Oczarowania i rozczarowania po podłączeniu do internetu. Czyli gry MMO i paskudne trolle.
Czas na pierwszy mój prawdziwy wpis.
Grałem od małego dziecka, ale zawsze była to gra samemu, jeżeli nie były to Heroes czy Worms. Będąc w szóstej klasie podstawówki byłem u kolegi, któremu rodzice przyłączyli internet, a był to właśnie czas, gdy na rynek weszła Neostrada z dosyć przyjaznymi cenami. Kolega mój grał wtedy w grę, która zaintrygowała mnie całkowicie. Była brzydka, nie miała dźwięku, a mechanika była jak konstrukcja cepa. Miała jednak jeden element którego nie miały inne gry w które się w tamtym czasie zagrywałem. Inni gracze.
Zacząłem więc usilnie prosić rodzicielkę o taki prezent. Jako, że uczyłem się dobrze, to i niebawem zakupiliśmy sobie usługę od TP. Po kilku dniach walki z podłączeniem ustrojstwa, aby działało (a działać nie chciało wybitnie), uruchomiłem tą niesławną grę. Byłem oczarowany. Wielu ludzi nastawionych przyjaźnie jak i wrogo. Wspólne łowy i gra ze znajomymi ze szkoły i podwórka. Gromadzenie przedmiotów, czy złota. Wyścig o levele.
Piękno wspólnej gry nie trwało jednak długo, bo internet stawał się coraz bardziej powszechny i serwery gęsto pokryły się dzieciakami, które swym zachowaniem pokazywały, że nie zostały wychowane jak należy. Fala spamu, wyzwisk, oszustwa, wrogości i nienawiści sprawiły, że odbiłem się od gry.
Jednak wracałem cały czas, bo brakowało mi gry ze znajomymi.
Później swój wzrok zwróciłem na grę bardziej zaawansowaną o dość egzotycznej nazwie Rappelz. Niestety grałem w nią sam, jako że moi koledzy nie mieli PCtów, które pociągnęłyby tą grę. Nie byłem wtedy asem z angielskiego, a bardzo małe community polskich graczy i nastawienie na grind sprawiły, że miałem powoli dość.
Ujrzałem wtedy ideał.
Ideał zwany World of Warcraft.
Jako osoba na siebie nie zarabiająca, nie mogłem sobie gry kupić, a moi rodzice nie pomyśleliby nawet o płaceniu comiesięcznego abonamentu.
Znalazłem sobie "prywatny" serwer, na którym pomimo bugów zwiedzałem sobie, bardzo lubiane przeze mnie od Warcrafta 3, Azeroth. Ale jak to w bezpłatnych pozycjach bywa, dotarło i tam pełno dzieci neo, czyli dawnych trolli. Zbawieniem okazał się mój chrzestny, który postanowił mi WoWa wraz z subskrypcją ufundować. Grając w króla mmo czułem się naprawdę dobrze. Po kilku miesiącach dołączył kolega z tibii i znaleźliśmy bardzo fajną niehardkorową gildię z miłymi, normalnymi, choć trochę starszymi od nas ludźmi, z którymi gram do dziś.
Graliśmy tak przez cały Wrath of the Lich KIng. Wraz z nadejściem Cataclysmu nasza gildia się rozpadła. Niedługo potem pożegnaliśmy WoWa rozczarowani nowym dodatkiem.
Na horyzoncie rozkwitał nowy multiplayerowy hit - League of Legends.
Niby nic nadzwyczajnego. Klon Doty jak inne. Jednak miał tak dużą siłę przebicia, że w kilka miesięcy wylądował w top liście najbardziej popularnych gier wg Xfire. Popularność oraz wydany później język polski przyciągnęły falę rozjuszonej dzieciarni, niszcząc opinię o naszym narodzie. Z początku leciała mi piana z pyska widząc jakiegoś maćkaJP1999pl, który brakiem znajomości jakiegokolwiek języka (bo polskim też nie władał dobrze) niszczy grę pozostałym osobom, obrażając przy tym ich matki. Zrozumiałem jedno. Z tym nie wygram. To nie te dzieci są problemem, a ich rodzice, którzy nie nauczyli ich szacunku. Moje słowa nic nie znaczą, bo dla nich nie znaczę nic ja. Jeżeli mają przyjemność w niszczeniu gry innym, to będą ją czerpać. Jedyne co mogę zrobić to zaraportować i liczyć, że bachor zniechęci się banem.
Wszystkim trollom w grach dedykuję więc tę piosenkę
[media=]
Jakie były wasze doświadczenia z grami online? Czy znaleźliście kiedyś community marzenie? czy zawsze użeraliście się z bandą tępych dzieciaków? A może sami trollujecie?
8 komentarzy
Rekomendowane komentarze