Skocz do zawartości

Rysia

Forumowicze
  • Zawartość

    426
  • Rejestracja

  • Ostatnio

  • Wygrane dni

    4

Wpisy blogu napisane przez Rysia

  1. Rysia
    Moi drodzy Forumowicze.
    Zabieram się za komiks o mojej Elleani, bohaterce z sesji RPG, i jak zwykle nie mogę się zdecydować na konkretną technikę...
    Zastanawiam się nad tymi czterema. Pomożecie mi zdecydować? Która Wam się najbardziej podoba? Pisak, tusz, farby czy farby i pisak?

    I mały gratis: mój ostatni komiks(projekt na grafikę) )
  2. Rysia
    Hej, zrobiłam dwie ankiety w Google, może będzie Wam się chciało je wypełnić? Tak z ciekawości.

    Outdoor...
    Oglądając sztukę

    Żeby nie wypaść z rymtu jest i obrazek.
    Stary, ale jary, wciąż go lubię...

  3. Rysia
    Zaczęłam niedawno nową sesję w TSoY, gramy ja i moja przyjaciółka, prowadzi Krzyś.
    Notkę wprawdzie publikowałam już na Polterze, ale najwyższa pora zająć się też tym blogiem.
    Wpisy podzielę na krótkie części, żeby może ktoś przeczytał całe.


    Kim gramy?
    Moja kochana przyjaciółka, Zuzia, wcieliła się w Lyę, dobroduszną, pomocną i opiekuńczą wojowniczkę, która wychowała pośród gromadki młodszych braci, którymi się zajmowała. Jest przepełniona marzeniami, w młodości nasłuchała się nie wiadomo jakich opowieści i bajek. Opuściła swoją wioseczkę w poszukiwaniu przygód, nie chciała wyruszyć z bratem- postanowiła sama odnaleźć swojego towarzysza podróży. No i natrafiła na Eile?
    Wyglądem Lya mniej więcej zgadza się z tym wizerunkiem:

    (btw: Steve Argyle- jeden z moich Mistrzów! Polecam oglądnąć sobie jego prace!)
    Ja gram Eile, której koncept jest mniej więcej taki: ?W moich stronach, to się mawiało, że miłe zwierzę to martwe zwierzę, więc weź pan nie marudź.? Jest handlarką z egzotycznej wioseczki na ?krańcu świata?, czyli z daleka. Chociaż bardziej powinnam powiedzieć, że jest oszustką, bo wciska ludziom różne różności, które zrobiła na poczekaniu, albo zdobyła za bezcen. Jeszcze jej, o dziwo, nie narysowałam, więc wygląd: ciemne włosy, ciemne oczy, opalona skóra, tatuaże czy tam makijaż plemienny; ubiera się kolorowo, w pozszywane z małych kawałków ciuszki, ma kamizelę z tysiącem kieszeni, skórzane paski, torby i sakwy poprzewieszane przez siebie, włosy pozaplatała w warkoczyki, kłosy i inne cuda, udekorowane kolorowymi paciorkami i koralikami. Generalnie nie da się jej nie usłyszeć, gdy idzie. Poza tym zawsze towarzyszy jej osiołek z wypełnionymi po brzegi jukami przez różne ceramiczne garnki, drewniane ?starożytne? figurki i inne śmieci; oraz piesek Ping-pong, szary kundel, który się zawsze gdzieś pod nogami pląta.
    Tego dnia, jak zwykle, Eile starała się jak najwięcej opchnąć ze swoich ?cennych zbiorów?, Lya trzymała się gdzieś blisko, a Ping-pong był tam, gdzie zawsze. Włóczyły się po targu w Mieście Mostów, gdy Eile zorientowała się, że jej osiołek gdzieś przepadł ? z powodu niewielkiego wzrostu nie widziała nic w tłumie, ale gdy wdrapała się Lyi na ramiona od razu wiedziała, gdzie iść. Nie zwlekając ruszyła sprintem za swoimi uciekającymi garnkami, łokciami roztrącając ludzi i drąc się na Ping-ponga by biegł szybciej. Gdy wypadła z targu tłum się stopniowo rozcieńczył i od razu zobaczyła przywiązanego przed jakimś budyneczkiem osła. Bez wahania odwiązała go, dosiadła i ruszyła spowrotem na targ, po drodze przeszukując juki, czy nic nie zniknęła z jej skarbów ? wszystko było, a nawet więcej. Znalazła list.
    W tym czasie, gdy Lya ruszyła za Eile i osiołkiem zobaczyła w tłumie znajomą twarz- chyba kogoś z jej wiski. Zatrzymała się i wdała z rozmowę z ? jak się okazało ? wioskową babcią. Kobieta oskarżała ją o to, że wszyscy przez nią zginęli, że ich opuściła, gdy jej najbardziej potrzebowali. Wyszło na to, że niedługo po naszym wyjeździe z Zamostowa napadli nań bandyci, którzy wszystkich zabili, uciec zdołały tylko kobiety i dzieci. Lya wpadła w ogromnego doła?
    List brzmiał:
    ?Na szczycie Szponu jest królewska oranżeria. Tyrol trzyma tam swego pupila, tajemniczego Złotego Ptaka. Dzisiaj, o północy, w Złym Lampionie. I.?
    Gdy dziewczyny się spotkały Lya była bardzo smutna i załamana, więc Eile ją pocieszała, że osioł się znalazł, nic nie zniknęło, że był tuż za rogiem. Blondyneczka wybuchła płaczem, a Eile, nieco skołowana, z jednej strony ją pocieszała, a z drugiej czytała list. Po pewnym czasie dowiedziała się jednak, że chodzi o Zamostowo, a nie garnki i osła. Lya była gotowa już, w tej chwili opuścić Miasto Mostów i wyruszyć do rodzinnej wioski, by sprawdzić, czy to prawda. No, ale tak być nie może, kto by osłaniał handlarkę? Znaczy się, przecież, jako najlepsze przyjaciółki nie mogły się rozdzielać, prawda? A ten Złoty Ptak brzmiał dość interesująco? Więc Eile nakłoniła swoją ochroniarkę? ekhm, przyjaciółkę, no przecież, by wyruszyć dopiero rankiem, a teraz powinna odpocząć i przemyśleć to wszytsko.
    Wieczór spędziły w karczmie. Indianka zaciągnęła jakiegoś oprycha do gry w karty, a wojowniczka rozpaczała na poddaszu, które załatwiła z karczmarzem. W końcu, w samą porę, zeszła na dół, gdzie pomogła w rozgrywce ? wdzięcząc się do oprycha. No i za jakąś tam pomalowaną na złoto figurkę i garnki Eile wygrała baaaardzo cenny i ciekawy miecz oraz mieszek kasy. Potem poszła na zwiady do owego Złego Lampionu, a Lya w tym czasie musiała się rozprawić z oprychem, który dobijał się do drzwi na poddaszu. W sumie załatwiła to dość pomysłowo ? na jego pijackie wołanie, że ?wieam? wieeem że tam jesssseeścieee!!? odpowiedziała jak najbardziej męskim głosem, że chyba pomylił pokoje.
    Cóż mogę powiedzieć. Bardzo mi się podobała ta sesja, zwłaszcza, że jak siedzimy we dwie, to cały czas się z czegoś śmiejemy. Niby poważna sytuacja, a ja się śmieję. Chociaż tyle, że Zuzia nieźle się wczuła, gdy się dowiedziała o tej wioseczce ? na pewno się nie spodziewała takiego ciosu dla jej postaci. Poza tym zawsze znajdziemy jakieś, nawet głupkowate, wyjście z sytuacji. Mnie się osobiście spodobało granie oszustką. Wzięłam sobie klucz kłamcy, sami go wymyśliliśmy, i po prostu jak raz zaczęłam, to ten potok ściem i wymysłów sam ze mnie wypływał.
    Mam nadzieję, że się miło czytało.
  4. Rysia
    Kochana zmutowana lisica, Bazooka, towarzyszka mojej postaci z cyberpunkowej sesji. <3
    Apropo tego gamejamu, co o nim kiedyś wspominałam, to owszem był, powstało łącznie chyba z 9 gier, nie było nawet tak źle pomimo, że mieliśmy 1 informatyka, który biegał między zespołami przez całą noc. Wprawdzie moja gra jeszcze nie jest sklecona, ale jak tylko wrzucę gameplay na yt to Was tu powiadomię. Zrobiliśmy gre o różowym, puszystym jednorożcu i przez 13h słuchaliśmy "pink fluffy unicorns dancing on rainbow". <3
    Enjoy!
  5. Rysia
    No i w końcu chwila czasu, żeby coś napisać. Skoro blogi mają być pamiętnikami to tym razem coś nie coś od siebie.

    Miałam 3 dni śląskiego wesela! Wesele, poprawiny i poprawiny poprawin. Wypiłam i wybawiłam się za wszystkie miesiące nauki do matury i na egzaminy! Wróciłam z siniakami, obdartym kolanem (a jak! Jeżeli ktoś ma zaliczyć glebę, to będę ja! Ale nie, nie tylko raz... ) i zmasakrowanymi stopami przez 'ładne buciki". Ale było jak z Disneya- bo akurat kuzyn i jego (już) żona prowadzą chór gospel... jak w musicalu.

    Fencer i Jill, Orkon 2011
    A jutro wybieram się ze znajomymi na... grę terenową, powiedzmy. Bo nie nazwę tego larpem, gdyż nijak tam nie ma fabuły, będziemy tylko biegać po lesie i krzakach, napier***** się bezpieczniakami i zabierać sobie fanty. Generalnie będzie nas sześcioro, trzy klasy do wyboru (standardowo): mag, wojownik i łotr, a mechanikę sama przed chwilą wymyślałam. Gra polega na tym, że dzielimy się na dwuosobowe drużyny i każdy ma fanty. Ta drużyna, która skończy grę mając najwięcej fantów wygrywa. Zobaczymy jak to się wszystko sprawdzi w praktyce, bo większość było wymyślone 'na spontanie' przed momentem. Jak będzie fajnie to na pewno napiszę!
    Beskid Sądecki 2009
    W poniedziałek ruszam z przyjaciółką w Tatry, taki nasz babski wypad. Mój pierwszy w Tatry jako takie- nie nad Morskie Oko. Mam nadzieję, że pogoda się uda, sprawdzałam i niby ma być ładnie, ale góry to góry.
    Moje postanowienie na wakacje: od jutra będę wstawać o 8 rano.

  6. Rysia
    Bo brak mi internetu w mieszkaniu.
    Bo jestem już w Krakowie.
    STUDIUJĘ!
    Znaczy... tego... plan zajęć jest pomotany, nikt nic nie wie, ale jest wesoło. Podobno to normalne na UP.
    A teraz siedzę w galerii, bo mam za rogiem. Na dniach będziemy mieć ten internet, ale chociaż nie brakuje nam wody ani prądu...
    W ogóle pisałam już co studiuję? Chyba nie...
    Edukacja Artystyczna W Zakresie Sztuk Plastycznych, specjalność nauczycielska. Tak! Będę miała praktyki w szkole!!!
    A poza tym rysunek, malarstwo, rzeźbę, filozofię, psychologię... itp.

    To tyle tego. Mam nadzieję rychło mieć ten internet i wrócić do forumowego życia.
  7. Rysia
    Hej, dzisiaj będzie chwila na reklamę i żebry...
    W dniu dzisiejszym, tj. 21 maj, ruszyło głosowanie w akcji STYPENDIUM Z WYBORU. Polega to na tym, że studenci składają tam swoje aplikacje o fundusze na jakąś konkretną rzecz, a otrzymują je ci, którym uda się zebrać najwięcej głosów.
    Dlatego liczy się każdy głos!
    Ja również złożyłam tam swoją aplikację, marzy mi się kurs rysunku oraz sprzęt do grafiki cyfrowej (tablet), żeby być lepszą w tym, co kocham robić.
    Może kiedyś, w przyszłości, to właśnie ja zaprojektuję postaci do "Wiedźmina 4" albo "Avatara 2", może natkniecie się na moje komiksy gdzieś w księgarni albo założę własne studio graficzne...
    Jednak bez tego stypendium będzie mi o wiele trudniej to osiągnąć.
    TUTAJ jest moja aplikacja wraz z filmikiem motywującym do klikania w ten uroczy guziczek z napisem "oddaj głos".
    Żeby głosować, najpierw trzeba kliknąć na górze "zaloguj się przez facebook". A jak już klikniecie, to wyślijcie to dalej!
    Niestety, głosować da się tylko przez facebooka... Jednak, jeżeli go macie, to zapraszam do WYDARZENIA zapraszajcie swoich znajomych i w ogóle...


    Z góry dziękuję!
    No, to tyl żebrania.
  8. Rysia
    Wróciłam.
    Nie chcę się rozpisywać tutaj o mojej wycieczce po Chorwacji (bo pewnie zajęło by to kilka stron), ale nie wiem też, jak opisać ją w kilku słowach... Najogólniej: udana, i to bardzo.
    (nie umarliśmy z głodu, gotowaliśmy krewetki i jeżowce...)


    Przy okazji się pochwalę: w ciągu tygodnia przeczytałam "Ostatnią z Dzikich" i "Głos Bogów" Trudi Canavan, oba tomy ponad 600 stron, ale nie mogłam się oderwać.

    Jak by ktoś był zainteresowany to reszta historii Elleani:

    Czas Szkolenia
    Już na jesień znalazłam się w pięknym gaju druidów. Było to coś na kształt wioski z natury. Drzewa i skały uformowane były w bardzo dziwne domy. Nie były niszczone, ścinane ani wykuwane. Po prostu tak jakby drzewo rosło dalej pomimo, że większość jego gałęzi i pień są powyginane tak, że można było wśród nich wygodnie mieszkać, albo w skałach były naturalne tunele z półkami i stolikami. Potem mi ktoś wytłumaczył, że potężni druidzi potrafią kształtować dary natury według własnego uznania.
    Przyjęto mnie razem z trzynastoma innymi kandydatami, głównie elfami, ale była też jedna gnomka i dwoje ludzi.
    Na wiosnę zostało nas dziewięciu.
    A następnej jesieni było nas już tylko siedmioro. I tak zostało do końca.
    Musiałam się wiele nauczyć, znałam mało historii, poza tą zasłyszaną od Hiana albo gdzieś w czasie podróży. Ale w zielarstwie i obeznaniu ze zwierzętami byłam najlepsza. Poza wszystkimi praktykami uczono nas jeszcze o samej organizacji druidów- nie, nic ci o tym nie zdradzę. No, może tyle, że mamy własny język, którego z resztą też się nauczyłam.
    Testy i sprawdziany były mordercze, nie wszyscy je przetrwali.
    Był to dla mnie ciężki okres przez który przeszłam tylko dzięki ogromnej nadziei, że potem wykorzystam moje zdolności w słusznej sprawie. I myśli o Hianie.
    Złożyliśmy przysięgi, rozwinęliśmy nasze zdolności, otrzymaliśmy moc od natury, ale zanim mogliśmy działać samodzielnie mieliśmy przejść jeszcze przez Próbę. Każdego z nas wysłano gdzie indziej. Ja trafiłam do niewielkiego lasu zamieszkanego przez elfy.

    Próba
    To był piękny i dziewiczy las, do którego prawo ubzdurali sobie ludzcy królowie i od pokoleń wybijali wszelkie leśne istoty, które im się sprzeciwiały oraz stopniowo wycinali drzewa, żeby mieć miejsce pod swoje ogromne pola uprawne. Ale w końcu podniósł się tu większy bunt, elfy zebrały armie i zaczęła się wojna, w środku której wylądowałam ja.
    Nie byłam jeszcze dobrym wojownikiem, żeby iść na front, ale pomagałam, jak tylko mogłam. Opatrywałam i leczyłam rannych, przekonywałam zwierzęta, żeby nam pomagały.
    Pewnego razu wśród rannych zobaczyłam znajomą postać. To był Hian. Powiedział, że to jego rodzinny las, że kiedy się tu wychowywał to sięgał on aż spod Krętej Rzeki do zamku któregoś tam króla. Nie wiem, jak dużo to było, ale z jego opowieści wynikało, że kilka razy więcej, niż teraz. Powiedział też, że prędzej zginie, niż odda ten las ludziom. Na szczęście nie był ciężko ranny i szybko stanął na nogach.
    Przez rok utrzymywaliśmy wojska ludzkie z dala od lasu. Ja i Hian znowu rozmawialiśmy dużo, był zachwycony, ale też zdumiony, że zostałam druidką. Znowu byliśmy jak najlepsi przyjaciele, ale ja chciałam czegoś więcej?
    Hian nawet zaproponował mi kolejną podróż, już nawet snuliśmy plany, gdzie możemy się wybrać.
    Czas spokoju dla lasu jednak nie mógł trwać długo. Ludzie użyli podstępu. Zaszli nasze wioski od drugiej strony utrzymując naszą armię na froncie. Ale to już nie byli sami żołnierze. Przyszło z nimi największe zło, jakie w życiu widziałam. Owładnięci pasją kapłani, zsyłający ?gniew boży? na niewinne stworzenia tylko dlatego, że ktoś uznał według własnych kryteriów, że są złe. Cały las płonął od ognistych kul rzucanych przez kapłanów. Nie przewidzieliśmy tego, nie było wśród nas wystarczająco potężnych czarodziejów ani druidów- poza mną było jeszcze dwóch, żebyśmy mogli sprostać hordzie ?szerzących słowo boże?. Nie mieliśmy czasu nawet, żeby uciec, byliśmy otoczeni.
    Kiedy to się stało byłam akurat z Hianem po drugiej stronie lasu. Od razu ruszyliśmy pędem w tamtą stronę. W ogóle zapomniałam wspomnieć, że miałam wtedy ślicznego wilka za przyjaciela, który, tak jak ty, podążał za mną wszędzie. Na imię miała Jyal.
    Hian był na miejscu pierwszy, biegł dużo szybciej niż ja. Kiedy tam dotarłam udało mu się zabić już dwóch osłabionych wcześniej kapłanów i walczył z trzecim. Był bardzo gibki, uniknął kilku kul ognistych, którymi ciskały w niego te bezmyślne istoty. Jyal mu pomagała, a ja próbowałam uratować kogo się dało z pożaru. W pewnym momencie zaaferowana rannymi elfami usłyszałam skowyt. Jyal dostała. I to poważnie. Kiedy tam pobiegłam rzucił się na mnie kapłan, z którym wcześniej walczył Hian. Na szczęście miałam przy sobie drąg, a on był już słaby. Sama wciąż się dziwię sprawności z jaką go pokonałam kilkoma uderzeniami i jak dobrze unikałam jego ciosów. Ale pewnie zmotywował mnie strach przed najgorszym. Kiedy dobiegłam do Jyal jeszcze żyła i oddychała. Była ciężko ranna, ale nic, z czym nie mogłabym sobie poradzić. Rozglądałam się też za Hianem z nadzieją, że go tu nigdzie nie zobaczę- oznaczało by to, że pobiegł dalej walczyć z resztą kapłanów. Jednak moje obawy się spełniły, mój ukochany leżał niedaleko cały poparzony i we krwi. Podbiegłam do niego, ale moje lecznicze oko od razu powiedziało mi, że nie mogę mu pomóc. Nie władałam na tyle potężną mocą, by go uleczyć, a zwykłe maści i bandaże nie mogą pomóc na zbyt wiele głębokich ran. Mogłam tylko patrzeć jak powoli umiera. Pierwszy raz w życiu wtedy płakałam. Nie. Ja ryczałam jak dziecko, łzy lały się jak wodospady? Ale nie to jest ważne. Hian powiedział mi wtedy? Tak. Już się pewnie domyślasz. Powiedział, że mnie kocha. I że kochał mnie od początku, ale uważał się za niegodnego kogoś takiego jak ja. Ironia, prawda? Bo ja uważałam tak samo?
    To było? to było? po prostu okropne. Poczułam jak zalewa mnie wszechogarniająca pustka. Zawiodłam. Las spłoną. Hian nie żył. Wszystko, co do tej pory robiłam straciło sens. Jak w jakimś transie resztkami mocy uleczyłam Jyal i ruszyłam przed siebie. A kiedy zobaczyłam przed sobą kapłana, który błąkał się po lesie i dobijał tych, którzy zdołali się gdzieś pochować po prostu go zabiłam. Nie pamiętam już jak. Czułam się, jakbym śniła. Byłam tak szybka i zwinna, a w mojej ręce nagle znalazł się sejmitar Hiana- jego ulubiona broń i w sumie jedna z nielicznych, na jaką pozwalał mi kodeks druidów. I poszłam dalej. Nawet nie chciałam wiedzieć jakiego boga był to kapłan. Było mi to wszystko jedno. Nagle znienawidziłam wszystkich bogów za to, że bawią się nami, jakbyśmy byli tylko pluszowymi zabawkami. Jednym dają wielką moc, by mogli bezkarnie ? w ich imię? zabijać innych, głównie bezbronnych, których jedynym przewinieniem było to, że wierzyli w coś innego.
    Odeszłam z płonącego lasu pełna niczego. Nawet nie czułam żalu ani smutku. Wiedziałam, że nie zostanę prawdziwą druidką, że organizacja mnie nie zechce, że zawiodłam. Że Hian nie żyje. Że już nie wrócę do rodziców. Że tak naprawdę jestem nikim.

    Pustka?
    ? Bo tylko tyle mi pozostało. Pustka. Moje życie straciło wszelki sens.
    Latami błąkałam się po lasach, gościńcach, polach. Nie wiedziałam, gdzie jestem, nawet mnie to nie interesowało. Tylko wierna Jyal szła wciąż za mną, chociaż nie raz wpadałam w histerie i krzyczałam na nią, żeby odeszła, żeby zostawiła mnie w spokoju. Nie robiłam wtedy nic. Nie podejmowałam obmyślanej zaraz po pożarze krucjaty przeciwko bogom, albo chociaż ich przedstawicielom- kapłanom. Nawet bym nie wiedziała, gdzie ich szukać. Byłam za słaba na cokolwiek, byłam nikim.
    Kiedyś, nie wiem, ile wiosen po pożarze to było, zawędrowałam do pewnych ruin. Wydawały się znajome. Dopiero, kiedy weszłam do środka, przypomniałam sobie, że lata temu byłam tu z Hainem. Obudziło to przykre wspomnienia, ale niespodziewanie przypomniało mi się jego ulubione motto. Trzeba żyć dalej. Mawiał tak za każdym razem, gdy coś nam się nie powiodło, gdy nie udało mi się uratować rannego zwierzęcia albo jak jakiś władca poszczuł nas strażą. To była jego przepustka do szczęścia. Coś, czego tak naprawdę szukałam przez te wszystkie lata bezmyślnego błąkania.
    Trzeba żyć dalej.
    Tak właśnie sobie powiedziałam. I tak też zrobiłam.
    Nie mogłam już wrócić ani do Doliny ani do organizacji. Postanowiłam być druidem na własną rękę. W końcu Matka Natura sama mnie wybrała, nikt nie musiał mi specjalnie mówić, kim jestem. Chciałam być po prostu sobą.

    Trzeba żyć dalej
    Ruszyłam w świat, tam, gdzie jeszcze nie byłam, chciałam nawet przekroczyć Wielkie Góry. Ale zaczęłam od czegoś niewielkiego. Od karczmy. Miałam nadzieję, że znajdę tam kogoś chętnego kupić moje zioła- chciałam zarobić na porządne wyposażenie na długą podróż.
    Tam właśnie poznałam Fausta, który pięknie grał na lutni i śpiewał?
    Tak, tak? strasznie mi przypomina Hiana, dlatego nie potrafię się do niego zbliżyć. Budzi we mnie zbyt wiele przykrych wspomnień. Nie patrz tak na mnie, Mika! Wiem, że każdy jest inny i każdy powinien mieć swoją szansę? Ale ten Faust i Bjórn? Są jak moje koszmary z dawnych lat. Przystojny bard i wierny czciciel boga. Ale też są jedynymi istotami, które były po tamtej stornie gór i czuję, że przez to coś mnie z nimi łączy?
    Ej, Mika! Zostaw to biedne stworzenie! Nie chcę, żebyś skończył jak Warn!
    Chodź, wracajmy już do obozu, kolej na wartę Bjórna.

    (Tak w ogóle ktoś czyta te teksty, takie długaśne, co je tu wrzucam??)
  9. Rysia
    Bo się u mnie trochę ostatnio działo i czasu nie było, żeby tu coś napisać albo chociaż coś dla siebie rysować...
    Po pierwsze: ilustracje do książki mojej Babci (dla dzieci)
    Po drugie: 16 marca mam wystawę z Babcią i głównie się na tym skupiałam. (hłe, hłe, zapraszam na wernisaż, 16.03, godz 17, Powiatowa i Miejska Biblioteka Publiczna w Brzesku, sala wystawiennicza, będzie wino i paluszki )
    Po trzecie: starałam się na grafika do Kuźni Gier, konkretnie do gry karcianej Veto, lecz niestety, nie udało się.
    TUTAJ znajdziecie rysunki.
    No i w sumie zaczął się nowy semestr, doszło parę zajęć i już nie mam takiego opierdzielania... niestety. Ale mam ambitny plan kupienia hulajnogi (Luki na to wpadł, tak, tak) i popyrkiwania sobie na uczelnie. A poza tym... MIAŁAM MODELA NA RYSUNKU (bo zawsze były modelki). Aż myślałam, że padnę, bo normalnie na zajęciach gadamy, śmiejemy i takie tam, ale jak się koleś rozebrał i staną na środku sali to nagle wszyscy zaczęli się chichrać. Nie śmiać, CHICHRAĆ. Aż się zastanawiam, czy mu się głupio nie zrobiło.

    A teraz przeglądałam sobie moje stare szkice i rysuneczki, i powiem Wam, że mi się strasznie podobają, takie głupawe komiksy albo coś. Nawet chyba bardziej niż te teraz epickie, photosopowe wypociny.
    Na koniec dodam, że wybieram się na Pyrkon (zajawiłam się dopiero, jak zobaczyłam, że Percival Shuttenbach gra) Ktoś będzie? )
  10. Rysia
    Kilka, można powiedzieć, kwiatków z sesji:
    1. Faust: Jak w ogóle rozmnażają się nimfy?
    Elleani: Jak to jak...? Nie wiesz?
    F: No, bo przecież nie ma nimfów, żeby mogli z tymi nimfami... Więc jak to jest, że te nimfy się rodzą? Przecież to same kobiety!
    E: Ee... (ja: wielkie oczy na Mistrza)
    M: Eeeeee...
    W końcu, po grubszych rozmyślaniach wspólnie doszliśmy do wniosku, że istoty baśniowe się krzyżują ze sobą.
    Chociaż w sumie... W podręczniku do DnD ed.3.5 z baśniowych męskich jest tylko chochlik (wielkość dłoni) i satyr. To w takim razie, jak rozmnaża się satyr...?
    2. Ja: Mistrzu, czy El ma miesiączkę? Bo w sumie, to nie jest dorosłą elfką, ma mniej jak sto lat, a teoretycznie elfy wtedy zyskują dorosłość, a jeszcze jako nimfa żyje dłużej. A jak ma, co jak często? Bo w sumie, jak elfy i nimfy żyją kilka razy dłużej od ludzi, to powinna mieć kilka razy rzadziej.
    F: Taa, i ciąża trwa kilka lat, prawda?
    M: (face palm) Aguś, proszę, to jak z tym rozmnażaniem nimf...
    3. Sesja nocna, siedzimy już parę godzin, na zegarze dochodzi 3.
    Zawsze zdarzają się pewne dygresje od sesji, teraz też: rozmowa zeszła na "Assasisn's Creed 3" i gry ogólnie. Po dłuższej chwili głośnej i podekscytowanej rozmowy chłopaków ja krzyczę: 'DEKORUM'- skądś zapożyczone, w sensie: wracać do roli. Po kilku 'dobra, gramy, gramy' zapadła kompletna cisza. Wszyscy patrzyliśmy się w metę z polami i nikt nic nie mówił.
    Ja skończyłam kilkuminutowym lolem.

    4. Elleani: Zmieniam się w niedźwiedzia, podnoszę ten wózek (jesteśmy w kopalni krasnoludów) i przenoszę na szyny...
    (a teraz wyobraźcie sobie niedźwiedzia, który bierze na łapy ciężki wagonik, staje na tylnych nogach i idzie przed siebie).
    5. Kolejna głęboka rozkmina: czy wózki lepiej pchać czy ciągnąć? Bo chcieliśmy zaprzęgnąć Bjórna do wózków, żeby je ciągnął, ale Mistrz powiedział, że lepiej je pchać. Na co ja i Faust, że husky przecież ciągną sanie. A Bjórn: Czyli jak by mogły pchać, to by pchały? A ja sobie wyobraziłam taki zaprzęg husky stojących za saniami na tylnych łapach, trzymających się a'la konga i pchających sanie...
    6. Tekst z dzisiejszej sesji. Bjórn został sam z goblinem, któremu, można powiedzieć, pomogliśmy.
    B: A więc jesteś goblinem...?

    Tyle sobie na razie przypominam. I każde z tych rozmyślań wciąż przyprawia mnie o łezki w oczach (ze śmiechu rzecz jasna).
    Jest i Bjórn.
    Jutro (czyli wtorek) postaram się wrzucić dalszy ciąg relacji z sesji.
  11. Rysia
    Taki tam, co mnie się spodobał bardzo więc go napaćkałam.

    A na Walizeczce jeszcze moje drzewowe rzeźby.
    A hulajnogę odesłałam, bo hu-la-jowa była...

    A w ogóle to w piątek jadę na Pyrkon!!! )
    I dostałam HEXA NEODŻUNGLĘ od chłopaków, kochani jesteście, na urodziny, ,gramy cały czas.
  12. Rysia
    To byłam w Tatrach. Wyjazd całkowicie udany, zaje***ty w każdej chwili.
    Wheeee!!!

    Byłam z przyjaciółką, taki nasz babski wypad. Nie będę tu opisywać wszystkich naszych przygód tam, ale za najmocniejszą uważam moment, jak spier****łyśmy przed burzą.
    A było tak:
    Zeszłyśmy już z Czerwonych Wierchów. Ja, ta co chodzi z nosem w mapie, byłam pewna, że do schroniska mamy jeszcze tylko 1h, więc lajt, ale na znaku pisze 2.25h... Ruszyłyśmy szybo szlakiem, ale po chwili zaczyna padać- nie problem, byłyśmy przygotowane. Ale jak zaczęło burczeć gdzieś nad nami zrobiło się mniej wesoło, ale zdawało się to być daleko. Gdy już dłuższy czas burza nie dawała po sobie znaków zadowolona musiałam powiedzieć 'widzisz, już nie grzmi!', a moment po tym pierdykło tak cholernie mocno zaraz nad nami, że ruszyłyśmy biegiem ze łzami w oczach (przypomnę, że padało, kamienie śliskie, a ziemia zamieniła się w błoto). I wtedy wypadłyśmy na taki jakby cypel na zboczu, całkowicie nie osłonięty i nie mogłyśmy się połapać, gdzie jest szlak, bo było kilka ścieżek, a ostatni znak był przed tym cyplem. No i takie spanikowane, roztrzęsione latałyśmy chwilę w kółko, aż w końcu wybrałyśmy najbardziej prawdopodobną ścieżkę. Dobrze wybrałyśmy. A za chwilę na głazach spotkałyśmy 'Pana Tatę' (tak go później nazwałyśmy), przysiadłyśmy się i szliśmy razem prawie do schroniska.
    Teraz chce mi się tylko śmiać, jak sobie przypomnę nasze plątanie po tym cypelku i tą panikę w głosach.
    'Zuza, chce mi się płakać!!! Tobie też?'
    Moja stopa. I te widoki...

    Tam spałyśmy

    Nieodłączny Pan Owieczka. Bez niego ta wycieczka nie była by taka sama...
  13. Rysia
    Po miesiącu nołlajfienia, wykańczania i dopieszczania prac na przeglądy i zaliczenia w końcu... koniec. Powiem Wam, że po pierwszym roku nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę miała taki zap... zawał roboty na tych studiach.
    No, ale zjechałam do domu, kupiłam dwa Ciufjuniory i powoli wracam do życia.


    (Maluchy mam od piątku, a zrobiłam im już chyba milion zdjęć...)
    Pracami studyjnymi nie ma co się chwalić, ale z chęcią pokażę, jaki filmik udało mi się sklecić na multimedia: Ramzes na schodach.
    Na inne zajęcia musiałam napisać esej o czymś związanym z komputerem. Po długiej walce z wymyśleniem tematu, w końcu padło na gry komputerowe. No i lałam wodę przez jakieś 2-3 strony, straszna udręka. Jak ktoś chce, to może się z tym pomęczyć też, proszę bardzo:
    "Plusy i minusy gier komputerowych - czyli wpływ elektronicznej rozrywki na rozwój młodzieży szkolnej"
    (Buziaki dla Feanora za ten tytuł!)
    Jestem graczem. Od kiedy tylko pamiętam w moim życiu był komputer i gry. Począwszy od prostych zabaw w zbieranie kryształków przez smoczka Crocka, poprzez odkrywanie nowych poziomów w "Prince of Persia", buszowanie po starożytnych grobowcach Larą Croft aż do moralnych wyborów w "Wiedźminie" bądź "Skyrim". A kiedy sama nie grałam, to patrzyłam, jak robi to mój brat, szturchałam go, podpowiadając, gdzie może teraz pójść, albo wypytywałam o fabułę rozgrywki.
    Przeszukując internet można sie spotkać z terminem "ludologia", o którym Wikipedia mówi: "dziedzina humanistyki zajmująca się systematycznym badaniem gier z perspektywy ekonomicznej, estetycznej, narratologicznej, kulturoznawczej, socjologicznej i psychologicznej. Ludologia jest szczególnie związana z badaniem gier wideo i gier komputerowych, bo w tej formie u schyłku XX wieku gry osiągnęły wysoki poziom komplikacji i stały się nowym medium, odgrywającym rolę społeczną podobną do telewizji, kina czy literatury.". Zagłębiając się w temat znalazłam informacje o Polskim Towarzystwie Badania Gier, zrzeszającym naukowców i studentów zajmujących się problematyką gier, głównie fabularnych (RPG) oraz komputerowych. Zatem gry komputerowe nie są już tylko niszową rozrywką, zamkniętą w czterech ścianach własnego domu, jak niektórym się wciąż wydaje. Graczy jest coraz więcej i zaczynają się otwierać na świat, wychodzić do ludzi niezwiązanych z tematem.
    Rodzajów gier jest tyle, że na samo ich wymienienie z chociaż minimalnym opisem musiałbym poświęcić osobny esej. Dlatego skupię się tutaj na tym, co sama znam najlepiej, czyli na komputerowych grach fabularnych, w skrócie cRPG (ang. computer Role Playing Game).
    RPG to jeden z najpopularniejszych gatunków gier na świecie. Polega na tym, że wcielamy się w bohatera, którego umiejętności są określone liczbowo (tzw. statystyki), podróżujemy po świecie i realizujemy różnego rodzaju zadania. Przeważnie nie robimy tego w samotności tylko z grupą innych graczy, którzy się wcielają w swoje postaci, a świat, w którym się znajdujemy jest wykreowany prze osobę prowadzącą, tak zwanego Mistrza Gry. Można stwierdzić, że jest to coś w rodzaju teatru improwizacji, w którym Gracze mierzą się z wyznaczonymi przez Mistrza Gry problemami.
    CRPG jest wzorowane na tradycyjnym RPG, z tymi wyjątkami, że nie ma Mistrza Gry - świat jest wykreowany i zwizualizowany przez twórców, a drużyna z którą podróżujemy zwykle jest prowadzona przez komputer. Piszę "zwykle", ponieważ w MMO RPG, czyli komputerowych grach fabularnych rozgrywanych przez internet można realizować zadania razem z innymi ludźmi, którzy mogą znajdować się nawet na innym kontynencie.
    Po tym nieco przydługawym wstępie przejdę do puenty.
    Minusy grania na komputerze na pewno każdy może wymienić; swojego czasu bywało głośno w mediach o uzależnionych nastolatkach, wzroście agresji i tego typu uogólnienia. Nie do końca się z tym zgadzam, ponieważ każda forma rozrywki może stać się w końcu uzależnieniem, jeżeli się nie ma nad nią kontroli. Po prostu gry komputerowe są stosunkowo nowe na tle innych zabaw, na jakie zwykle młodzież poświęca swój czas, więc rodzice często nie wiedzą, jak powinni reagować, gdy dziecko zaczyna spędzać zbyt wiele czasu przed komputerem. Zwrócę również uwagę na często spotykane zjawisko, jakim jest kupowanie swoim podopiecznym gier niedostosowanych do ich wieku. Krew i przemoc będzie miała mniejszy wpływ na osobę dorosłą, niż na nastoletnie dziecko, któremu dopiero kształtują się wartości, a w ten sposób przyzwyczaja się do okrucieństwa, najczęściej zadawanego wrogom z własnych rąk. Wprawdzie od 2009 r. w Polsce zostały oficjalnie wprowadzone oznaczenia PEGI (Pan European Game Information, pol Ogólnoeuropejski System Klasyfikacji Gier), jednak nie każdy producent się do nich stosuje, ponieważ nie są one obowiązkowe. PEGI jest zbiorem symboli pojawiających się na opakowaniach gier i informujących, co się w nich znajduje (min. 'Przemoc', 'Strach', 'Seks', 'Używki' itp) oraz określających minimalny wiek gracza. Niestety wielu dorosłych nie zdaje sobie sprawy z istnienia tych oznaczeń i bezmyślnie kupują dzieciom to, czego sobie zażyczą.
    Zawężając temat do gier cRPG uważam, że najpowszechniejszym problemem jest odcięcie się od rzeczywistości, zatracenie w nierealnym świecie. Młodzież często szuka jakiejś odskoczni, niekiedy sięgając po różne używki, innym razem zamykając się w swoim pokoju i całe dnie spędzając na plądrowaniu lochów czy ratowaniu świata. Może się to stać niebezpieczne, kiedy zaczną tracić chęć na kontakt ze swoimi rówieśnikami uważając ich za mało interesujących. W skrajnych przypadkach mogą nie chcieć wychodzić z domu bądź pokoju, zaniedbując tym samym swoje obowiązki takie jak nauka, szkoła albo pomoc rodzicom.
    Jeśli zaś chodzi o bardziej fizycznie zauważalne minusy, to jest ich wiele. Całe dnie spędzone przed monitorem stanowczo pogarszają wzrok młodych osób oraz stan ich kręgosłupa. Tracą oni poczucie czasu i dopiero, gdy wyłączą grę zdają sobie sprawę, ile innych, bardziej pożytecznych rzeczy mogli by zrobić w tym czasie. Brak ruchu może doprowadzić do problemów z wagą i zdrowiem. Nastolatek może przestać dbać o własne ciało poświęcając się całkowicie wykreowanemu przez siebie alter ego z gry. Dużym minusem są również wydatki- żeby w coś zagrać trzeba najpierw to kupić, dobre gry nie są tanie, a niektóre wymagają nawet miesięcznych opłat. Trzeba mieć również odpowiedni sprzęt, żeby 'uciągnął' nowości. Do tego dochodzi jeszcze rachunek za prąd...
    Po tym fragmencie można odnieść wrażenie, że gry komputerowe mają tylko złe strony oraz negatywny wpływ na młodych ludzi, co oczywiście nie jest prawdą. Wszystko ma swoje wady i zalety, więc teraz chciałabym się skupić na tych drugich.
    Istnieje wiele gier edukacyjnych, dzięki którym młodzież może w ciekawy sposób dowiedzieć się wiele na temat świata. Nic tak dobrze nie utrwala wiadomości, jak przeżycie ich na własnej skórze prowadząc bohatera podczas II wojny światowej, albo podróżując po świecie. Wielokrotne próby pokonania następnych, coraz trudniejszych poziomów czy rozwiązywania skomplikowanych zagadek uczy dziecko radzenia sobie z frustracją, nabierają wytrwałości w podejmowanych działaniach. Szukanie innych wyjść z sytuacji rozwija kreatywność. Wiele gier wymaga skomplikowanych akcji, które wzmacniają refleks.
    Jest to również możliwość twórczego rozwoju. Wiele cRPGów ma dołączony program do budowania nowych poziomów w grze, więc każdy, kto chce, może spróbować wymyślić kilka zadań, zbudować jakiś loch i poustawiać przeciwników, a później zaprosić kolegów, do przejścia swojego dzieła.
    Gry komputerowe są również świetnym sposobem na nauczenie się innego języka. Wielu graczy przyznaje, że w ten właśnie sposób pogłębiają swoją znajomość angielskiego. Za to w MMO RPG, gdzie przeważnie mamy możliwość kontaktowanie się z ludźmi z całego świata, możemy przetestować, czy nasze zdolności lingwistyczne choć na minimalnym poziomie umożliwiają nam porozumienie się z obcokrajowcem. Jest to bardzo ciekawe doświadczenie, sama spędziłam wiele godzin biegając moją nieumarłą czarownicą po Azeroth'cie (World of Warcraft) razem z ludźmi z Kanady, Czech albo Niemiec.
    Prowadząc swojego bohatera w nierealnym świecie dziecko może doświadczyć wiele rzeczy, których w rzeczywistości nigdy by nie było w stanie. Jest to ciekawa forma oderwania się od codziennych spraw i problemów, przez tą krótką chwilę można się stać herosem, który ratuje świat przed smokami, najeźdźcami z kosmosu albo wrogą armią. Uważam, że jest to o wiele bardziej kreatywna forma rozrywki niż oglądanie telewizji, ponieważ mamy wpływ, na to, co się dzieje. Filmy są już zakończoną opowieścią, którą można tylko chłonąć, a w cRPG trzeba dać coś od siebie, żeby można było odkryć dalsze części fabuły, musimy się wysilić, żeby przejść trudniejsze fragmenty.
    Zatem gry komputerowe, tak samo, jak prawie wszystko na tym świecie, mogą być dobre lub złe, zależnie od tego, jak ich będziemy używać. Brak kontroli rodziców nad tym w co i jak długo grają ich pociechy może mieć w skrajnych przypadkach fatalne skutki. Jednak odpowiedzialna i umiarkowana zabawa na komputerze jest przyjemnym sposobem na spędzanie wolnego czasu, a przy okazji można się nauczyć wielu przydatnych rzeczy. Uważam więc, że nie można wrzucić gier komputerowych do jednego worka z napisem "złe" lub "dobre", ponieważ nie mają one z góry narzuconego przeznaczenia, są tylko możliwością.
    Nie uważam tego za jakiś majstersztyk, zwykłe lanie wody na wpisik w indeksie.
    Ale jak już tyle się opisałam to czuję dziką potrzebę podzielenia się z ludziami bardziej w temacie niż moje artyści.
    Enjoy!
  14. Rysia
    Udało mi się sklecić ostatnio smoczą wersję moich pupilków: mój psmok. A
    jeszcze dorzucam filmik ze sztuczkowania mojego Ozziego- jak wytresowałam psmoka. Do tego muszę się pochwalić, że dostałam się na projektowanie gier i przestrzeni wirtualnej, spec: grafika komputerowa gier. Wprawdzie do połowy lipca nie wiedziałam nawet, że mamy w Polsce takie studia, ale brat mi pokazał reklamówkę w CDA. Jak będzie czym się chwalić to będę tu podrzucać.
    Enjoy!
  15. Rysia
    ... to nie mam o czym pisać.
    No bo nie będę urządzać tutaj słitaśnego blogasssska, z wpisami, jak to spędziłam dzisiejszy dzień (malowałam dach lakierem, ciekawe?) albo co właśnie robi mój pupilek (żre jakiegoś badyla, a teraz wcina paluszka, pocieszne stworzonko). Mogę się pochwalić, że staram się jakoś wykorzystać te wakacje i robię prawko.
    No, ale nie o tym chciałam.
    Narysiowałam, to się z Wami podzielę
    (stadia powstawania tego obrazka znajdziecie na Walizeczce)

    A wczoraj byłam w kinie na
    . Cudowne! Ryczałam tak, że nie nadążałam z wycieraniem policzków.
  16. Rysia
    Wiem, wiem, elfy i dziewczyny mogą się znudzić... A Młody (mój 2 lata starszy brat) nalegał, żebym w końcu też Bjórna narysowała... więc jest i nasz Niedźwiedź, świeżo wyjęty spod piórka.
    ((osobiście najbardziej podoba mi się krew i Szpon ))
    ((Coś mi się burzy ładowanie tu obrazka, więc żeby zobaczyć Bjórna musicie przespacerować się na Walizeczkę ))
    Z uśmiechem do wszystkich włochatych niewysokich!

  17. Rysia
    Hej, wrzuciłam tą kolorową Elleani z poprzedniego posta na taki jednodniowy konkurs, w którym generalnie chodzi o klikanie pod rysunkiem czy udostępnianie na fb (można też wysyłać sms, ale to kosztuje <3zł), przez co dodają mi się punkty i może coś wygram. Więc taka wielka prośba, jakbyście tam mogli wejść i kliknąć... Z góry dzięki! )
  18. Rysia
    Kolejny obrazek mojej Seriny z sesji MH. Wprawdzie już skończyliśmy ten sezon i zaczęliśmy wczoraj nową sesję (w której gram wilkołakiem), ale mam nadzieję na drugi sezon, bo mi się spodobał ten desing Seriny i bym jej więcej rysowała.

    Enjoy!
  19. Rysia
    Właśnie przyszła i jeżdżę sobie na niej po mieszkanku! Przeeeeecuuuudna!


    A zaraz pojadę sobie nią na instytuuuut! Aaaaale się cieszę, taka jest suuuuper.

    Taka pomarańczowa... ciekawe, jak się spisze na chodniku, bo po dywanie jest git. )

    No. Tak tylko się chciałam podzielić moją radość, bo Luki nie odbiera komórki.
    Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!!!!!!! ))))))))))))))))))))
  20. Rysia
    A nad tym to już męczę się od września.
    W sensie, że wtedy zaczęłam, po kilku tygodniach coś pokolorowałam, a wczoraj dopieściłam.

    Maja, boje kochane bonsai.
×
×
  • Utwórz nowe...