Skocz do zawartości

Uniwersum Darnerian

  • wpisy
    24
  • komentarzy
    178
  • wyświetleń
    21991

"Wilcze stado" - rozdział czwarty


Bazil

681 wyświetleń

Tak się złożyło, że wreszcie stworzyłem kolejny kawałek swojej "tfurczości" i mogę go wam wreszcie zaprezentować.

Kawałek w dalszym ciągu jest dość spokojny, choć pojawia się tu skromna scena akcji. Powróciłem do "wilków" (które zasadniczo będą występowały w tym opowiadaniu jako bohater zbiorowy - akcji nie będę prowadził wyłącznie z punktu widzenia Matsona), lecz tym razem skupiłem się na zgoła innych postaciach, niż poprzednio. Występują tu głównie dwie postaci, należące do moich ulubionych z uniwersum.

Enjoy.

=============================================================================

 

 

- IV -

 

         -  Pozwólcie, że podsumuję nasze wstępne ustalenia odnośnie tej operacji – oznajmił suvore Akode, wyłączając wbudowany w biurko, holograficzny wyświetlacz.

         Głos oficera wyrwał Khesariana z chwilowej zadumy. Znów był myślami wewnątrz gościnnej kwatery Akodego, gdzie zebrali się dowódcy jednostek specjalnych. Pokój okazał się dostatecznie przestronny, by wszyscy uczestnicy spotkania mogli się skupić przy biurku gospodarza. Było tu łącznie osiem osób – suvore Akode z garave Dakurą u boku, major Matson z trójką swoich oficerów, kapitan McReady z Marines oraz sam Zhack.

         -  Ustaliliśmy, że ograniczymy liczbę operatorów do piętnastu na jednostkę, wyjąwszy oddział Genisivare, który będzie się składał z pięciu zabójców – tu Akode spojrzał na chwilę w stronę Zhacka – To niewiele, ale biorąc pod uwagę charakter naszej misji, i tak z ledwością możemy sobie pozwolić na działanie w takiej grupie. Przyjmiemy standardową dla drużyny konfigurację, to jest podział na sekcje po pięciu żołnierzy, czterech operatorów i dowódca. Z całkowitą pewnością spędzimy na wrogim terenie kilka dni, więc będziemy potrzebowali zapasów na ten czas.

         -  My oczywiście możemy wszystko pobrać w kwatermistrzostwie – wtrącił Matson – Czy wasi na pewno mogą wam również załatwić to, czego będziecie potrzebowali?

         -  Nie przybyliśmy tutaj z Sorev na piechotę, majorze – stwierdził Akode z przekąsem – Nie wiem, czemu się tak martwisz o to, skąd weźmiemy ekwipunek na misję. Nasze okręty na orbicie mają tego dość, by zaopatrzyć oddziały nieporównywalnie liczniejsze od naszego.

         -  W porządku, nic nie mówiłem – mruknął Terranin z lekką irytacją – Kontynuuj.

         -  Na miejsce przerzucą nas dwa desantowce klasy D-44 Archanioł, użyczone nam przez terrańską flotę – ciągnął Akode – Musimy się jeszcze zastanowić, czy zaryzykować użycie myśliwców C-96 Fenikso w charakterze eskorty, ale moim zdaniem, to kiepski pomysł. Polecenie tam liczniejszą grupą zwiększy naszą wykrywalność, a poza tym obecność myśliwców na nic się nie zda. Jeśli Auvelianie wykryją desant oddziału specjalnego, w niczym nam nie pomoże…

         -  Znamy już pańskie… twoje zdanie na ten temat – ponownie odezwał się Matson – Nie przeciągajmy dłużej tego spotkania, bo musimy jeszcze mieć sporo czasu na zapoznawanie się z materiałami od Yarona.

         -  Tak, tak – uciął Akode, po raz pierwszy okazując lekkie zniecierpliwienie – Wiecie już wszyscy, że do was jako dowódców oddziałów należy sporządzenie spisów inwentarza, możliwie jak najwcześniej. A skoro już o tym mowa… oraz o naszej wykrywalności… Dla pewności raz jeszcze powiem, że chciałbym, aby sprawę inhibitorów psionicznych załatwić jeszcze dziś albo jutro. O ile to faktycznie możliwe.

         -  Nie widzę przeszkód – stwierdził Matson – Myślę, że skoro wysyłają nas przeciwko Auvelianom, inhibitory psioniczne są jedną z tych rzeczy, które spodziewali się, że będą nam potrzebne.

         -  Nalegam, aby również zabójcy ich użyli – rzekł Akode, ponownie kierując spojrzenie na Zhacka – Co prawda potraficie być niewidzialni dla psioników, ale robicie to tylko na życzenie, a my musimy być niewidoczni dla Auvelian przez cały czas. Nie możecie bez przerwy pozostawać w zaem bez chwili…

         -  W porządku, rozumiem – przerwał Khesarian – Zakładam, że nie będzie problemu z tymczasowym zmodyfikowaniem naszych kombinezonów tak, aby wyposażyć je w wasze inhibitory?

         -  Gdyby to było niemożliwe, w ogóle nie występowałbym z propozycją ich użycia – zauważył Matson z ironią w głosie – Sami z nich przecież korzystacie, tyle że wasze modele są mniej doskonałe technicznie. Zastąpienie ich naszymi to nie jest skomplikowana operacja.

         -  Wracając do spraw poważnych – wtrącił Akode – Ja, major Matson i kapitan McReady wybierzemy operatorów w ciągu najbliższych kilku dni. Chociaż zabójcy powinni nam udzielić wsparcia snajperskiego podczas akcji, zalecam, abyście tak dobrali drużyny, by miały przynajmniej po jednym snajperze na sekcję…

         -  Dobrze wiem, co zrobić, majorze – rzekł chłodno Matson – Może i jestem młodszy stażem, ale nie jestem też kompletnym żółtodziobem.

         -  Przepraszam – odparł suvore beznamiętnie – Tak, czy inaczej, dokładny skład naszych oddziałów musimy ustalić dopiero po tym, jak już opracujemy bardziej szczegółowy plan akcji.

         -  Sam bym na to nie wpadł – rzucił Richard, nie kryjąc sarkazmu – Skoro załatwiliśmy już kwestie formalne na dziś, proponuję, aby każdy z nas zajął się studiowaniem materiałów wywiadowczych. Nie opracujemy żadnej strategii, nie wiedząc, co z tym zrobić.

         -  Tak, racja – Akode westchnął; przypominało to przeciągły syk – Jeśli to wam odpowiada, kolejne spotkanie zrobimy również tutaj, jutro, o tej samej porze.

         Nikt nie zgłosił obiekcji, toteż wszyscy oficerowie skierowali się do wyjścia. Zhack opuścił kwaterę Akodego jako ostatni. Zaledwie jednak przestąpił próg pokoju, a zatrzymał go jeden z terrańskich oficerów z Sekcji Gamma. Khesarian pamiętał go z klubu oficerskiego – to był kapitan Jean Perrin.

         -  Gdzie jest Kilai? – zapytał swobodnie – Chcę z nim pogadać.

         -  Jak znam Zerę, to pewnie ściągnęła wszystkich do sali treningowej – odparł Zhack – Właśnie tam idę.

         -  Świetnie – człowiek uśmiechnął się przyjaźnie – Pójdę więc z tobą.

         Khesarian zawahał się. Nie miał ochoty na towarzystwo Terranina, który – sądząc z jego nastawienia – najprawdopodobniej będzie się starał wciągnąć go w rozmowę, na którą Zhack miał jeszcze mniejszą chęć. Po dłuższej chwili skinął głową, gestem zapraszając człowieka, aby poszedł w ślad za nim.

         Budynek, w którym się znajdowali, był połączony z kwaterą sztabu i mieścił nie tylko pokoje mieszkalne stu kilkudziesięciu oficerów, ale także rozmaite pomieszczenia użytkowe, w tym sale treningowe. Zhack wprawdzie nie nabył jeszcze dobrej orientacji, ale wiedział już, gdzie może znaleźć Zerę. Jeżeli nie miała przydzielonych rutynowych zadań, a okoliczności na to pozwalały, często zajmowała się treningiem, od czasu do czasu dobierając sobie także partnerów do walk sparringowych.

         -  Kilai mówił trochę o tobie – wypalił Perrin, idąc korytarzem w ślad za jaszczurem.

         -  Mam nadzieję, że nie za dużo – odparł Zhack po dłuższej chwili milczenia.

         -  Mówił, że jesteś bardzo… specyficzny – powiedział Jean – I cholernie ponury, ale sam to widzę.

         -  Myślę, że można tak powiedzieć – rzekł Khesarian zdawkowo.

         -  Pewnie cholernie dużo widziałeś. Długo już jesteś jednym z tych zabójców? Kilai twierdził, że jesteś naprawdę dobry.

         Zhacka zdumiała bezpośredniość człowieka, odpowiedział jednak ze spokojem.

         -  Jak na wasze standardy, służę bardzo długo. Ale jak na standardy Genisivare, daleko mi do najstarszych zabójców.

         -  Czyli musiałeś dużo widzieć.

         -  Więcej, niż bym chciał – w głos Zhacka po raz pierwszy wkradł się chłód.

         -  Nie chcesz o tym gadać – domyślił się Perrin, ku uldze jaszczura – W porządku, nie chciałem się narzucać.

         Milczenie Terranina trwało jednak krótko – po kilku chwilach odezwał się ponownie.

         -  Ale współpracowałeś już kiedyś z ludźmi?

         -  Operacje prowadzone przez Genisivare są tajne – odrzekł Zhack z teraz już wyraźnym chłodem – Nie mogę na ten temat mówić.

         Człowiek pojął aluzję i nie powiedział nic więcej przez resztę ich drogi do sali treningowej.

         Khesarian nie był zaskoczony, gdy na miejscu dostrzegł Zerę, pojedynkującą się z Inoredem na ręce i nogi. Walce sparringowej przyglądało się kilku widzów, wśród których byli pozostali zabójcy Genisivare pod komendą Zhacka, a także garstka komandosów OSA oraz terrańskich żołnierzy z Sekcji Gamma. Jedynie wojownicy Smoczych Oczu obserwowali walkę w milczeniu, stojąc po prostu z założonymi rękami – pozostali głośno dopingowali walczących. Ci, skąpo odziani – Inored miał tylko spodnie od munduru, Zera zaś nie nosiła żadnego stroju – skupieni byli całkowicie na sobie.

         Z pozoru walka była wyrównana, jednak Zhack widział, że Zera walczy na razie poniżej swoich możliwości. Wolała pobawić się swoim przeciwnikiem, zamiast od razu posyłać go na matę – co mogłaby zrobić bez trudu. Właśnie teraz pozwoliła Inoredowi wykonać morderczą kombinację ciosów, które jednak zablokowała, w pewnym momencie wyprowadzając – zdaniem Zhacka zdecydowanie wolniej, niż byłaby w stanie to zrobić – uderzenie ręką, wymierzone w splot słoneczny. Mogłoby połamać oponentowi żebra, lecz ten zatrzymał je, nim sięgnęło celu. Inored odrzucił od siebie przeciwniczkę i natychmiast wykonał obrotowe kopnięcie, przed którym jednak Zera z łatwością się uchyliła, jednocześnie próbując podciąć oponenta. Nie udało się to, podobnie jak przeskok w tył z wyciągniętymi nogami, których stopy ominęły szczękę Inoreda, nie czyniąc mu krzywdy.

         Walczący zatrzymali się na chwilę – on stojący w obronnej pozycji, ona kucająca wciąż na podłodze i pozornie odsłonięta – spoglądając na siebie znacząco.

         -  Może zwiększymy tempo? – zasugerował Inored.

         Zera roześmiała się pogardliwie.

         -  Myślisz, że wytrzymasz? – zapytała z udawaną troską.

         -  Spróbujmy – Sorevianin uśmiechnął się nieznacznie.

         Oboje wyprostowali się i skoncentrowali, wprawnie wchodząc w zaem. Szybkość, z jaką wyprowadzili kolejne uderzenia, pozostawała poza granicami możliwości wojowników nienależących do Genisivare. Szczególnie ludzie zastygli teraz w osłupieniu, stwierdziwszy nagle, że nie są w stanie obserwować tej walki – wyprowadzane ciosy po prostu umykały ich wzrokowi. Kończyny walczących były dla nich widoczne tylko na ułamki sekundy, gdy uderzenie napotykało błyskawiczną blokadę.

         Zhack śledził jednak bójkę i widział, że Inored przegrywa. Na samym początku Zera znów pozwoliła mu zaatakować, jednak bez większych trudności unikała ciosów – uchylała się przed uderzeniami wymierzonymi w głowę, zbijała niskie kopnięcia i pięści. Mimo to, cały czas pozostawała w defensywie – aż nagle postanowiła przejąć inicjatywę.

         Kolejny cios Inoreda – cios pięścią wymierzony w szczękę – zablokowała w bardziej wyrafinowany sposób, wykorzystując siłę uderzenia, by gwałtownie obrócić przeciwnika, odsłaniając jego plecy. Zanim Sorevianin mógł zareagować, Zera wymierzyła mu silne kopnięcie w grzbiet. Będąc w zaem, Inored nie odczuł bólu z tego ciosu, ale wytrąciło go to z równowagi, zakłócając jego koncentrację. Jaszczurzyca bezlitośnie to wykorzystała – szybko doskoczyła do odrzuconego naprzód przeciwnika i zaledwie ten odwrócił się w jej stronę, kopnęła go dwukrotnie, obiema nogami po kolei, obrotowym ciosem z wyskoku. Gdy tylko jej stopy ponownie dotknęły podłogi, zadała mu kolejne kopnięcie. Wszystkie jej ciosy sięgnęły celu. Inored wyraźnie próbował przyjąć skuteczną gardę, ale nie dawał rady – Zera była dla niego zbyt szybka. Zablokował cios pięścią w głowę, ale drugą rękę zabójczyni wbiła mu w brzuch. Wstrzymał stopę Sorevianki, kiedy ta chciała go kopnąć w tors, ale wtedy Idrack wykonała salto do tyłu, kopiąc go od dołu w szczękę drugą nogą. Wszystko działo się w ułamkach sekund – jaszczurzyca cały czas nadawała tempo, wyraźnie górując nad Inoredem.

         Zhack wyczuł, że osłabiony wojownik zatracił kontrolę nad zaem, co ostatecznie przesądziło o wyniku walki. Zera syknęła triumfalnie, po czym opadła na podłogę i podcięła Inoredowi nogi obrotowym uderzeniem ogona, bezceremonialnie powalając go na obie łopatki. Postawiła następnie stopę na piersi pokonanego w zwycięskim geście. Pozwoliła sobie nawet na triumfalny ryk.

         Spojrzała w dół, na leżącego Inoreda, po czym zdjęła zeń stopę, pozwalając mu wstać.

         -  Jesteś dobry, naprawdę dobry – rzekła, niemal dobrodusznie – Tyle że ja jestem po prostu najlepsza.

         Zadowolona z siebie, Zera postąpiła kilka kroków, mierząc wzrokiem pozostałych zabójców. Uśmiechała się złośliwie – szeroki, drapieżny uśmiech po prostu nie schodził jej z twarzy. Zdaniem Zhacka, uśmiech ów był tak naprawdę jej znakiem charakterystycznym, niemal równie rozpoznawalnym, jak jej kate – „opaska” z ciemnych łusek na lewym oku.

         -  Czy to już wszyscy? – zapytała, po czym spojrzała na Kilaia, który obserwował ją wciąż ze stoickim spokojem, nie ujawniając emocji – Nie, zaraz. Ty jeszcze nigdy ze mną nie walczyłeś.

         Kilai roześmiał się ponuro.

         -  A po co mam tracić czas na z góry przegraną walkę? – rzucił z sarkazmem w głosie – Możemy być świetni, ale ty przecież jesteś najlepsza. Sama tak twierdzisz.

         -  Zera Idrack – powiedział głośno Zhack, odzywając się wreszcie po raz pierwszy od chwili wejścia do sali treningowej.

         Sorevianka spojrzała na niego, jak gdyby wcześniej w ogóle nie zauważyła jego obecności.

         -  Egzekutorze – rzekła z uśmiechem, salutując – Cieszę się, że pan do nas dołączył.

         -  Znów gnębisz swoich towarzyszy broni? – zapytał Khesarian, zwężając oczy.

         -  Gnębię? – Zera okazała zdumienie wymieszane z lekką kpiną – W jaki sposób? Ponieść klęskę z mojej ręki to żadna hańba. Zresztą, to tylko niewinny sparring, nie rytualny, honorowy pojedynek.

         -  Mimo to, nie przepuścisz okazji, żeby podkreślić, że jesteś od nich lepsza?

         -  A co w tym złego? – Idrack parsknęła śmiechem – Mam nie korzystać z talentu, jakim obdarzył mnie Feomar, bo ktoś może się poczuć dotknięty?

         -  Powinnaś z niego korzystać wtedy, kiedy trzeba – oznajmił Zhack surowo – Nie na pokaz.

         Zera prychnęła.

         -  Zbyt często się to nie zdarza – mruknęła, jak gdyby zatraciwszy chwilowo swój dobry humor – Trzeba jakoś pilnować, aby nasze umiejętności pozostały równie ostre, jak nasze noże.

         Zmierzyła Khesariana badawczym spojrzeniem, po czym dodała:

         -  Pan też nigdy dotąd ze mną nie walczył, Egzekutorze – stwierdziła, a na jej twarz powrócił złośliwy uśmiech – Może teraz się pan ze mną zmierzy?

         -  Kiedy indziej – Zhack pokręcił głową.

         -  Czy to strach? – Zera zachichotała – Że pana pokonam i wiele pan straci w oczach swoich podwładnych?

         -  Mógłbym ci przyznać teraz rację tylko dla świętego spokoju – stwierdził Khesarian sucho, po czym, nie pozwalając jej wygłosić riposty, dodał uniesionym głosem, zwracając się teraz do wszystkich swoich podwładnych – Skoro skończyliście już zawody w kai haiken, wiedzcie, że chcę was widzieć w swojej kwaterze, za trzy enelity. Wtedy będę miał dla was gotowe kopie danych dotyczących naszej misji, które macie przestudiować.

         Zrobił się ruch, kiedy zabójcy Genisivare zaczęli się rozchodzić. Niektórzy, niekompletnie ubrani po ćwiczeniach, wzięli teraz porzucone stroje – w tym Zera, która podniosła swój mundur z ławki pod ścianą, na której go zostawiła. Zhack, wydawszy swoim podkomendnym polecenie, skierował się teraz do swojej kwatery, opuszczając salę treningową.

         Na korytarzu dogoniła go Zera – miała już na sobie spodnie, ale górną część munduru zarzuciła sobie na ramię.

         -  Możesz już chyba powiedzieć, jakie dostaliśmy zadanie? – Teraz, kiedy nie było już osób postronnych, Idrack powróciła do zwyczajowego dla niej, bezpośredniego zwracania się do przełożonego – Mamy kogoś zlikwidować?

         -  Tak, ale to tylko część naszej misji – odparł Zhack – Po co mnie pytasz? Sama się niebawem wszystkiego dowiesz z zawartości tych dysków.

         -  Przy okazji – Zera ponownie uśmiechnęła się złośliwie – Mówiłam ci już, że kiedy pojawiasz się w towarzystwie osób spoza naszego grona, mógłbyś chociaż udawać, że nie jesteś taki ponury? Można popaść w depresję od samego twojego spojrzenia.

         -  Dzięki za uwagę – mruknął Zhack – Ale wiesz dobrze, ile mnie to obchodzi.

         -  Ja rozumiem – Idrack poklepała go z udawanym współczuciem – Twojego kolegi ze Strażników tutaj nie ma, chwilowo musisz radzić sobie sam…

         Khesarian wiedział, że Zera mówiła o mai derian Danurem, jego bliskim przyjacielu. Był on jedyną znaną Zhackowi osobą, która okazywała mu tyle zrozumienia i wsparcia, pomimo jego trudnego charakteru. W pewnym sensie, Danure pomagał mu utrzymywać się przy zdrowych zmysłach po tragedii, jaka dotknęła go lata temu.

         -  Nie dziwię się – powiedział powoli Khesarian – że wyrzucili cię z Gildii Skrwawionej Dłoni.

         -  Och, nic jeszcze nie widziałeś – odparła Zera wyrozumiałym tonem – Bardzo się od tamtego czasu poprawiłam. Teraz nawet mi przez myśl nie przejdzie, by zakwestionować twój rozkaz na polu bitwy, niezależnie od tego, jaki będzie idiotyczny. Cholera, przecież nawet wtedy, gdy Ekiren wyznaczył mi karę porządkową, przyjęłam to z godnością.

         -  W to nie wątpię – stwiedził Zhack, w myślach nawiązując do tamtego wydarzenia; Ekiren, jeden ze starszych zabójców, zbyt ostro dopiekł Idrack w odpowiedzi na jej bezpośredni sposób zwracania się doń jako przełożonego; zakończyło się to pojedynkiem, który wygrała Sorevianka – Pokonując go w walce, upokorzyłaś na oczach wszystkich w świątyni. Nigdy nie widziałem cię takiej zadowolonej z siebie, jak wtedy. A Ekirena tak zdołowanego.

         Zera roześmiała się na tę uwagę.

         -  Właśnie dlatego nie naciskam z tym wyzywaniem na pojedynek ciebie, nawet jeśli mówimy o sparringu – wyznała, a ton głosu, jakim teraz mówiła, można było nawet uznać za przyjacielski – Lubię cię, Zhack. Świetnie walczysz i masz łeb na karku.

         -  Jeśli to miało mnie skłonić do tego, żebym też powiedział ci coś miłego – Khesarian spojrzał podwładnej w oczy – to niech ci będzie. Jesteś trudna, ale korzyści z mienia po swojej stronie tak utalentowanej wojowniczki jakoś to rekompensują.

         Mówił to niezbyt chętnie, lecz całkiem szczerze – Idrack istotnie była wyjątkowo uzdolniona. Mimo swojego młodego wieku, przewyższała wielu starszych zabójców umiejętnościami walki.

         -  Dzięki – Zera skłoniła się nieznacznie.

         -  Miałem cię o to zapytać już dawno, ale… – podjął Zhack – Dlaczego postanowiłaś dołączyć akurat do Gildii Gromu? Snajperzy? Po Gildii Skrwawionej Dłoni spodziewałbym się, że będzie cię bardziej ciągnęło do Krwawych Żniwiarzy albo Smoczego Pazura.

         Idrack machnęła ręką.

         -  Po prostu pomyślałam, że jeśli będę zabijać tylko na swój ulubiony sposób, czyli z bliska i możliwie krwawo, spowszednieje mi to – odparła – U was nauczyłam się czegoś nowego, a przecież zawsze mogę od czasu do czasu wypruć komuś flaki. Za to zresztą też cię lubię. Dobrze wiesz, jak wykorzystać moje umiejętności. Pozwalasz mi poszaleć, że tak powiem.

         -  Nawet nie wiesz, jak głęboko mnie tym wzruszyłaś – mruknął Zhack.

         -  Żartujesz? – powiedziała Zera ze zdziwieniem.

         Postąpiła kilka szybkich kroków, wyprzedzając go, odwracając się w jego stronę i wpatrując mu w oczy.

         -  Ty naprawdę zażartowałeś? – rzekła z szerokim uśmiechem – To już jakiś postęp. Nigdy przy mnie nie…

         -  Możesz przestać? – mruknął Zhack z naciskiem.

         Nawet jeśli Idrack bywała trudna do zniesienia, to jednak znała granicę – teraz uznała, że nie ma sensu dalej drażnić się z przełożonym.

         -  No, to co z tym zadaniem? – powiedziała już bardziej neutralnym tonem, nie porzucając jednak uśmiechu – Zapowiada się niezła akcja, skoro wciągnęli tutaj tyle różnych formacji… naszych i terrańskich.

         -  Spędzimy kilka dni za liniami wroga – odrzekł Zhack, zniżając głos – Pierwszorzędny cel to zniszczenie auveliańskich zakładów klonerskich, zanim wypuszczą nową partię. Cel drugorzędny to zlikwidowanie kilku wysokich rangą oficerów.

         -  Będę się tym mogła zająć po swojemu? – zapytała z nadzieją w głosie.

         Khesariana ogarnął lekki niepokój na widok jej spojrzenia i postawy. Zera bez dwóch zdań była psychotyczną morderczynią, która służyła w armii przez wzgląd na bardzo prostą motywację – lubiła zabijać. Chwilami odnosił wrażenie, że mogłaby kiedyś stracić nad sobą panowanie i obrócić żądzę krwi przeciwko towarzyszom broni lub pierwszym lepszym ofiarom.

         -  Będziesz – potwierdził, z lekkim trudem – O ile zrobisz to czysto i bez alarmu.

         Zera zachichotała.

         -  To przecież ja, pamiętasz?

 

To be continued...

3 komentarze


Rekomendowane komentarze

Generalnie przeszkadza mi tylko, jak wcześniej, gigantyczna ilość dialogów, rozumiem iż to nie moja powieść, ale wplecenie w twą historię większej ilości narracji wyszło by na dobre. Tak poza tym, dobrze się to czyta, a to chyba najlepsze co można powiedzieć pisarzowi brawa.gif.

Link do komentarza

E, tam, dialogi nie są IMO takie złe, szczególnie gdy właściwa akcja ma dopiero nadejść. :)

Co do rozdziału - nie powiem, wszystko jest całkiem sprawnie przedstawione. Chociaż gdybym nie czytał o Zhacku wcześniej, to uznałbym go najpewniej za zwykłego ponuraka - niemniej rozumiem, że postacie tutaj dopiero się rozwijają. Ale relacje między nimi wydają mi się całkiem przednie.

Kolejny cios Inoreda ? cios pięścią wymierzony w szczękę ? zablokowała w bardziej wyrafinowany sposób, wykorzystując siłę uderzenia, by gwałtownie obrócić przeciwnika, odsłaniając jego plecy.

Nie potrafię sensownie wyobrazić sobie tej sceny. Jedyna opcja, jaka przyszła mi do głowy, jest taka, że Zera po prostu odsunęła się w bok - bo nie mam pojęcia, na czym w tej sytuacji miałoby polegać to wykorzystanie siły uderzenia, że aż przeciwnika odwróciło plecami.

Poza tym przypomnij mi, bo kompletnie sobie nie przypominam: kiedy Zhack został przełożonym obecnych tu zabójców? Czy to ogólnie wynika stąd, że jakoś jest od nich wyższy stopniem?

Link do komentarza

Tak poza tym, dobrze się to czyta, a to chyba najlepsze co można powiedzieć pisarzowi brawa.gif.

Nie - najlepsze, co można powiedzieć, to to, że czytelnik zapomniał o tym, by danego dnia coś zjeść i wypić - bo tak go wciągnęło, że koniecznie chciał doczytać do końca tongue_prosty.gif.

Tak czy inaczej, dzięki za pozytywną opinię. A co do tych dialogów, to różnie będzie. Jeśli chcę przedstawić jakoś relacje między postaciami, dialogi są niezbędne. W scenach akcji z kolei nad dialogami przeważa narracja właśnie. Będzie też parę scen z samym Zhackiem, które powinny przybliżyć ową postać (właśnie jedną z moich ulubionych). W tych scenach również będzie narracja.

Chociaż gdybym nie czytał o Zhacku wcześniej, to uznałbym go najpewniej za zwykłego ponuraka

To, że Zhack nie jest do końca normalny, nie oznacza, że jest totalnym psycholem, który bez przerwy szokuje innych swoimi irracjonalnymi zachowaniami i nagłymi atakami agresji...

Nie potrafię sensownie wyobrazić sobie tej sceny

Chodziło po prostu o to, że Zera przechwyciła tę jego pięść i zarzuciła nim lekko w bok, przez co było cios uderzył w powietrze, mocno na lewo od Zery. Chociaż może przesadziłem z tym "wykorzystaniem siły uderzenia", bo nie był to na tyle skomplikowany manewr.

Poza tym przypomnij mi, bo kompletnie sobie nie przypominam: kiedy Zhack został przełożonym obecnych tu zabójców? Czy to ogólnie wynika stąd, że jakoś jest od nich wyższy stopniem?

Zhack jest tytułowany Egzekutorem. Zasiada w Radzie Gildii. A to oznacza, że zdecydowanie jest wyższy stopniem od szeregowych zabójców.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...