Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Turambar

Sesja Exalted

Polecane posty

Są za daleko, żebym mógł ich dopaść z mieczem zanim wystrzelą kolejne strzały. Jak najszybciej chowam miecz i mierzę ponownie z ognioróżdżki. Może wystraszą się mojej animy? Jeśli nie, to przynajmniej zaskoczy ich to. Czas nagle zwolnił, widziałem rozciągającą się pomarańczową smugę zostawianą przez moją broń, poczułem się jak w transie*, jednak nie osiągnąłem zamierzonego efektu - biała aura wokół mnie była ledwo widoczna. A co tam, niech ścierwa poczują moc ognioróżdźki. Zacząłem uwalniać jeszcze więcej esencji, aby lepiej doładować pociski**. Oczom wszystkich ukazał się biały blask przedstawiający feniksa.

Na dwóch bandytów rzucał się Dochado, więc nie zamierzałem odbierać mu zabawy. Trzej pozostali mieli pecha, dowiedzą się, jak to jest ginąć w męczarniach.

- Dobranoc - szepnąłem.

*Trance of Unhesitating Speed

**First Archery Excellency - 2 motki na strzał

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ej, chłopaki, możecie przestać się popisywać i po prostu wykończyć imbecyli? Cyrkowymi sztuczkami to raczej mnie nie poderwiecie - mówię coraz bardziej znudzona i zirytowana niepotrzebną stratą czasu.

Widzę jednak, że zaraz powinno być po wszystkim. Moi towarzysze otoczeni są feerią świateł, gdy sięgają po swe moce. Nie ruszam się spod mojego drzewa, ale uważnie obserwuję przebieg walki. Jeśli jakimś cudem któryś z bandytów przeżyje dopadnę do niego tak szybko jak tylko potrafię. W tym momencie powinien już się zorientować że walka jest skończona i może być skory do krótkiej rozmowy, a szkoda by było, gdyby moich kolegów poniosło. Zadam kilka krótkich rzeczowych pytań na temat innych grup podróżnych w tej okolicy, co może dać nam kilka informacji o osobach, które ścigamy. Gdy już wyciągnę z niego co się tylko będzie dało szybkim ruchem skręcę mu kark.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Arvin i Arion

Arion niewiele miał do zrobienia gdy Arvin rozporomieniał esencją, po czym zgrabnie i sprawnie załatwił kolejnego hobgoblina, przy okazji przechodząc przez drzewo niczym przez masło. Drzewo nie miało innego wyjścia jak runąć, raniąc i ogłuszając resztę goblinów. Dobicie ich nie sprawiło wam już żadnych kłopotów.

Ding! Za rolplej mocno zgodny z motywacją i odpowiednio wykręcone akcje Arivn dostaje punkt doświadczenia!

Dochado, Roygle i Maia

Bandyci całkiem stracili zapał, ale to nie uchroniło ich przed wycięciem w pień. Używanie esencji w tym punkcie było w zasadzie niczym użycie kowadła do wbicia gwoździa - mocno w stylu Arvina? - i dało nawet porównywalne efekty. Maia zareagowała w porę, wyciągając ostatniego bandytę z łap Kamayo - jakmiś cudem przeżył - i zaczęło się krótkie i bolesne przesłuchanie. Niestety nie dowiedzieliście się z niego niczego pożytecznego dla was, bandyci wycofywali się z północnych terenów ze względu na nasilającą się obecność Czarownego Ludu na tamtych terenach. Chłopak przysięgał że na własne oczy widział jak "znikąd pojawiły sie takie dziwne stworki i zaczeły mordować kompanów" (Roygle domyślił się że chodziło o hobgobliny).

Wszyscy

Ze względu na sytuację Arvin i Arion nie marnowali więcej czasu na siedzenie w miejscu i trzy godziny później dogonili resztę. Po krótkiej wymianie wieści i pomysłów zdecydowaliście się wyruszyć ku owemu miastu.

Pięć dni forsownego marszu później byliście na miejscu. Miasto Arrea było największym skupiskiem ludzi w promieniu setek mil i nawet jeśli nie było tak duże jak Biały Mur czy Gethamane to i tak było w nim tłoczno. Miasto było opasane grubym murem, a budynki wykonane były głównie z kamienia; targowisko było, zdaje się, bardzo dobrze zaopatrzone, nawet w taki towar jak ognisty pył do broni Roygle'a, a większość silnych gildii miała tu swoją placówkę.

Dzisiejszego popołudnia uwagę mieszkańców zajmowała przede wszystkim wizyta trojga Ziemskich z Domu Cynis, tak że na was mało kto zwracał uwagę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A więc dotarliśmy do miasta. Teraz trzeba ustalić plan działania. Zwracam się do reszty.

-Jesteśmy. Co teraz? Od razu szukamy śladów złodziei esencji, oczywiście zakładając, że tędy przechodzili, w co nie mamy powodów nie wierzyć, czy najpierw się gdzieś zatrzymamy? Ja wolałbym nie tracić czasu. Proponuję, by każdy z nas poszedł w swoją stronę, a później spotkamy się w uprzednio ustalonym miejscu. Ktoś ma lepszy plan? Maia, Roygle, macie jakieś sugestie co do dalszego postępowania?

Staram się przypomnieć, co Semon mówił nam o złodziejach. Wiemy coś w ogóle o nich poza tym, że są Namaszczonymi? Ilu ich jest? Jak mniej więcej wyglądają? Cokolwiek, co pomogłoby nam ich wytropić?

-Ja najpierw pójdę na targowisko, kupię kilka drobiazgów i uzupełnię zapas środków leczniczych. Mam wrażenie, że będą przydatne. Najpierw bóg zostaje okradziony z esencji, a potem znikąd wyskakują czarowni. Zastanawiam się, czy te dwie rzeczy są ze sobą związane?

Po wizycie na targu spróbuję dyskretnie dowiedzieć się czegoś o tych Ziemskich, którzy są w mieście. Ciekawe, dlaczego tu są?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Niby życie przyzwyczaiło mnie do niewygód, ale jednak spędzenie wielu nocy z rzędu w otwartym terenie to prawdziwy koszmar. Miasto ma zawsze do zaoferowania opuszczone magazyny, zadaszone zaułki, walące się domy... Tysiąc miejsc gdzie można spać wygodnie i za darmo. Oczywiście jeśli nie ma się pieniędzy. Moja sakiewka, dobrze ukryta, jest przyjemnie ciężka, a w razie czego mogę ją łatwo uzupełnić choćby na targu. W mieście od razu inaczej się czuję. Żywsza. Weselsza. Teraz wiem co mam robić.

Skinieniem głowy odpowiadam na propozycję i ruszam w swoją drogę. Odnajduję najpierw jakieś odosobnione miejsce i ze swego niewielkiego dobytku dobieram ubrania najbardziej zbliżone do panującej tu mody miejskiej. Układam włosy w stylu jakie widziałam u młodych dziewcząt w czasie szybkiego spaceru przez miasto. Całość zajmuje mi kilkanaście minut i po chwili wtapiam się w tłum. W obcym mieście nie dowiem się wiele przed zapadnięciem zmroku. Krążę więc korzystając z dnia by nauczyć się rozkładu miasta. Zwracam baczną uwagę na ludzi, na stan domów na gęstość tłumu. Chcę nauczyć się możliwie szybko które dzielnice są bezpieczne, a które mniej. Chcę poczuć rytm tego miejsca, zrozumieć, gdzie koncentruje się życie o różnych porach. Jeden dzień to mało, a ja jestem zmuszona do zachowania podobnego do innych. Nie poruszam się powoli jak turysta. Idę pewnie jakbym zmierzała gdzieś w konkretnym celu, czasem szybciej, gdy ludzie wokół mnie gdzieś śpieszą, czasem wolniej gdy i inni mieszkańcy tylko spacerują. Gdy trafiam do biedniejszych dzielnic zmieniam rytm poruszania się, przyjmuję smutny wyraz twarzy. Staram się nie wyglądać "zbyt dobrze". Nie rzucam się w oczy.

Staram się też wypatrzeć karczmy, które wcześnie się zapełniają. To dobre miejsca by zdobyć informacje gdy zapadnie zmrok. Podobnie jak najbiedniejsze dzielnice, gdzie ktoś na pewno zechce skorzystać z okazji i napaść samotne dziewczę. Ale ten plan zostawiam sobie jako ostateczność. Wreszcie wypatruję też podejrzanych osobników. Ściślej bardziej podejrzanych niż typowe miejskie męty, które znam aż za dobrze... do których sama w pewnym sense należę...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podróż trochę trwała, ale nie przeszkadzało mi to. Poza miastem na pewno jest spokojniej nie licząc oczywiście tych szumowin, na które się natknęliśmy. Nawet walczyć porządnie nie potrafili. Teraz jednak w końcu dotarliśmy do cywilizacji. Miasto jak miasto, wygląda na dość porządne. Niestety Kamayo musi zostać za murami, nie chcę zwracać na siebie zbytniej uwagi, a w końcu pantera w mieście w tej okolicy to raczej niecodzienny widok. Niech pokręci się trochę po pobliskim terenie, potem jak będziemy opuszczać miasto do nas wróci.

Maia gdzieś poszła, Arion gdzieś poszedł to i ja udaję się w swoją stronę. Rozdzielenie się póki co to dobry pomysł, każdy załatwi swoje sprawy i może się czegoś dowie. Idę w stronę targu, kupię kilka dodatkowych noży i może procę jeśli się jakaś znajdzie. Większość ludzi uważa to za zabawkę, przynajmniej dopóki nie muszą wydłubywać sobie kamienia z mózgu. Kiedy już będę na targu skorzystam z obecności gwarnego tłumu i postaram się posłuchać o czym ludzi mówią. Jakieś plotki, pogłoski i takie tam. Pewnie większość na nic się nie przyda, ale może usłyszę coś ciekawego. Po tym jak kupię i usłyszę co trzeba, sprawdzę pobliskie tawerny i gospody, gdzie są, jaki mają standard, a poza tym zapoznam się z ogólnym planem ulic i punktami orientacyjnymi. Dodatkowo przyjrzę się dachom i ogólnie budowlom, nigdy nie wiadomo czy nie będę musiał przemieszczać się ponad ulicami. Jeśli natrafię na jakiś patrol straży miejskiej, to też spróbuję ich jakoś ocenić, choćby pobieżnie. Swoją drogą to ciekawe czy jakiś miejscowy "element" zwróci na mnie uwagę, mam nadzieję, że nie, choć z drugiej strony... zawsze to kilka zbirów mniej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pięć dni drogi, pięć cholernych dni drogi bez choćby kwaterki wina w towarzystwie tego nieokrzesanego chama i tej zarozumiałej gówniary. Na szczęście już jesteśmy w mieście, na szczęście w dość dużym mieście, na szczęście posiadającym w teorii trochę dóbr luksusowych.

- ...Maia, Roygle, macie jakieś sugestie co do dalszego postępowania?

- Więc po pierwsze...

- Ja najpierw pójdę na targowisko, kupię kilka drobiazgów i uzupełnię zapas środków leczniczych. Mam wrażenie, że będą przydatne. Najpierw bóg zostaje okradziony z esencji, a potem znikąd wyskakują czarowni. Zastanawiam się, czy te dwie rzeczy są ze sobą związane?

Czy on sobie kpi? Najpierw pyta, a potem bezczelnie przerywa i odchodzi. Co? Maia i Dochado też odeszli? Z takim zgraniem, to ja się zastanawiam, czy nam zaraz nie ukradną esencji. Normalnie jestem spokojny, ale oni mają wyjątkowy talent. Skoro tak, to dostosuję się do waszej gry. O, Arvin! Jeszcze tu jest?

- Gdybyś spotkał tą gówniarę, powiedz jej żeby powęszyła za tymi Ziemskimi. Jeśli ktoś mógłby z tego miasta ukraść boską esencję, to tylko oni.

Nie czekając na odpowiedź osiłka ruszam w stronę targowiska. Nie, nie odważę się tu kupić czegokolwiek oprócz ognistego pyłu. To wino wygląda dziwnie, lepiej napiję się czegoś w karczmie, ale to później. A to co? Stoisko z książkami? Zobaczmy, co tu jest. "Dieta Czarownych" Borgesa? Te te pokraki coś jedzą? Po szybkim przekartkowaniu widzę, że się myliłem i jest to rozprawa o esencji tych monstrów. Może się przydać. Co jeszcze? "Podróże po Dzikim Wschodzie" Astenora. Nie, dziękuję, nie wybieram się w to przeklęte miejsce. "Zielona wolność" Yelrama. Kolejna manifestacja tych uzależnionych nierobów. "Wędrówki esencji - inny punkt widzenia" autora nieznanego. Ciekawie się zapowiada. To też kupię. Przejrzę je spokojnie w karczmie, wypiję coś, a potem pójdę do biblioteki, jeśli czegoś nie znajdę. Muszę się dowiedzieć, w jaki sposób można ukraść esencję i jak ją oddać.

Po zapłaceniu za książki udałem się do bogatszej dzielnicy miasta i trafiłem do karczmy o jakże dźwięcznie brzmiącej nazwie "Stary Nowy Albatros". Podobno była to najdroższa karczma w okolicy. Bardzo zaciekawił mnie fakt, że oberża łączy się z zamtuzem. O ile takie coś jest w sumie pospolite, to raczej w zaplutych dziurach, a nie luksusowych karczmach. Ciekawe...

- Oberżysto! Podaj najlepsze wino, jakie tu macie.

Hmm... dobre, a przynajmniej o niebo lepsze niż to co ostatnio piłem, jednak cena zdecydowanie za wysoka w stosunku do jakości.

W końcu mogłem zabrać się za przerabianie "Diety Czarownych". Na początek nic ciekawego, kilka definicji, parę ogólników, czyli nic czego by nie wiedział pierwszy lepszy mag... A cóż to za zjawisko? Niewysoka, szczupła, idealne wcięcie w talii, pięknie zaokrąglony biust, rysy twarzy wyrzeźbione chyba przez samych bogów, szmaragdowe oczy, długie, kręcone, czarne włosy. Byłaby ideałem, gdyby nie jeden szczegół - wyzywający strój, który jednoznacznie wskazywał profesję. Czyżby mi mrugnęła?

- Kto to jest? - zwróciłem się dyskretnie do karczmarza.

- Kto? Ona? To Felissa, najlepsza i najdroższa dziwka w całym regionie, nawet Gethamane takich nie mają. Podobno obsłużyła tych Ziemskich co niedawno przybyli, ale to tylko plotki. Ty kolego możesz o niej zapomnieć, chociaż... kiesę i gębę masz. Możesz spróbować szczęścia.

Słowa oberżysty trochę mnie przybiły. Szkoda takiej dziewczyny na prostytutkę. Spojrzałem na "Dietę Czarownych". Hmm... Ona mogła mieć kontakt z tymi Ziemskimi. Może się czegoś dowiem, a jeśli nie, to żałować nie powinienem. Książki i biblioteka mogą poczekać, później tam pójdę.

Zatrzymałem Felissę, gdy wchodziła na piętro.

- Przepraszam, ale twa uroda zapiera dech w piersiach niczym widok odległych, niedostępnych gór spowitych mgiełką tajemnicy o poranku na tle złotego, wschodzącego słońca...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odburknąłem coś niewyraźnie w kierunku Roygle'a. Co prawda złość na niego przeszła, jednak nie mam zamiaru robić za jego posłańca. Co ja mam teraz robić? Wszyscy poszli załatwić swoje sprawy i 'powęszyć', wypadałoby zająć się sobą. Po pierwsze Targon, muszę znaleźć mu jakąś tymczasową stajnię. Ruszyłem przez miasto bez większych problemów, pospólstwo ustępowało z drogi konia klnąc i złorzecząc. W uliczce przylegającej do dzielnicy targowej znalazłem karczmę "U kulawego Jona". Dwupiętrowy, otynkowany budynek robił dobre wrażenie. Ceny okazały się przystępne, po kilku chwilach jakiś smarkacz zajmował się Targonem, sypiąc mu owies i czesząc sierść. Sam wszedłem do środka przybytku i skierowałem się w stronę szynku.

- Witam jaśnie pana! Czym skromny Jon może służyć? - na mój widok karczmarz oderwał się od wycierania kubków a uśmiech rozpromienił jego twarz. Widok mojej zbroi najwyraźniej równa się w jego prostym umyśle dużym pieniądzom, z których będzie mógł mnie wyłuskać.

- Jeden pokój, taki bez pcheł w łóżku i gorąca kąpiel na zaraz - powiedziałem kładąc na blacie monetę.

- Już się robi, szlachetny panie. Marta! Pokój narożny i kąpiel dla panicza! - krzyknął w niezidentyfikowanym kierunku. Po chwili podbiegła do mnie jakaś dziewuszka, na oko 12-13 letnia i zaprowadziła do pokoju. Obszerny, na pewno wygodny. W sam raz na krótki pobyt w mieście. Zdjąłem zbroję i wyjąłem z torby zwykłe ubranie - czarne skórzane spodnie, tegoż koloru koszulę i szary, skórzany kaftan po czym udałem się za dziewczynką do łaźni.

Wyszedłem z karczmy rozglądając się wokoło. Zbroję zostawiłem w pokoju, na sobie miałem zwyczajne ubrania i narzucony na to czarny płaszcz. Nie zostawiłem tylko topora, którego rękojeść groźnie wystawała spod płaszcza. Wzruszyłem ramionami i pogwizdując lekko ruszyłem w stronę targu. I tak nie wiem za bardzo, gdzie mógłbym szukać złodziei esencji, rozejrzę się więc zwyczajnie. Może wpadnę przy okazji na któregoś z kompanów.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Maia

Bez wysiłku wtapiasz się w tłum mieszkańców Północy. Wędrując po ulicach do wstępnych informacji o mieście dodajesz kolejne fakty; wiesz już, gdzie znajduje się - odgrodzony od reszty miasta pilnie strzeżony przez uzbrojoną straż - cmentarz, wiesz też, gdzie jest ponura świątynia ku czci duchów mrozu i głodu. Wiesz że wiele domów jest w kiepskim stanie - chyba miasto przeżywa ciężki okres.

Na targowisku spostrzegasz z oddali marudzącego Ariona i Roygle'a grzebiącego z zainteresowaniem w książkach.

Jakiś czas potem odnajdujesz wreszcie owych troje Ziemskich - dwie kobiety i mężczyzna, aczkolwiek jedną z kobiet można łatwo wziąźć za kolejnego mężczyznę. Druga kobieta, ubrana bardzo... wyzywająco... zdaje się być przełożoną - idzie przodem i uważnie, aczkolwiek nieco znudzonym wzrokiem, przygląda się przechodniom, podczas gdy pozostała dwójka idzie parę kroków z tyłu. Mężczyzna, niemal dorównujący wrostem i masywnością Arvinowi, odziany jest w długią szatę z obszernymi rękawami, a dłonie ma splecione i ukryte pod tkaniną. Chłopczyca natomiast nosi ciężki pancerz i w dłoniach trzyma daiklawę, nieświadomie gładząc jej ostrze.

Na ułamek sekundy wasze spojrzenia krzyżują się. Dostrzegasz zaskoczenie i zainteresowanie. Chłopczyca pociąga za ramię przełożoną, ale ciebie już nie ma nigdzie w pobliżu - szybko opuszczasz tę dzielnicę. Chwilę potem wpadasz na Arvina. Dosłownie.

Arvin

Odświeżony i nieco wypoczęty po podróży przechadzasz się po mieście, nie bez pewnej próżności dostrzegając że wciąż przyciągasz wzrok przechodniów - mimo że ludzie zimnej północy z natury są wysocy i silni, ty byłeś wyższy i potężniejszy od dowolnego z nich, a na dodatek widać było że dbasz o siebie i nie jesteś biedakiem czy barbarzyńcą. Część spodgląda na ciebie z zazdrością, inni z ciekawością albo wręcz uwielbieniem - ty zaś po po kilku minutach trafiasz na targ. Bez specjalnego wysiłku odnajdujesz wzrokiem Dochado, a chwilę potem Roygle'a - pewnie Arion też jest gdzieś w pobliżu, ale ty już opuszczasz targowisko, zwiedzając miasto.

Jesteś już niemal całkowicie przekonany że w mieście nie ma absolutnie nic do oglądania poza jednakowymi, zimnymi ulicami, a wszystko ciekawe pewnie i tak się dzieje gdy nie ma ciebie w pobliżu, gdy wpada na ciebie lokalne dziecko... Kiedy jednak dziecko okazuje się gotowe kopnąć ciebie w szczękę, dociera do ciebie że to nikt inny jak Maia w przebraniu.

Dochado

Uzupełniasz zapasy na targowisku, ale proce były dość kiepskiej jakości; kiedy komentujesz słaby wybór, handlarz korzysta z okazji by wylewnie ponarzekać na lodochodów, wędrowne plemienia barbarzyńców północnych pustkowi. Ledwo miesiąc temu większa ich grupa, wedle jego słów mająca z parę setek członków, przechodziła niedaleko miasta, które musiało złożyć bardzo kosztowny okup aby uniknąć plądrowania. Okup ten był przyczyną obecnego, dość kiepskego stanu finansowego wielu mieszkańców, a handlarze bronią, kowale i tym podobni byli prawie zrujnowani. Mimo wszystko nikt nawet nie myślał o opieraniu się albo atakowaniu lodochodów, gdyż byli oni pierwszą linią obrony przed ożywieńcami, czarownymi i innymi paskudztwami zamieszkującymi północ.

Poirytowany pomruk Kamayo przerywa wreszcie potok słów sprzedawcy, a ty opuszczasz targowisko i zaczynasz przemierzać miasto. Zaraz też znajdujesz karczmę, w której pokój wynajął Arvin - poznałeś po tym, że pół żeńskiej obsługi nic, tylko gadało o ogromnym przystojniaku, jaki tu wynajął pokój. Dwie godziny i kilkanaście lokali później znajdujesz też lokal Roygle'a - oczywiście musiał wynająć najdroższy w mieście.

W końcu trafiasz pod cmentarz, będący inny niż wszystkie cmentarze, jakie dotąd miałeś okazję widzieć - był odgrodzony od reszty miasta w sposób, który sugerował że chodziło nie o ochronę zawartości, a ochronę PRZED zawartością, no i przed wejściem stało czterech strażników uzbrojonych po zęby, spoglądając częściej do środka niż na ulicę.

Arion i Roygle

Osobno, ale w sumie równocześnie trafiacie na targowisko i rozpoczynacie zakupy. Roygle bez specjalnego kłopotu dostał ognisty pył i nawet wytargował bardzo niską cenę - gdzie indziej musiałby zapłacić ze dwa razy tyle. Arion miał z zapasami lekarstw dużo więcej kłopotu - długo szukał i przebierał w towarach zanim znalazł coś skuteczniejszego od "świetnej maści na kurki, kurzajki, kurzynki, kurzawki i kurzywiórki", ale ostatecznie zebrał pełną torbę.

Arion

Po zakupieniu zapasów medycznych udajesz się do najbliższej knajpy - nie spelunki, bo tam odstawałbyś od otoczenia niczym czyste gacie na kupie gnoju, ale zwykłej, porządnej knajpy, gdzie nie trzeba obawiać się że człowiek rano wstanie z obitą gębą. Zamawiasz wino i gadając niby o niczym i o wszystkim powoli schodzisz na temat Ziemskich w mieście.

- Och, oni - mruknął twój rozmówca. - Lady Cynis Misa i jej asysta. Imperium z dala od Imperium. Musiało się jej znudzić w jej siedzibie albo potrzebuje nowych niewolników, albo jedno i drugie naraz. Podobno wczoraj już sobie odkupiła na własność najlepszą kurtyzanę w mieście. Przynajmniej odkąd została tutejszą satrapą, wszystkim żyje się lepiej. Nie gap się tak, poważnie mówię. Poprzedni był tłustym prykiem, co to nosa z domu nie wyściubiał nawet gdy bandyci, maruderzy i inne tałatajstwo robiło sobie masowe wakacje w okolicy. Jej zależy.

Roygle

- Przepraszam, ale twa uroda zapiera dech w piersiach niczym widok odległych, niedostępnych gór spowitych mgiełką tajemnicy o poranku na tle złotego, wschodzącego słońca... - używasz swego osobistego uroku i perswazji... Zanim jeszcze zamykacie się w pokoju, ona wspomina że co prawda ma już nowego właściciela, ale sądzi że ten ostatni raz może zrobić coś dla własnej przyjemności.

* * *

Dowiadujesz się że kupiła ją Lady Cynis Misa i że towarzyszą jej oficer Kaia Drevin i Tysiąc-Westchnień. Przybyli tu dwa dni temu i pozostaną w mieście jeszcze parę dni zanim nie wyruszą dalej.

Aczkolwiek był to prawdopodobnie najlepszy hm... jaki Felissa... hm... Wszelkie detale z ostatniej części odpisu zostały pominięte poza niezbędnym minimum. DEAL WITH IT.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idę po mieście nieco zirytowany z Kamayo przy nodze. Nawet porządnej procy tutaj nie mają. Z drugiej strony niby musieli płacić ten okup, a domyślam się, że niezbyt mieli ochotę na walki z hordą zarośniętych barbarzyńców, zabieranie kosztowności siłą, morderstwa i gwałty. Ech, szkoda, że Trzy Gwiazdy nie miały takiej szansy. Gdybym tylko mógł wtedy tyle co teraz... Właśnie, teraz mam możliwość na pozbycie się zagrożenia, wyświadczenie temu miastu przysługi. Może uda mi się przekonać resztę grupy do działania, ostatecznie wspomni się o tych bogactwach, które prawdopodobnie grabieżcy zgromadzili, no i ewentualnej nagrodzie. Ścigamy co prawda tamtych złodziei, ale poczekają. Oby. Z drugiej strony barbarzyńcy przyjmują na siebie pierwsze ciosy od potencjalnych zagrożeń, a póki miasto ma czym zapłacić okup są spokojni. Sam już nie wiem. Ale na pewno tego tak nie zostawię.

Tak rozmyślając końcu docieram przed cmentarz. Duży, ponury i potencjalnie niebezpieczny sądząc po straży i ogrodzeniu. Ciekawe co tam się dzieje? Zmarli nie chcą leżeć w grobach? Przyglądam się ciekawie i nawet zastanawiam czy nie byłoby warto jakoś się przekraść i sprawdzić sytuację. Ostatecznie jednak decyduję się na podejście do strażników. Wątpię czy coś mi powiedzą, ale może chociaż poznam istotę kolejnego problemu, który widocznie trapi miasto.

- Co panowie tak tu stoją, to cmentarz chyba w końcu, a nie skarbiec? Zmarli problemy robią? Przyjezdny jestem, to nie wiem.

Możliwe, że będą unikali odpowiedzi albo mnie zignorują, wtedy pomęczę ich jeszcze trochę i dam sobie spokój. Pójdę do jakiegoś w miarę dobrego lokalu, może tam gdzie Arvin się zatrzymał. Pokój trzeba w końcu wynająć, nie będę spał na ulicy. Muszę się też dowiedzieć, co reszta odkryła, no i popytać gdzieś o ten cmentarz jeśli wcześniej nic nie wyciągnę od strażników.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nuda, nuda, nuda. To miasto tak bardzo nasiąknęło tym uczuciem, że dawno już powinno zmienić nazwę. Nuda Zdrój, Międzynudzie, Nuda Wielka - Arrea po prostu nie pasowało. Mimo to nie dawałem tego po sobie poznać. Namaszczony powinien okazywać publicznie dostojeństwo a nie znudzenie. Do natarczywych spojrzeń pospólstwa zdążyłem się już przyzwyczaić, więc swoim zwyczajem jedynie kilka ładniejszych dziewczyn obdarzyłem łaskawym uśmiechem i kiwnięciem głowy. Jeśli nie wydarzy się nic ciekawego, to przynajmniej postaram się znaleźć jakąś jurną i chętną dzieweczkę do ogrzania mi łoża dziś w nocy. Sądząc po rzucanych w moją stronę spojrzeniach i wymienianych z przyjaciółkami szeptach nie będzie z tym większych problemów. Teraz jednak kolejny raz musiałem powstrzymać się od potężnego ziewnięcia. Gdyby chociaż na targu było coś ciekawego, ale nie, same przyprawy, beczki, sukieneczki i tym podobne bezguścia. Nawet porządnego zbrojmistrza nie udało się znaleźć. Może powinienem jednak podejść do Dochado i Roygle'a kiedy ich widziałem, wspólne nudzenie się jest jedna...

W tym momencie wpadło na mnie jakieś dziecko, przerywając przepełnione nudą rozważania.

- Uważaj na kogo wpadasz, brzdącu... - w tym momencie przerwałem, z trudem rozpoznając Maię i zapewne unikając ciosu w mało przyjemne miejsca - Maia? Dlaczego tak nagle na mnie wpadasz? - pytam, jednocześnie rozglądając się wokół - Ktoś cię goni?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Oczy dookoła głowy. Pierwsza zasada przetrwania w mieście. Oznacza tyle, że czasem nie patrzysz gdzie idziesz. Noga jak zwykle powędrowała szybciej niż spojrzenie i zatrzymała się kilka cali od krocza Arvina, gdy zorientowałam się na kogo wpadłam. Wyszczerzyłam żeby w głupkowatym uśmiechu. To zwykle działa.

- Przepraszam, zamyśliłam się. Nie martw się nikt mnie nie goni...

W tym momencie przypomniałam sobie spotkanie z Ziemskimi. Coś we mnie zobaczyli. Ale co? Jeśli chcę nie być zauważana to nawet inni namaszczeni powinni mieć problem z samym zarejestrowaniem mojej obecności, a co dopiero zorientowaniem się, że jestem kimś... ważnym? Za dużo myślenia!

- Znalazłeś coś ciekawego? Albo chociaż w miarę porządną karczmę? - te ostatnie słowa jakby wypowiedział za mnie ktoś inny. Na Otchłań, za bardzo się przyzwyczaiłam do wygód... Z drugiej strony ciepła kąpiel, nocna wycieczka by skopać tyłki kilku bandytom i miękkie łóżko z niewieloma pasożytami naprawdę poprawiłoby mi humor po podróży. I to w tej konkretnie kolejności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Coś ciekawego? Na tym zadupiu? Najciekawszy był chyba kulawy kot, który próbował wskoczyć na murek - skrzywiłem się z niesmakiem - Kompletnie NIC - zaakcentowałem mocno to słowo - się tu nie dzieje. Może chociaż Ty znalazłaś coś interesującego w czasie swojej eskapady?

Nie czekając na odpowiedź, która tak naprawdę mało mnie obchodziła odwróciłem się i wskazałem głową w przeciwnym kierunku.

- Kilka minut drogi w tamtą stronę jest całkiem porządna gospoda, w której się zatrzymałem. Jeśli nie masz nic lepszego do roboty, to możemy do niej pójść. Wynajmiesz sobie jakiś przytulny pokoik i weźmiesz kąpiel, trochę cuchniesz, będąc szczerym. Nic mi do tego, ale kobieta powinna dbać o pewne sprawy. Jak już się doprowadzisz do porządku to mogę ci nawet postawić kufel ale - uśmiechnąłem się ironicznie i nie oglądając się, czy Maia idzie za mną ruszyłem w kierunku karczmy. Po chwili zastanowienia stwierdziłem ze zdziwieniem, że nawet lubię tą dziewczynę. Nie była przynajmniej tak wymoczkowata jak reszta Kręgu.

Gdy wszedłem do karczmy wszystkie spojrzenia natychmiast powędrowały w moją stronę. Rozległy się szepty i przytłumione rozmowy. Uśmiechnąłem się, bardziej szyderczo niż z radości i przymrużyłem oczy. Maluczcy muszą mieć kogoś, kogo mogą wielbić bądź obrzucać błotem. Przeciw pierwszemu nie mam nic przeciwko, za drugie łamię nogi. Podszedłem do stołu, który najbardziej mi odpowiadał i popukałem palcem w ramię człowieczka, który miał pecha przy nim siedzieć. Jakiś drobny paniczyk bądź zamożniejszy kupiec, sądząc z wyglądu.

- Chciałbym tu usiąść, więc znajdź sobie inne miejsce - powiedziałem spokojnie i z pewnym rozbawieniem patrzyłem, jak przerażony mężczyzna ucieka w drugi koniec sali. Podniosłem rękę i kiwnąłem na karczmarza a szybkość, z jaką znalazł się przy moim stole była godna pochwały.

- Przynieś mi coś dobrego na obiad. Byle dużo, byle dobre, byle to było mięso. I możesz otworzyć jakiś antałek piwa.

Po kilkunastu minutach stała przede mną sporych rozmiarów pieczeń i przeróżne zakąski, a karczmarz postawiwszy koło mojego kufla beczułkę piwa wrócił za kontuar, zapewniając jednak solennie, że gdybym czegoś potrzebował to wystarczy jedynie zawołać. Zadowolony z dobrej obsługi zapamiętałem, by zostawić porządny napiwek przy wyjeździe. Zabrałem się za napełnianie brzucha. Jest tego tyle, że starczy i dla Mai, jeśli zechce się pojawić i przyłączyć do obiadu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Za komentarz o moim zapachu w pierwszej chwili chciałam wbić Arvinowi Toma w nerkę, zdecydowałam się jednak na ciosie pięścią wycelowanym w to miejsce. Chyba nawet nie zauważył, a jeśli nie dał po sobie poznać. Już ja mu pokażę!

Gdy dotarliśmy do karczmy szybko zamówiłam pokój i kąpiel. Niecny plan zaczął kiełkować w mojej głowie. Weszłam do pokoju i zaczęłam grzebać w torbie. Przerwało mi pukanie do drzwi. Po chwili na środku pokoju stała balia z parującą wodą. Trzeba przyznać, że Arvin wybrał miejsce z naprawdę niezłą obsługą. Zrzuciłam miejski kamuflaż i zanurzyłam się w wodzie. Niestety nie mogłam rozkoszować się kąpielą. Trzeba działać. Wyszorowałam włosy i ciało. Woda zrobiła się ciemnoszara. Cóż, droga. Wyszłam z balii i szybko wytarłam się w szorstki ręcznik. Wygrzebałam z dna torby pudełeczko, którego szukałam już wcześniej. Otworzyłam je i z lekkim rozczuleniem. Jego zawartość, cztery zmiany ubrania, każde na konkretną okazję, Tom, leżący teraz pod zrzuconymi ubraniami. Cały mój dobytek. Usiadłam przy stoliku i spojrzałam w niewielkie, brudne lusterko. Zebrałam włosy i związałam wstążką z pudełka tworząc rudy warkocz. Płaski flakonik perfum. Tylko kilka kropel, mają intensywny zapach. Szminka i pędzelek do podkreślania rzęs. Ostatni rok życia zmusił mnie do nauczenia się wielu rzeczy. W tym makijażu. Gdy jestem zadowolona z efektu chowam moje skarby do pudełeczka i rozkładam swoje ubrania. W miejskim wyglądam jak dziecko. Podróżne, jak sama nazwa wskazuje, jest wygodne w drodze, ale wygląda na mnie trochę jak po starszym bracie (i właściwie jest po starszym chłopaku, który miał pecha... Niby mogłam kupić lepsze, ale nigdy nie zdobyłam się, by pozbyć się tego). Jednolicie szary strój roboczy... na ten przyjdzie czas później. I ostatni zestaw. Lekkie spodnie, ciasno opięte na biodrach, bluzeczka odsłaniająca brzuch i ramiona, półprzezroczysty szal. Wygniotło się, ale to i tak jedyne w czym wyglądam jak kobieta. A wiem, że jestem dość atrakcyjną kobietą.

Kiedy schodzę do sali jadalnej ściągnęłam spojrzenia wszystkich mężczyzn. Nagle poczułam się nieswojo. Nie lubię gdy tak na mnie patrzą. Po chwili jednak przemogłam ten niepokój, w końcu sama mniej więcej tego chciałam. Arvin siedzi do mnie tyłem i czymś się obżera. Jego mina powinna mi wynagrodzić nieprzyjemności.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odwróciłem się w reakcji na nagle zalegającą ciszę. Miałem nadzieję, że może przyszedł jakiś miejscowy zabijaka i będę miał trochę rozrywki, wyrzucając go stąd przez ścianę, ale jednak nie. To była Maia. Ledwie co ją poznałem, ale tego aroganckiego uśmieszku na twarzy nie dało się pomylić z kimkolwiek innym.

- Khem... khem... - odkaszlnąłem i popukałem się w pierś. Skłamałbym, jeśli bym powiedział, że lekko mnie nie zatkało na pierwszy rzut oka, ale szybko wróciłem do swojego normalnego stanu - Fiu fiu, wyszło co nieco ciałka spod tych worków, które nosisz zazwyczaj. Choć ciut kościste to ciałko, krąglejsze kształty by nie zaszkodziły...

Z rozbawieniem wyciągnąłem szyję w kierunku dziewczyny i ostentacyjnie powęszyłem w powietrzu. Uśmiechnąłem się i wskazałem miejsce po drugiej stronie stołu.

- No, skoro zniknął ten zapach kociej kupy o poranku to możesz się do mnie przysiąść.

Uśmiechnąłem się pod nosem i śledząc wzrokiem dziewczynę - uważając przy okazji na wyskakujące znikąd sztylety, tak na wszelki wypadek - czekałem aż usiądzie.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cynis Misa? Dobrze, teraz przynajmniej wiem, jak się nazywa. Mówią, że rządzi nieźle? Ciekawe, czy robi to tak sama z siebie, czy może ma jakiś głębszy powód dla którego miałaby się troszczyć o to miasto? Nie, żebym narzekał. Jest wystarczająco źle, kiedy urzędnicy są skorumpowani, ale kiedy sam władca jest zepsuty sytuacja robi się fatalna. W ogóle to miasto zdaje się przechodzić ciężkie chwile. Tak czy inaczej, ta sprawa prosi się o dokładniejsze zbadanie. Ale to jutro. Dzisiaj poszukam jakiegoś miejsca na odpoczynek, może jeszcze trochę powałęsam się po mieście.

Kończę wino i wychodzę. Poszukam miejsca, gdzie zatrzymali się inni i ja również wynajmę tam pokój. Zawsze lepiej mieć jedną bazę wypadową.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szkoda dziewczyny, że idzie do tych Ziemskich, bo jest naprawdę świetna. Gdyby to oni byli złodziejami esencji, to uwolniłbym Felissę, ale to tylko pobożne życzenia. Chociaż... to by się zgadzało. Gdy przybyliśmy do tamtej wioski, anomalie pojawiły się dwa dni wcześniej. Złodzieje mieli przewagę dwóch dni, a Ziemscy właśnie tyle tu są. Do tego umiejętności predysponujące ich do kradzieży esencji. Jestem prawie pewni, że to oni, ale są dwa zasadnicze problemy. Jak mamy odebrać esencję? Tego może uda mi się dowiedzieć. Gorzej będzie z udowodnieniem ich winy, w końcu to znaczące persony. Może inni coś wymyślą, ale najpierw muszę wstać z łóżka i wypić trochę wina. Powoli podniosłem się i ubrałem. Zanim wyszedłem spojrzałem ostatni raz na Felissę... Ale ona jest piękna.

Po wypiciu trochę wina ruszyłem do biblioteki, aby poczytać jak najwięcej o esencji. Jak skończę, znajdę resztę grupy i powiem im czego się do wiedziałem i do jakich wniosków doszedłem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Roygle

Koniec końców zabrałeś się do księgi traktującej o Esencji. Dość szybko wygrzebałeś interesujące i niewątpliwie prawdziwe fragmenty; twoja wiedza okultystyczna zgrabnie je uzupełniła.

Esencję można podzielić w zasadzie na dwie kategorie. "Stałą", określającą dostrojenie danej osoby czy boga do świata i "przepływającą", wykorzystywaną do uroków i wszelkich innych niezwykłych rzeczy. Im większą ktoś ma esencję "stałą" (nazwa nieco mylna bo wielu Namaszczonych z czasem rośnie w esencję) tym jest ogólnie potężniejszy, "umagiczniony". Im większą ktoś ma esencję przepływającą, tym więcej może rzucać uroków.

Ważnym czynnikiem w sprawach esencji jest prosta wiara. Najprościej mówiąc, im więcej ktoś ma wiernych, tym większy ma dopływ zapasów esencji.

W tym miejscu przerwałeś na chwilę. Wychodzi na to że jeśli ktoś miałby kraść esencję to ta stała w zasadzie do niczego by się nie przydała. Nawet za bardzo nie mógłby się wzmocnić bo esencja "stała" jest cechą indywidualną. Natomiast "przepływająca" przy odrobinie pomyślunku mogłaby być zbierana "na zapas". Tylko do czego? Do uroków? A może artefaktów? Wróciłeś do lektury.

Interesującym faktym jest to że moc wiary nie jest ograniczona do bogów. Nawet zwykły śmiertelnik, jeśli ludzie w niego naprawdę wierzą, będzie otrzymywał esencję; oczywiście nie będzie miał jak jej spożytkować, ale taki Namaszczony - już tak.

Dalej znów zaczynały się spekulacje i bajki mocno wymieszane ze sobą więc odłożyłeś tom, po czym odnalazłeś resztę grupy w średniawej, ale niemniej porządnej karczmie.

Przeglądanie informacji w książce: Dedukcja+Spryt, trudność 2: 7, 9, 3, 2, 6, 6 - sukces

Weryfikacja informacji: Okultyzm+Inteligencja, trudność 2: 5, 9, 8, 8, 10, 6, 5 - sukces +3

Wszyscy

Zbieracie się wszyscy i wymieniacie zdobytymi informacjami o Ziemskich, o mieście, o esencji, o cmentarzu. Roygle zauważa że na północy pobudki i inwazje dawno zmarłych nie są zjawiskiem rzadkim; tłumaczyłoby to strażników pilnujących miasta przed cmentarzem (a nie odwrotnie). Jest już wieczór, ale noc jeszcze młoda a warto by omówić dalsze plany. Karczmarz wygląda na zadowolonego napływem gości...

Macie teraz czas na pogawędki, dialogi, dyskusje (teoretycznie nie stawiam limitu postów). Wykorzystajcie go dobrze, byle byście Johnowi nie przetrącili drugiej nogi, if you know what I mean :]

* * *

Tymczasem wasza wizyta w Arrei bardzo kogoś zaniepokoiła. Podenerwowała wręcz. Za dużo tego było... Trzeba coś zrobić... Nieco zmniejszyć stężenie Namaszczonych w mieście... Klaśnięciem upierścienionych dłoni wezwał więc zausznika...

A za wyraźne wykorzystanie powyższego akapitu jestem skłonny dać mocno po łapkach!

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dowiedziałem się dość sporo o esencji, ale w dalszym ciągu nie wiem, jak ci Ziemscy mogli odebrać boską esencję. Zmiana imienia, przekonanie tubylców? Nie jedno i drugie to absurdy. Pierwszy pomysł jest idiotyczny sam w sobie, a o drugim dowiedzielibyśmy się na miejscu. A może ilość esencji nie zależy od ilości wiernych, a od jakości wiary? To by wyjaśniało zniknięcie kapłana, który... no właśnie, gdzie jest kapłan? Może to jest klucz do zagadki? W takim przypadku kapłan musi żyć i najpewniej jest gdzieś w pobliżu. To przecież oczywiste, jak... Nie mam już głowy do porównań. Późna godzina, a do tego szumi mi to średniej jakości wino z tego lokalu. Nie mamy czasu. Streściłem swoim towarzyszom jak najszybciej i jak najprościej wnioski, do których udało mi się dość w trakcie naszego pobytu w tym mieście.

-... A teraz przemyślcie to co wam powiedziałem. Spróbujcie odnaleźć tego kapłana i zinfiltrujcie tych Ziemskich - ostatnie słowa wypowiedziałem jak najciszej, aby nikt na nas nie doniósł przypadkiem - Wybaczcie mi, ale zapłaciłem już za nocleg w pewnej oberży, więc nie mogę pozwolić, aby się ciepłe łóżko się zmarnowało. Poza tym jest już późno i nie wiem czy mnie wpuszczą. Dobranoc.

No i dołączyłem do gry moich towarzyszy wychodząc z karczmy nie czekając na słowa opinii kogokolwiek. Nawet nie śpieszyłem się wracając do Albatrosa. Świetna okazja, aby zwiedzić trochę miasto w ciszy, a Namaszczony nie ma bardzo czego się obawiać. Co prawda powiedziałem wszystkim, że mogą mnie nie wpuścić, ale takie drobne kłamstewko chyba nie zrobi wielkiej szkody. Ale piękny Księżyc dzisiaj, zupełnie jak Felissa...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedzę sobie popijając wino i słuchając tego co ma do powiedzenia Roygle przed swoim wyjściem. Kapłan? Ten z tamtej wioski? Już prawie o nim zapomniałem. No i Ziemscy. Jak do tej pory żadnego nie spotkałem osobiście i średnio wiem czego się po nich spodziewać.

- Ziemskimi - mówię dość cicho na wypadek gdyby ktoś próbował podsłuchać o czym rozmawiamy - niech zajmie się Arion. Maia chyba też się nada. Do tego będzie potrzeba dyskrecji i wyczucia, nie potrzebujemy nowych wrogów. Ty Arvin nadałbyś się gdybyśmy chcieli rozsmarować ich na całej długości głównej ulicy. Ja tak samo, dyplomatyczne rozmowy i infiltracja to nie moja działka. Spróbujcie się dowiedzieć gdzie przebywają i co robią, może nawiążcie jakiś kontakt. Co do kapłana... nie wiem. Nie wiemy gdzie się podział ani co ma zamiar robić. Nie mamy nawet pewności czy żyje. Ma chyba, albo miał, związek z tą kradzieżą. W końcu jest kapłanem Semona.

Dopijam wino i rozglądam się nieco. No tak, Arvin ściąga sporo uwagi. Większość dziewek służebnych zerka na niego, potencjalni rozrabiacy trzymają się z dala. W dodatku widocznie sprawia mu to sporo przyjemności. Oby tylko nie ściągnął zbyt wiele uwagi.

- A tak jeszcze przy okazji. Słuchaliście jak mówiłem o tym cmentarzu i barbarzyńcach? Robimy coś z tym? Nawet jeśli nie z dobrego serca, a przeczuwam, że nie mam co na to liczyć, to nagrodę powinniśmy dostać. Cmentarz to chyba nie taki problem. Wchodzimy, załatwiamy to co nie chce leżeć w ziemi i po robocie, mamy mieszkańców wdzięcznych za pozbycie się kłopotu. Z barbarzyńcami jest gorzej. Po pierwsze jest ich zbyt dużo aby zwyczajnie ich wybić. Walka jeden na jeden to nic, ale to byłoby jeden na czterystu. Zresztą... to tak naprawdę przedmurze północy. Zabraknie ich, to po najwyżej miesiącu z tego miasta zostaną tylko dymiące zgliszcza. Jedyne co można zrobić, to chyba nieco zmobilizować miasto aby nie dawało się tak zwyczajnie odzierać z kosztowności. Ale jak chcecie, równie dobrze możemy się nie mieszać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Zgoda, zajmę się Ziemskimi. Mam pewne doświadczenie w takich sprawach. Nie wiem co ty zamierzasz zrobić, Maiu, ale radzę ci zająć się tą sprawą razem ze mną. O ile się nie mylę, to twoje umiejętności się przydadzą. Dochado zajmie się poszukiwaniem tego kapłana, a Arvin i Roygle chyba znajdą sobie jakieś zajęcia.

Dochado opowiada o cmentarzu i barbarzyńcach.

-Ja na żaden cmentarz zapuszczać się nie będę. Nie znam się na walce. Mogę jednak pomóc w sprawie barbarzyńców. Jeśli będzie to możliwe, postaram się dowiedzieć, co można uczynić, by pomóc miastu i uniezależnić je od tej dzikiej bandy. Zrobię, co będę mógł.

Czekając na to, co mają do powiedzenia moi towarzysze, popijam wino. Do pięt nie dorasta temu, co mam w zwyczaju pić, ale miałem już do czynienia ze znacznie gorszymi napojami. Pozostali goście spoglądają na Maię ukradkiem, ale żaden nie ma odwagi posunąć się dalej z powodu siedzącego przy tym samym stole Arvina, który wygląda, jakby mógł złamać kręgosłup dorosłego człowieka tak, jak dziecko łamie kawałek patyka. Sądząc po tym, co zaprezentował mi podczas starcia z Czarownymi, nie jestem daleki od prawdy.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Słucham moich towarzyszy z rosnącą irytacją. Miałam nadzieję spędzić resztę wieczoru w spokoju, czyli pobiegać po dachach miast, zwiedzić co gorsze dzielnice miasta i, przede wszystkim, skopać tyłek każdemu złoczyńcy jakiego napotkam. A teraz będę musiała się bawić w polowanie na Ziemskich, którzy na dodatek są stanowczo zbyt zainteresowani mną. A pozostałe plany?

- Czy wy kretyni słyszeliście kiedyś termin "Anatema"? Nikt wam nie podziękuje za wykończenie trupów. Nikt nie pójdzie za wami w bój z barbarzyńcami. Może to nie Królestwo, ale sama obecność Ziemskich zmusi mieszkańców do stanięcia przeciw nam. - wypowiadam tą całą gniewną tyradę ściszonym głosem. Mam wrażenie, że nawet teraz ściągamy na siebie zbyt wiele uwagi. Przez chwilę besztam się w myślach za kretyński ubiór. Jak mi się następnym razem zachce robić wrażenie to zacznę paradować z gołymi cyckami, obiecuję.

Nie mam ochot kontynuować tej głupiej dyskusji więc, mocno zirytowana rzucam krótkie "spotkamy się przed karczmą" do Ariona i idę do swojego pokoju. Przebieram się szybko w szary strój roboczy, używam Maski by zmienić twarz i włosy. Przez chwilę zastanawiam się nad wyglądem. Zamaskowany mściciel? Może nawet o wyglądzie jakiegoś zwierzęcia? Coś przerażającego... Lew? Nietoperz! I czarna peleryna jak skrzydła... Dobra, to wyjątkowo głupi pomysł. Po prostu zmieniam rysy twarzy na "zwyczajne" bez niczego co wpada w oko. Rude włosy stają się szare jak reszta stroju, ale i tak chowam je pod kapturem. Spoglądam w lustro z uśmiechem. Od razu czuję się dużo lepiej. Jeszcze tylko Tom i można opuścić przybytek. Oknem.

Widzę mojego kolegę rozglądającego się niepewnie. Jak cień zbliżam się do niego i boleśnie wbijam palec pod żebra.

- Gdybym chciała już byłbyś martwy - mówię cicho odsuwając się jednocześnie w cień pod ścianą sąsiedniego budynku. - Spokojnie, to ja, Maia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Denerwuje mnie. Tak, naprawdę irytuje. Jasne, że wiem co to jest Anatema. Ale w końcu jesteśmy naprawdę spory kawał od Błogosławionej Wyspy. Ludzie tutaj nie są tak wrogo nastawieni, a ci Ziemscy... z każdym da się dogadać. Szczególnie jeśli jest się Namaszczonym. Między innymi to może załatwić Arion jeśli się postara. Dobra, trzeba się uspokoić. Chwytam za następny kielich i upijam nieco.

- Arvin, co chcesz robić? Porozwalać trochę nadgniłych łbów czy też boisz się wyklęcia przez miejscowych? Ja pewnie będę musiał szukać po chaszczach tego dziada jak znam życie. Z drugiej strony jesteśmy daleko od wioski, z której zwyczajnie wyszedł i przepadł. Nie wiem gdzie go szukać, latanie na oślep po okolicy mi się nie uśmiecha. Nie mamy też pewności czy w ogóle ma z tym jakiś związek, po drodze do jego "świętego miejsca" mogło go coś zwyczajnie zjeść.

Wzdycham lekko i biorę kolejny łyk. Dlaczego wszystko nie może być proste? Dlaczego ten cały kapłan nie siedzi przy stoliku obok? A może... Nie, nie ma go tam. W sumie jest sens go szukać? Obszar, na którym się zagubił jest raczej dość daleko stąd.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chcę coś powiedzieć w odpowiedzi na tyradę Mai, ale zanim zdążyłem, już wyszła. No cóż. Dopijam wino i czekam na nią na zewnątrz.

Nagle czuję ból pod żebrem. Dobra jest, nie słyszałem jak podchodzi.

-Zaiste, jesteś wprawna w tym, co robisz. Ale chyba za bardzo nie wierzysz w powodzenie naszych celów. Wierz mi, mam doświadczenie w takich sprawach i wiem, że można się układać z każdym. Zresztą nie mamy zbyt wielkiego wyboru. Ci Ziemscy są naszymi jedynymi podejrzanymi o kradzież esencji. Innych tropów nie mamy, poza starym kapłanem, który może być wszędzie albo po prostu nie żyć.

Rozglądam się przez chwilę i upewniam, że nikt nie podsłuchiwał.

-Zwrócenie na siebie uwagi jest nieuniknione. To tylko kwestia czasu. Musimy po prostu obrócić to na naszą korzyść. Może uda nam się zdobyć jakieś informacje, dzięki którym upokorzymy Ziemskich w oczach ludzi? Jeśli przedtem w jakiś sposób pomożemy miastu, wyjdziemy na dobroczyńców. Albo po prostu się dogadamy z nimi. Rządy Cynis Misy jak do tej pory wyszły na dobre, może uda się dojść do porozumienia. Mamy zadanie, ale nie pozwolę sobie na zapomnienie o losie tego miasta. Nie jestem jak Arvin. Nie uważam się jakiegoś czempiona, przed którym ludzie mają klękać. Mamy moc po to, aby służyć dobru Stworzenia. Każdy z nas na swój sposób. Skoro już tu jesteśmy, możemy zrobić coś, co pomoże mieszkającym tu ludziom. I nie powstrzymają nas żadni Ziemscy dostojnicy, a tym bardziej zgraja dzikich barbarzyńców albo martwiaków.

Przerywam na chwilę. Opieram się o ścianę budynku i przez moment patrzę w niebo.

-Zresztą dokładny plan wymyślimy jutro. Dzisiaj zajmijmy się nami samymi. Po co chciałaś się ze mną spotkać? Masz jakiś konkretny plan? Wszystko lepsze od upijania się z Dochado i Arvinem. Już sobie wyobrażam dwójkę skacowanych wojowników wtaczających się na cmentarz...

Naprawdę to sobie wyobrażam. I nie mogę powstrzymać uśmiechu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Co im się tak wszystkim spieszy do wyjścia? - rzuciłem do Dochado, kończąc wino i przecierając usta - Ale skoro nie chcą zaczekać... Z Ziemskimi rozmawiać i tak nie mam zamiaru, niech sobie Arion jęzor strzępi. Tym bardziej nie będę biegał po mieście jak kot ze sraczką, szukając jakiegoś śmierdzącego kapłana jeszcze głupszego bożka.

Wstałem od stołu, przeciągnąłem się porządnie i spojrzałem uważnie na swojego towarzysza.

- Poczekaj na mnie chwilę - rzuciłem i spokojnym krokiem udałem się do swojego pokoju. Zbroja leżała tak jak ją zostawiłem. Założenie jej zajęło mi kilka minut, przez plecy przewiesiłem topór i zszedłem do sali głównej. Natychmiast usłyszałem pełne strachu i po części podziwu szepty. Po tym co usłyszałem od towarzyszy mogłem jedynie spojrzeć na tych ludzi z politowaniem. Grabieni na własnej ziemi przez barbarzyńców, nie potrafili nawet na własną rękę rozwiązać problemu z cmentarzem. To ostatnie na szczęście mogłem załatwić na własną rękę, przy okazji robiąc coś ciekawszego niż włóczenie się cały dzień śmierdzącymi uliczkami.

- Prowadź - powiedziałem do Dochado i uśmiechnąłem się krwiożerczo - Mam zamiar skopać tyłki kilku umarlakom.

Mam nadzieję, że tutejsi mieszkańcy nie są zbytnio przywiązani do zachowania ciał swoich zmarłych w całości. Ani do zachowania w całości cmentarza, jeśli już o niszczeniu mówimy. Dzisiejszej nocy mam zamiar się zabawić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gość
Temat jest zablokowany i nie można w nim pisać.


  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...