Skocz do zawartości

Sesja Exalted


Turambar

Polecane posty

Przez chwilę zastanawiam się nad kolejnym ruchem. Decyzja jest jednak prosta, chcę porozmawiać z Cynis Misą, nawet jeśli to oznacza odrobinę ryzyka. Kręcę się po pałacu starając się unikać ludzi i używając moich mocy aby utrudnić im dostrzeżenie mnie*. Staram się też trzymać w okolicach jakiegoś wyjścia (okna...) aby w najgorszym wypadku natychmiast się ewakuować.

------

*Easily overlooked presence method

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 183
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

Maia

Cierpliwość opłaciła się - zdołałaś najść Lady Misę kiedy akurat była sama w biblioteczce. Dla pewności przyblokowałaś drzwi pobliskim wihajstrem i właśnie tedy Lady zwróciła na ciebie uwagę.

- Kim... - zaczęła podirytowanym tonem, ale urwała na ułamek sekundy. - Och. Pewnie jesteś z nimi. Czego chcesz? Mam dużo do zrobienia.

Roygle

Niestety, rytuał nie powiódł się w pełni. Otrzymałeś coś co pierwotnie było może maszyną, ale było nieostre, pogięte i pofałdowane i rozpłynęło się w nicość po zaledwie kilku minutach. Jedyne, czego byłeś pewien, to to, że było to wykonane z oryszalku, metalu, z którego było wykonane wiele artefaktów Słonecznych. Prawdopodonie maszyna, której była to część, była całkiem sporych rozmiarów - może nawet wysoka na parę pięter.

Rzut na okultyzm+inteligencję, trudność 4, +1 za popis: 6 3 5 5 9 6 10 5, porażka (przedmiot się rozpłynął); rzut na zręczność, trudność 2, popis +1: 5 5 5 5, porażka (nieostry, pofałdowany); rzut na dedukcję+inteligencję, trudność 3: 2 1 3 8 2 9 10, sukces (wywnioskowałeś parę rzeczy na podstawie przedmiotu).

Całodniowym rytuałem rozjechałbyś się kompletnie z resztą drużyny, więc możesz go nieco skrócić.

Arion, Arvin, Dochado

Cynis Misa odpowiedziała najpierw na pytanie Dochado, dość oziębłym tonem:

- Tutejsze sprawy nie powinny was obchodzić; to nie wasza sprawa. Jeśli chodzi o... opór - dodała nieco innym tonem - nie wiem. Może coś podobnego wydarzeniom wczorajszego wieczora. Może zdołali wykorzystać coś wykopanego.

Arvin wstał i skierował się ku wyjściu, reszta również się podniosła, kiedy Misa odezwała się, jakby przypominając sobie o jakiejś sprawie.

- Jeszcze jedno. Nie wiem, ilu was jest w tej waszej całej grupce wędrowców, ale zdrowo byłoby, gdybyście udali się tam wszyscy - uśmiechnęła się z czymś pomiędzy delikatną kpiną a zamyśleniem. - To wszystko.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wyszedłem na ulicę razem z resztą. Dobra, teraz trzeba się zebrać i wyruszyć. Maia jest nie wiadomo gdzie, Roygle chyba coś kombinuje w karczmie gdzie się zatrzymał.

- Arion, może pójdziesz po Roygle'a? Ja poszukałbym Mai, a ty Arvin możesz poczekać przy bramie. Tylko nie wyrywaj drzew dla zabawy. Misa miała rację w tym, ze musimy się zebrać do kupy. Pomijam już to, że chyba zdaje sobie sprawę z obecności naszej małej złodziejki, a nie pamiętam aby się sobie przedstawiły.

Czekam aż wszyscy rozejdą się w swoją stronę i ruszam na poszukiwania. Mała powinna się nauczyć współpracować z resztą, teraz jest potrzebna i nawet nie wiem gdzie jej szukać. Trudno, zajrzę do Kulawego Jona, popytam tam i zastawię dla niej wiadomość, mówiącą że jakby co to czekamy przy bramie, potem rozejrzę się na targu i w końcu wrócę pod dwór Misy. Jeśli nic nie znajdę, to zabiorę Kamayo, wrócę do reszty i poczekam, w końcu chyba wpadnie na to, żeby zapytać się gospodarza czy nigdzie nie wychodziliśmy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ona coś wie. Wcześniej to podejrzewałem, ale teraz jestem tego pewien. Może nie wie, że jesteśmy Namaszczonymi, ale pewnie to podejrzewa. W każdym razie zorientowała się, że nie jesteśmy tymi, za których się podajemy. W sumie nic dziwnego, cała sytuacja jest tak nietypowa, że nawet ktoś średnio bystry wiedziałby, że coś jest nie tak. Bardziej martwi mnie to, że wie o tym, że jest nas więcej. Co jeszcze ukrywa?

Wyszliśmy na ulicę. Odpowiadam Dochado:

- Tak, Misa zdaje się wiedzieć o nas więcej, niż byśmy chcieli. Dopóki jednak nie odsłoni swoich kart możemy tylko robić dobrą minę do złej gry i być spodziewać się niespodziewanego. Dobrze, pójdę po Roygle'a. Zdaje się, że był czymś zajęty. Sprawdzę, co robił i przyjdę z nim na miejsce.

Po tym, jak każdy z nas skierował się w swoją stronę idę do Albatrosa po Roygle'a.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niech to szlag. Wiedziałem, że stosowanie takich tandetnych zamienników nie może skończyć się dobrze. Jeszcze te pieniądze wydane na orszylak... Przynajmniej nie zmarnowałem całego dnia - już po kilku godzinach czułem, iż niewiele z tego wyjdzie, promień się załamywał, krew krzepła, a skóra niedźwiedzia widać nie była pierwszej świeżości. Na razie to czego się dowiedziałem niewiele mi mówiło, ale może reszta miała bardziej owocne poszukiwania. Trzeba ich poszukać.

Całe szczęście zaraz po wyjściu z Albatrosa spotkałem Ariona. Zawsze to jakaś poprawa humoru.

- Dobrze, że cię spotykam. Muszę wam opowiedzieć czego się dowiedziałem w ostatnim czasie.

Poszedłem za nim, opowiadając o swoich najnowszych odkryciach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wysłuchałem tego, co miał do powiedzenia Roygle.

- Maszyna z orychalku wysoka na kilka pięter? I jej szkic był w posiadaniu jakiegoś podejrzanego typa? Dziwne. Jakbyśmy nie mieli już dość tajemnic na naszych głowach.

Krótko streściłem Roygle'owi, czego chciała od nas Cynis Misa.

- Nie wiadomo tylko, gdzie podziewa się Maia. Wiesz może, gdzie poszła? Powinniśmy wszyscy spotkać się przy bramie. A tymczasem, masz jeszcze ten papier? Mogę rzucić na niego okiem?

Jeśli okaże się, że owszem, ma, to próbuję użyć esencji, by odczytać informacje zapisane na papierze, nawet mimo jego uszkodzeń.*

--------------------

*Discerning Savant?s Eye, jeśli się da.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Z kim? - pytam udając, że nie mam zielonego pojęcia o co jej chodzi. - Wczoraj na rynku najwyraźniej miała szanowna pani do mnie jakiś interes, a ja wykazałam się nie..tak...tem - trudne słowo... - gubiąc się w tłumie. Postanowiłam to naprawić, więc jestem. W zamian może by szanowna powiedziała mi przy okazji co to jest, chude, szare, krwawi z czoła i przy okazji grzebało ostatniej nocy w twoich komnatach. Bo chciałam nietakt już wczoraj naprawić i takie właśnie spotkałam. Niestety było jakieś dziwnie szybkie i uciekło.

Póki co staram się grać zwykłą złodziejkę/zabójczynię. Cynis Misa najwyraźniej skądś mnie zna, być może przez moje... koneksje... ze światkiem przestępczym. Na pierwszą oznakę zagrożenia ucieknę w miarę możliwości bez używania Esencji lub ukrywając jej użycie. Mam wrażenie, że im mniej władczyni wie o moich możliwościach, jak i możliwościach reszty kręgu, tym lepiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szedłem wolnym krokiem, czekając, aż zbierze się reszta Kręgu. Zapowiadało się, że niedługo znów będę miał okazję skopać kilka zadków. Uśmiechnąłem się pod nosem na wspomnienie krypty i umarlaków. Mijani ludzie jak zwykle okazywali zainteresowanie, czasem strach, zdarzały się też zaczepne spojrzenia. Przed bramą stała grupka młodzieniaszków, wyglądali na synalków szlacheckiego rodu. Zagrodzili całe przejście, nie zwracając uwagi na grzeczne prośby strażników o zwolnienie przejścia. Zignorowałbym to i po prostu przeszedł, gdyby w pewnym momencie rzucony za plecy ogryzek nie odbił się od mojego naramiennika. Na głuchy odgłos rzucający odwrócił się i ironicznie uśmiechnął, grupka ryknęła śmiechem.

- Coś się stało, mości rycerzyku? - rzucił pryszczaty miotacz, zapewne sądząc, że kilku przyjaciół z żałosnymi rapierkami przy bokach i pieniądze rodziny ochronią go przed wszystkim - Co się tak patrzysz, uciekaj zan...

Nie zdążył dokończyć, następnym co dało się słyszeć był jego krzyk o pomoc, kiedy zawisł na najwyższej gałęzi rosnącego obok drzewa. Koledzy rozbiegli się w popłochu. Czasem nie wiem, co sprawia, że ludzie tracą instynkt samozachowawczy. Westchnąłem i stanąłem obok bramy, czekając na resztę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maia

[większość odpisu uzgodniona z graczem]

- Wczoraj na rynku powiadasz słonko... - odpowiedziała z rozmysłem Cynis Misa. - A tak, sprawy... rodowe. Już je załatwiłam, niepotrzebnie się tu wybrałałaś, chyba że... Nie, zapewne nie. A co do pytania... to mogła być anatema, kotku. Ciesz się, że nie zdecydowała się ciebie wypatroszyć w złości. Jeśli całej tej postaci nie wymyśliłaś przed chwilą. Bo jeśli tak jest to - oparła dłonie na blacie stołu - zniszczyłam to. Możesz to powiedzieć swoim koleżkom.

Zatem zadajesz ostatnie pytanie - najpierw o anatemę, czy chodziło jej o "przerażających tyranów słońca", o których mówią legendy, oraz że napotkany osobnik na takiego nie wyglądał.

- Widzisz, to mógł być tylko skorumpowany służalec słońca. Lud księżycowy nie jest zdolny do takich ope... czynów, zaś jedynymi dziećmi ziemi w promieniu wielu mil jesteśmy my - ja i moi towarzysze.

Wychodzisz zatem, nie wystawiając swojego szczęścia na dalszą próbę i rzucając na zakończenie rozmowy:

- Nie wiem czym jest to coś o czym pani mówi i nie jestem taka głupia by chcieć wiedzieć. Ustalmy jedno. Nie mam już żadnych koleżków, zdecydowałam się pracować dla siebie. Wszelkie związki z różnymi... organizacjami to już przeszłość. Gdybyś kiedyś potrzebowała mych usług, Pani, na pewno mnie odnajdziesz.

* * *

Cynis Misa rozluźniła się nieco po wyjściu wygadanej złodziejki - bo to mogła być tylko złodziejka. Zbyt wiele przypadków wydarzyło się ostatnio, a Cynis Misa nie wierzyła w przypadki, o nie. Problemem było dobranie właściwej interpretacji do następujących zdarzeń i zjawiających się aktorów. Jeśli ta mała nie kłamała... przeczucia Misy dotyczące wykopaliska były słuszne. Sprawa wykopaliska była naprawdę nie cierpiąca zwłoki. A ona i jej poplecznicy tymczasem, jak na złość, musieli zająć się najpierw sprawami samego miasta; nawet posiadając zeznania zdobytymi tej nocy trzeba działać ostrożnie i szybko, aby przypadkiem ród Cynis nie musiał przysyłać tu więcej Smoczych do pomocy. To byłaby ostatnia rzecz, jaką by wszyscy w tym mieście chcieli i wysoka nieefektywność, a to niektórzy by dobrze zapamiętali.

Pozostaje jednak jeden problem - nowy czynnik. Cudzoziemcy. Trójka, a nawet - jeśli jej intucja nie zawodziła - czwórka. Jaka była ich prawdziwa rola w wydarzeniach ostatniej nocy? Pokaz pomocy dla zamydlenia oczu czy zniesienie działań czynnika trzeciego? Zresztą, w obu przypadkach naprawdę powinna powiadomić odpowiednie osoby o przypuszczalnych Słonecznych w jej mieście. Gdyby nie to, że akurat teraz potrzebowała ludzi i że zupełnie nie zachowywali się jak anatemy, już dawno by wysłała kogoś z wiadomością.

Decyzję trzeba podjąć. Lady Cynis Misa zaryzykowała.

* * *

Dochado i Maia

Jakieś dwie godziny po spotkaniu grupy z Cynis Misą i ładne kilka godzin po wizycie Mai u tejże, Dochado udało się znaleźć Maię.

Poprawka. Maia znalazła Dochado najwyraźniej pilnie szukającego kogoś, bądź czegoś. W krótkiej rozmowie zdołał ją przekonać, aby przynajmniej spotkała się z resztą przy bramie - wedle jego słów naprawdę mogli potrzebować każdej pomocy tam... gdziekolwiek to było, a sprawa pachniała działalnością nieźle zorganizowanej szajki.

Wszyscy

Spotkaliście się wreszcie wszyscy razem (aczkolwiek Maia zważała pilnie, aby nie dojrzały jej postronne osoby). Pora przekazać - albo i nie - sobie uzyskane informacje, zrelacjonować wydarzenia, podzielić się przemyśleniami, a przede wszystkim - zdecydować, kto chce wyruszyć we wskazane miejsce, a kto nie. W sprawę wszakże zamieszane były stare artefakty, szajki przestępcze i tajemnicze siły!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W końcu się znalazła. Dziewczyna mogłaby się nauczyć działać w grupie. Nie wiem, może miała ciężkie dzieciństwo, nikt jej nie kochał i śpi z nożem pod poduszką, ale teraz jesteśmy Kręgiem do cholery. Dobra, nie ma się co irytować. Zebraliśmy się już i to jest najważniejsze, trzeba omówić sprawę i ruszyć się.

- Rozumiem, że wszyscy razem idziemy pozbyć się nielegalnego wykopaliska pełnego starożytnych artefaktów? Jakieś uwagi? Ja powiem tylko tyle, że jeśli już dojdzie do walki i - tutaj upewniam się dyskretnie, że nikt nie podsłuchuje - użycia naszych mocy, to trzeba będzie wybić wszystkich bez wyjątku. Jeszcze jakiś ucieknie i zaczną krążyć groźne plotki, a Smoczy Gon to ostatnie czego nam potrzeba. Aha, Maia, Roygle, jakieś nowe informacje? My wiemy tylko tyle, że jakiś tutejszy szlachcic sobie pozwala na zbyt dużo, a Cynis Misa chyba wie o nas więcej, niż chce pokazać.

Chciałbym już wyruszyć. Kamayo ma już dość tego miasta, ja powoli też. Szkoda tylko, że reszta nie przejawia specjalnie zainteresowania tamtymi barbarzyńcami... Chciałbym wyregulować tę sprawę. Ciągle jednak pozostaje tamta kradzież esencji, pewnie będą chcieli szybko to wyjaśnić. Ech...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Wybacz Arionie, ale szkic uległ zniszczeniu w trakcie rytuału. Mam nadzieję, że to czego się dowiedziałem, pomoże nam później, ale tymczasem wybacz mi - tyle powiedziałem Arionowi na koniec naszej rozmowy w czasie drogi pod bramę.

Gdy już wszyscy spotkaliśmy się, opowiedziałem wszystko co wiedziałem.

- No i co sądzicie o tym wszystkim? Przyznam szczerze, że już niewiele z tego rozumiem. Wyruszyliśmy z jakiejś zapomnianej przez bogów wsi, aby uporać się z ciepłą zimą, a teraz mieszamy się w coś sporego. Może wy potraficie to wszystko połączyć? A! No jedno pytanie do Mai. Po naszym spotkaniu w nocy poszłaś grzecznie spać czy jeszcze gdzieś węszyłaś?

Czekając na odpowiedź, wysłałem świetlistą flarę w kierunku, w którym powinien lecieć Ioze. Od czasu do czasu będę patrzył jego oczami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Papa Arvin opowiedział mi bajkę na dobranoc i zasnęłam - odpowiadam magowi uśmiechając się wrednie w kierunku olbrzyma. - Za to rano...

Opowiadam pokrótce o porannej wycieczce do pałacu, ze szczególnym uwzględnieniem informacji, że Lady "coś zniszczyła", co miałam przekazać.

- Możemy udawać, że się nie znamy? - pytam po chwili. - Tak będzie lepiej i... bezpieczniej.

Niemniej tajemnice ruin kuszą, a szansa na skopanie jakiegoś wpływowego i skorumpowanego możnego jeszcze bardziej. Na szczęście poranna rozmowa uświadomiła mi, że muszę pilniej strzec swej tożsamości.

- Na szczęście mam to - mówię i zakładam maskę zmieniając swój wygląd w niezbyt przystojnego młodego mężczyznę. W połączeniu ze zdobytym wcześniej na rynku ukrywającym sylwetkę ubraniem, na które mogę dodatkowo narzucić nie krępującą ruchów lekką zbroję, wyglądam na...

- Jakby kto pytał jestem Tom - mówię nieco obniżonym głosem, przez co brzmię jak chłopak nieskutecznie ukrywający mutację głosu - uczeń rycerza Arvina. Zaraz, jak to się nazywało, taki uczeń... coś jak garnek...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Giermek, chłopcze, giermek. Wygląda na to, że językiem władasz w tej chwili równie dobrze jak mieczem, czyli prawie wcale. Ech, te pospólstwo... - mówię i wzdycham teatralnie. - A tak na poważnie, to trzeba już ruszać.

Szkicu przebadać niestety nie zdołałem. Mówi się trudno. Po spotkaniu wszystko sobie nawzajem zrelacjonowaliśmy. Ciekawe, co to takiego Misa zniszczyła? Nie mam pojęcia. Może ma to jakiś związek z maszyną, której plany miał Roygle?

- Uwagi? Żadnych, za mało wiemy. Może uda nam się to rozwiązać bez walki, ale bardzo w to wątpię. Przekonamy się na miejscu. Może też dowiemy się więcej na temat całego zamieszania, w jakie się wpakowaliśmy. Wolałbym wiedzieć, co się wokół mnie dzieje, a Misa wyraźnie wie więcej, niż pokazuje.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Powinniśmy już ruszać, lepiej dotrzeć na miejsce, nim zacznie się ściemniać - dosiadłem swojego rumaka i spojrzałem na nowo nabytego 'giermka' - Żwawo, chłopcze, nigdy nie zostaniesz rycerzem, jeśli będziesz tak roztrzepany jak dotychczas. A tymczasem łap - rzuciłem przebranej Mai swój hełm, cały w kawałkach mięsa i brudu, pozostałość po nocnej hulance - Zanim dojedziemy na miejsce ma być czysty jak łza.

- No już, chłopczyku, wytrzyj g***o z hełmu pana - rzucił jakiś zbyt pewny siebie kupiec, rechocząc i trzymając się za brzuszysko. Po chwili sam leżał uwalany w końskich odchodach, obalony potężną piersią Tarona po czym poczęstowany obficie 'prezentem', kiedy rumak się odwrócił.

- Co do... - czerwony ze złości kupiec starał się podnieść, wypluwając 'prezent' z ust - Pożał...

- Czego pożałuję? - powiedziałem zimno, trzymając topór przy jego szyi - Żaden pospolity sprzedawczyk nie będzie robił sobie pośmiewiska z mojego giermka. Rozumiemy się?

- T..tak, jaśnie panie - grubas ukłonił się szybko w pas kilka razy po czym wycofał naprędce, zapewne złorzecząc i przeklinając wszystko i wszystkich. Gawiedź, rozbawiona losem kupca zaczęła się rozchodzić, kiedy napotkała moje spojrzenie.

- Ruszajmy. A ty, chłopcze, bierz się za czyszczenie hełmu - kiedy już upewniłem się, że rzeczywiście wezmą nas za pana i giermka ruszyłem w kierunku bram miasta. Za pierwszym zakrętem będę musiał odebrać Mai hełm, znając dziewczynę mógłbym znaleźć w nim nieciekawe rzeczy, jeśli rzeczywiście musiałaby go czyścić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 weeks later...

Wszyscy

Na miejsce dotarliście szóstego dnia rano.

Podróż przebiegła bez żadnych starć potyczek czy niespodzianek, co było dość dziwne... i ostatecznie okazało się być ciszą przed burzą.

Mieliście już dość monotonnego zaśnieżonego lasu urozmaicanego większą ilością zaśnieżonego lasu, oraz, od czasu do czasu, opadami śniegu, kiedy wreszcie o wczesnym poranku Ioze dojrzał przez zamieć wielki lej w ziemi o średnicy koło kilometra i głębokości dwustu metrów. Na dnie leju były jakieś budynki, małe i całkiem duże, w większości dość nadniszczone, a także ruch. Dużo ruchu. Mały zwiad przyniósł więcej informacji - droga na dno leju nie to szerokie i niezbyt strome schody prowadzące przy krawędzi, nie są chronione przy górze, ale przy dole... Przynajmniej kilkunastoosobowy oddział jest na widoku, a co dalej - nie wiadomo.

I po chwili jeszcze dostrzegacie rażący kontrast z otoczeniem, który jednak chwilę musi się przebijać do świadomości... absolutny brak śniegu w całym leju.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Doszliśmy... w końcu. Tutejsze lasy są takie monotonne. Śnieg i więcej śniegu, wszystkie zwierzęta pochowane w norach. Kamayo nie lubi takiego mrozu i muszę się z nią zgodzić. Ale teraz wreszcie jesteśmy na miejscu i możemy się wziąć do roboty. Na wejściu strażnicy, a wygląda na to, że innej prostej drogi na dół nie ma.

- To co, schodzimy na dół i zaczynamy walkę? - podrzucam w ręce spory kamień, który leżał gdzieś w pobliżu - Czy może ktoś chce spróbować negocjacji? Ja proponuję nie patyczkować się specjalnie, zabić straż, zniszczyć sprzęt, zobaczyć co wydobyli i do kogo mieli to przesłać, może zostawić jakąś błyskotkę dla siebie. Maia i Kamayo mogłyby też spróbować dostać się na dół niezauważone i rozejrzeć. Jak chcecie.

Cokolwiek będzie się działo, grunt że w ogóle będzie. Ciekawy jestem trochę, czy coś znaleźli... te budynki wyglądają na całkiem nieźle zachowane, a Cynis raczej nie zawracaliby sobie głowy jakimiś tam nielegalnymi wykopaliskami starożytnych garnków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sześć dni na mrozie i śniegu. Cieszę się, że w końcu dotarliśmy. Nie jestem przyzwyczajony do podróżowania w takich warunkach. Odpowiadam Dochado:

- Jestem za zwiadem. Ten brak śniegu w leju mnie niepokoi. Może coś sprawia, że jest tam za ciepło? Wiem, pobożne życzenia, ale może ma to związek ze skradzioną esencją? Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać. Tak czy siak, powinniśmy najpierw rozeznać się, czego dokładnie się spodziewać. Jakieś inne propozycje? Nie podoba mi się perspektywa zwykłego wyrżnięcia ich wszystkich, ale jeśli będę w mniejszości, nie będę się sprzeciwiał. Mimo wszystko to przestępcy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sześć dni, sześć cholernych dni, sześć dni śniegu, lasu i mrozu. Widocznie coś, co zabrało zimę z Sojvord, przytaszczyło ją tutaj. Fakt, że tu dotarliśmy, pokrzepiał mnie, ale myśl o tym, iż będziemy musieli wracać tą samą drogą, skutecznie gasiła mój wszelki entuzjazm.

- Biorąc pod uwagę to, iż brnęliśmy tyle czasu w śniegu, chętnie zszedłbym na dół i wszystkich powyrzynał - tak dla rozgrzewki. Rozsądek mówi mi jednak, że ludzie tam będący nie muszą być przestępcami, a ktoś mógł z nich uczynić niewolników. Jestem za zwiadem. Nie wiemy z czym mamy do czynienia i dobrze byłoby się rozeznać. Jak mawia poeta - tajemnica jest nieprzebrana i nieprzenikniona, niczym nieskończone dno oceanu nocą w świetle pełni księżyca i chronione przez potężne lewiatany. Ja jednak wolę spróbować subtelnie odkryć tę tajemnicę, ponieważ bijąc się z morzem nikt jeszcze nie wygrał. No może poza paroma wyjątkami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Kolejna wycieczka terenowa. Wędrówki z tą grupą coraz bardziej mi się podobają. Drugiego dnia wieczorem rzuciłam przy ognisku:

- Propozycja na przyszłość. Konie. Albo lepiej wóz.

W połowie trzeciego dnia doszłam do wniosku, że wielkolud w sumie może robić za niezłego konia, a jego bary są nawet wygodne. Pod koniec czwartego dnia już nawet przestał narzekać. Cóż, lepsza taka rozrywka niż żadna.

Gdy wreszcie dotarliśmy do celu rozpoczęła się kolejna zwyczajowa część naszych działań - dyskusja. To ja raczej podziękuję...

- Narazie, chłopcy - mówię puszczając do nich oko i ostrożnie zbiegam w dół leja. Otaczam się Esencją aby ukryć się przed wzrokiem innych. Staram się zorientować w sytuacji, dowiedzieć co dokładnie dzieje, wreszcie zorientować się kto jest tym złym, a kto nie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 month later...

Wszyscy poza Rakshadem

Po krótkiej dyskusji postanowiliście przeprowadzić mały zwiad. Ponieważ Maia zniknęła już jakiś czas temu i nie wróciła, na zwiad poszedł Arion, jako najsprytniejszy z was, a także mogący w razie czego wygadać się z wszelkiej opresji. Zadanie poszło mu nadspodziewanie dobrze* - pierwsze co zobaczył to to, że oddział jest raczej mocno uzbrojony. Nie zaszkodzą niby posłańcom Sol Invictus, ale mogą nieco zająć. Arion zdołał bez problemu wyminąć odział, zeskakując z ostatnich paru schodów, gdy strażnicy nie patrzyli i wmieszał się w tłum. Zagadując tu i ówdzie dowiedział się, że wszyscy trafili tu tak samo: ktoś ich poprosił o przyjście tu, po czym poprosił ich o niewolniczą harówkę od świtu do zmierzchu przy wykopach. Zdaje się jednak, iż wykopy zostały zakończone jakiś dzień-dwa temu i wszyscy snuli się teraz bez celu, nie mogąc wyminąć strażników. Rządzi tu pięcioro, aczkolwiek dwoje jakieś dwa tygodnie temu opuściło wykopaliska i nie wróciło. Pozostała trójka robiła coś w największej budowli. Wszyscy tu zresztą głodowali i byli na skraju wyczerpania. Dowiedziawszy się tyle, Arion wrócił bez żadnych kłopotów do reszty.

Rakshad

Wszystko wskazywało na to, że będzie to twój najlepszy dotąd połów na ziemiach północnych. Wmieszawszy się do grupy ludzi zmierzających niczym zahipnotyzowani do jakiegoś wykopaliska, trafiłeś na niewiarygodny ślad - trójka Otchłańców! Instynktownie nie zaatakowałeś od razu, a zacząłeś śledzić uważnie każdy ich ruch. Po jednym dniu miałeś w miarę pełny obraz - cokolwiek chcieli dostać, w zasadzie już mieli, a czekali jedynie na dostawę jakieś części maszynerii mającej ułatwić im wykonanie swych zamiarów. Nie znasz jeszcze natury ich znaleziska, drzwi doń prowadzące są pilnowane 24 godziny na dobę.

Trójka Otchłańców jest bardzo zróżnicowana - jest piękna kobieta obdarzona niesamowitą siłą perswazji, widziałeś, jak ktoś skoczył trzydzieści metrów w dół na jej skinienie, jest jakiś wojownik wyglądający na okrutnie silnego i twardego, jest wreszcie dziwna wojowniczka władająca najwyraźniej olbrzymim, jadowitym pająkiem.

Byłeś właśnie na niedaleko schodów prowadzących do wyjścia z krateru, gdy zorientowałeś się, że coś się zmieniło. Niedaleko wejścia do głównego wykopaliska zaczął się ruch, na razie niewielki. Być może pora wreszcie ruszyć do akcji.

* Rzut na Spryt, 10 9 1 - 3 sukcesy - pretty frikken good!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Moja wiara jest silna, mój cel jest słuszny, mój wzrok jest pewny, moje ostrze szybkie a mój umysł czysty. Jedynie gotowi ponieść śmierć mogą zadawać śmierć innym.

Odprawiwszy swoje kredo otworzyłem swoje oczy wychodząc z ciemności ignorancji na światło zrozumienia, które teraz raz kolejny otaczało mnie niesprawiedliwością. Zapewne ci ludzie pracujący jak niewolnicy cierpieli zarówno psychicznie i fizycznie pod brutalną batutą Otchłańców oraz ich pomagierów. Wyrok, który zapadł w mym umyśle pobrzmiewał jak zawsze niczym rzucony młot w przepastną dolinę - śmierć. Kontynuując ścieżkę swojego życia nie mogłem pozwolić aby ich występki uszły im na sucho. Władza. Zawsze chodziło o władzę. Raz jeszcze na swojej drodze natknąłem się na wykorzystujących słabych i płochliwych dla zachcianek potężnych. Czy chodziło o pieniądze czy - jak zapewne w tym wypadku - jakiś artefakt nie miało to znaczenia. Dla śmiertelnych nie liczy się za co giniesz. Ważny jest sam fakt, którego nie można cofnąć a popełniany rozmyślnie i bez szlachetnego celu powinien jego doręczyciel być potępiony na wieczność.

- Sąd nadchodzi... - szepnąłem spokojnie pod nosem rozstawiając ręce i wybijając się z ziemi na dach jednego z pobliskich budynków.

Zaszarżowanie przez bronione drzwi wprost na trzech Otchłańców byłoby skrajną nieodpowiedzialnością. Każdy z nich słusznie sprawiał wrażenie silnego wojownika, który może złapać w pułapkę i zdusić nieostrożne zwierzę jak ten wąż czyhający w mroku. Musiałem wykonać dywersję, musiałem ich rozdzielić a przede wszystkim wybawić z kryjówki a co więcej... nie mogłem pozwolić aby w mej walce polała się niewinna krew tułających się co rusz zagubionych owieczek. Muszę wskazać im drogę, dać sygnał do ucieczki. Zmrużonym wzrokiem oceniłem "gwardię" pilnującą głównego wyjścia z wykopaliska. Zatem postanowione, na nich przyjdzie pora najpierw.

Przykucnąłem na skraju dachu niczym orzeł wypatrujący swojej ofiary doszukując się sposobności na jak najefektowniejszy atak z zaskoczenia. Owszem, byłem świetny w walce swoim sztyletem, ale nie mogłem zapominać, że los wybrał mi drogę zabójcy a nie wojownika gotowego mierzyć się twarzą w twarz, jednym mieczem przeciw dziesiątkom ostrzy. Wreszcie odkryłem wiszącą, drewnianą platformę przymocowaną linami do solidnie wyglądającego dźwigu, na której znajdowały się kamienie i inne zapewne inne surowce wydobyte w czasie pracy. Szczęściem znajdowała się na tyle blisko straży, że odpowiednie nakierowanie "lawiny" mogło ich mocno zdezorientować. Jak zawsze poczułem pewną ulgę, że przystępują do czynów wiedząc iż są słuszne i szlachetne.

Od momentu wybicia się ponowny raz w górę musiałem działać szybko i bez cienia wątpliwości. Chwyciłem rękami platformę, energicznie podciągnąłem się, jednym machnięciem poszły oba więzy a platforma niemal natychmiast zaczęła się przechylać zrzucając niebezpieczny ładunek na głowy straży. Wykonałem salto do tyłu i jeszcze w powietrzu, odbijając się od przechylonego kawałka drewna skierowałem się ku dachowi budowli. Jeszcze w pozycji przykucniętej poczułem jak Esencja rozgrzewa moje ciało pozwalając mi się wspiąć ponad ograniczenia śmiertelnych... być szybkim niczym wiatr*. W jednej chwili znalazłem się na prawo od - miałem nadzieję - zajętej gwardii trzymając Mroczne Żądło gotowe do zadania ciosu. Dla percepcji śmiertelnych musiało to wyglądać jakby po postaci został tylko wzburzony kurz albo pył... i tak kolejny raz zniknąłem tylko po to aby ujawnić się bezpośrednio przy zaskoczonych strażnikach.

Na moment, w którym czas zdawał się zwolnić, w którym ociężałe ręce strażników dopiero poruszają swe ostrza do obrony, w którym Żądło ruszyło ukąsić raz jeszcze pozwoliłem sobie na wypowiedzenie jednego zdania:

- Spoczywajcie w pokoju. - i nagle wszystko wróciło do normy a ja poczułem jak przepływająca przez moje ręce Esencja nie pozwala mi się zatrzymywać, raz za razem atakując w bliskiej odległości, nie pozwalając aby ktokolwiek w zasięgu mego ostrza poczuł się bezpiecznie widząc tylko jak coś srebrzystego mknie to w jedną to w drugą stronę zostawiając po sobie ślad niczym spadająca gwiazda po niebie a jego ruchy są postrzegane niemal na granicy percepcji śmiertelnego**.

Taniec śmierci został rozpoczęty i nikt nie mógł go powstrzymać.

*Lighting Strike za 3 motki

**Peony Blossom Attack za 3 motki

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Trójka. Z pięciu. Dwóch nie wróciło. Roygle, spaliłeś tamtego dziwnego z symbolem na czole, my z Arvinem byliśmy w grobowcu, który odwiedził jakiś czarnoksiężnik kontrolujący Esencję dość dobrze, aby podnieść kilkadziesiąt trupów. Może to tylko zbieg okoliczności, ale możliwe, że wszyscy są z tej samej grupy. Już coś znaleźli. Ja nie zwlekam dalej.

Poza tym Maia nie wróciła. Nie wypowiadam tego na głos, wszyscy chyba zauważyli, ale martwi mnie to. Dziewczyna jest uparta i bezczelna, ale zdolna... i należy do Kręgu. Nie możemy tak po prostu narazić ją na niebezpieczeństwo zwlekając, dywagować od której strony podejść. Jesteśmy Wybrańcami do ciężkiej cholery. Nie zatrzyma mnie grupa zabiedzonych strażników. Nic mnie nie zatrzyma.

Nie zważając na resztę podszedłem do krawędzi leja tak, żeby mieć strażników dokładnie pod sobą. Chwyciłem nóż i uklęknąłem szykując się do ataku, gdy nagle coś zaczęło się dziać. Ktoś chyba odciął ładunek kamieni z pobliskiego żurawia, po czym rozległy się krzyki i zapanowało jakieś poruszenie. Co tam się dzieje? Maia? Nie, o ile ją znam to nie zrobiłaby czegoś takiego, nie tak głośno i brutalnie. Nieoczekiwany sprzymierzeniec? Przekonajmy się. Bez wahania zrobiłem krok naprzód i zacząłem się zsuwać szybko po ścianie leja w mocno pochylonej pozycji. Następnie chwyciłem za swoje zapasy Esencji oraz broń. Połączyłem jedno z drugim, nasyciłem shurikeny energią znacznie zwiększając ich zasięg*. Następnie wyrzuciłem je w stronę przeciwników. Obleczone złotym światłem gwiazdy powinny wlecieć między nich i zasiać spustoszenie niczym deszcz meteorów. Będąc już blisko dna leja odbiję się z całej siły w powietrze i wyląduję pośród ocalałych z mieczem i sztyletem w rękach. Ten który wszczął zamieszanie powinien tam być. Jeśli jest kimś więcej niż zwykłym człowiekiem, to nie wątpię, że obroni się przed moimi shurikenami. Raczej mnie też nie zaatakuje, kiedy zobaczy, że walczymy z tym samym wrogiem.

*Triple-Distance Attack Technique za 3 motki (jeśli trzeba użyć osobno na każdy atak, to robię tak tylko raz, ale atakuję ogółem kilka)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 weeks later...

A więc robotnicy nie są tu z własnej woli. Trzeba będzie uważać, żeby nie zrobić żadnemu krzywdy w całym zamieszaniu. Strażnicy też zresztą zdają się być zabiedzeni i zniechęceni, więc jak przyjdzie co do czego, to pewnie się poddadzą, by ratować skórę. O trójce przywódców tego wszystkiego niczego nie wiadomo. Cóż, jest tylko jeden sposób, by się przekonać.

Dochado też najwyraźniej tak myśli. Podszedł do krawędzi leja, a dalej wszystko potoczyło się już bardzo szybko. Rozległ się huk, zaraz potem doszły wrzaski i odgłosy walki, a Dochado bez wahania ruszył do akcji.

Zastanawiające. Najwyraźniej jest ktoś inny prócz nas i obstawy wykopalisk. Trzeba przyjrzeć się temu bliżej.

Dobywam miecza i staram się znaleźć jakieś miejsce, z którego mógłbym bezpiecznie obserwować całą sytuację, ale też w razie potrzeby szybko dołączyć się do walki. Jeśli mi się nie uda, to po prostu staram się walczyć najlepiej jak potrafię, jednakże nie przyjmując na siebie zbyt wielu wrogów, zostawiając bój tym, którzy lepiej się na tym znają. Kiedy już nasi przeciwnicy zorientują się, że nie mają z nami szans (co powinno nastąpić bardzo szybko), nakłonię ich do poddania się albo wręcz zwrócenia się przeciwko ich przywódcom. Teoretycznie mógłbym spróbować też poderwania robotników do buntu, ale nie zrobię tego. Są słabi, przestraszeni i nieuzbrojeni. W walce nie przydaliby się do niczego, a wielu by zginęło. Są niewinni, nie poprowadzę ich na śmierć tylko po to, żeby nam było łatwiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rozejrzałem się pełnym zadowolenia wzrokiem. Po długiej, nudnej podróży w końcu coś zaczyna się dziać.

- Dochado! Zaczekaj! Cholera... - szepnąłem do siebie, biegnąc w kierunku zamieszania - Sam wszystko powybija... Dochado, zostaw kogoś dla mnie!

Narastała we mnie dzika radość, topór, który dzierżyłem w dłoni wprost rwał się do cięcia, miażdżenia i ogólnego pogarszania czyjegoś samopoczucia. Przyjrzałem się na szybko polu walki po czym ruszyłem, a jakże, w kierunku największego zamieszania. Starałem się nie zabijać robotników, na cel biorąc jedynie straż i każdego innego, kto ośmieli się wejść mi w drogę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rakshad

Poczułeś coś, jakby sam świat uśmiechał się na widok twoich czynów, a przepełniła cię napływająca esencja*, a twoja anima roświetliła mocno znak kasty na twoim czole**, gdy systematycznie wykonywałeś wyroki na kolejnych winnych. Wtem...

Arvin, Arion, Dochado

Wskutek interwencji szóstej postaci - złota poświata sącząca się z jej czoła nieomylnie identyfikuje ją jako Słonecznego - szala walki natychmiast przechyliła się na waszą stronę. Zdezorientowani górnicy i niewolnicy powoli otrząsali się z zauroczenia niczym z głębokiego snu - i powoli, lecz bez ociągania, opuszczali pod rozkazami Ariona krater-wykopalisko. Nagle...

Wszyscy

Wśród niedobitków straży przy wejściu pojawiły się dwie nowe postacie - jedną z nich był mężczyzna, niemal tak samo wielki jak Arvin, a na pewno od niego szerszy w barach, zakuty w ciężki pancerz z Soulsteel*** i uzbrojony w olbrzymi młot bojowy. Po powierzchni zbroi nieustannie przesuwają się obrazy utrwalonych w agonii i wrzeszczących z bólu twarzy dawno zmarłych osób... Na jego bladej, łysej i jakby trupiej czaszce widać mrowie blizn, a usta jego z jakiegoś powodu zaszyte są grubym sznurem. W jego oczach czai się obłęd i żądza mordu.

Drugą postacią jest kobieta uzbrojona w dwa ogniki. Jest równie blada, jak jej towarzysz, odziana w ciemne szaty, a w dłoniach trzyma po Ogniku. Była nie tyle szalona, jak jej towarzysz, co wściekła na was za przeszkodzenie w tym, co robiła. Czarne włosy zafalowały, gdy spojrzała do wnętrza i krzyknęła coś, nie tyle ze strachu, co rozkazująco.

Na ten sygnał ziemia zatrzęsła się pod waszymi stopami raz i drugi, po czym budowla, z której wyszła owa dwójka eksplodowała w deszczu kamieni. Udało się wam uchronić przed gruzem, choć wielu kopaczy i strażników nie miało tyle szczęścia. Gdy z grubsza opadł kurz, a wy doszliście do siebie, ujrzeliście olbrzymią starożytną maszynę wyłaniającą się z resztek budynku. Na dwóch potężnych, zginających się w kolanie odwrotnie do ludzkich, nogach zamieszczony był kanciasty tułów. Dwa potężne ramiona zakończone były szponami przystosowanymi do kopania, ale i miażdżenia. Na plecach maszyny znajdował się jej silnik, zaś z przodu - coś, co nieprzyjemnie przypominało lufy maszyn oblężniczych i dymiło.

Na miejscu głowy stała niewielka postać opatulona w czerń. Sterowała maszyną niczym marionetką, od jej dłoni do członków maszyny prowadziły ledwo widoczne, niematerialne nici kontrolne.

Postać w czerni wykonała ledwo dostrzegalny ruch dłonią, lufy na przodzie maszyny wypełniły się światłem, lecz nic więcej się nie stało, poza okropnym zgrzytem maszynerii we wnętrzu Warstridera. Roygle coś do was krzyknął i zrozumieliście, do czego potrzebna była część, której plany przechwyciliście w mieście.

Nie należy jednak ignorować przeciwnika, Warstrider może nie usmaży was żywcem, ale poza tym nadal działa bez zarzutu.

Cała trójka - berserker, kobieta i Warstrider - ruszyła do ataku.

____

* Innymi słowy, bardzo ładny trzykostkowy popis, co daje +6 motek esencji; tak właśnie działają stunty - istoty tworzące materię Stworzenia po prostu lubią epickie akcje

** wydane 6 punktów esencji daje taki efekt, dla ułatwienia postaciom życia nie został on przyciszony (co można robić w odpowiednich warunkach)

*** Soulsteel - akurat dobre tłumaczenie nie przychodzi mi do głowy - to dokładnie to, na co wygląda: materiał wykonany z duchów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...