Skocz do zawartości

Olympus Actionus - The Return!


Rankin

Polecane posty

<Damirastus był już przy barierze wypił to co dostał od Stila, poczuł nagły przypływ mocy po czym powiedzial>

-Mocne to.

<po tych słowach pojawiły się tylko duchowe ręce z tarczą i mieczem, ręka trzymająca miecz uderzyła w barierę niestety bez skutku. Damirastus pomyślał chwilę i powiedział>

-Cóż zużyję do tego pewnie całą moc jaka mi została, ale cóż.

<pojawiła się całość zbroi, ręka z mieczem ponownie uderzyła w barierę, bariera lekko pękła>

-Tak jak myślałem muszę tego użyć.

<miecz nadal dotykał barierę, Damirastus wypowiedział pod nosem jakieś dziwne słowa w nikomu nie znanym języku, miecz zaczął absorbować barierę, zrobiła się w niej dość mała dziura, Damirastus zawołał do Kła>

-Teraz biegnij na drugą stronę i zniszcz generator tej przeklętej bariery.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 2,4k
  • Created
  • Ostatnia odpowiedź

<Zobaczył dziurę i szybko wskoczył do niej.>

Dobra, pierwsza część planu zakończona. Teraz trzeba było znaleźć generator.

<Pobiegł trochę dalej i zobaczył mały budynek na którym napisano : Tutaj wcale nie ma generatora bariery otaczającą tą dzielnicę. Nie dajcie się zwieść buczeniu i federalnym którzy tu pilnują, bo tu wcale nie ma generatora.>

Hmm, mam niejasne przeczucie, że to właśnie tutaj jest ten generator.

<Schował się w cieniu i obserwował strażników. Wtem jeden z nich podszedł niedaleko niego za potrzebą. Kieł wyczarował pałkę i ,jak tamten tylko zaczął, uderzył go i ogłuszył. Popatrzył na resztę i na leżącego obok niego. Pomyślał chwilę, przebrał się za ogłuszonego, swoje rzeczy schował do kiszeni i podszedł do reszty strażników.>

Hej patrzcie co znalazłem.

<Szybko wyciągnął z kieszeni petardę ogłuszającą i cisnął nią w ziemię. Potem podbiegł każdemu z osobna podał chloroform i wsadził w krzaki. Nagle zawołał alarm.>

Szlag!

<Wbiegł do budynku i w nim do pomieszczenia z generatorem. Podbiegł do niego i uderzył go kilkunastoma pchnięciami i uderzeniami. Dodatkowo wylał na niego kwas i uciekł od grożącego wybuchem generatora. Kiedy był już blisko bariery nastąpił wybuch. Kła odrzuciło na barierę która już zanikała. Podbiegł do Achimaru.>

Musimy stąd uciekać, za chwilę zaroi się tu od federalnych. Chodź wiem gdzie będzie przejeżdżał nasz Hammer.

<Zaczął biec do miejsca o którym mówił>

Szybciej!

-------------------

@Shaker: No faktycznie, zapomniałem dodać "z" ;D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Wsiadł do Hummera za Lunarionem, i ruszyli. Nagle bariera znikła>

- Doskonale! A teraz zabierzmy ich, a potem wiejmy!

<podjechali do Kła i Damirastusa. Gdy obaj bogowie wsiedli, Blade rzekł do kierowcy>

- Jedź na ulicę Duke'a, jazda!

<Hummer pojechał. Zza rogu budynku wyłoniły się cztery inne wozy, w których siedzieli Federalni>

- Uch... Jedźcie! Zajmę się nimi...

<wyskoczył z Hummera, i wbił się sztyletem w jeden z ścigających ich wozów (wyglądających jak Porsche). Wlazł na dach. Jeden z Fedów strzelił w dach. Blade złapał się za lusterko wsteczne, i już wysunął sztylet, ale Fed otworzył drzwi, i rąbnął nimi Blade'a, zmuszając go do złapania się ich. Niestety, drzwi nie były mocno przymocowane, i oderwały się od wozu. W końcu Asasyn swoje ważył. Ale nikt nie odmówi mu samozaparcia... Blade wmanewrował oderwane drzwi pod swoje nogi, i wystrzelił harpun w samochód. Przyczepiony, jechał na drzwiach jak an desce surfingowej. Ominął przeszkodę, i (ciągle przyczepiony do liny) wskoczył na drugi samochód. Wbił sztylet w dach, i przywiązał linę do wozu. W ten sposób połączył sznurem dwa pojazdy. Blade przeskoczył na trzeci, a tamte dwa zaczepiły się liną o latarnię, i zderzyły czołówką. Asasyn rozciął dach trzeciego jak sardynkę, i wbił lewy sztylet w łeb gościa po lewej, i prawy sztylet w łeb gościa po prawej. Gdy obaj delikwenci zostali wyrzuceni z wozu, Asasyn wsiadł za kółko i staranował ostatnie Porshe. Po chwili kierowca stracił kontrolę, i przywitął się ze słupem. Blade podjechał do Hummera, i wyskoczył z wozu. Złapał się pojazdu z bogami, i wsiadł do środka>

- Czysto. Gazu.

----------------------------

Co z tymi, co zostali w barze?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Jeszcze trochę brakuje wam do mojej bariery pośpieszcie się, bo nie sądzę, że na tym pościg się skończy- powiedział Lucker przez komunikator

< Bariera powoli obracała się wokół, wiatr był jeszcze nie tak porywisty, lecz z każdą chwilą przyśpieszał>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Stop!

<Przed jadącym Hummerem pojawił się mięśniak o rudym czerepie - szef blondasa (oznaczenia na mundurze na to wskazują) który widocznie zdenerwował się że ktoś robi jego poddanemu krzywdę. Hummer zatrzymał się.>

- Wymiana - on za niego.

<Zza Rudego wyszedł jego kompan trzymający nieprzytomnego Hyogę, dość mocno pobitego. Pistolet naładowany po brzegi był przytknięty do serca Boga Lodu.>

- Jeden, choć najmniejszy ruch, a mój kompan go zabije. T co, wymiana? Za chwilę będą tu federalni...

<Rudy założył kamizelkę asasynoodporną z napisem: JEZDEM Z POLICII>

- ... a tam jestem szefem.

-----------------------------------------------

Ot, dawno mnie nie było to się pojawiam, a co. Trochę epizodyczna rólka, ale zawsze jakaś... Do rzeczy: Rudy JEST z policji choć jest lekkim analfabetą, i JEST szefem federalnych. A to że na boku robi jakieś interesy... Takie urozmaicenie wieczoru :)

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Co się dzieje do jasnej anielki?- pomyślał

- Przejedzcie rudego, Hyoga da sobie radę o ile jest przytomny, albo niech jeden z was się tym zajmie bo ja nie mam aż tak dużo mocy, by i tam wam pomóc, w każdym razie śpieszcie się!!- krzyknął do komunikatora

No cóż ktoś musi się poświęcić- uśmiechnął się ironicznie

---------

Sorki Cygnus, no ale psujesz nam szyki :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Wchodzi do baru. W głowie ma ułożony plan wyciągnięcia informacji o rynku platyny. Pyta się Luckera.>

Jak Im idzie? Mają już tego kapitana? Kiedy będą?

<Idzie za barek, nalewa sok wiśniowy, wypija Go. Dławi się i wypluwa cały napój.>

Paskudne. To jest przeterminowane. Sam powąchaj.

<Bierze butlę z sokiem i przystawia ją pod nos Luckera. Czuć stęchliznę.>

Zbankrutujemy z czymś takim.

<Siada do stolika, wyciąga plan i znowu ogląda go.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Mają kapitana, tylko ktoś Cygnusa porwał i nam psuje szyki, lecz zaraz powinni tu być- odpowiedział

<Casul podaje mu sok, a on go wącha>

- Przyda się, zostaw tam- wskazuje na półkę- mam recepturę na specialnego drinka, który powala każdego kto go wypije i muszę zobaczyć czy zadziała- powiedział

--------

@Down:

Pierwszy lepszy :D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Wsiadł do samochodu. Jechali chwilę gdy jakiś federalny zagrodził im drogę i groził zabiciem Hyogi.>

No, zawsze jakieś komplikacje, no.

<Lekkim ruchem ręki, niewidocznym dla groziciela, sprawił, że pobliski budynek zamienił się w czworonożnego stwora, który zaczął biec w stronę rudego.>

Ostrzegałem!

<Pociągnął za spust jednak pistolet wybuchł mu w ręce uszkadzając mu ją przy tym. W tym czasie Kieł wyskoczył i oddzielił boga lodu od federalnego. Wtedy stwór rzucił się na tamtego przygważdżając go do ziemi. Otworzył paszczę i połknął go, zamieniając się przy tym w coś w stylu armaty. Wystrzelił i rudy poleciał gdzieś aż wyrznął w jakiś budynek. Wszystko to stało się w czasie krótszym co powiedzenie zdania: "Nie próbuj psuć bogom szyków bogom bo gorzko tego pożałujesz". Stil podbiegł do Hyogi i wciągnął go do samochodu.>

Droga wolna. Jedziemy.

----------------

@down: Może było ich dwóch,jeden to klon, i zrobiliśmy to w tym samym czasie? Będzie najłatwiej.:]

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Cygnusie... Znowu się spotykamy. I znowu masz kłopoty.

<pomógł Cygnusowi wsiąść, i ruszyli. Dwie przecznice później, byli u celu>

- To tu. Mój dom. Nie ma mojej siostry. Ona teraz jest na innej planecie, wykonuje pewną misję.

<wszedł do środka. Dom wyglądał normalnie - kuchnia, pokój dzienny, sypialnia i łazienka to wszystko, co dom potrzebuje. Blade podszedł do lodówki, otworzył ją i pociągnął za niewielką dźwignię w środku. W ścianie obok otworzyły się sprytnie zamaskowane drzwi. Blade wszedłdo środka>

- Tu mozemy się uzbroić.

<to była zbrojownia. Był tam każdy typ broni, od pistoletów, przez miecze, po wyrzutnie rakiet>

- Bierzcie, co chcecie. Tu obok jest strzelnica... Dla mojej siostry. Ale wy możecie jej użyć.

--------------------

Jak mamy klony robić, to juz lepiej dać spokój...

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Obserwuje zbrojownie kątem oka a następnie strzepuje z siebie resztki kamuflażu. Zbędne liście wyleciały za okno>

-Zajdę do łazienki. Muszę zrobić coś z tymi oczami...

<Łazienka była duża i przestrzenna. Selena popatrzyła w lustro na zaschnięte krwawe smugi>

-A szlag by to trafił... Po co przejmowałam to badziewie?

<Umyła zimną wodą twarz. Przywołała iluzyjny ręcznik. Następnie przestroiła się nowymi, bardziej zielonymi liśćmi. Wyszła z pomieszczenia i zaszła do zbrojowni. Wpatrywała się w komplety sztyletów, następnie na swój pas (jedyny ubiór) z auroriańskim mieczem, sztyletem, kilkoma fiolkami i WBD>

-W kulturze Aurorian nie możemy używać broni palnej. Nasi nazywają ją "bronią tchórzy". Twój cel przemieszcza się po ulicy a ty w ukryciu i z daleka strzelasz do nieświadomego biedaka.

<Bierze telefon i dzwoni do Kendry>

-Hej. I jak stoją sprawy? Coś się dzieje?

-Eee... znaczy mnie nie ma w barze.

-Gdzie się szwędasz kobieto?

-Jestem w pracy. Pamiętasz?

-No dobra to pracuj. Na razie.

-Papa.

<Zamyka telefon i patrzy na asasyna>

-Wiecznie się gdzieś szwęda głupia paladynka!

____________________

Klony? A iluzje mogą być? :}

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Bariera otoczyła dom Blade,a Lucker mógł wreszcie odpocząć>

- Coś się nie śpieszyliście- uśmiechnął się ironicznie- przesłuchajcie blondasa, a potem trzebaby jakoś urządzić spotkanie z Wielkim Moderatusem, bo w tej sprawie tylko on może rozsądzić, no albo jego zastępca- powiedział przez komunikator do Blade

< Rzucił się na łóżko i zasnął>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Cygnus budzi się leżąc na stole, siedząc na krześle [wiecie o co chodzi...].>

- Aaauaa...

<Próbuje wstać, ruszyć się, ale widocznie ma połamane kończyny>

- Boliii... AAAAA!!!

<Daruje sobie marny wysiłek. Próbuje coś wystękać.>

- Viagros... Zdrajca... Nie wszedł... Próbował... Odcięłem...

<Hyoga zemdlał>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<wszedł do zbrojowni. Rozejrzał się. i odszukał harpun. przyczepił go sobie na powrót pod rękę, i przywiązął cienką acz wytrzymałą linką. Wziął sobie dwa ukryte ostrza, i zaostrzył poprzednie. Zabrał parę granatów, i poprzyczepiał sobie około 10 noży do rzucania. Włożył sobie miecz do pokrowca, i odłożył pistolet, z któreho przecież nie umiał strzelać. Wyszedl ze zbrojowni>

- Bierzcie, co chcecie. Uzbrójcie się.

<wziął telefon, wybrał numer>

- Szefie. To ja. Wykonałem zadanie. Są bezpieczni. Co znaczy... zabić?

<Blade zmarszczył brwi>

- Nie ma mowy. Nikogo z nich nie zabiję.

<Asasyn spojrzał na Damirastusa>

- Nie zabiję go. Nieważne, ile mi zapłacisz.

<głos w słuchawce był szybszy i głośniejszy, jakby ktoś był wkurzony>

- Dwieście tysięcy....

<Asasyn spojrzał bardzo chciwie na Damirastusa>

- Uch... To... dużo. Ja... Nie. Nie zabijam przyjaciół. Nie zdradzam ich.

<ktoś był naprawdę wkurzony>

- Co... CO?! Zwalniasz... Mnie?! Dobrze. Nie przyjmę więcej twoich zleceń. Teraz już nikt nie będzie dla ciebie zabijał.

<odłożył słuchawkę. Rzekł do Damirastusa>

- Strzeż się Asasynów. Dwieście tysięcy moderatu$ów to naprawdę dużo. Mi możesz ufać, ale... uważaj.

<poklepał Damirastusa po ramieniu, i wyszedł do kuchni. Zajrzał do lodówki, wyjął jakieś jedzenie i zaczął coś pichcić. Zadzwonił telefon. Blade nacisnął przycisk, i z telefonu dobiegł głos kobiety>

- John, jesteś w domu? Ktoś otworzył zbrojownię.

- To ja. Nie martw się.

- Słyszałam, że ktoś porwał naszego brata... Oczywiście ty nie masz z tym nic wspólnego, prawda?

<Blade lekko się speszył>

- Yyy.. A co, jeśli... Mam?

- ?!?!?! Porwałeś naszego brata?! Oszalałeś?!

- Ale... Zawsze go nienawidziłaś. O co ten raban?

- To szef federalnych całego Miasta!!

- Nie wiedzą gdzie jestem. Nie przyjdą tu.

- Przyjeżdżam do ciebie. Ostrzegam, jeśli...

- To nie jest dobry pomysł, Jane. Jest tu ktoś ze mną, i...

- Co takiego?! Kto?!

- A jeśli to..... pięć osób?

- ?!?!?!??! PIĘĆ OSÓB?! Podsumujmy... Porywasz szefa policji i naszego brata, po czym przyprowadzasz do domu pięciu nieznajomych, i otwierasz przy nich zbrojownię!! Zdajesz sobie sprawę, że...

- Tak. Nie martw się. Ufam im. W końcu straciłem dla jednego z nich pracę...

- ?!?!?!??!?!?!?!?! COOO?! I... CO TY TERAZ BĘDZIESZ ROBIŁ?! TY... Och, ktoś mnie chyba usłyszał...

- Jane? Gdzie jesteś?

- Jak to gdzie? W bazie krio. W sąsiednim pokoju jest mój cel. Muszę uważać na straż , bo... Usłyszeli mnie... czzekaj.

<z telefonu dobiegł dźwięk rury uderzającej o głowę>

- Dobra, po kolesiu. Słuchaj, przyjadę do ciebie jak tylko skończę misję. Wpędzisz się w kłopoty.

- Przyjeżdżaj, ale uważaj na siebie...

<z telefonu dobiegł strzał, potem wybuch, potem Jane się rozłączyła. Gdy Blade gadał przez telefon, jednocześnie robił jedzenie. Akurat kończył, i nałożył na talerze. Wyszedł do jadalni, i rzekł do bogów>

- Nic nie jedliśmy przez kilka dni... Wiem, że to nic wyszuanego, ale przyda się coś do zjedzenia.

<położył talerze. Były tam kotlety, jakieś ziemniaki i sałata. Nie pasowało to raczej do Asasyna, ale do miłego gospodarza - jak najbardziej. Miejsc było tyle, ile bogów. To samo z talerzami. Blade usiadł, i czekał aż inni siądą do stołu>

- A więc, możemy zjeść, skoro mój brat leży zwiazany w piwnicy. I, na tą okazję...

<wyjał flaszkę>

- Komu polać?

----------------------------------

;D jak kto chce, aby mu 'polać' to niech napisze, że Asasyn mu 'polewa' ;]

Co robimy teraz?

Uch, Dżizaz, Cyg... Nie chce mi się edytować ;]

Po prostu Asasyn cię olał... poproś, aby ci polał! ;D

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

-Czy dobrze zrozumiałam!? Ten koleś co żeśmy go porwali to twój brat?

<Wyjmuje z Worka Bez Dna zniszczoną księgę którą wykradła sekciarzom z katakumb. Siadła na fotelu i zaczęła studiować jej okładkę. Spogląda kątem oka na flaszkę wyjętą przez asasyna.>

-Wybacz ale nie obrazisz się jeśli nie przyłącze się do obiadu? Nie mam na nic ochoty.... ale trunku chętnie skosztuje.

<Blade leje jej do kieliszka przeźroczystego płynu. Następnie Selena czyta pierwszą stronę w zapomnianym przez bogów języku. Były tam różne przysięgi, następnie podpisy dotychczasowych mistrzów potem raporty z każdej krwawej ofiary. Na zniszczonej przez niej stronie był opis zamordowania Hagany. Bogini przewracała strony w poszukiwaniu wytłumaczenia tego co działo się z jej oczami. Niestety nie znalazła nic. W ostateczności zaczęła czytać: "Raport z dnia 14" popijając od czasu do czasu przeźroczystym płynem.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

- Jedzenie jedzeniem, picie piciem, ale w końcu po coś tego blond gagatka uprowadziliśmy. Pozwólcie, że ja się nim zajmę.

Lunarion, wziął blondyna i wszedł z nim do jednego z pomieszczeń. Sali przesłuchań konkretnie. Mocno przypiął ofiarę łańcuchami i rzemieniami do groźnie wyglądającego siedziska i uśmiechnął się paskudnie.

- Wiesz, ja nie lubię przemocy. Nawet tego jednego strażnika w twej siedzibie zabiłem z ciężkim sercem. Wojny to co innego, wtedy nie miałem wyboru. Nie myśl jednak, że teraz będę łagodny. O nie...

Drzwi się zamknęły, a z pokoju po chwili zaczęły dobiegać innych bogów nieziemskie wrzaski i błagania o litość przerywane łkaniem. Trochę to trwało, ale w końcu drzwi z powrotem się otworzyły. W pomieszczeniu widać było Lunariona, jakiś monitor chowający się do sufitu, stół z narzędziami wsuwający się do ściany oraz potarganego i wyraźnie nieobecnego blondasa. Do tego z sali właśnie wychodziło trzech facetów w czerwonych płaszczach. Pożegnali się z Lunarionem i zniknęli.

- Co, nie spodziewaliście się hiszpańskiej Inkwizycji? - trójka znowu się pojawiła, ale natychmiast została wyproszona - Przywołałem ich po pomoc, to spece od tortur. Te poduszki... - tutaj Lunarion wyraźnie się wzdrygnął - W każdym razie wiem gdzie znaleźć można dane, które udowodnią jego winę. Podajcie mi komputer to je znajdę. Zbierzemy je i przedstawimy Niebiańskiej Biurokracji, oni osadzą winnego. Do tego pewnie skapnie nam jakaś nagroda, powinno wystarczyć na spłacenie długu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Kręci się po barze. Lucker śpi, Raven nieprzytomny, Barto ogląda grę Tytoka i Markosa, a Edori i Stil... Diabli wiedzą, gdzie są. Zaczyna się niecierpliwić. Bierze komunikator.>

Gdzie jesteście? Myślałem, że zamkniecie federala w katakumbach i wrócicie, a tu proszę. Szwędacie się pewnie. Muszę pogadać z tym blondasem.

<Czeka na odpowiedź. W między czasie szuka za barem czegoś zdatnego do wypicia.>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Markos czekając na ruch Tytokusa nieco przysnął. Nagle się zerwał i zauważył, że boski medyk również śpi. Szturchnął więc go lekko, ale nie poskutkowało.

-Hej - szepnął bard. - Wstawaj. Twój ruch.

Tytokus wciąż spał - a na dodatek zaczął teraz chrapać.

"Dobra, wiem jak go zbudzić" - pomyślał Markos, któremu zaczęły się świecić oczy, a na jego twarzy pojawił się dziwny, przerażający uśmiech. Zrzucił pionki z planszy i walnął nią boskiego medyka w głowę. Ten się obudził i spadł z krzesła upadając na figurki, które wbiły mu się w skórę. Markos chcąc ratować przyjaciela zerwał się z krzesła przewracając stół, który upadł na Pomarańczowego. W dodatku bard stanął na jednym z pionków i runął prosto na Tytokusa.

-Spoko. Nic Ci nie będzie. W końcu jesteś lekarzem.

Wstał i poszedł się upić razem z Casulono.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Odstawił butelkę, bo on nie pije alkoholu, i zabrał się za obiad. Zjadł, i odstawił talerz do kuchni. Poszedł do zbrojowni, i tam zaczął coś montować. W końcu zbudował drzwi. Prowadzące w ścianę. Nacisnął przycisk, i... Teleportowało go do baru, bo przedtem postawił tam swój projektor holograficzny. Otrzepał się, i spojrzał na Markosa i Tytokusa leżącego na podłodze. Rzekł>

- Chciałem się spytać o to zadłużenie. Ile jesteście winni, komu i za co?

<rzekł, po czym wyjał trochę kasy, odliczył, i położyłna ladzie 20 tysięcy$>

- Pewnie to nie wystarczy, ale przyjmijcie to. Może choć trochę pomoże w spłacaniu.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytokus skatowany po raz drugi jęczy okrutnie.

- Ch... o... lera... by... cię...

Wstaje i dzierży plansze w ręce. Podchodzi i wali Markosa w łeb, po czym ten spada z krzesła prosto na rozbitą szklankę, która przecięła mu skórę w wielu miejscach. Próbując wstać potyka się o upuszczoną skórkę od banana, i jedzie prosto w bar, gdzie wali czołem w tabliczkę i upada.

- No! Teraz możemy się napić.

Siada przy barze, i wyczarowuje trochę "Pomarańczowej Wódki 31,5%" i nalewa Casualonowi i sobie. Podchodzi do leżącego barda.

- No wstawaj! Nie napijesz się?

Usadza Markosa na krześle, któremu łamią się nogi i ten spada.

- Niedobrze.

Tytokus pomaga mu wstać i usadza na dobrym krześle. Nalewa mu trunku.

- Spoko. Nic Ci nie będzie. W końcu jesteś bardem.

Śmieje się i podnosi szklankę.

- To zdrówko panowie!

Wypija toast i gada z towarzyszami o szachach.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Po stworzeniu przez Tytokusa "napoju pomarańczowego" błyskawicznie się obudził. Do niektórych spraw to nosa on ma>

-Uaa, ale miałem ciekawy sen. Urządzaliśmy dla Moderatusa przedstawienie teatralne i Tytokus jeździł na Markosie, który był przebrany za konia. Asasyn wisiał na suficie i robił za księżyc, a ja byłem krzakiem. O resztę lepiej nie pytajcie.

<Zabiera sprzed nosa Casulona napitek i wypija jednym łyczkiem>

-Hmm, niezłe nawet. Taki niecodzienny smak. Zaraza, co ja gadam, nie masz nic innego, tylko pomarańcze?! Ale nie wybrzydzam, z braku laku można skosztować.

<Chce opowiedzieć Blade'owi o długu, ale coś mu ściska żołądek. Po chwilowej batalii z wnętrznościami wypluwa na stół dynamit>

-Pfu, co to jest?! Ehm, ktoś kolekcjonuje materiały wybuchowe? Może się przyd...

<Nie dokańcza, bo znów wypluwa dynamit. Tym razem zapalony. Pośpiesznie go połyka, słychać cichą eksplozję. Zabiera torbę Tytokusowi i wyciąga z niej 2 pudełka tabletek. Oba są takie same, ale jest pewien, że jedno z nich to środki antywymiotne. Na wszelki wypadek, by zadziałało, pamiętając o odporności na różnorakie trutki i inne cuda, łyka zawartość obu. Bóg Pomarańczy stracił właśnie 40 tabletek>

-Ok, już lepiej. Otóż Asasynie, nasz dług wynosi.... w zaokrągleniu około miliarda moderatusów. Mieliśmy na zbieranie kasy około 10 000 lat, teraz mamy pecha. Dużo owszem, ale za blondasa, o ile go złapaliście, coś się znajdzie, trochę zarobimy, może wygramy na loterii, ew. okradniemy muzeum jakieś. I będziemy mogli wrócić.

<Przypomina sobie o PWB i swojej wycieczce, a następnie z Torby Bez Dna wyciąga kilka złotych talerzy oraz 6 pięknych kielichów>

-No co, zapomniałem! Dużo nie dostaniemy za te cudeńka, ale przynajmniej będziemy jeść jak bogowie, nie jak obwiesie!

<Odbija mu się lekko, czuje jakby coś podchodziło mu do gardła, ale po chwili wszystko znowu jest dobrze>

-W mordę, ktoś zna się tutaj na patronatach? Wygląda na to, że przez sen zdobyłem władzę nad dynamitem... i kto wie, co jeszcze. Ale pewnie coś znikło, stawiam na broń palną. Blade, mógłbyś mnie tym swoim cud-komputerkiem przebadać? A potem ty, Tytokusie? Na koniec podejdę do Seleny, może ma jakąś książkę...

-----------------------------

Słowa wyjaśnienia:

-Jeszcze raz przepraszam za przerwanie kłesta, najpierw mnie trzasnęła choroba, a potem Soap dobrze dokończył historię

-Jeśli komuś będą przeszkadzać (czasowe) skutki uboczne zmiany patronatu - mogę przerwać.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Patrzy na Tytokusa i Markosa dręczących się wzajemnie.

-Jak dzieci... ze skłonnościami sadystycznymi. Ludzie, ogarnijcie się. Używa resztek mocy do uleczenia ich ran. No co? W patronacie mam białą magię, więc mogę leczyć, ale nie tak skutecznie jak ktoś w niej wyspecjalizowany. Ciekawe, co u reszty. Mam nadzieję, że cała ta afera szybko się skończy i będziemy mogli w końcu wziąć się za zarabianie pieniędzy na wykup osiedla.

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Widząc co się dzieje, zszedł na dół, podszedł do baru. Ze zdziwieniem przeczytał etykietę.>

-31,5%? Tylko tyle.

<Wszedł za ladę i zaczął szperać. Po chwili wyciągnął kieliszek, butelkę z napisem "Legendarna wódka 101%" i położył je na ladzie.>

-To jest napój. Schowałem go gdy nikt nie patrzył. Ostatnio jak poczęstowałem nim brata to po kieliszku był pijany do tego stopnia, że uderzył kantem głowy o róg piłki i do dzisiaj może jeść tylko zupki z proszku. Do tego tylko ze zmielonym makaronem i przez słomkę. Hehe...

<Nalał sobie trochę trunku i wesoło zawołał.>

-No to chlup w ten głupi dziób.

<Jednym łykiem pozbył się całej zawartości kieliszka. Lekko chwiejąc się, odstawił kieliszek i usiadł.>

-Mój brat ma słabą głowę. Komu polać?

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

< Budzi się i przypomina sobie, że ma coś ważnego do powiedzenia bogom. Podchodzi do baru i dolewa im picia>

- Wiecie jakiś czas już ze sobą podróżujemy i jesteśmy wszyscy przyjaciółmi, więc chciałbym wam oznajmić, że razem z Edori pragnę zostać tu w mieście i ustatkować się. Oczywiście możecie wpadać, kiedy wam się podoba. No i możecie liczyć zawsze na moją pomoc, gdy zjawicie się w mieście- powiedział kończąc wywody

- A teraz pijmy, bo to nie czas na pożegnania- krzyknął i pociągnął wielkiego łyka z butelki, którą trzymał

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

<Drzwi z piwnicy wypadają z hukiem,razem z nimi trochę pijany Pymp>

Zostawiliście mnie tutaj na pastwę losu,a ja biedny zatrzasnąłem się w tej piwnicy razem z tym płatnym mordercą co go złapaliśmy z Luckerem.

<Rozgląda się po sali>

Widzę,że już wróciliście z misji i bardzo dobrze smutno mi tu było samemu. Wy się bawiliście w najlepsze,a ja musiałem tam siedzieć dobrze,że miałem zapasy bimberku i wina,a i jeść co było gdy morderca przestał uciekać.

<Patrzy na Cygnusa>

Czy nikt mu nie pomoże? Ja się na medycynie nie znam,a zaszkodzić nie chcę

Lucker czemu chcesz zostać? Źle ci z nami w pałacu? Ale to twoje życie i nie będę się wtrącał

<Podchodzi do baru i bierze napój "Czysta trzeźwość",po chwili jest już trzeźwy>

Link do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zarchiwizowany

Ten temat jest archiwizowany i nie można dodawać nowych odpowiedzi.

  • Kto przegląda   0 użytkowników

    • Brak zalogowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Utwórz nowe...