Z pamiętniczka druidki, cd
Trochę "zielonej" magii na zachętę.
Początkowo byliśmy bardzo ostrożni, ale budynek wydawał się być opuszczony. Żadne z nas nie wiedziało, gdzie jesteśmy, nie mieliśmy przy sobie nic, tylko spodnie odzienie. Moja zdobiona elfimi runami tunika... przepadła. Bjórn, krasnolud, zaimprowizował dla nas broń z nóg od stołu (na wszelki wypadek, jakby to miejsce okazało się mniej opuszczone, niż myśleliśmy), ale w tym samym momencie Faust znalazł w szafie porządne maczugi. (...)
Żadne z nas nie wiedziało, gdzie jesteśmy. Znam chyba wszystkie lasy w Odkrytym Świecie (nazwa wymyślona tylko na potrzeby El), ale cała okolica wydawała się obca. Faust stwierdził, że zna te góry na horyzoncie. Tylko, że zwykle widywał je na południu nie na północy . Czyli w jakiś sposób znaleźliśmy się po drugiej stronie gór, których nikt nigdy nie przebył, a już na pewno nie powrócił, by o tym opowiedzieć. W dodatku wszędzie były trupy, cały dziedziniec świątyni (po oględzinach ołtarza doszliśmy do wniosku, że tymże jest ta budowla, elfia, sądząc po płaskorzeźbach i piśmie na ścianach ) był nimi zasłany, a wspomniany ołtarz był skąpany we krwi. Musiały się tu dziać okropne rzeczy. (...)
Na dziedzińcu świątyni stał ubrany na czarno jegomość. Niewiele myśląc zbiegłam z wieży i pognałam w jego stronę nauczona doświadczeniem, że ludzcy mężczyźni zwykle ulegają mojemu urokowi. Teraz wiem, że był to głupi pomysł, człowiek okazał się nekromantą nieczułym na moje prośby o pomoc, który jednym ruchem postawił na nogi kilka szkieletów. Na szczęście miałam ze sobą drewnianą maczugę. A skoro moje słowa nie podziałały, postanowiłam użyć mojego nimfiego uroku, którym go oślepiłam. Szybko przybiegli za mną Faust i Bjórn, którzy zaraz rzucili się w wir walki. Inaczej. To Bjórn rzucił się w wir walki, Faust śpiewał coś stojąc z boku. Zaiste, wielce pomocne... Jednak wyszliśmy z tego bez większego szwanku, ale od umierającego nekromanty nie udało nam się dowiedzieć kto i dlaczego nas tu ściągnął. (...)
Przeszukując trupy (wiem, że to niegodne, ale musieliśmy się przygotować na wypadek, gdyby więcej tych podłych, zadzierających z harmonią życia potworów miało się pojawić) znaleźliśmy ciało zacnego rycerza, sir Gerharta, jak się dowiedzieliśmy z pamiętnika, który miał ze sobą. Bjórna zainteresował jego miecz, który postanowił wziąć i oddać jego rodzinie w Wolnych Miastach, gdziekolwiek to było. (...)
Nekromanta przyjechał na koniu. Porozmawiałam z nim, ale nie dowiedziałam się wiele o tym, kim był jego właściciel ani skąd przyjechał. Nie musiałam się długo zastanawiać nad tym, co zrobić z tym biednym zwierzęciem: nazwałam go Ih.
Chwilę nam zajęło zdecydowanie, co robić dalej. Ja chciałam wrócić do świątyni, której nie przeszukaliśmy wystarczająco dobrze, a przecież tam właśnie mogła się kryć odpowiedź na to, jak i dlaczego nas przeniesiono aż tutaj! Ale moi towarzysze uważali to za niepoważne, ponieważ zabiliśmy jednego nekromantę, a może ich wrócić znacznie więcej.
Ruszyliśmy w końcu drogą w lesie. Kiedy zza drzew wyszedł niedźwiedź... przekonałam go, żeby nas nie atakował i poszedł swoją drogą. W końcu dotarliśmy na polanę pełną wielkich kamieni- tam spotkaliśmy szalonego druida, który chyba jadał zbyt dużo halucynogennych korzonków. Nie udało nam się z nim długo porozmawiać, zniknął gdzieś między drzewami.
Pod koniec dnia udało nam się dotrzeć do jakiś znaków cywilizacji. A konkretniej do karczmy. Pod drzwiami przywitało nas dwóch potężnie zbudowanych, brodatych mężczyzn, Chip i Dale. Byli identyczni i chyba sami siebie nie rozróżniali. (Później, gdy z nimi rozmawialiśmy na pytanie ?Chip czy Dale?? odpowiadali ?jaki dzisiaj dzień? Aha, to Chip?).
Tak dotarliśmy do Karczmy Wulfa, zabójcy Gnijącego Serca.
Trochę się rozpisałam, chciałam to w skrócie, ale... samo wyszło. Jakbym trochę przynudzała to przepłaszam, następnym razem będzie zwięźlej.
Gdzieś mam jeszcze schowaną historię El (cóż, której też nie udało mi się napisać w skrócie), chyba będę ją tu wklejać fragmentami. Marzyło mi się nawet narysować komiks na podstawie tego tekstu, może jeszcze się kiedyś do tego zabiorę... Sami ocenicie, czy jej historia jest warta rysowania.
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze