Gdzie idziesz mój Ty drogi Need For Speedzie...?
Kiedy siedem lat temu zasiadałem do gry ogłaszanej jako hit 2005 roku wiedziałem, że będę miał w co grać i że po zakupie nie zanudzi mnie po przejechanych paru wyścigach. Need For Speed Most Wanted podbił serca wielu graczy, w tym moje, udowadniając że seria wciąż ma się dobrze i nie ma zamiaru schodzić ze sceny. Dzisiaj chciałbym, aby zeszła jak najszybciej, bo gigant słania się na nogach, a nawet najbardziej zagorzali fani przestali wierzyć w moc EA oddającej serię w malutkie, zgrabne, różowiutkie rączki Criterionu, który to potrafi robić tylko Burnouty wpisuje się w schemat i robi wyścigi ?na jedno kopyto?. EA oddaje to, co w pocie czoła zdołali wcześniej wykuć rzemieślnicy Black Boxu odwalający kawał dobrej roboty. Zapisali się oni złotymi zgłoskami w tej bardziej arcade?owej sferze wyścigów.
Prawdziwą zapowiedzią gorszych czasów i burzowych chmur nad tą wielką serią, która przez lata była wyznacznikiem jakości wśród zręcznościowych samochodówek był tytuł, który wcześniej dwukrotnie pojawił się obok skrótu: NFS. Hot Pursuit od Criterionu podzielił fanów serii na tych, którzy pokochali nowy model jazdy i na tych, którzy go znienawidzili już wtedy wieszcząc koniec dobrych, złotych czasów. Mówiąc szczerze ? ja wywęszyłem wywrócenie się marki NFS o 180 stopni trochę wcześniej, przy okazji Shifta. Czemu nie w 2007 roku, kiedy to wydano Pro Streeta? Prosta odpowiedź ? porównajcie sobie klimat w obu tych grach. Pro Street był świetnym połączeniem wyścigów na torach z bardziej luźnymi sprintami po zamkniętych ulicznych drogach, gdzie jeździło się bardzo szybko i nie było miejsca na nudę. Dodajmy do tego jeszcze znaki rozpoznawcze najlepszych Need For Speedów, czyli wyścigi na ¼ mili i drift, który to w Shifcie wielu osobom nie przypadł do gustu przez znacznie utrudnione sterowanie. Drift w serii od początku był szybki, łatwy i przyjemny i nagle postanowiono to zmienić przeginając pałkę przy okazji odświeżonego Hot Pursuita, kiedy na każdym zakręcie niezbędne było pociągnięcie za hamulec ręczny. Nie zapomnę przejazdów w Undergroundzie, kiedy to maksowałem wszystkie trasy i zdobywałem jakieś nic nie warte winyle jeżdżąc właśnie bokiem. Mogę teraz rzec, jak prawdziwy hardkor: ach, to były czasy?
A dzisiaj, gdy kurz bitewny opadł, wszystko widać jak na dłoni i wnioski formują się same. Niektórzy gracze owszem ? pójdą wszędzie, troszkę po omacku, aczkolwiek bardzo wiernie za corocznie wydawanymi produktami EA, a zasada ma zastosowanie nawet w przypadku tych nieco mniej wyścigowych serii, choć jak pokazuje tegoroczny Medal of Honor ? tam także istnieją etapy, w których wcielamy się w kierowcę. A fani nie omieszkali wspomnieć o modelu jazdy, który według wielu (prześmiewczo, czy nie ? mają oni moją pełną zgodę ) wypadł lepiej w strzelance, niż w grze, którą powinno się projektować zaczynając od fundamentów takich, jak właśnie model jazdy. Cytując klasyka: urwano kurze złote jaja, które chyba nie odrosną patrząc na większość wypowiedzi odnośnie nowego Most Wanteda. Miłośnicy tej serii są gatunkiem, który może wyginąć, jeśli w takim tempie zostaną wydane kolejne gnioty spod skrzydeł tych amatorów. A przyszłość branży rysuje się w przepięknych barwach. Na horyzoncie widzę GRIDa 2 i nie będę sobie zaprzątał głowy tym, czym karmi nas Criterion.
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze