Skocz do zawartości

Left 4 Dead 2


BlasterLancher

Polecane posty

  • Odpowiedzi 4,2k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Ja mogę grać versusa z wami (Bethezer/Dracia/Holy/Rip) w takie dni: wtorek, środa, czwartek. Mi początek o 21:00 w każdym z tych dni odpowiada.

PS Dzisiejszy versus uważam za znakomity, a finał chyba za najbardziej emocjonujący, jaki grałem - ale napiszę więcej (i pewnie jakiś filmik z wesołymi fragmentami) dopiero jutro.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Później... to będzie gorzej. Ale w innym dniu? Why not, ja powinienem się stawić... jeśli dzień będzie dobry.

Co do meczu - ja się spóźniłem (rodzeństwo zajęło kompa, ech...), ale, o dziwo, jeszcze nie zaczęli. A ze mną był już komplet, więc ruszyliśmy - TF - ja, RIP, Holy i Sedinus kotnra HS - Mariusz Saint, Aiden, ImpulseM oraz Stalowy Miś.

Gra była bardzo wyrównana, przez cały mecz i pełna pięknych akcji (TF zgodnie uważa, a przynajmniej ja i RIP, że najlepsza na czwartej mapie, gdy dwóch ocalonych wyszło ratować trzeciego, bo czwarty był już martwy, i ostatecznie przez swą dobroć zginęli przy safe'ie). Ciężko mi powiedzieć coś szczególnego - i Team Fun, i Hentai Survivors grali bardzo dobrze. Ostatecznie, wygrał HS dzięki pięknej grze w finale. My wyszliśmy ratować trzecią osobę, aby zdobyć pkt., lecz, niestety, zostaliśmy zabici przez trzeciego Tanka. Nie było jednak źle.

Trakcie gry doszło do kilku problemów technicznych (zmora moich snów ostatnio - lagi atakujące z pewną stałą częstotliwością (wina systemu czy co?!), Holy'ego z raz wywaliło, Sedinusa też... Ale "dzisiaj to nie była gra na punkty" ;)

Dziękuję wszystkim za grę i do zobaczenia w przyszłym tygodniu (dla mnie obecny weekend odpada).

EDIT:

@up:

Ja... hmm... Ja, ze względu na studia zaoczne, mam trochę "mieszany" system. Np. w tym tygodniu byłem od poniedziałku do czwartku w sumie o dowolnej porze (od 11 licząc... z małą przerwą). Przyszły tydzień (gdyby był "zwykły", bez długiego weekendu) miałbym od poniedziałku do piątku o dowolnej porze, plus sobota tak 19-20 początek (choć mógłbym wyjść, gdyby było zbyt późno). I tak co tydzień zmiana - raz do czwartku, raz do piątku plus sobota...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to jak dziś gra z PHC odpada, to proponuję Team Vera o 20. Liczę że będą ludzie mający chęć grać Hard Raina, bo inaczej bedzie lipa.

To problem, bo my też planujemy team vera o 20 na Hard Rainie :P To jeden team będzie musiał poczekać z 10 min, aż się zorganizuje pierwszy mecz :wink:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No to jak dziś gra z PHC odpada, to proponuję Team Vera o 20. Liczę że będą ludzie mający chęć grać Hard Raina, bo inaczej bedzie lipa.

To problem, bo my też planujemy team vera o 20 na Hard Rainie :P To jeden team będzie musiał poczekać z 10 min, aż się zorganizuje pierwszy mecz :wink:

Albo jakimś cudem nie wpaść na siebie podczas wyszukiwania teamu. Choć znając ten tryb i wiedząc że gra na nim mało ludu, bardzo prawdopodbne że na siebie wpadniemy xD

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj mimo kilku nieudanych prób w lobby, wreszcie udało się wystartować grę, w której przez 3 mapy mniej więcej jakąś tam niewielką stratę do ROTF-ów utrzymywaliśmy. Na dmg nasz cisneli, ale ogólnie nasza gra nie była zła. Jednak 4 mapa i przedziwne kuriozum z Tankiem( ja dostaje Tanka, tracę kontrolę, przejmuje Ahmed po sekundzie traci go na rzecz Pawła po czym Tankiem staje się bot...) Tutaj przeciwny team sobie wyrobił przewagę, w finale była to już tylko formalność zeby zdobyli punkty na miarę winna.

Żeby doprezycować: jutro, 20.00, mapa Hard Rain. W zastępstwie za Pawła zagra Bimber.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczorajsza czwartkowa gra zaczęła się z pewnymi problemami, bo nie było online Bethezera, a Dracia była online, ale nie reagowała na zapro. Czekaliśmy do 20:45, w międzyczasie wpadli gościnnie do lobby Tomoslav i Masil, również znany bardziej z TF2 Ven0m dobijał mi się przez komunikator Steam - choć łatwiej byłoby, gdyby po prostu zgłosił chęć grania w tym temacie. Ostatecznie na miejsce Draci przyszedł Sedinus, a sama zainteresowana przejawiła aktywność (włączyła grę) dokładnie wtedy, kiedy nam ładowała się pierwsza plansza.

W pierwszym etapie na autostradzie plunąłem zarzyganemu Sedinusowi do ciężarówki, gdzie się ukrył, i tam troszkę hp stracił. Ale i tak zabawa zaczyna się w motelu (hoho!), najpierw survivors odpalili alarm samochodowy, potem Sedinus został wywalony z balkonu, obsiadły go zombie. Podczas próby podniesienia go Spitterka plunęła i Sedowi się zmarło. Survivors marudzili dosyć długo i udało nam się ich powalić w okolicach schodów na balkon motelu. Poszło to dosyć sprawnie i mnie uradowało.

W miarę sprawnie doszliśmy do reklamy przy motelu, ale tam Aiden dał się złapać Chargerowi i spadł na sam dół. Poszliśmy mu na pomoc, w trakcie której padł ImpulseM i mimo prób pomocy już nie wstał, ginąc wcześniej nawet niż Sedinus. Aiden nie mógł się zdecydować, kiedy się wyleczyć, w końcu zaczął to robić na otwartej przestrzeni. Gdy próbowałem mu pomóc, złapał mnie Smoker, a Stalowego Jockey i padliśmy nawet wcześniej niż drużyna przeciwna. Nieco mnie zbulwersowało i stąd parę szorstkich reakcji z mojej strony.

W drugim etapie pojawił się Tank, którym byłem ja, ale nie zdziałałem nic wielkiego, bo mnie podpalili i szybko uciekli. Walnąłem ze dwa razy Holy'ego i było po zabawie. Ostro oberwali dopiero w takim pomieszczeniu obok schodów, gdy Stalowy plunął Spitterką i kula kwasu odbiła się od ściany i trafiła do pokoju, gdzie akurat survivors walczyli z zombie - to uczyniło im istotne szkody. Doszli aż do karuzeli, tam z pomocą zombie wreszcie udało nam się wszystkich położyć, ale mieli bardzo blisko safe'a. Po tym etapie miałem złe przeczucia co do odniesienia sukcesu przez nasz team.

Jako survivors z Tankiem poszło nam jeszcze łatwiej, ciekawe kto nim grał. Poważne kłopoty mieliśmy w wąskim korytarzu, tam poszło mnóstwo hp. Dotarliśmy do schodów przed pomieszczeniem, gdzie przeciwny team tyle stracił. Tam, będąc oślepionym przez Boomera wlazłem w kwas, będąc na środku postanowiłem się wrócić (po co..?) i w rezultacie tego padłem. Podniesiono mnie, ale ostatecznie wyszło tak, że chwilę potem ja musiałem podnosić resztę teamu. Ostatkiem sił dotarliśmy do karuzeli, pobiegłem ją wyłączyć (wszyscy mieliśmy minimalną ilość hp) i w rezultacie padliśmy w prawie identycznym miejscu co team przeciwny.

Trzeci etap, tunel miłości! Team przeciwny zatrzymał się na Witch, próbowaliśmy ich sprowokować do jej wnerwienia. Wrócili się aż do safehouse'a po precyzyjniejszą broń, trwało to parę minut. W końcu Rip podszedł do Witch i spróbował ją załatwić, ale to ona załatwiła jego - było wiele radości, rzecz jasna po naszej stronie. Krótko potem wypadł Tank, który z pomocą pozostałych infected (zmasowany atak na dwóch survivorów, którzy zostali z tyłu, odgrodzeni przez Tanka) położył cały team.

Po naszej stronie scenariusz przebiegał podobnie, tyle że ImpulseM scr0wnił Witch, choć przedtem do niej przyciągnął go Smoker. Niestety nie udało nam się dużo dalej dojść - Tank powalił ImpulseM, Aiden i Stalowy pobiegli do przodu, ja nie miałem amunicji. Zdecydowałem się podnieść ImpulseM, ale w tym momencie porwał mnie Smoker, Aiden też został powalony. Stalowy uciekał czas jakiś, ale dorwał go Charger i w rezultacie nie zdobyliśmy wiele więcej punktów i nadal przegrywaliśmy.

Czwarty etap... wesoło być zaczęło przy pierwszym Tanku, którym grał Aiden, ale survivors uciekli szybko na dach, wcześniej Tanka podpalając. Aiden zdążył klepnąć tylko Ripa, którego potem chwycił Charger i zrzucił z dachu, ale tuż przed eventem leżały dwie apteczki. Do czasu otworzenia się bramy survivors nie stracili dużo i we względnie dobrym zdrowiu zaczęli przebijać się do safehouse'a, wbrew naszym oczekiwaniom, że "eventu to już nie przeżyją" (to było jeszcze zanim znaleźli apteczki). Na szczęście na tak ograniczonym odcinku planszy udało się zmontować jakąś składną akcję (czytaj: wyszła przypadkowo), Charger złapał, ja obrzygałem Boomerem, potem Spitterka plunęła, ja odciągnąłem Holy'ego, gdy grałem jako Jockey. Powaliłem go, ale przybył wtedy sieknął mnie kataną Sedinus, myślałem, że już leżał. Ale przybyli Charger i Boomer, powalając Sedinusa i w rezultacie nikt nie dotarł do safe'a.

My na Tanku straciliśmy trochę, ale udało nam się go powalić w stajniach. Podczas eventu miałem baczenie na ten kącik, którego nie widać, gdy się stoi na rusztowaniu - Rip się tam zrespił w chwili, gdy nie patrzyłem, ale udało mi się go szybko załatwić. Zabiłem też Boomerkę przełażącą przez płot, ale byłem minimalnie za blisko (wydawało mi się, że będę bezpieczny) i zostałem obrzygany w chwili, gdy drzwi się otworzyły. Zaczęliśmy się przebijać, Charger powalił Aidena, ale zdążyłem go podnieść. Wtedy mnie złapał Smoker, ale zdążyli mnie uwolnić, gdy miałem 1 hp. I z tym 1 hp jakimś cudem przebiłem się aż pod drzwi safe'a, gdzie mi je otworzono. W tym momencie wypadł na mnie Hunter i powalił mnie, Aiden dostał klepnięcie od zombie i upadł, a ImpulseM wyciągnął Smoker, tym samym powalając i odbierając bonusy punktowe za przeżycie. Otworzenie safe'a dla mnie było ryzykiem i nie udało nam się osiągnąć najwyższego możliwego celu, ale ja i ImpulseM byliśmy zadowoleni, bo wyszliśmy na prowadzenie - nawet nie zwróciliśmy uwagi na to, że było ono minimalne, bo jak odczytałem z demka, wynosiło zaledwie 14 punktów. StalowyMis wyraził zdegustowanie nieudaną akcją, Aiden wydawał niesprecyzowane odgłosy o niejasnym dla mnie zabarwieniu emocjonalnym. Gdybym wiedział, jak nerwowy przebieg będzie miał finał, to pewnie bym żałował zmarnowanej szansy na powiększenie przewagi punktowej, ale w tym momencie byłem usatysfakcjonowany.

Finał, zaczynaliśmy jako pierwsi. Pobiegaliśmy sobie po scenie i szybko poszliśmy na górę, gdyż dla nas to miejsce na obronę jest najlepsze. Znowu dopadły mnie pesymistyczne myśli, jakoś większy komfort odczuwam grając najpierw jako infected, a tutaj po raz pierwszy tego dnia zaczynaliśmy jako survivors. Finał przebiegł gładko, bez incydentów, pierwszy Tank dość łatwo padł. Z drugim troszkę się męczyliśmy, powalony został ImpulseM, Aiden również miał mało hp, nie ryzykowaliśmy zejścia na scenę po apteczki. Po podniesieniu ImpulseM zaczęły się nerwowe spekulacje, gdzie przyleci helikopter, nadleciał z prawej strony - ja i Stalowy mieliśmy najwięcej hp i bez problemu dobiegliśmy, pozostali dwaj byli na czerwonym i szli wolno. Aiden miał adrenalinę, ale nie udało mu się dobiec, razem z ImpulseM zostali powaleni. Nie szliśmy im na pomoc, nauczeni fiaskiem ryzyka w poprzedniej rundzie oraz i tak pozytywnie zaskoczeni faktem, że udało nam się przeżyć - prawie nigdy nam się to nie udaje. Zdobyliśmy pełne 800 punktów + 50 za dwóch ocalałych, co sprawiło mi olbrzymią satysfakcję.

Przy okazji podekscytowałem się na tyle, że nie mogłem policzyć ilu survivors może przeżyć po stronie przeciwnej, żebyśmy wygrali, a nie pamiętałem, ile punktów przewagi mieliśmy po czwartym etapie. Stanęło na tym, że jeśli przeżyje tylko dwóch, to wygramy. Na początku survivors długo biegali po stadionie, ale w końcu odpalili koncert. Pierwszym Tankiem byłem ja, zrespiło mnie na jakichś schodach, nie mogłem się ruszyć. Nagle teleportowało mnie na stadion, próbowałem klepnąć szarpiącego się z zombie Holy'ego, ale moje łapsko przeniknęło przez niego - widocznie zaburzenia czasoprzestrzeni po niedawnej teleportacji. Ostatecznie klepnąłem raz Ripa, podpalono mnie, próbowałem klepnąć Holy'ego, który był na żółtym i gdy przebiegł przez ogień, to na czerwonym, ale chyba wziął adrenalinę albo pillsy, bo zasuwał tak, że nie mogłem go dogonić. Próbowałem ciskać kamieniem, gdy się leczył, ale zdążył się wyleczyć i odsunąć na bok. Drugim Tankiem był Aiden, ale jego z kolei podpalono za pomocą fajerwerków i chyba nie zdążył klepnąć nikogo, a nam (a przynajmniej mnie) poziom emocji wzrósł drastycznie, bo tu zaraz przyleci helikopter, a wszyscy survivorzy na zielonym albo na nie powodującym spowolnienia żółtym - wracali się po apteczki na scenę, czego my nie robiliśmy, nie przypuszczając nawet, że to nam by się tak bardzo przydało. Nerwy były naprawdę spore - ImpulseM został trzecim "pościgowym" Tankiem, Boomer obrzygał chyba 3 survivorów, ja rzuciłem się na nieobrzyganego Holy'ego Hunterem, troszkę mu zabierając, nim oślepieni survivorzy mu pomogli - dodatkowo Boomer-kamikaze (Aiden chyba) podszedł i wskutek wybuchu oślepiony został również Holy. Ja nadal żyłem Hunterem (wybuch Boomera odrzucił mnie od Holy'ego), szybkie rozeznanie w sytuacji pokazało, że Sedinus walczy z zombie - rzuciłem się na niego i powaliłem, co jednak okazało się, jak zrozumiałem po obejrzeniu demka, błędem, bo trzymał go Stalowy-Smoker i nie było sensu go jeszcze łapać. Sed leżał otoczony przez zombie, a ja wduszam tab i próbuję zaczarować wzrokiem jego pasek zdrowia, żeby padł. W tym czasie Rip był już na czerwonym, prawdopodobnie sponiewierany przez Tanka, i starał się dojść do znajdującego się po przeciwnej stronie sceny helikoptera, w którym siedział już Bethezer oraz próbował pomóc Ripowi Holy, który rzucił kanister i podpalił Tanka. ImpulseM nie dawał za wygraną i rzucił się na Ripa, który już leżał. Ja zrespiłem się Jockeyem i próbowałem najpierw dopaść Bethezera w helikopterze, ale to było głupie z mojej strony - nie ma jak się tam dostać, po drugie zauważył mnie Holy, odepchnął i załatwił, nie dając się złapać. Szczęście w nieszczęściu, że to odciągnęło go na chwilę od ostrzeliwania Tanka. W tym momencie zginął też Rip, krótko potem ImpulseM padł jako Tank. Versusa już wygraliśmy, ale Holy rzucił się na podest po defibrylator, żeby kogoś ożywić - choć jak dobrze rozumiem, punkty karne za użycie defibrylatora i tak uniemożliwiłyby wygraną teamowi przeciwnemu. Zrespiłem się czwartym Tankiem, w międzyczasie Hunter powalił Holy'ego, ja teleportowałem się na schody (podobna sytuacja jak z moim pierwszym występem), gdzie akurat Bethezer walczył z zombie, skończyło się po pierwszym klepnięciu.

Wersja krótka: przegrywaliśmy przez pierwsze 3 etapy, w czwartym udało nam się wybić na minimalne prowadzenie kilkunastoma punktami, mimo zawalenia dojścia do safehouse'a na końcu. W finale dobrze się spisaliśmy i dwóch przeżyło, w końcówce były nerwy, bo nie udawało nam się zabić dwóch pozostałych survivorów, ale ostatecznie ten wyczyn zakończył się sukcesem i wygraliśmy.

Jak można się domyślić, emocje były naprawdę spore, gra teamów naprawdę wyrównana i to spowodowało tyle nerwów w finale - jak w wyreżyserowanym filmie, coś niesamowitego. Szkoda, że nie ma etatowego "nagrywacza" demek po stronie rywali, bo można by z tego zmontować ciekawe rzeczy. Jak pisałem w lobby po grze, miałem nagrać z tego filmik. Nagrałem najciekawsze moim zdaniem fragmenty (proszę nie narzekać "czemu nie pokazałeś naszej świetnej akcji" - nagrywajcie też z waszej perspektywy), ale zrobiły się z tego trzy filmiki. W chwili, gdy wrzucam tego posta, dwa z nich są już dostępne, a trzeci - najciekawszy, z finałem - właśnie uploaduję, będzie za jakieś półtora godziny od chwili wrzucenia tego posta. Linki do nich nie zostaną tu podane, gdyż zawierają nasze nieregulaminowe spraye (a przynajmniej filmik trzeci), ale każdy chętny powinien je odszukać bez problemu.

Dziękuję za grę, planowany skład Bethezer/Dracia/Holy/Rip ma podobno stawić się we środę o 20:30? Jeśli tak, to jaka kampania?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako survivors z Tankiem poszło nam jeszcze łatwiej, ciekawe kto nim grał.

:icon_redface: Ja...ale wyjątkowo niewiele mam sobie przy tej akcji do zarzucenia. Trafił mi się moment, kiedy wszyscy koledzy czekali na respa, miejsce też było kiepskie (o czym z resztą świadczą też dokonania Waszego tanka). Do tego zostałem sprytnie podpalony i musiałem zdecydowanie zaatakować. Niestety padłem pod ogromnym naporem ognia, widocznym także na Twoim filmiku.

Tego dnia miałem wyjątkowe szczęście (pecha) do tanków, bo albo byłem jedynym, który od nich obrywał, albo sam miałem przyjemność nimi kierować. Dwa pierwsze tanki w finale to też moja sprawka.

A co do tego dziwnego teleportowania się tankiem w finale DC, to ja mam to zawsze. Pojawiam się w jakimś dziwnym miejscu, dość długo nie mogę się ruszyć (czasem zaczyna już spadać pasek kontroli), po czym jestem teleportowany w całkiem inne miejsce.

Gra była doskonała. O ostatecznym wyniku decydowały szczególiki, jak zatrzymanie mnie w finale zaraz przy wejściu na trybuny, czy nasza niemożność wykończenia Was przy domku na drugim etapie. Tu powtórzyła się sytuacja z niegdysiejszego vera na Swamp Fever, gdzie również byłem pewien Waszej rychłej śmierci już na początku etapu, a dotarliście do samego safe'a. Bywa :(

No i ta wasza akcja na końcu czwartego etapu. Radość jaka wypływała przez nasze mikrofony była, delikatnie szacując, jakieś 10 razy większa i głośniejsza od tej, którą zaprezentowaliście po moim failu przy wiedźmie :laugh:

Dziękuję za grę!

Środa to termin odległy, ale raczej nie spodziewam się jakiś niespodziewanych wyjazdów, czy obowiązków, więc wstępnie potwierdzam swoją obecność. Tak na 100-1%

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mi pasuje i środa, i 21:00, nie wiem jak innym. Kampanię proponuję The Parish, jeśli Holy będzie grał (nie wiem dlaczego miałby nie), to powinien się ucieszyć, bo pisał, że to jego ulubiona.

Aha, jeśli ktoś czeka na nagranie z finału, to dwa razy uwaliło mi upload, a to trwa tak z półtora godziny. Wrzuciłem teraz znowu ładowanie, jeśli tym razem się nie uwali, to będzie gdzieś tak o wpół do pierwszej w nocy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wczoraj graliśmy sparing z 2 składem, w naszej drużynie wyjątkowo zagrał Bimber w zastępstwie za Pawello, wygraliśmy bez żadnych kłopotów, od 1 mapy do ostatniej nasza wygrana była niezagrożona, wynik to coś koło 3400-2000 (?) w każdym razie zagraliśmy bardzo dobrze, pokazaliśmy Pejdzejro, że trzeba umieć grać a nie być mocnym w gadaniu.... Jedyną rysą dzisiaj był znów kłopot z mikrofonem u Tomoslava.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...