W tym tygodniu felietonu nie będzie, a to z powodu natłoku zajęć. Wiem jak wielu z was na to czekało i bardzo mi z tego powodu przykro. Przykro jak... Anakinowi Skywalkerowi gdy zabijał młodych adeptów.
Dobra, koniec suchara, teraz czas na tekst, który znajdziecie poniżej. Ostrzegam, tym razem wyjątkowo, na temat.
Dzisiaj byłem świadkiem, uczestnikiem nawet, ciekawej sytuacji. Otóż, idę sobie przez miasto, jak gdyby nigdy nic. Po prostu, nic nie może mnie zaskoczyć, a tu szok! Zza rogu, z wprawą wojownika ninja wyskakuje przedstawiciel handlowy. Przedstawicielka, w gwoli ścisłości. Zaatakowała z szybkością kobry i nawet nie zdążyłem użyć uniwersalnego "zostawiłem mleko na gazie", a ona już mnie dopadła. Nieważne jakie bzdury próbowała mi wcisnąć, ale jak zaczęła kusić, to musiałem się poważnie zastanowić czy aby moja rozmówczyni nie powinna zacząć pracy jako raperka. Do dzisiaj sądziłem, że to ja mam gadane, ta kobieta (której imienia zapomniałem), zgasiła mnie, ale cóż, nawet jej dar perswazji był niczym wobec skąpstwa i pustego portfela. Najgorsze przyszło potem, gdy ku mej trwodze, przypomniałem sobie, że muszę się wrócić i jeszcze wejść do kiosku, a tam stała nie tylko owa przedstawicielka, ale i jej towarzyszka i tworzysz broni. Tylko to, że włączyłem ghost mode uratowało mnie od kolejnej pogawędki. Krążyli jak prawdziwi drapieżnicy, wyszukując ofiary. Nie wiem ilu udało im się złapać, ale wątpię, by klientów załapało się wielu. Prawdziwie niewdzięczna to praca, chodzić i gadać będąc niemal pewnym porażki, jednak, jak powszechnie wiadomo, żadna praca nie hańbi.
Niestety nie wystarczy siedzieć w domu, by ustrzec się takich pułapek. Raz ktoś do mnie dzwoni, to odruchowo odebrałem. Pewnie dobrze wiecie o co chodzi. Gdy ktoś się do mnie tak uporczywie dodzwania, to zapewne coś się pali, ewentualnie trzeba uratować świat. Nic więc dziwnego, że człowiek odbiera, ale zamiast oczekiwanego "Zastałem Jolkę?" słyszy się dziewczęcy, albo nawet kobiecy głos, który pyta czy nie jesteśmy zainteresowani super ofertą. W takim momencie coś, co mam w miejscu serca* pęka. Wyobrażam sobie tę osóbkę, która siedzi w firmie i musi oddzwonić pewną pulę numerów. Nie mam pojęcia jak dobrze to zajęcie jest opłacane, ale przypuszczam, że kokosów się nie zbija. Zaryzykuję stwierdzenie, że do telefonów zaciągane są osoby gotowe pracować za minimalną pensje. Osoby, pewnie, często zaraz po szkole, która nauczała, że trud włożony w edukację zaprocentuje, że będąc już absolwentem Wielce Szanowanej Szkoły, wyjdziesz w świat i będziesz robić to, co lubisz.
Nie wątpię, że pośród dzwoniących pań jest wiele kreatywnych osobistości o głowach pełnych ciekawych pomysłów, które w natłoku informacji o kolosalnym bezrobociu, wzięły pierwszą lepszą pracę. Jeżeli czyta to, któraś z tych osób, niech sprostuje to co napisałem, niech wytknie błędy i napisze, że jestem ignorantem.
Jednak mimo tego, że sama rozmowa niewiarygodnie mnie irytuję, bo przecież wiem, że nie przyjmę waszej zdumiewającej oferty. I mimo tego, że czasami mam chęć strzelać przez słuchawkę i pozbyć się osoby po drugiej stronie, to musicie wiedzieć, że doceniam ich trud, doceniam determinację w kolejnych próbach sprzedania mi czegoś. Wiem, że nie robią tego z bezinteresownej chęci czynienia dobra, a dla tego, że za ich plecami stoi szef z biczem w ręku, ubrany w strój sado maso. Niech te panie wiedzą, cenię wasz wysiłek, ale do jasnej cholery, nie kupie tego pieprzonego telefonu za złotówkę!
(*)- W miejscu serca mam, jak podpowiada mi książeczka zdrowia, dobrze wyrośnięta pietruszkę.
Cieszyn 26.06 i 3.07.2013 r.
Polecam jeszcze tekst Andrzeja Ziemiańskiego jak sobie radzić z telemarketingiem. Nawet jeśli mało praktyczne, to przynajmniej zabawne.
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze