Skocz do zawartości

Rysia

Forumowicze
  • Zawartość

    426
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wpisy blogu napisane przez Rysia

  1. Rysia
    ... to nie mam o czym pisać.
    No bo nie będę urządzać tutaj słitaśnego blogasssska, z wpisami, jak to spędziłam dzisiejszy dzień (malowałam dach lakierem, ciekawe?) albo co właśnie robi mój pupilek (żre jakiegoś badyla, a teraz wcina paluszka, pocieszne stworzonko). Mogę się pochwalić, że staram się jakoś wykorzystać te wakacje i robię prawko.
    No, ale nie o tym chciałam.
    Narysiowałam, to się z Wami podzielę
    (stadia powstawania tego obrazka znajdziecie na Walizeczce)

    A wczoraj byłam w kinie na
    . Cudowne! Ryczałam tak, że nie nadążałam z wycieraniem policzków.
  2. Rysia
    Wróciłam.
    Nie chcę się rozpisywać tutaj o mojej wycieczce po Chorwacji (bo pewnie zajęło by to kilka stron), ale nie wiem też, jak opisać ją w kilku słowach... Najogólniej: udana, i to bardzo.
    (nie umarliśmy z głodu, gotowaliśmy krewetki i jeżowce...)


    Przy okazji się pochwalę: w ciągu tygodnia przeczytałam "Ostatnią z Dzikich" i "Głos Bogów" Trudi Canavan, oba tomy ponad 600 stron, ale nie mogłam się oderwać.

    Jak by ktoś był zainteresowany to reszta historii Elleani:

    Czas Szkolenia
    Już na jesień znalazłam się w pięknym gaju druidów. Było to coś na kształt wioski z natury. Drzewa i skały uformowane były w bardzo dziwne domy. Nie były niszczone, ścinane ani wykuwane. Po prostu tak jakby drzewo rosło dalej pomimo, że większość jego gałęzi i pień są powyginane tak, że można było wśród nich wygodnie mieszkać, albo w skałach były naturalne tunele z półkami i stolikami. Potem mi ktoś wytłumaczył, że potężni druidzi potrafią kształtować dary natury według własnego uznania.
    Przyjęto mnie razem z trzynastoma innymi kandydatami, głównie elfami, ale była też jedna gnomka i dwoje ludzi.
    Na wiosnę zostało nas dziewięciu.
    A następnej jesieni było nas już tylko siedmioro. I tak zostało do końca.
    Musiałam się wiele nauczyć, znałam mało historii, poza tą zasłyszaną od Hiana albo gdzieś w czasie podróży. Ale w zielarstwie i obeznaniu ze zwierzętami byłam najlepsza. Poza wszystkimi praktykami uczono nas jeszcze o samej organizacji druidów- nie, nic ci o tym nie zdradzę. No, może tyle, że mamy własny język, którego z resztą też się nauczyłam.
    Testy i sprawdziany były mordercze, nie wszyscy je przetrwali.
    Był to dla mnie ciężki okres przez który przeszłam tylko dzięki ogromnej nadziei, że potem wykorzystam moje zdolności w słusznej sprawie. I myśli o Hianie.
    Złożyliśmy przysięgi, rozwinęliśmy nasze zdolności, otrzymaliśmy moc od natury, ale zanim mogliśmy działać samodzielnie mieliśmy przejść jeszcze przez Próbę. Każdego z nas wysłano gdzie indziej. Ja trafiłam do niewielkiego lasu zamieszkanego przez elfy.

    Próba
    To był piękny i dziewiczy las, do którego prawo ubzdurali sobie ludzcy królowie i od pokoleń wybijali wszelkie leśne istoty, które im się sprzeciwiały oraz stopniowo wycinali drzewa, żeby mieć miejsce pod swoje ogromne pola uprawne. Ale w końcu podniósł się tu większy bunt, elfy zebrały armie i zaczęła się wojna, w środku której wylądowałam ja.
    Nie byłam jeszcze dobrym wojownikiem, żeby iść na front, ale pomagałam, jak tylko mogłam. Opatrywałam i leczyłam rannych, przekonywałam zwierzęta, żeby nam pomagały.
    Pewnego razu wśród rannych zobaczyłam znajomą postać. To był Hian. Powiedział, że to jego rodzinny las, że kiedy się tu wychowywał to sięgał on aż spod Krętej Rzeki do zamku któregoś tam króla. Nie wiem, jak dużo to było, ale z jego opowieści wynikało, że kilka razy więcej, niż teraz. Powiedział też, że prędzej zginie, niż odda ten las ludziom. Na szczęście nie był ciężko ranny i szybko stanął na nogach.
    Przez rok utrzymywaliśmy wojska ludzkie z dala od lasu. Ja i Hian znowu rozmawialiśmy dużo, był zachwycony, ale też zdumiony, że zostałam druidką. Znowu byliśmy jak najlepsi przyjaciele, ale ja chciałam czegoś więcej?
    Hian nawet zaproponował mi kolejną podróż, już nawet snuliśmy plany, gdzie możemy się wybrać.
    Czas spokoju dla lasu jednak nie mógł trwać długo. Ludzie użyli podstępu. Zaszli nasze wioski od drugiej strony utrzymując naszą armię na froncie. Ale to już nie byli sami żołnierze. Przyszło z nimi największe zło, jakie w życiu widziałam. Owładnięci pasją kapłani, zsyłający ?gniew boży? na niewinne stworzenia tylko dlatego, że ktoś uznał według własnych kryteriów, że są złe. Cały las płonął od ognistych kul rzucanych przez kapłanów. Nie przewidzieliśmy tego, nie było wśród nas wystarczająco potężnych czarodziejów ani druidów- poza mną było jeszcze dwóch, żebyśmy mogli sprostać hordzie ?szerzących słowo boże?. Nie mieliśmy czasu nawet, żeby uciec, byliśmy otoczeni.
    Kiedy to się stało byłam akurat z Hianem po drugiej stronie lasu. Od razu ruszyliśmy pędem w tamtą stronę. W ogóle zapomniałam wspomnieć, że miałam wtedy ślicznego wilka za przyjaciela, który, tak jak ty, podążał za mną wszędzie. Na imię miała Jyal.
    Hian był na miejscu pierwszy, biegł dużo szybciej niż ja. Kiedy tam dotarłam udało mu się zabić już dwóch osłabionych wcześniej kapłanów i walczył z trzecim. Był bardzo gibki, uniknął kilku kul ognistych, którymi ciskały w niego te bezmyślne istoty. Jyal mu pomagała, a ja próbowałam uratować kogo się dało z pożaru. W pewnym momencie zaaferowana rannymi elfami usłyszałam skowyt. Jyal dostała. I to poważnie. Kiedy tam pobiegłam rzucił się na mnie kapłan, z którym wcześniej walczył Hian. Na szczęście miałam przy sobie drąg, a on był już słaby. Sama wciąż się dziwię sprawności z jaką go pokonałam kilkoma uderzeniami i jak dobrze unikałam jego ciosów. Ale pewnie zmotywował mnie strach przed najgorszym. Kiedy dobiegłam do Jyal jeszcze żyła i oddychała. Była ciężko ranna, ale nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić. Rozglądałam się też za Hianem z nadzieją, że go tu nigdzie nie zobaczę- oznaczało by to, że pobiegł dalej walczyć z resztą kapłanów. Jednak moje obawy się spełniły, mój ukochany leżał niedaleko cały poparzony i we krwi. Podbiegłam do niego, ale moje lecznicze oko od razu powiedziało mi, że nie mogę mu pomóc. Nie władałam na tyle potężną mocą, by go uleczyć, a zwykłe maści i bandaże nie mogą pomóc na zbyt wiele głębokich ran. Mogłam tylko patrzeć jak powoli umiera. Pierwszy raz w życiu wtedy płakałam. Nie. Ja ryczałam jak dziecko, łzy lały się jak wodospady? Ale nie to jest ważne. Hian powiedział mi wtedy? Tak. Już się pewnie domyślasz. Powiedział, że mnie kocha. I że kochał mnie od początku, ale uważał się za niegodnego kogoś takiego jak ja. Ironia, prawda? Bo ja uważałam tak samo?
    To było? to było? po prostu okropne. Poczułam jak zalewa mnie wszechogarniająca pustka. Zawiodłam. Las spłoną. Hian nie żył. Wszystko, co do tej pory robiłam straciło sens. Jak w jakimś transie resztkami mocy uleczyłam Jyal i ruszyłam przed siebie. A kiedy zobaczyłam przed sobą kapłana, który błąkał się po lesie i dobijał tych, którzy zdołali się gdzieś pochować po prostu go zabiłam. Nie pamiętam już jak. Czułam się, jakbym śniła. Byłam tak szybka i zwinna, a w mojej ręce nagle znalazł się sejmitar Hiana- jego ulubiona broń i w sumie jedna z nielicznych, na jaką pozwalał mi kodeks druidów. I poszłam dalej. Nawet nie chciałam wiedzieć jakiego boga był to kapłan. Było mi to wszystko jedno. Nagle znienawidziłam wszystkich bogów za to, że bawią się nami, jakbyśmy byli tylko pluszowymi zabawkami. Jednym dają wielką moc, by mogli bezkarnie ? w ich imię? zabijać innych, głównie bezbronnych, których jedynym przewinieniem było to, że wierzyli w coś innego.
    Odeszłam z płonącego lasu pełna niczego. Nawet nie czułam żalu ani smutku. Wiedziałam, że nie zostanę prawdziwą druidką, że organizacja mnie nie zechce, że zawiodłam. Że Hian nie żyje. Że już nie wrócę do rodziców. Że tak naprawdę jestem nikim.

    Pustka?
    ? Bo tylko tyle mi pozostało. Pustka. Moje życie straciło wszelki sens.
    Latami błąkałam się po lasach, gościńcach, polach. Nie wiedziałam, gdzie jestem, nawet mnie to nie interesowało. Tylko wierna Jyal szła wciąż za mną, chociaż nie raz wpadałam w histerie i krzyczałam na nią, żeby odeszła, żeby zostawiła mnie w spokoju. Nie robiłam wtedy nic. Nie podejmowałam obmyślanej zaraz po pożarze krucjaty przeciwko bogom, albo chociaż ich przedstawicielom- kapłanom. Nawet bym nie wiedziała, gdzie ich szukać. Byłam za słaba na cokolwiek, byłam nikim.
    Kiedyś, nie wiem, ile wiosen po pożarze to było, zawędrowałam do pewnych ruin. Wydawały się znajome. Dopiero, kiedy weszłam do środka, przypomniałam sobie, że lata temu byłam tu z Hainem. Obudziło to przykre wspomnienia, ale niespodziewanie przypomniało mi się jego ulubione motto. Trzeba żyć dalej. Mawiał tak za każdym razem, gdy coś nam się nie powiodło, gdy nie udało mi się uratować rannego zwierzęcia albo jak jakiś władca poszczuł nas strażą. To była jego przepustka do szczęścia. Coś, czego tak naprawdę szukałam przez te wszystkie lata bezmyślnego błąkania.
    Trzeba żyć dalej.
    Tak właśnie sobie powiedziałam. I tak też zrobiłam.
    Nie mogłam już wrócić ani do Doliny ani do organizacji. Postanowiłam być druidem na własną rękę. W końcu Matka Natura sama mnie wybrała, nikt nie musiał mi specjalnie mówić, kim jestem. Chciałam być po prostu sobą.

    Trzeba żyć dalej
    Ruszyłam w świat, tam, gdzie jeszcze nie byłam, chciałam nawet przekroczyć Wielkie Góry. Ale zaczęłam od czegoś niewielkiego. Od karczmy. Miałam nadzieję, że znajdę tam kogoś chętnego kupić moje zioła- chciałam zarobić na porządne wyposażenie na długą podróż.
    Tam właśnie poznałam Fausta, który pięknie grał na lutni i śpiewał?
    Tak, tak? strasznie mi przypomina Hiana, dlatego nie potrafię się do niego zbliżyć. Budzi we mnie zbyt wiele przykrych wspomnień. Nie patrz tak na mnie, Mika! Wiem, że każdy jest inny i każdy powinien mieć swoją szansę? Ale ten Faust i Bjórn? Są jak moje koszmary z dawnych lat. Przystojny bard i wierny czciciel boga. Ale też są jedynymi istotami, które były po tamtej stornie gór i czuję, że przez to coś mnie z nimi łączy?
    Ej, Mika! Zostaw to biedne stworzenie! Nie chcę, żebyś skończył jak Warn!
    Chodź, wracajmy już do obozu, kolej na wartę Bjórna.

    (Tak w ogóle ktoś czyta te teksty, takie długaśne, co je tu wrzucam??)
  3. Rysia
    Moje świeżo upieczone logo opowiadania o Ziemiach Bestii.
    [TUTAJ jego większa wersja]
    W Karczmie spędziliśmy kilka tygodni...
    Zaraz po wejściu do Karczmy rzuciła mi się w oczy jej nietypowa konstrukcja, na którą z zewnątrz nie zwróciłam uwagi: budynek był idealnie okrągły. Na środku stał bar i palenisko, dalej stoły i krzesła, a dookoła, w ścianach, były drzwi, zapewne do pokoi dla gości. Na górnym piętrze również były pokoje (jeden z nich wynajęliśmy), z których wychodziło się na galeryjkę nad barem. Pod jedną ze ścian było podwyższenie ze zdobnym krzesłem wyłożonym skórami i wiszącym nad nim ogromnym toporem.
    Przy stołach siedzieli normalni kupcy, wojacy, ale też kilka dziwnych typków jak: człowiek z obandażowaną głowa i siedzący z nim krasnolud z, jak twierdzi Bjórn, farbowaną brodą i włosami czy zalany w trupa, leżący na stole człowiek. Przy barze poznaliśmy dwa krasnoludy: Yegara, barmana i współwłaściciela knajpy oraz Rurika Algierdsona, alchemika amatora z wiecznie przypaloną broda i brwiami. Yegar opowiedział nam trochę o tym, gdzie jesteśmy. Nazywają to miejsce, tą krainę chyba, Ziemie Bestii. O świątyni, w której się obudziliśmy nie wiedział wiele, a tym bardziej o tym, co się tam działo. Powiedział nam tylko, że Imperium Elfów upadło tysiące lat temu i gdzie niegdzie można natknąć się na jego pozostałości. Zaciekawiło mnie to. Dlaczego elfy upadły? Jak potężną były rasą? Co się stało z tymi, którzy przetrwali? Muszę się tego dowiedzieć! (...)
    Po tym, jak oporządziliśmy się u tutejszego kupca (ja kupiłam kilka skór i zabrałam się za szycie dla siebie pięknej skórzni) i wyspaliśmy porządnie w naszym pokoiku ruszyliśmy na ?zwiad?. Faust od razu, jak usłyszał, że ten wiecznie zachlany człowiek jest Skaldem- czymś w rodzaju walczącego barda, to biegł do niego w podskokach. Człowiek ten był jednak niezdolny do rozmowy z nami- za dużo alkoholu. Yegar powiedział nam, że zwie się Ferengir i od kilku tygodni tylko pije. Zdradził nam też, że Rurik zna recepturę na coś, co go natychmiastowo otrzeźwi. Dał nam listę składników... Ja dosyć niechętnie ruszałam na tą misję, nie miałam powodów, żeby budzić Ferengira. Składniki omal nas w lesie nie pozabijały, aż w końcu uciekły- mowa o dzikach. Nie zdobyliśmy ich krwi, ale Rurik się zgodził, że krew dziewicy też może być... Nie musieliśmy daleko szukać. (...)
    Ferengir dał Faustowi jakieś brzdękadło, którym nas cały wolny czas męczy. Udało nam się jednak namówić Skalda do współpracy. Narysował dla nas mapę tych całych Ziem Bestii i niedalekiej okolicy. I wiem już, że Chip i Dale pochodzą z Ziem Twardych Ludzi, na południowy zachód stąd. Nie powiedział nam wiele więcej o upadku Imperium Elfów, tylko pokazał na mapie, gdzie teraz istnieje namiastka elfiej rasy- w Ponurym Gąszczu ponoć żyją pół elfy, czy jakies mieszanki, które są wyjątkowo okrutne i zdegenerowane. (...)
    A ja codziennie o świcie szłam do lasu na medytację, a potem tresowałam Iha, chciałam nauczyć go ?chodź?. W końcu się udało.
    Yegar zaproponował nam robotę: niedźwiedzie w okolicy stały się agresywne i częściej atakują ludzi. Cóż, złota nie mieliśmy wiele, więc trzeba było się łapać czegokolwiek. Niedźwiedzie okazały się zachowywać bardzo dziwnie. Nie potrafiłam ich uspokoić, cała rodzina się na nas rzuciła. Ledwo z tego uszliśmy z życiem, ale niestety zwierzęta musiały umrzeć... Jednak ich zachowanie nie dawało mi spokoju. Nie była to normalna złość. Spróbowaliśmy iść ich tropem, który doprowadził nad do źródełka. Tego samego, przy którym dziki nas omal nie pozabijały. Coś musiało być w wodzie. I nie myliłam się: wyłowiliśmy kiść związanych ze sobą dziwnych korzonków. Podobnych do tego, czym się zajadał ten szalony druid. (...) Rurik powiedział, że są halucynogenne, a u zwierząt mogły wywoływać agresję. Cóż, spróbowałam- bo skoro ten druid je zajada, to czemu nie?. Świat mi się rozciągnął, było kolorowo, a wszędzie rosły różowe drzewa. Potem się obudziłam (...).
    Brakowało mi Jyal, mojej wiernej wilczycy. Została gdzieś tam, za Wielkimi Górami. Ale życie toczyło się dalej, ruszyłam więc któregoś poranka w głąb lasu w celu znalezienia odpowiedniego dla mnie towarzysza. Jak spod ziemi wyrósł ten szalony druid. Śmiał się, coś mamrotał, ale udało mu się przekazać mi, że powinnam iść na zachód, jak chcę znaleźć zwierzę dla siebie. Tak też zrobiłam. (...)



    Potem usłyszałam od Yegara, że kręci się tu gdzieś niedźwiedź, z opisu pasujący do Miki, który zabił już niejednego wędrowca czy mieszkańca karczmy, w końcu zaczęli go nazywać Mordercą. Tak dowiedziałam się, dlaczego mój Mika ma tyle blizn i lubi mówić ?człowiek smaczny, mniam, mniam?. Z tego też powodu nawet się z nim nie zbliżałam do karczmy, bo nie wiem, kogo bym broniła: Chipa i Dale?a przed Miką, czy Mikę przed nimi. Mój niedźwiedź krążył po lesie niedaleko Karczmy Wulfa, żebym go mogła w razie potrzeby wezwać.
    Poznaliśmy też Wulfa! Rosły, barcysty mężczyzna, z wyglądu może mieć pod pięćdziesiątkę. Ogromny topór i ?tron?, o których wcześniej wspominałam są jego własnością. Tymże toporem podobno jakieś trzydzieści lat temu zabił Gnijące Serce, nękającego okolicę smoka...


    Mam nadzieję, że logo się podoba, wymyślone podczas porannej rozgrzewki.
    I cóż, widzę, że pobytu w Karczmie Wulfa nie streszczę do 1-2 postów... Po płostu nie potłafię.
  4. Rysia
    Hej, dzisiaj będzie chwila na reklamę i żebry...
    W dniu dzisiejszym, tj. 21 maj, ruszyło głosowanie w akcji STYPENDIUM Z WYBORU. Polega to na tym, że studenci składają tam swoje aplikacje o fundusze na jakąś konkretną rzecz, a otrzymują je ci, którym uda się zebrać najwięcej głosów.
    Dlatego liczy się każdy głos!
    Ja również złożyłam tam swoją aplikację, marzy mi się kurs rysunku oraz sprzęt do grafiki cyfrowej (tablet), żeby być lepszą w tym, co kocham robić.
    Może kiedyś, w przyszłości, to właśnie ja zaprojektuję postaci do "Wiedźmina 4" albo "Avatara 2", może natkniecie się na moje komiksy gdzieś w księgarni albo założę własne studio graficzne...
    Jednak bez tego stypendium będzie mi o wiele trudniej to osiągnąć.
    TUTAJ jest moja aplikacja wraz z filmikiem motywującym do klikania w ten uroczy guziczek z napisem "oddaj głos".
    Żeby głosować, najpierw trzeba kliknąć na górze "zaloguj się przez facebook". A jak już klikniecie, to wyślijcie to dalej!
    Niestety, głosować da się tylko przez facebooka... Jednak, jeżeli go macie, to zapraszam do WYDARZENIA zapraszajcie swoich znajomych i w ogóle...


    Z góry dziękuję!
    No, to tyl żebrania.
  5. Rysia
    Po miesiącu nołlajfienia, wykańczania i dopieszczania prac na przeglądy i zaliczenia w końcu... koniec. Powiem Wam, że po pierwszym roku nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę miała taki zap... zawał roboty na tych studiach.
    No, ale zjechałam do domu, kupiłam dwa Ciufjuniory i powoli wracam do życia.


    (Maluchy mam od piątku, a zrobiłam im już chyba milion zdjęć...)
    Pracami studyjnymi nie ma co się chwalić, ale z chęcią pokażę, jaki filmik udało mi się sklecić na multimedia: Ramzes na schodach.
    Na inne zajęcia musiałam napisać esej o czymś związanym z komputerem. Po długiej walce z wymyśleniem tematu, w końcu padło na gry komputerowe. No i lałam wodę przez jakieś 2-3 strony, straszna udręka. Jak ktoś chce, to może się z tym pomęczyć też, proszę bardzo:
    "Plusy i minusy gier komputerowych - czyli wpływ elektronicznej rozrywki na rozwój młodzieży szkolnej"
    (Buziaki dla Feanora za ten tytuł!)
    Jestem graczem. Od kiedy tylko pamiętam w moim życiu był komputer i gry. Począwszy od prostych zabaw w zbieranie kryształków przez smoczka Crocka, poprzez odkrywanie nowych poziomów w "Prince of Persia", buszowanie po starożytnych grobowcach Larą Croft aż do moralnych wyborów w "Wiedźminie" bądź "Skyrim". A kiedy sama nie grałam, to patrzyłam, jak robi to mój brat, szturchałam go, podpowiadając, gdzie może teraz pójść, albo wypytywałam o fabułę rozgrywki.
    Przeszukując internet można sie spotkać z terminem "ludologia", o którym Wikipedia mówi: "dziedzina humanistyki zajmująca się systematycznym badaniem gier z perspektywy ekonomicznej, estetycznej, narratologicznej, kulturoznawczej, socjologicznej i psychologicznej. Ludologia jest szczególnie związana z badaniem gier wideo i gier komputerowych, bo w tej formie u schyłku XX wieku gry osiągnęły wysoki poziom komplikacji i stały się nowym medium, odgrywającym rolę społeczną podobną do telewizji, kina czy literatury.". Zagłębiając się w temat znalazłam informacje o Polskim Towarzystwie Badania Gier, zrzeszającym naukowców i studentów zajmujących się problematyką gier, głównie fabularnych (RPG) oraz komputerowych. Zatem gry komputerowe nie są już tylko niszową rozrywką, zamkniętą w czterech ścianach własnego domu, jak niektórym się wciąż wydaje. Graczy jest coraz więcej i zaczynają się otwierać na świat, wychodzić do ludzi niezwiązanych z tematem.
    Rodzajów gier jest tyle, że na samo ich wymienienie z chociaż minimalnym opisem musiałbym poświęcić osobny esej. Dlatego skupię się tutaj na tym, co sama znam najlepiej, czyli na komputerowych grach fabularnych, w skrócie cRPG (ang. computer Role Playing Game).
    RPG to jeden z najpopularniejszych gatunków gier na świecie. Polega na tym, że wcielamy się w bohatera, którego umiejętności są określone liczbowo (tzw. statystyki), podróżujemy po świecie i realizujemy różnego rodzaju zadania. Przeważnie nie robimy tego w samotności tylko z grupą innych graczy, którzy się wcielają w swoje postaci, a świat, w którym się znajdujemy jest wykreowany prze osobę prowadzącą, tak zwanego Mistrza Gry. Można stwierdzić, że jest to coś w rodzaju teatru improwizacji, w którym Gracze mierzą się z wyznaczonymi przez Mistrza Gry problemami.
    CRPG jest wzorowane na tradycyjnym RPG, z tymi wyjątkami, że nie ma Mistrza Gry - świat jest wykreowany i zwizualizowany przez twórców, a drużyna z którą podróżujemy zwykle jest prowadzona przez komputer. Piszę "zwykle", ponieważ w MMO RPG, czyli komputerowych grach fabularnych rozgrywanych przez internet można realizować zadania razem z innymi ludźmi, którzy mogą znajdować się nawet na innym kontynencie.
    Po tym nieco przydługawym wstępie przejdę do puenty.
    Minusy grania na komputerze na pewno każdy może wymienić; swojego czasu bywało głośno w mediach o uzależnionych nastolatkach, wzroście agresji i tego typu uogólnienia. Nie do końca się z tym zgadzam, ponieważ każda forma rozrywki może stać się w końcu uzależnieniem, jeżeli się nie ma nad nią kontroli. Po prostu gry komputerowe są stosunkowo nowe na tle innych zabaw, na jakie zwykle młodzież poświęca swój czas, więc rodzice często nie wiedzą, jak powinni reagować, gdy dziecko zaczyna spędzać zbyt wiele czasu przed komputerem. Zwrócę również uwagę na często spotykane zjawisko, jakim jest kupowanie swoim podopiecznym gier niedostosowanych do ich wieku. Krew i przemoc będzie miała mniejszy wpływ na osobę dorosłą, niż na nastoletnie dziecko, któremu dopiero kształtują się wartości, a w ten sposób przyzwyczaja się do okrucieństwa, najczęściej zadawanego wrogom z własnych rąk. Wprawdzie od 2009 r. w Polsce zostały oficjalnie wprowadzone oznaczenia PEGI (Pan European Game Information, pol Ogólnoeuropejski System Klasyfikacji Gier), jednak nie każdy producent się do nich stosuje, ponieważ nie są one obowiązkowe. PEGI jest zbiorem symboli pojawiających się na opakowaniach gier i informujących, co się w nich znajduje (min. 'Przemoc', 'Strach', 'Seks', 'Używki' itp) oraz określających minimalny wiek gracza. Niestety wielu dorosłych nie zdaje sobie sprawy z istnienia tych oznaczeń i bezmyślnie kupują dzieciom to, czego sobie zażyczą.
    Zawężając temat do gier cRPG uważam, że najpowszechniejszym problemem jest odcięcie się od rzeczywistości, zatracenie w nierealnym świecie. Młodzież często szuka jakiejś odskoczni, niekiedy sięgając po różne używki, innym razem zamykając się w swoim pokoju i całe dnie spędzając na plądrowaniu lochów czy ratowaniu świata. Może się to stać niebezpieczne, kiedy zaczną tracić chęć na kontakt ze swoimi rówieśnikami uważając ich za mało interesujących. W skrajnych przypadkach mogą nie chcieć wychodzić z domu bądź pokoju, zaniedbując tym samym swoje obowiązki takie jak nauka, szkoła albo pomoc rodzicom.
    Jeśli zaś chodzi o bardziej fizycznie zauważalne minusy, to jest ich wiele. Całe dnie spędzone przed monitorem stanowczo pogarszają wzrok młodych osób oraz stan ich kręgosłupa. Tracą oni poczucie czasu i dopiero, gdy wyłączą grę zdają sobie sprawę, ile innych, bardziej pożytecznych rzeczy mogli by zrobić w tym czasie. Brak ruchu może doprowadzić do problemów z wagą i zdrowiem. Nastolatek może przestać dbać o własne ciało poświęcając się całkowicie wykreowanemu przez siebie alter ego z gry. Dużym minusem są również wydatki- żeby w coś zagrać trzeba najpierw to kupić, dobre gry nie są tanie, a niektóre wymagają nawet miesięcznych opłat. Trzeba mieć również odpowiedni sprzęt, żeby 'uciągnął' nowości. Do tego dochodzi jeszcze rachunek za prąd...
    Po tym fragmencie można odnieść wrażenie, że gry komputerowe mają tylko złe strony oraz negatywny wpływ na młodych ludzi, co oczywiście nie jest prawdą. Wszystko ma swoje wady i zalety, więc teraz chciałabym się skupić na tych drugich.
    Istnieje wiele gier edukacyjnych, dzięki którym młodzież może w ciekawy sposób dowiedzieć się wiele na temat świata. Nic tak dobrze nie utrwala wiadomości, jak przeżycie ich na własnej skórze prowadząc bohatera podczas II wojny światowej, albo podróżując po świecie. Wielokrotne próby pokonania następnych, coraz trudniejszych poziomów czy rozwiązywania skomplikowanych zagadek uczy dziecko radzenia sobie z frustracją, nabierają wytrwałości w podejmowanych działaniach. Szukanie innych wyjść z sytuacji rozwija kreatywność. Wiele gier wymaga skomplikowanych akcji, które wzmacniają refleks.
    Jest to również możliwość twórczego rozwoju. Wiele cRPGów ma dołączony program do budowania nowych poziomów w grze, więc każdy, kto chce, może spróbować wymyślić kilka zadań, zbudować jakiś loch i poustawiać przeciwników, a później zaprosić kolegów, do przejścia swojego dzieła.
    Gry komputerowe są również świetnym sposobem na nauczenie się innego języka. Wielu graczy przyznaje, że w ten właśnie sposób pogłębiają swoją znajomość angielskiego. Za to w MMO RPG, gdzie przeważnie mamy możliwość kontaktowanie się z ludźmi z całego świata, możemy przetestować, czy nasze zdolności lingwistyczne choć na minimalnym poziomie umożliwiają nam porozumienie się z obcokrajowcem. Jest to bardzo ciekawe doświadczenie, sama spędziłam wiele godzin biegając moją nieumarłą czarownicą po Azeroth'cie (World of Warcraft) razem z ludźmi z Kanady, Czech albo Niemiec.
    Prowadząc swojego bohatera w nierealnym świecie dziecko może doświadczyć wiele rzeczy, których w rzeczywistości nigdy by nie było w stanie. Jest to ciekawa forma oderwania się od codziennych spraw i problemów, przez tą krótką chwilę można się stać herosem, który ratuje świat przed smokami, najeźdźcami z kosmosu albo wrogą armią. Uważam, że jest to o wiele bardziej kreatywna forma rozrywki niż oglądanie telewizji, ponieważ mamy wpływ, na to, co się dzieje. Filmy są już zakończoną opowieścią, którą można tylko chłonąć, a w cRPG trzeba dać coś od siebie, żeby można było odkryć dalsze części fabuły, musimy się wysilić, żeby przejść trudniejsze fragmenty.
    Zatem gry komputerowe, tak samo, jak prawie wszystko na tym świecie, mogą być dobre lub złe, zależnie od tego, jak ich będziemy używać. Brak kontroli rodziców nad tym w co i jak długo grają ich pociechy może mieć w skrajnych przypadkach fatalne skutki. Jednak odpowiedzialna i umiarkowana zabawa na komputerze jest przyjemnym sposobem na spędzanie wolnego czasu, a przy okazji można się nauczyć wielu przydatnych rzeczy. Uważam więc, że nie można wrzucić gier komputerowych do jednego worka z napisem "złe" lub "dobre", ponieważ nie mają one z góry narzuconego przeznaczenia, są tylko możliwością.
    Nie uważam tego za jakiś majstersztyk, zwykłe lanie wody na wpisik w indeksie.
    Ale jak już tyle się opisałam to czuję dziką potrzebę podzielenia się z ludziami bardziej w temacie niż moje artyści.
    Enjoy!
  6. Rysia
    Rysuneczek Bjórna ze swoim przodkiem.
    Plus tekścik z sesji, który mi się spodobał:
    MG: Elleani, coś ci pękło między nogami.
    El: Co...?
    Bjórn: I w końcu stajesz się prawdziwą kobietą.
    MG: POD NOGAMI, NO!
  7. Rysia
    Nie mam nic twórczego do napisania ostatnio.
    Siedzę tylko i coś tam dziubdziam sobie na kartkach... mam już prawie 20 plansz szkicu komiksu, może jak się sprężę, przyłożę i w ogóle to go nie zostawię gdzieś z boku i wykończę. I poprawię... i pokoloruję...
    Mój ulubiony ostatnio rysunek Elleani, przy okazji fragment z komiksu.
    Weszły mi w tym roku nowe zajęcia. Multimedia. Po pierwszych zajęciach byłam tak zajawionia, że łajaciekręcę!, chociaż chyba była to tylko moja różowa mgiełka przed oczami. Ale przynajmniej otwarło mi to jakieś nowe możliwości i oto, co mi się udało zrobić pod wpływem tych zajęć: lala , ale to dopiero początek, mam już masę takich poklatkowych wypocin, w dodatku nakupiłam plasteliny i chcę więcej! Śmieszne, bo to się wydaje być tak proste i taaak mi się podoba, w dodatku zawsze chciałam robić animacje, a jakoś na to nigdy nie wpadłam...
    Na koniec dorzucam jeszcze trzeci obrazek, który się pojawił ostatnio na mojej Walizeczce, taki mój stary, komiksowy 'z życia wzięte'. Czasami żałuję, że więcej takich życiowych sytuacji nie nabazgrałam w ten sposób. Taki mini-komiksowy pamiętniczek. Podobało by mi się.
    Chociaż... w sumie to mam taki jeden komiks, który rysowałam w trzeciej gimnazjum, głównie na historii i polskim właśnie 'z życia wzięte', jak to bawiłyśmy się u mojej babciu w ogródku.
    I jeszcze 'jadłospis studentki' z dnia dzisiejszego:
    Śniadanko jadłam jeszcze w domu więc mogło być wykwintne: tościki z szyneczką, pomidorem, przyprawami i rozpływającym się serem, herbatka zielona, która miała przepyszny smak. Przyjechałam do Krakowa i ta sama zielona już wcale nie ma smaku. Piję już drugi kubek, sypię garście liści... nic. Kolorowa woda. Na obiad miałam gołąbki ze słoika, a na kolację wywalczyłam muffinki, w końcu się faceci wzięli do roboty i po roku mieszkania tu działa nam piekarnik. Ale pierwszy raz mi takie bułeczki wyszły! Na prawdę! Jak w domu herbata ma smak, to wszystkie wypieki mi zawsze zakalcowały się, a tutaj! Cudo!I będzie jeszcze na jutro na zajęcia co wziąć...
    To tyle.
    Miłego!
    A obrazek to kolejne 'z życia wzięte' z czasów gimnazjum, kiedy to napadł na mnie wilkołak, a Zuzię pogryzł wampir. Ale ciii, nic nie wiecie!
  8. Rysia
    Zaczynam się czuć, jakbym się powtarzała... Może w zbyt małym odstępie czasowym coś tu pisze... Ale jednak, standardowo chcę się pochwalić, co to znowu nowego nabazgrałam.

    A tak w ogóle to chcę jakiś konwent, LARP, festiwal średniowieczny albo coś. Taką mam zachciankę. Brakuje mi zeszłorocznego przygotowywania się na Orkon i szycia stroju, krojenia skóry i czytania o ziołach, robienia nalewek i olejków... No i biegania po lesie, ale na to nic nie mogę chwilowo poradzić.
  9. Rysia
    Faust.
    Ale ja znalazłam lepszą wymową tego imienia, pasującą do noszącego: Fallust.
    Reszta na Walizeczce.

    A dla fanatyków małego i włochatego: Bjórn już jest w trakcie pracy! Za niedługo się tu powinien pokazać...
  10. Rysia
    A nad tym to już męczę się od września.
    W sensie, że wtedy zaczęłam, po kilku tygodniach coś pokolorowałam, a wczoraj dopieściłam.

    Maja, boje kochane bonsai.
  11. Rysia
    Wiem, wiem, elfy i dziewczyny mogą się znudzić... A Młody (mój 2 lata starszy brat) nalegał, żebym w końcu też Bjórna narysowała... więc jest i nasz Niedźwiedź, świeżo wyjęty spod piórka.
    ((osobiście najbardziej podoba mi się krew i Szpon ))
    ((Coś mi się burzy ładowanie tu obrazka, więc żeby zobaczyć Bjórna musicie przespacerować się na Walizeczkę ))
    Z uśmiechem do wszystkich włochatych niewysokich!

  12. Rysia
    Sesja (hehe- jedna zerówka i pokazy prac) zaliczona, indeks w dziekanacie - a przynajmniej u starościny, średnia 4,25... więc... WOLNE!!! 2,5 tygodnia rysowania i snowboardu!!! I pewnie wielu innych różnych rzeczy...
    Ale nie o tym chciałam, nie będę Was zanudzać narzekaniem na niemożliwie spóźniających się profesorów i zajęcia, na których uczę się mniej niż w domu.
    Narysowałam i mi się podoba!
    Mam wolne, to wieczór pogarbiłam się nad tabletem i wypociłam takie TE. ((:

    Miłego oglądania, mam nadzieję, że Wam też się spodoba.
  13. Rysia
    Generalnie notka ma być krótka.
    Zrobiłam małą modernizację mojej Walizeczki i chciałam się pochwalić oraz poprosić o opinię, czy jest lepiej, gorzej, bardziej czytelnie itp.



    DREWNIANA WALIZECZKA






    A jak się podoba moja nowa maskotka?

    Miłego!
  14. Rysia
    Dawno mnie tu nie było, ale... od tygodnia jestem licencjonowanym Rysiem!
    Gdzieś w tak zwanym "międzyczasie" udało mi się strzelić takiego oto Maga (który był próbką do talii tarota, aczkolwiek fuchy nie dostałam). I jeszcze ilustrację do tekstu Planeturista, o taką.
    W ogóle ostatnio zaczęliśmy nową sesję RPG przez skypa w Monster Hearts- sympatyczny system. To już nasze trzecie podejście do niego, byłam już sucubem - na obrazku (w typowo amerykańskim highschoolu) i bestią (w angielskiej szkole prywatnej), obecnie gram wampirzycą Seriną (wróciliśmy do amerykańskeigo high, ale dla odmiany na Alasce). Wszystkie nasze ostatnie sesje póki co można znaleźć
    (jeśli komuś chce się słuchać naszych wygłupów), kolega BlackShadow nagrywa. Jak ktoś nie wie: Monster Hearts polega generalnie na rozterkach nastoletnich "potworów", takie klimaty Zmierzchu, True Blood czy Teen Wolfa. Przyznam, że takie granie przez kompa bardzo mi się podoba, bo spokojnie mogę w czasie grania rysować (albo robić na drutach).
    Na dziś to tyle, miłego!
  15. Rysia
    Moi drodzy Forumowicze.
    Zabieram się za komiks o mojej Elleani, bohaterce z sesji RPG, i jak zwykle nie mogę się zdecydować na konkretną technikę...
    Zastanawiam się nad tymi czterema. Pomożecie mi zdecydować? Która Wam się najbardziej podoba? Pisak, tusz, farby czy farby i pisak?

    I mały gratis: mój ostatni komiks(projekt na grafikę) )
  16. Rysia
    Wrzuciłam na moją Walizeczkęnowy rysunek, oczywiście inspirowany sesją. )
    Nie będę się na jego temat rozpisywać, bo właśnie rysuję komiks o tych przygodach (mam nadzieję, że go skończę jeszcze w tej dekadzie) i nie chciałabym potencjalnym Czytelnikom nie znającym jeszcze losów El zdradzać zakończenia zbyt wcześnie... (chyba że już to kiedyś zrobiłam i zapomniałam? ).
    W każdym razie miłego oglądania.
  17. Rysia
    Czyli gry terenowe, zwane inaczej LARPami (live action role-playing). Tak dla odmiany, żeby nie popaść w monotonię pisania tylko o Ziemiach Bestii (sesja).
    Rysia-Barbarzyńca
    Ja o nich pierwszy raz usłyszałam ponad 2 lata temu, na rajdzie w Beskid Sądecki. Zaczęło się od niewinnej rozmowy z kumplem o Tolkienie, a skończyło na dwóch dniach gadania o LARPach i sesjach RPG. Zajawiło mnie to niesamowicie- aż skakałam z podekscytowania gdy dowiedziałam się, że ludzie odgrywają na żywo sesje rpg (tak w skrócie można opisać larpy). A jak zobaczyłam w internecie, jak fajnie się przebierają, jak odgrywają...
    Zaraz zebrałam ekipę i zagraliśmy własnego larpa w lesie niedaleko...
    Bjórn- wersja MŁOT, bo Bjórn zwykle ma wielgachny topór
    LARP Rysi nr. 1 (przebrania byle jakie, głównie moro; broń zrobiona na kolanie, aż prosiła o pomstę do nieba)
    Było nas sześcioro, jeden wymyślił fabułę (heh, a poza tym był w mojej drużynie i nie mógł nam pomagać przy zagadkach). Podzieliliśmy się na 2 drużyny, śmiesznie wyszło, że grało w końcu trzech 'tanków' na trzech 'rołdżów'. Każda z drużyn dostała od Luka (ten od fabuły, a osobiście mój chłopak) zapieczętowany list i się rozeszliśmy. Jak byliśmy wystarczająco daleko to Luke dał znak- coś się chyba zadarł czy zahukał, i otworzyliśmy nasze instrukcje... Już nie pamiętam, o co tam chodziło, jakieś itemy były po krzokach porozrzucane, a pod drzewami znajdywaliśmy wiadomości gdzie dalej szukać. Ale to w sumie nie było tak ważne, jak kilka epickich akcji, jakie tam odegraliśmy.
    Akcja pierwsza: ZASADZKA. Byłam w tej drużynie rołdżów, więc cały czas tarzaliśmy się po ściółce i skradaliśmy się pod krzakami. W końcu, chyba po tym, jak wypatrzyliśmy, że nasi przeciwnicy znaleźli item, zaplanowaliśmy na nich zasadzkę. Nie ciężko było ich wyśledzić, nawet nie starali się chować. Chłopaki sie zaczaili za drzewami koło polnej dróżki, a ja zostawiłam mój miecz koło nich i na paluszkach zakradłam się do 'tanków'. Okazja była idealna: szli we trójkę obok siebie, plecami do mnie... Napięłam procę (byłam takim niby hunterem, miałam bezpieczne pociski- plastelina w otulinie) i chybiłam... Mój pocisk przeleciał zaraz koło Bjórna (tak, ten sam, co na sesji. To jest człowiek, który gdziekolwiek by grał, zawsze jest krasnoludem Bjórnem z toporem, więc jak spotkacie na wowie, w allodach albo na jakimś konwencie "Bjórna", to prawdopodobnie on. Poza tym ma prawie 190cm wzrostu, posturę krasnoluda i brodę. No, i to mój brat). I tenże Bjórn odwrócił się, zobaczył mnie i rzucił się do szaleńczej, krasnoludziej szarży z dzikim rykiem i wielkim toporem w rękach. Tutaj muszę dodać, że ja sama jestem niewielka, a poza tym nie miałam przy sobie miecza, tylko tą mizerną procę, której nawet bym nie zdążyła napiąć... I słuchajcie, tak szybko, jak wtedy to nawet na WFach nie biegam. Aż się kurzyło. Z tym rozpędem doleciałam do naszej zasadzki i rzuciłam się za stary pieniek z boku drogi (akurat było z górki, ukryłam się). Tankowie dolecieli za mną, wtedy moje chłopaki wypadli zza drzew i rozpoczęła się rzeź. Nasze bronie to były kijki oplecione 1 albo 2 warstwami otuliny, ma-sa-kra. Widziałam zza pniaka, jak Piotr (rołdż z mojej drużyny) zakosił item i spieprzył gdzieś, a za nim biegł tank z dzikim okrzykiem: "CHODŹ TU, SKRU******* I WALCZ ZE MNĄ!!!!!". Luke padł zaraz na początku, ale wstał (śmierć polegała na padnięciu i doliczeniu do 120, potem można było wstać normalnie z pełnym życiem), dobiegł do mnie z moim mieczem i razem rzuciliśmy się Bjórna, ja tak napier... niczałam moim mieczem, że się złamał. Ale Bjórn w końcu padł, a my nogi za pas gdzieś daaaaleko, żeby trzeci tank nas nie dopadł. Niedługo potem Piotr nas znalazł.
    Akcja druga: ZASADZKA nr2. Tym razem w wąskim przejściu pomiędzy drzewami rozpięliśmy linę. Ja znowu byłam przynętą, ale nie pamiętam za bardzo, jak to się potoczyło. Walczyliśmy, padaliśmy, walczyliśmy i uciekaliśmy. Było fajnie.
    Akcja trzecia: TYMBARK?? Gdzieś w krzakach zostawiłam pełniutką butelkę tymbarka, chyba pół godziny błądziliśmy po lesie szukając jej.
    Akcja czwarta: PORWANIE. Tankowie gdzieś siedzieli, zakradliśmy się do nich i wywiązała się walka. Luke wyprowadził dwóch tanków gdzieś w las, a ja z Piotrem zaciukaliśmy trzeciego, związaliśmy i zatargaliśmy na pagórek. Nie pamiętam, czy chcieliśmy czegoś w zamian, czy tylko dla funu to zrobiliśmy... Ale jednej akcji nigdy nie zapomnę: (byłam pod tym pagórkiem, więc miałam fajny widok) tanka obwiązaliśmy tylko w talii, że nie mógł ruszać rękami, ale wyrwał nam się i spieprzał, a za nim Luke z wyciągniętymi rękami i okrzykiem pedofila: "no chodź do mnie!".
    LARP Rysi nr. 2
    Te same wakacje, co powyższy larp, ekipa powiększona o 3 osoby, w tym dwie płci żeńskiej. Więc zrobiliśmy 3 drużyny, każdej szefem była jedna z dziewczyn. I też każda z nas wymyślała następnej drużynie zadania. Tutaj już posiedzieliśmy nad mechaniką jeden wieczór, więc było bardziej dopracowane, były czary- wiecie, błyskawica, leczenie i takie tam. I każda z drużyn miała do podziału określoną ilość życia. Graliśmy w innym lesie, też było fajnie, chociaż nie pamiętam żadnych tak epickich akcji, jak powyżej. Walczyliśmy, uciekaliśmy, wykonywaliśmy zadania.
    LAPR Rysi nr. 3
    Fabuła nieskomplikowana, mojej myśli: drużyna śmiałków ma zabić banshee (czyli mnie) w lesie. Żeby to zrobić musieli zdobyć srebrny sztylet, którego pilnowały dwa duchy krasnoludów z łańcuchami- krowiakami (Bjórn i Krzyś- MG Ziemi Bestii). Poza tym po lesie błąkała się jeszcze para nieumarłych...
    Rola banshee (miałam mieć jeszcze wilkołaka za ochroniarza, ale Luke nie dojechał) bardzo mi się spodobała. Ubrana byłam w potarganą, zgniłozieloną sukienkę, czarne, potargane rajtuzki, czarna peleryna... do tego czarne tipsy, twarz pomaziana czarną kredkę, zaszopione włosy... Istny koszmar senny. Na terenie gry włóczyłam się od duchów do truposzczaków wyjąc co jakiś czas jak prawdziwe banshee albo wybuchając złowieszczym śmiechem. Dwóch śmiałków w końcu spróbowało ze mną zadrzeć, ale nie mieli dobrego sztyletu (zamieszanie się porobiło, bo duchy powiedziały, że może być ten, który im dali, a nie ten, co się umawialiśmy) więc nie padłam tylko wyjąc radośnie ich pozabijałam.
    Poza tym byłam na dwóch Orkonach- to największy konwent gier terenowych w Polsce. Ale to historie na kiedy indziej.

    A tak na boku, to wybrałam się dziś z Lukim nad wodę, ale w połowie drogi deszcz nas złapał. Zawróciliśmy i zatrzymaliśmy się gdzieś na polnej drodze- lubimy tak czasem pozwiedzać na dziko (miałam mapę i krzyczałam, że tam chcę zobaczyć ). I co odkryliśmy! Zaraz nad Dunajcem (taka rzeka, co do Wisły wpada) było pole namiotowe, a obok tak epickie miejsce, że zaraz wymyśliliśmy, żeby tam jakiegoś larpa urządzić. Świetne po prostu, w krzakach na 2-3m były wycięte szerokie ścieżki, jak w starych grach rpg. Jedne prowadziły zaraz koło urwiska nad rzeką, inne gdzieś koło pól, gdzieś w lesie... Poza tym wypalone w drewnie tabliczki- drogowskazy, rozwidlenia dróg... aż się prosi, żeby tam posadzić NPCów z jakimiś questami. Cudne, w tygodniu chyba pojedziemy tam z namiotem, żeby lepiej zbadać teren. :)
  18. Rysia
    Zrobiłam sobie selfie w moim stroju Jill - zielarki i przyszłam się pochwalić. Nie wiem nawet, czy bardziej jestem dumna z kijka czy karwasza, ale odkrywanie nowych pędzli cieszy tak bardzo. Dorzucam jeszcze mojego Strażnika Lasu, robionego na zaliczenie kreowania postaci.

    Enjoy!
  19. Rysia
    Chyba trochę mnie tu nie było, ale co będę się tłumaczyć - sesja, wakacje, wiadomo.
    Ostatnio nawet byłam na zjeździe forumowiczów we Wrocławiu na 5 dni- ale, niestety, nie mogę o tym mówić... chociaż i tak można wszystko przeczytać w temacie Zjazdy. )
    Co do poniższego posta to nie, nie udało mi się uzyskać tego stypendium, ba, miałam tyle głosów, że mogłam co najwyżej mu z daleka pomachać. Stanowczo mam za mało znajomych na fejsie, fatalna sprawa.
    Generalnie mogę się pochwalić, że zaliczyłam pierwszy rok moich kochanych studiów ze średnią 4,4, w tym chyba ze wszystkich praktycznych (rysunek, malarstwo, rzeźba, grafika) miałam 5, indeks już od miesiąca wygodnie spoczywa w dziekanacie, normalnie żyć nie umierać. Chyba się nawet za niedługo szarpnę i wrzucę gdzieś w internet parę moich prac z zajęć, a co!
    Póki co zapraszam na moją kochaną WALIZECZKĘ, gdzie przez ten czas pojawiło się parę nowych bazgrołów.
  20. Rysia
    Zaczęłam niedawno nową sesję w TSoY, gramy ja i moja przyjaciółka, prowadzi Krzyś.
    Notkę wprawdzie publikowałam już na Polterze, ale najwyższa pora zająć się też tym blogiem.
    Wpisy podzielę na krótkie części, żeby może ktoś przeczytał całe.


    Kim gramy?
    Moja kochana przyjaciółka, Zuzia, wcieliła się w Lyę, dobroduszną, pomocną i opiekuńczą wojowniczkę, która wychowała pośród gromadki młodszych braci, którymi się zajmowała. Jest przepełniona marzeniami, w młodości nasłuchała się nie wiadomo jakich opowieści i bajek. Opuściła swoją wioseczkę w poszukiwaniu przygód, nie chciała wyruszyć z bratem- postanowiła sama odnaleźć swojego towarzysza podróży. No i natrafiła na Eile?
    Wyglądem Lya mniej więcej zgadza się z tym wizerunkiem:

    (btw: Steve Argyle- jeden z moich Mistrzów! Polecam oglądnąć sobie jego prace!)
    Ja gram Eile, której koncept jest mniej więcej taki: ?W moich stronach, to się mawiało, że miłe zwierzę to martwe zwierzę, więc weź pan nie marudź.? Jest handlarką z egzotycznej wioseczki na ?krańcu świata?, czyli z daleka. Chociaż bardziej powinnam powiedzieć, że jest oszustką, bo wciska ludziom różne różności, które zrobiła na poczekaniu, albo zdobyła za bezcen. Jeszcze jej, o dziwo, nie narysowałam, więc wygląd: ciemne włosy, ciemne oczy, opalona skóra, tatuaże czy tam makijaż plemienny; ubiera się kolorowo, w pozszywane z małych kawałków ciuszki, ma kamizelę z tysiącem kieszeni, skórzane paski, torby i sakwy poprzewieszane przez siebie, włosy pozaplatała w warkoczyki, kłosy i inne cuda, udekorowane kolorowymi paciorkami i koralikami. Generalnie nie da się jej nie usłyszeć, gdy idzie. Poza tym zawsze towarzyszy jej osiołek z wypełnionymi po brzegi jukami przez różne ceramiczne garnki, drewniane ?starożytne? figurki i inne śmieci; oraz piesek Ping-pong, szary kundel, który się zawsze gdzieś pod nogami pląta.
    Tego dnia, jak zwykle, Eile starała się jak najwięcej opchnąć ze swoich ?cennych zbiorów?, Lya trzymała się gdzieś blisko, a Ping-pong był tam, gdzie zawsze. Włóczyły się po targu w Mieście Mostów, gdy Eile zorientowała się, że jej osiołek gdzieś przepadł ? z powodu niewielkiego wzrostu nie widziała nic w tłumie, ale gdy wdrapała się Lyi na ramiona od razu wiedziała, gdzie iść. Nie zwlekając ruszyła sprintem za swoimi uciekającymi garnkami, łokciami roztrącając ludzi i drąc się na Ping-ponga by biegł szybciej. Gdy wypadła z targu tłum się stopniowo rozcieńczył i od razu zobaczyła przywiązanego przed jakimś budyneczkiem osła. Bez wahania odwiązała go, dosiadła i ruszyła spowrotem na targ, po drodze przeszukując juki, czy nic nie zniknęła z jej skarbów ? wszystko było, a nawet więcej. Znalazła list.
    W tym czasie, gdy Lya ruszyła za Eile i osiołkiem zobaczyła w tłumie znajomą twarz- chyba kogoś z jej wiski. Zatrzymała się i wdała z rozmowę z ? jak się okazało ? wioskową babcią. Kobieta oskarżała ją o to, że wszyscy przez nią zginęli, że ich opuściła, gdy jej najbardziej potrzebowali. Wyszło na to, że niedługo po naszym wyjeździe z Zamostowa napadli nań bandyci, którzy wszystkich zabili, uciec zdołały tylko kobiety i dzieci. Lya wpadła w ogromnego doła?
    List brzmiał:
    ?Na szczycie Szponu jest królewska oranżeria. Tyrol trzyma tam swego pupila, tajemniczego Złotego Ptaka. Dzisiaj, o północy, w Złym Lampionie. I.?
    Gdy dziewczyny się spotkały Lya była bardzo smutna i załamana, więc Eile ją pocieszała, że osioł się znalazł, nic nie zniknęło, że był tuż za rogiem. Blondyneczka wybuchła płaczem, a Eile, nieco skołowana, z jednej strony ją pocieszała, a z drugiej czytała list. Po pewnym czasie dowiedziała się jednak, że chodzi o Zamostowo, a nie garnki i osła. Lya była gotowa już, w tej chwili opuścić Miasto Mostów i wyruszyć do rodzinnej wioski, by sprawdzić, czy to prawda. No, ale tak być nie może, kto by osłaniał handlarkę? Znaczy się, przecież, jako najlepsze przyjaciółki nie mogły się rozdzielać, prawda? A ten Złoty Ptak brzmiał dość interesująco? Więc Eile nakłoniła swoją ochroniarkę? ekhm, przyjaciółkę, no przecież, by wyruszyć dopiero rankiem, a teraz powinna odpocząć i przemyśleć to wszytsko.
    Wieczór spędziły w karczmie. Indianka zaciągnęła jakiegoś oprycha do gry w karty, a wojowniczka rozpaczała na poddaszu, które załatwiła z karczmarzem. W końcu, w samą porę, zeszła na dół, gdzie pomogła w rozgrywce ? wdzięcząc się do oprycha. No i za jakąś tam pomalowaną na złoto figurkę i garnki Eile wygrała baaaardzo cenny i ciekawy miecz oraz mieszek kasy. Potem poszła na zwiady do owego Złego Lampionu, a Lya w tym czasie musiała się rozprawić z oprychem, który dobijał się do drzwi na poddaszu. W sumie załatwiła to dość pomysłowo ? na jego pijackie wołanie, że ?wieam? wieeem że tam jesssseeścieee!!? odpowiedziała jak najbardziej męskim głosem, że chyba pomylił pokoje.
    Cóż mogę powiedzieć. Bardzo mi się podobała ta sesja, zwłaszcza, że jak siedzimy we dwie, to cały czas się z czegoś śmiejemy. Niby poważna sytuacja, a ja się śmieję. Chociaż tyle, że Zuzia nieźle się wczuła, gdy się dowiedziała o tej wioseczce ? na pewno się nie spodziewała takiego ciosu dla jej postaci. Poza tym zawsze znajdziemy jakieś, nawet głupkowate, wyjście z sytuacji. Mnie się osobiście spodobało granie oszustką. Wzięłam sobie klucz kłamcy, sami go wymyśliliśmy, i po prostu jak raz zaczęłam, to ten potok ściem i wymysłów sam ze mnie wypływał.
    Mam nadzieję, że się miło czytało.
  21. Rysia
    Tak mnie coś ostatnio wzięło na komiksowanie. Wywlekłam stare szkice z najgłębszych zakamarków moich szafek, zeskanowałam i spróbowałam coś z nimi zrobić w PSie. Wyszło, co wyszło.
    Słowo wstępu: Komiks opisuje sam począteczek naszej najpierwsiejszej sesji RPG. Brat zakupił podręczniki do D&D i jakieś pół roku leżały i nie wiedzieliśmy, czym się tak w ogóle je te sesje fabularne. W końcu ja i Zuzia (z którą teraz gram w TSoY 'pod' Khornem) zrobiłyśmy sobie postaci i...
    Wyszło, co wyszło.
    Niestety jest to tylko sam początek, nie pamiętam do końca, co się później działo, tylko tyle, że rozbiłyśmy namiot w podziemiach, żeby pójść spać i zregenerować PW, które straciłyśmy walcząc z pająkiem... )
    W każdym razie, sesja ta odbyła się jakieś 6 lat temu, 2 lata temu nabazgrałam jakiś tam szkic tych wydarzeń, w zeszłym roku poprawiłam szkic pisakami, a w te wakacje, jak już wspomniałam, zeskanowałam i spróbowałam cyfrowo pokolorować.
    Dodam, że z Brawirką poturlałąm wiele kości od tamtej pory i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś do niej wrócę...
    Miłego!
×
×
  • Utwórz nowe...