Skocz do zawartości

Teczka warciactw Abyssa

  • wpisy
    59
  • komentarzy
    882
  • wyświetleń
    93799

Naznaczony Ninja - Gdzie się schował stealth? #8


Abyss

1948 wyświetleń

motnmain1920x1200.png

Gdyby ktoś po premierze pierwszego Shanka powiedział mi, że panowie z Klei Enterteinment stworzą jedną z lepszych skradanek ostatnich lat chyba przyjąłbym tą informację z dość mocnym niedowierzaniem. Wyobraźcie sobie moja reakcje, gdy dowiedziałem się, że tak się jednak stało.

Mark of the Ninja, to naprawdę ciekawy eksperyment. Gra wcześniej wydana wyłącznie w wersji cyfrowej na Xboxa i w zeszłym roku udostępniona do sprzedaży na Steam jest bowiem dwuwymiarową skradanką niewątpliwie bardzo mocno kojarzącą się z poprzednimi produkcjami Klei Enterteinment. Mamy tutaj nieco arcade'owy styl rozgrywki, cell-shadingowy styl graficzny czerpiący chyba odrobinę z japońskiej sztuki malarskiej, przy czym dodatkowo wszystko jest ukazane w dwuwymiarze. W teorii nie wygląda to na zbyt dobry materiał na skradankę. Na szczęście w praktyce wszystko wypada zupełnie inaczej. W Mark of the Ninja przyjdzie nam pokierować losami bezimiennego zabójcy. Historia jest dosyć sztampowa - nasz klan ninja będący już reliktem przeszłości zostaje zaatakowany, a my jako wybraniec naznaczony specjalnymi tatuażami wyruszamy tropem ludzi, którzy naruszyli świętość naszej świątyni. Czeka nas oczywiście kilka zwrotów akcji, ale nie jest to coś czego nie można by przewidzieć. Całe szczęście, że fabuła jest chyba ostatnią rzeczą, która może przeszkodzić w odbiorze tej niezwykłej produkcji.

2013031800001.jpg

Za jakąś sekundę gość będzie bardziej martwy niż Elvis

Esencją Mark of the Ninja jest z pewnością właśnie skradanie i polowanie na przeciwników. Nie spodziewałbym się, że pod maską prostej produkcji w 2D będzie się kryć tak fajna mechanika i tyle możliwości. Bardzo sensownie rozwiązane zostały stożki widzenia przeciwników, wskaźnik tego jak dużo robimy hałasu i kiedy nas widać. Nasza postać jest przyciemniona kiedy jesteśmy niewidoczni, a różnokolorowe okręgi pozwalają zauważyć gdzie będzie szukał nas strażnik, czy ile robimy hałasu podczas biegu lub np. niszczenia świateł. Wszystko jest jasne, przejrzyste i co najważniejsze - uczciwe. Gra kompletnie unika absurdalnych sytuacji, w których ktoś nas wykrył i nie wiadomo właściwie dlaczego. Trzeba jednak pamiętać, że to nie Shank i w przypadku ujawnienia się jesteśmy właściwie martwi. Na początkowym etapie gry niby można się wybronić, ale później pomaga już tylko szybki skok do menu i wczytanie jednego z bardzo sensownie rozmieszczonych checkpointów, pozwalających szybko powtórzyć jakieś pomieszczenie i poprawić nasze błędy. Ideał dla perfekcjonistów.

markoftheninjaxbox360sc.jpgSztuka współczesna - gong zwiastujący śmierć

Ninja to jednak przede wszystkim skrytobójcy i właśnie polowanie na przeróżnych przeciwników stanowi ważny element rozgrywki. Zabijaniu przeciwnika zwykle towarzyszy prosta minigierka związana z przyciśnięciem lewego przycisku myszki i jednoczesnym przeciągnięciu jej w odpowiednim kierunku. Jeśli się nie uda zabójstwo będzie głośniejsze i nasza ofiara może zdążyć powiadomić swoich kumpli, wtedy już tylko szybka ucieczka albo powrót do ostatniego checkpointu. Poza prostym zabójstwem istnieje oczywiście jeszcze spory wachlarz możliwości: zabójstwo z szybu wentyjacyjnego, zza drzwi, z odpowiedniej kryjówki. Najpierw trzeba te zdolności jednak wykupić za punkty honoru, o których trochę później. Prawdziwą zabawę daje jednak manipulacja przeciwnikami. Możemy ich doprowadzić do obłędu np. zrzucając im ciało kolegi na głowę albo wieszając je na lince w jakimś oświetlonym miejscu. Przerażony przeciwnik może otworzyć ogień do swoich sojuszników i zacząć zachowywać się mniej ostrożnie stając się jednocześnie łatwym celem. Przyznam, że parę razy po takich akcjach poczułem się jak jakiś mroczny geniusz zła bawiący się swoimi ofiarami.

tnt24infomarkoftheninja.jpg

Wanna hang out?

Twórcy nie zapomnieli również o pacyfistach - istnieje możliwość przejścia praktycznie każdej misji bez zabijania kogokolwiek. Wszystko to dzięki bardzo fajnej konstrukcji poziomów, która oferuje nam wiele wyjść z jednej sytuacji. Możemy trafić do pomieszczenia pełnego przeciwników i po kolei ich mordować albo najprościej w świecie przeniknąć w cieniu i skryć się w jakimś szybie wentylacyjnym. Widać jednak, że gra mocniej koncentruje się właśnie na eliminiacji wrogów, gdyż jest ona lepiej punktowana i z pewnością ciekawsza. Pomaga nam w niej oczywiście kilka zabawek - mina z kolcami, zatruta strzałka wywołująca wspomnianą wyżej panikę i obłęd u przeciwników, czy też kolce, które możemy podrzucić komuś pod nogi. Istnieje również kilka przedmiotów służących do odwracania uwagi: flary, granaty dymne i małe bombki wywołujące hałas. Zdecydowanie najciekawsze jest jednak kartonowe pudło pozwalające skryć się przed wzrokiem przeciwników i będące również oczywistym nawiązaniem do Metal Gear Solid. Takich nawiązań i mrugnięć okiem jest znacznie więcej chociażby w osiągnięciach nawiązujących do legend gatunku - Thiefa albo Splinter Cella.

Warto też wspomnieć o tym, że każdy poziom oferuje nam kilka zadań pobocznych, znajdziek i wynik jaki mamy osiągnąć. Znajdzie się więc tutaj coś dla ludzi, którzy lubią mieć grę ukończoną na 100%. Zadania poboczne zwykle sprowadzają się do prostych wyzwań, musimy np. zwabić przeciwnika martwym ciałem jego kolegi, wyeliminować kilku wrogów za pomocą pułapek albo przejść niezauważonym jakiś etap. Znajdźki to zwoje Hisomu prezentujące albo historię klanu albo będące haiku. Czasem żeby się do nich dostać musimy pokonać prostą zagadkę logiczną. Punkty honoru wydajemy oczywiście na nowe techniki zabijania i nowy sprzęt. Dzięki wypełnianiu wyzwań możemy otrzymać dostęp do różnych strojów oferujących inne podejście do rozgrywki. Jeden będzie oferował nam 2 przedmioty służące do zabijania wrogów, inny natomiast da nam 2 "rozpraszacze" i sprawi, że nie będzie nas słychać podczas biegu, ale jednocześnie zabierze miecz przez co ''stealth kille" staną się niemożliwe. Coś za coś i przy okazji dobre ułatwienie dla ludzi lubiących grać w ten czy inny sposób. Po przejściu gry istnieje możliwość ponownego rozpoczęcia w trudniejszym trybie new game+.

2013031300001af.jpg

Dawno nie spotkałem się tak przyjemnym tytułem jak Mark of the Ninja, który mimo nietypowego podejścia jest moim zdaniem pełnoprawną skradanką z bardzo dużym replayability i chyba jedynym ostatnio tytułem, który pozwoli nam się poczuć jak prawdziwy japoński skrytobójca. Przejście z zaliczeniem niemal wszystkiego zajęło mi jakieś 12 godzin, a czeka mnie ciągle NG+ to chyba całkiem rozsądna ilość czasu za marne 5?. Gdy będziecie następnym razem wydawać pieniądze na steamowej wyprzedaży zainteresujcie się biednym Ninją skrytym gdzieś w cieniu wielkich produkcji. Naprawdę warto.

28 komentarzy


Rekomendowane komentarze



Dishonored mozna przejsc bez uzywania mocy i bez zabijania nikogo. Wtedy dopiero gra ukazuje swoje skradankowe oblicze, w ktorym spedzimy dosc duzo czasu na obserwowaniu zachowan i sciezek straznikow. Niczym w grze Commandos, gdzie w nie jednej misji staralem sie przez okolo 15-20min ruch przeciwnika.

Niedlugo Thief wyjdzie. Zobaczymy co nam zaoferuje Eidos Montreal. Obawiam sie tylko Unreal Engine 3, na ktorym podobno aktualnie jest tworzony. Jest to engine, ktorego mam troche serdecznie dosyc (podobienstwa gier opartych na tym engine, te same bugi, zachowania aplikacji np. doladowywanie tekstur).

Link do komentarza

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...