Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

Mimizu

Metal Ogólnie

Polecane posty

A nie przyszło Ci do głowy, że zwyczajnie nie chcą przebijać się do mainstreamu? Po prostu pasuje im kiszenie się w "piwnicy". Poza tym, od kiedy popularność danego zespołu jest równoznaczna z "wyższym poziomem"? Tym bardziej, że bardzo często ta popularność jest podyktowana tylko i wyłącznie modą na dany styl muzyczny, więc większość wytwórni chce mieć przedstawiciela takiej fali u siebie. Bez znaczenia często, jaki poziom ów reprezentuje.

Może nie chcą przebijać się do szerszej publiczności, a może tylko tak mówią? Nie wnikam. Będę też trzymał się z dala od używania pojęcia mainstreamu wobec metalu. Lata 90 już się skończyły i raczej nie powrócą. Zgadzam się, że bardzo często popularność nie świadczy o wysokim poziomie (wspomniany Hunter na przykład), ale jednak upierałbym się, że większość zespołów, które jako tako przebiły się do szerszego grona słuchaczy metalu prezentować będzie wyższy poziom od gardzących komercją kolesi z jakiejś garażowej kapeli, czy takiegoż typa tworzacego jednoosobowy projekt black metalowy (zawsze oczywiście będą wyjątki). Ale każdy może myśleć sobie na ten temat co chce.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zależy o które zespoły nu-metalowe chodzi, bo jakaś połowa z nich powstała z wpływu rocka na środowisko hiphopu, co z metalem nie ma nic wspólnego. Ale były też zespoły w stylu Mudvayne czy Coal Chamber, słyszalnie wywodzące się z metalu.

A co do Huntera to moim zdaniem ich popularność wzięła się właśnie z tego, że mają własny styl. Nie są tysięczną kopią Megadethu, Exodusa czy Maidenów, grają własną muzykę. Mi akurat kompletnie nie podchodzą, ale nie można zaprzeczyć, że w swojej ojczyźnie są popularni. Chociaż, co by nikogo tu nie urazić, to akurat może się brać z wąskich horyzontów metalowej braci w Polsce, przynajmniej tej w wieku gimnazjum-liceum (oni zapełniają kluby na koncertach Huntera), których metal ogranicza się do Metalliki, Sabaton i kilku innych, przeważnie które tylko graniczą z metalem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Może nie chcą przebijać się do szerszej publiczności, a może tylko tak mówią? Nie wnikam.

Znam przynajmniej jeden zespół, który świadomie się w ten sposób "ogranicza" (cudzysłów, bo równie dobrze można określić ich zachowanie, jako w pełni świadome - kwestia interpretacji). Chłopaki nie mają strony w necie (nawet na fejsie), nie podają nr telefonu, a kontakt umożliwiają TYLKO listowny. Natomiast albumy wydają TYLKO jako MC lub vinyl. Nie pamiętam akurat ich nazwy, ale jakbym pogrzebał w zinach, tobym znalazł ich nazwę.

Będę też trzymał się z dala od używania pojęcia mainstreamu wobec metalu.

Wiesz, mainstream z założenia, to muzyka łatwa i przyjemna. A mocne brzmienie gitar i perkusji (a nie daj Boże basu), to raczej niepożądany element. Choć oczywiście są wyjątki, jak popularność z 10 lat temu takiego Evanescence (kwestia sporna, czy to metal jako taki, ale nie o to chodzi). Tak czy inaczej konkluzja jest taka, że każda reguła ma swoje wyjątki. Czasami nawet relatywnie ich dużo.

jednak upierałbym się, że większość zespołów, które jako tako przebiły się do szerszego grona słuchaczy metalu prezentować będzie wyższy poziom od gardzących komercją kolesi z jakiejś garażowej kapeli, czy takiegoż typa tworzacego jednoosobowy projekt black metalowy (zawsze oczywiście będą wyjątki).

To też nie jest takie proste, bo rozbija się o zwyczajne gusta i oczekiwania danego słuchacza. Dla jednych RAW black metal prezentowany przez Taake czy Horna, to szczyt profesjonalizmu. Dla innych leśne pitolenie, które w ogóle nie brzmi. Poza tym, co masz na myśli pisząc o szerszym gronie słuchaczy? Jest od groma kapel prezentujących bardzo wysoki poziom, a niewielu o nich słyszy. Hell-Born, TEHACE, Iblis, KILL (PL), Ogotay (kto by o nich słyszał, gdyby nie Świerszczu z nieodżałowanego Yattering?), Terrordome, Whorehouse, Epitome, etc. Przykładów można mnożyć i mnożyć. Pojęcie większości jest czysto subiektywne, bo kto jest dziś w stanie zliczyć tą rzeszę kapel publikujących rokrocznie swoje wypociny?

Zależy o które zespoły nu-metalowe chodzi, bo jakaś połowa z nich powstała z wpływu rocka na środowisko hiphopu, co z metalem nie ma nic wspólnego. Ale były też zespoły w stylu Mudvayne czy Coal Chamber, słyszalnie wywodzące się z metalu.

Wiesz, na dobrą sprawę można cały nu metal skwitować określeniem, że to nie metal. Ale co z tego? Chodzi o łatkę, którą się tym zespołom przykleiło, więc dla spokoju potraktujmy ich wszystkich jednakowo. Nie ma sensu grzebać w szczegółach i dociekać, który "miot" czerpał inspirację z dokonań Pantery, który z Sepultury, a kto chłonął jak gąbka dokonania wywodzące się z np. rap corea. A kto z funku.

Nie są tysięczną kopią Megadethu, Exodusa czy Maidenów, grają własną muzykę.

A co zrobić z zespołami typu Warhammer czy Alcoholica, które nigdy nie kryły, że są coverbandami (no, Warhammer to bardziej trybut band), co nie przeszkadza im nagrywać i tęgo koncertować, ciesząc się przy tym zaskakująco dużą popularnością?

Chociaż, co by nikogo tu nie urazić, to akurat może się brać z wąskich horyzontów metalowej braci w Polsce, przynajmniej tej w wieku gimnazjum-liceum (oni zapełniają kluby na koncertach Huntera), których metal ogranicza się do Metalliki, Sabaton i kilku innych, przeważnie które tylko graniczą z metalem.

Myślę, że to bardziej problem wieku, niż narodowości. Ba, pewien tego jestem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tego co pamiętam to lubisz wiele mało znanych kapel, ale przypisywać Alcoholice czy temu drugiemu zaskakująco dużą popularność to przesada. A Alcoholica gra covery Metalliki - wszyscy metalowcy znają, (dla większości ograniczonych metalowców w Polsce to jedyny metal obok Rammsteina) bardzo dużo lubi to i każdy z nich się cieszy jak porządny zespół gra covery. Kwestia popularności swojego "chlebodawcy". Jeśli graliby covery np. Lamb of God to nikt by ich nie znał. W Polsce oczywiście, bo akurat w Amerykach określani są mianem nowej Pantery.

No tak, wąskie horyzonty to kwestia wieku, ale napisałem to z narodowością, bo Hunter to nie Behemoth czy Vader, słuchany jest raczej w 99% przez Polaków.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tego co pamiętam to lubisz wiele mało znanych kapel,

Zależy, jak na to spojrzeć. Jeśli chodzi o kapele mające papiery z Universal, czy Sony BMG, to rzeczywiście jest ich niewiele. Niemniej, każda kapela (no dobra, większość), którą słucham, ma jakiś status na tej, czy innej scenie. Są mało znane szerszemu odbiorcy, natomiast świetnie znane (i odpowiednio wypromowane) targetowi zainteresowanemu konkretnych stylem. Tutaj dochodzimy do jeszcze jednego paradoksu. Są undergroundowe wytwórnie, jak chociażby Hells Hedbangers, czy Woodcut recs., które mają na tyle wyrobione dobre imię, że bardzo wielu słuchaczy kupuje w zasadzie w ciemno to, co wydają. Bo wiedzą, że istnieje małe prawdopodobieństwo, że źle trafią. Do czego zmierzam - mimo iż to wytwórnie podziemne, to tak jak nasze Pagan, czy Agonia, mają zasięg na Europę, a dzięki współpracy z innymi, także na resztę świata. Więc ich nagrania dochodzą niemal wszędzie. Po co im w takim razie papiery z takim Roadrunner? Skoro wiedzą, że innymi drogami osiągną to samo, a dodatkowo wiedzą, że promowani będą w odpowiedni dla nich sposób (czyli dostosowana promocja dla fanów konkretnego podgatunku).

ale przypisywać Alcoholice czy temu drugiemu zaskakująco dużą popularność to przesada.

Widocznie źle się wyraziłem, albo źle mnie zrozumiałeś. Biorąc pod uwagę to, co grają, to mają zaskakująco dużą popularność. Osobiście nie łapię w ogóle ich... fenomen to za mocne słowo, ale akurat nic innego mi do głowy nie przychodzi.

Jeśli graliby covery np. Lamb of God to nikt by ich nie znał. W Polsce oczywiście, bo akurat w Amerykach określani są mianem nowej Pantery.

Wybacz, ale to dość jałowe gdybanie, typu gdyby babcia miała wąsy. Nie ma jak z tym polemizować.

No tak, wąskie horyzonty to kwestia wieku, ale napisałem to z narodowością, bo Hunter to nie Behemoth czy Vader, słuchany jest raczej w 99% przez Polaków.

Nie wiem. Nie interesuje mnie Hunter. Z tą narodowością ma bardziej fakt ich polskie teksty i granie tutaj, niż co innego. Oraz odpowiednia promocja. Ale jak już pisałem, nie słucham, nie znam się, zarobiony jestem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wiesz, mainstream z założenia, to muzyka łatwa i przyjemna. A mocne brzmienie gitar i perkusji (a nie daj Boże basu), to raczej niepożądany element. Choć oczywiście są wyjątki, jak popularność z 10 lat temu takiego Evanescence (kwestia sporna, czy to metal jako taki, ale nie o to chodzi). Tak czy inaczej konkluzja jest taka, że każda reguła ma swoje wyjątki. Czasami nawet relatywnie ich dużo.

Dla mnie Evanescence to po prostu dosyć miałki rock. obok metalu to nie stało, ale nie o tym dyskusja.

To też nie jest takie proste, bo rozbija się o zwyczajne gusta i oczekiwania danego słuchacza. Dla jednych RAW black metal prezentowany przez Taake czy Horna, to szczyt profesjonalizmu. Dla innych leśne pitolenie, które w ogóle nie brzmi. Poza tym, co masz na myśli pisząc o szerszym gronie słuchaczy? Jest od groma kapel prezentujących bardzo wysoki poziom, a niewielu o nich słyszy. Hell-Born, TEHACE, Iblis, KILL (PL), Ogotay (kto by o nich słyszał, gdyby nie Świerszczu z nieodżałowanego Yattering?), Terrordome, Whorehouse, Epitome, etc. Przykładów można mnożyć i mnożyć. Pojęcie większości jest czysto subiektywne, bo kto jest dziś w stanie zliczyć tą rzeszę kapel publikujących rokrocznie swoje wypociny?

Nie słucham praktycznie black metalu, ale nazwy tych dwóch pierwszych kapel jednak mi się o uszy obiły. Nie mi oceniać ich poziom bo nie siedzę w tym gatunku, ale jednak chyba są dość znane (nie wiem tylko co z tego wynika :D). Z tych polskich kapel, które wymieniłeś słyszałem wcześniej tylko tą pierwszą, sprawdziłem część z nich i faktycznie grają nieźle, ale wydaje mi się, że takie niszowe jednak nie są. Mają w końcu na koncie jakieś płyty, pewnie grono oddanych słuchaczy, które zapewne chcieliby jeszcze powiększyć. W sumie potwierdzałoby to moją wcześniejszą tezę, raczej nie są to (chociaż mogę się mylić) "kolesie z jakiejś garażowej kapeli, czy typy tworzące jednoosobowy projekt black metalowy", których fanów można by policzyć na palcach jednej ręki. W sumie rzeczywiście ciężko w tej kwestii o obiektywny osąd, wygląda na to, że wszystko można zwalić na kwestię gustu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mają w końcu na koncie jakieś płyty, pewnie grono oddanych słuchaczy, które zapewne chcieliby jeszcze powiększyć.

Ale nawet OneManHorde (zawsze mnie bawi to określenie), mimo grimm'n'evil postawy, też chce powiększać zasięg swojej "propagandy". Tylko nie wiąże tego z podpisywaniem papierów z Metal Blade, a bardziej z np. Old Temple albo Let It Bleed (a najlepiej z Under The Sign Of Garazel). Ogólnie, chodzi mi bardziej o konkretny target, niż popularność wśród młodzieży z Woodstock.

Z tych polskich kapel, które wymieniłeś słyszałem wcześniej tylko tą pierwszą, sprawdziłem część z nich i faktycznie grają nieźle, ale wydaje mi się, że takie niszowe jednak nie są.

Tylko po czym to poznajesz? Bo nie grają black metalu? Popularność takich kapel, jak Marduk, Khold, Tsjuder, a w szczególności Watain czy Dark Funeral już dawno wyciągnęła black metal z szufladki opisanej jako muzyka niszowa.

Chodzi mi o to, że te kapele, które wymieniłem, mimo iż mają podpisane papiery (albo miały, bo większość po wydaniu krążka, już nie ma), to nadal są niszowe, ze względu na swoją "popularność". Najgorzej to chyba miał TEHACE - ciekawe spojrzenie na death metal, papiery z Mystic Art, i... i nic. Najpierw zaginęli w katalogu Mystic (ZERO promocji), potem skład się posypał. Od 2007 w zasadzie nic nie nagrali, a ja wciąż czekam :[. A co roku ktoś od nich zapowiada powrót, po czym... skład się sypie :].

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Metalnews jest szanowanym portalem (ech, pamiętam do dziś jego początki), więc nie sądzę, by informacje, które podali byłyby wyssane z palca, albo zarzucane bez sprawdzonego źródła. Jednak sprawa jest śmierdząca i to już kolejny przypadek, gdzie członkowi zespołu, który został z niego wyrzucony nagle odbija palma i domaga się gigantycznej rekompensaty ze strony byłych kolegów. Czekam na odpowiedź Flynna na jego blogu, bo coś czuje, że to będzie najbardziej wspominana przeze mnie afera tego roku w świecie metalu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy ma ktoś z Was jakies swieże wieści o Necrophagist ? We wrzesniu zeszłego roku jeden z członków twierdził, że biora się do pracy nad nowym albumem - szkoda tylko, że nie mówił tego lider zespołu tylko najmłodszy stażem czlonek zespołu . Kurka w tym roku minie 10 lat, a spod ich reki nic nie wyszło od tamtego czasu. Macie jakieś newsy? Jestem spragniony... ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak w razie, gdyby ktoś myślał, że wyssałem info z palca,

chyba jest wystarczającym dowodem :)

Na dniach w końcu nowy Behemoth. Z jednej strony bardzo się obawiam, z drugiej nie mogę się doczekać, co po pięciu latach przygotował dla nas Nergal i jego ekipa. Singiel, który wypuścili jakoś mnie nie podjarał, spodziewałem się czegoś lepszego (jestem zwolennikiem tych szybszych utworów Behemotha), a z tego co wiem, to na płycie dominują właśnie wolniejsze utwory.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Metalnews jest szanowanym portalem (ech, pamiętam do dziś jego początki), więc nie sądzę, by informacje, które podali byłyby wyssane z palca, albo zarzucane bez sprawdzonego źródła. Jednak sprawa jest śmierdząca i to już kolejny przypadek, gdzie członkowi zespołu, który został z niego wyrzucony nagle odbija palma i domaga się gigantycznej rekompensaty ze strony byłych kolegów. Czekam na odpowiedź Flynna na jego blogu, bo coś czuje, że to będzie najbardziej wspominana przeze mnie afera tego roku w świecie metalu.

Myślę, że jak było naprawdę, wiedzą tylko Machine Head i ich agencje/management. W sumie mogło mu palnąć do głowy po tym, jak wyrzucono go z de facto jego własnego zespołu (był założycielem obok innych), ale z drugiej strony skoro pozwał to musi mieć dowody (chociaż to USA, tam rozprawy są prowadzone z iście kretyńskich spraw, wiec nie wiadomo). Skoro Duce przez prawie 20 lat dostawał niesprawiedliwie za mało kasy to dopiero teraz mu się zebrało na roszczenia? Każdy normalny członek zespołu, którego teksty i kompozycje lądują w śmietniku i nie dzielą się z nim sprawiedliwie, powinien opuścić go i założyć własny.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A ja dopiero dzisiaj się dowiedziałem, że Hernan Hermida odszedł z All Shall Perish i poszedł udzielać się wokalnie w Suicide Silence, którzy byli bez wokalisty od nagłej śmierci Mitcha Luckera.

W sieci krąży utwór "You Only Live Once" Suicide Silence, w którym w drugiej zwrotce mordę drze Hernan właśnie. I całkiem ciekawie to wyszło muszę przyznać. Jestem pozytywnie nastawiony i czekam na nową płytę Suicide Silence.

Niestety, mój ulubiony All Shall Perish został teraz bez wokalisty i nie wiadomo na razie kto to miejsce zajmie, jak będzie brzmiał i tak dalej. Ale jestem dobrej myśli, oby szybko znaleźli zastępcę i nagrali nową płytę, bo jestem głodny ich muzyki. :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Lepiej późno niż wcale, Silent :)

Z początku byłem przeciwko przejściu Eddiego do Suicidów, ale po dłuższym namyśle i obejrzeniu dla porównania materiałów z występów na żywo All Shall Perish i Suicide Silence nie obawiam się o nowy album. Eddie to jeden z moich ulubionych wokalistów i muszę przyznać, że Mitcha to on zjada na śniadanie - radzi sobie ze wszystkim, dołami, screamami, więc będzie dobrze. No i przede wszystkim nie brzmi na żywo tak jak w ostatnich chwilach życia Mitch, bo tego nie dało się już momentami słuchać.

Tak samo jak Ty zastanawiam się co dalej z All Shall Perish, nie ukrywam, że jest to moje top dwa deathcore'u (Despised Icon na zawsze będzie pierwsze), Cóż, Suffokate znalazło zastępstwo za Ricka, Suicide Silence ma Eddiego (obaj wokaliści w moim odczuciu wypadają lepiej niż poprzednicy) to może All Shall Perish znajdzie swojego czarnego konia, chociaż nie sądzę, by pobił umiejętnościami Hermidę.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To chyba odpowiedni temat, jakby coś proszę moderację o przeniesienie.

Miałem w planach kupić album "Live at Cabo Wabo '96" Alice'a Coopera, ale dowiedziałem się właśnie, że jest to reedycja albumu "A Fistful of Alice". I teraz mam pytanie, który lepiej kupić? Z jednej strony brakuje mi Billion Dollar Babies na Cabo Wabo, z drugiej brakuje Under My Wheels na Fistful. Słyszałem też, że książeczka w Fistful zawiera opowieści Coopera na temat powstawania danych utworów. Chyba, że wiecie, gdzie kupić japońską edycję tego drugiego albumu, to dajcie linka czy coś.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wielkimi krokami zbliża się premiera nowej płyty Exodusa, wypuścili jedną piosenkę, słyszeliście ją? Brzmi jakby żywcem wyjęta z mającej 10 lat Tempo of The Damned... w sumie nic specjalnego, jak ma być inaczej, skoro nie nagrywa się dwa razy tej samej płyty. Chyba że o tym zapomnieli.

Swoją drogą, ciekawe jest, że jeszcze do niedawna Holt nadal zaczynał bluzgać i zwoływac diabły na wieść o tym, że Souza gada, iż chce wrócić do Exodusa. Przez dziesięć lat koleś gadał, ze Zetro Souza już nigdy nie będzie w exodusie, a tu tak nagle? Co się zmieniło? Może nikt inny na przesłuchania się nie zjawił?

Znacie Bloodbath? Ten niezły deathmetalowy zespół ze Szwecji po 6 latach posuchy wypuszcza nowy album z nowym wokalistą, którym okazał się właśnie być... Nick Holmes z Paradise Lost. Czy oni zgłupieli? Koleś, który od prawie 20 lat nie jest łaskaw wydrzeć się na koncercie (a od dekady czysto i tak śpiewa beznadziejnie), robi to baaaardzo sporadycznie, a jak na którymś gigu zagrowluje to jest to taki wspaniały growl, że lepiej by było głodnego, duszącego się psa pod mikrofon podstawić, przynajmniej pies by się cieszył. Czyżby Bloodbath zamierzali nie grać koncertów, czy zwyczajnie chcieli się wybić znanym wokalistą, a fanów olać?

Jakoś ostatnimi czasy w metalu wszystko jest nie tak krecka_dostal.gif

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witam, pytanie mam :). Kupił ktoś może nowy album Alestorm w wersji Limited Edition? Zawiera ona coś, co uzasadnia ponad 2x wyższą cenę (bo tą drugą płytę traktuję w kategoriach żartu, co widać po cenie wersji zachodniej, która jest niecałe 25% droższa od zwykłej)?

 

EDIT

Ok, nieaktualne. Jakby ktoś miał wątpliwości - nie warto. Zwykły mediabook (taki digipack z "okładkami" z dość grubej tektury i z wklejoną w środek książeczką z tekstami piosenek i paroma zdjęciami członków zespołu, coś jak w Limited Edition Sunset on the Golde Age Alestormu czy Limited Edition Preachers of the Night Powerwolfa). Najwyraźniej polski wydawca nie załapał żartu, zobaczył tylko metkę "Limited Edition".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...