Myśli luźne - czy warto marzyć?
No może nie koniecznie luźne, ale luźno poukładane.
Nie czytajcie tego.
Właściwie to, zaczynając pisać ten tekst, nie wiem o czym będzie. Wiem, że nie będzie optymistyczny ani wesoły, bo nie mam do tego nastroju. Po raz kolejny mam wrażenie, że wszystko wokół mnie się rozpieprza.
To zadziwiające, ile w człowieku może siedzieć sprzeczności. Wydaje mi się czasem, że mam kilka osobowości i każda chce czego innego. Panmyster jest tylko jednym z wielu pacanów siedzących we mnie. Najśmieszniejsze jest to, że prawie nigdy nie wiem, kto w danej chwili dominuje. Czasami jest to dziwny zlepek, a czasami jedna konkretna postać. Chyba wszyscy tak mamy, bo często jakiś znajomy sam na sam zachowuje się inaczej niż w szerszym gronie. Każdy odgrywa jakąś rolę. Przez parę godzin dziennie jesteś uczniem i kumplem, potem wracasz do domu i jesteś dzieckiem, bratem. Siadasz do kompa i jesteś graczem, blogerem, członkiem jakiejś społeczności. Na pewno masz jakies marzenia, czy to dziecko siedzące w tobie, czy przyszły ty? Może niektórych marzeń nie warto spełniać i lepiej, żeby zostały na zawsze doskonałe, niespełnione?
Mnóstwo filmów, książek, nawet gier, uczy nas, żeby się nie poddawać, żeby wciąż marzyć i dążyć do celu. Jak można wytrwać w jakimś marzeniu w tym popapranym świecie? Załóżmy, że chcę zostać pisarzem. Jak mogę uwierzyć w siebie widząc wokół siebie ludzi, którzy po super studiach dostają beznadziejną pracę? Albo jak mam mieć tyle odwagi, pychy i wiary w siebie, żeby uwierzyć, że się przebiję przez tysiące osób takich jak ja? Widząć bezdomnych mam zapominać, że to ludzie? Że też mieli marzenia? Czy oni przestali walczyć, czy nie mieli żadnego wpływu na to w jakiej sytuacji się znaleźli? Ja się boję, że nie będę wiązał przysłowiowego końca z końcem, a co dopiero jakieś większe aspiracje. Boję się, że zostanę brutalnie "wyleczony" z marzeń przez rzeczywistość.
A może to kwestia "filtru rzeczywistości"? Patrząc przez żółte szkło wszystko wydaje się żółte. Może tak samo jest ze wszystkim? Jeżeli będę optymistą, to we wszystkim będę dopatrywał się pozytywnych cech, a będąc pesymistą wszystko mnie będzie dołować? Dlaczego mam wrażenie, że realista to bardziej pesymista, niż optymista?
Bez względu na to jak bardzo chciałbym zabić swoje marzenia, to i tak je mam. Gdzieś tam w środku mnie jest postać, która próbuje się przebić przez wszystkie inne, czarne byty. Mimo iż jest tam tak gęsto,że go nie widać, to czasem przebija się jasnym promieniem i trafia mnie prosto w serce. Słyszę jego głos. Mówi, że się uda, że wszystko będzie dobrze. Krzyczy do mnie: UDA SIĘ KU.RWA!!! NIC MNIE KU.RWA NIE POWSTRZYMA!!!
Nadzieja umiera ostatnia, prawda?
2 Comments
Recommended Comments