Skocz do zawartości

EGM w sosie własnym


EGM

Polecane posty

Generale ciężarki domowej roboty nie muszą być przecież złe gatunkowo:) Nie twierdziłem, że są... Sam sobie chwalę wyroby mojego wujka, który sam praktykuje wyrób ciężarków:) Przestrzegam przed sklepowymi, które są słabego gatunku i niszczą okrutnie:)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 3,5k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź
Generale ciężarki domowej roboty nie muszą być przecież złe gatunkowo:) Nie twierdziłem, że są... Sam sobie chwalę wyroby mojego wujka, który sam praktykuje wyrób ciężarków:) Przestrzegam przed sklepowymi, które są słabego gatunku i niszczą okrutnie:)

Bo wyroby rzemiosła artystycznego są znacznie lepsze, niż tania, seryjna produkcja wielkoprzemysłowa, która okrutnie niszczy kondycję (narodu). Rzemieślnik wkłada w pracę część swojej duszy słowiańskiej nieokiełznanej :D.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A z programów historycznych to oglądam "Pola bitew" na Discovery World, od pon. do piąt. o 17. Bardzo ciekawe programy o drugiej światowej, polecam.

A ja prawie przestałem oglądać TV. Amerykański publicysta, Art Buchwald, powiedział kiedyś: "Za każdym razem, gdy myślisz, że poziom programów telewizyjnych osiągnął dno, pojawia się kolejny, który ci udowadnia, że leży ono znacznie niżej, niż myślałeś..."

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja wole cytat z Groucho Marxa

" Uważam, że telewizja jest bardzo edukacyjna. Za każdym razem, kiedy ktoś włącza telewizor, ja wychodzę do innego pokoju i czytam dobrą książkę. "

Aczkolwiek się nie zgadzam bo za każdym razem jak oglądam program "Nigella gryzie" dowiaduje się czegoś nowego o życiu. W kuchni znaczy sie :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od wczoraj gram sobie w "Vampyre Story". Gra ma trochę osobliwy interfejs, ale zapowiada się ciekawie... Fajne dźwięki i nastrojowa muzyczka. Grafika trochę zakręcona - ale niezła. Powiem więcej: taka sobie :D. Na pewno zrobię reckę do styczniowego numeru.

Głupio cytować samego siebie, ale wczoraj skończyłem "Vampyre story" i bynajmniej nie jestem pod wrażeniem. Okazuje się, że skończyłem pierwszy z siedmiu epizodów. Autorzy upajają się swoim dowcipem - diablo dowcipne dialogi są też diablo długie i już po pierwszej godzinie gry diabli brać człeka zaczynają. W dodatku wiele z filmików przerywnikowych nie ma napisów podczas dialogów- osobliwie zakończenie, długie jak droga do Tipperary i chyba równie zakręcone. Człek o gorszym niż doskonałe opanowaniu angielskiego leży i kwiczy. Nie wiem, co polscy dystrybutorzy zrobią z polonizacją...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A czy gra bedzie w ogole wydana w Polsce? Bo moze nie, wiec problem polonizacji dystrybutor ma z głowy :]

Generale! Jestes czlowiekiem wielu talentów, ale czy jest coś, na czym kompletnie się nie znasz? Np. motoryzacja albo wykładziny podłogowe?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A czy gra bedzie w ogole wydana w Polsce? Bo moze nie, wiec problem polonizacji dystrybutor ma z głowy :]

Generale! Jestes czlowiekiem wielu talentów, ale czy jest coś, na czym kompletnie się nie znasz? Np. motoryzacja albo wykładziny podłogowe?

Po pierwsze prymo. Podobno Cenega się chełpi, że wyda A Vampyre Story. Ale zobaczymy. Ja pewnie nie dożyję końca tej serii, bo Crimson Cow robiła pierwszy rozdział 5 lat, a w sumie jest ich siedem!

Po drugie prymo. Nie jestem człowiekiem o rozległej wiedzy - w niektórych dziedzinach moja ignorancja jest tylko mniejsza, niż w innych. Kompletnie natomiast nie znam się na angelologii i demonologii. Nie znam się na współczesnej muzyce poważnej - utwory Pendereckiego dźwiękowo przypominają mi bitwę dwu gromad napalonych kotów w fabryce blaszanych naczyń kuchennych. Obce mi są tajniki motoryzacji: dla mnie samochód to machina, która ma mnie dostawić z punktu A do punktu B. Zady i walety rozmaitych wozów sportowych i wyczynowych są mi absolutnie obojętne. Co do awiacji - nigdy nie próbowałem latać jako pilot, więc nie wiem, czy byłbym potrafił :D. Wystarczy, czy mam się dalej poniżać? :rolleyes:

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A widzisz, ty przynajmniej znasz nazwy dziedzin, które są ci obce :] Bo ja, na przykład, nigdy nie słyszałem o "angelologii", więc to już coś :)

Co do samochodów, takie podejście jest najnormalniejsze w świecie. Co za różnica jak płyn z chlodnicy rozchodzi się po żeberkach silnika? Samochód ma jeździć, i być może właśnie to przyświecało jego wynalazcy ;]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak już się zalogowałem po dłuuugim czasie od rejestracji na tym forum to tylko po to by zadać tu pytanie. Więc zadaję od razu 2. Nie odwołują się one do książek tylko spraw społeczno-państwowych i osobistych.

1. Na forum pozwalasz się zwracać "per ty", "per Generale". Czy w wypadku spotkania na konwencie trzeba wytaczać ciężką artylerię "panowania"?

2. Jesteś byłym wojskowym, więc można mniemać, że ten temat jest Ci bliski. Od roku 2009 Nasze Wspaniałe Państwo (w skrócie: NWP) ma posiadać armię zawodową. Jakie jest twoje zdanie co do tego? Czy uważasz, że obowiązkowa służba wojskowa jest czymś co każdy mężczyzna przejść musi? Jako taki element inicjacji dorosłości?

PS: I jednak pytanie książkowe, gdyż mi się nasunęło w tym momencie

3. Czy czytałeś, Generale, książki pani kryjącej się pod pseudonimem Robin Hobb. Bardzo by mnie interesowała Twoja opinia o niej.

PS: I odniosę się jeszcze do aktualnego tematu. Moje potrzeby samochodowe określam: wygodny fotel, mało pali. Jeśli będzie jeszcze dostarczał mnie z punktu A do punktu B w miarę szybko to tym lepiej.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1. Niekoniecznie. Na konwentach w ogóle uczestnicy zwracają się do siebie per "ty". Jak ktoś chce "panować" to go do sądu nie pozwę, ale to naprawdę niepotrzebne.

2. Wiesz, osobiście jestem za armią zawodową - i to z jednej prostej przyczyny. W LWP (i nie ma powodu, żeby przypuszczać, iż w WP jest inaczej) było wielu "żołnierzy", którzy tylko z nazwy nimi byli. Rozmaici kierowcy panów generałów, pułkowników i tak dalej. Kelnerzy w Kasynach. Kierowcy rozmaitych wozów propagandowych, operatorzy filmowi, fotografowie... Wszyscy oni "pełnili" zaszczytną służbę niemającą z wojskiem za wiele wspólnego. Armia zawodowa oparta jest na prostej zasadzie - płacimy za to, co ktoś istotnie robi.

A co do tej inicjacji dorosłości? Wiesz, kiedyś w mieszczańskich domach ojciec prowadził dorastającego syna do domu negocjowalnego afektu. Teraz już takiej inicjacji młodzi ludzie nie potrzebują - załatwiają sobie to we własnym zakresie. Wszyscy znani mi młodzi ludzie zgodnie stwierdzają, że wojsko nauczyło ich kląć i kombinować. Po cholerę komu taka inicjacja?

3. Czytałem książki pani Hobb - ale nie za bardzo mi się spodobały. Nie sądzę, żeby z powodu tej mojej opinii straciła sen, ale... no, nie podobały mi się i już.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2. Jeden wojskowy, z którym rozmawiałem (dziesiąta woda po kisielu) właśnie ujmował armię jako "proces przejścia", który powinien odbyć każdy dorastający chłopak. Pokłóciłem się z nim na ten temat.

3. Może proszę o zbyt wiele, ale... konkrety?

Osobiście uważam trzy trylogie z cyklu "Realm of the Elderlings" za jedne z najlepszych książek fantasy, jakie przeczytałem. Zachwyciły mnie one swoją realnością, głębią i magią.

Jestem ciekaw konstruktywnej krytyki na jej temat.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy zdarzyło Ci się kiedyś żałować wystawionej oceny? Myślałeś kiedyś (np. po upływie kilku lat), że jakąś grę potraktowałeś za ostro lub za łagodnie? Co to były za gry (jeśli oczywiście taka sytuacja miała miejsce)?

Wczoraj obejrzałem sobie w telewizji film "Robinson Crusoe" z Pierceem Brosnanem w głównej roli. Co generał powie na sytuację, w której Robinson pojedynkuje się z Piętaszkiem w jego rodzinnej wiosce na śmierć i życie? Dodam, że Pietaszek ginie zastrzelony przez handlarzy niewolników. Ja proponwałbym by scenarzysta zjadła cały nakład tej wybitnej książki bez popitki.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2. Jeden wojskowy, z którym rozmawiałem (dziesiąta woda po kisielu) właśnie ujmował armię jako "proces przejścia", który powinien odbyć każdy dorastający chłopak. Pokłóciłem się z nim na ten temat.

3. Może proszę o zbyt wiele, ale... konkrety?

ad 2. Bzdura. Indianie i rozmaite plemiona afrykańskie też miały rozmaite "okresy przejścia" (u Masajów na przykład przyszły "moran" musiał zabić lwa wychodząc na zwierzą tylko wz włócznią, tarczą i mieczem), ale społeczeństwa z tego wyrastają. A jak już, to dlaczego taki egzamin dojrzałości miałby składać tylko chłopak?

ad 3. Zmiłuj się milordzie, czytałem te książki ładnych parę lat temu. Gdyby mi naprawdę przypadły do gustu, to zapamiętałbym więcej. Czemu zresztą moja opinia miałaby być lepsza od Twojej?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

wczoraj skończyłem "Vampyre story" i bynajmniej nie jestem pod wrażeniem.

Co prawda tylko demo odpoaliłem by zobaczyć czy idzie, ale podobnie jak Ty wcześniej wrażenie mam na razie bardzo pozytywne. A to poprzez grafikę która w takiej rysowanej formie mi odpowiada bardzo. Interface tez niczego sobie (gustwna trumna jako schowek mnie rozbawiła w pierwszej chwili) a więc pozostaje tylko kwestia dobrych dialogów... których Twoja krytyka mnie trochę martwi :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy zdarzyło Ci się kiedyś żałować wystawionej oceny? Myślałeś kiedyś (np. po upływie kilku lat), że jakąś grę potraktowałeś za ostro lub za łagodnie? Co to były za gry (jeśli oczywiście taka sytuacja miała miejsce)?

Wczoraj obejrzałem sobie w telewizji film "Robinson Crusoe" z Pierceem Brosnanem w głównej roli. Co generał powie na sytuację, w której Robinson pojedynkuje się z Piętaszkiem w jego rodzinnej wiosce na śmierć i życie? Dodam, że Piętaszek ginie zastrzelony przez handlarzy niewolników. Ja proponowałbym, żeby scenarzysta zjadł cały nakład tej wybitnej książki bez popitki.

Człowieku, z tych wszystkich gier, którymi się bawiłem, zapamiętałem kilkanaście. A żeby pamiętać jeszcze oceny...

Ale może zaciekawi cię informacja, że autor Robinsona Crusoe był twórcą angielskich tajnych służb, jak Robert Peel był twórcą Scotland Yardu?

Co prawda tylko demo odpaliłem, by zobaczyć czy idzie, ale podobnie jak Ty wcześniej wrażenie mam na razie bardzo pozytywne. A to poprzez grafikę która w takiej rysowanej formie mi odpowiada bardzo. Interface tez niczego sobie (gustwna trumna jako schowek mnie rozbawiła w pierwszej chwili) a więc pozostaje tylko kwestia dobrych dialogów... których Twoja krytyka mnie trochę martwi :)

Demo to akurat przedostatni rozdział i w sumie jedna lokacja. Potem jest tylko jeszcze jedna lokacja i diablo dłuuugie "outro". Oprócz tego w grze jest jeden bug, który praktycznie nie pozwala na logiczne ukończenie gry (pakujesz się w sytuację, z której nie ma logicznego wyjścia). Grę ukończyłem tylko dlatego, że odwołałem się do wcześniejszego zapisu i niektóre czynności zrobiłem w innej sekwencji, niż przedtem. Potem dla "napróby" raz jeszcze odtworzyłem tę idiotyczną sytuację i moje podejrzenia się potwierdziły - można z niej wyjść, ale w absolutnie nielogiczny sposób. Twórcy gry nie przewidzieli chyba, że niektórzy gracze mogą prowadzić swoją bohaterkę nie tak, jak oni się spodziewali...

Poprawka: Zaraz po wyjściu z jednej, pakujesz się w następną sytuację bez wyjścia. Gra ma buga jak stąd do Tobolska :D...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ad 3. Zmiłuj się milordzie, czytałem te książki ładnych parę lat temu. Gdyby mi naprawdę przypadły do gustu, to zapamiętałbym więcej. Czemu zresztą moja opinia miałaby być lepsza od Twojej?

Rozumiem i się zmiłuję. Po prostu jeszcze nie spotkałem osoby, której te powieści by się nie podobały i byłem ciekaw zarzutów. Ale jeśli tak, cóż, memoria fragilis est.

Tak czy inaczej dziękuję waszmości.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

ad 2. Bzdura. Indianie i rozmaite plemiona afrykańskie też miały rozmaite "okresy przejścia" (u Masajów na przykład przyszły "moran" musiał zabić lwa wychodząc na zwierzą tylko wz włócznią, tarczą i mieczem), ale społeczeństwa z tego wyrastają. A jak już, to dlaczego taki egzamin dojrzałości miałby składać tylko chłopak?

O :) A ja sobie popolemizuję z Generałem. Tak rzadko mam okazję, bo przeważnie się ze wszystkim zgadzamy i pewnie tu też się zaraz zgodzimy, prawda, Andrzeju? No, tak czy owak, do dzieła.

Czytałem piękną książkę Roberta Bly'a pt. "Żelazny Jan. Rzecz o mężczyznach". Fantastyczna lektura, chciałoby sie powiedzieć "biblia dla mężczyzn". Polecam ją gorąco każdemu chłopakowi, młodzieńcowi, mężczyźnie w wieku średnim i dojrzałym, bo wiele z niej można się dowiedzieć o rodzie męskim takim i owakim.

Pisze Bly o inicjacji i obrzędach inicjacyjnych tzw. "prymitywnych plemion" i wcale nie cieszy się, że cywilizacyjne kraje z nich wyrastają, wręcz przeciwnie, twierdzi, że współczesne zagubienie wielu młodych mężczyzn bierze się właśnie z braku rytuałów inicjacyjnych. Oczywiście nie będę tu mówił, że wojsko pełni taką rolę. PEŁNIŁOBY, gdyby było inne. W inicjacji potrzebne jest zagubienie, ból, czasem krew i to wszystko w wojsku jest. Ale potrzebna, niezbędna wręcz, jest opowieść o męstwie, dzielności, odwadze, mit o pierwszym mężczyźnie (u Aborygenów) itp. Tego, niestety, w wojsku już nie ma. Dlatego można powiedzieć, że to inicjacja poronna, podobna do tych, które chłopcy przechodzą w gangach młodzieżowych itp. Młodzieńcy szukają sytuacji inicjacyjnych: chodzą na niebezpieczne wyprawy, bawią się w żeglarstwo, harcerstwo i tam coś ciekawego przeżywają, jakieś cząstkowe inicjacje. Nie jest to to samo, co rytuały "prymitywne", ale zawsze coś. Dużo można by mówić, po co facetowi inicjacja, ale że jest interesującym i raczej wartościowym zdarzeniem, Bly mnie przekonał.

Dlaczego dziewczęta nie przechodzą inicjacji? Ależ przechodzą ją. Jest ból, krew, i nawet u najlepiej przygotowanej, częściowo przynajmniej - zagubienie. I opowieść matki może nie o męstwie i dzielności, ale o rytuałach pielęgnacyjnych. Tą inicjacją w dorosłość jest oczywiście pierwsze krwawienie miesięczne. Powtarzane odtąd aż do menopauzy, która jest inicjacją numer dwa ;).

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dlaczego dziewczęta nie przechodzą inicjacji? Ależ przechodzą ją. Jest ból, krew, i nawet u najlepiej przygotowanej, częściowo przynajmniej - zagubienie. I opowieść matki może nie o męstwie i dzielności, ale o rytuałach pielęgnacyjnych. Tą inicjacją w dorosłość jest oczywiście pierwsze krwawienie miesięczne. Powtarzane odtąd aż do menopauzy, która jest inicjacją numer dwa ;) .

Jako dziewczyna z krwii i kości pragnę przypomnieć, że my krwawimy nie tylko raz w miesiącu. W wojsku też są kobiety, ba nawet w Żandarmerii wojskowej całkiem nieźle sie trzymają. Inicjacje bojowe w wielu kulturach również były obowiązkowe dla kobiet. Nie dyskryminujmy nas prosze tylko do strefy fizjologicznej... i emocjonalnej ;)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wybacz Katju, masz rację. Mój błąd polegał na tym, że powołałem sie tylko na książkę o mężczyznach. Pisząc o miesiączce miałem na myśli to, że każda niemal kobieta tego typu "obowiązkową" inicjację przechodzi. Natomiast wśród chłopaków takiego wydarzenia nie ma...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie, Marcinie, nie zgodzę się z Tobą. Zagubienie współczesnych młodych ludzi przypisywałbym nie brakowi męskich inicjacji, ale temu raczej, ze cywilizacja przełomu XX i XXI wieku stworzyła warunki, w których dawne wartości zdadzą się psu na budę i owe inicjacje nikomu nie są potrzebne. Po co komu krzepa fizyczna, dzielność, wytrzymałość, wierność danemu słowu, prawość charakteru? Rozejrzyj się dookoła i powiedz mi, czy nasi koryfeusze życia publicznego przejawiają choć jedną z tych cech? Politycy zmieniają partie i poglądy szybciej niż rekrut skarpetki, zarzut łajdactwa, złodziejstwa i miałkości umysłu odpiera się argumentem, że są to "nagonki polityczne" i tak dalej. Po co komu siła charakteru, którą młody Indianin udowadniał 20 milowym biegiem przez pustynię z ustami pełnymi wody, a po powrocie musiał wypluć tę wodę udowadniając, że jej nie wypił? Po co komu wierność słowu - współczesny polityk zapomina o obietnicach, zanim skończy się liczenie głosów i cud nad urnami.

A Matka Natura i kilkaset tysięcy lat rozwoju kierowały nas w inną stronę - mieliśmy być twardzi jak podeszwa sandała rzymskiego legionisty i niezłomni jak Eskalibur. Te czasy jednam minęły - wygrywają tchórzliwe indywidua specjalizujące się w atakach zza węgła i nieustannej zmianie frontów.

A młodzi ludzie chodzą jak kołowaci...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawda, oj prawda i tu nie tylko w kwestii polityki. Kultura masowa, ciągle nowe trenty, mody, nawet subkultury niektórzy zmieniają jak politycy zdania, zamiast tworzyć własną indywidualną jedno-członkowską subkulturę samego siebie. Media wpływają na nas w zbyt dużym stopniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No właśnie dokładnie o to chodzi i o tym pisał Bly. O tym, że dzielność nikomu dzisiaj nie jest potrzebna. Że szarpiemy się z codziennymi utrapieniami, z ZUS'em, podatkami, rachunkami, komunikacją miejską i rynkiem pracy. Dokładnie o tym. O zagubieniu wynikającym z tego, o czym piszesz. Bly nie dowodzi, że inicjacje uratowałyby współczesny system wartości. Pisze (o ile dobrze pamiętam) coś w tym duchu, że gdyby istniały, to prawdopodobnie wszystko by inaczej wyglądało...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hm, czytam waszą dyskusję i przypomina mi ona o czymś.

Oglądaliście Panowie i Panie, 'Fight Club'?

Jest tam wiele o kimś, kto nie chciał szarpać się

z codziennymi utrapieniami, z ZUS'em, podatkami, rachunkami, komunikacją miejską i rynkiem pracy.

Walczyli także z firmami kredytowymi(utopia...), prywatnym dobrem, a nawet systemem trawiennym gołębi.

Przyznam się wam, wstydząc się odrobinę, że taka wizja... podoba mi się. Nie przebiegnę 20(ba, pewnie nawet i dwóch mil) z wodą w ustach, ale lubię czasem zrobić coś, czego się boję(eufemistycznie: przed czym ostrzega mnie instynkt samozachowawczy), żeby się sprawdzić, żeby udowodnić sobie, że nie jestem tylko cierpiącym na bezsenność no-life'em, ślęczącym przed kompem kilkanaście godzin dziennie i powoli, acz skutecznie wyniszczającym sobie organizm.

Niezależnie, czy są to skoki po rampie na snowboardzie, nurkowanie na 20 metrów, czy grożenie dwójce dresów, którzy się do mnie przyczepiali. Czasem się obrywa, jest ból, strach i inne, równie przyjemne rzeczy. Ale... czy to źle?

Jak mawiał mój znajomy: bez bólu niczego się nie nauczysz.

(jeżeli ten post wydaje się nie mieć sensu, to jest to wina mojego chronicznego niewyspania, a przynajmniej będę tak twierdzić do upadłego. Moja druga ksywka, 'Mr. Zombie', skądś się wzięła)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...