Warszawa. Miasto szczęścia nie ma, ewidentnie. Dowodów nie brakuje - wszystkie zabytki to budowle postawione po wojnie, centrum miasta szpeci coś się nazywa Pałacem (jak na ironię) Kultury i Nauki, Dworzec Centralny kryje w sobie różne tajemnice (jak hurtownia mięsa na kebaby), klubu piłkarskiego Legia nie cierpi pół piłkarskiej Polski, metro budowane jest od lat 60 i wciąż, zdaje się, jest tylko jedna linia, a na dodatek za stolicą ciągnie się stereotyp "warszaffki" i piractwa drogowego (niestety, uzasadniony). Warszawa ma też problemy z wodą, ot, czasem zaleje tunele metra czy ulicę, dwie... Nic dziwnego, że na takie kłopoty potrzeba superbohatera.
I to superbohatera z prawdziwego zdarzenia. W Polsce takich nie brakuje, mamy przecież Białego Orła, mamy Jeża Jerzego, mamy Wilqa, co dziwnym nie jest, a w filmie w reżyserii Andrzeja Kondratiuka pojawił się kolejny reprezentant klubu polskich superbohaterów - As. Jak przystało na porządnego herosa miał swoje alter ego - zwykle występował jako nieśmiały inżynier Walczak, który podkochuje się w pannie Joli (w tej roli Ewa Szykulska), koleżance z pracy. Pewnego dnia odbiera telefon od profesora Milczarka (genialny Wiesław Michnikowski), który poznał tajną tożsamość inżyniera Walczaka i chce by As dopomógł mu w rozwiązaniu tytułowej hydrozagadki, polegającej na tym, że w Warszawie podczas największych upałów znika woda.
Film stawiam wyżej niż bardziej znany "Rejs" z uwagi na naturalną lekkość gagów i zabawne dialogi. Walka Asa ze złowieszczym doktorem Plamą (Zdzisław Maklakiewicz), odpowiedzialnym za hydrozagadkę, jest prowadzona zgodnie z pewnymi regułami ale równocześnie wciąż jest miejsce na zaskoczenie. Zarówno "Rejs" jak i "Hydrozagadka" powstały w tym samym, 1970, roku ale humor w filmie Kondratiuka zdecydowanie lepiej przetrwał próbę czasu. Inteligentne parodie komiksowych schematów są zdecydowanie bardziej na czasie niż wyczyny fałszywego "kaowca" (oficera kulturalno-oświatowego) podczas rejsu rzeką. Na korzyść "Hydrozagadki" wypada także obsada, na którą składa się Józef Nowak jako super-man As, Wiesław Michnikowski, Roman Kłosowski, Franciszek Pieczka, Wiesław Gołas, Jerzy Turek, Zdzisław Maklakiewicz, Ewa Szykulska, Jerzy Dobrowolski, Iga Cembrzyńska, Wojciech Pokora. Komu nic nie mówi większość z tych nazwisk niech się wstydzi i idzie nadrabiać zaległości.
Nie sposób dokładnie i wiernie oddać wszystkiego co składa się na humor, szczególnie, że każdego śmieszy co innego. Trzeba też zaznaczyć, że ponieważ "Hydrozagadka" powstała w głębokim PRL-u to i niektóre dialogi wymagają znajomości tamtejszych realiów, tak jak np. "Na pani miejscu, pani Jolu, wziąłbym udział w pieszym rajdzie PTTK na odznakę nizinną. Dobrze jest łączyć przyjemne z pożytecznym i dobrze jest mieć odznakę..." ale ponieważ całość podlana jest solidnie sosem z absurdu, łatwo wyczuć w których momentach twórcy puszczają oko do widza. Konstrukcja fabuły pozwala na realizację toku akcji jednocześnie z pokazywaniem pewnych scenek przypominających kabaretowe skecze co sprawia, że ani nie ma znużenia daną postacią ani utraty dobrego nastroju, który sprawia, że lepiej odbieramy następne humorystyczne wypowiedzi lub sytuacje. Aktorzy, nawet grający drugo- lub trzecio-planowe role dostają swoje przysłowiowe "pięć minut", a film bez wątpienia można nazwać kultowym, na tyle, że w Warszawie znajduje się klub o nazwie Hydrozagadka, a sceny z filmu cieszą się powodzeniem na youtube, że wspomnę o tak charakterystycznych jak rozmowa tłumacza (Jerzy Dobrowolski) i marynarza (Franciszek Pieczka) czy też scena pod tytułem "zdejm kapelusz". Ale ostrzegam - nie warto oglądać zanim się nie obejrzy filmu, bo można stracić przyjemność z oglądania naprawdę bardzo dobrej komedii. A osoby, które mają coś przeciwko oglądaniu czarno-białych filmów mogą sobie od razu darować, mam też nadzieję, że nie ma takich wśród czytających tego bloga.
Możecie mi wierzyć. Przecież:
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze