Skocz do zawartości

Uniwersum Darnerian

  • wpisy
    24
  • komentarzy
    178
  • wyświetleń
    21981

"Wilcze stado" - rozdział trzeci


Bazil

728 wyświetleń

Ufff... nowy kawałek.

Ten może się wydawać co niektórym rozczarowujący, gdyż ma charakter w dużej mierze informacyjny, a jeśli chodzi o postacie... cóż, tutaj powracamy do Auvelian. A jacy są ci panowie, można było zobaczyć w prologu.

Znów nie chcę składać żadnych obietnic co do następnego kawałka, szczególnie że sesja coraz bliżej. Data jego publikacji to ulubione przez wielu "when it's done".

============================================

 

 

- III -

 

         Kwatera główna kapłana Isal’umavena była w opinii Aer’imuela pomnikiem próżności Avn’khor – mimo że stanowiła obiekt wojskowy, wykonano ją z przepychem, przez co bardziej przypominała niewielki pałac. Widać to było szczególnie w zdobionych wnętrzach, zalanych chłodnym, błękitnym oświetleniem. Aer’imuel przemierzał je z lekkim niesmakiem, podążając wespół z Tai’kovesem do prywatnej kwatery naczelnego dowódcy. Zastępca armeliena, wyjątkowo jak na siebie, zachowywał powściągliwość, toteż komendant nie był w stanie stwierdzić, czy podziela jego uczucia.

         Wejścia do komnat Isal’umavena strzegło dwóch strażników – zwykłych żołnierzy, klonów z szeregowych oddziałów, określanych terminem Shilai’rev.

         -  Stać – powiedział jeden z nich beznamiętnie – Proszę podać tożsamość i cel wizyty.

         -  Armelien Aer’imuel – odrzekł komendant – Isal’umaven wzywał mnie do siebie.

         -  Ależ oczywiście – strażnik skinął głową, nie zmieniając tonu głosu – Wielki Kapłan pana oczekuje.

         -  Zaczekaj tu na mnie – powiedział Aer’imuel, zwracając się do Tai’kovesa.

         Zastępca bez słowa usunął się w bok, przyjmując wyczekującą postawę, z założonymi z tyłu rękami. Nie oglądając się już na niego, armelien wkroczył do kwatery naczelnego dowódcy. Przestąpiwszy przedsionek, znalazł się w centralnej komnacie, z usytuowanym weń prostym, długim stołem. Odchodziły od niej, w trzech kierunkach, szerokie przejścia – te wiodły, po krótkich schodkach, do kolejnych komnat. Aer’imuel mógł dostrzec od wejścia, iż przeciwległa jest pomieszczeniem medytacyjnym, dwie pozostałe mieściły najpewniej kwatery mieszkalne.

         Wielki Kapłan Isal’umaven z początku nie zwrócił uwagi na pojawienie się przybysza. Stał przy długim stole w centralnej komnacie, studiując kryształ danych, który lewitował telekinetycznie między dłońmi. Jego twarz była niewidoczna – jak większość Auvelian, nosił nakrycie głowy, w skład którego wchodziła maska. Nie pełniło ono wyłącznie roli estetycznej i było w istocie urządzeniem tłumiącym zdolności psioniczne. Aer’imuel wyczuwał, jak jego przełożony wnika telepatycznie w kryształ, zapoznając się z zawartymi weń informacjami.

         Po dłuższej chwili Wielki Kapłan niespiesznie skierował spojrzenie na swojego gościa, odsyłając następnie kryształ na blat stołu.

         -  Cieszę się, że wreszcie pan przyszedł – oznajmił, powoli odwracając się w kierunku Aer’imuela.

         -  Ekscelencjo – rzekł armelien, kłaniając się.

         Zachowywał swobodę podczas marszu w towarzystwie Tai’kovesa, lecz teraz oczyścił umysł, nie ujawniając emocji przed kapłanem. Nie okazał także zniecierpliwienia, gdy jego dowódca przez kilka długich chwil milczał, mierząc go jedynie wzrokiem oraz dotykając esencji jego umysłu.

         -  Odczytywałem właśnie raporty z tego, co wydarzyło się w bazie – rzekł wreszcie Isal’umaven, pozwalając, aby do Aer’imuela dotarło ledwo wyczuwalne uznanie – Wygląda na to, że niewiele mógł pan zrobić, aby ją utrzymać. Przynajmniej o to nie powinienem mieć do pana pretensji.

         -  Dziękuję za zrozumienie, ekscelencjo – Armelien ponownie się skłonił.

         -  W gruncie rzeczy – ciągnął kapłan – jestem pod wrażeniem tego, jak długo się pan bronił i jakie zadał pan straty atakującym, zwłaszcza jeśli wziąć pod uwagę użyte przez nich środki. Raporty wskazują, że Terranie rzucili przeciwko panu nawet szturmowców SSF.

         -  Zrobiłem, co w mojej mocy, ekscelencjo.

         Isal’umaven znów zamilkł na kilka chwil.

         -  Zapoznawałem się z danymi na pański temat – podjął, wyraźnie krążąc wokół sedna sprawy, jak gdyby chciał poddać cierpliwość podwładnego próbie – Miał pan dobre wyniki jako dowódca. Pańskie sukcesy w walkach z Xizarianami umożliwiły panu awans społeczny.

         -  Dokładnie tak było, ekscelencjo – Aer’imuel pozostawał beznamiętny.

         -  Z praktycznego punktu widzenia, to było słuszne – stwierdził Isal’umaven – Daleko by pan nie zaszedł jako En’emua, a biorąc pod uwagę pańskie talenty, marnowałby się pan w niższej szarży.

         Aer’imuel nie odpowiedział, zachowując również czysty umysł i nie reagując na owe oczywiste pochlebstwa. Nie zamierzał ujawniać emocji przed kapłanem, nawet jeśli ten był mu chwilowo przychylny.

         -  Porażka, jakiej pan dzisiaj doznał – kontynuował Isal’umaven po kolejnej pauzie – To w gruncie rzeczy pierwsze pańskie poważne niepowodzenie. A tak się składa, że już wkrótce będzie miał pan szansę zmazać swoją winę.

         Armelien ucieszył się odrobinę na tę myśl, nie pozwalając jednak, aby to uczucie zostało wychwycone przez przełożonego – podobnie jak barwiące je powątpiewanie. Tak jak podczas wcześniejszej rozmowy, nie zamierzał dawać punktów kapłanowi Avn’khor. Stał więc i milczał, oczekując, aż Isal’umaven przejdzie do rzeczy i wyjawi, z jakiego powodu wezwał go do siebie.

         -  Mam nadzieję, że wcześniejszy defetyzm, jaki u pana wyczułem – podjął ponownie dowódca – był tylko nastrojem chwili. Zamierzam bowiem w niedalekiej przyszłości powierzyć panu zadanie. Z pańskich dotychczasowych osiągnięć wnioskuję, że będzie je pan w stanie wykonać wzorowo.

         -  Jakie to zadanie?

         -  Cóż, jako że Terranie z pewnością planują zakrojoną na szeroką skalę kontrofensywę, musimy się na to przygotować. Wiele jednak zależy od tego, abyśmy opóźnili działania sił wroga w niektórych regionach. Wtedy będziemy mieli czas, aby się przegrupować i uderzyć z adekwatną siłą.

         -  Te regiony, o których pan mówi… to nasze zakłady klonerskie? – domyślił się Aer’imuel.

         -  Kiedy Terranie rozpoczęli swój generalny atak – ciągnął kapłan – linia frontu zaczęła się przesuwać, w szybkim tempie, niebezpiecznie blisko tych zakładów. Na każdą próbę zdobycia znajdujących się tam, naszych wysuniętych placówek, musimy zareagować zdecydowanie.

         -  A zatem?

         -  Zdecydowałem, że powinniśmy użyć jednostek Arm’imdel.

         Aer’imuel z trudem zamaskował zaskoczenie, usłyszawszy nazwę tych elitarnych oddziałów – psionicznych wojowników, jedynych czystej krwi Auvelian, służących w armii w pierwszej linii.

         -  Na tym etapie? – zapytał mimowolnie.

         -  Tak, armelien – potwierdził gładko Isal’umaven – Musimy wprawdzie pozostawić ich dostatecznie dużą część w odwodzie, ale mamy ich wystarczająco wielu, aby przeprowadzić słusznej skali kontr-posunięcia.

         -  Zamierza pan włączyć ich do najważniejszych garnizonów obronnych?

         -  Nie, zamierzam utworzyć kilka grup szybkiego reagowania, aby mogły uderzyć tam, gdzie będą akurat potrzebni, w jak najkrótszym czasie. Aby im to umożliwić, postanowiłem oddać im do dyspozycji jednostki desantowe z floty. Każdej grupie powinien towarzyszyć przynajmniej jeden z Kervaesów, takich jak pański „Arnael 178”.

         -  Czyżby zamierzał pan również… – zaczął Aer’imuel, pojmując natychmiast aluzję i dając to wyczuć przełożonemu

         -  Tak, armelien – Isal’umaven lekko skinął głową – Jest pan jednym z oficerów, którym planuję powierzyć dowództwo nad jedną z takich grup. Będzie pan operował w regionie thoraliańskim.

         -  Jestem zaszczycony – powiedział Aer’imuel, ponownie się kłaniając – Czy wolno mi zapytać, kiedy to się stanie?

         -  Za kilka dni – odrzekł dowódca zdawkowo – W najbliższym czasie ponownie pana wezwę i wprowadzę w szczegóły. Tymczasem odbieram panu dowództwo nad niedobitkami pańskiego garnizonu, wyjąwszy załogę „Arnaela 178”. Zresztą, i tak nie miałby pan tak naprawdę kim dowodzić. Nakazuję, aby pozostał pan tutaj do czasu, aż zostanie pan wezwany. Może pan przy okazji nawiązać kontakty z oficerami Arm’imdel, którzy znajdą się pod pańską komendą. Przypuszczam, że jeśli pan to zrobi, lepiej będzie się układała wasza współpraca na polu bitwy.

         -  Kim będą ci oficerowie?

         -  Najstarszy stażem jest imolien Khae’avilen. Niech się pan z nim skontaktuje, a on powinien zapoznać pana z innymi starszymi rangą oficerami.

         -  Gdzie go znajdę?

         -  Przebywa tutaj, wszystkiego dowie się pan od strażników. To już chyba wszystko, armelien, może pan odejść. Niech pan robi ze swoim czasem to, co uzna pan za stosowne, dopóki nie zostanie pan do mnie ponownie wezwany.

         Aer’imuel skłonił się po raz czwarty i wycofał z komnaty. Minął dwóch strażników, powracając na korytarz, gdzie cierpliwie oczekiwał go Tai’koves. Nie musiał nic mówić – armelien wyczuł jego pytanie.

         -  Chodźmy – rzucił beznamiętnie, udając się w głąb korytarza.

         Tai’koves dołączył do niego.

         Minęło kilka dłuższych chwil, a dwaj Auvelianie całkiem oddalili się od kwatery Isal’umavena, nim Aer’imuel się odezwał, zatrzymawszy w korytarzu.

         -  Wygląda na to, że nasz dowódca zamierza dać mi drugą szansę – rzekł z przekąsem, nie dbając już o powściąganie uczuć.

         -  Otrzymasz pod komendę nową jednostkę, Aer? – zapytał swobodnie Tai’koves.

         -  I to nie pierwszą lepszą – mruknął armelien – Chce mi powierzyć dowództwo nad legionami Arm’imdel.

         -  Nie wyglądasz na uszczęśliwionego.

         -  A powinienem być? – Aer’imuel pozwolił, aby jego ponury nastrój dotarł do zastępcy w całej krasie – Jeszcze kilka dni temu może ucieszyłbym się z takiego przydziału, ale teraz… teraz żałuję, że w ogóle biorę udział w tej kampanii.

         -  Możesz mi wytłumaczyć, w czym rzecz? – Tai’koves był zdumiony.

         -  W tym, że karta się odwróciła – odrzekł armelien – Skoro Terranie rozpoczęli już swój kontratak, straciliśmy jedyną realną szansę przełamania linii obronnych AMU. Myślę, że skończy się to katastrofą, a ja niestety wezmę w tym udział. Nie muszę ci chyba mówić, jak wpłynie na moją reputację to, że poniosłem porażkę, mając do dyspozycji elitę naszej armii.

         -  Może też stanie się inaczej – zaoponował Tai’koves, a Aer’imuel wyczuł, że jego postawa nie jest w pełni poważna – Może ty jako jeden z niewielu będziesz odnosił sukcesy. Lepiej wypadniesz na tle reszty. Wyjdziesz z tej katastrofy z twarzą.

         -  Mój drogi Tai, czy ty zawsze musisz być takim optymistą?

         -  Cóż, gdyby było inaczej, nie mógłbym być twym przyjacielem – Aer’imuel wyczuł mentalny uśmiech swojego zastępcy – Czyż przeciwności się nie przyciągają?

         -  Możliwe. Możliwe również, że ze swoim nastawieniem wydajesz mi się kompletnie niepodobny do tych arogantów z Avn’khor. To twoja wielka zaleta.

         -  Jestem przecież En’emua. To, czy tacy jak ja przestrzegają etykiety, jest mniej istotne niż przy personach twojego formatu. Przynajmniej teoretycznie.

         -  Przestań, bo zacznę żałować, że sam nie jestem już En’emua – Aer’imuel również mentalnie się uśmiechnął – Wolałbym być teraz na twoim miejscu, jeśli chodzi o naszą sytuację na froncie.

         -  Moim zdaniem, powinieneś uważać z takimi myślami, nawet kiedy po prostu ze sobą rozmawiamy – ostrzegł go Tai’koves – Isal’umaven mógłby oskarżyć cię o defetyzm. Wtedy nie musiałbyś nawet brać udziału w katastrofie, jaka może tutaj nastąpić, żeby pogrzebać swoją reputację.

         -  Oskarżył mnie o defetyzm już podczas naszej rozmowy, kiedy byliśmy jeszcze na pokładzie „Arnaela 178” – odparł armelien – Ale on wysnuwa bardzo pochopne wnioski, jak na kogoś, kto piastuje stanowisko wyższego hierarchy Avn’khor – ton głosu Aer’imuela stał się cyniczny – Nie jestem defetystą. Nigdy nie odmawiałem walki, nie mam też w planach uciekać ani działać poniżej swoich możliwości. Ty sam chyba wiesz, że zawsze daję z siebie wszystko.

         -  Przyjmuję, że to było pytanie retoryczne – Tai’koves raz jeszcze pozwolił swojemu dowódcy wychwycić mentalny uśmiech.

         -  Nie jestem defetystą – powtórzył Aer’imuel – Jestem po prostu realistą.

         -  Bywało gorzej, kiedy jeszcze walczyłeś z Xizarianami – zauważył zastępca.

         -  Xizarianie to Xizarianie – stwierdził armelien, z lekką pogardą – Ci Sivt zazwyczaj myślą, że sama przewaga liczebna pozwoli im zwyciężyć. Nie ma wśród nich wielu naprawdę zdolnych strategów. My sami mamy do dyspozycji praktycznie niewyczerpywalne rezerwy, więc nawet na tym polu ich przewaga nie była tak znaczna, jak mogłoby się zdawać. Terranie są dużo bardziej niebezpieczni. Wystarczy tylko spojrzeć na ich siłę ognia, a jeśli dodać do tego jeszcze ich wyrafinowaną taktykę…

         -  Czy ty aby ich nie przeceniasz? To tylko młodsza rasa.

         -  Od dziesięcioleci zmagamy się z dwoma czy trzema młodszymi rasami, i jak dotąd żadnej z nich nie wzięliśmy pod swoje skrzydła – odparował Aer’imuel – Samą arogancją nie wygramy wojny.

         -  Masz słuszność – zgodził się Tai’koves – Ale ten pat nie może trwać wiecznie.

         -  Cóż, wiem, że w tej wojnie go nie przerwiemy.

         -  Zatem pociesz się myślą, że wyjdziesz cało z tej katastrofy po to, by móc później wziąć udział w wielkim zwycięstwie – zażartował zastępca.

         -  Twój optymizm jest chwilami wręcz niepoprawny – stwierdził Aer’imuel z lekkim rozbawieniem – Chociaż w istocie… mój pesymizm również.

         -  Otóż to – zgodził się Tai’koves – Spróbuj być dobrej myśli.

         -  Mam zatem nadzieję, że twoje przewidywania co do naszego nowego towarzysza są równie dobre, co do mojej przyszłości.

         -  Towarzysza? – zdumiał się zastępca.

         -  Isal’umaven na razie niewiele mi powiedział na temat czekającego mnie zadania – rzekł Aer’imuel tytułem wyjaśnienia – Ale zdradził mi imię tego, kto ma się oddać pod moją komendę.

         -  To jeden z tych Arm’imdel?

         -  Zgadza się. Imolien Khae’avilen. Isal’umaven nawet nie uznał za stosowne, aby mnie skierować wprost do niego. Odesłał mnie do strażników. Chcę to załatwić jak najszybciej, więc ufam, że będziesz mi towarzyszył w drodze do stanowiska oficera dyżurnego.

         -  Naturalnie – odparł Tai’koves – Jeśli pozwolisz, odwiedzę nawet wespół z tobą owego imolien. Nigdy dotąd nie spotkałem nikogo z Arm’imdel.

         -  Czy poprawnie zgaduję – rzekł Aer’imuel, uśmiechając się mentalnie – że na twój entuzjazm wpływa także fakt, iż Khae’avilen również jest En’emua?

         -  Może po części – przyznał Tai’koves.

         Oficer podążył w ślad za dowódcą, kiedy ten ruszył w dalszą drogę korytarzem.

         -  I nie żałuj, Aer – dodał po kilku chwilach, wyraźnie odnosząc się do momentu, w którym armelien wyraził swoją tęsknotę za dniami, kiedy stał niżej w hierarchii społecznej – Moje zachowanie nie ma nic wspólnego z przynależnością klasową. Po prostu opinia tych z Avn’khor na mój temat obchodzi mnie jeszcze mniej, niż ciebie. Zaś w armii, na froncie, moim zdaniem nie ma większego sensu dbać o etykietę.

         -  Wiem – odparł Aer’imuel – Doskonale o tym wiem.

 

To be continued...

1 komentarz


Rekomendowane komentarze

Cóż, w tym fragmencie faktycznie niewiele się dzieje - gdybym jednak chciał mieć o to pretensje, to musiałbym najpierw przyczepić się do siebie (vide tempo, w jakim rozwija się moje opowiadanie ;)). W sumie jednak zostawiam ten komentarz bardziej dlatego, żeby było wiadomo, że przeczytałem - nie widzę bowiem niczego, na co mógłbym ponarzekać, a i skomentować tak naprawdę nie ma za bardzo czego. Czytało się dobrze i w zasadzie to tyle.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...