藕n膮 niech臋ci膮. Nie zdziwi艂o mnie to. Podszed艂em do gniazda znajduj膮cego si臋 przy stole i pod艂膮czy艂em si臋 do niego. Nast臋pnie wy艣wietli艂em si臋 obok sektora 12.

-Niestety w bazach danych zainfekowanych przeze mnie urz膮dze艅 brakowa艂o danych, na temat przyczyn wybuchu wojny, ani jej wczesnego przebiegu. Do艣膰 dok艂adnie opisano w nich natomiast aktualn膮 sytuacj臋 na froncie. W chwili obecnej walki tocz膮 ze sob膮 przede wszystkim Republika Mintarus oraz Syndykat i to w stref臋 znajduj膮c膮 si臋 pomi臋dzy tymi dwoma frakcjami przesun膮艂 si臋 front. Dominium spo艣r贸d wszystkich najbardziej ucierpia艂o w wyniku u偶ycia broni masowego ra偶enia. O ile Sekot Zenama pozosta艂a prawie nietkni臋ta, a tyle Aqua Dominus, z racji bycia planet膮 wodn膮 opustosza艂a niemal ca艂kowicie. W chwili obecnej Dominium nie stanowi realnego zagro偶enia dla 偶adnej z pozosta艂ych frakcji, te wi臋c mog艂y skupi膰 si臋 na walce ze sob膮 nawzajem.

Obecnie na froncie panuje impas. Liczne szturmy na planety graniczne nie przynosz膮 efektu, jako 偶e obie strony dysponuj膮 jedynie prymitywnymi pojazdami przeznaczonymi do desantu planetarnego, niezdolnymi do przebicia si臋 przez obron臋 przeciwlotnicz膮 przeciwnika. Jednak偶e, przed艂u偶aj膮cy si臋 konflikt coraz wyra藕niej odbija si臋 na gospodarce Republiki. Je偶eli nic si臋 nie zmieni, frakcja ta ju偶 wkr贸tce nie b臋dzie w stanie uzupe艂nia膰 strat i front zostanie prze艂amany.

Zn贸w g艂os zabra艂 Tal'khum.

-To wszystko. Mo偶esz ju偶...

Przerwa艂a mu, u艣miechaj膮c si臋, Mistrzyni.

-...Zosta膰.

Przegra艂em si臋 z powrotem do sondy i przeszed艂em pod 艣cian臋.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Przygl膮da艂am si臋 ze 艣rednim zainteresowaniem ca艂emu zaj艣ciu, kt贸re przed chwil膮 zasz艂o. I ten ni偶szy ch艂opak, i ten kt贸rego ?bli偶ej? pozna艂am to i艣cie typowi uczniowie, kt贸rzy z ro艣link膮 sobie poradzi膰 nie potrafi膮. Za to nauczyciel i nasz przewodnik zrobili co trzeba. 艁adnie, szybko i bez problemu, chocia偶 z fajerwerkami. I chwa艂a im za to, bo s膮dz膮c po tym co powiedzia艂 ten Quel, zapewne wracamy na g贸r臋. Dobrze, bo nie jest moim marzeniem sp臋dzi膰 tu p贸艂 dnia.

Szli艣my w kierunku kt贸ry wskaza艂 Rir, wycinaj膮c sobie drog臋 przez coraz to bardziej natr臋tne ro艣liny. Narz臋dzie, kt贸re otrzyma艂am troch臋 wcze艣niej, 艣rednio si臋 ju偶 do tego nadawa艂o wi臋c zamieni艂am je na swoj膮 kos臋. Ro艣lin by艂o o wiele wi臋cej ni偶 wcze艣niej, w czym przypominaj膮 troch臋 faun臋 jakiej艣 d偶ungli czy czego艣. Ale z t膮 r贸偶nic膮, 偶e s膮 jeszcze szybsze. Ma艂o mnie to obchodzi艂o, bo i tak zapewne sobie poradz臋, podobnie stra偶nicy, ale reszta uczni贸w?pow膮tpiewam. Na Erdorze widocznie si臋 wyszkoli艂am w dostosowaniu si臋 do ka偶dych warunk贸w, wi臋c mo偶e dlatego mi to nie przeszkadza?do tego mam ju偶 jak膮艣 moc i mog臋 j膮 jako艣 wykorzysta膰. Jako艣?

Doszli艣my do jakiej艣 polany, nie obro艣ni臋tej ro艣linami . Zdziwi艂o mnie to lekko, bo jeszcze kawa艂ek dalej tutejsza fauna nie pozwala艂a nam przej艣膰 kilku metr贸w bez wyrzynania p臋d贸w, a tutaj tylko troch臋 trawy i nic wi臋cej. S艂o艅ce spokojnie o艣wieca艂o miejsce w kt贸rym si臋 znale藕li艣my, nad nami i pod nami nie by艂o ani jednego okazu jakiejkolwiek wi臋kszej ro艣liny. By艂o bardzo spokojnie?mo偶e a偶 za bardzo?

Spojrza艂am na r臋k臋. Moc by艂a gotowa do ewentualnego odpalenia.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

W sali zapad艂a napi臋ta - cho膰 tylko dla jednej strony - cisza. Stra偶 nie opu艣ci艂a pomieszczenia i nadal celowa艂a we mnie t膮 swoj膮 艣mieszn膮 broni膮, ale niekt贸rzy z obecnych tutaj oficer贸w zamy艣lili si臋 nad ofert膮 wi臋c istnia艂a szansa, 偶e dobijemy targu. Pomin臋 milczeniem fakt, 偶e istoty materialnej dawno powinny si臋 nauczy膰, 偶e nie nale偶y paktowa膰 z demonami, bo sko艅czy si臋 nie lepiej ni偶 Ci, kt贸rzy tego nie robi膮, ale nie b臋d臋 taki wspania艂omy艣lny i im tego nie powiem, prawda? Hah.

- A wi臋c... - zacz膮艂em ponownie nie drgn膮wszy cho膰by jednym mi臋艣niem. - Jaka jest wasza odpowied藕?

- Sk膮d mamy wiedzie膰, 偶e jeste艣 tym kim czym twierdzisz, 偶e jeste艣? - nagle pad艂o pytanie z ust jakiego艣 oficerka.

- Nie udawaj idioty... - sykn膮艂em udaj膮c w艣ciek艂o艣膰. Nie musia艂em widzie膰, 偶eby stwierdzi膰 i偶 mi臋艣nie u stra偶nik贸w s膮 napi臋te do granic mo偶liwo艣ci. B贸jcie si臋... b贸jcie. - Czy jeste艣 takim g艂upcem, 偶e s膮dzisz i偶 ten g艂os... ten wzrok m贸g艂by pochodzi膰 od czysto materialnej istoty?... Je艣li jednak chcesz prezentacji... - zacz膮艂em nie czekaj膮c na odpowied藕. - Niech w pomieszczeniu zostanie jeden... tylko jeden stra偶nik. Reszta za drzwiami.

- Nie ma mowy! - krzykn膮艂 jeden z adiutant贸w.

- Idioci. - sykn膮艂em ponownie. - Naprawd臋 s膮dzicie, 偶e jeste艣cie w stanie zrobi膰 mi co艣 wasz膮 艣mieszn膮 broni膮? Jeste艣cie niczym wi臋cej jak plugawym robactwem, kt贸re demony mog膮 mia偶d偶y膰 bez specjalnego wysi艂ku. Gdybym chcia艂 ju偶 teraz wszyscy byliby艣cie martwi wi臋c nie nadwyr臋偶ajcie mojej cierpliwo艣ci. To moje ostatnie ostrze偶enie... chyba, 偶e chcecie zaryzykowa膰? - u艣miechn膮艂em si臋 szeroko i... z艂owieszczo. Jak tylko mo偶e demon.

Po d艂u偶szej chwili zn贸w odezwa艂 si臋 g艂os "powa偶anego oficjela" z ciemniejszego k膮ta sali. Chyba jaka艣 gruba ryba... przynajmniej tutaj.

- Zr贸bcie co m贸wi. - powiedzia艂 cicho.

- Admirale, nie m贸wi pan powa偶nie... - zacz膮艂 jeden z zgromadzonych tutaj.

- Milcz. - odpar艂 g艂o艣niej. - Chcieli艣cie prezentacji... to j膮 dostaniecie. Zaczynaj... demonie.

U艣miechn膮艂em si臋. Odczeka艂em moment a偶 zostanie tylko jeden stra偶nik po czym powoli zbli偶y艂em si臋 do niego.

- Powiedzcie mi... - zwr贸ci艂em si臋 do reszty samemu jednak patrz膮c si臋 prosto w he艂m stra偶nika. Ten zacz膮艂 drze膰 ze strachu. - Czy przez wasze pole si艂owe sensory Zakonu b臋d膮 mog艂y wykry膰 demoniczn膮 esencj臋 wydobywaj膮c膮 si臋 tutaj?

- Stra偶nicy?! - hukn膮艂 admira艂. - S膮 gdzie艣 w pobli偶u?

- Nie... nie... - odpar艂em ironicznie. - Prosz臋 si臋 nie gor膮czkowa膰. Na pewno nie ma ich na tej planecie, ale nie s膮dzili艣cie chyba, 偶e Zakon nie ma technologii zdolnej monitorowa膰 ca艂ej galaktyki w tym i waszej 艣miesznej wojenki... - prychn膮艂em.

- Dobrze... - admira艂 westchn膮艂. - Rozumiem o co chodzi. - zwr贸ci艂 si臋 do adiutanta. - 艁膮czcie mnie z centrum zarz膮dzania. Niech magowie na minut臋 zwi臋ksz膮 si艂臋 pola za trzydzie艣ci sekund.

- T... tak jest. - odpar艂 adiutant, kt贸ry zaraz rozpocz膮艂 prac臋 przy komunikatorze. Nie przygl膮da艂em si臋 szczeg贸艂om.

Zawsze istnia艂a szansa, 偶e i tak wykryj膮 moj膮 esencj臋, ale czy nawet wtedy Zakon zechcia艂by zaatakowa膰 t膮 planet臋 i wda膰 si臋 w walk臋 z jedn膮 ze stron? Wolne 偶arty. Jedyne co mog臋 straci膰 to element zaskoczenia co do lokalizacji odpalenia Bramy.

- Dla lepszego widoku zapraszam bli偶ej 艣rodka... - mrukn膮艂em zerkn膮wszy kotem oka w stron臋 admira艂a. Ten kiwn膮艂 g艂ow膮 i istota, kt贸ra mia艂a by膰 kr贸likiem pokazowym, prawie, 偶e telepi膮c si臋 ze strachu, podesz艂a bli偶ej... tak aby wszyscy mogli zobaczy膰. Stan膮艂em lekko za nim.

- Czy aby na pewno ten stra偶nik jest tobie potrzebny... demonie? - spyta艂 niepewnie jeden z oficer贸w.

- O tak... w ko艅cu potrzebuj臋 materia艂u na pokaz. - odpar艂em rozweselonym tonem.

- Zaczynaj... - westchn膮艂 admira艂 a ja nie potrzebowa艂em wi臋kszej zach臋ty.

Wykorzystuj膮c swoj膮 demoniczn膮 esencj膮 zacz膮艂em mutowa膰 praw膮 r臋k臋 maga upodobniaj膮c j膮 do 艂apy bestii. Dooko艂a mnie da艂o si臋 zauwa偶y膰 czarne punkty energii, kt贸re swobodnie orbitowa艂y wok贸艂 cia艂a maga. Po chwili mog艂em si臋 cieszy膰, 偶e co艣 reprezentuje prawdziwego mnie.

- Czek... - zacz膮艂 stra偶nik, ale nie mo偶na by艂o unikn膮膰 nieuniknionego. Bez 偶adnego oporu przebi艂em go na wylot obryzguj膮c pod艂og臋 krwi膮 i s艂ysz膮c jak z pod he艂mu dochodzi mnie harkot umieraj膮cego. Zebrani oniemieli ze strachu. Sam nie wiedzia艂em czy metod膮 egzekucji czy jego narz臋dziem.

- Phi... - mrukn膮艂em widz膮c jak jeszcze ledwo dychaj膮cy stra偶nik upad艂 na kolana. Nie chc膮c przeci膮ga膰 tej chwili agonii - cho膰 pi臋knej w swym cierpieniu - machn膮艂em od niechcenia r臋k膮 na wysoko艣ci barku sprawiaj膮c, 偶e g贸rna cz臋艣膰 cia艂a polecia艂a na poblisk膮 艣cian臋 a dolna zosta艂a na miejscu. - Eh, b臋dziecie musieli tutaj posprz膮ta膰... - mrukn膮艂em znudzony zerkaj膮c na ilo艣膰 wylanej juchy. - Ale co mnie to obchodzi... Zadowoleni? - zwr贸ci艂em si臋 wprost do oniemia艂ych zebranych.

- Rzek艂e艣, 偶e przyszed艂e艣 nam pom贸c... - zacz膮艂 admira艂 i wiedzia艂em, 偶e si臋 dogadamy. Demoniczna intuicja.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

Nie przypominam sobie, 偶eby艣my przechodzili przez jak膮艣 艂膮k臋. Wi臋c si臋 zgubili艣my.

- Czekajcie.

Wychodz臋 na 艣rodek polany i rozgl膮dam si臋. Otacza j膮 dziki g膮szcz, a poro艣ni臋ta jest czym艣 w rodzaju trawy i jakimi艣 grzybami. Tak, na pewno nas tu nie by艂o. Wida膰 zboczyli艣my z powoli zarastaj膮cej 艣cie偶ki, kto wie, mo偶e nawet ro艣liny specjalnie pr贸bowa艂y nas tu sprowadzi膰. Nie powinni艣my by膰 jednak daleko od celu. Spogl膮daj膮c w g贸r臋 widz臋 wysokie wzg贸rza pomi臋dzy kt贸rymi rozrastaj膮 si臋 ro艣liny. Jedno jest mocno charakterystyczne, z jakby 艣ci臋tym czubkiem. Skacz膮c z mostu te偶 je widzia艂em. Aby lepiej si臋 rozezna膰 w okolicy rozp臋dzi艂em si臋 nagle i skumulowa艂em energi臋 magiczn膮 w nogach u偶ywaj膮c Lightning Step. Dzi臋ki temu zwyczajnie wbieg艂em na bardzo wysok膮 ro艣lin臋, co艣 jakby skrzy偶owanie grzyba z drzewem i przycupn膮艂em na jej szczycie maj膮c mniej wi臋cej dobry widok na okolic臋. Tak, jeste艣my blisko. Wiedz膮c gdzie i艣膰 zeskoczy艂em na ziemi臋 l膮duj膮c mi臋kko i machn膮艂em na reszt臋, aby uda艂a si臋 za mn膮. Oby szybciej, przeczuwam, 偶e jeszcze chwila zwlekania i znowu co艣 nas zaatakuje.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

W dobrze mi znanych ciemno艣ciach oczekiwa艂em nadej艣cia tamtych dwojga demon贸w. Majestat powiedzia艂, 偶e b臋d膮 bardziej kompetentne od tamtego ? mam szczer膮 nadziej臋. 呕eby si臋 o tym jednak przekona膰, nie musia艂em d艂ugo czeka膰.

Czekaj膮c na nich, wytworzy艂em w d艂oni niewielki p艂omyk. Dopatrywa艂em si臋 w nim oznak nieprzewidywalno艣ci, charakteryzuj膮cej ten wspania艂y, nieokie艂znany 偶ywio艂: ogie艅. Tego p艂omyka nie potrafi艂bym wytworzy膰 w warstwie fizycznej czy przynajmniej astralnej, czyli tam, gdzie najbardziej by mi si臋 przyda艂 ? ale tutaj? nie mog艂em oderwa膰 od niego wzroku. Przynajmniej w ten spos贸b zapewni艂em sobie pociech臋.

Nagle owion臋艂a mnie jaka艣 aura. Czu艂em si臋, jakbym mia艂 zaraz podda膰 si臋 czyjemu艣 urokowi.

- Nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo tego chcesz? ? dudni艂o mi w g艂owie. Szybko jednak odzyska艂em rezon.

- Dobrze wiem, 偶e tutaj jeste艣. Poka偶 si臋 ? powiedzia艂em. W贸wczas moim oczom ukaza艂a si臋 szkar艂atna chmura, z kt贸rej wy艂oni艂a si臋 powoli kszta艂tna, wysoka posta膰. Przypomina艂a do z艂udzenia ludzk膮 kobiet臋 o czerwonej niby sukni wieczorowej, wysokich butach o tym samym kolorze i 艣wiec膮cych szkar艂atem oczach. Nagle jednak zmieni艂a swoj膮 prezencj臋 ? ubranie znikn臋艂o, a nogi zosta艂y zako艅czone ko藕limi kopytami. Sk贸ra zmieni艂a kolor na ciemnobr膮zowy, natomiast z klatki piersiowej nadal wyrasta艂y niewielkie piersi. Posta膰 nabra艂a jeszcze typowo demonicznych cech: zako艅czonego ?strza艂k膮? ogona, kikut贸w skrzyde艂, a tak偶e dw贸ch do艣膰 d艂ugich rog贸w wyrastaj膮cych z czo艂a. Oczy, pozbawione 藕renic, 艣wieci艂y z艂otem ? ale poza tym twarz pozosta艂a ludzka. Zna艂em t臋 kobiet臋 do艣膰 dobrze.

- Co, zaskoczony? ? zapyta艂a przyjemnym dla ucha g艂osem.

- Mi艂o mi ci臋 widzie膰, Lilith ? odpar艂em. ? Ale powinna艣 ju偶 si臋 domy艣li膰, 偶e takie sztuczki ju偶 dawno temu przesta艂y robi膰 na mnie wra偶enie.

- Na chwil臋 jednak da艂e艣 mi si臋 uwie艣膰? czy偶 nie, Shan?ten?ranie?

- By膰 mo偶e? ale nie ma to 偶adnego znaczenia. Majestat ci臋 wys艂a艂 do mnie?

- W rzeczy samej, m贸j smoczku?

- Daruj sobie takie poufa艂o艣ci. Co z tym drugim?

- B臋dzie za chwil臋.

Chwila jednak min臋艂a szybciej. Drugi demon pojawi艂 si臋, ale bez 偶adnych ?fajerwerk贸w? ? po prostu si臋 zmaterializowa艂. Twarz, gdyby nie czerwony kolor, lekko zakrzywione rogi na czole, 艣wiec膮ce p艂omieniem oczy i liczne deformacje, mog艂aby zosta膰 uznana za ludzk膮. Korpus i nogi koloru ciemnoczerwonego te偶 by艂y przyk艂adem postury humanoidalnej, cho膰 kolejne deformacje w postaci wypustek pokaza艂yby tego tutaj demona na przyk艂ad takim Ziemianom w bardzo negatywnym 艣wietle. Palce u d艂oni i st贸p mia艂 ostro zako艅czone. Na r臋kach i 艂ydkach nosi艂 niewielkie srebrne bransolety. Z dolnej cz臋艣ci plec贸w odchodzi艂 ogon, pozbawiony element贸w charakterystycznych. Demon kl臋ka艂 jeszcze na jednej nodze. Nie zna艂em go w og贸le, ale nie musia艂em o nic pyta膰 ? zacz膮艂 od razu:

- Czy to ty jeste艣 upad艂ym smokiem Shan?ten?ranem?

Wsta艂 na r贸wne nogi.

- Tak, to ja ? odpowiedzia艂em.

- To dla mnie zaszczyt ci towarzyszy膰. Moje imi臋 to Izual.

- Dobrze mi ci臋 pozna膰, Izualu. Tylko mam nadziej臋, 偶e wykazujesz si臋 szczero艣ci膮, a nie dbaniem o w艂asny interes?

- Nie masz si臋 o co obawia膰, moje s艂owa s膮 jak najbardziej szczere.

Nasta艂a chwila ciszy. W ko艅cu sam j膮 przerwa艂em:

- Jeste艣my wi臋c w komplecie. Ruszamy.

Machaj膮c skrzyd艂ami, przelatywa艂em przez sfer臋 negacji w towarzystwie Izuala i Lilith, lewituj膮cych obok mnie. Po drodze przyst膮pi艂em do omawiania planu:

- Majestat na pewno opowiedzia艂 wam, na czym ma polega膰 nasze zadanie. Musimy jednak wykona膰 je niezauwa偶eni. Jest tutaj wiele szczeg贸艂贸w do rozwa偶enia, a pomini臋cie kt贸regokolwiek mo偶e si臋 dla nas 藕le sko艅czy膰. Dlatego miejcie si臋 na baczno艣ci.

- Smoczku, przejdziesz do rzeczy? ? zapyta艂a Lilith.

- Izual, wiesz co艣 o frakcjach walcz膮cych w Aidzie?

- Jak najbardziej ? odezwa艂 si臋 Izual. ? Konflikt rozp臋ta艂 si臋 mi臋dzy trzema frakcjami, nazywaj膮cymi siebie Republik膮, Syndykatem i Dominium. Aktualnie jednak licz膮 si臋 tylko te dwie pierwsze, poniewa偶 Dominium zosta艂o bardzo powa偶nie os艂abione. Mogliby艣my uderzy膰 w艂a艣nie tam - nie ma co zostawia膰 ledwo 偶ywego przy 偶yciu.

- Pozwolisz, 偶e ja to oceni臋. Niemniej wed艂ug twojego sprawozdania rzeczywi艣cie lepiej by艂oby dobi膰 le偶膮cego, ale musimy wywnioskowa膰, jak膮 pot臋g臋 stanowi reszta frakcji. Musimy te偶 uwa偶a膰 na posterunek Zakonu w Aidzie.

- Posterunek? Pierwsze s艂ysz臋.

- 呕eby m贸c jak najszybciej interweniowa膰 w razie pojawienia si臋 demon贸w w warstwie materialnej, Stra偶nicy rozstawili we wszystkich t臋tni膮cych 偶yciem galaktykach swoje posterunki. Nie s膮 one liczne, ale i tak musimy uwa偶a膰, poniewa偶 ten konflikt jest obserwowany przez lokalne si艂y Zakonu - najprawdopodobniej czekaj膮 na nasze nadej艣cie.

- Ale sami z siebie nie b臋d膮 miesza膰 si臋 do wojny?

- W rzeczy samej. Dop贸ki nie ma demon贸w w pobli偶u, nie widz膮 powodu, by si臋 wtr膮ca膰.

- A jest jaki艣 plan dzia艂ania, smoczku? ? spyta艂a Lilith.

- Przenikniemy do warstwy materialnej. Tam zaprowadzimy zam臋t w g艂贸wnej bazie jednej z tych frakcji. Nim jednak przyst膮pimy do dzia艂ania, musimy odczeka膰 jeszcze troch臋 czasu, poniewa偶 nie jestem teraz w stanie wykrzesa膰 z siebie do艣膰 energii, by si臋 przenie艣膰.

- Ile?

- Godzin臋.

- Co robimy do tego czasu?

- Majestat powiedzia艂 mi, 偶e tr贸jka innych Wy偶szych Demon贸w wys艂a艂a tam ju偶 Demona Cienia. Powinni艣my?

Nagle do mojej g艂owy dotar艂y sygna艂y. Czy mo偶e raczej ? obrazy. Co艣, o czym mia艂em zbyt ma艂o informacji, sta艂o si臋 ju偶 jasne, cho膰 w g艂臋bi esencji zacz膮艂em czu膰? niepok贸j?

- Shan?ten?ranie, co艣 si臋 sta艂o? ? zainteresowa艂 si臋 Izual.

- Wiem, kim jest ten Demon Cienia. Dantalion.

Lilith s艂odko si臋 u艣miechn臋艂a, ale Izuala najwidoczniej te偶 ogarn臋艂o zaniepokojenie.

- Ja chyba nie jestem w temacie ? stwierdzi艂a Lilith. Nawet je艣li czu艂a to, co my, to jej czaruj膮cy g艂os nie pozwala艂 si臋 tego domy艣li膰. ? Mogliby艣cie mi, panowie, wyt艂umaczy膰?

- On ma zdolno艣膰 otwarcia Bramy Siedmiu Piecz臋ci Chaosu ? odpowiedzia艂em spokojnie.

- Aha, to 艣wietnie. Wiem, czym owa brama jest, ale nie rozumiem, co z艂ego w tym widzicie. Wtedy demony b臋d膮 mog艂y przej艣膰 spokojnie do warstwy materialnej, a chyba w艂a艣nie o to chodzi?

- Zagra偶a to naszej misji ? odpar艂 Izual. ? Mamy rozp臋ta膰 chaos po cichu, a Dantalion na pewno 艣ci膮gnie nam na karki wi臋kszo艣膰 Zakonu.

- Ja czym innym si臋 martwi臋 ? odezwa艂em si臋. ? Doprowadzi膰 do zag艂ady Wszech艣wiata jest g艂贸wnym celem naszej rasy, a Stra偶nicy nigdy nie radzili sobie z naszymi naporami, wi臋c tu nie wiem, o co chodzi Izualowi. Bardziej mam na my艣li to, 偶e skoro Dantalion jest zdolny do czego艣 takiego, to na pewno sam z siebie r贸wnie偶 dysponuje spor膮 moc膮. Je艣li jego zamiary s膮 zgo艂a inne od naszych, to mogliby艣my mie膰 go po przeciwnej stronie, a nie chcia艂bym z nim zadrze膰. Co wi臋cej, otrzyma艂em obrazy tak偶e jego obstawy: Bethezera i Sotha. Dlatego mo偶emy mie膰 problem. B臋d臋 musia艂 si臋 z nim spotka膰.

- Wi臋c co w ko艅cu robimy, Shan?ten?ranie? ? spyta艂 Izual.

- Ustalimy na miejscu.

Przybyli艣my na miejsce, z kt贸rego mogliby艣my si臋 przenie艣膰 do galaktyki Aida w warstwie materialnej. Jego wygl膮d nie jest 艣ci艣le okre艣lony ? pochodz膮ce jakby z ruin 艣ciany, kt贸re w jednej chwili stoj膮 niewzruszone, w drugiej po prostu znikaj膮. Stan臋li艣my na ?pod艂o偶u?.

- Czyli jeste艣my na miejscu? ? stwierdzi艂 Izual. ? Wyczuwam esencj臋 kt贸rego艣 z naszych pobratymc贸w?

- Bardzo specyficzn膮 esencj臋 ? wtr膮ci艂em. ? Idziemy.

Po chwili marszu spojrza艂em uwa偶nie przed siebie. Przez to, co zobaczy艂em, uderzy艂em pi臋艣ci膮 w poblisk膮 艣cian臋. Jeszcze nie znikn臋艂a.

- Cholera?

- Smoczku, co艣 si臋 sta艂o? ? spyta艂a ?czule? Lilith.

- Sp贸jrz.

Ujrzeli艣my wysokiego demona o czarnej szacie, skrzyd艂ach i czerwonych oczach. Wygl膮da艂, jakby by艂 w stagnacji.

- To jest Dantalion? ? odezwa艂 si臋 sukkub.

- Tak, to on ? odpar艂em.

- Stworzy艂 mira偶? ? skomentowa艂 Izual.

Zamiast poruszy膰 temat jego spostrzegawczo艣ci, zrobi艂em kilka krok贸w do przodu, po czym zacz膮艂em si臋 koncentrowa膰.

- Co chcesz zrobi膰? ? zapyta艂a Lilith.

- Sam tworz臋 mira偶. Musz臋 si臋 z nim spotka膰.

- Ale Shan?ten?ranie, co z naszym planem? ? zdziwi艂 si臋 Izual.

- Do warstwy materialnej w ca艂o艣ci b臋d臋 m贸g艂 si臋 przenie艣膰 dopiero za p贸艂 godziny, a do tego czasu i tak nic nie zdzia艂amy. Je艣li chcecie si臋 na co艣 przyda膰, zr贸bcie to samo i odnajd藕cie Bethezera i Sotha.

- Spokojnie, smoczku, bez nerw贸w? ? ?uspokaja艂a? Lilith.

- Spotykamy si臋 tu znowu za p贸艂 godziny. Je偶eli mieliby艣cie si臋 sp贸藕ni膰, wy艣lijcie sygna艂 do umys艂u pozosta艂ej dw贸jki. Zrozumiano?

- Do us艂ug ? odpar艂 Izual.

- Nie wiem, kto ci臋 tu tak naprawd臋 mianowa艂 szefem, ale? robi si臋 ? powiedzia艂a Lilith.

Skoncentrowa艂em si臋. Demony z regu艂y posiadaj膮 zdolno艣膰 wyczuwania esencji swoich pobratymc贸w ? dlatego wiedzia艂em, gdzie stworzy膰 klona.

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach

- Zgadzam si臋, wracamy. Tu trzeba naukowc贸w i kilku oddzia艂贸w specjalnych, a nie grupki uczniak贸w i trzech Stra偶nik贸w. - odpowiedzia艂em po sprawdzeniu obra偶e艅 Shina. Nic powa偶nego, sko艅czy艂o si臋 na kilku siniakach. - Jak wr贸cimy na g贸r臋? Jest kilka sposob贸w, ale najszybciej b臋dzie wr贸ci膰 do mostu, z kt贸rego zeskoczyli艣my.

Dotarli艣my na polan臋. Jest za cicho i zeszli艣my ze znanej drogi. Na szcz臋艣cie Quel zaprowadzi艂 nas z powrotem na 艣cie偶k臋.

- Nie chowajcie broni i b膮d藕cie czujni. By膰 mo偶e nie odejdziemy st膮d bez walki.

Kontynuowali艣my marsz. Nerwowy nastr贸j udziela艂 si臋 wszystkim, ale nic nas nie zaatakowa艂o. Wreszcie dotarli艣my na miejsce.

Ros艂a przed nami ro艣lina wielka nawet jak na standardy tego miejsca. Mniej wi臋cej w po艂owie wysoko艣ci przechyla艂a si臋, pozwalaj膮c swej koronie dotkn膮膰 ziemi. Z dala przypomina艂a wi臋c po艂amane drzewo. Obok sta艂y filary podtrzymuj膮ce most i olbrzymi kwiat, kt贸ry pom贸g艂 nam si臋 tu dosta膰. A偶 dziw, 偶e nikt nie zwr贸ci艂 na to uwagi za pierwszym razem.

- To to. W艂a藕cie na "ga艂臋zie".

Wszyscy usadowili si臋 na konarach, kt贸re po bli偶szych ogl臋dzinach okaza艂y si臋 po prostu g臋sto splecionymi pn膮czami. Wtedy ja za艂adowa艂em do swojego pistoletu gumowy, nieszkodliwy pocisk i strzeli艂em w specyficzny punkt u czubka "pnia". Ro艣lina gwa艂townie poderwa艂a si臋 do g贸ry, prostuj膮c si臋 i jeszcze bardziej upodobniaj膮c do olbrzymiego drzewa. Zaskoczeni uczniowie prawie pozlatywali na d贸艂, ale ostatecznie nikomu nic si臋 nie sta艂o. Rozejrza艂em si臋. Tak jak si臋 spodziewa艂em, byli艣my akurat na wysoko艣ci cz臋艣ci zamieszkanej. Zeskoczyli艣my na most. Stamt膮d tylko kr贸tka przechadzka dzieli艂a nas od miasta.

- To by by艂o na tyle. Jeste艣my z powrotem, wszyscy w jednym kawa艂ku. Odrobili艣cie kar臋. Odprowadzimy was do 艢wi膮tyni, a tam b臋dziecie ju偶 wolni. My b臋dziemy musieli jeszcze odda膰 sprz臋t i z艂o偶y膰 raport, ale was ju偶 to nie dotyczy. Idziemy!

Nie wysz艂o to tak, jak mia艂o, ale nie narzekam. Nie co dzie艅 ma si臋 okazj臋 do wysadzenia w powietrze przero艣ni臋tej, krwio偶erczej kapusty.

Po pewnym czasie dotarli艣my z powrotem do 艢wi膮tyni. Uczniowie rozeszli si臋, gdzie ka偶dy chcia艂. My, czyli ja, Quel i Issa, po oddaniu sprz臋tu i kr贸tkiej przerwie na obmycie si臋 (po wizycie w dolinie wszyscy 艣mierdzieli艣my nieprzeci臋tnie) poszli艣my do dyrektora z艂o偶y膰 sprawozdanie. A jest z czego...

Link do komentarza
Udost臋pnij na innych stronach



  • Kto przegl膮da   0 u偶ytkownik贸w

    • Brak zalogowanych u偶ytkownik贸w przegl膮daj膮cych t臋 stron臋.

×
×
  • Utw贸rz nowe...