Skocz do zawartości

Świt Zagłady

  • wpisy
    17
  • komentarzy
    82
  • wyświetleń
    11829

Mini powieść:"Lewiatan*"


Sycho14

650 wyświetleń

* tytuł nie ma nic wspólnego z biblijną bestią, jest raczej nawiązaniem do traktatu filozoficznego Hobbesa o tym samym tytule.

Witam!

Zainspirowany niedawnym konkursem z myszką postanowiłem wypocić mini powieść. Ostrzegam tylko, że nie jestem jakimś wybitnym pisarzem, nie zajmuję się tym komercyjnie, to jest moja pierwsza powieść i skończyłem tylko ogólniak, dlatego nie oczekujcie, że moje opowiadanie będzie na miarę "Nakręcanej Dziewczynki"wink_prosty.gif Mimo to liczę, że wam się spodoba, a jeżeli ktoś przebrnie przez całe, to nie obrażę się za trochę uzasadnionej krytyki.

PS Opowiadanie zawiera opis brutalnych scen, dlatego nie zaleca się czytania go przez nieletnich użytkowników o słabych nerwach;)

"Lewiatan"

Jack otworzył oczy. Znów śniła mu się żona. Usiadł na materacu i zaczął się rozglądać. Większość mieszkańców jeszcze spała, ale kilka było już pustych. Znowu wróciło do niego te głupie pytanie: "Po co mi to?".Wiele razy myślał nad samobójstwem, ale bał się, że opuszczając te piekło wpadnie w jeszcze gorsze.

-Już wstałeś?-spytał go Paul, który siadał na krawędzi materaca.

-Śnił mi się koszmar...-odpowiedział zaspany Jack.

-To nie sen, to rzeczywistość.-Przerwał mu Paul próbując się uśmiechnąć.

Jack nie miał ochoty na debilne pogaduszki. Odwrócił wzrok i zaczął ubierać stare jeansy.

-Podobno dzisiaj wybierasz się do miasta...-kontynuował rozmowę Paul.

-Ach, nie przypominaj mi.-odpowiedział Jack ubierając podarte skarpety.

-A kogo tam jeszcze masz w grupie?

-Chrisa, Franka i jakichś dwóch młodzików.

-No to ciekawie będziesz miał...-zaczął Paul, ale widząc że Jack już stoi do niego plecami przerwał.

Jack nienawidził atmosfery panującej na dworcu. Płaczące dzieci, umierający starcy i młodzież czekająca tylko na okazję by coś ukraść. Przypomniało mu się hasło prezydenta Stone'a:"Oswajamy naturę!". Cóż, może taka jest kolej rzeczy, kiedyś były dinozaury, potem ludzie, a teraz nadeszła era maszyn...Przechodząc przez peron 4 usłyszał rozmowę kobiety z dzieckiem:

-Mamo, ale ja nie lubię ryby!

-Wiem kochanie, ale musisz jeść...

-Nie dam rady, ona jest obrzydliwa!

-Proszę jedz!

-Jedz inaczej złapią cię maszyny!-Wtrącił Paul, który widocznie podążał za Jackiem.

-A co maszyny robią z ludźmi, gdy już ich złapią?

-To zależy od twojej inteligencji, jeżeli jesteś wystarczająco inteligentny zostajesz przebudowany na androida, a jeżeli nie...

-To co?

-To jesteś niepotrzebny i idziesz na nawóz.

Po tych słowach obaj ruszyli wzdłuż peronu. Jack ruszył do stołówki, a Paul za nim:

-A ty wolałbyś zostać zmielony, czy przebudowany.

-Oczywiście, że wolę być kupą g***a, niż maszyną.

-Ja chyba też. Podobno przebudowa jest straszna... Zabierają ci oczy, serce, mózg i pakują do puszki. Najgorsze jest wydłubywanie oczu, wiesz jeśli masz szczęście to przy mózgu już będziesz martwy...

-Nie martw się tobie to nie grozi...-uśmiechnął się Jack.

Paul już się od niego nie odczepił do końca śniadania. Opowiadał o swoim ostatnim wypadzie i o tym jak znalazł czekoladę. Po śniadaniu podał Jackowi rękę i obaj ruszyli w swoje strony. Jack szedł w stronę wyjścia z niechęcią. Nie lubił wychodzić po zaopatrzenie, cóż kto to lubił. Po dwóch minutach już był przy głównym wyjściu, gdzie czekała na niego grupa. Młodzi ubrani byli w czarne znoszone bluzy, Chris w swoją ulubioną skórzaną kurtkę, a Frank, jak zawsze, w strój wojskowy z shotgunem wiszącym przy pasie. Przy wyjściu Frank zebrał wszystkich w kupę i opowiedział młodym podstawy wypadu do miasta. Po przemowie Odźwierny otworzył drzwi i z miejsca Jacka uderzył blask słońca. Nim wzrok przyzwyczaił się do promieni, usłyszał krzyk Franka:

-Szybciej panowie! Musimy zdążyć na obiad!

Ruszyli przez ruiny. Jack rozglądając się po zniszczonych domach próbował przypomnieć sobie, jak kiedyś wyglądał Londyn. Znowu poczuł smutek: "Dlaczego ludzie są tacy? Mieliśmy wszystko, odnawialne źródła prądu, implanty przedłużające życie i oczywiście służące nam roboty... Wszystko było utopijne... Do czasu, aż człowiek postanowił zostać bogiem: uczące się maszyny, programowanie uczuć - to musiało się tak skończyć. Teraz biegamy między ruinami naszej świetności i walczymy z naszym własnym tworem." Nim się obejrzał już byli na terenie hipermarketu.

-Dobra panowie jesteśmy! Ładujcie co tylko jest świeże i zmywamy się stąd!

Jack pozbierał wszystkie konserwy, jakie tylko zobaczył, parę oranżad i nawet znalazł coca-colę... Chowając butelkę biegł już w kierunku wyjścia. po minucie wszyscy już czekali na rozkaz Franka.

-Idziemy?-spytał George, jeden z nowych.

-Cicho, zwiadowca!-uciszył go Frank.

Maszyna od razu ruszyła w ich kierunku. Wszyscy rozbiegli się po hiper-markecie, chowając się za półkami. Zwiadowcy byli tworzeni z myślą o polowaniu na mięso, z wyglądu przypominały samolociki z kamerką z przodu i małą armatką wystrzeliwującą siatkę. Wielkością przypominały motor. Kwestią czasu było przybycie następnych, więc Jack zaczął skradać się do wyjścia. Ruszał się powoli. Najmniejszy szmer i maszyna wiedziała o jego obecności. Przy obuwiu zauważył Franka czołgającego się do wyjścia. Jack szedł powoli od półki do półki rozglądając się wokoło. Był 20 metrów od wyjścia. I nagle usłyszał strzał. Łowca złowił swoją ofiarę, ktoś wpadł w sieć. Wszyscy wstali i zaczęli biec przed siebie. Jack zauważył Franka i ruszył za nim. Usłyszał jeszcze więcej kroków. Czuł że reszta biegnie za nim. Po 3 minutach biegu Frank wpadł do opuszczonego bloku, a reszta za nim. Jack rozejrzał się. Brakowało Chrisa...

-Kogo złapał?-spytał Frank rozglądając się.

-C-c-c-c-chyba C-c-c-chris...- odezwał się dygoczący Świeżak, chyba George...

-K***a, tyle zasobów straciliśmy! Reszta ma swoje plecaki?

Wszyscy przytaknęli i ruszyli w dalszą drogę. Liczył się czas. Jack wiedział, że maszyny są w pobliżu i jedyne co może ich uratować, to powrót zanim zastaną namierzeni. Bieg dłużył się w nieskończoność. Jack skupił wzrok na Franku i starał się dotrzymać mu kroku, nie zwracając uwagi na resztę. W końcu zaczęły pojawiać się znajome budynki. Wejście było tylko dwie ulice dalej. Jack był pewien, że już czuje smród siedzących tam ludzi... I nagle:"PAC!". Wszyscy stanęli jak wryci. Jack powoli się odwrócił, rozglądając się po towarzyszach. To był George. Stał trzymając rozpostartą dłoń na szyi. To była pszczoła, mały robocik wielkości palca wbijający w cel płyn pozwalający namierzyć ofiarę na radarach łowców. Wszystko było jak przemyślany plan: pszczoła oznacza ofiarę, ta wraca do kryjówki, a wtedy wpadają maszyny i wszystkich zabierają. Proste...

-Użądliła cię!- wrzeszczał Frank trzymając swój shotgun przytulony do czoła George'a.

-Nie proszę nie strzelaj!- George padł na kolana - Ja chcę tylko wrócić do domu!- i się rozpłakał.

Wszystko trwało sekundy. Jack spoglądał w rozpryskujące się strugi krwi. Drugi chłopak - Edward spoglądał się z przerażeniem we Franka. Po chwili już miał shotguna przy czole.

-Użądliła cię!

-Nie! Nic nie poczułem!

-To co? Może nas wszystkich użądliła i nic nie poczuliśmy?

-Nie! Nie! NIE!!! To koniec wracajmy!

-Wiesz, że nie możemy! Kłamiesz! Na pewno cię użądliła!

-Nie! Proszę! Zamieszkam w ruinach! Nie wrócę!

-Nie wierzę ci!

-Proszę! Ja chcę tylko żyć! DAJ MI ŻY...

Rozprysk był jeszcze większy niż u George'a. Wokół nich uniosły się resztki czaszki, a ciało powoli opadło na ziemię. Jack nie miał zamiaru popełnić błędu Edwarda. Zaczął biec. W ostatniej chwili uskoczył przed strzałem za ścianę zniszczonego budynku.

Bał się. Wiedział, że to koniec. Frank oszalał. Czuł się osaczony. Nie słyszał kroków Franka. Zaczął biec prosto do pobliskiej ściany, pozostałości po stojącym niegdyś kiosku. Ruszył i po chwili upadł. Poczuł przeszywający ból w nodze. Była w opłakanym stanie. Tak długo uciekał od maszyn, a został upolowały przez człowieka, przez człowieka, przez człowieka...

-...przez człowieka! Przez człowieka!-Jack zaczął śmiać się.

Cóż za ironia losu! Przez człowieka! Śmiał się najgłośniej jak umiał. Frank spoglądał na niego z politowaniem.

-Życie społeczeństwa, ponad życie jednostki!-krzyknął Frank i wystrzelił w pierś Jacka.-Życie społeczeństwa - przyłożył lufę do skroni - ponad życie Jednostki!

Nacisnął spust.

5 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Koncepcja niezła. Ale...

Za krótko, nie chodzi o samą długość tekstu, ale o fakt, że czytelnik nie ma czasu i powodu aby przywiązać się do bohatera. Sama taktyka zabicia protagonisty jest dobra i się sprawdza, pod warunkiem, że to bohater dobry(w sensie jakościowym, nie moralnym). Frank ginie... I co z tego? Większość przejdzie obok tego, jakbyś informował, że Frank właśnie zrobił kupę.

Kolejna sprawa: SYNONIMY. Poświęć kilka akapitów albo, chociaż jeden, na krótki opis, tak, żeby można bohaterów nazwać inaczej.

Na razie tyle, może później coś jeszcze wyłapie.

Link do komentarza

@Aragornix Przykro mi ale to OPOWIADANIE było planowane jako całość zamknięta, jednak zdradzę ci, że mam już pomysł na następne, tym razem w bardziej historycznych realiach;) @Demonir Rzeczywiście jest trochę krótko, ale to wpis na blogu więc nie chciałem się rozpisywać, dlatego chciałem by opisy były minimalistyczne, chyba nawet przesadziłem;) @Drangir Dodałem wpis w środku nocy, dlatego nie zwracałem na to uwagi, ale przy następnym razie napiszę opowiadanie;)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...