Skocz do zawartości

Rysia

Forumowicze
  • Zawartość

    426
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wpisy blogu napisane przez Rysia

  1. Rysia
    Kilka, można powiedzieć, kwiatków z sesji:
    1. Faust: Jak w ogóle rozmnażają się nimfy?
    Elleani: Jak to jak...? Nie wiesz?
    F: No, bo przecież nie ma nimfów, żeby mogli z tymi nimfami... Więc jak to jest, że te nimfy się rodzą? Przecież to same kobiety!
    E: Ee... (ja: wielkie oczy na Mistrza)
    M: Eeeeee...
    W końcu, po grubszych rozmyślaniach wspólnie doszliśmy do wniosku, że istoty baśniowe się krzyżują ze sobą.
    Chociaż w sumie... W podręczniku do DnD ed.3.5 z baśniowych męskich jest tylko chochlik (wielkość dłoni) i satyr. To w takim razie, jak rozmnaża się satyr...?
    2. Ja: Mistrzu, czy El ma miesiączkę? Bo w sumie, to nie jest dorosłą elfką, ma mniej jak sto lat, a teoretycznie elfy wtedy zyskują dorosłość, a jeszcze jako nimfa żyje dłużej. A jak ma, co jak często? Bo w sumie, jak elfy i nimfy żyją kilka razy dłużej od ludzi, to powinna mieć kilka razy rzadziej.
    F: Taa, i ciąża trwa kilka lat, prawda?
    M: (face palm) Aguś, proszę, to jak z tym rozmnażaniem nimf...
    3. Sesja nocna, siedzimy już parę godzin, na zegarze dochodzi 3.
    Zawsze zdarzają się pewne dygresje od sesji, teraz też: rozmowa zeszła na "Assasisn's Creed 3" i gry ogólnie. Po dłuższej chwili głośnej i podekscytowanej rozmowy chłopaków ja krzyczę: 'DEKORUM'- skądś zapożyczone, w sensie: wracać do roli. Po kilku 'dobra, gramy, gramy' zapadła kompletna cisza. Wszyscy patrzyliśmy się w metę z polami i nikt nic nie mówił.
    Ja skończyłam kilkuminutowym lolem.

    4. Elleani: Zmieniam się w niedźwiedzia, podnoszę ten wózek (jesteśmy w kopalni krasnoludów) i przenoszę na szyny...
    (a teraz wyobraźcie sobie niedźwiedzia, który bierze na łapy ciężki wagonik, staje na tylnych nogach i idzie przed siebie).
    5. Kolejna głęboka rozkmina: czy wózki lepiej pchać czy ciągnąć? Bo chcieliśmy zaprzęgnąć Bjórna do wózków, żeby je ciągnął, ale Mistrz powiedział, że lepiej je pchać. Na co ja i Faust, że husky przecież ciągną sanie. A Bjórn: Czyli jak by mogły pchać, to by pchały? A ja sobie wyobraziłam taki zaprzęg husky stojących za saniami na tylnych łapach, trzymających się a'la konga i pchających sanie...
    6. Tekst z dzisiejszej sesji. Bjórn został sam z goblinem, któremu, można powiedzieć, pomogliśmy.
    B: A więc jesteś goblinem...?

    Tyle sobie na razie przypominam. I każde z tych rozmyślań wciąż przyprawia mnie o łezki w oczach (ze śmiechu rzecz jasna).
    Jest i Bjórn.
    Jutro (czyli wtorek) postaram się wrzucić dalszy ciąg relacji z sesji.
  2. Rysia
    Trochę "zielonej" magii na zachętę.
    Początkowo byliśmy bardzo ostrożni, ale budynek wydawał się być opuszczony. Żadne z nas nie wiedziało, gdzie jesteśmy, nie mieliśmy przy sobie nic, tylko spodnie odzienie. Moja zdobiona elfimi runami tunika... przepadła. Bjórn, krasnolud, zaimprowizował dla nas broń z nóg od stołu (na wszelki wypadek, jakby to miejsce okazało się mniej opuszczone, niż myśleliśmy), ale w tym samym momencie Faust znalazł w szafie porządne maczugi. (...)
    Żadne z nas nie wiedziało, gdzie jesteśmy. Znam chyba wszystkie lasy w Odkrytym Świecie (nazwa wymyślona tylko na potrzeby El), ale cała okolica wydawała się obca. Faust stwierdził, że zna te góry na horyzoncie. Tylko, że zwykle widywał je na południu nie na północy . Czyli w jakiś sposób znaleźliśmy się po drugiej stronie gór, których nikt nigdy nie przebył, a już na pewno nie powrócił, by o tym opowiedzieć. W dodatku wszędzie były trupy, cały dziedziniec świątyni (po oględzinach ołtarza doszliśmy do wniosku, że tymże jest ta budowla, elfia, sądząc po płaskorzeźbach i piśmie na ścianach ) był nimi zasłany, a wspomniany ołtarz był skąpany we krwi. Musiały się tu dziać okropne rzeczy. (...)
    Na dziedzińcu świątyni stał ubrany na czarno jegomość. Niewiele myśląc zbiegłam z wieży i pognałam w jego stronę nauczona doświadczeniem, że ludzcy mężczyźni zwykle ulegają mojemu urokowi. Teraz wiem, że był to głupi pomysł, człowiek okazał się nekromantą nieczułym na moje prośby o pomoc, który jednym ruchem postawił na nogi kilka szkieletów. Na szczęście miałam ze sobą drewnianą maczugę. A skoro moje słowa nie podziałały, postanowiłam użyć mojego nimfiego uroku, którym go oślepiłam. Szybko przybiegli za mną Faust i Bjórn, którzy zaraz rzucili się w wir walki. Inaczej. To Bjórn rzucił się w wir walki, Faust śpiewał coś stojąc z boku. Zaiste, wielce pomocne... Jednak wyszliśmy z tego bez większego szwanku, ale od umierającego nekromanty nie udało nam się dowiedzieć kto i dlaczego nas tu ściągnął. (...)
    Przeszukując trupy (wiem, że to niegodne, ale musieliśmy się przygotować na wypadek, gdyby więcej tych podłych, zadzierających z harmonią życia potworów miało się pojawić) znaleźliśmy ciało zacnego rycerza, sir Gerharta, jak się dowiedzieliśmy z pamiętnika, który miał ze sobą. Bjórna zainteresował jego miecz, który postanowił wziąć i oddać jego rodzinie w Wolnych Miastach, gdziekolwiek to było. (...)
    Nekromanta przyjechał na koniu. Porozmawiałam z nim, ale nie dowiedziałam się wiele o tym, kim był jego właściciel ani skąd przyjechał. Nie musiałam się długo zastanawiać nad tym, co zrobić z tym biednym zwierzęciem: nazwałam go Ih.
    Chwilę nam zajęło zdecydowanie, co robić dalej. Ja chciałam wrócić do świątyni, której nie przeszukaliśmy wystarczająco dobrze, a przecież tam właśnie mogła się kryć odpowiedź na to, jak i dlaczego nas przeniesiono aż tutaj! Ale moi towarzysze uważali to za niepoważne, ponieważ zabiliśmy jednego nekromantę, a może ich wrócić znacznie więcej.
    Ruszyliśmy w końcu drogą w lesie. Kiedy zza drzew wyszedł niedźwiedź... przekonałam go, żeby nas nie atakował i poszedł swoją drogą. W końcu dotarliśmy na polanę pełną wielkich kamieni- tam spotkaliśmy szalonego druida, który chyba jadał zbyt dużo halucynogennych korzonków. Nie udało nam się z nim długo porozmawiać, zniknął gdzieś między drzewami.
    Pod koniec dnia udało nam się dotrzeć do jakiś znaków cywilizacji. A konkretniej do karczmy. Pod drzwiami przywitało nas dwóch potężnie zbudowanych, brodatych mężczyzn, Chip i Dale. Byli identyczni i chyba sami siebie nie rozróżniali. (Później, gdy z nimi rozmawialiśmy na pytanie ?Chip czy Dale?? odpowiadali ?jaki dzisiaj dzień? Aha, to Chip?).
    Tak dotarliśmy do Karczmy Wulfa, zabójcy Gnijącego Serca.

    Trochę się rozpisałam, chciałam to w skrócie, ale... samo wyszło. Jakbym trochę przynudzała to przepłaszam, następnym razem będzie zwięźlej.
    Gdzieś mam jeszcze schowaną historię El (cóż, której też nie udało mi się napisać w skrócie), chyba będę ją tu wklejać fragmentami. Marzyło mi się nawet narysować komiks na podstawie tego tekstu, może jeszcze się kiedyś do tego zabiorę... Sami ocenicie, czy jej historia jest warta rysowania.
  3. Rysia
    Obudziliśmy się w jakimś podłym, ciemnym, pachnącym stęchlizną miejscu. Byłam ja i dwóch innych, reszta to trupy. Po krótkiej rozmowie zdecydowaliśmy się wyjść przez uchylone drzwi...

    Tak w skrócie zaczęła się w grudniu nasza sesja RPG. I od tego czasu wiele razy rzuciliśmy kośćmi...
    W każdym razie: stworzyłam sobie półnimfę druidkę, która głównie to jest ładna- po mamie, bo mechanicznie staraliśmy się obniżyć nimfie zdolności do minimum. Tak więc mogę raz dziennie kogoś oślepić moją urodą (zwykle to odgrywam, że się przeciągam), albo oszołomić spojrzeniem- co się przydało już na pierwszej sesji. Poza tym, jako druid w 3 edycji DnD... cóż, wymiatam. A przynajmniej tak mi się wydaje.
    Jak tylko przysiądę na dłużej, żeby przypomnieć sobie te ostatnie 8 miesięcy to w skrócie zarchiwizuję naszą sesją, ale na razie obrazek:

    Faust to nasz drużynowy bard... o którym wiele można by pisać. Ale początkowo bardzo mi się narzucał (pewnie, jak sobie wymyśliłam, że moja półnimfa ma miseczki c to się chłopakowi nie dziwię), nawet w spokoju nie mogłam pomedytować! Ale Mika czuwał.
    A jak już piszę o drużynie to jest w niej jeszcze Bjórn, jak można się z imienia domyślić, krasnolud z bardzo małym rozumkiem i dużym toporkiem. Nie da się go nie lubić.
  4. Rysia
    Co tu wiele pisać...

    Każdy chyba czasem gdzieś ucieka, ja się po prostu nie mogę powstrzymać, żeby tego nie wizualizować.
    Na dziś nie mam żadnych przemyśleń. W końcu zabrałam się za porządne czytanie CDA- od deski do deski, i cieszy mnie to.
  5. Rysia
    Bo się u mnie trochę ostatnio działo i czasu nie było, żeby tu coś napisać albo chociaż coś dla siebie rysować...
    Po pierwsze: ilustracje do książki mojej Babci (dla dzieci)
    Po drugie: 16 marca mam wystawę z Babcią i głównie się na tym skupiałam. (hłe, hłe, zapraszam na wernisaż, 16.03, godz 17, Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Brzesku, sala wystawiennicza, będzie wino i paluszki )
    Po trzecie: starałam się na grafika do Kuźni Gier, konkretnie do gry karcianej Veto, lecz niestety, nie udało się.
    TUTAJ znajdziecie rysunki.
    No i w sumie zaczął się nowy semestr, doszło parę zajęć i już nie mam takiego opierdzielania... niestety. Ale mam ambitny plan kupienia hulajnogi (Luki na to wpadł, tak, tak) i popyrkiwania sobie na uczelnie. A poza tym... MIAŁAM MODELA NA RYSUNKU (bo zawsze były modelki). Aż myślałam, że padnę, bo normalnie na zajęciach gadamy, śmiejemy i takie tam, ale jak się koleś rozebrał i staną na środku sali to nagle wszyscy zaczęli się chichrać. Nie śmiać, CHICHRAĆ. Aż się zastanawiam, czy mu się głupio nie zrobiło.

    A teraz przeglądałam sobie moje stare szkice i rysuneczki, i powiem Wam, że mi się strasznie podobają, takie głupawe komiksy albo coś. Nawet chyba bardziej niż te teraz epickie, photosopowe wypociny.
    Na koniec dodam, że wybieram się na Pyrkon (zajawiłam się dopiero, jak zobaczyłam, że Percival Shuttenbach gra) Ktoś będzie? )
×
×
  • Utwórz nowe...