Skocz do zawartości
  • wpisy
    56
  • komentarzy
    355
  • wyświetleń
    34485

Opowiadanie: Bez wyjścia - VIII


Knight Martius

568 wyświetleń

No, mamy czwartek, więc do końca tygodnia się uwinąłem. smile_prosty.gif Ten fragment jedynie może być rozczarowujący, ponieważ (chyba to nie będzie spoiler, jeśli to napiszę?) opisuję w nim już punkt kulminacyjny. Niemniej bardzo bym chciał poczytać opinie na jego temat (także od osób, które to czytają, ale nie komentują na bieżąco - chyba że wolicie zaczekać z tym do epilogu), głównie ze względu na pewną scenę tu zawartą... Przy okazji przyszykowałem tutaj jeszcze niespodziankę - wprawdzie może być ona dezorientująca dla osób, które moją twórczość znają tylko z obecnego opowiadania, ale od czego autor? ;]

Następny fragment - już epilog... nie wiem, w przyszłym tygodniu? Raczej nie widzę powodów do ewentualnej obsuwy...

* * *

VIII

- Siostro, twoje huśtawki nastrojów nie są normalne ? rzekł Aoi, siedząc wraz z Sariną na polanie w promieniach znajdującego się w zenicie słońca. ? Rozumiem, że jest ci ciężko, ale nie zatrzymasz przy sobie partnera, zachowując się tak. Musisz się jasno określić.

- Wiem? ale czy to takie dziwne? ? odparła aveska frywolnie. ? Przecież podobno wszystkie samice tak mają?

- Tylko że każda prędzej czy później z tego wyrasta ? odrzekł ptakoczłek, uśmiechając się wisielczo. ? Widzę tylko, że ciągle coś cię trapi i próbujesz poradzić sobie z tym na różne sposoby. Dlaczego nie zaczniesz tak po prostu cieszyć się chwilą?

- Ale bracie, jak? Jak, skoro coś takiego mnie spotkało?

- Już dawno temu nauczyłem się, że rozpaczanie nie ma najmniejszego sensu. Tylko cię hamuje i nie pozwala nic z tym zrobić. Dlatego zawsze staram się być zadowolony z życia, nieważne, co się stanie.

- Gdyby to jeszcze było łatwe?

- Bo jest. ? Aoi zauważył na niebie latającego ptaka, którego zaraz przywołał świergotem. Zwierzak powoli osiadł na jego ramieniu, lekko trzepocząc skrzydłami. Miał czarną głowę z żółtawymi policzkami oraz ciemną podłużną pręgę na żółtej piersi.

- Powiedz mi: jak nazywa się ten ptak? ? zapytał aves.

- Czekaj, czekaj? To sikorka.

- Świetnie. Przypatrz się jej. Jesteśmy dla siebie jak bracia, dlatego ta sikorka przyleciała tu, by nas odwiedzić. Przywitaj się.

Sikorka przypatrywała się uważnie to Aoiemu, to Sarinie. Po chwili zaświergotała dźwięcznie i zerwała się z ramienia ptakoczłeka. Kiedy była w powietrzu, nagle na jego rękę spadło coś białego. Aves spojrzał na to, nie kryjąc obrzydzenia. Siostra jednak zaśmiała się perliście.

Aoi czuł wstyd i zażenowanie całą sytuacją ? gdy jednak zaraz zobaczył, jak aveska się uśmiecha, sam zaczął się śmiać.

Można powiedzieć, że właśnie o to mu chodziło.

*

Po otwarciu oczu aves zerwał się na równe nogi i stanął w drapieżnej pozie, głośno skrzecząc. Nadal była noc, nadal był wśród drzew ? tylko że nie mógł wypatrzeć ani dwójki ludzi, ani Sariny. Kiedy zorientował się, że zabrakło tu gniazda, w końcu dotarło do niego, że znalazł się w innej części lasu.

?Jakim cudem??.

Pamiętał tylko, że walczył z człowiekiem, który położył ręce na jego siostrze, a potem? zasnął? Stracił przytomność? To pierwsze wydawało mu się bardziej prawdopodobne, skoro śnił o tym, jak oboje z Sariną siedzą na polanie. Ale jak długo w takim razie spał? I jak to się stało, że obudził się gdzie indziej?

Nie miał jednak czasu na szukanie odpowiedzi ? siostra była w niebezpieczeństwie. Na chwilę zamarł, gdy przypomniał sobie, że tamten człowiek mówił o zabiciu jednego avesa ? mimo to szybko się otrząsnął. Rozłożył skrzydłoręce, po czym uniósł się lekko nad ziemią i pomknął w kierunku gniazda. Na swoje szczęście znał ten las od podszewki, więc wiedział, którędy lecieć ? jedyną przeszkodę stanowiła noc, ale i w nią potrafił jako tako się odnaleźć.

Mimo wszystko po drodze naszły go wątpliwości. Kiedy przepędzi lub zabije tych ludzi, to co dalej? Nadal będzie spędzał mnóstwo czasu na jałowej harówce, za którą jedyną nagrodą jest przeżycie do jutra, kiedy to trzeba wybrać się na kolejne polowania za dwoje? Zamiast szukać partnerki, opiekował się kimś, w czyje cudowne ozdrowienie praktycznie już sam przestał wierzyć. W dodatku Sarina, o której dobrobyt tak zabiegał, wcale mu tego nie ułatwiała ? nawet gdyby nie była kaleką, samodzielnie nie przetrwałaby jednego dnia. Nieraz miał dość tłumaczenia jej po kilka razy tych samych rzeczy oraz jej wybuchowych odchyłów, w których też wystawiała go na ciężkie próby. A przecież osobiście mu deklarowała, że czuje się przy nim bezpieczna! Czasami odnosił wrażenie, że ma do czynienia nie z od paru lat dorosłą samicą, tylko z pisklęciem ? jedynie zbytnia pobłażliwość sprawiała, że wzorem rodzeństwa i ojca nie wyklinał jej i w efekcie nie rozważał nawet wyrzucenia z gniazda. Czy naprawdę coś takiego było warte zachodu?

Ten sen jednak przypomniał ptakoczłekowi o czymś ? było to coś, co przeważało całą szalę. Znak, że wszystko szło do przodu. Coś, o co warto było walczyć.

Jej uśmiech.

*

- Kretynie, a nie prościej byłoby utłuc go w środku? ? powiedział Reinhold rozgniewany. ? Musiałeś go wyciągać i narażać się na atak? Mało ci kalectwa?

- Panie, to tego pierwszy raz zobaczyłem! ? tłumaczył się Leon. ? Musiałem ci go pokazać!

- Chyba mnie pokarać?

Arystokrata już nie zwracał uwagi na giermka, tylko uklęknął nad leżącym avesem. Miał on na pierwszy rzut oka podobną twarz do poprzedniego, z wyglądu wyróżniało go tylko idealnie białe upierzenie na brzuchu i jasnobrązowe na reszcie ciała. Cały czas wpatrywał się w szlachcica szeroko otwartymi oczyma ? ten jednak nie był do końca pewien, co to ma oznaczać.

- On też umie mówić! ? odezwał się Leon.

- Ciebie nikt nie pytał! ? warknął Reinhold, po czym wciąż lustrował wzrokiem ptakoczłeka. Chociaż był mu potrzebny tylko jego trup, nagle tak jakoś go zaciekawił.

- Co? ? wydukał aves po chwili. ? Co wy? chcecie? mi zrobić?

Arystokrata nie od razu zrozumiał te słowa, ponieważ ptakoczłek mówił w ludzkim języku z jeszcze gorszym akcentem niż poprzedni. Skojarzył też, że jego głos jest wyższy. I że wcale nie należy do samca.

- Leż i się nie ruszaj ? wycedził w stronę samicy. Nagle przyszła mu do głowy myśl, o której zapomniał kompletnie. ? Leon, chodź tutaj. Jeśli chcesz się na coś przydać, to ją przytrzymaj.

- Ją?

- Tak, ją. Nie słyszysz, że to samica?

Giermek posłusznie wykonał polecenie ? tymczasem szlachcic wstał, patrząc przez chwilę na miecz. Westchnął. Wiedział, że musi posunąć się do tego ? dla niej. Chociaż świetnie zdawał sobie sprawę, że najłatwiej byłoby w tej sytuacji odrąbać kreaturze łeb, to jednak coś podpowiadało mu, że powinien zrobić to inaczej. W mniej krwawy sposób.

Przytroczył z powrotem miecz do pasa, po czym schylił się do buta, wyjmując ukryty w nim sztylet. Nie miał on znaków szczególnych, wyróżniała go jedynie pozłacana rękojeść ? była to jednak cenna pamiątka po zmarłym ojcu, z której chciał któregoś dnia zrobić dobry użytek. Wszystko wskazywało na to, że ten dzień właśnie nadszedł.

Reinhold ponownie uklęknął nad samicą avesa. Wcale nie zdziwiło go to, że nawet gdy nikt jej nie przytrzymywał, ona nawet nie drgnęła, żeby stąd uciec. Mimo to wyszedł z założenia, że przezorny zawsze ubezpieczony ? dlatego nie kazał Leonowi jej puszczać.

Arystokracie zdawało się, że stęknęła z bólu ? szybko jednak stwierdził, że po prostu się przesłyszał. Chwycił mocniej za sztylet i uniósł go. Przymierzał się do ataku; ataku, który dzielił go od jego córki. Tymczasem jeszcze raz spojrzał samicy w oczy. Kompletnie nie wiedział dlaczego, ale odniósł wrażenie, że dostrzegł w nich strach. Pokręcił głową i przestał na nie patrzeć ? żeby zrobić to, co zamierzał, musiał wyzbyć się wszelkich emocji.

Wydawało mu się, że wszystko jest już gotowe i wystarczy tylko przejść do czynu. Mylił się.

?Ale? to inteligentne stworzenie. Mieli rację, to inteligentne stworzenie, a ja chcę je zabić, chcę przytargać martwe? Ale moja córka, ona umiera, ona jest nieuleczalnie chora, nie mogę tego tak zostawić, nie poświęcę jej życia dla jakiegoś ptaszyska! Przecież to nawet swojej kultury nie ma, jakaś prymitywna menażeria, która i tak wyginie! Ale jeśli się mylę, jeśli komuś na niej zależy, jeśli sprowadzę pomstę na siebie od innych, czy moja córka jest tego warta?? Gadanie, jest, tylko zawracam sobie głowę pierdołami rozpowiadanymi przez dwulicowego długoucha, a on i tu mógł nie mówić prawdy! A co, jeśli nie skłamał? Przecież ja nie mogę, nie mogę tak??.

- Panie, jeśli każesz, to ja go ukatrupię ? odezwał się nagle Leon, na co Reinhold natychmiast zareagował krzykiem:

- Nie wtrącaj się! Ja to zrobię, ty masz ją tylko trzymać!

Arystokrata był tak zestresowany, że dopiero teraz zauważył, jak sztylet powoli wyślizguje się z jego spoconej dłoni. Ścisnął go mocniej, ale i wtedy odniósł wrażenie, że zaraz mu wypadnie.

Bał się. Bał się tego, jakie konsekwencje mogą go spotkać, bał się też, jak sam może to odczuć. Nie mógł jednak porzucić swojego aniołka, nie teraz, kiedy był już tak blisko. A inne wyjście przecież nie istniało, nie mogło istnieć!?

A może istniało, tylko istotnie go nie zauważył?

Nagle samica avesa zawyła. Był to wrzask strachu, brzmiący, jakby wydał go zarzynany ptak drapieżny. Wrzask tak świdrujący uszy, że Leon wstał z krzykiem, a Reinhold sam też ryknął, dostając szału.

W tym szale zadziałał impuls.

*

Aoi przyśpieszył. Czuł, że znajduje się bardzo blisko, choć podobne wrażenie odniósł już wtedy, gdy wyruszył. Skrzydła łopotały jak wściekłe, a sam aves był myślami tylko przy Sarinie.

Nagle usłyszał wrzask przerażenia, po którym ptakoczłek sam otworzył dziób ze strachu ? dobrze wiedział, kto go wydał. Zaraz po nim rozległ się kolejny krzyk, tym razem ludzki. Obydwa były wyraźnie słyszalne.

- Sarina, trzymaj się! ? krzyknął Aoi pod wpływem impulsu.

Teraz był absolutnie pewien, że lada chwila ujrzy swoje gniazdo. W końcu wyleciał z drzew. Stanął na ziemi i ujrzał wszystko.

Ale to, co zobaczył, było ostatnim, czego się spodziewał. Nie wierzył w to, co się stało. W jego oczach pojawiły się łzy.

Wydał z siebie pełen rozpaczy jastrzębi okrzyk.

Błyskawicznie podleciał bliżej, obok Sariny. Nad nią pochylał się już jakiś człowiek, ale jego interesowała ona sama. Spojrzał na jej dziób. Był nieruchomo otwarty. Spojrzał w jej oczy. Były puste. Spojrzał w ostrze sztyletu wbite w jej czoło. Pachniało świeżą krwią.

Zawył na znak protestu. Skierował załzawione oczy na człowieka. Zdawał się on cofać, ale Aoi nie przyjmował tego do wiadomości.

Rzucił się na niego ze skrzekiem. Chciał go zabić, rozszarpać, poćwiartować. Wstąpiła w niego niepohamowana furia.

- Zostaw mnie!!! ? wrzasnął człowiek, próbując się bronić. Ale ptakoczłek potraktował te słowa jak niezrozumiałe dźwięki.

Ostatnie, co pamiętał, to jakiś głuchy odgłos. Odgłos, po którym wszystko zaczęło się przed jego oczami zamazywać.

*

Do Reinholda dopiero po chwili dotarło, co się stało. Skończywszy z wieloma zadrapaniami na ciele, próbował z trudem złapać oddech. W końcu, ledwo rozeznając się w sytuacji, dostrzegł dwoje leżących blisko niego avesów ? nieżyjącą samicę i nieprzytomnego samca. Przed nim stał Leon, który trzymał gruby patyk.

Szlachcic jednak nie wstawał. Był roztrzęsiony.

- Panie, dobrze jest? ? zapytał giermek.

- A wy-wygląda, jakby było? ? odpowiedział nie od razu szlachcic. Starał się uspokoić. Wiedział, że miał wyraźne powody, żeby zrobić coś takiego? ale w tej chwili pojawiały się one zaledwie gdzieś w tle.

?Co ja zrobiłem???.

- Ukatrupić go? ? spytał Leon, pochylając się nad nieprzytomnym ptakoczłekiem.

- Nie! ? wybuchnął Reinhold. ? Po co nam kolejny trup? Lepiej weź swoje rzeczy!

- Dobry pomysł! ? Chłopak rzucił patyk gdzieś na ziemię. ? Jeno muszę swój miecz odnalyźć?

- Nie mów, że zgubiłeś swój miecz?!

- Panie, wziął mi się zapodział w ferworze walki! Ale ponieść wyrżniętą kurę mogę.

- Nie, czekaj? ja to zrobię ? powiedział arystokrata, powoli wstając. ? Jak ty masz plecak, to ja też muszę coś ponosić.

Szlachcic jeszcze nie do końca przestał przeżywać, co się stało; nigdy też nie czuł się tak wycieńczony jak teraz. Ale nareszcie stanęła przed nim jasno motywacja do dalszego działania ? jego córka nie mogła dłużej czekać, a wreszcie wykonał krok w kierunku jej wyleczenia. Jeśli więc miał myśleć o śmierci jakiegoś ptaka, to postanowił, że zrobi to, jak będzie już po wszystkim.

Reinhold wyciągnął sztylet z zakrwawionego czoła samicy avesa i prowizorycznie oczyściwszy go palcami z posoki, wetknął z powrotem w but, po czym wziął zwłoki na bark. Przy okazji odkrył z zaskoczeniem, że ciało jest zadziwiająco lekkie. Tymczasem giermek nadal rozglądał się po okolicy.

- Leon, wracajmy! ? zawołał arystokrata. ? Jak miecz zginął, to trudno!

Leon wyraźnie chciał już zawrócić, gdy nagle zza drzew wyleciała broń, która wylądowała pod jego nogami.

- O, znalazł się! ? odezwał się chłopak uradowany. Kiedy jednak schylił się po niego, usłyszeli donośny ryk. Ten głos momentalnie skojarzył się Reinholdowi ze smokiem ? ale cały teren oprócz tego, na którym się znajdowali, był mniej lub bardziej gęsty od drzew, więc tak duży stwór nie miałby prawa tu wlecieć, nie niszcząc przy tym flory.

Gdy Leon chwycił za miecz, wyłoniła się z drzew kolejna istota. Również była ludzkiej postury, ale na tym jej podobieństwa do człowieka się kończyły. Miała bowiem gadzią głowę z długą paszczą i wystającymi do tyłu dwoma rogami, ciemnoczerwone łuski, błoniaste skrzydła na plecach, smukły ogon i, co dziwne, założoną zbroję łuskową, która zresztą stanowiła jej jedyne ubranie. W ręce trzymała miecz.

?Cholera? Jeśli to nie jest smok, to ja nie wiem, co to jest?.

Zaraz jednak bardziej niż rasa przybysza interesowało go, że będzie musiał zmierzyć się z kolejnym zagrożeniem, tym bardziej że stworzenie wcale nie wyglądało na przyjaźnie nastawione. Na samą myśl o tym poczuł się słabo. Dzisiaj naprawdę miał już serdecznie dosyć.

Smok postąpił o krok w kierunku Leona, na co ten wystawił miecz ostrzem do przodu. Istota wydała z siebie przeciągły warkot, po czym wyraźnie chciała ruszyć dalej.

- Kalderanie, stój.

Głos ten wydobywał się z głębi drzew i należał do Vilerisa. Zdawało się to zadziałać, gdyż stworzenie nazwane Kalderanem zatrzymało się i spojrzało w stronę, z której go słyszeli.

- Wiem, że nie możesz tego znieść, ale proszę cię: pozwól im odejść ? nalegał elf.

Smok stanowczo pokręcił głową.

- Nie rozumiesz ? odrzekł zaklinacz. ? Stoi za tym długa historia, o której nie masz pojęcia. Jeśli zechcesz, opowiem ci ją, jedynie? spełnij moją prośbę.

Stwór spojrzał na Reinholda. Szlachcic czuł się przeszyty wzrokiem na wskroś. W napięciu oczekiwał jego reakcji ? w końcu smok powoli zawrócił, chowając miecz do pochwy na plecach, i ponownie skrył się w gęstwinie drzew.

- Panie, jakie rozkazy? ? zapytał Leon.

Arystokrata patrzył jeszcze przez chwilę w tamto miejsce jak zahipnotyzowany.

- Schowaj broń ? powiedział w końcu, zarzucając lepiej zwłoki samicy avesa na bark. ? Idź po rzeczy i zbierajmy się już. Jak najdalej stąd.

- Ale ta poczwara?

- Ani słowa więcej! Im szybciej się uwiniemy, tym lepiej.

11 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Mam ochotę Cię ukatrupić, ale poczekam do epilogu, tam całość skomentuję. Powiem tylko, że przez Ciebie zniszczyłem sobie biurko (bardzo ładnie wygląda złożone w pół), a w moim czole znajduje się chyba z tysiąc drzazg.

Link do komentarza

No dobra, więc na początek powiem, że ten kawałek na wstępie przeszkadza mi, i to bardzo. Sam w sobie nie jest taki całkiem niepotrzebny - chodzi mi o sposób, w jaki został napisany. Bez obrazy, ale gadanina o sikorce i o braciach brzmi tak naiwnie, jak gdyby z książki jakiejś dla dzieci ją wyciągnięto. Pojawiający się tam żart trudno zaś uznać za zabawny - najwyżej za niesmaczny.

Nie wiem, co rozumiesz dokładnie przez punkt kulminacyjny, więc nie wiem, ile do końca zostało - i czy zdążysz jeszcze rozwinąć wątek tego, jakie to ziółko jest z Mariusa.

Nadal będzie spędzał mnóstwo czasu na jałowej harówce, za którą jedyną nagrodą jest przeżycie do jutra, kiedy to trzeba wybrać się na kolejne polowania za dwoje?

Wcale nie taka harówka - takie dzikusy muszą przecież co dzień na coś polować, żeby przeżyć.

jedynie zbytnia pobłażliwość sprawiała, że wzorem rodzeństwa i ojca nie wyklinał jej

Tu chyba chciałeś powiedzieć coś innego, niż to, co wynika ze zdania.

Jej uśmiech

Niech mnie ktoś przypomni... jak można się uśmiechać, mając dziób?

- Ciebie nikt nie pytał! ? warknął Reinhold, po czym wciąż lustrował wzrokiem ptakoczłeka. Chociaż był mu potrzebny tylko jego trup, nagle tak jakoś go zaciekawił.

Nie, nie, nie - skoro już tego "po czym" użyłeś, to użyj formy dokonanej. Na przykład, że wrócił do lustrowania. To "tak jakoś" też ni w ząb tutaj nie pasuje.

Wrzask tak świdrujący uszy, że Leon wstał z krzykiem, a Reinhold sam też ryknął, dostając szału.

Przepraszam, ale nie wiem, z jakiej racji krzyk Sariny miałby akurat w szał Reinholda wpędzić.

Przed nim stał Leon, który trzymał gruby patyk.

Sądząc z gabarytów pozwalających na ogłuszenie takiego stwora, spodziewałbym się raczej kija albo gałęzi.

Reinhold wyciągnął sztylet z zakrwawionego czoła samicy avesa i prowizorycznie oczyściwszy go palcami z posoki

Nie wiem, na czym prowizorka ma w tym polegać - "pobieżnie", już prędzej.

Również była ludzkiej postury, ale na tym jej podobieństwa do człowieka się kończyły.

PODOBIEŃTWO się KOŃCZYŁO, jeśli już.

?Cholera? Jeśli to nie jest smok, to ja nie wiem, co to jest?.

Zaraz jednak bardziej niż rasa przybysza interesowało go, że będzie musiał zmierzyć się z kolejnym zagrożeniem, tym bardziej że stworzenie wcale nie wyglądało na przyjaźnie nastawione.

Kto to wszystko myśli, mówi? Z fragmentu wynika, że Leon, ale zdaje się, że chodziło o Reinholda...

Istota wydała z siebie przeciągły warkot, po czym wyraźnie chciała ruszyć dalej

To "po czym" znowu tutaj ani trochę nie pasuje. A jeśli chciałbyś się na nie uprzeć, to drugie zdanie podrzędne nadaje się do całkowitego przeredagowania.

Zdawało się to zadziałać

Kurczę... zapamiętaj to po prostu - kiedy używasz tego "zdawało się", NIE używaj formy dokonanej. To. Jest. Błąd...

Jeśli zechcesz, opowiem ci ją, jedynie?

Naprawdę, uznałeś, że zwyczajne "tylko" nie wystarczyłoby?:P

Nie ciesz się, że mniej błędów wytknąłem, bo co nieco mimo do zarzucenia temu fragmentowi - jako punktowi kulminacyjnemu również - mam. Początkowy kawałek jaki jest, już wspomniałem - gorzej, że nie pomaga on w zbudowaniu odpowiedniego dla tego rozdziałku klimatu. Możliwe, że to przeczytanie właśnie tego kawałka sprawiło, że DracoNared tak mocno potraktował swoje biurko "z czoła" (?).

Jak widzę, przynajmniej co do części ze śmiercią Sariny się nie myliłem:P. Szkoda jej, aczkolwiek - jak już Ylthin powiedział i co ja nieraz mówiłem - jako postać, Sarina była bardziej irytująca, niż sympatyczna. Co zmniejsza tragizm sytuacji... No, bo - czy takiej Sekiry nie żałowałeś właśnie dlatego, że lubiłeś tę postać? Mówię o Sekirze, bo nie za bardzo wiem, jakich innych książkowych postaci żałowałeś.

Pojawienie się Kalderana było średnim dla mnie zaskoczeniem, bo przebąkiwałeś, zdaje się, o jego epizodycznym wystąpieniu - pytaniem było tylko, czy faktycznie to zrobisz, czy sobie odpuścisz. Jakiś ukłon w stronę starszych czytelników to jest - pytanie, czy ten występ okaże się jeszcze dostatecznie uzasadniony.

Link do komentarza

Cholera. Mam nadzieję, że takie opinie to tylko oznaka kryzysu twórczego, a nie coś poważniejszego...

@DracoNared

Domyślam się, o który moment Ci chodzi... ale odpiszę, jak będę wiedział konkretnie.

@Der_SpeeDer

No dobra, więc na początek powiem, że ten kawałek na wstępie przeszkadza mi, i to bardzo. Sam w sobie nie jest taki całkiem niepotrzebny - chodzi mi o sposób, w jaki został napisany. Bez obrazy, ale gadanina o sikorce i o braciach brzmi tak naiwnie, jak gdyby z książki jakiejś dla dzieci ją wyciągnięto. Pojawiający się tam żart trudno zaś uznać za zabawny - najwyżej za niesmaczny.

Tylko że w tym fragmencie kompletnie nie chodziło o te elementy jako takie (zresztą np. tego, że ptak narobił na Aoiego, też nie uważam za zabawne) - ale o efekt, jaki one wywołały u postaci.

Nie wiem, co rozumiesz dokładnie przez punkt kulminacyjny, więc nie wiem, ile do końca zostało - i czy zdążysz jeszcze rozwinąć wątek tego, jakie to ziółko jest z Mariusa.

Został jeszcze jeden rozdział, w którym ma być opisane, co po tym wszystkim działo się z bohaterami (konkretnie to z Aoim, Vilerisem i Reinholdem) - wątek Mariusa na 100% też się tam pojawi.

Wcale nie taka harówka - takie dzikusy muszą przecież co dzień na coś polować, żeby przeżyć.

Ale to jednak robota, którą trzeba wykonać, i to jeszcze robić ją tak na okrągło, bo w końcu trzeba jakoś przetrwać... czyli to harówka.

Niech mnie ktoś przypomni... jak można się uśmiechać, mając dziób?

Wiesz co, ja też nie wiem. Trzeba by jakiegoś avesa zapytać. ;)

(Ptakoludzie odczytują u siebie nawzajem emocje głównie po oczach, bo dziób ma pod tym względem bardzo ograniczoną mimikę...).

To "tak jakoś" też ni w ząb tutaj nie pasuje.

To poprawię to na "w pewnym sensie", żeby brzmiało mniej frywolnie...

Przepraszam, ale nie wiem, z jakiej racji krzyk Sariny miałby akurat w szał Reinholda wpędzić.

Oj - szlachcic był już tak zestresowany, że najmniejszy szmer mógł go wytrącić z równowagi (vide jego reakcja na propozycję Leona). A że jeszcze samica nagle wrzasnęła, to człowieka miała prawo krew zalać...

Sądząc z gabarytów pozwalających na ogłuszenie takiego stwora, spodziewałbym się raczej kija albo gałęzi.

A czy to nie na jedno wychodzi? Poza tym IMO i tak dobrze, że po tym skończyło się dla Aoiego tylko na utracie przytomności...

Nie wiem, na czym prowizorka ma w tym polegać - "pobieżnie", już prędzej.

*sprawdza* Kurka, a dałbym wcześniej głowę, że są to synonimy...

PODOBIEŃTWO się KOŃCZYŁO, jeśli już.

A z tym się nie zgadzam. Można tego wyrazu użyć jako antonimu do słowa "różnica", które przecież ma liczbę mnogą - dlaczego więc z "podobieństwem" ma być inaczej?

Naprawdę, uznałeś, że zwyczajne "tylko" nie wystarczyłoby?:P

No ale to Vileris. =D

Jak widzę, przynajmniej co do części ze śmiercią Sariny się nie myliłem:P. Szkoda jej, aczkolwiek - jak już Ylthin powiedział i co ja nieraz mówiłem - jako postać, Sarina była bardziej irytująca, niż sympatyczna. Co zmniejsza tragizm sytuacji...

Domyślałem się, że charakter Sariny może popsuć cały efekt - dlatego starałem się odwrócić nieco kota ogonem. Podpowiem, że to ma związek z Aoim.

BTW, przepraszam, jeśli to będzie nietakt, ale Ylthin to dziewczyna. :P

No, bo - czy takiej Sekiry nie żałowałeś właśnie dlatego, że lubiłeś tę postać? Mówię o Sekirze, bo nie za bardzo wiem, jakich innych książkowych postaci żałowałeś.

Szczerze? Może na razie za mało książek przeczytałem, ale nie potrafię sobie w tej chwili przypomnieć, jakiej postaci żałowałem, jeśli w ogóle. Z Sekirą było nieco lepiej.

Pojawienie się Kalderana było średnim dla mnie zaskoczeniem, bo przebąkiwałeś, zdaje się, o jego epizodycznym wystąpieniu - pytaniem było tylko, czy faktycznie to zrobisz, czy sobie odpuścisz.

W jego pojawieniu się miałem pewien cel, o którym na życzenie mogę więcej napisać dopiero przy epilogu...

Link do komentarza

Tylko że w tym fragmencie kompletnie nie chodziło o te elementy jako takie (zresztą np. tego, że ptak narobił na Aoiego, też nie uważam za zabawne) - ale o efekt, jaki one wywołały u postaci

Podobny efekt można uzyskać, nie uciekając się do infantylizmu.

Wcale nie taka harówka - takie dzikusy muszą przecież co dzień na coś polować, żeby przeżyć.

Tyle że taką samą "harówkę" wykonywałby, nawet gdyby Sariny z nim nie było.

Wiesz co, ja też nie wiem. Trzeba by jakiegoś avesa zapytać

Takiego luksusu nie ma - pytam o to ciebie jako autora. A ocenianie nastroju po oczach jakoś mi się z "uśmiechem" nie klei.

Oj - szlachcic był już tak zestresowany, że najmniejszy szmer mógł go wytrącić z równowagi (vide jego reakcja na propozycję Leona). A że jeszcze samica nagle wrzasnęła, to człowieka miała prawo krew zalać...

Ni cholery. Gdyby w popłoch wpadł na przykład, to bym zrozumiał całkowicie. Ale w szał? W żaden sposób nie jestem w stanie tego zrozumieć.

A czy to nie na jedno wychodzi?

Niezupełnie. "Patyk" kojarzy się z czymś, czy można najwyżej dać komuś po paluchach, kiedy je wtyka tam, gdzie nie powinien.

A z tym się nie zgadzam. Można tego wyrazu użyć jako antonimu do słowa "różnica", które przecież ma liczbę mnogą - dlaczego więc z "podobieństwem" ma być inaczej?

Po prostu z figurą "na tym podobieństwo się kończyło" spotykałem się często, a z figurą "na tym podobieństwa się kończyły" - nigdy. W sumie sam zdecyduj.

No ale to Vileris.

Zdanie napisane w ten sposób nie jest dystyngowane, tylko po prostu błędne.

Domyślałem się, że charakter Sariny może popsuć cały efekt - dlatego starałem się odwrócić nieco kota ogonem. Podpowiem, że to ma związek z Aoim.

Chciałeś to zrobić za pięć dwunasta - efekt jest, jaki jest.

W jego pojawieniu się miałem pewien cel, o którym na życzenie mogę więcej napisać dopiero przy epilogu...

Uzasadnienie pojawienia się Kalderana powinieneś przedstawić z własnej inicjatywy, a nie na życzenie.

Link do komentarza
Podobny efekt można uzyskać, nie uciekając się do infantylizmu.

W sumie jedyne, co na razie widzę, że mogę zrobić, to przerobić tę kwestię Aoiego - ale to jakoś później załatwię...

Takiego luksusu nie ma - pytam o to ciebie jako autora. A ocenianie nastroju po oczach jakoś mi się z "uśmiechem" nie klei.

Jeśli chodzi o sam uśmiech, to przy jednej takiej okazji napisałem w opowiadaniu, że dziób "wyjątkowo nieznacznie się uniósł". No i to odczytywanie emocji po oczach, o którym już wspomniałem.

Ni cholery. Gdyby w popłoch wpadł na przykład, to bym zrozumiał całkowicie. Ale w szał? W żaden sposób nie jestem w stanie tego zrozumieć.

...OK, przyznam, że się pogubiłem. Podczas pisania wydawało mi się, że w tej sytuacji normalne będzie wkurzenie się (a Reinhold wahał się, co ma zrobić - teraz myślę, że zależnie od tego, co przeważy, wpadłby albo właśnie w szał, albo w popłoch). Może zostawię, jak jest, tymczasem jeszcze muszę to przemyśleć.

Niezupełnie. "Patyk" kojarzy się z czymś, czy można najwyżej dać komuś po paluchach, kiedy je wtyka tam, gdzie nie powinien.

No dobra, przekonałeś mnie.

Zdanie napisane w ten sposób nie jest dystyngowane, tylko po prostu błędne.

W jaki sposób może to być błąd, skoro "tylko" i "jedynie" to są synonimy?

Uzasadnienie pojawienia się Kalderana powinieneś przedstawić z własnej inicjatywy, a nie na życzenie.

Nie... Uzasadnienie, skąd Kalderan tu się wziął, będzie oczywiście w opowiadaniu - mnie chodziło o wyjaśnienie, dlaczego jednak zdecydowałem się na jego występ.

Link do komentarza

Cytuj

jak już Ylthin powiedział

Ja nie mogę, naprawdę chyba zmienię ten nick... Ludzie, czy wy w Hirołsy 5 nie graliście?

Załamię się.

Nie jestem człowiekem, ale powiem, że nie grałem w Hirołsy. tongue_prosty.gif

A tak swoją drogą, to zawsze jeśli nie jestem pewien pci rozmówcy (a jest możliwość tego sprawdzenia), to sprawdzam.

Myślę, że w przypadku większości działa tu wciąż stereotyp "forum dla graczy, więc dla facetów". tongue_prosty.gif Nie powinnaś tego brać do siebie. ;)

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...