Skocz do zawartości

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

niziołka

Sesja Starcraft

Polecane posty

Byłem jednym z tych, którzy nie lubiąc za bardzo patrzeć na wycelowaną w siebie broń, podnieśli karabin do oka. Ale dowódca w tym wypadku miał rację: nie mamy szans. Opuściłem Gaussa. Mam tylko nadzieję, że nie rozbroją nas tylko po to, by nas potem rozstrzelać. Cóż, teraz czas na naszych dowódców, ale w międzyczasie ocenię stan tego okrętu flagowego i ewentualne szanse na blef typu "postawiliśmy pod waszym cackiem miny".

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spoglądam po minach swoich żołnierzy. Nie wydają się być zadowoleni faktem rozbrojenia ...

- Proponuję rozmowę a nie wymachiwanie pukawkami. Jest was dziesięć razy więcej niż nas, broni nie oddamy ale ręczę swoją głową za moich ludzi, że nie zrobią żadnego głupstwa. Nie wiem kim jesteście, nie wiem nic o "Dyrektoriacie" ale mam nadzieję, że się dowiem bez niepotrzebnego rozlewu krwi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy ---> Oficer przerwał rozmowę, wydawało się wam, że konsultował się ze swoim dowództwem, co zrobić w zaistniałej sytuacji. Po chwili wyłączył komunikator i z patosem w głosie powiedział:

- Koloniści. W imieniu Dyrektoriatu Zjednoczonej Ziemi zostajecie przez nas internowani. Wasi ludzie zostaną przesłuchani przez naszych śledczych, ale jeśli nie mają nic wspólnego z Arcturusem Mengskiem, to nie mają się czego obawiać. Możecie zachować krótką broń, ale karabiny zostaną zarekwirowane, przynajmniej do czasu wyjaśnienia waszego statusu. - żołnierze UED odbierają wam cały ciężki sprzęt i kierują do środka. Nikt nie stawia oporu, nie dochodzi także do użycia przemocy wobec waszych ludzi. Dowódca oddziału wyglądał na bardzo zadowolonego. - Kopnął was niemały zaszczyt. Sam wiceadmirał chce z wami porozmawiać. - dodał już nieoficjalnym tonem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Idę razem ze wszystkimi jak jakiś niewolnik. Lecz niewolnik kogo? Z tego co powiedział oficer, wychodzi na to, że zatrzymali nas nasi "przyjaciele", którzy jeszcze nie wiedzą, że nimi są. Mengsk? Parszywa świnia. Gdybym miał możliwość, to wleciał bym myśliwcem w miejsce, w które by się nie spodziewał. Mogłoby go to nawet zaboleć.

- Może nie będzie tak źle, hm? - obróciłem się i powiedziałem do towarzyszy z uśmiechem na ustach. Bo po co miałbym być smutny?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Dziękuję , tak będzie o wiele łatwiej.

- Oddział , zdać broń długą i ciężką. Zostawiamy tylko krótką. Ładować się na statek.

Daje znak ręką do zmiany kanału na awaryjny - bezpieczniejszy - po czym mówię szeptem będąc odwrócony w ich stronę.

- Czekajcie na dalsze instrukcje, pamiętajcie co ustaliliśmy. Bez odbioru.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co ty nie powiesz, westchnąłem w myślach na szept "dowódcy". Tyle dobrego, że nie rozstrzelali nas na miejscu, ale cholera wie co zamierzają zrobić z nami potem. Zapewnienia to jedno, czyny to drugie a jeśli dowiedzą się czegoś co im się nie spodoba to będzie źle... Cóż, ja swoją wersję wydarzeń mam i nic wspólnego z Mengskiem nie mam. Z drugiej strony sama obecność UED była zastanawiająca. Ziemia, może coś o niej czytałem, może nie... istniały bardziej interesujące rzeczy niż babrania się w archiwach.

- Nie mogę powiedzieć czy trafiliśmy z deszczu pod rynnę czy gorzej, ale na razie po prostu zobaczmy jak rozwinie się sytuacja. - westchnąłem. - Jeszcze się okaże, że zamiast zabrać nas z tej planety wyślą nas do załatwienia swoich interesów... szczerze to nie mam pojęcia czy zostało nam pięć minut czy pięć lat życia.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z żalem rozstałem się z bronią, po czym wszedłem na statek. Cóż za szczęście, pomyślałem, kiedy wspomnieli o Mengsku. Ostatnio kiedy sprawdzałem, to nadal byłem w szeregach Konfederacji. A tak, to chyba na razie nas nie rozstrzelają. Mruknąłem do stojącego obok towarzysza:

- Wiceadmirał? Nie mieli kogoś o wyższej szarży? Spokojnie, wyjdziemy z tego. Ja na pewno nie dam się zabić.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jack ---> Odseparowano was od reszty oddziału i pod silną eskortą posłano na spotkanie z tajemniczym Wiceadmirałem. W towarzystwie poruczników Wazalskiego i Grishawa oraz kaprali Vitha i Mikela, ruszyłeś podążając tuż za oficerem, który prowadził was na miejsce. Przed wejściem do pokoju narad stało dwóch Marines uzbrojonych w Gaussy. Dowódca patrolu podszedł do nich i wymienił kilka uwag, po czym rozkazał odebrać wam pistolety.

- Broń odzyskacie, gdy wyjdziecie. Nie możemy ryzykować życia Admirała. - odrzekł sucho, po czym otworzył drzwi i przekroczył próg.

W środku było dość przytulnie, ale i majestatycznie. Na eleganckim karmazynowym fotelu siedział mężczyzna, około pięćdziesiątki, z krótką brodą i wąsami. Czarne włosy dopiero zaczęły siwieć. W lewej ręce trzymał przypalone cygaro. Kilka metrów z tyłu, po prawej i lewej ręce Wiceadmirało stało dwóch żołnierzy w zbrojach przetrwania, z zasłoniętymi przez hełmy twarzami, wyposażonych w noktowizory. Obaj mieli odbezpieczone karabiny kartaczowe, ale trzymali je opuszczone, tak jakby na wszelki wypadek. Wykryłeś zaburzenia psi, co oznaczało że to były Duchy. Prawdopodobnie mieli uniemożliwić innym obdarzonym podobnymi zdolnościami czytanie w myślach swojemu dowódcy.

- Witam w moich skromnych progach. - odezwał się mężczyzna siedzący na fotelu, musiałeś przyznać, że miał dość dziwny akcent. Ze swoich studiów nad dziejami Ziemi skojarzyłeś, że przypomina wschodnioeuropejski. - Jestem Alexei Stukov, wiceadmirał UED. Chciałbym wiedzieć, co panowie tu robicie?

Nick ---> Eskortowani przez kilku żołnierzy i oficera, z którym rozmawialiście na powierzchni planety, udaliście się na spotkanie z dowócą floty. Szedłeś tuż za kapitanem Veanorem, a po twojej prawej stronie dziarsko maszerował porucznik Grishaw. Za wami podążało jeszcze dwóch niższych rangą oficerów. Kiedy doszliście do masywnego grodzia, będącego pod stałą strażą, zatrzymaliście się a wasz przewodnik rozmówił się z pilnującymi wejścia Marines.

- Broń odzyskacie, gdy wyjdziecie. Nie możemy ryzykować życia Admirała. - zakomunikował wam dowódca patrolu. Posłusznie oddaliście pistolety, licząc że nie spotka was nic złego. Dostaliście się do sporych rozmiarów sali, która wyglądałą na pomieszczenie, gdzie odbywały się narady. W samym środku siedział mężczyzna w sile wieku, który popalał cygaro. Nie wyglądał ekstrawagancko, ale na pewno jego twarz wyróżniała się z tłumu, nosił krótkie wąsy i brodę, niektóre z jego czarnych włosów zdążyły już posiwieć. Za nim stało dwóch groźnie wyglądających strażników, w pełnym rynsztunku i z karabinami gotowymi do strzału. Na szczęście chwilowo nie zamierzali ich używać.

- Witam w moich skromnych progach. Jestem Alexei Stukov, wiceadmirał UED. Chciałbym wiedzieć, co panowie tu robicie? - spytał Wiceadmirał lekko się uśmiechając. Jego angielski wydawał ci się dość dziwny, ale w szkole dla kadetów pamiętałeś, że na Ziemi mieszkało wiele nacji i każda miał specyficzny dla siebie język.

Matt ---> Bez słowa podążałeś za kapitanem, gdy okazało się, że dowódca floty, która was zatrzymała postanowił z wami porozmawiać. Nadarzały się okazja, żeby wyjaśnić to i owo, a w twojej głowie roiło się od pytań, na które nie mogłeś znaleźć odpowiedzi. Kiedy doszliście do solidnych drzwi, prowadzący waszą eskortę oficer rozkazał wam oddać broń.

- Broń odzyskacie, gdy wyjdziecie. Nie możemy ryzykować życia Admirała. - Mogłeś tylko mieć nadzieję, że dotrzymałeś słowa. Nie mieliście już odwrotu, więc pozostawało liczyć, że "Admirał" będzie w dobrym nastroju. W środku czekał już na was szef całej tej kompanii. Zwróciłeś uwagę na dwóch uzbrojonych po zęby wartowników, którzy prawdopodobnie robili za jego ochroniarzy. Sam Wiceadmirał wyglądał na osobę około pięćdziesięcioletnią, będącą u szczytu swoich fizycznych i mentalnych umiejętności. Miał krótką brodę i wąsy, włosy zaczynały mu już siwieć. Do tego, gdy się odezwał zdałeś sobie sprawę z kolejnej rzeczy, mówił ze strasznie śmiesznym akcentem.

- Witam w moich skromnych progach. Jestem Alexei Stukov, wiceadmirał UED. Chciałbym wiedzieć, co panowie tu robicie?

Vith ---> W pewien sposób poczułeś się doceniony. Jako jeden z pięciu oficerów zostałeś odeskortowany na spotkanie z Wiceadmirałem. O ucieczce nie mogło być mowy, bo pilnowało was kilku Marines uzbrojonych w impalery. W dodatku wejścia strzegło kolejnych dwóch żołnierzy. Przedtem musieliście jednak oddać pozostawioną wam wcześniej broń krótką. Obawiałeś się czy to nie pułapka, ale nie było już odwrotu. W środku pomieszczania, którego wnętrze było bogato wystrojone, siedział mężczyzna popalający cygaro. Na ten widok tobie samemu zachciało się zapalić. Krótka broda i wąsy, lekka siwizna, facet wydawał się doświadczony, ale jeszcze dość młody jak na tak wysoki stopień. Na pewno nie był jeszcze tak stary jak dziadek Duke. Tuż za nim stało dwóch podejrzanych typów z karabinami gotowymi do strzału i w zbrojach przypominających trochę te, jakie były na wyposażeniu Duchów. Mieli nałożone na głowy hełmy, więc nie mogłeś dostrzec ich twarzy.

- Witam w moich skromnych progach. - postać na fotelu lekko się uśmiechnęła - Jestem Alexei Stukov, Wiceadmirał UED. Chciałbym wiedzieć, co panowie tu robicie? - spytał z dziwnym akcentem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pięknie. Kolejny ważniak z dwoma buldogami za plecami, które przerobią nas na mielonkę jeżeli powiem coś nie tak o rodzinie admirała... ku**a, wystarczy, że rzucę dowcipem o jego akcencie a pan machnie ręką a pieski zaatakują. Cudownie. Jeszcze jedna osoba wobec, której najlepiej siedzieć cicho ze względu na niską rangę... wkurzał mnie ten nasz cały dowódca, ale w obecnej sytuacji sam nie za bardzo wiedziałem co powiedzieć a co nie aby nie sp******ić nam bardziej sytuacji. W końcu również moje życie było tutaj stawką.

Kończąc ten monolog myśli spojrzałem kątem oka na kapitana dając mu przywilej rozmowy z admirałem czy tam wiceadmirałem. Byłem stworzony do walki z Zergami a nie dyplomatycznymi rozmówkami z kimś kto może skinieniem ręki posłać cię do piachu. Po chwili jednak stwierdziłem, że jakakolwiek odpowiedź nie musiała być zła. Odchrząknąłem, zasalutowałem i rzuciłem:

- Porucznik Grishaw. Wyrzynamy Zergi. W tym jesteśmy najlepsi. - starałem się zachować w miarę pewny ton.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Szczerze mówiąc, wolałbym milczeć i pozostawić rozmowę oraz odpowiedzialność moim starszym oficerom. Ale kilka rzeczy nie dało mi spokoju. Te wspaniałe cygara, osobista obstawa i wygodny gabinet skojarzyły mi się z jobnikiem. Takim gościem, który nie naraża tyłka na linii ognia, tylko siedzi w bazie, zbijając bąki i bawiąc się w gospodynię. A ja takich nie lubię. Wiem, to był dowódca, ale mimo wszystko... Uśmiechnąłem się szeroko i zasalutowałem, wiedząc już, co powiedzieć.

- Kapral Vith Civic, sir. Były członek Szwadronu Omega, specjalizującego się w rozwalaniu wroga, jego fortec, sprzętu, a także... okrętów, wielkich czy małych, nieważne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Właściwie, to dlaczego musimy mu się z tego tłumaczyć? Bo jesteśmy na JEGO statku? Bo JEGO dwóch goryli w nas celuje? Bo to JEGO ludzie zabrali nam broń? Trochę mi się to nie podobało, bo właściwie czemu może go to ciekawić? Do tego jeszcze Protossi uciekli. Po prostu bosko, ale wychodziło na to, że musimy robić, co każe. Ah ta przegrana pozycja.

- Porucznik Nick Wazalski, pilot Wraithów ale i nie tylko. Praktycznie każdą maszyną latającą mogę dużo. A właściwie, to jeśli mogę spytać, to dlaczego to pana interesuje? - rzuciłem w stronę admirała.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Duchy... nadęty pajac. Spoglądam po swoich kompanach.Na jaką cholerę oni w ogóle zabierają głos?

- Kapitan Jack Veanor, miło Pana poznać - przerywam pytanie Nick'a - Rozpoznaję pański akcent, studiowałem o planecie Ziemi w akademii. Przylecieliśmy tu z misją ratunkową po odebraniu sygnału ratunkowego od pozostałych tutaj Terran. Stanęli w obliczu zagłady w walce z Zergami. Żołnierze udzielili nam pomocy w postaci myśliwców Wraith, które miały eskortować nas bezpiecznie na orbitę. Jednak niedługo po wylocie z bazy nasi piloci zaangażowali się w walkę powietrzną z przeważającymi siłami nieprzyjaciela. Musieli ratować się maskowaniem i ucieczką, bez nich bylibyśmy narażeni na zestrzelenie. Jednak zanim zdążyli do nas dołączyć transporter został uszkodzony i musieliśmy awaryjnie lądować. Historie o wielkiej flocie i dziesiątkach żołnierzy mogę chyba pominąć, czyż nie? - uśmiechnąłem się pod nosem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszyscy ---> Stukov zaśmiał się złowieszczo, a jego ochroniarze popatrzyli na siebie, jakby zdziwieni. Admirał pociągnął z cygara i wypuścił dymek, nie spiesząc się z kontynuowaniem konwersacji. Nagle przestał i odłożył tytoń na bok.

- Oh, jakiż ja jestem niewychowany. Siedzę sobie, a panowie, zapewne strudzeni podróżą, muszą się męczyć odpowiadając na pytania na stojąco. Zaprszam! - wskazał wam fotele, które prawdopodobnie służyły oficerom uczestniczącym w naradach. Kiedy już wszyscy usadowili się na miejscach, Admirał zadowolony przeszedł do dalszej części dyskusji.

- Chyba nie do końca się zrozumieliśmy. Do jakich sił należycie? Jak znaleźliście się na tej zapomnianej przez Boga planecie? - zerknął wymownie na pudełko z cygarami - Może panowie się poczęstują?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeszcze się nam śmieje w twarz... cygarami częstuje... gbur pierdo***y

Wykorzystuję swoje umiejętności do utworzenia pewnego rodzaju blokady psionicznej, aby uchronić moich towarzyszy przed przeszukiwaniem głowy.

- Dziękuję, nie palę - wskazuję ręką na bojowy pancerz porucznika - insygnia znajdują się na każdym z naszych pancerzy. Nie wygląda mi pan na kogoś kto nie wie co one oznaczają. Szczerze mówiąc nie wiem jaki jest stosunek Konfederacji do Ziemskiego Dominium ale chyba to najmniej ważne w tym momencie. Co do reszty faktów - wydaje mi się, że udzieliłem dość wyczerpującej i szczegółowej odpowiedzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, wygląda na to, że admirała nie da się tak łatwo wykiwać, pomyślałem dla pewności kątem oka zerkając na jego buldogi zastanawiając się jak minimalne są moje szanse wyjścia cało z sytuacji gdyby nagle dostali rozkaz rozstrzelania nas a my nie mielibyśmy się czym bronić poza improwizacją, dlatego też chyba bardziej ambitniejsza gadkę zostawię temu noszącego się z godnością dowódcy...co prawda mam nadal niesamowitą ochotę wygarnąć co o tym wszystkim myślę, ale nie zapominałem, że teraz również moja głowa była stawką w tych... "negocjacjach".

Siedzę cicho chyba, że admirał da wyraźnie znak, że chce akurat mojej wypowiedzi.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cóż, te cygara tak nęcą... Zresztą, ja nie przywiązuję żadnej wagi do tego, że ten admirał proponuje mi cygara. Jak będzie trzeba, zabiję go bez wątpliwości. Więc w czym problem? Ba, nawet nie będzie nas podejrzewał o nieufność.

Muszę kiedyś rzucić to dziadostwo. Palenie mnie zabije.

Zaraz, jestem żołnierzem. Palenie to moje najmniejsze zmartwienie. Cichutku parsknąłem ze śmiechu. Uprzedzając pytania, odezwałem się.

- Przepraszam, admirale, po prostu naszło mnie na myśl, że palenie tytoniu zabija człowieka, ale przypomniałem sobie o obecnej sytuacji... Nieważne, ja się skuszę. Dziękuję bardzo.

Sięgam po cygara, zostawiając rozmowę porucznikowi. Spoglądam z uśmiechem na admirała.

To będzie prawdopodobnie najdroższe cygaro w moim życiu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedziałem na tym krześle i jedną z myśli, która krążyła po mojej głowie, była ciekawość, co będzie dalej? Ten cały Stukov będzie chciał pójść z nami na jakiś układ? Może tak naprawdę bawi się nami, a jego goryle zaraz zrobią z nami porządek? Myślałem nad tym wszystkim i obserwowałem co się dzieję. Na razie nikt mnie o zdanie nie pytał, więc też nie planowałem się wychylać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jack ---> Wazalski i Grishaw siedzieli cicho, nie chcąc zabierać głosu. Może trochę obawiali się admirała, który zdawał się być przyjazny, ale mógł w każdej chwili okazać się nieprzyjemny. Civic chyba nie za bardzo przejmował się zaistniałą sytuację, bo jak tylko Stukov zaproponował poczęstunek, to ten łapczywie rzucił się na cygara. Z uśmiechem na ustach puszczał sobie dymek. Nie wiedziałeś kto był bardziej zadowolony z takiego obrotu spraw - Stukov, czy świeży kapral.

- Widzę, że mamy tu niepalącą większość. Trudno. - admirał wzruszył ramionami i sam sięgnął po tytoń. - Chyba do końca się nie rozumiemy, kapitanie. Na Char znajduje się centrum dowodzenia Zergów, a wy od tak przeprowadzacie sobie akcję ratunkową? Mam uwierzyć w te bzdury? - spytał lekko poirytowany.

- Zapytam inaczej. Czyim bezpośrednim rozkazom pan podlega? Przecież musicie mieć tu jakąś bazę i większe jednostki. Zrozumcie mnie. Nie mam zamiaru przygarnąć na pokład szpiegów Mengska, którzy przy najbliższej okazji wbiją mi nóż w plecy. Dobrze znam metody tego drania. - wiceadmirał spojrzał na was i wyraził swoje ubolewanie. - Nie chciałbym, żebyście stanęli przed plutonem egzekucyjnym jako wrogowie planety Ziemia i Ludzkości.

Vith ---> Gdy wziąłeś cygaro twoi kompani zaczęli na ciebie patrzeć co najmniej tak, jakbyś zdradził waszą sprawę dla łapówki. Jedynie admirał wydawał się rozpromieniony, bo natychmiast sam sobie zapalił.

- Widzę, że mamy tu niepalącą większość. Trudno. - po chwili skierował swoje słowa już do waszego dowódcy. - Chyba do końca się nie rozumiemy, kapitanie. Na Char znajduje się centrum dowodzenia Zergów, a wy od tak przeprowadzacie sobie akcję ratunkową? Mam uwierzyć w te bzdury? - wydawało ci się, że nie będzie was tutaj wiecznie niańczył w swojej kajucie i częstował specjałami, a jego cierpliwość zbliża się do końca. Trochę głupio byłoby nadużywać tej gościnności.

- Zapytam inaczej. Czyim bezpośrednim rozkazom pan podlega? Przecież musicie mieć tu jakąś bazę i większe jednostki. Zrozumcie mnie. Nie mam zamiaru przygarnąć na pokład szpiegów Mengska, którzy przy najbliższej okazji wbiją mi nóż w plecy. Dobrze znam metody tego drania. Nie chciałbym, żebyście stanęli przed plutonem egzekucyjnym jako wrogowie planety Ziemia i Ludzkości. - ostatnie zdanie zabrzmiało niemal jak groźba.

Matt ---> Wasz kapitan starał się sprzedawać jakieś ogólnikowe dyrdymały admirałowi, ale niestety ten nie chciał ich kupić. Za to w całkiem dobrej komitywie popalali sobie z kapralem Civicem cygara, choć wasza pozostała trójka grzecznie odmówiła. Wyglądało na to, że gospodarz przechodzi do konkretów i pokazuje, że jego gościnność ma swoje granice.

- Zapytam inaczej. Czyim bezpośrednim rozkazom pan podlega? Przecież musicie mieć tu jakąś bazę i większe jednostki. Zrozumcie mnie. Nie mam zamiaru przygarnąć na pokład szpiegów Mengska, którzy przy najbliższej okazji wbiją mi nóż w plecy. Dobrze znam metody tego drania. Nie chciałbym, żebyście stanęli przed plutonem egzekucyjnym jako wrogowie planety Ziemia i Ludzkości. - Stukov postanowił wyłożyć karty na stół. Zastanawiałeś się czy chce was przestraszyć i zmusić do mówienia, czy naprawdę bierze pod uwagę to, że jesteście agentami Mengska.

Nick ---> Jack starał się zwodzić admirała jak mógł, ale to chyba przestało zdawać egzamin, bo wasz rozmówca robił się coraz bardziej stanowczy i coraz mniej kurtuazyjny. Miałeś przeczucie, że naprawdę nie jest mu po drodze z Mengskiem i wasze interesy mogą być w pewnym sensie zbieżne. W końcu wróg mojego wroga jest moim przyjacielem, jak głosiło znane przysłowie. Bardzo podobnie jak ty zachował się porucznik Grishaw, który nie poczęstował się cygarem, a zajął pozycję wyczekującą, nie chcąc się wychylać. Z kolei Civic postanowił sobie pofolgować i wydawało ci się, że zaraz rzuci się na te pudełko jak głodny na chleb. Jego zachowanie wyraźnie spodobało się Stukovowi, który lekko się uśmiechnął.

- Zapytam inaczej. Czyim bezpośrednim rozkazom pan podlega? Przecież musicie mieć tu jakąś bazę i większe jednostki. Zrozumcie mnie. Nie mam zamiaru przygarnąć na pokład szpiegów Mengska, którzy przy najbliższej okazji wbiją mi nóż w plecy. Dobrze znam metody tego drania. Nie chciałbym, żebyście stanęli przed plutonem egzekucyjnym jako wrogowie planety Ziemia i Ludzkości. - tak jak myślałeś rozmowa przybrała mniej przyjazny obrót. Jednak między pogawędką przy kawce i ciastkach, a groźbą postawienia przed plutonem egzekucyjnym jest zasadnicza różnica.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powoli zaczynały mi się kończyć pomysły, nie widziałem też żadnego wsparcia w moich współtowarzyszach. Kur*a.

- Z całym szacunkiem, powiedziałem Panu co wiedziałem i mogłem powiedzieć. Ja też mam swoje rozkazy. Powtarzam po raz ostatni - żadna ze znajdujących się w naszym oddziale osób nie ma nic wspólnego z Mengskiem. Jeżeli nie wystarczają moja słowa, proszę o dostęp do komunikatora, połączę Pana z mostkiem. Nasz statek macierzysty powinien znajdować się na orbicie.

Strzał na ślepo, czysty hazard. Jeżeli komendant wyśpiewa wszystko jesteśmy martwi. Miejmy nadzieję , że tak się nie stanie ...

Podtrzymuję barierę, kontrolując czy dwaj uzbrojeni koledzy nie próbują żadnych nieczystych sztuczek z moimi towarzyszami.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mimowolnie, powoli rozejrzałem się po twarzach towarzyszy kiedy nasz dowódca próbował ratować sytuację, ale doszedłem do wniosku, że sam za wiele nie zdziała. Z drugiej strony mogłem jeszcze bardziej zaszkodzić, bo jestem cholernym żołnierzem a nie dyplomatą...negocjacje z takim gościem to czarna magia. Już prędzej wolałbym się tłuc w walce wręcz z Zergami. W każdym razie odczekałem do momentu kiedy Jack - przypomniałem sobie, że wreszcie mi się przedstawił - skończył. Pozwoliłem sobie odchrząknąć i zacząć mówić:

- Panie admirale, pozwolę sobie mówić prosto z mostu, bo nauczono mnie jak być żołnierzem a nie dyplomatą a jedyny środek negocjacji jaki znam to lufa karabinu skierowana w paskudną mordę obcego. - uśmiechnąłem się niemal niezauważalnie licząc na to, że admirał z rozrzewnieniem wspomina własne bitwy za młodu. - Tak więc byłbym ostatnią osobą na świecie, która zechciała by pracować dla tego, za przeproszeniem, skur****na. Prędzej wolałbym zginąć próbując wpakować mu kulę w łeb. Jestem żołnierzem, nie politykiem, ale nie lubię kiedy łożący na mój żołd upadają pod butem kogoś innego, szczególnie jeśli nie potrzebuje żołnierzy byłej Konfederacji...

W ogóle beznadzieja sprawa, przemknęło mi przez myśl, mamy Zergi na głowach a mimo tego ciągle potrafimy walczyć między sobą...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaciągam się i wypuszczam spory kłąb dymu, po czym spoglądam na admirała z ubolewaniem.

- Jestem bardziej taktykiem, specem od demolki niż dyplomatą. Moje słowa mogą być trochę obraźliwe. Zawsze frontowe "zwierzaki" obrywają najbardziej, tocząc bezsensowne wojny i wykonując durne rozkazy przełożonych, takich drani na tyłach. Giną w brudzie, krwi, przerażeniu i zapomnieniu. Ich najczystszym, najważniejszym i najbardziej pielęgnowanym uczuciem jest strach, po nim zaś nienawiść do wroga. Chcemy podejść blisko takiego %*#@ i sprawić, by przeklinał dzień narodzin. By zapłacił za chęć zabicia nas. By dać upust strachowi i odreagować. Z czasem niektórzy, jak ja, obojętnieją i przestają odczuwać strach czy miłosierdzie. Pozostaje w nich tylko czysta agresja i nienawiść do wroga.

Czuję swąd spalonej skóry. Spoglądam na zgniecione cygaro, które zgasiłem o wewnętrzną część lewej dłoni, na której widać było zwęgloną skórę.

- Teraz nienawidzę Mengska.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Ja z kolei jestem pilotem. Stoję po stronie Jima Raynora i tylko jemu podlegam. Mengsk? Moglibyśmy o tym skur***ynie nie wspominać? Wychodzi tak naprawdę, że nasze obie strony uważają go za wroga, więc lepiej razem go niszczyć, niż marnować na siebie ludzi i broń. - mówiąc to poprawiłem się na fotelu. Do najwygodniejszych nie należały. Wraithy są dużo bardziej wygodne.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jack ---> Stukov wysłuchał po kolei, co macie do powiedzenia. Po chwili uśmiechnął się szeroko, prezentując swoje zadbane uzębienie.

- No, nareszcie zaczyna pan mówić jak rozsądny człowiek, kapitanie! - przyklasnął, a dwaj wartownicy za jego plecami popatrzyli na siebie, jakby zdziwieni. - Czyli gdzieś na orbicie znajduje się wasza jednostka, dzięki której trafiliście na Char... Interesujące. W dodatku porucznik wspomniał o Jimie Raynorze. Słyszałem, że to najbardziej poszukiwany człowiek w Sektorze. Mengsk chce mieć jego głowę. - wiceadmirał wstał, chcąc zakomunikować koniec rozmowy.

- Wiem już tyle ile mi potrzeba. Najwyraźniej stoimy po tej samej stronie barykady. Niech pan jeszcze uda się na mostek i nawiąże łączność ze swoim dowództwem. Chciałbym porozmawiać z pańskim bezpośrednim przełożonym. Pozostali mogą udać się na odpoczynek. Zajmijcie się przygotowaniem odpowiednich kwater. - jeden z Duchów zasalutował i bez słowa wyszedł z sali. Po chwili zostałeś rozdzielony ze swoimi oficerami i razem ze Stukovem udałeś się na mostek.

Nick ---> Jak tylko skończyłeś mówić, na twarzy admirała pojawił się szeroki uśmiech.

- No, nareszcie zaczyna pan mówić jak rozsądny człowiek, kapitanie! - przyklasnął, a dwaj wartownicy za jego plecami popatrzyli na siebie, jakby zdziwieni. - Czyli gdzieś na orbicie znajduje się wasza jednostka, dzięki której trafiliście na Char... Interesujące. W dodatku porucznik wspomniał o Jimie Raynorze. Słyszałem, że to najbardziej poszukiwany człowiek w Sektorze. Mengsk chce mieć jego głowę. - admirał wstał energicznie z fotela i zakończył rozmowę. Kapitan Veanor miał skontaktować się z dowództwem, a wy mieliście pójść z tajemniczym ochroniarzem Stukova i znaleźć sobie kwatery.

Matt ---> Rozmowa zakończyła się niespodziewanie. Najwyraźniej Stukov otrzymał potrzebne infrmacje i przekonał się co do waszych szczerych intencji. Wyglądało na to, że cokolwiek robiły tu siły UED, miały zdecydowanie na pieńku z Mengskiem. Specjalnie ci to nie przeszkadzało, mając świeżo w pamięci wydarzenia z Tarsonis. Jeden z ludzi, którzy stali za admirałem otrzymał rozkaz znalezienia wam kwater. Byłeś już trochę zmęczony, a w ciągu ostatnich kilkunastu godzin nie brakowało wam wrażeń. Stres, który trzymał cię jeszcze na nogach, ustąpił po zakończeniu rozmowy.

Vith ---> Szczęśliwie, wreszcie udało wam się skończyć z tą "rozmową kwalifikacyjną". Admirał zabrał na dalsze męki kapitana, ale was odesłał na zasłużony odpoczynek. Jeden z jego ludzi miał wam przygotować miejsce do spania. Co prawda, mogłeś sobie zapalić cygaro, ale miałeś już serdecznie dość przeciągania tej bezsensownej gadki. Przynajmniej jest tutaj ktoś jeszcze poza Zergami i oddziałami Dominium. Trzeba będzie jeszcze kiedyś skopać tyłki Mengskowi i jego sługusom, ale byłeś już zbyt zmęczony żeby o tym myśleć. Zachciało ci się ziewać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, zagrożenie zażegnane, przemknęło mi szybko przez głowę, przynajmniej na jakiś czas...chyba, że...eh, wystarczy odrobina czasu z tymi "politykami" i już zaczynam myśleć paranoicznie. Choć z drugiej strony kto może być pewien co Stukov zamierza z nami zrobić? Może te kwatery to po prostu więzienne cele a tylko chciał uśpić naszą czujność? Trudno, jestem zmęczony, ale zachowanie jeszcze odrobiny ostrożności mnie nie zabije. Na pewno nie w towarzystwie uzbrojonych żołnierzy bez znania ich zamiarów.

W ciszy podążałem do "kwater" licząc na to, że moje przypuszczenia się nie potwierdzą. Przy okazji liczę na to, że reszta zbyt łatwo nie uwierzyła w to rozwiązanie sytuacji.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mogło być gorzej. Odetchnąłem z ulgą, puszczam wymowne spojrzenie kompanom, co by nie wpakowali się w jakieś większe bagno.

- Za panem - wskazuję dłonią i podążam za admirałem.

Gdy już dochodzimy do mostka, oczekuję na połączenie ze statkiem.

- Mówi kapitan Jack Veanor, dowódca misji ratunkowej na planecie Char, proszę mnie połączyć z komendantem, pilne.

Czekam na odpowiedź modląc się, że nie wyśpiewa temu bucowi wszystkiego. Mogłoby zrobić się nieciekawie ...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach



  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...