Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Exalted: Czas Herosów

Polecane posty

Elkaron Pięć Strun

Karawana powoli posuwa się drogą biegnącą w kierunku Światłocienia. Po twojej prawej stronie, kilkaset metrów dalej, wyraźnie widać błyszczące odbitym światłem wschodzącego słońca wody Morza Wewnętrznego. Do karawany przyłączyłeś się w Klejnocie, gdzie występowałeś przez kilkanaście tygodni zarówno na scenach jak i we wnętrzach tawern czy domach wielmożów, prezentując wszystkim swój kunszt, piękno hipnotyzujących dźwięków gitary. W końcu doszedłeś do wniosku, że w Klejnocie nic więcej nie zdziałasz, a mieszek pełen kameni szlachetnych oraz sława, którą tam zyskałeś to wystarczające nagrody. Zaproponowano ci dołączenie do karawany zmierzającej do Światłocienia, z czego skwapliwie skorzystałeś. Po kilku tygodniach podróży i kilku niebezpiecznych sytuacjach, w których byłeś zmuszony skorzystać ze swojego artefaktu w sposób nijak niezwiązany z muzyką przekonałeś się ze zdziwieniem, że dwaj z twoich towarzyszy ? podróżnik imieniem Vash Wędrujący Zefir oraz dowódca ochrony karawany, Archon Siedmiu Gromów, to także Pomazańcy Słońca, twoi towarzysze i sprzymierzeńcy w tym niegościnnym świecie. Nawet nie spostrzegłeś kiedy zwykła i przypadkowa znajomość przerodziła się w coś, co można nazwać zaczątkiem przyjaźni.

Teraz jednak siedziałeś na szczycie wozu, leniwie uderzając palcami w struny, bardziej z nudów i dla zabicia czasu niż ku rozrywce podróżników. Zza horyzontu powoli wyłaniały się potężne mury Światłocienia, przed którymi szeroko rozpościerało się morze namiotów i prowizorycznych budynków ? ogromna dzielnica przyjezdnych. Po przejściu przez tamtejszą odprawę celną będziesz musiał wraz z nowo poznanymi towarzyszami zadecydować, co chcecie robić dalej.

Archon Siedmiu Gromów

- Nie lenić się, nie tracić koncentracji! To, że znajdujemy się blisko celu nie znaczy, że coś niespodziewanego nie może się przydarzyć! - zwyczajowo napominałeś swoich żołnierzy. Długa i męcząca podróż z Klejnotu do Światłocienia miała niedługo dobiec końca. Ochrona karawany na pewno nie była tym, o czym marzyłeś, jednak Abu Bel Zarnib, kupiec, który wynajął ciebie i twoich żołnierzy płacił bardzo wysoką cenę w zamian za dopilnowanie, aby karawana bez przeszkód i w całości dotarła do miejsca przeznaczenia. A przecież w jakiś sposób musiałeś zdobyć pieniądze i wystarczającą sławę, by przyciągnąć pod swoje skrzydła i wyekwipować armię z prawdziwego zdarzenia. Już w Klejnocie okazało się, że coraz brutalniejsza wojna z Wzorcem nie jest sprawą, dla której chcesz poświęcać swoje dowódcze talenty, z tym większą więc radością skorzystałeś z możliwości udania się do Światłocienia. Po drodze nie brakowało potyczek z rabusiami, z którymi sprawnie i szybko radził sobie twój oddział. Abu Bel Zarnib był pod wielkim wrażeniem ? rzadko kiedy zdarza się, by podczas podróży nie zginęła nawet jedna osoba, a czyn ten był w dużej mierze twoją zasługą. Twoją i dwóch innych Słonecznych Namaszczonych, których to zupełnie niespodziewana obecność mile cię zaskoczyła. Szybko okazało się, że doskonale dogadujesz się zarówno z Vashem jak i Elkaronem ? wszyscy zwiedziliście spory kawał Stworzenia a wasze charaktery idealnie do siebie pasowały.

W tej chwili jednak byłeś zajęty dopilnowaniem bezpieczeństwa karawany na tym ostatnim, pozornie bezpiecznym odcinku. Niejedna karawana padła łupem pustynnych rabusiów, którzy doskonale zdawali sobie sprawę, jak luźna bywa atmosfera tak blisko celu. Nie zamierzałeś do tego dopuścić. Dotarcie na miejsce nie zajmie wiele czasu ? dostrzegałeś już w oddali zarys mury miasta . Teraz pozostanie ci jedynie odebranie zapłaty i skonsultowanie się z Vashem i Elkaronem na temat tego, co począć dalej.

Vash Wędrujący Zefir

Jechałeś na swoim koniu obok wozu Abu Bel Zarniba i jak to często robiliscie podczas podróży dyskutowałeś z nim o Stworzeniu oraz ? już mniej chetnie ? o polityce. Kupiec był człowiekiem obeznanym ze światem, zwiedził wiele regionów, jednak w dalszym ciągu potrafiłeś go zadziwić swoimi opowieściami o miejscach, które dane ci było zwiedzić. Do Klejnotu przybyłeś z inną karawaną, wprost z Denandsor - mimo swojej znajomości świata pierszy raz dane ci było zobaczyć słynne Wulkaniczne Miasto, zbudowane w czasach Pierwszej Ery wewnątrz wygasłego wulkanu. Po kilku tygodniach, które spędziłeś zwiedzając zatopiony bazar ? otwarty dzień i noc wielki targ, oświetlany przez światłokamienie i wielkie lustra ? oraz z niesmakiem przedzierajac się przez skupiska handlarzy niewolników stwierdziłeś, że Klejnot, mimo swojej nazwy, jest pełen skaz i ciemnych plam. Pewnego dnia, który spędzałeś w tawernie, odpoczywając od miejskiej zgnilizny przy kuflu pienistego piwa, przysiadł się do Ciebie Abu Bel Zarnib. Od słowa do słowa rozgadaliście się i niespodziewanie stanęło na tym, że jutro wraz z jego karawaną wyruszasz w kierunku Światłocienia.

Myśląc o tym teraz doszedłeś do wniosku, że była to jedna z lepszych decyzji w Twoim życiu. Głównym powodem tak śmiałego stwierdzenia było poznanie Elkarona i Archona ? dwóch Słonecznych Namaszczonych, z którymi los zetknął cię w czasie podróży. Wasze obecne stosunki wkraczały już w obszar, który można nazwać przyjaźnią. Nie wiedziałeś co prawda, jak długo wasze ścieżki będą ze sobą złączone, jednak z radością rozmawiałeś z podobnymi sobie ? pierwszymi, jakich dane ci było w życiu spotkać.

Rozmawiając z kupcem Twój wzrok coraz częściej uciekał w kierunku widniejących już wyraźnie na horyzoncie murów Światłocienia. Jak teraz potoczą się Twoje losy? Wiedziałeś, że ta decyzja leży jedynie w Twoich rękach.

Farlan Glads

"Morska piana" spokojnie zawijała do portu. Kochałeś morze, jednak z niecierpliwością oczekiwałes momentu zejścia na ląd ? nie miałeś w ustach porządnego trunku od czasu krótkiego przeładunku w Jane. W tej chwili stałeś obok Jenga Chu Kina, kapitana statku.

-Widzę, że z utęsknieniem zerkasz na ląd ? zaśmiał się i klepnął Cię w ramię ? Dobrze się spisałeś, w czasie tego rejsu. Ulgier miał rację ? świetny z Ciebie marynarz, może kiedyś dorównasz nawet nam dwóm ? roześmiał się chrapliwie, w typowy dla siebie, rubaszny sposób i odszedł.

W tym momencie na twoim ramieniu wylądowała Shan?Shila, szczypiąc cię dziobem ucho i domagając należnej porcji uwagi.

- Ruszać się, szczury lądowe! Port już blisko, szykować się do cumowania i przeładunku - krzyknąłeś gromko na marynarzy.

- Aye aye, sir! - odkrzyknęło kilka głosów a na statku rozpoczęła się gorączkowa krzątanina. Spędziłeś na "Morskiej pianie" kilka tygodni, piastując odpowiedzialne stanowisko bosmana. Kapitanowi polecił cię nie kto inny jak Ulgier, słusznie sądząc, że może to być najszybsza droga do zdobycia własnego okrętu. Jako bosman miałeś prawo do przewożenia i handlu określoną ilością własnych towarów, więc teraz wystarczyło tylko udać się z nimi na targ i zgarnąć odpowiednio wysoką sumkę. Decyzja co zrobisz na lądzie najpierw należy tylko do Ciebie ? okręt właśnie cumował.

Hana Ar-Raqis

Przechadzałaś się właśnie po mieście, wstawszy wyjątkowo wcześnie rano. Byłaś kobietą ze szlacheckiego rodu ? jak mogłabyś przegapić taką okazję? Przecież dziś zaczynał się Wielki Festyn Światła i Cienia, wielkie obchodzy urodzin Trójchana. Od kilku tygodni do miasta zjeżdżały dziesiątki karawan, kupcy sposobili i szykowali jak najbardziej okazałe stoiska. To było tygodniowe święto rozpusty, bogactwa i nieskrępowanej niczym zabawy. Właśnie w tej chwili minęła cię kilkudziesięcioosobowa grupa osób, wyglądająca na aktorską trupę. Szykowały się także rody szlacheckie ? uczty, bankiety i wszelkie inne sposoby by pokazać, jak bardzo czczą i wielbią Trójchana. Nieraz zdarzało się, że w czasie Wielkiego Festynu zmieniał się faworyt na dworze ? na jedne rody padało kapryśne spojrzenie władcy Światłocienia, racząc obdarzyć je łaską, co automatycznie wiązało się z utratą wpływów przez inny ród. Szykowała się wielka szlachecka wojna, bez armii jednak, choć momentami nie mniej krwawa i przerażająca. Ród Ar-Raquis również szykował wszystkie swoje siły, Ty jednak, jako 'upadła' wyłączona byłaś z tych przygotowań. Żeby choć zdawali sobie sprawę, jak wielkie usługi oddałaś im w ciągu ostatnich tygodni przygotowań... Szpiegostwo, zabójstwa, kradzieże zarówno pomysłów jak i środków ? to była twoja domena, o której nikt niestety nie miał się dowiedzieć.

Dlatego też, w niezbyt ciekawym humorze, przechadzałaś się obecnie między dopiero co otwieranymi straganami. Był ranek, ranek Wielkiego Festynu Światła i Cienia, początek tygodnia, w którym wiele może się zdarzyć. Co zrobisz i gdzie udasz się teraz? To zależy tylko od Ciebie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Po dłuższej chwili zamyślonego trącania strun nieco ożywiłem się i skorzystałem z okazji aby przypatrzeć się miastu z oddali. Gdy wóz wspinał się na kolejną górkę, powstałem i osłaniając oczy przed słońcem dłonią przyjrzałem się dokładniej.

- Tak, tak, tak! - starałem się nieco powstrzymać podekscytowanie widoczne w tym radosnym okrzyku, ale perspektywa grania w tak dużym mieście o tak dobrym czasie była niezwykle podniecająca.

Odprawę celną przebyłem bez najmniejszego problemu, dla strażników moja Rtęć była jedynie bardzo ekscentryczną gitarą, a ogniki nie były w końcu niczym niezwykłym pośród szlachty. Byłem w doskonałym humorze, więc wręczyłem celnikom po dinarze za sprawnie wykonaną pracę, uważając jednak by nie urazić ich tym gestem.

Potem spotkam się z Vashem i Archonem - razem czy osobno, nieważne, ale wolałbym mieć ich razem - i powiem tak:

- Dziś jest wielki festiwal, towarzysze, a ja mam zamiar spożytkować go na graniu i śpiewie. Rozpocznę prawdopodnie na jakiejś scenie bądź - co pewniejsze - na ulicy, późnym wieczorem zaś zajdę do jakiejś tawerny. Byłbym uradowany gdybyście i wy zechcieli być moimi gośćmi i słuchaczami. Jeśli jednak zechcecie zająć się własnymi sprawami, zrozumiem; późniejsze odnalezienie mnie nie będzie trudne, mam nadzieję - zakończę z uśmiechem.

Tak... pora by Światłocień poznał muzykę Elkarona... i Lirian.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idę pomiędzy straganami, oglądam przeróżne cuda przywiezione ze wszystkich zakątków świata. Wącham przyprawy, oglądam egzotyczne bestie w klatkach, patrzę na biżuterię ze złota, srebra, szlachetnych kamieni...Wyszukuję w tłumie obce, dziwne twarze, zastanawiam się, skąd pochodzą. Znam często te rysy, wiele razy widziałam je na ulicach Chiaroscuro, ale nigdy nie zwiedzałam tych krajów.

Cieszę się z takiego spaceru. Rzadko robię coś dla siebie, ale teraz nadeszła chwila, bym zrobiła coś dla siebie. Coroczny festiwal to dzień mój, tylko mój. Mogę robić co chcę. A mam ochotę akurat na słodycze... Rozglądam się dookoła i widzę jakiegoś sprzedawcę oferującego ociekające miodem ciasteczka. Uśmiecham się do niego zalotnie,wręczam mu monetę i zabieram się do ich pałaszowania. Lepią mi się do palców i sklejają szczęki, ale są pyszne. Podchodzę do straganu z biżuterią, długo gmeram w stosie błyskotek,aż wreszcie płacę za wąską bransoletę z motywem lilii. Dołącza ona do wielu innych na mojej lewej ręce.

Tak, ten dzień zapowiada się ciekawie. A to dopiero obrzeża jarmarku.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wreszcie Światłocień. Jedno z miejsc, które zawsze planowałem odwiedzić, ale jakoś nigdy nie było okazji. Nie dość jednak, że trafiłem akurat na Wielki Festyn i robię kolejny krok w swojej podróży, to poznałem ich. Miałem szczęście, doprawdy. W całym ogromnym Stworzeniu, które tylko czeka na zwiedzenie, akurat tutaj spotkałem jeszcze dwóch sobie podobnych. Ciekawe co jeszcze los ześle na mnie w trakcie wędrówki? Nie ma jednak czasu na zastanawianie się. Karawana zbliża się do celu, a my musimy poddać się odprawie. Nie mam przy sobie nic szczególnego, co najwyżej Szpony mogą trochę zaciekawić strażników. Po zakończeniu formalności żegnam się z Abu Bel Zarnibem. Naprawdę miło rozmawiało się z nim przez cały ten czas, ale teraz nasze drogi najpewniej się rozejdą. W pewnym momencie odzywa się Elkaron. Odpowiadam mu:

- Nie martw się, w życiu nie przegapię okazji aby posłuchać muzyki tak dobrej jak twoja. Naprawdę trafiliśmy na dobry moment. Czuć jak miasto żyje, oddycha. Teraz kiedy mamy trochę czasu, zobaczę, co takiego Światłocień ma do zaoferowania. Najpierw jednak dobrze będzie znaleźć karczmę. Mam konia do odstawienia, przydałoby się też po prostu miejsce, gdzie będzie można się spotkać kiedy już się rozproszymy. Archon, ty chyba potrzebujesz tez trochę miejsca dla swoich ludzi.

Nie mogę się już doczekać aby poznać to miasto, wtopić się w tłum i obejrzeć przygotowania do Festynu. A potem słuchać muzyki, oglądać występy i bawić się z ludźmi. Chcę zaznać trochę atmosfery tego miejsca i sytuacji póki mam na to szansę. Może nawet coś narysuję jeśli będzie okazja, mam przy sobie węgiel i trochę papieru. Niezbyt wysokiej jakości, ale nada się.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze na ostatnim odcinku trasy poruszałem się na całej długości karawany sprawdzając czy aby na pewno nie nadciąga żadne zagrożenie. Znajomość wojennego rzemiosła zna zbyt wiele przypadków ataku prawie u celu, kiedy obrońcy wykazują się brakiem czujności spowodowanym znacznym zmęczeniem. Nie miałem zamiaru dopuścić, aby podobny blamaż spotkał i mnie. Ale z tymi dwudziestoma weteranami nie jest to możliwe... świetnie się spisali. Odprawa celna przeszła bez problemów. Nie miałem nic co mogło zaciekawić strażników albo ściągnąć na mnie problemy, tym bardziej, że chyba zdali sobie sprawę z roli jaką pełniłem w tej karawanie.

- Dotarliśmy - powiedziałem cicho stanąwszy obok Abu Bel Zarniba. Mam nadzieję na jakiś bonus związany z idealnym stanem karawany... - Czy znasz dobre miejsce na sfinalizowanie umowy czy nagrodę można odebrać już teraz? - powiedziałem spokojnie przywdziewając uśmiech - Wybacz, że od razu przechodzę do rzeczy, ale tak jest ten świat stworzony, że bez twardej waluty nawet moja świta nie przetrwa za długo... Możemy przy okazji napić się w karczmie, bo w towarzystwie takiej osobistości można rozmawiać nawet o interesach w jakimkolwiek przybytku. - pogładziłem brodę czekając na odpowiedź.

W międzyczasie usłyszałem coś o nadchodzącym festiwalu od Elkarona i wychwyciłem swe imię z ust Vash'a. Dwaj słoneczni namaszczeni, których nigdy nie spodziewałem się spotkać... i jeszcze zetkniętych do jednej karawany... trzeba przyznać, że przydali się w jej ochronie. Gdy otrzymałem odpowiedzieć od Zeriba ruszyłem bliżej nich odpowiadając tonem z nutką radości w głosie. W końcu dotarliśmy...

- Jeśli chodzi o muzykę i śpiew zrobię wszystko co w mej mocy, żeby nie przepuścić takiej okazji Elkaronie. Może i część moich ludzi będzie na tyle chętna wrażeń aby wybrać się wraz ze mną. I tak, Vashu, jeśli teraz pozwolicie udam się z świtą na poszukiwanie przestronnej karczmy aby nabrać sił przed czekającym festiwalem, napiję się z swoją świtą i zapewne spotkamy się później. Jeśli pozwolicie, teraz się oddalę... Do zobaczenia.

Powiedziałem miłym tonem i ruszyłem dalej mają jasny plan na następne kilka godzin. Dopięcie formalności z nagrodą, karczma, picie z świtą a wieczorem zabawa. Doskonale.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dałem trochę mięsa mewie i pogłąskałem ją po głowie. Dopilnowałem wyładunku, po czym zebrałem całą załogę.

- Chłopcy, to był dobry rejs, a wy jesteście wyśmienitą załogą. Ja i kapitan jesteśmy z was dumni. Teraz macie trochę czasu wolnego. Rozejść się!

Ruszyłem do swej kajuty, skąd wziąłem swe towary. Nie było tego dużo. Troszkę biżuterii i kilka bobrzych skór. Schowałem je do torby i zszedłem na ląd. Czas pohandlować. Wpierw na targ, potem do karczmy na popitkę z załogą, a potem zabawa na festiwalu! Jak dobrze, że zawinęliśmy do portu akurat w tym terminie. Cóż, zawsze w takich sytuacjach jest popyt na żywność, instrumenty i biżuterię. Na targu podchodzę do jakiegoś kupca, który wydaje mi się w miarę uczciwy i chętny na ewentualne targi.

- Witam. Dopiero przypłynąłem do miasta, a mam parę towarów do sprzedaży.- mówiąc to pokazuję kupcowi skóry i naszyjniki(co prawda kiepskiej jakości, ale zawsze jakieś).

- Dzień dobry. Pomyślmy...3 srebrne monety i jedna brązowa. Co pan na to?

- Więcej chyba nie dostanę.

Dobijam targu i wyruszam poszukać załogi. Chociaż...POstanawiam się jeszcze rozejrzać po targu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elkaron

Pożegnałeś się ze swoimi towarzyszami po czym rozejrzałeś się wokół. Otaczało cię morze najróżniejszych namiotów. Większość była dość prosta, jednak gdzieniegdzie wśród nich dostrzec się dało prawdziwe perełki ? ogromne, kolorowe i pełne przepychu, materiał na pierwszy rzut oka wyglądał na jedwab najwyższej klasy. Podążyłeś przed siebie, ze zdumieniem kierując się tam, gdzie większość przybyszów ? do Starego Centrum, jedynej dzielnicy, która prawie w całości przetrwała zniszczenia Pierwszej Ery, a którą obecnie od Nowego Miasta i Dzielnicy Przybyszów oddzielał potężny mur. Tam właśnie odbywały się główne obchody Wielkiego Festynu Światła i Cienia, choć i w innych dzielnicach występowano, handlowano i kupczono czym się da. To jednak w Starym Centrum towary wystawiała większość kupców, występowały najlepsze trupy i solowi artyści, tam można było zobaczyć, co poszczególne rody przygotowały na czas Festynu. A przynajmniej tak poinformował cię jeden z gapiów, również zmierzający do Starego Centrum.

Po przekroczeniu murów ledwo powstrzymałeś okrzyk zachwytu ? twoim oczom ukazały się legendarne Szklane Wieże Światłocienia, opalizujące wszystkimi znanymi kolorami, wysokie na ponad 100 metrów kolosy, jedyne, które przetrwały do tego czasu. Wokół roztaczały się szklane ulice, otoczone szklanymi domami i rzeźbami. To wszystko robiło ogromne wrażenie, dostarczając bodźców zmysłom ? albowiem jednocześnie dobiegły cię dobiegające zewsząd dźwięki muzyki, zapachy przypraw zgromadzonych na straganach i nawoływania kupców. Przez chwilę poczułeś suchość w ustach, niełatwo będzie tu zwrócić na siebie uwagę tłumów... Po kilkunastu minutach marszu trafiłeś na miejsce, którego szukałeś ? specjalnie przygotowane do występów sceny.

Archon

- Z ubolewaniem muszę zrezygnować ze wspólnego ucztowania ? Abu zrobił zbolałą minę ? ale mam ważne spotkania w ciagu kilku najbliższych dni. Świetnie się jednak spisałeś wraz ze swoimi ludźmi.

To powiedziawszy skinął na jednego z sług, który natychmiast przyniósł mu sowicie wypchany mieszek. Kupiec wręczył ci go, jednocześnie ściskając dłoń.

- W środku znajduje się mały bonus, w zamian za doprowadzenie karawany w takim stanie, w jakim wyruszała. A teraz musimy się pożegnać ? Abu Bel Zarnib uścisnął ci dłoń jeszcze raz, po czym zwrócił się do Vasha.

Vash

Po załatwieniu spraw z Archonem podjechał do ciebie Abu Bel Zarnib.

- Dziękuję za wspólną podróż ? uśmiechnął się i uscisnął ci dłoń ? Nigdy jeszcze nie miałem okazji spotkać kogoś, kto jest tak obezany ze światem. Podróż i rozmowy z tobą to była czysta przyjemność. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będziemy mieli okazje porozmawiać.

To powiedziawszy kupiec oddalił się wraz ze swoimi ludźmi. W miejscu takim jak to czeka na niego wiele ważnych spraw.

Archon, Vash

Ruszyliście razem, postanawiając znaleźć karczmę, w której mogłoby zatrzymać się tak liczna grupa. Ludzie rozstępowali się przed wami, ponad dwudziestka idących waszym śladem żołnierzy wzbudzała odpowiedni respekt. Zagadnięty o lokalizację karczm jeden z kupców zaśmiał się jedynie. Z jego słów wynikało jasno, że nie macie żadnych szans na znalezienie tylu miejsc w jakiejkolwiek karczmie w dzień rozpoczęcia Wielkiego Festynu ? wszystko jest zajęte od kilku dni, bez odpowiednich znajomości nic nie zdziałacie. Jedynym wyjściem było wynajęcie jednego z obszernych namiotów mieszkalnych, przeznaczonych dla przyjezdnych. Wbrew pozorom nie był to zły wybór ? wszystkie znajdowały się w specjalnie wydzielonej strefie, każdy był odpowiednio wyposażony i ogrodzony. Można powiedzieć, że mieliście wielkie szczęście, za kilka godzin nawet one zostaną zajęte. Po ulokowaniu się w namiocie pozostało wam tylko zdecydować, co robicie teraz.

Hana

Wzbudzasz uśmiechy mężczyzn, którzy z radością przypatrują się tak słodkiemu widokowi, jakim jest piękna kobieta ze słodką miną oblizująca palce z miodu. Spojrzenia kobiet już tak przychylne nie są, ale to cię nie obchodziło.

- Witaj piękna kuzynko ? znienacka usłyszałaś koło siebie głos jednego z twoich kuzynów, Kherana. Podszedł do ciebie i wziął pod ramię, zaskoczoną prowadząc w jakimś kierunku i zalewając uszy jałową gadką ? Zechcesz udać się ze mną w stronę zoo? Rodzina Nir-Ghan sprowadziła naprawdę rzadkie i niespotykane zwierzęta. To naprawdę jedyna taka okazja...

Po kilkunastu sekundach takiej paplaniny poczułaś, że jeśli szybko czegoś nie zrobisz, to twój pierwszy dzień festiwalu będzie stracony. Cały problem tego spotkania polegał na tym, że Kheran bardzo cię lubił, natomiast ty od zawsze unikałaś go kiedy tylko mogłaś, nie mogąc zrobić więcej ? Ty byłaś mała i nieważna, teraz jesteś 'upadła', on był oczkiem w głowie rodziny, dzieckiem najbardziej wpływowej gałęzi rodu. Chcąc nie chcąc ? unikanie go i zbywanie to było wszystko, na co mogłaś sobie pozwolić. Pozwolisz więc nudnemu kuzynowi zaprowadzić się gdzie chce, czy może postarasz się pójść własną drogą?

Farlan

Schowałeś zarobione dinary do mieszka, po czym udałeś się na targ. Byłeś już w wielu portach, widziałeś wiele miejsc, jednak z takim przepychem jeszcze się nie spotkałeś. Na szklanych ulicach, pośród szklanych murów miasta, w parkach całych ze szkła ? wszędzie rozstawione były stragany, sceny, odbywały się pokazy i występy. Zaczepiali cię niezliczeni kupcy, oferując przyprawy, jedwabne stroje, drogą biżuterię, a nawet pieczone gołębie, egzotyczne owoce i masę wyszukanych, ekskluzywnych towarów i potraw. Z przodu dobiegały dźwięki muzyki, słychać było zachwyty i podniecone okrzyki. Zbliżałeś się do miejsca przeznaczonego specjalnie dla trup artystycznych i koncertów. Z ciekawością skierowałeś tam swoje kroki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wędrując po ulicach Starego Centrum przypatrywałem się budynkom z mieszaniną zachwytu, podziwu i szacunku dla tak starych i tak niezwykłych budowli - postanowiłem nawet że szklane wieże umieszczę w którymś utworze. Tymczasem jednak...

Dotarłem do scen. Przy najbliższej jakiś śpiewak - nawet nie był tragiczny - kończył swój występ, więc skorzystałem z krótkiej przerwy i wśliznąłem się na scenę.

Odkaszlnąłem, chrupnąłem kostkami palców, chwyciłem gitarę w dłoń i wykrzesałem z siebie całą moją charyzmę i talent.

- Witajcie, ludzie Światłocienia! Me imię Elkaron, przybyłem na wasz festyn, aby umilić wam czas moją muzyką i mymi pieśniami!...

Granie smętnych utworów na festynie to artystyczne samobójstwo, zatem dziś będą wesołe nuty!...

Ułamek sekundy na zastanowienie i improwizację, po czym trąciłem struny gitary, wydobywając krystalicznie czysty dźwięk. Krystalicznie... dobre! - pomyślałem i zacząłem grać. Najpierw wprowadzenie o dźwiękach cichych i delikatnych, niczym szkło, splatanych razem i narastających w tonie, aby w najwyższym punkcie nagle przejść w melodię żwawą i wesołą, czasem skoczną i porywającą, czasem wolniejszą, lecz kojącą. Dźwięki goniły się wzajemnie, przeplatały, wymijały, na krótki moment cichły (wtedy było wyraźnie słychać jak stopą wybijałem takt), by znów rozbrzmiewać, wypełniać powietrze i odbijać się od szklanych budowli, bogatszymi o nowe, przyjemne tony.

Każdy utwór musi się kiedyś kończyć, prawda, lecz gdy ten dobiegł kresu, niemal natychmiast oderwałem się od ciszy nowym, tym razem dającym upust wirtuozerii palców szarpiących struny i tkających skomplikowany wzór melodii, a w myślach planowałem następny utwór-opowieść. Kiedy nadeszła jego pora...

- A teraz... coś innego - uśmiechnąłem się zachęcająco, - pieśń o Zajnie Al-Asnamie, dziewięciu diamentowych posągach, oraz lustrze cnoty. Posłuchajcie...

Co prawda, opowieść o Zajnie była bardzo stara, lecz moja w tym głowa, aby ją urozmaicić - wprowadziłem do niej rymy własnej kompozycji, a słowom cały czas towarzyszył akompaniament odzwierciedlający sytuację Zajna. A po Zajnie przyszły kolejne opowieści, pieśni i kompozycje. Czas mijał...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pogładziłem brodę usadawiając się w namiocie dając odpocząć zbolałym nogom. Może i byłem Namaszczony, ale esencja nie ochroni mnie przed zmęczeniem ciała. Najwyżej może sprawić, że proces dochodzenia do siebie oraz odzyskiwania sił będzie szybszy oraz bardziej przyjemny. A przynajmniej na to liczyłem. Zwróciłem się do Vasha:

- Wydaje mi się, że mieliśmy szczęście załapując się na takie miejsce i to jeszcze w czasie festiwalu - mruknąłem zadowolony. - W dodatku miejsce jest odgrodzone więc szansa na jakiś nocny atak albo próbę kradzieży znacznie zmalała. Poza tym, kto by się próbował na nas rzucić? - wyrzuciłem z siebie basowy śmiech. - Jeśli teraz pozwolisz Vashu, spróbuję zdrzemnąć się z jaką godzinę na odświeżenie a potem udam się na miasto nim właściwa część festiwalu się rozpocznie.

Jeśli szanowny towarzysz istotnie nie miał nic do dodania ułożyłem się w jakieś wygodnej pozycji mówiąc jeszcze do świty:

- Możecie odpocząć nawet dłużej jeśli potrzebujecie.

Udałem się do krainy błogiego relaksu zostawiając trudy ciała i troski tamtego świata na później...

Wstałem prawie punktualnie. Może ciało domagało się jeszcze snu, ale umysł był gotowy. Wyjście z namiotu i powiew świeżego powietrza, na tyle na ile mogło być w mieście, zadziałały orzeźwiająco. Sprawdziłem czy czasem, jednak, czegoś nie brakuje z ekwipunku i zadowolony rzekłem do świty:

- Panowie, jak część z was chce pozwiedzać miasto na własną rękę albo wziąć udział w festiwalu proszę bardzo. Niech tylko piątka pełni rolę ochroniarzy... Taka liczba nie będzie za mocno rzucała się w oczy. Kto chętny? - czego się spodziewałem, wszyscy podnieśli rękę. Zaśmiałem się. - Jeśli chcecie to reszta z was może iść za nami, ale wolałbym żebyśmy nie tworzyli zbyt zbitej grupy. Zwracanie uwagi może zaalarmować niewłaściwe osoby. Tak już miałem, że wszędzie węszyłem kłopoty a w każdym razie wolałem się zabezpieczyć zawczasu.

Chodziłem wśród tłumu uważnie obserwując to co dzieję się dookoła. A także słuchając w przerwach picia z żołnierzami - Nie za wiele aby zachować sprawność umysłu -... Nigdy nie wiadomo co zmysł wychwyci nawet podczas tak prozaicznej czynności jak spacer. Rozglądam się, analizuję... poznaję miasto jak i jego ludzi. A przynajmniej się staram... Uśmiechnąłem się pod nosem. Chciałem wyszukać okazji do kolejnego wzbogacenia się oraz zrobienia małego kroczku ku sławie... W końcu nie można mieć wszystkiego na zawołanie.

Pod wieczór, kiedy festiwal lada moment miał się rozpocząć wyszukałem miejsce gdzie popisywał się Elkarion i zajmuję miejsce. Świta, żeby nie tworzyć tłoku, rozproszyła się dookoła. Zająłem się tylko jednym - wsłuchiwaniem w muzykę Namaszczonego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzeczywiście, szczęścia ciąg dalszy. Mogliśmy skończyć gnieżdżąc się gdzieś na ulicy, ale udało się znaleźć miejsce. Taki namiot to aż nadto, zdarzało mi się sypiać w dużo gorszych warunkach. Gdzieś przy nim powinno być jakieś miejsce dla koni, zostawiam tam swoją szkapę. Heh, chyba starsza ode mnie jest, ale sprawuje się dobrze. Gorzej ze mną i moimi nikłymi zdolnościami jeśli chodzi o jeździectwo.

- To ty odpoczywaj, a ja nie marnuję więcej czasu - powiedziałem do szykującego się do snu Archona.

Wyszedłem z namiotu i skierowałem się tam, gdzie Światłocień błyszczy najmocniej i to dosłownie. Stare Miasto pełne niezwykłych, szklanych wież. Ciężko wysłowić zachwyt i podziw w jaki wprawił mnie widok strzelających w niebo kryształowych iglic odbijających promienie słońca i rozszczepiających je na wszystkie możliwe barwy tęczy. A do tego uwijający się wszędzie ludzie, bezustanny gwar, zapach egzotycznych przypraw i potraw, muzyka i śpiewy przebijające się przez ogólny harmider. Tak, to kocham w swoich podróżach. Możliwość znalezienia się w takim miejscu w takim czasie i doświadczeniu jego piękna. Wiele już widziałem, wiele jeszcze do zobaczenia, ale czuję, że tę wizytę zapamiętam na długo. Wyrywam się jednak z zamyślenia i idę dalej. Chłonę wszystkimi zmysłami otoczenie i oglądam towary wystawione przez kupców. Kupuję sobie jakiś nieco dziwny owoc od jednego z nich, słodki i dodający energii. W sumie to kręcę się bez konkretnego celu, ale nie póki co nie potrzebuję go zbytnio. Nachodzi mnie myśl, że swoim zwyczajem dobrze by było sprawdzić czy mają tu bibliotekę lub innym księgozbiór, a w nim coś, czego jeszcze nie czytałem. Odkładam to na potem, teraz jest czas zabawy. Jeśli zaś mowa o zabawie, to w pewnym momencie przechodzę niedaleko miejsca, gdzie Elkaron zabawia publiczność. Przystaję gdzieś z boku, wyciągam kartkę i zaczynam po niej rysować. Ot tak, dla wprawy, żeby nie zapomnieć jak to się robiło, przez całą podróż z karawaną nie miałem zbytnio na coś takiego okazji. Staram się uchwycić szczegóły, emocje widowni i całe tło razem z majestatycznymi budowlami. Przy okazji słucham muzyki mego towarzysza, ale staram się zbytnio nie zdekoncentrować.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świat nie przestaje mnie zadziwiać, szczególnie te miasto. Takie cuda to można jedynie w Imperialnym Mieście zobaczyć. A tutaj: wszystko szklane. Kupa piasku musiała na to pójść. I ile drewna, by ogrzać huty. Niesamowite, co człowiek potrafi zrobić. Musiał to zrobić jakiś Słoneczny. Chodząc przy scenach dla artystów, usłyszałem czyjś malowniczy głos. Wyśmienity artysta.

- Witajcie, ludzie Światłocienia! Me imię Elkaron, przybyłem na wasz festyn, aby umilić wam czas moją muzyką i mymi pieśniami!...

Zacząłem słuchać. Grajek, niewątpliwie mistrz, swoją muzyką doprowadził tłum do szaleństwa, w tym mnie. Pogrążam się w pieśni i zapominam o wszystkich problemach. Jedynym mankamentem artysty było, że był facetem. Nieważne. Słucham i postanawiam po koncercie porozmawiać z artystą. Jaką byłby atrakcją. Może, gdybym w przyszłości zdobył własny okręt i woził nim pasażerów, to on byłby jedną z kart w rękawie do walki z konkurencją? O tak, mogłaby to być pożyteczna znajomość. Poczekam, aż zmęczony skończy i pójdę z nim porozmawiać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szukam jakiegoś ratunku i w końcu go znajduję - stragan z ubraniami. -Kheran! Spójrz na ten materiał! - Piszczę radośnie i w podskokach podbiegam do sprzedawcy jedwabi. Zaczynam je oglądać, przymierzać, wdzięczyć się przed moim kuzynem. Na początku podoba mu się to, ale z czasem na jego twarz wypływa wyraz bezgranicznej nudy. A to dopiero początek mąk, które mam mu zamiar zadać. Odchodzę od straganu nic nie kupując i udaję się do kolejnego celu. Jest to kram sprzedawcy ozdób do włosów. I znowu następuje ten odwieczny rytuał tak kochany przez nas i znienawidzony przez nich... W końcu uzyskuję to, co chciałam - Kheran mruczy coś o bardzo ważnych sprawach i oddala się pospiesznie. Kiedy nareszcie jestem wolna uśmiecham się przez chwilę, a potem idę w kierunku zoo. Uwielbiam oglądać zamorskie i egzotyczne bestie, ale tego idioty po prostu nie znoszę.

Ciekawe, czy tym razem Nir-Ghan pokażą coś ciekawego?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Elkaron a następnie Wszyscy

Twoje palce prześliznęły się po strunach wydobywając z nich pierwsze dźwięki. Postawiłeś sobie bardzo ciężkie zadanie, Pieśń o Zajnie była jedną z najbardziej znanych baśni w Stworzeniu, zanucić potrafiono ją w praktycznie każdym miejscu. Kiedy jednak z twoich ust popłynęły pierwsze słowa ludzie, do tej pory przechodzący obok dość obojętnie ? to w końcu tylko występ jednego z wielu śpiewaków ? zaczęli przystawać i z coraz większym zachwytem słuchać występu*. Kompletnie odpłynąłeś, pozwalając muzyce przemawiać przez Ciebie, ledwie zdając sobie sprawę z tego, co dzieje się wokół. Tymczasem tłum, zwabiony słodkimi dźwiękami dobywanymi z Rtęci rósł z każdą minutą. Najdziwniejsze było to, że mimo ogromu słuchających cię ludzi nikt nie ważył się odezwać czy choćby zaszeptać ? nawet okoliczni kupcy zaprzestali nawoływań, porzucili swoje stragany i po prostu słuchali. Wykonywałeś pieśni jedna za drugą, nie zdradzając najmniejszych oznak zmęczenia, tłum zaś nie zamierzał się rozchodzić, a gdyby ktoś zechciał policzyć liczbę słuchaczy mógłby się ogromnie zaskoczyć. Ludzie tłloczyli się na balkonach, dachach i wszędzie, gdzie tylko dało się usłyszeć Twój głos, który dzięki konstrukcji sceny niósł się głośno i daleko. Kiedy skończyłeś i otworzyłeś oczy oszołomił cię nie tylko ogłuszający wrzask uznania, burza oklasków i pochwał, najbardziej zdziwiło cię niebo, które z jasnoniebieskiego stało się nagle czerwone ? grałeś od świtu do zmierzchu, nie przerywając nawet na moment. Ukłoniłeś się i ze zdumieniem zobaczyłeś stojące przed Tobą na scenie kapelusze pełne srebra, z oszałamiającą kwotą bliską jednemu dirhamowi, co było wręcz nie do uwierzenia ? leżące swobodnie stosy srebra, których nikt nie ważył się ruszyć.W tym samym momencie ujrzałeś również wchodzącego na scenę krzepkiego młodzieńca, za nim z zachwytem na twarzach podeszli do ciebie Archon i Vash.

- Witaj bardzie, jestem Farlan Glads ? nieznajomy wyciągnął rękę i uścisnął ci dłoń ? Brakuje mi słów, by wyrazić, jak bardzo zachwyciła mnie twoja muzyka...

- Mi też, przyjacielu, mi też ? dostrzegłeś Vasha, który z szerokim uśmiechem zmierzał w Twoim kierunku, zaraz za nim szedł Archon, wesoło szczerząc do Ciebie zęby ? Nie mieliśmy pojęcia, że potrafisz aż tak genialnie grać... I przy tym tyle zarobić - obaj zrobili wielkie oczy, widząc stos srebra, które właśnie przesypywałeś do torby ? No, to wychodziłoby na to, że musisz postawić nam dobrą kolację!

Kiedy miałeś udzielić odpowiedzi, na scenę wszedł bogato ubrany młodzieniec.

- Wyrazy szacunku, Mistrzu ? powiedział kłaniając się ? Mój pan, Jaral Ar-Raqis, pragnie zaprosić Ciebie i twoich towarzyszy ? tu wskazał na waszą czwórkę stojącą na scenie ? na ucztę, która odbędzie się dziś wieczór w jego posiadłości. Byłby zaszczycony, gdybyś zechciał przyjąć zaproszenie.

Jak mógłbyś odmówić? Kilka jakiś czas później, wraz z nowo poznanym Farlanem i Jaralem Ar-Raqisem zasiedliście za suto zastawionym stołem, racząc się winem i egzotycznymi przysmakami.

- Hano, zatańcz dla nas! - rozległ się głos Jarala, głowy rodu Ar-Raqis a po chwili na środku pojawiła się dziewczyna, której uroda zaparła wam dech w piersiach.

- To Hana Ar-Raqis, moja siostrzenica ? zwrócił się do waszej czwórki Jaral ? Przydaje się jedynie by zabawić gości tańcem, niestety. Choć muszę przyznać, że tą sztukę opanowała znakomicie.

Po tych słowach Jaral odwrócił się, by porozmawiać z resztą gości, a wy przyglądaliście sie wirującej w zmysłowym tańcu piękności. Kiedy skończyła Jaral wezwał ją do siebie gestem.

- Hana będzie wam towarzyszyła, wskaże pokoje gościnne i dotrzyma towarzystwa. Prawda, Hano? - jego twardy wzrok dobitnie pokazywał, że nie darzy siostrzenicy zbyt wielkim afektem, jako głowa rodziny mógł jednak oczekiwać pełnego posłuszeństwa.

- Tak, wuju, jak sobie życzysz ? dziewczyna uśmiechnęła się do waszej grupki, ze szczególną ciekawością przypatrując się Elkaronowi.

Tak oto wasza piątka znalazła się przy jednym stole, trójka przyjaciół, nieznajomy żeglarz i piękna tancerka. Piątka potężnych Słonecznych Naznaczonych, których los i wola Słońca Niezwyciężonego zetknęły ze sobą, dając szansę na utworzenie Kręgu. Skorzystajcie z niej, albowiem nad waszą przyszłością gromadzą się burzowe chmury, którym nie podołacie rozdzieleni...

Hana

Wracałaś właśnie zadowolona po wizycie w zoo Nir-Ghan. Feniksy, złote ptaki, gryfy, mięsożerne jaszczurki, słodkie koale i leniwce, lodowe trolle, do wyboru, do koloru wszelkiej maści zwierząt i stworzeń, z czego duża część była naprawdę rzadka ? w tym roku Nir-Ghan przeszli samych siebie, sprowadzając na Festyn tak bogatą menażerię. Twoje myśli zaprzątał właśnie szczególnie słodki tęczowy niedźwiadek, kiedy do twoich uszu dobiegły cudowne dźwięki. Skierowałaś się w stronę scen, skąd dochodziła muzyka. Na miejcu ujrzałaś istne morze ludzi, jednak jeszcze bardziej niesamowita była cisza i skupienie, z jaką wszyscy przysłuchiwali się grze pojedynczego muzyka, istnego cudotwórcy gitary. Po zakończonym koncercie skierowałaś swoje kroki w kierunku sceny, chcąc zamienić kilka słów z artystą, jednak w tym samym momencie zobaczyłaś Ern Aliba, pazia swojego wuja, który rozmawiał ze stojącym na scenie muzykiem i jego towarzyszami. Miałaś szczęście ? artysta został zaproszony na odbywającą się wieczorem w posiadłości głowy rodu ucztę, o czym dowiedziałaś się dołączając po cichu do orszaku zmierzającego w kierunku posiadłości. Tak jak się spodziewałaś, kiedy tylko powiedziano wujowi o twojej obecności, natychmiast zażądał tańca. W końcu postępował tak przy każdej możliwej okazji, chcąc wykorzystać choćby ten jedyny (w jego mniemaniu) twój atut i zjednać sobie twoim tańcem gości.

- Hana będzie wam towarzyszyła, wskaże pokoje gościnne i dotrzyma towarzystwa. Prawda, Hano? - po skończonym występie wuj, ku twojej radości, kazał ci zająć się grupką nieznajomych, w której znajdował się genialny muzyk. Czy znalazłaby się lepsza okazja by go poznać?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc jednak próba wywęszenia kłopotu w mieście nie powiodła się, pomyślałem rozbawiony ucztując u jednego z tych, których mógłbym nazwać arystokratycznym bogaczem. Śmiało raczyłem się daniami i trunkami zaspokajając przyziemne potrzeby ciała, naturalnie w ilości odpowiedniej aby zachować jasny kontakt z chwilą obecną. Mam tylko nadzieję, że moja wierna świta nie spróbuje niczego głupiego a jedynie skorzysta z wolnej chwili, pomyślałem o tej dwudziestce weteranów zostawionej samopas. Przez chwilę martwiłem się czy nie będą zachowywać się jak owce bez pasterza, ale gdy jeszcze kierowałem się do siedziby Jarala dali mi znak, że nie ma czym się martwić. Cóż, najwyżej za ich wybryki przyjdzie mi zapłacić, stwierdziłem obojętnie, ale nie bez bitki. Natura wojownika nigdy nie spała i o ile poskąpiła mi umiejętności walki tak nadrabiałem to w dowodzeniu. I czymś innym zapewne też. Wróciłem jednak do chwili obecnej...

- Muszę ci powiedzieć Elkarionie, że mając twą muzykę bylibyśmy w stanie przejść przez hordę bandytów bez walki - powiedziałem szczerząc zęby w uśmiechu i pociągnąwszy kolejny łuk cudownego trunku kontynuowałem. - Zaiste, mieszkańcy będą długo wspominać obecny festyn... - pogładziłem brodę.

Zwróciłem się teraz do Hany i Farlana.

- Pozwólcie, że się przedstawię, bo w związku z tym całym zamieszaniem... - zaśmiałem się basowo -... zapomniałem o tak podstawowej rzeczy. Zwą mnie Archon. Cała przyjemność po mojej stronie w związku z tym spotkaniem. - zrobiłem chwilę przerwy. - Wybacz Hano tą ciekawość, ale niechęć twego wuja do tak pięknej persony... - Rzeczy trzeba nazywać po imieniu, pomyślałem bez oznak zawstydzenia. -... wydaje się dziwna. Wydaje mi się, że członkini takiego rodu ma inne zalety w zanadrzu niż tylko taniec...

Skończyłem spokojnym, rozweselonym tonem i napiłem się ponownie.

Nawet jeśli palnąłem gafę... trudno. Nie dla mnie ciągłe ucztowanie z arystokratami...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedziałem przy stole korzystając z wszystkiego, co uczta miała do zaoferowania. Równocześnie cały czas wspominałem koncert, dźwięki rozchodzące się w powietrzu i zdające się hipnotyzować wszystkich dookoła, wprawiać w rezonans samo serce. To było po prostu piękne. Elkaron naprawdę potrafi wydobyć z tego instrumentu co tylko zapragnie. Światłocień ma szczęście goszcząc go w swoich murach akurat w trakcie Festiwalu. Ale nie ma co zatapiać się w rozmyślaniach, jeszcze uznają, że przesadziłem z winem. A właśnie, trzeba pić, jeść i bawić się póki jest okazja robić to za darmo. W dodatku w towarzystwie pięknej kobiety. Ma talent do tańca i chyba nie tylko do tego, aż dziwne, że gospodarz tak chłodno się z nią obnosił. Widać wpadła w niełaskę, albo po prostu nie lubi jej z jakiegoś powodu. Skończyłem przegryzać to co akurat miałem w ustach i wziąłem łyk wina. Dobre, nie żałują na nie pieniędzy.

- Ja jestem Vash, również miło was poznać. - rzekłem po tym, jak Archon się przedstawił. - Farlanie, co cię tu sprowadza? - zapytałem, obracając się w jego stronę. - Chodzi mi oczywiście o przybycie do Światłocienia, choć domyślam się, że tak jak i my korzystałeś z trwającego Festiwalu.

Pierwszy raz go widzę i zastanawiam się, czego można się po nim spodziewać. Mam jednak wrażenie, że spotkaliśmy się nieprzypadkowo. Tak jakoś... w powietrzu da się to wyczuć. Coś nas wszystkich ku siebie ciągnie. Los, przeznaczenie, albo jeszcze coś innego.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kurka, wszystko dzieje się coraz szybciej. Poszedłem posłuchać muzyki i pieśni, a tu trafiam na arystokratyczne przyjęcie. I to z czwórką kompletnie nieznanych mi osób. Okrągłe pięć... Nieważne.

- Archonie, Vashu i Hano, jestem po prostu marynarzem, bosmanem dokładnie, który starając się zdobyć swoją własną krypę pracuje na innej. Miałem wolny czas, poszedłem na targ i na występy i przez naszego drogiego śpiewaka trafiłem na jakieś arystokratyczne przyjęcie zamiast do przyportowej karczmy. Choć nie można gospodarzowi odmówić gościnności, więc nie powinienem narzekać, zwłaszcza, że trunki zacne. Właśnie, Hano-kiwam głową w kierunku naszej "opiekunki"- czy Twój ród nie zajmuje się handlem, eksportem może? Pytam z zawodowej ciekawości. Ostatnio ciężko handlować na morzach, marynarz w nie może wypłynąć bez broni, bo zginie... Co to się robi. Ile bym dał, by rozsmarować to plugastwo na proch.

Przypominam sobie ojca. Nigdy więcej. Nigdy. Kurczę, muszę się zwierzyć.

- Nie wiem, czemu wam to mówię, ale po prostu boję się, że myślę o tym tylko z zemsty. Zabili mi ojca.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Usadziłem się wygodnie i odetchnąwszy głęboko po napełnieniu żołądka powiedziałem...

- Każdy zaczyna jako ktoś, Farlanie - zacząłem swój krótki wywód jeśli Hana nie miała jeszcze nic do powiedzenia. - Nikt nie przychodzi na świat dostając do ręki potęgę albo bogactwo... każdy z nas, choć w przypadku królów wydaje się to prawie nie do pomyślenia, rękoma przekopał sobie drogę do sławy. Bez pracy, trudu, krwi, łez każda istota zostanie pożarta przez Stworzenie niczym nic nie warty owad. Jasne, też mam ambicję posiadania własnej armii - Dlaczego o tym wspomniałem? - lecz na razie świta w postaci dwudziestu weteranów dobrze mi służy. Zawsze też szukam okazji do gromadzenia dalszego bogactwa albo pola bitwy, które rozsławi moje imię jako pogromcę Czarownego Ludu. - parsknąłem śmiechem. - Marzenia... dobrze je posiadać aby wiedzieć za czym gonimy przez ten cały czas. Jeszcze lepiej gdyby udało by się je spełnić...

Pociągnąłem kolejny haust wina. Doskonałe.

- Wracając jednak do chwili obecnej... Zemsta nie jest zła. Służy równie dobrze jak każdy inny powód pchający nas dalej, głębiej ku ostatecznemu celowi. Człowiek bez woli aby dojść na sam koniec ścieżki i sięgnąć po nagrodę na którą czekał długie lata jest dla mnie prawie niczym. Bez chęci przeżycia zginie w pierwszej walce. Jednocześnie nie pozwól, żeby zemsta przesłoniła ci obraz sytuacji, bo martwy nie zdołasz odpłacić tym, którzy na to zasłużyli. Istnieje różnica między odwagą a tchórzostwem. Bohaterstwo a głupota. Linia jest cienka, ale w wirze walki możesz ją dostrzec... w końcu co innego próbować przebić się przez garstkę bandytów z świtą a co innego mierzyć się z hordami nieumarłych na otwartym polu. Droga do celu jest najeżona niebezpieczeństwami, ale mając głowę na swoim miejscu, umiejętności oraz wsparcie pokona się je wszystkie.

Wybuchnąłem śmiechem. W co ja się bawię? Tak przemawiać mogę do zaprawionych w boju żołnierzy...

- Eh... - westchnąłem po kilku minutach przerwy i dodając znacznie ciszej. - Nie dla mnie są takie uczty...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gdy dostrzegłem, iż cały dzień grałem, poczułem się nieco głupio - ludzie (ile ich było!) - stali cały dzień z mojego powodu. Niby o coś w tym stylu mi chodziło, sławę w tym mieście najwyraźniej już mam, ale gdybym się nie zagapił, zrobiłbym pewnie krótką przerwę. No cóż - pomyślałem. - Cel osiągnięty, na dodatek nieźle zarobiłem, teraz pozostało ulokować się w jakiejś obszernej knajpie...

Zaraz też podszedł jakiś krzepki marynarz z gratulacjami, a zaraz za nim - Archon i Vash. Zanim jednak zdążyłem im odpowiedzieć, otrzymałem zaproszenie na ucztę. To rozwiązywało jedną sprawę, a na dodatek Archon i Vash też zostali zaproszeni; poszczęściło się nawet Gladsowi - otrzymał z rąk obcej osoby szybki awans na mojego przyjaciela, nawet zabawne, sam w sumie nie miałem nic przeciwko.

Pan domu, Jaral Ar-Raqis, wywarł na mnie jak najgorsze wrażenie swoim nastawieniem i traktowaniem siostrzenicy. Nieustannie przywodziło mi to na myśl okoliczności, w jakich opuściłem mój dom i które doprowadziły ostatecznie do śmierci słodkiej Lirian. Gdybym był sam, prawdopodobnie jeszcze tego dnia opuściłbym gospodarza; nie chcąc jednak sprowadzać niepotrzebnych kłopotów na przyjaciół, nie miałem innego wyjścia, jak robić dobrą minę do złej gry. Przynajmniej miałem pretekst do nieokazywania zbyt wielkiego entuzjazmu - teoretycznie granie cały dzień powinno być wyczerpujące, nawet jeśli ja akurat nic takiego nie czułem. Założyłem więc maskę dobrych manier i spokojny, lecz nieco zmęczony wyraz twarzy...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzę na marynarza z dezaprobatą.

- Bronią? Widocznie jak na wilka morskiego jesteś kiepsko poinformowany. - Prycham. - Ar-Raquis nigdy nie tykał się czegoś takiego jak broń, mój ród zajmuje się handlem przyprawami, tkaninami, biżuterią... Rzeczami piękna, a nie śmierci. Mówiąc o pięknie... Gra pańska, panie Elkaronie, przebiła wszystko, co w swym życiu słyszałam. I tańczyło mi się przy niej lepiej, niż przy muzyce jakiegokolwiek innego wirtuoza. Mam nadzieję, że będzie dane mi powtórzyć to doświadczenia.

Następnie słucham przez chwilę wywodu Archona na temat zemsty.

-Zemsta jest zła. Nie ma w niej sensu poza ślepym odwetem, na który traci się siły, zdrowie, zasoby, czasem życie. Ale skończmy rozmawiać o tych nieprzyjemnych rzeczach. Czy życzą sobie panowie czegoś? Mam was oprowadzić po posiadłości? Pokazać wam nasze wspaniałe ogrody? A może tarasy? Macie ochotę na jakieś rozrywki? Czy może pragniecie udać się już na spoczynek?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zastanawiam się przez chwilę nad propozycją Hany...

- Chętnie ogarną wzrokiem bogactwo twego rodu, Hano. - odparłem gładząc się po brodzie - Dzisiaj, z racji krótkiej drzemki, mam jeszcze siły aby obejrzeć wszelkie wspaniałe rzeczy w posiadłości. Poza tym, zawsze przed spoczynkiem warto nacieszyć wzrok czymś co przechodzi wyobrażenie piękna...

Wyszczerzyłem zęby w uśmiechu...

- No, na polu walki żołnierzom starcza widok wrogich trupów... Jednakże, jak się rzekło, nie warto mówić o rzeczach nieprzyjemnych dla większości śmiertelników.

Zerknąłem na towarzyszy.

- Może i wy panowie macie ochotę na zwiedzanie?

W grupie zawsze raźniej...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ależ Hano, o broni wspomniałem mimochodem, nie miałem zamiaru sugerować nawet, ze coś takiego możecie sprzedawać. Liczyłem tylko na twą odpowiedź, a ta mnie zaintrygowała. Biła z niej subtelność, wyższość i szlachectwo. Ciekawe, ciekawe. Przejść się zawsze można, choć by teraz, póki wino nie zwala nas z nóg. Który to już puchar? Ósmy, dziewiąty?- kończę kolejny- Nieważne. Wracając do tematu zemsty... Jak powiedział Archon, jest to świetna, niezmywalna motywacja, byleby ją kontrolować, wiedząc, iż najlepsza jest na zimno, bo ciepła potrafi sparzyć... A zemsta potrafi doprowadzić do wielu rzeczy. Wojen. Morderstw. Oszustw. Pomówień. Całe dobro, jakie w człowieku jest, niszczy zemsta.- wstaję od stołu i wyginam do tyłu zdrętwiałe plecy. Chrupnęło i poczułem się lepiej. - Jak widzicie, targają mną sprzeczne uczucia, ale mimo wszystko możemy iść.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Panowie zacni, cóż za zapał - dopiłem wino z kielicha, unosząc rozpostartą dłoń. - Doprawdy. Gdzie filozofów sześć... Hmh - wydałem z siebie coś pomiędzy śmiechem a westchnięciem. - Cóż... Ja ze smutkiem stwierdzam, iż wyczerpanie bierze górę, lecz zanim udam się na spoczynek, pozwolę sobie jeszcze zagrać coś krótkiego w podzięce dla naszego... miłego gospodarza.

To rzekłszy, sięgnąłem po moją gitarę, po czym wykorzystując swą doskonałość w grze* odegrałem na niej pewien krótki i zgrabny utwór instrumentalny własnej kompozycji. Zwał się "Perły i Wieprze", moją małą tradycją było odgrywanie go osobom, których nie lubiłem; zazwyczaj im się podobał, a i ja miałem cichą satysfakcję - wszakże tytuł i sens utworu znałem tylko ja.

*dwie motki na Second Performance Excellency, wszelkie zewnętrzne efekty całkowicie tłumię

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

O, zaczynają się rozmowy przy winie. Wszystkim rozwiązują się języki i dyskutują sobie, w tym konkretnym przypadku o zemście. Ciekawy temat, ale wolę słuchać niż dołożyć coś od siebie. Może to właśnie przez wino i zmęczenie, bo i jedno, i drugie mogę już trochę odczuć. Propozycja Hany odnośnie zwiedzania pobudza jednak moją ciekawość. Można się przejść i dodatkowo rozejrzeć, tego nigdy nie odmówię.

- Chętnie się trochę poruszam. Powiedz mi też Hano, macie tu jakąś bibliotekę lub księgozbiór? Mógłbym do niego zajrzeć? Interesuje mnie wszelka wiedza, a wieżę, że twój ród zdaje sobie sprawę z mocy jaką daje i będzie skłonny podzielić się nią. Oczywiście zrozumiem i uszanuję ewentualną odmowę.

Czekam na odpowiedź, a jednocześnie zauważam, ze Elkaron znowu zaczyna grać. Rozsiadam się wygodniej i odstawiam puchar, wsłuchując się w melodię. Na jego granie zawsze jest pora.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cichnące dźwięki ostatniej z pieśni Elkarona spotkały się z wielką radością wyraźnie podpitych gości. Pan rodu siedział i klaskał dostojnie, jednak jego czoło znaczył mars ? coś mu tu nie pasowało, nie wiedział jednak, co dokładnie. Pieśń była wspaniała, ale jednocześnie dziwna. Po chwili jednak jego umysł znów się zamglił alkoholowymi oparami i rozłożywszy się wygodnie na pufie zaczął bezwstydnie obmacywać jedną ze służek.

Tymczasem nowo zapoznani Słoneczni, nie znając jeszcze prawdziwej natury części osób udali się za Haną.

- Ród Ar-Raqis nie jest zbyt... oczytany ? dyplomatycznie odpowiedziała dziewczyna na pytanie Vasha i uśmiechnęła się pod nosem ? Jeśli chcesz znaleźć jakieś księgi musiałbyś udać się do Księgozbioru Światłocienia, tam znajduje się wiele cennych zwojów. Przynajmniej tak słyszałam.

Dalsze chwile upłynęły na pobieżnym zwiedzaniu posiadłości, które polegało głównie na wskazaniu pokoi gościnnych. Zmęczeni udaliście się na spoczynek. Nie dane wam jednak było zaznać spokoju. Każde z was nawiedziła wizja, sen zapowiadający nadchodzące niezwykłe wydarzenia*.

Następnego ranka...

Z łóżek zerwały was krzyki i bicie w dzwony. Gdzieś zza ściany dochodziły rozpaczliwe krzyki kobiety. Sen i jego znaczenie musiały chwilowo ustąpić pierwszeństwa zamieszaniu. Ci z was, którzy zdecydowali się sprawdzić, co się dzieje, ujrzeli biegającą w tę i z powrotem spanikowaną służbę. Wszyscy kierowali się wyraźnie w jednym kierunku, w stronę sali bankietowej...

Hana

Po wypełnieniu obowiązku, który zlecił ci wuj (a który swoją drogą nie był tak niemiły, jak zdawał się na początku) udałaś się do swojego pokoju. Szybka kąpiel, wonne olejki i subtelne perfumy pozwoliły ci z czystym sumieniem (i nie tylko nim) położyć się do łóżka. Sen nadszedł szybko i niespodziewanie...

Stałaś w wielkiej, lśniącej sali, tak jasnej, że z ledwością mogłaś dostrzec zarysy ścian. Spojrzałaś w górę, jednak natychmiast musiałaś opuścić wzrok - w miejscu sufitu znajdowało się gorejące słońce. Wokół ciebie płonęły podobnym blaskiem jasnozłote kolumny. Twoje oczy powoli przyzwyczajały się do otoczenia. Po chwili dostrzegłaś przed sobą schody, na których szczycie znajdował się wysoki na kilkanaście metrów spiżowy posąg, przedstawiający czterorękiego wojownika. W momencie, kiedy chciałaś wejść po stopniach posąg przemówił... Jego głos zahuczał między ścianami jak uderzenia ogromnego, spiżowego dzwonu.

- Dziecię Słońca, Wybranko Moja! - głos zdawał się wibrować w tobie, nieświadomie opadłaś na kolana - Stworzenie czekają przemiany, których nikt się nie spodziewa. Nastaje czas, kiedy bogowie zaprzestaną swoich Gier i zmuszeni bądź z własnej woli znów włączą się w losy wszystkiego, co istnieje. Poznałaś dziś swój Krąg, twoją i jego jedyną szansę na odkupienie! Zjednoczcie się jeśli nie chcecie, by spotkała was zguba!

W tym momencie obudziłaś się, zlana potem i z uczuciem wszechogarniającego strachu. Za oknem świtał poranek, coś jednak było nie tak - i nie chodziło tu tylko o sen. Całą posiadłość przenikało bicie dzwonów. Zerwałaś się zaniepokojona, w dzwony te bito jedynie podczas wielkich tragedii, które tyczyły całego rodu...

* Snu nie opisywałem dla każdego z osobna, zdecydowałem, że nie miałoby to sensu. Treść dla każdego z was wyglądała identycznie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...