Skocz do zawartości

panmyster

Forumowicze
  • Zawartość

    665
  • Rejestracja

  • Ostatnio

Wpisy blogu napisane przez panmyster

  1. panmyster
    Stworzyłem dzisiaj mój pierwszy filmik na YouTube. Trwa aż 54 sekundy. Pochodzi z gry Far Cry 2.
    Sprowokowało mnie to, że jakiś dziwny bug wkradł się do misji. Zazwyczaj cele, które należy wyeliminować są pilnie strzeżone. Nie wiem dlaczego, ale mój target stał sam jak palec w pustym hangarze, więc zacząłem się z nim bawić.
    [media=]
    Robienie filmików to dla mnie ciężka sprawa. Trochę skłamałem w tytule, ponieważ prawie 2 lata temu też cośtam opublikowałem, czego wolę teraz nie pokazywać (ale dociekliwi mogą to znaleźć na moim blogu, bo nie usunąłem tego wpisu). W każdym razie było to na tyle dawno, że to niemal zupełnie nowe doświadczenie.
    Obraz z gry przechwyciłem programem Xfire, ponieważ to chyba jedyny darmowy program do tego typu rzeczy. Klipy powycinałem za pomocą VirtualDub (też darmowy), a posklejałem wszystko i dodałem napis w edytorze YouTube (też darmowe).
    Detale w grze są badziewne, bo zależało mi na rozdzielczości 720p.
    Skoro już przebrnąłem przez te trudne początki, to może zrobię jeszcze parę filmików. Co jakiś czas wracam myślami do własnej serii Let's Play, ale chyba jeszcze się tego nie podejmę.
  2. panmyster
    Co to jest i dlaczego jest takie fajne?
    Najogólniej rzecz ujmując jest to zabieg w grach polegający na tym, że twoja postać ma tylko jedno życie. Powoduje to konieczność zaczynania swojej przygody od nowa za każdym razem, gdy coś pójdzie nie tak:)
    Dzisiejsze gry wręcz gwarantują nam, że je przejdziemy. Checkpointy co 30 sekund, automatyczna regeneracja zdrowia i poziom trudności "easy" są niemal w każdym tytule. Trochę uogólniam, ale chyba nie macie problemu, żeby się z tym zgodzić. Wydaje mi się, że gracze na całym świecie zatęsknili trochę za konsekwencjami poczynań w grze. Nie chodzi mi tylko o kilka różnych zakończeń fabuły, bo kliknąłem kilka opcji dialogowych. Chodzi mi o to, że permanent death wprowadza do gry trochę więcej wrażeń. Nagle nie pędzimy przez grę jak szaleni i jesteśmy bardziej ostrożni.
    DayZ jest bardzo dobrym przykładem tego mechanizmu. Każdy strzał może zwabić więcej zombie, co prowadzi często do śmierci, co prowadzi z powrotem na początek gry i kosztuje cały ekwipunek.
    Mam wrażenie, że powoli wkracza moda na mechanizmy tego typu. Na pewno pamiętacie tryb hardcore (czy jak on się tam nazywał) w Diablo III. To samo w Torchlight I i II. Hardcore mode w Minecraft usuwa wszystko co zbudowałeś po śmierci.
    Nie tylko twoja postać oraz przedmioty są zagrożone. W X-COMie twoi kompani nie wracają do życia. Na skutek twoich decyzji w Heavy Rain może zginąć jedna z czterech postaci. Nie wspominając o The Walking Dead, które jest ostatnio bardzo popularne.
    Czy "poważne" konsekwencje to coś, co niedługo zacznie pojawiać się w każdej grze? Już miałem odpowiedzieć "mam nadzieję, że tak", ale obawiam się trochę przesytu, do którego growa branża jest skłonna, tak jak np. moda na bullet time, która powstała po grze Max Payne.
    Pożyjemy, zobaczymy.
  3. panmyster
    Nie będzie screenów, ani oceny na koniec. To nie recenzja.
    Nie sądziłem, że tak bardzo polubię postać, która nosi majtki na spodniach. A jednak. Z Brucem Waynem i jego alter ego znam się od bardzo dawna i jest to jedna z moich ulubionych postaci ever. Arkham City oraz Arkham Asylum to wspaniałe gry. Po ukończeniu obu tytułów czułem pustkę, a to zdarza mi się tylko przy najlepszych tytułach. Chyba z biegiem lat mięknę, ponieważ udało mi się nawet wzruszyć przechodząc drugą część.
    Żeby nie było zbyt nudno, to wymyśliłem kilka rzeczy, które mi nie do końca grały. Otóż sama idea Arkham City, czyli otoczenie murem części miasta i wsadzenie tam wszystkich najgroźniejszych przestępców, jest po prostu debilna. To takie zamiatanie problemów pod dywan i udawanie, że niczego tam nie ma. Jedyna korzyść z tego to taka, że cywile są odgrodzeni od bandytów. A że w środku dzieje się co sobie tylko te niedobre istoty zażyczą... co to kogo obchodzi. Zero resocjalizacji. Zdziwiło mnie strasznie, że w Arkham City, czyli ogromnym więzieniu, znajduje się budynek posterunku policji. A co z ludźmi, którzy mieszkali w budynkach znajdujących się na terenie AC? Przymusowa eksmisja? Z byt mało w tym logiki jak dla mnie.
    Zastanawiam się, czy usunięcie wątku Hugo Strange'a nie poprawiłoby sytuacji. Zamiast Arkham City - po prostu Gotham City. I tak w AC znajduje się chyba każdy miejski obiekt znany z komiksów. Zaułek za teatrem, gdzie zastrzelono rodziców Bruce'a? Jest. Ace Chemicals, gdzie powstał Joker, wspomniany wcześniej posterunek policji, Amusement Mile, czyli miejsce związane z Robinem, to wszystko znajduje się w AC. Jakoś bardziej mi to pasuje jako całość Gotham, a nie tylko część i nawet nie przeszkadzała by mi ta umowność krótkich odległości między znanymi miejscami (policjanci chyba na piechotę biegali aresztować Poison Ivy, bo nie opłacało się uruchamiać silnika). Protokół 10, czyli cały powód, dla którego powstało AC, wywołuje w graczu wielkie "meh", gdy fabuła zdradza mu, po co to wszystko, a przynajmniej tak mi się wydaje, że wiele osób liczyło na coś ciekawszego.
    Wprowadzenie koncepcji wielkiego więzienia wprowadza coś, co uważam za sporą wadę tytułu. Jest mnóstwo postaci, a to się wiąże z tym, że nie zyskują tyle uwagi, na ile zasługują. Często stanowią tylko kolejną mordę do obicia, w celu popchnięcia odrobinkę fabuły do przodu (nie wiem, czy da się popchnąć fabułę do tyłu, nie pytajcie, nie jestem ekspertem;) ). Oczywiście da się stworzyć dobrą historię w tym uniwersum z wieloma postaciami, bo było to robione już kilka razy (np. Batman Hush) i historia w AC jest lepsza niż w AA moim zdaniem, ale kilka postaci spowodowało u mnie uczucie, że są na siłę wsadzone i można było z nimi zrobić coś lepszego (np. two-face ma praktycznie zerowe znaczenie dla fabuły, a jest jednym z ciekawszych złoczyńców).
    Wszystko co do tej pory napisałem odnosi się do rzeczy związanych z fabułą. To dlatego, że gameplay jest tak cholernie dobry, że nie mam za bardzo na co ponarzekać. A narzekanie to nasza polska specjalność. Ta gra zabiera mi moją polskość. Hańba.
    A tak bardziej serio, to w obu grach studia Rocksteady wkurza mnie to, że nie można brać się za misje poboczne i "znajdźki" bez poczynienia odpowiednich postępów w głównym wątku. Nie jest to jakiś bug, czy głupota, ale po prostu rozwiązanie, które mi nie odpowiada, bo zawsze staram się zrobić misje poboczne jak najszybciej, żeby mi nie przeszkadzały w głównym wątku:) Jak biedny gracz ma się domyślić, że nie może jeszcze zabrać tego znaku zapytania, bo to dopiero później będzie mu to dane? I taki gracz wychodzi z gry (alt-tab robi okropne rzeczy z tą grą, przynajmniej u mnie) i szuka w internecie, czy może zrobić misje poboczne po przejściu gry i okazuje się, że tak i trzeba je ignorować przed zobaczeniem napisów końcowych. Kończysz główny wątek, a tu statystyki głoszą, że gra ukończona w 37%. [beeep].
    Przemycę sobie mały akapicik nie związany z Arkham City, bo nie chcę go dawać na koniec, żeby osoby, które tylko przewijają na koniec i czytają ostatni akapit się nie skapnęły. Chodzi mi o to, że dawno nie pisałem i pewnie tekst trochę kuleje, ale mam nadzieję, że myśli, które nieudolnie przedstawiam są w miarę ciekawe. Zastanawiałem się, czy tekst o grze z tamtego roku ma sens, ale ostatnio wersja GotY była kilka razy przeceniana i może jest kilka osób, dla których temat "miasta Arkham" jest aktualny. Wracam do narzekania.
    Misje poboczne są spoko, ale niektóre włączają się w dziwnych okolicznościach. Jest koleś, który cię obserwuje, ale nie wiadomo, gdzie się go spodziewać i kiedy. Później okazuje się, że już w tym miejscu byłeś wcześniej, ale on nie miał ochoty się pojawić. Wspaniałe uczucie, kiedy gra misja poboczna stroi fochy i stwierdza, że akurat teraz się nie uruchomię, bo nie.
    Miałem ponarzekać jeszcze na niektóre gadżety, bo niektóre są śmieszne, np. batarang zawracający w powietrzu, ale daruję sobie, bo i tak tekst jest długi i pewnie piszę go bardziej dla siebie (no bo kto będzie tyyle czytał), żeby to wszystko z siebie wyrzucić.
    Ponarzekał, ponarzekał, 10/10. Wiem, że miało nie być oceny, ale jak to mówił pewien dom - everybody lies.
  4. panmyster
    Czy screen z gry może być sztuką?
    Natknąłem się na fotoblogi kilku osób, które do swoich fotografii wykorzystują ciekawe miejsce. Wirtualną rzeczywistość, którą tak dobrze znamy.

    Jako osoba interesująca się grami widziałem wiele screenów, ale jeszcze nigdy nie przeżywałem takich artystycznych doznań, jak teraz. Pozwólcie zatem, że po prostu wkleję wam kilka linków i pozwolę wam cieszyć się świetnymi fotami/screenami.
    http://deadendthrills.com/
    http://enwandrews.tumblr.com/archive
    http://virtualgeogra...blr.com/archive
    http://notrl.tumblr.com/archive
    http://vee-r.tumblr.com/archive
    http://www.electricblueskies.com/
    ps wiem, że to żaden wpis, chciałem się po prostu z wami podzielić czymś fajnym:)
  5. panmyster
    Jeżeli jesteś uczniem/studentem, to być może rozumiesz mój ból.
    Zmuszam się, żeby napisać ten tekst. Nie z jakiegoś poczucia obowiązku, czy czegoś takiego, ale dlatego, że do wszystkiego muszę się zmuszać. Dlaczego? Ponieważ są wakacje.
    W trakcie sesji zabiłbym gołymi rękami człowieka dwa razy większego ode mnie uzbrojonego w pałkę (drewnianą, zboczuchy), tylko po to, aby móc sobie pograć dwie godziny w jakąkolwiek grę. Chętnie oglądałbym durne filmiki na YouTube, rysował, grał na gitarze, czytał książki i oddawał się w objęcia moich kochanych hobby, ponieważ nie miałem na to czasu (egzaminy, przeprowadzka i inne rzeczy, o których nie chce mi się pisać). Niestety teraz, kiedy to wszystko mogę w końcu robić, najzwyczajniej w świecie mi się nie chce. Nienawidzę tego uczucia. Ja chcę chcieć!
    Najchętniej to bym leżał sobie cały dzień i co jakiś czas drapał się po tyłku. Na szczęście mój wewnętrzny pisarz się obudził i teraz niemrawo klepie w klawisze mego lapka. Jak ze wszystkim, najtrudniej jest zacząć, potem to jakoś idzie. Muszę znów wbić się w swój rytm. Nie mogę spieprzyć kolejnych wakacji, bo to jedne z moich ostatnich (takich długich).
    Na szczęście wewnętrzny pisarz się rozbudza, muzyk otwiera powoli oczy, bo słyszy z głośników utwory, które zawsze go inspirowały. Dobrze. Wewnętrzne leżakowanie powoli dobiega końca. Zaczynam wygrywać walkę z wakacyjnym leniem.
    A wam jak idzie?
  6. panmyster
    Tytuł wpisu może wydawać się kontrowersyjny, ponieważ ten mod do gry Arma 2: Combined Operations wydaje się niesamowicie nudny na początku. Jednak, gdy pozna się go trochę bardziej, widać w nim wielki potencjał.
    Najprościej rzecz ujmując, DayZ to symulator apokalipsy zombie. Słowo "symulator" nie zostało tu rzucone na wiatr, ponieważ nie jest to gra w stylu Left 4 Dead. Tutaj musimy martwić się o takie rzeczy, jak jedzenie i picie, środki przeciwbólowe, czy bandaże, bo gdy zaczniemy krwawić, to nie przestaniemy, dopóki czegoś z tym nie zrobimy.
    Gra zaczyna się na plaży. W swoim plecaku mamy takie rzeczy jak bandaż, butelka wody, puszka fasoli, oraz to, co wydaje się najbardziej przydatne, czyli pistolet. Co za problem przeżyć apokalipsę zombie, skoro ma się pistolet (i amunicję)? Otóż każdy strzał wabi wszystkie zombie znajdujące się w okolicy i gdy jest ich zbyt dużo, to szanse na przetrwanie drastycznie maleją.
    Głównym naszym zadaniem jest przetrwanie. Niestety nie ma czegoś takiego, jak miejsce docelowe, które kończy grę (a przynajmniej nic mi o tym nie wiadomo). Jesteśmy rzuceni w świat gry i musimy się w nim odnaleźć. Większą część gry zajmuje eksploracja, a jest co eksplorować, bo gracz dostaje 225 km2 terenu lasów, dróg, niewielkich miast. Brzmi nudnie? Też tak myślałem, ale największą zaletą tego moda jest kila ciekawych rozwiązań rozgrywki, które niesamowicie wpływają na nasz styl gry.
    Po pierwsze: gdy nasza postać ginie - game over. Zaczynamy od początku. Wszystko co mieliśmy, tracimy i zaczynamy znów na plaży. To sprawia, że gracz bardziej wczuwa się w beznadziejną sytuację świata gry. Każdy oddany strzał jest ryzykiem zwabienia innych zombie. Przy każdym budynku pojawia się pytanie: czy warto ryzykować wejście do środka?
    Po drugie: natrafiamy na innych graczy. Możemy się z nimi dogadać i eksplorować z nimi. Mamy do dyspozycji chat pisemny, jak i głosowy. Z tym drugim wiąże się prosta, a genialna rzecz. Przez czat głosowy możemy pogadać tylko z graczami, którzy są blisko nas. Gdyby słychać było gościa, który znajduje się 5 km dalej, to totalnie zrujnowałoby to immersję. A co jeśli nie chcemy się dogadać?
    Po trzecie: friendly fire. To mnie chyba najbardziej przekonało do tego moda. Nie można być ufnym wobec drugiego gracza, bo stanowisz dla niego okazję, by szybko zdobyć dużo przydatnych przedmiotów. Jeżeli grasz z kolegami, z którymi umówiłeś się na rozgrywkę, to możecie w grupie polować na innych graczy. Możesz też "kampić" na innych graczy w ukryciu. Wprowadzenie tak ludzkiego czynnika, jakim jest "zaufanie" wprowadza więcej moralnych decyzji niż jakiekolwiek linie dialogowe w RPG.
    DayZ jest w tej chwili w wersji alpha i wymaga kilku poprawek. Animacje kuleją, jest trochę bugów i podobno serwery strzelają fochy (ale zapamiętują twoją postać i położenie), ale kilkoma prostymi sztuczkami stworzyło genialny tryb multiplayer. Wyobrażacie sobie coś takiego np. w Stalkerze, albo Metro? Mam nadzieję, że DayZ wyrośnie na pełnoprawną grę (tak jak np. Red Orchestra) i że inni producenci gier wyciągną wnioski z popularności tego moda (230 tysięcy unikalnych graczy, prawie 70 tysiący grających w ciągu ostatnich 24 godzin).
    http://www.dayzmod.com/
  7. panmyster
    W życiu blogera zdarza się taki moment, gdy czuje niepohamowaną chęć stworzenia wpisu. Chęci, które można nazwać weną, są bardzo ważne i stanowią połowę sukcesu w skutecznym akcie blogowania. Niestety, często na drodze ku spełnieniu stoi brak dobrego tematu, który można by podjąć.
    Na szczęście dzisiaj nie mam tego problemu, a to dzięki wiedzy, którą dzisiaj zdobyłem. Otóż...
    czy wiedzieliście, że leniwiec robi kupę raz w tygodniu i wydala do 30% swojej masy ciała? To musi być wspaniałe uczucie, zrzucenie z siebie takiego balastu. Reklamy wmawiają nam, że po Activii poczujemy się lekko, a co musi czuć taki leniwiec? Poza tym, wyraz pyszczka takiego osobnika w trakcie wydalania mówi sam za siebie
    . Czy ja kiedykolwiek będę tak szczęśliwy? PS tak, wiem że ten wpis jest na poziomie tego, co wydostaje się z tyłka tego leniwca, ale przynajmniej nie jest to kolejny wpis o Diablo III
  8. panmyster
    Teza: Gry, które są nierealistcyczne, a momentami wręcz głupie sprawiają najwięcej radości.
    Kiedyś bardzo lubiłem gry typu Call of Duty. W czasach, kiedy to był pojedynczy tytuł, a nie seria, czyli dość dawno. Przyszłość gier komputerowych w moim wyobrażeniu była dążeniem do superrealizmu. Nie chodzi mi tyko o grafikę. Myślałem, że gry będą dążyć do jakiś skomplikowanych symulatorów, a nie tego, co mamy dzisiaj. Oj jak się myliłem. I bardzo dobrze.
    Im bardziej realistyczna gra, tym bardziej postrzegam ją jako upierdliwą. Jak to umieram od jednej kuli? Jak to mam iść kilometr na piechotę bez teleportu/boostu/czegośtam? Jak to mam nosić spodnie na Syberii? Czepianie się. Gra ma sprawiać przyjemność, a nie irytować.
    Uwielbiam to, że mogę wysadzić w powietrze samochód, posyłając mu serię z kałasza. Ciało przeciwnika lecącego 10 metrów nad ziemią po dobrze rzuconym granacie cieszy sto razy bardziej niż urwana noga i "zwykły" upadek. Cieszy mnie to, że tylko czerwone beczki wybuchają. Albo to, że jak przejdę koło leżącego magazynku nie muszę się po niego schylać, tylko od razu ląduje w moim ekwipunku. Lubię to, że targam 500 przedmiotów w niewidzialnym plecaku itd. itp.
    Niektórzy mogą powiedzieć, ze realizm pomaga wczuć się w grę. Nie zgadzam się z tym kompletnie. Czy bullet time jest realistyczny? A czy Max Payne ociekał klimatem? A czy łatwo było wczuć się w tę grę? Jeżeli odpowiedzi na te pytania to: nie, tak, tak to chyba zgodzisz się ze mną, że to jednak w największym stopniu klimat odpowiada za "wczuwalność" w grę. A czy się ginie od jednej, czy dziesięciu pocisków to już sprawa drugorzędna, przynajmniej dla mnie.
    Myślę, że w czasach tak dużych możliwości, twórcy gier odkrywają coraz głupsze, pure-fun'owe rzeczy, takie jak linka w Just Cause 2, skill-shoty w Bulletstormie, czy... dilda w Saints Row the 3rd.
    Cieszy mnie to bardzo, bo mam dość ciągle tych samych broni w shooterach. Ak-47, MP5, Beretta, Desert Eagle. Te nazwy chyba zna każdy gracz, bo widział je już milion razy. Ja chcę ADB (automatic dildo blaster), NC(nut cracker), AoAT (army of ants teleporter) i jakieś inne odjechane rzeczy. Liczę na wyobraźnię twórców, bo często bywa tak, że jeden mały feature podnosi ocenę gry i zmienia jej feeling diametralnie (coś dużo angielskich słówek używam;p Polski trudna język).
    Sobie i wam życzę jak najwięcej nierealistycznych, śmiesznych, a nawet głupich gier, przy których będziedzie sobie w duchu mówić "wow, czemu nikt wcześniej na to nie wpadł? Przecież to jest wyczesane, jak wąsy Piłsudzkiego".
    Tl;dr: Spójrz na tytuł, a teraz na mnie, a teraz na swoją lewą stopę, a teraz na cały tekst i go przeczytaj leniuchu.
    PS ależ mi się ostatnio ciężko myśli zbiera, mam nadzieję, że ten tekst da się zrozumieć
  9. panmyster
    Far Cry 2 jest nudny. To najczęściej pojawiający się zarzut przy wszelkiego rodzaju opiniach i recenzjach tego produktu. Nie każdy jednak wie, że ta gra potrafi dać wiele radości, jeżeli podejdzie się do niej w odpowiedni sposób, bowiem nie jest to kolejny typowy shooter.
    Pierwsze 2 godziny gry bardzo mi się podobały. Jakiś zalążek fabuły, po czym pełna swoboda w wybieraniu kolejnych misji. Rozwaliłem parę posterunków, odblokowałem kilka kryjówek, zrobiło się jakąś misję dla handlarza bronią, czy dla kumpla, a nawet znalazłem kilka diamentów. Bosko.
    Kolejne 2 godziny to mordęga. Znowu trzeba strzelać się w tych samych miejscach jadąc z punktu A do B. A sama droga długo zajmuje i prawdopodobnie połowa mojego grania to jeżdżenie. Nuda.
    Podszedłem do tej gry jak do kolejnego typowego shootera i bardzo się zawiodłem. Jednak po lekkim szperaniu w internecie odkryłem, że moje podejście jest całkowicie błędne. Swoboda w tej grze to nie tylko fakt, że możesz sobie wybrać misję gdzie chcesz i masz dostęp do całej mapy. Swoboda oznacza też, że możesz wykonywać misje w dowolny sposób. A to oznacza, że mogę grać tak jak lubię, czyli... skradać się
    Dałem tej grze drugą szansę. Zdobyłem trochę diamentów i kupiłem bronie z tłumikami i kamuflarz. Zacząłem chodzić na misje w nocy (wystarczy w safe housach przespać się do upragnionej godziny) i parkowałem daleko od celu, zamiast wpadać na posesję z całym impetem. Skradanki zawsze mi się podobały, dlatego poczułem, że w końcu ta gra sprawia mi frajdę. Nawet misje dla handlarzy zaczęły mi się podobać po odkryciu min (c4 czy czegoś takiego), dzięki którym można zastawiać pułapki na konwoje i z daleka obserwować dzieło zniszczenia.
    Porcjowanie też jest całkiem ważne. Gdy zaczynałem tracić cierpliwość i chciałem szybko skończyć misję by mieć spokój, to był znak, że trzaba kończyć granie na dziś.
    Oczywiście to nie znaczy, że dałbym grze 10/10. Ma ona kilka poważnych wad, które niestety przeszkadzają w rozgrywce. Mimo ich jednak można dobrze się bawić, bo ta gra to... narzędzie. Jak je wykorzystasz, to już twoja sprawa. Nie musisz się bawić w snajpera, równie dobrze możesz być bombardierem:) (granaty i rozmaite rocket launchery też dają frajdę).
    A i pamiętajcie. Easy nie hańbi. Ważne jest to, czy się dobrze bawisz, bo przecież o to chodzi w grach, nie?
  10. panmyster
    Miałeś kiedyś wrażenie, że zaliczasz gry zamiast je przechodzić? W takim razie moja filozofia (nie mylić z zoofilią) grania powinna do Ciebie trafić jak ciasto w śliwkę... czy jakoś tak.
    Mója półka ugina się od tytułów z tanich serii oraz wielu gier z Cd-Action, które chcę przejść. Steam, oraz konto na gamersgate też mają coś w tej kwestii do powiedzenia. Słowem, mam od ciula gier, w które chcę pograć, a nie mam na nie czasu. Doprowadziło to do sytuacji, gdzie zacząłem czuć wręcz presję zaliczania kolejnych tytułów, po to tylko, żeby je odhaczyć w głowie. Zacząłem wybierać sobie gry, które są stosunkowo krótkie, żeby nadążać je przechodzić. W pewnym momencie zacząłem zauważać u siebie spadek zainteresowania oraz radości z grania i nawet posądzałem siebie o grową niemoc starczą, ale w porę uświadomiłem sobie, że po prostu potrzebuję zmiany podejścia do tematu.
    Wtedy pojawiła się idea tak czysta i piękna, że postanowiłem się nią z Wami podzielić drodzy gracze rodacy. Odkryłem filozofię Slow the F*ck down.
    Slow the F*ck down to nic innego jak czysta zabawa grą. Trzeba w nią grać, jakby się nie miało żadnej innej gry tak długo aż daje nam radość. Podchodzić do danego tytułu z różnych stron, bo może coś fajnego nam umyka. Swego czasu pisałem wam, że Far Cry 2 zaczął mnie bawić dopiero, gdy odkryłem w niej swój własny styl zabawy (snajperka i skradanie się). Kiedy przestałem zaliczać misje jak szalony i zwolniłem tempo, wtedy odkryłem piękno tej gry. Zaczynam podchodzić w ten sposób do każdego kolejnego tytułu. Bez pośpiechu odkrywam grę, szukam sekretów, bawię się z przeciwnikami. Wrzuciłem na luz. W tej chwili przechodzę drugi raz grę XIII, bo wciąż mi się chce w to grać i sam sobie wyznaczam pewnego rodzaju achievementy, bo usiłuję przejść jak najwięcej etapów skradając się (btw, szkoda, że ta gra nie ma żadnych statystyk, tak jak np. W hitmanie).
    A co z tymi wszystkimi grami, które na mnie czekają? Niech czekają Na wszystkie przyjdzie pora, a i będzie co robić na emeryturze, bo się syta paka nazbiera do tej pory
    Jako mistrz hipokryzji napisałem ten tekst śpiesząc się
    tl;dr: Bende grau w gre, a nie zaliczau gre.
  11. panmyster
    Każdy z nas ma takie gry, które wspomina dobrze, ale jednak z pewnym niesmakiem. Niesmak ten nie dotyczy tego, co dała nam sama gra, ale tego, czego my sami nie zrobiliśmy.
    Oto kilka moich największych niepowodzeń. Niektóre zamierzam "naprawić", a do niektórych gier pewnie już nie wrócę.
    1. Zawsze chciałem być dobry w Tekkena.
    Tekken daje wiele możliwości, jeżeli chodzi o styl walki, ciosy i c-c-c-combo breaker!!! Sorry, miałem napisać "combosy"
    Niestety w ten tytuł (w dowolną część) trzeba włożyć sporo czasu, żeby być naprawdę dobrym. Nigdy nie znalazłem w sobie tyle zapału, żeby opanować do perfekcji chociaż jedną postać. Tekkenowe groupies nie będą na mnie lecieć.
    2. Nie przeszedłem Tony'ego Hawka 2 na 100%
    A byłem całkiem blisko. Zabrakło mi "tylko" tzw. gapsów, których było po prostu za dużo. Nie będzie czego opowiadać wnukom.
    3. Nie przeszedłem S.T.A.L.K.E.R'a
    Ale naprawię ten okropny błąd. Pierwsza próba skończyła się mniej więcej w środku gry i złapał mnie w sidła okrutny bug, który uniemożliwił mi dalsze przechodzenie gry. Druga próba była z modem Complete, ale znudziło mi się trochę dalej. Zaczynam tęsknić za zoną i powrócę tam niedługo. Szczególnie, że mam teraz trochę lepszu sprzęt i będzie wszystko trochę ładniej wyglądać.
    4. Nie przeszedłem Spellforce'a 2
    Ta gra jest cholernie dłuuuga obecnie jestem w trakcie 2 podejścia, bo pierwszego "sejwa" mi zjadło. Na szczęście mam motywację, bo kupiłem dodatek i 14,99 zl nie może się przecież zmarnować
    5. Nie przeszedłem Final Fantasy IX i Legend:Hand of god
    I znowu to samo. Długie gry, które po jakimś czasie odłożyłem i tak już zostało. A giery niczego sobie.
    Na pewno znalazłoby się jeszcze kilka tytułów, w które byłem za słaby, nie przeszedłem ich, bo mi się odechciało grać, albo zawiesiłem się na jakimś bossie. Tutaj przedstawiłem wam moje największe rozczarowania... mną samym wobec gier.
    Wy też na pewno macie kilka takich tytułów, w których żałujecie, że czegoś nie zrobiliście. Może chcecie się podzielić?
  12. panmyster
    Człowiek robi dziwne rzeczy, gdy nie ma dostępu do internetu przez dłuższy czas. Jeszcze dziwniejsze rzeczy zdarzają się, gdy jest to w okresie sylwestrowym, gdzie wszystko wokół mówi nam o tym, że jeden rozdział kończy się, a kolejny zaczyna i ogólnie można odczuć upływający czas nawet fizycznie poprzez głupią zmianę kalendarza na ścianie. Moją dziwną rzeczą była mała podróż w czasie o jakieś 8 lat wstecz.
    Jako człowiek studiujący coraz rzadziej widuję swój pokój, w którym spędziłem większość dzieciństwa. Jeszcze rzadziej widuję swoje stare płyty schowane głęboko w szafie na lewo od wejścia do Narni. W starym pudełku po butach ostały się tylko największe skarby i nie mam na myśli pięknych pań o nazwiskach .jpg, .avi, czy czegoś w ten deseń. Mam na myśli dużo bardziej niewinne sprawy, takie jak klipy z Dragon Balla, komiksy z superbohaterami, czy stare płyty CD-Action, które rzeczywiście były CD, a nie DVD tak jak teraz. W tym momencie wsiąkłem w klimat tamtych lat.
    Dziś, żeby obejrzeć filmik wystarczy włączyć YouTube'a i masz wszystko czego potrzebujesz. Kiedyś trzeba było za każdym razem się nieźle naszukać i naczekać, bo przecież transfery były takie, że głupie demo gry, które zajmowało góra 200MB ściągało się pół nocy. Młodsze pokolenie pewnie myśli sobie "żałosne", a ja myślę "to były czasy". (Szybszy) internet sprawił, że jesteśmy bardzo niecierpliwi i wybredni. Jeżeli w filmiku nie dzieje się nic ciekawego przez 15 sekund, to już go wyłączamy. Tego tekstu już prawie nikt nie czyta, bo jest za długi, a przecież kiedyś Action Maga (jeżeli nie wiesz co to, to wyjdź) czytało się praktycznie od deski do deski, a tam dopiero bywały długie teksty. Obrazki, z których uczyłem się rysować były w takiej słabej rozdzielczości, że dzisiaj mogą służyć jako avatary, albo sygnaturki. To wszystko było w pewien sposób magiczne i sprawiało, że bardziej doceniało się to, co się posiadało. Dzisiaj ludzie mają setki filmów na dyskach i ich nie oglądają. Nie mówiąc już o grach, czy muzyce i innych pierdołach.
    Podróże w czasie mają to do siebie, że brutalnie uświadamiają kilka rzeczy. Banały takie jak "wszystko się zmienia" nabierają namacalnego znaczenia. Najgorsze jest to (a może najlepsze?), że ja też się strasznie zmieniłem przez ten długi czas. Stare marzenia zastąpiły nowe, dawne fascynacje się wypaliły, albo przygasły (ale na szczęście Soldier of Fortune wciąż jest [beeep]isty), ale w ich miejsce pojawiły się nowe. Nie można powiedzieć, że są rzeczy niezmienne. Można powiedzieć, że są rzeczy, które zmieniają bardzo wolno.
    Gdyby był teraz rok... powiedzmy 2003, to ten tekst byłby dużo dłuższy i pewnie startowałby do Action Maga (ej, ty który nie wiesz co to Action Mag ? co ja mówiłem? won), nie dostałby się i by wylądował w koszu Windowsa ...XP czy 98? No nieważne. W każdym razie tekst ląduje tutaj i mam nadzieję, że da trochę do myślenia. Warto odbyć małą podróż w swoją przeszłość, bo można się kilku ciekawych rzeczy o sobie dowiedzieć, czego i wam życzę.
    PS ktoś wie, co się stało z Archwimiłopotopoczerpaczkiwiczaninem?
    tl;dr ? ziemniaki-mutanty kiedyś zapanują nad światem
  13. panmyster
    Wydawać by się mogło, że niewiele może się dziać w świecie anime, które skończyło sie wiele lat temu. Ale od czego mamy fanów głodnych nowych przygód? Oto kilka bardzo ciekawych fanowskich projektów, które chciałbym wam przedstawić.
    W zasadzie to jakiś czas temu opublikowałem podobny wpis, ale od tamtej pory odkryłem, bądź też pojawiły się nowe godne polecenia projekty, dlatego temat jak najbardziej nie jest wyczerpany z mojej strony.
    Czas na konkrety. Cell kontra Dabura? Vegetto kontra Brolly? Vegeta kontra... Vegeta?? Takie rzeczy tylko w Dragon Ball Multiverse, fan mandze z Francji (nie martwcie się, jest też wersja polska), w której to rozgrywa się największy turniej sztuk walki, jaki można sobie wyobrazić. Obejmuje on... kilka wymiarów! W każdym z nich wydarzenia znane z mangi, czy anime potoczyły się inaczej i np. w jednym z nich Freezera wcale nie pokonał Goku, tylko... Super Nameczanin, który "składa się" z wszystkich Nameczan, którzy scalili się, aby uratować swoją planetę. Albo Buu, który wchłonął każdego kto posiadał jakąś moc. Oprócz wątku turniejowego zapowiada się na coś więcej, gdyż niektóre negatywne postacie zaczynają coś knuć (jak to zwykle bywa), więc nie są to suche walki.
    Każdy fan słyszał chyba nazwę Dragon Ball AF. Rzekomo miało to być anime kontynujące serię GT, ale nigdy nie doszło to do skutku i nawet nie wiem, czy to było kiedykolwiek w planach, czy to tylko wymysł fanów. W każdym razie powstało mnóstwo opowiadań na ten temat. Niektóre nawet miało kilka sag. Pojawiało się kilka wątków wspólnych m.in. Gohan w formie SSJ4, czy tajemniczy Xicor jako główny antagonista serii. Japoński rysownik Toyble podjął się zadania stworzenia fan mangi czerpiącej z tych opowiadań. Niestety powstaje ona skandalicznie wolno i zamiast nowych rozdziałów pojawiają się różne małe poboczne projekty takie jak Dragon Ball Zero, które opowiada o losach młodego Raditza, brata Goku. Nie narzekałbym na "wolność" wydawania mangi, gdyby nie to, że rzeczywiście ta manga jest wydawana w pełni znaczenia tego słowa. W Japonii jest przyzwolenie na wydawanie mang opartych na "dużych" tytułach i nikt się nie bije o prawa autorskie dopóki jest jasno zaznaczone, że to projekt fanowski.
    Wracając do AF, natknąłem się całkiem niedawno na inną mangę o podobnym tytule. Otóż niejaki Jijii postanowił przedstawić swoją wersję wydarzeń. W jego wersji pojawia się syn Freezera o imieniu Ize. Jego potęga, przewyższająca SSJ4 może wydawać się naciągana, ale autor zgrabnie tłumaczy ten fakt. Fabuły jak na razie nie ma co oceniać (większość akcji to pojedynek), ale mogę się odnieść do rysunków, które niestety cierpią na syndrom przerysowania. Kadry, a nawet całe strony są żywcem przerysowywane z mangi, jedynie osoby są inne. To dość częsty zabieg w tego typu twórczości, ale tutaj rzuca się w oczy bardziej niż zwykle.
    Odpocznijmy chwilę od mangi i "poważnych" tematów. Team Fourstar zajął się parodiowaniem anime (serii Z) i jak do tej pory mogą pochwalić się 24 odcinkami pełnymi dobrego, szybkiego, amerykańskiego humoru. Ich filmiki na YouTube cieszą się dużą popularnością i znalazł się ktoś, kto dodaje polskie napisy. Polecam na odstresowanie się.
    Chyba stosunkowo niedawno pojawiły sie filmiki z projektu o nazwie Dragon Ball Absalon, które jest jeszcze w fazie produkcji i pojawi się "when it's done"(najpopularniejsza data premiery na świecie;) ). Z tych zaledwie kilku animacji można wywnioskować, że to będzie kolejne AF, tylko inaczej nazwane i będzie się dziać w tytułowym Absalonie, SSJ5 będzie normą, a animacje będą ładne, ale nie bardzo w stylu anime, co wcale nie jest wadą. Myślę, że warto będzie śledzić ten projekt o ile autorowi starczy wytrwałości.
    Z rzeczy bardziej oficjalnych należy wspomnieć o nowej, krótkiej (ma mieć tylko kilka rozdziałów) opowieści z Bardockiem (ojcem Goku) w roli głównej. W tej mandze Bardock nie ginie po spotkaniu z Death Ballem Freezera, tylko... cofa się w czasie. Szybko okazuje się, że znajduje się na planecie Vegeta w czasach, kiedy jeszcze nie opanowali jej Saiyanie. Jeszcze szybciej okazuje się, że pobyt nie będzie sielanką gdyż... pojawia się ktoś bardzo podobny do Freezera. Manga ta powstała by promować nową grą automatową w Japonii zwaną Dragon Ball Heroes, do której powstały też ciekawe, krótkie filmiki promocyjne.
    Myślę, że takich zdolnych fanów i "życia po życiu" swojego dzieła, każdy mangaka by pozazdrościł. Mam nadzieję, że pokazałem wam coś, o czym wcześniej nie słyszeliście i niecierpliwie czekam na kolejne strony, rozdziały, filmiki wyżej wymienionych i kibicuje im by nie przestali tworzyć.
  14. panmyster
    Nie wiem jak wy, ale ja mam okropny problem z porannym wstawaniem. Ruszenie mnie z łóżka porównałbym do pchania czołgu. Bez gąsiennic. Budziki niby mnie budzą, ale na jakieś 1.325 sekundy, bo po tym czasie zdąże go wyłączyć i zasnąć. Nawet jeżeli budzik jest daleko, to i tak wracam do łóżka. W pewnym momencie stwierdziłem, że nawet budzik z familly guy'a by nie wystarczył (ten co "dzwonił" "allah akbar" i wybuchał). Coś trzeba było zrobić.
    Widziałem już wiele ksiązek o rozwoju osobistym, ale większość znich tylko uświadamiała, że chciałbym wcześniej wstawać i mniej marnować swoje życie, ale żadna nie pokazała mi skutecznego sposobu jak to zrobić. Jednak ostatnio natknąłem się na takie zdanie: "Trzeba zaplanować sobie poranną rutynę, do której aż będzie chciało się wstawać". Genialne w swojej prostocie - pomyślałem. Tylko skąd jak wezmę kasę na prostytutki, które codziennie rano będą robić mi... coś tak fajnego, do czego będę z radością wyrywać się z ramion Morfeusza? Nie będę przecież pić z samego rana.
    Tribiki w mojej głowie poruszyły się z lekka. Spojrzałem na moją pułkę z płytami i stwierdziłem, że przecież mam tyle gier, których jeszcze nawet nie ruszyłem. Nie miałem na nie czasu, bo... no cóż.. spałem do późna. Nigdy się nie spodziewałbym, że odpowiedzią na jakikolwiek mój problem będą gry:)
    To wszystko było jakiś czas temu i muszę stwierdzić, że sposób jest niezły, ale trzeba sobie dostarczać wciąż nowe bodźce. Jedna gra się znudzi po paru dniach. Przydają się też różnorodne gry, no bo ileż można rypać w shootery? Czasami bywa tak, że nawet same gry się nudzą i trzeba kombinować z filmami, książkami i innymi rzeczami, które się lubi.
    Czuję się trochę jak anonimowy alkoholik, ponieważ "każdy dzień jest wyzwaniem". Jeżeli macie podobny problem do mojego, to polecam ten sposób, ale uprzedzam, że najlepsze rezultaty daje lekkie wyposzczenie z gier, zanim się go zastosuje.
    A może macie lepszy system?
  15. panmyster
    Śmieszy mnie głupota ludzka, ale trochę też wkurza, że mamy w Polsce tylu frajerów.
    Każdy gracz, a przynajmniej zdecydowana większość wie, co to STEAM. Okazuje się, że ludzie sprzedają czyste konta ludziom, którzy nie potrafią czytać, albo stosują taktykę "too long, didn't read".
    Widząc tytuł aukcji "KONTO STEAM CS 1.6" oraz cenę 2,50zł nie nabierasz podejrzeń, że coś jest nie tak? Najwidoczniej niektórzy nie i w ciemno klikają "kup teraz". Okazuje się potem, że w aukcji było napisane "po wpisaniu własnego klucza będziesz mógł od razu zacząć grać!". Proste? Pewnie, że tak. To złoty interes dla ludzi, którzy nie posiadają honoru i uczciwości. Nikt nie będzie ryzykował zwrotnego negatywa za 2,50zł, ani nie pójdzie z tym na policję, bo niby z czym? Że ktoś ci uczciwie sprzedał konto, które własną ciężką (lol) pracą założył?
    Ciekawe są też komentarze w stylu "w regulaminie STEAM jest napisane, że nie można sprzedawać swoich kont". No i co z tego? Nie pamiętam, żeby Valve ustalało polskie prawo. Jeżeli ktoś nie przestrzega ich licencji, to oni mogą go zbanować, albo pozwać, tylko czy oni się przejmą kilkoma oszustami z Polski? Jakoś nie sądzę.
    Ostatnio można zobaczyć też aukcje ze "zdjęciem telefonu". Ciekawe jak wygląda mina człowieka, który myśli, że dostanie nową Nokię, a dostaje zdjęcie na maila. Nie po to uczą czytania ze zrozumieniem na maturze, żeby ktoś robił z siebie takiego imbecyla. Ludzie, czytajcie treści aukcji, wszelkie umowy, które podpisujecie, regulaminy, które akceptujecie.
    Nic was nie zwalnia z samodzielnego myślenia.
  16. panmyster
    Przeglądam "Ostatnie tematy", a tu dwie perełki.
    1. http://forum.cdaction.pl/index.php?showtopic=125387
    Koleś pyta o serial do Call of Duty, bo chce popykać przez neta. Facepalm. Na dodatek pisze "od razu mówie ze w googlach wszystkie nie pasują". Facepalm 2.
    2. http://forum.cdaction.pl/index.php?showtopic=125390
    Ten z kolei twierdzi, że dawno nie grał w Arkham Asylum i nie pamięta jak się dobija przeciwników. Też cały internet przeczytał i nic nie znalazł. Facepalm 3. Kolega forumowicz podpowiedział mu, że jest coś takiego jak instrukcja i tam zazwyczaj jest rozpisana klawiszologia. Niesamowicie trudny i podchwytliwy problem został rozwiązany. Nie obyłoby się bez pisania postów na FA, no bo jak przeciętny człowiek może wpaść na to, że do gier dodają instrukcję? NO JAK???
    Przestaję wierzyć w gatunek ludzki.
  17. panmyster
    Ostatnio zainteresowałem się filmikami typu "Let's Play ...", czy "Zagrajmy w ..." jak ktoś woli (jeżeli nie wiesz o czym mówię, to wystarczy to wpisać w youtube i wyskoczy milion filmików z różnych gier). Ostatnio jest to mój największy pożeracz czasu potrzebnega na naukę.
    Idea podoba mi się na tyle, że sam postanowiłem się tym zająć. Niestety w tej chwili średnio mam czas (nawet tego tekstu nie powinienem pisać), ale po sesji powinienem coś już zdziałać. Na razie chciałem tylko sprawdzić, czy wogóle sie do tego nadaję. Wygrzebałem mikrofon, nagrałem kilka kwestii na sucho, żeby zobaczyć, czy wszystko działa i czy nie mam głosu jak nietoperz. Okazało się, że jest całkiem nieźle.
    Postanowiłem uruchomić jakąś grę i zobaczyć jak to wszystko razem brzmi. Okazało się, że straszne szumy z mikrofonu psuły zabawę. Po kilku problemach technicznych i kilkunastu próbach udało mi się osiągnąć coś na miarę zadawalającego efektu. Nie mogę się doczekać mojego pierwszego Let's Play, bo to przede wszystkim świetna zabawa. Wiem, że trochę roboty z tym będzie, ale myślę, że będzie warto. A czy wy chcielibyście zobaczyć tego typu filmiki tutaj?
    Na zachętę mogę wam pokazać kilka moich nieudanych prób przy testowaniu mikrofonu. Nie przejmujcie się szumami, bo dopiero po tych próbach odkryłem jak się ich pozbyć. Możecie przejąć się za to jakością. Filmik nagrałem w jakości HD, a na Youtubie wygląda jak kupa. Ktoś wie, czemu tak się dzieje?
    aha, gameplay [+18], bo trochę przeklinam
    http://www.youtube.com/watch?v=z_-PUMRX5yQ
  18. panmyster
    Ostatni mój wpis był trochę (może bardziej niż trochę) dołujący, ale przychodzi taka pora, że trzeba podnieść się i znów zacząć walczyć. Dzisiaj opowiem wam o tym, co mi w tym pomaga.
    1. Powrót do korzeni.
    Na pewno kiedyś robiłeś coś, co wprawiało cię w dobry nastrój. Skoro kiedyś się sprawdziło, to i teraz powinno, nie? Chociaż to trochę głupie, to lubię oglądać sobie na YouTubie filmiki z moimi ulubonymi scenami z Dragon Ball Z. Po prostu kojarzy mi się to z beztroskim czasem podstawówki/gimnazjum i te postacie i walki jakoś ładują mnie pozytywną energią. Niestety nie mogę długo siedzieć w tym klimacie, bo przychodzi nostalgia, a przecież nie o to nam chodzi. Dawkowanie jest kluczowe.
    2. Muzyka
    Są takie utwory, które są dla mnie tym, czy dla telefonu komórkowego jest ładowarka podłączona do prądu. Po prostu momentalnie czuję się lepiej, zamykam oczy i po prostu czekam, aż napompuje się życiem. Świat muzyki jest strasznie rozległy, dlatego staram się ograniczać, do mojej osobistej elity dobrej energii, żeby szybko móc stanąć na nogi.
    3. Ruch
    Powinniście wiedzieć, że nie tylko jedzenie czekolady pomaga w wytwarzaniu endorfin. Wysiłek fizyczy trochę paradoksalnie sprawia, że czujemy się lepiej. Jeżeli nie wyciskam siódmych potów, to często w połączeniu z punktem 2 robię sobie długi spacer. Tlen jest wporzo.
    4. Przyjaciele
    Rozmowa z kimś bliskim pomaga odzyskać pozytywną energię. Nie mówię tutaj o bezsensownym powtarzaniu "wszystko będzie dobrze", tylko o zwykłej nawet rozmowie. Same obcowanie z przyjacielem bywa owocne.
    5. Pasja
    No wiadomo, czujemy się dobrze, jeżeli robimy to, co kochamy. Między innymi dlatego powstał ten tekst jest trochę bez ładu i składu i prawdopodobnie za jakiś czas będę się go wstydził i go wywalę w pis.du, ale w tej chwili mam to gdzieś. Piszę, bo lubię, o!
    6. Sen
    Czasami najgorszą część doła po prostu przespać. W fazie REM mózg sobie porządkuje rzeczy, które działy się wcześniej i dlatego po obudzeniu się jest nam lżej. Podobno niektórym ludziom śnią się czasem rozwiązania ich problemów. Też bym tak chciał ale wystarczy mi szybciutka 12 godzinna drzemka i jestem niemal jak nowy.
    A wy macie jakieś swoje sposoby na doła?
  19. panmyster
    No może nie koniecznie luźne, ale luźno poukładane.
    Nie czytajcie tego.
    Właściwie to, zaczynając pisać ten tekst, nie wiem o czym będzie. Wiem, że nie będzie optymistyczny ani wesoły, bo nie mam do tego nastroju. Po raz kolejny mam wrażenie, że wszystko wokół mnie się rozpieprza.
    To zadziwiające, ile w człowieku może siedzieć sprzeczności. Wydaje mi się czasem, że mam kilka osobowości i każda chce czego innego. Panmyster jest tylko jednym z wielu pacanów siedzących we mnie. Najśmieszniejsze jest to, że prawie nigdy nie wiem, kto w danej chwili dominuje. Czasami jest to dziwny zlepek, a czasami jedna konkretna postać. Chyba wszyscy tak mamy, bo często jakiś znajomy sam na sam zachowuje się inaczej niż w szerszym gronie. Każdy odgrywa jakąś rolę. Przez parę godzin dziennie jesteś uczniem i kumplem, potem wracasz do domu i jesteś dzieckiem, bratem. Siadasz do kompa i jesteś graczem, blogerem, członkiem jakiejś społeczności. Na pewno masz jakies marzenia, czy to dziecko siedzące w tobie, czy przyszły ty? Może niektórych marzeń nie warto spełniać i lepiej, żeby zostały na zawsze doskonałe, niespełnione?
    Mnóstwo filmów, książek, nawet gier, uczy nas, żeby się nie poddawać, żeby wciąż marzyć i dążyć do celu. Jak można wytrwać w jakimś marzeniu w tym popapranym świecie? Załóżmy, że chcę zostać pisarzem. Jak mogę uwierzyć w siebie widząc wokół siebie ludzi, którzy po super studiach dostają beznadziejną pracę? Albo jak mam mieć tyle odwagi, pychy i wiary w siebie, żeby uwierzyć, że się przebiję przez tysiące osób takich jak ja? Widząć bezdomnych mam zapominać, że to ludzie? Że też mieli marzenia? Czy oni przestali walczyć, czy nie mieli żadnego wpływu na to w jakiej sytuacji się znaleźli? Ja się boję, że nie będę wiązał przysłowiowego końca z końcem, a co dopiero jakieś większe aspiracje. Boję się, że zostanę brutalnie "wyleczony" z marzeń przez rzeczywistość.
    A może to kwestia "filtru rzeczywistości"? Patrząc przez żółte szkło wszystko wydaje się żółte. Może tak samo jest ze wszystkim? Jeżeli będę optymistą, to we wszystkim będę dopatrywał się pozytywnych cech, a będąc pesymistą wszystko mnie będzie dołować? Dlaczego mam wrażenie, że realista to bardziej pesymista, niż optymista?
    Bez względu na to jak bardzo chciałbym zabić swoje marzenia, to i tak je mam. Gdzieś tam w środku mnie jest postać, która próbuje się przebić przez wszystkie inne, czarne byty. Mimo iż jest tam tak gęsto,że go nie widać, to czasem przebija się jasnym promieniem i trafia mnie prosto w serce. Słyszę jego głos. Mówi, że się uda, że wszystko będzie dobrze. Krzyczy do mnie: UDA SIĘ KU.RWA!!! NIC MNIE KU.RWA NIE POWSTRZYMA!!!
    Nadzieja umiera ostatnia, prawda?
  20. panmyster
    Jeżeli znudziło ci się oglądanie wciąż tego samego wyglądu google to mam coś dla ciebie.
    Z pomocą przychodzi stronka http://www.shinysearch.com/ dzięki której możemy w prosty sposób zmienić sobie tło oraz logo wyszukiwarki.
    Motywów nie jest jeszcze za dużo, ale strona jest młoda i wciąż powstają nowe. Oprócz tego mamy motyw z losowym obrazkiem lub logiem, co jest sporym urozmaiceniem. Fajne jest też to, że możemy przesłać własny obrazek, jeżeli żaden z dostępnych nam się nie podoba.

    Strona oferuje jeszcze małe menu z linkami do kilku popularnych serwisów (Gmail, Facebook, Twitter, Youtube, Wikipedia).
    Niestety są i wady. Strona jest w całości po Angielsku, co może niektórych zniechęcić (ale nie ma nic skomplikowanego, więc i bez znajomości języka można spróbować) i przez to niektóre czcionki nie obsługują polskich znaków. Niewygodne jest też to, że strona musi być zapisana w zakładkach, albo ustawiona jako strona startowa, gdyż ma długi URL (wygląd i czcionka są przekazywane jako parametry).
    Chyba największą wadą jest jednak to, że wyniki wyszukiwania pokazywane są już w domyślnym wyglądzie, a wyniki wyszukiwania grafiki przekierowuje nas do zwykłego google'a.
    Strona www.shinysearch.com to jeszcze beta i daje to nadzieję na lepszą przyszłość, a na razie sprawdza się dobrze jaka lekkie urozmaicenie i ciekawosta na krótki wpis na blogu
    a to mój motyw dla was http://www.shinysearch.com/myhome.php?styl...t=Se%20poszukaj
  21. panmyster
    Każdy go ma.
    W ramach akcji ?nie chce mi się uczyć do poprawki?, powstaje oto wpis o wewnętrznym Smugglerze.
    Jestem zaszczycony.
    A więc chodzi o to, że?
    Nie zaczyna się tak zdania.
    ?każdy z nas ma w sobie pewien głos, który krytykuje, a nawet wyśmiewa niektóre nasze zachowania i decyzje.
    Na przykład to, że zacząłeś zdanie od ?a więc?.
    Niektórzy nazywają go wewnętrznym krytykiem, ale ja wolę dać mu trochę inną postać, kogoś kogo szanuję i pasuje mi na osobę, która uświadamia innym swoje błędy.
    ?i której ksywa przyciągnie tłumy na Twojego bloga.
    Spadaj. W każdym razie ten wewnętrzny głos bywa uciążliwy.
    Uciążliwy to może być banner reklamowy wyskakujący na cały ekran z komunikatem ?Przy zakupie gry ?Członek demolka? dostaniesz drugą część gratis!? ?Jesteś 203975209 osobą oglądającą tę reklamę. Wygrałeś przejazd na hulajnodze i skok z urwiska bez spadochronu?. Ja jestem konieczny.
    Tu Ci przyznam rację. Wiele osób walczy ze swoim wewnętrznym Smugglerem, a tak naprawdę chodzi o co innego.
    Rzekł captain obvious.
    W ogóle nie brzmisz jak Smuggler tak przy okazji.
    No ba. Bo jestem Tobą.
    No w sumie racja.
    Chodzi mi o to, że często słyszę w sobie narzekania. Źle zrobiłeś to, źle zrobiłeś tamto, ten dowcip z hulajnogą wcale nie jest śmieszny, jesteś idiotą. Kiedyś z tego powodu źle się czułem, ale teraz inaczej to odbieram. Wiem, że ten wewnętrzny głos nie jest po to, żeby mnie zdołować. On uświadamia mi rzeczy, które robię źle lub niedostatecznie dobrze, bo wie, że mogę lepiej.
    Pokonaj dziś siebie. Pokooonaj siebieeeee..
    Eee? coś w tym stylu. Enyłej (to po angielsku było ) nauczmy się słuchać swojego wewnętrznego Smugglera (czy też kogoś innego to przecież to ty sam) i starajmy się, by mniej musiał interweniować w naszych głowach. Z każdym można dojść do porozumienia i kompromisu. Nawet z Nim
    Za krótki ten tekst.
    A wal się.
  22. panmyster
    Czyli relacja z koncertu Wielkiej Czwórki.
    Uwaga na przekleństwa...
    Jeżeli ktoś spodziewa się "rzetelnej" i "obiektywnej" relacji, to nie zna mojego bloga:)
    Największym problemem z koncertami w Warszawie jest to... że są w Warszawie. Koncerty mają to do siebie, że kończą się późno. Komunikacja miejska działa wtedy ze zdwojoną siłą, tylko co z tego, że co 5 minut mam tramwaj na dworzec, skoro tam muszę czekać do 5 rano na pociąg?
    Dlatego właśnie postanowiłem jechać samochodem i w sumie była to dobra decyzja. Niestety nie przygotowałem się za bardzo do tej podróży, ale pomyślałem sobie: "to Warszawa, przecież musi być dobrze oznakowana" i w pewnym sensie była, ale o tym za chwilę. Do stolicy dojechałem bez problemu. Mniej więcej wiedziałem, których ulic się trzymać, by dojechać w okolicę bemowa. I co? I ch*j! Remont drogi i wywaliło mnie ch*j wie gdzie i błądziłem przez godzinę (jeszcze godziny szczytu) nie mogąc przekroczyć Wisły. Niestety słabo orientuję się w dzielnicach Warszawy i wiem tylko gdzie jest śródmieście, dlatego wnerwiał mnie brak tablic typu "Gdańsk prosto, Poznań w lewo". Wszędzie tylko "Tarnówek tam, a Żoliborz tam". Na co mnie to??
    Gdy udało mi się przekroczyć most to byłem wniebowzięty. Bez większego problemu trafiłem na bemowo i zacząłem dostrzegać coraz więcej brudasów idących w jednym kierunku. "Hurra! Jeszcze tylko zaparkować i git" przerodziło się w "Chu*a! Nigdy tam nie dotrę". Debile pozamykali wjazdy na osiedla (były dostępne tylko dla mieszkańców). Gdzieś między czarnymi koszulkami dostrzegłem parking. Wjechałem starając się nie przejechać nikogo i wlekąc się za metalami dojechałem do końca parkingu, gdzie oczywiście okazało się, że nie ma ani jednego wolnego miejsca. No to trzeba było cofnąć. Tłumy zombie napierało dookoła, że nie mogłem się na centymetr ruszyć. Czułem się jak w Left 4 Dead. Na szczęście samochód jest trochę większy od człowieka i mymusiłem na nich usunięcie się z drogi. No bo oczywiście nikt nie wpadł na to, żeby zejść samemu.
    Pół godziny później udało mi się zaparkować. Okazało się, że jestem całkiem blisko wejścia, jakieś 10 minut piechotą. Jeszcze tylko sms do kumpli, żeby spotkać się przy wejściu i bawimy się. Co się okazało? Nie miałem zasięgu. W Warszawie. Nosz ku*wa.
    Po przejściu przez 3 bramki, gdzie zostałem obmacany jak nigdy w moim życiu, udałem się w kierunku sceny. Po przejściu kilometra byłem pod telebimem. Usłyszałem, jak Anthrax się żegna i powoli zaczęli rozkładać Megadeth. Zaczęli od Holy Wars, co było dość dziwne, ale patrząc na wielki artwork z Rust In Peace za nimi i perkusję z charakterystycznym znaczkiem radioaktywności nie trudno było się domyślić, że zagrają CAŁY RUST IN PEACE! (bez Dawn Patrol, ale to dobrze ) Dlaczego? Z okazji 20lecia tego albumu. Byłem wniebowzięty. Warto było się wnerwiać przez godzinę w korkach. Potem zagrali jeszcze Headcrushera z nowej płyty, Sweating Bullets, Symphony of Destruction i Peace Sells, czyli standard.
    Slayer zagrał to co chciałem, czyli World Painted Blood, Dead Skin Mask, South of Heaven i Reign in Blood. Reszta mnie nie obchodziła.
    Gdy weszła Metallica, to oczywiście musiało się coś zesrać. Tym razem trafiło na telebimy, które do czasu do czasu urządzały sobie kilkusekundowe przerwy. No ale przecież nie to jest najważniejsze, liczy się muzyka. Tą rujnował tłum, który śpierwał razem z Hetfieldem większość utworów. Nosz ku*wa, nie po to wydałem dwie stówy na bilet, żeby słuchać jakiś debili koło mnie, tylko debili na scenie:) Po kilkikrotnej zmianie miejsca stwierdziłem, że nie wygram tej walki, bo oni są wszędzie.
    Metallica zagrała to co zwykle i dobrze. Mogli dobrać repertuar bardziej thrashowy ze względu na charakter festiwalu (the big four itd.), ale miło mnie zaskoczyło Hit the Lights. Zacząłem wychodzić na Enter Sandman i zanim dotarłem do bramki, to skończyli grać Seek and Destroy, czyli ostatni utwór tego kocertu. Udało mi się uniknąć ciśnięcia się przy wyjściu bez straty żadnego kawałka:)
    Gdy dotarłem do samochodu, to okazało się, że ulica, którą przyjechałem została wyłączona z ruchu drogowego z powodu koncertu. Zastanawiałem się, czy się nie przespać w samochodzie, ale postanowiłem szukać alternatywnej drogi ucieczki. Gdzieś między jakimiś garażami udało mi się dotrzeć do jakiejś uliczki, a stamtąd do jakiejś większej ulicy. Oczywiście musiałem pobłądzić pół godziny, zanim znalazłem jakąś tablicę informacyjną. Białystok, Gdańsk prosto, Kraków, Poznań w lewo. Nosz ku*wa, a gdzie Siedlce? No nic, wybieram Białystok i gdzieś po drodze skręce najwyżej w prawo. Później do repertuaru dołączył Terespol, czyli kierunek, na którym mi zależało. Zadowolony wyruszyłem w drogę do domu.
  23. panmyster
    Czytając demotywatory często można natknąć się na różnego rodzaju paradoksy. Ja też zaczynam je dostrzegać w codziennym życiu.
    Nienawidzę tłumów. Gdzie za dużo człowieka, tam ch*j strzela - jak mówi stare przysłowie. Tłumy są niestety wszędzie - w autobusach, na ulicach, w szkołach i kościołach. Kolejki w sklepach, do lekarza, do murarza i lalkarza. No kurna wszędzie.
    Paradoksem dla mnie jest to, że o godzinie 13:00 parking przed stonką jest za*rany do ostatniego miejsca. Człowiek wstaje rano i chce sobie bułki kupić, a tam tyle bydła. DO PRACY KU*WA IDŹCIE! Nie wierzę, że w moim mieście jest tyle studentów, gospodyń domowych, bezrobotnych i emerytów. Więc co to za ludzie? Kto ich tam narobił? Dlaczego oni nie pracują, tylko kupują waciki? ocb!?
    Wnwerwia mnie, gdy robię coś, co wydaje się logiczne (idę do sklepu w czasie, kiedy powinien być mały ruch), a i tak okazuje się, że trzeba umoczyć tyłek i stosować metodę prób i błędów (aha, skoro wczoraj o 13:00 było jakby kiełbasę rozdawali, to dzisiaj pójdę o 11:00 i zobaczymy co się stanie). Niestety czasem trzeba polegać na doświadczeniu.
    Na pocieszenie znalazłem swój ulubiony paradoks z demotów:

    PS Brakowało mi lekkiego i durnego tekstu z mojej strony :]
    PPS Zmieniłem avatar. Wcześniej miałem podobny do tego
  24. panmyster
    Czyli Ja Przechodzę (gry) na 100%
    Jeżeli spojrzycie odrobinę na lewo i w dół, to zobaczycie, że mam tam parę gier, w które obecnie gram. Za każdym razem, gdy idę do kibla (w końcu po coś kupiłem te psp), staram się zdobyć jakieś kolejne osiągnięcie. A to zdobyć nową rangę w tekken dojo, a to zdobyć platynowy czas w crashu, a to zadźgać wszystkich nożem w syphon filter. I wiecie co? Strasznie mi się to podoba.
    Kiedyś najważniejsze dla mnie było to, żeby daną grę przejść. I tyle. Żadnych bonusów, osobistych rekordów, nic. Teraz, kiedy już gry muszę sobie kupować sam, zacząłem bardziej je doceniać. Przechodzenie gier na 100% daje mi więcej czasu na nazbieranie kasy na kolejny tytuł, dlatego staram się wybrać coś, co mnie przykuje na dłużej. Bardzo podoba mi sie system bonusów w Syphon Filter: Dark Mirror i wiem, że kupię sobię też Logan's Shadow.
    Uwielbiam, gdy bonusy są ładnie poukładane w jakiejś tabeli. Taki mój mały fetysz Po prostu fajnie jest, gdy w każdej chwili można zobaczyć sobie, co ci jeszcze brakuje do zdobycia. No i oczywiście ważne są nagrody. Przecież nikt nie chce biegać z nożem zamiast spluwy tylko po to, żeby dostać drugi nóż, ale z inną rączką. Za wysiłek należy się jakaś fajna broń, gadżet albo filmik lub concept art.
    Bonus to dla mnie takie małe puszczenie oka w moją stronę na znak, że gra jest dopracowana. Wiem, że ludzie siedzieli nad grą i zastanawiali się nad tym, jak by tu doszlifować dany level. Wspinając się do ukrytej lokacji po kolejny sekret i odkrywając jakąś ciekawą miejscówkę czasami sobie myślę:"heh.. i pomyśleć, że nie każdy to zobaczy, fajnie że to odkryłem".
    PS Sesja mnie zabije
  25. panmyster
    Nigdy nie sądziłem, że się do tego przekonam. Twitter to świetne miejsce do szukania dobrych, krótkich dżołków. Oto kilka moich ulubionych, które ostatnio znalazłem.
    My husband complains that I over share on Twitter. Clearly,
    his hemorrhoids are just making him cranky.
    "Mój mąż narzeka, że za bardzo się zwierzam na tweeterze. Pewnie jest drażliwy przez swoje hemoroidy."

    Lost Spoiler Alert: There is no story line.
    "Uwaga Spoiler: Zagubieni nie mają fabuły"
    When my doctor gives me a prostate exam I like to moan "Mmmm, deeper." Freaks him out, but not as much as when I try to cuddle afterward.
    "Gdy doktor bada mi prostatę lubię jęczeć "Mmmm, głębiej". Przeraża go to ale nie tak bardzo, jak gdy próbuję się przytulać po tym."
    Are any of you out there thinking about my genitals? ...You are now. You're welcome.
    "Czy ktoś tam myśli o moich genitaliach? ...Taraz już tak. Nie ma za co."

    My bored wants me to change the channel, but my lazy doesn't want to reach the extra 4 inches... Good thing my drunk doesn't give a shit.
    "Moje znydzenie chce, bym zmienił kanał, moje lenistwo nie chce sięgnąć po pilota o dodatkowe 4 cale... Dobrze, że moje pijaństwo ma to w dupie"
    Why is "patience" a virtue? Why can't "hurry the [beeep] up" be a virtue?
    "Dlaczego "cierpliwość" to cnota? Dlaczego "pośpiesz się ku*wa" nie może być cnotą?"
    "Son, no one gives a shit about all the things your cell phone does. You didn't invent it, you just bought it. Anybody can do that."
    "Synu, nikogo nie obchodzą te wszystkie rzeczy, które potrafi twój telefon. Nie skonstruowałeś go, tylko kupiłeś. Każdy może to zrobić"
    "Sometimes life leaves a hundred dollar bill on your dresser, and you don't realize until later that it's because it fucked you."
    "Czasem życie zostawia ci 100 dolarowy banknot na szafce i później sobie uświadamiasz, że to dlatego, że cię wyr*chało"
    14.9 million Americans are now unemployed. That's a lot of new blogs.
    "14.9 miliona Amerykanów jest teraz bezrobotnych. To dużo nowych blogów"
    Give a man a fish, he'll eat for a day. Teach a man to fish, he'll eat for life. Give an octopus nunchuks, no one's eating fish ever again.
    "Daj człowiekowi rybę, będzie jadł przez dzień. Naucz go łowić, będzie jadł przez całe życie. Daj ośmiornicy nunchaki, nikt nie będzie więcej łowił"

    Waitress: 'Do u have any questions about the menu?' Me: 'What kind of font is this?'
    "Kelnerka: "Ma pan jakieś pytanie odnośnie manu?" Ja: "Tak, jaka to czcionka?" "
    "No, I'm not a pessimist. At some point the world shits on everybody. Pretending it ain't shit makes you an idiot, not an optimist."
    "Nie, nie jestem pesymistą. W pewnym momencie świat sra na wszystkich. Udawanie, że to nie jest [beeep] czyni cię idiotą, nie optymistą
    Tłumaczone na szybko ale sens został zachowany. Nie podawałem ksywek ludzi, bo wszystko możecie znaleść w moich ulubionych, dlatego jeśli chcecie, to dojdziecie.
    Jak widać po lewej: mam twittera i nie zawacham się go użyć. Od tej pory takie wpisy jak: "Mario Kankan" będą na moim twitterze, dlatego możecie dodać mnie do obserwowanych (jeśli macie twittera) albo zaglądać częściej tutaj. Ewentualnie możecie poczytać hurtowo, gdy będe dodawał nowe notki tutaj na blogach:)
×
×
  • Utwórz nowe...