Polski system edukacji - przemyslenia
Co jakiś czas słychać dyskusje o naszym tzw. systemie edukacji. Co zrobić by go poprawić, jak zachęcać do nauki w zawodówkach i technikach, jak zreformować uczelnie wyższe itp., itd. Nawet Wielki Wódz zaproponował niedawno likwidację gimnazjów.
Do szkoły podstawowej chodziłem tak dawno temu, że niewiele z niej pamiętam. Jednak "podstawówkowy" system edukacji wg mnie jest w porządku. Inaczej natomiast należy wykorzystać gimnazja. Etap gimnazjalny powinien być czasem kiedy uczeń się samookreśla lub pomagają mu w tym nauczyciele. Mamy grupkę uczniów z talentem plastycznym? Utwórzmy klasę dla nich! Mamy umysły ścisłe? Klasa matematyczna. Mole książkowe do kolejnej grupy. Reszta do klas ogólnych. W ten sposób ludzie wiedzieliby gdzie iść dalej. Nauczyciele powinni także prowadzić pogadanki z uczniami, zachęcać do szkół zawodowych i techników.
Szkoła średnia, abstrahując od specjalizacji, to trochę dziwny twór. Mamy tu tak naprawdę powtórkę z gimnazjum (które jest powtórką podstawówki, przynajmniej w pierwszej klasie - tak było u mnie). Znów przerabiamy starożytność i średniowiecze, tak na języku polskim jak i historii. Efekt jest taki że o historii najnowszej nie wiadomo nic, ale bitwę pod Maratonem zna każdy.
Tak przy okazji - język polski to także przedmiot o mylnej nazwie. O "języku polskim" jest faktycznie niewiele, za to (w szkole średniej) są same lektury. Może lepsza byłaby inna nazwa? "Wiedza o literaturze"? Osobiście podziwiam nauczycieli tego przedmiotu. Wielu z nich musi użerać się z wtórnym analfabetyzmem swoich uczniów, którzy często nie czytają nic oprócz Demotywatorów i ceny fajek. Rozumiem nie przeczytać jednej czy dwóch lektur (sam przeczytałem chyba wszystko w liceum, ale takim "Chlopom" Reymonta rady nie dałem), każdemu się zdarza, ale jeśli ktoś przez trzy lata przechodzi na dwójach ze ściągami i streszczeniami to jest tu coś nie tak. Dla mnie analfabeci, ludzie nie czytający książek, nie powinni mieć możliwości zdobycia wykształcenia średniego, nie mówiąc już o studiach. Dwóje z języka obcego czy matmy mogą wynikać z lenistwa, ale często wynikają z braku pewnych predyspozycji do danych przedmiotów. Analfabetyzm wynika tylko z lenistwa, tępoty i głupoty. Jest wyleczalny, ale ciężko tego dokonać.
Co do matury - powinno się ją zlikwidować i wprowadzić egzaminy wstępne na studia. Niech uczelnia sama zdecyduje jakich chce kandydatów wg własnych kryteriów oceniania. Śmieszy mnie bowiem coroczne jęczenie że 20% ludzi nie zdało. Gdybym to ode mnie zależało i owa matura być by musiała to tak bym wyśrubował poziom trudności, że wyniki byłyby odwrotne: 20% by zdało, reszta - nie. Ilość studentów jaką mamy teraz już jest za duża. Nie oszukujmy się. Jeśli na wszystkich uczelniach wstrzymano by rekrutację na kierunkach humanistycznych i ekonomicznych od przyszłego roku akademickiego na 5 lat pewnie nikt by tego nie zauważył. Ilość pedagogów, politologów, filozofów, dziennikarzy i innych speców od zarządzania jest tak duża, że mamy "zapasy" na lata (kilkanaście lat? kilkadziesiąt?). Rynek pracy kompletnie by tego nie zauważył, ewentualnie przyjął z ulgą. Potrzebujemy oczywiście absolwentów uczelni wyższych, także humanistów. Powinni to być jednak specjaliści, ludzie z pasją. Studiowanie "dla papierka" to nie jest fajny pomysł. I żeby nie było: sam jestem po kulturoznawstwie, obecnie na politologii, wiem jaka jest sytuacja na rynku pracy (jakoś na nim funkcjonuję, choć mam farta).
Dlatego więc biadolenie młodych że nie mają pracy jest kuriozalne. Bo ja jeszcze w gazecie nie widziałem ogłoszenia "Zatrudnię magistra filozofii". Radze dobrze się wszystkim zastanowić, którzy jeszcze siedzą w gimnazjach czy droga liceum ---> studia to na pewno rozsądne wyjście. Dla gospodarki i dla was może będzie lepiej jak zdobędziecie fach w zawodówce czy technikum.
Żaden jednak rząd nie zajmuje się poważnie edukacją. Mamy za to jałowe dyskusje o wieku pierwszoklasistów, obecności bądź nie Gombrowicza w spisie lektur, ilości godzin historii i statucie religii w szkole. Są to oczywiście kwestie - mniej lub nieco bardziej - istotne, ale nie mają wpływu na to kim będą nasze dzieci czy obecne "maluchy" w przyszłości. Jeśli nikt na poważnie polskiego systemu edukacji nie zreformuje za 20 lat będziemy w tym samym miejscu co dzisiaj, czyli bagnie edukacyjnego i cywilizacyjnego zacofania i hordą ludzi po nikomu nie potrzebnych kierunkach, którzy będą jęczeć że państwo nie zapewnia im pracy.
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze