Skocz do zawartości

Guy Fawkes's blog

  • wpisy
    131
  • komentarzy
    815
  • wyświetleń
    279669

Alice: Madness Returns [recenzja]


GuyFawkes

3677 wyświetleń

logoowy.png

W przypadku niektórych bajek wersja dla dorosłych wydaje się być tą prawdziwą, na której oparto cukierkową historyjkę dla milusińskich. American McGee praktycznie na nowo napisał przygody Alicji w Krainie Czarów Lewisa Carolla, wywlekając na wierzch drugie dno oryginalnego utworu, skrzętnie ukryte przed zasypiającymi dzieciakami.

0056gd.jpg

Alicji chyba skończyły się kosmetyki do makijażu...

ALICE MADE IN CHINA

Wydane w 2000 roku American McGee?s Alice przyniosło autorowi sławę, szacunek fanów i jednocześnie wrogość wszystkich obrońców moralności ? jak chorą musiał mieć wyobraźnię, by dziewczynce cierpiącej na ekstremalne zaburzenia wzrostu włożyć do ręki rzeźnicki nóż? To zupełnie inna Alicja od swego książkowego pierwowzoru ? starsza, z ledwo trzymającą się kupy psychiką, co wtrąciło ją do zakładu dla obłąkanych. Podróż przez Krainę Czarów to jej własny sposób na rozwiązywanie trapiących ją problemów. Pierwowzór, choć nie sprzedał się zbyt dobrze, okazał się kapitalny pod względem psychodelicznego klimatu. Rodzi się zatem pytanie, czy tak wysoko ustawionej poprzeczce można chociaż dorównać?

Zanim American McGee, jeden z ojców Quake?a, rozpoczął prace nad sequelem, wziął na warsztat baśnie braci Grimm. Ten debiutancki projekt założonego przezeń studia Spicy Horse nie zdobył większego uznania krytyków, więc obawy o jakość kolejnej części przygód Alicji zdawały się całkowicie uzasadnione. Tym bardziej, że nie wiecie jeszcze wszystkiego ? otóż Spicy Horse mieści się w? Szanghaju, a większość jego załogi stanowią obywatele Państwa Środka. Przyznaję, że o statusie Made in China dowiedziałem się dopiero z creditów. Nawet nie wiecie, jak wielkie było moje zaskoczenie, gdyż?

0092m.jpg

Dziwny ten angielski. U nas "cip cip cip" woła się na ptactwo

SZANG-HAJ

? Alice: Madness Returns to naprawdę przyzwoity sequel! Kojarzeni z ?wsiśko po 5zł? i fuszerką (śledzi ktoś budowę naszych autostrad??) Chińczycy pokazali się tutaj od zupełnie innej, niesłychanie pozytywnej strony. Oczywiście całym przedsięwzięciem dyrygował szalony umysł pana McGee, lecz poza orientalną atmosferą jednego ze światów odwiedzanych w grze nie znajdziecie tu nic, co by Was zdołało naprowadzić na lokalizację studia. Na dodatek wprowadzono wiele zmian względem oryginału, choć rdzeń rozgrywki pozostał nietknięty ? to nadal trzecioosobowa gra akcji przeplatana elementami platformowymi. Madness Returns jeszcze bardziej akcentuje rolę Krainy Czarów ? wytworu wyobraźni Alicji, pozwalającego jej radzić sobie z trudną, nieprzychylną rzeczywistością. Główną bohaterkę, starszą o kilkanaście lat, zastajemy podczas sesji terapeutycznej w sierocińcu, wciąż rozpamiętującą śmierć reszty rodziny w pożarze. Leczenie dr Bumpy?ego wydaje się mało skuteczne, ponieważ niedługo po wyjściu na ulicę Alicja doznaje halucynacji, powracając wraz z graczem do starej, dobrej Krainy Czarów. Szybko okazuje się, że tej grozi nowe niebezpieczeństwo ? Piekielny Pociąg, stanowiący alegorię osobistych problemów panny Liddell, z którymi musi się uporać, by przez ocalenie tego pokręconego świata uratować samą siebie.

Motywem przewodnim Madness Returns uczyniono wspomnienia Alicji, również w formie porozrzucanych po Krainie Czarów znajdziek. To niezwykle trafna metafora głównego zadania bohaterki ? pozbierać się do kupy, nim do szczętu sfiksuje. W toku fabuły wyjaśni się spora część przykrej przeszłości, a gracz da się wciągnąć w tę szaloną (nomen-omen) pogoń za resztkami normalności. Snuta przez scenarzystów opowieść jest naprawdę mroczna, poważna i dojrzała, zaś na największe uznanie zasługuje postać głównej bohaterki ? nie tylko mówi znanym już głosem (Susie Brann, ogólnie cały voice acting to wyśmienita robota), ale ponownie nie sposób z nią nie sympatyzować. I nie piszę tego tylko z pozycji faceta, w którym obudziła opiekuńcze uczucia, bowiem Alicja doskonale wie, jak się sama obronić. W miarę zbliżania się do finału robi się coraz ciekawiej, zaś samo zakończenie wywołuje w graczu lawinę rozmaitych emocji ? od współczucia po wściekłość. Jest to epilog naprawdę godny tej mrocznej historii, choć poprzedzająca napisy walka nie definiuje nowego porządku w kosmosie.

0525.jpg

Motomyszy z Krainy Czarów

?YOUR KNIFE IS NECESSARY, BUT NOT SUFFICIENT?

Na samej górze zawartości worka z nowościami znajdują się sekwencje w rzeczywistym świecie, otwierające każdy rozdział. Nie tylko podkreślają Krainę Czarów jako wytwór wyobraźni Alicji, lecz również ilustrują, że dezercja dziewczyny w fantazje nie jest tak dziwna, jak się z pozoru może wydawać. Wszystkie postacie poza bohaterką są karykaturalne, w pewien sposób wykrzywione i ma się wrażenie, że ucieczka z tego ziemskiego padołu to tak naprawdę ucieczka do miejsca, które przynamniej otwarcie o sobie mówi, że nie jest normalne. Ma to tym większe znaczenie, że nadrabia klimatyczne niedostatki samej Krainy Czarów, niby nadal psychodelicznej i należycie zaprojektowanej, lecz jednak pozostającej w tyle za designem pierwowzoru. Ogromne znaczenie ma tutaj soundtrack, znów skomponowany przez Chrisa Vrennę, jednakże słabszy, a momentami za mało nastrojowy na rzecz zbytniej ?bitewności?. Tego rodzaju kawałki przybyły do Madness Returns w pakiecie z nową filozofią starć, w odróżnieniu od oryginału stworzoną do obsługi za pomocą pada. Innymi słowy ? kontynuacja to w zasadzie? slasher. Znajdziecie tu wiele cech tego rodzaju gier ? walkę przede wszystkim kontaktową, blokowanie na przeciwniku, uniki, czy wreszcie proste kombosy, a nawet tryb furii, który niejednokrotnie ratował mi tyłek, gdyż łatwo nie jest, przynamniej na początku. To zmiana zdecydowanie na lepsze, bardzo pasująca do gry i czyniąca rozgrywkę znacznie wygodniejszą ? bo przecież czym innym może być gra, w której jest sporo wymachiwania ostrym nożem?? Ilość broni uszczuplono, a rolę kart przejął? młynek do pieprzu, występujący w charakterze wariackiego karabinu maszynowego. Inne dziedzictwo slasherów, proste elementy RPG, pozwalają czynić oręże jeszcze skuteczniejszym. Biorąc pod uwagę jego ilość, nie jest żadnym problemem dotarcie do finału z najpotężniejszym rynsztunkiem, jaki można sobie wymarzyć po Drugiej Stronie Lustra.

0959v.jpg

I kto tu kogo mocniej użądli, hę?

DUŻO GRZYBKÓW W BARSZCZU

O wiele ciekawiej przedstawia się rozwijanie paska zdrowia. W tym celu należy szukać w lokacjach tajemnych wejść do bonusowych miejscówek z dodatkowymi wyzwaniami. Większość z nich to walki, ale zdarzy się kilka zadań całkowicie odmiennych, w tym zagadki ? niezbyt trudne, ale wymagające znajomości języka angielskiego, bowiem nie ma tu choćby słowa po polsku. Polityka EA w sprawie lokalizacji jest dla mnie niezrozumiała niczym umysł Hannibala Lectera ? Elektronicy pakują pełny dubbing do strzelanek, nietkniętymi pozostawiając gry, w których tekstu nie poskąpiono. Alicja na tym cierpi, gdyż wiele słów pochodzi z typowo angielskiego żargonu (że już nie wspomnę o właściwych dla Krainy Czarów neologizmach) i często nawet zdanie o dość banalnym znaczeniu zostaje powiedziane w taki sposób, że pozostaje tylko podrapać się po głowie. Do kuriozalnego postępowania EA jeszcze w tym tekście wrócę, lecz tymczasem rozwinięcia wymaga sama rozgrywka. Zadania związane z sekretami świetnie oddają, jak zróżnicowany pod względem gameplaya jest sequel. Poza walką i mnóstwem elementów platformowych i zagadek środowiskowych (wzbogaconych o motyw zmniejszania się na życzenie), Madness Returns często zmienia się w? side scrollera, platformówkę 2D, a nawet? grę rytmiczną! To nie wszystkie asy, jakie w rękawie chowa dziecko Spicy Horse, ale pokazują, ile i jak różnorodnej upchnięto tu zawartości. Dzięki temu szpila zajmuje ok. 15h (dla chętnych dochodzi New Game+), co jak na współczesne standardy imponuje. Najważniejsze jednak, że te wstawki nie zostały upchnięte na siłę, a w jakimś sensie pasują do klimatu przedstawionego świata.

0770g.jpg

Gameplay wreszcie się ustatkował

TAKTYCZNY UPADEK W PRZEPAŚĆ

W Alice: Madness Returns najbardziej zawiedli mnie przeciwnicy, choć nie wszyscy ? np. rozwścieczone czajniczki do herbaty są rewelacyjne. Rozgrywka momentami zbliża się do baśniowego Prince of Persia, i to pod dwoma względami ? wskakujemy na platformę, pokonujemy przeciwników, po czym brniemy dalej, zaś ci główni, poplecznicy osoby odpowiedzialnej za cały bałagan, jako żywo przypominają ?zepsutych?, ba ? samo słowo również się tutaj pojawia. Nakłada to odczuwalne ograniczenia na bestiariusz powodując, że jego przedstawiciele są po prostu obrzydliwi, ale jednocześnie wykonani jakby od niechcenia ? bo co za sztuka wymyśleć zaburzoną, czarną sylwetkę i przykleić do niej twarz lalki? W obrębie tego wynaturzonego zwierzyńca istnieją różne rodzaje potworów, ale nie zmienia to faktu, że tak naprawdę walczymy z jedną, ciemną masą. Niby można to wytłumaczyć fabularnym zagraniem, w którym pojawia się przeciwnik znacznie gorszy, niż uprzednio Szalony Kapelusznik czy nawet sama Królowa Kier, ale nie tłumaczy to opieszałości w kwestii bossów, gdyż takich z prawdziwego zdarzenia dramatycznie wręcz poskąpiono. W pewnym momencie wydawało mi się, że zaraz skrzyżuję ostrze z wielgaśnym tałatajstwem, ale szybko sprowadzono mnie na ziemię. W całej grze jest właściwie jeden, stosunkowo wredny moment, pokazany w przedpremierowych gameplayach. Co prawda zakończenie tej potyczki jest szalenie satysfakcjonujące (w tym miejscu uśmiecham się szeroko i chytrze niczym Kot z Cheshire, który ponownie zniewala swoim głosem), ale tym samym podkreśla niższy poziom trudności, niż w pierwowzorze.

Wygodna, slasherowa walka robi swoje, ale do tego dochodzą jeszcze całkowicie niekarane upadki w przepaść ? gdy miniboss właśnie rozpoczyna niemożliwy do powstrzymania i trudny do uniknięcia atak, wystarczy postawić ten jeden, tutaj absolutnie niefałszywy krok, by go uniknąć. To takie kolejne, malutkie nawiązanie do wspomnianego PoP?a. Co prawda tę opcję zaprojektowano, by obniżyć frustrację spowodowaną elementami platformowymi (nie ich poziomem, a trudnością), ale w czasie potyczek sprawdza się to o wiele lepiej, niż śmierć z ręki czy tam macki wroga ? bowiem checkpointy rozmieszczał jakiś wariat.

0884l.jpg

Mistrz drugiego planu jak zwykle rzuca się w oczy

ELECTRONIC DUMBS

Pod koniec Madness Returns dopadło mnie pewne znużenie. Czy nie za dużo tego wszystkiego? Etapy trochę się dłużą, gdyż nieco zbyt rzadko spotyka się ciekawe postacie, a za często walczy. To oraz wspomniany gorszy, choć wciąż niezły soundtrack, składają się na słabszy klimat niż w American McGee's Alice. W znacznym stopniu ratuje to oczywiście Alicja, która w odróżnieniu od typowej kobiety, ma się w co ubrać i zmienia kiecki w zależności od lokacji, a dodatkowe (dodające bonusy do rozgrywki wraz z ulepszeniami broni) można dokupić w DLC, choć tylko na konsolach. I w ten oto niemiły sposób dochodzimy do momentu, w którym trzeba wytknąć Elektronikom kolejną głupotę. Otóż z okazji premiery sequela podrasowano pierwowzór i dołożono do zamówień przedpremierowych na Origin. Kto nie kupił w ten sposób gry, tylko w pudełku, musi obejść się smakiem, chyba że jest konsolowcem ? bo tam można ją nabyć nawet w XBL czy SEN. Pytanie: a dlaczego nie ma jej w sklepie EA dla PC? Przecież gra była już gotowa? To sytuacja kretyńska, bowiem część pierwsza to w zasadzie unikat, osiągający na aukcjach chore ceny. EA jest jak polska scena polityczna ? tego się nie da zrozumieć. Że już o instrukcji nie na papierze, a wbudowanej w grę nie wspomnę? Wydawca skupił się za to na promocji, wypuszczając małą grę w formie interaktywnej książki na iOS - Alice: Madness Returns Interactive Story, stanowiącą prequel do wydarzeń z właściwej gry.

Graficznie Madness Returns prezentuje się nieźle, choć ważniejszy od jakości wykonania (i słabych gdzieniegdzie tekstur) jest design lokacji ? trafiają się perełki, jak podniebne domki z kart i zamczyska, jak również mniej ciekawe, skute lodem miejscówki. Ogólny poziom jest jednak całkiem wysoki, a znajdowanie sekretów skutecznie umila czas, pozwalając również odblokować grafiki koncepcyjne. Przeszkadza za to kamera, która nie zawsze ustawia się prawidłowo, a momentami nawet skutecznie utrudnia grę, choć na szczęście podczas normalnej eksploracji świata gry problem nie występuje. Szkoda również elementów obecnych w becie, a usuniętych z wersji finalnej ? m.in. bardziej rozbudowanych etapów w normalnej rzeczywistości okraszonych walką. Nadałoby to historii Alicji większej głębi i prawdopodobności, więc jest czego żałować.

1589o.jpg

Alicja ma asa, a nawet dwa

WHEN YOU?RE NOT ON EDGE, YOU?RE TAKING UP TOO MUCH SPACE

Alicja Americana McGee wpisuje się w urodzaj na straszne przedstawicielki płci pięknej w kulturze masowej, choć wzbudza zdecydowanie większą sympatię, niż wyłażące z telewizorów dziewczynki z silnie rozdwojonymi końcówkami bądź młode kobiety niszczące świat w zamian za odebranie im dwóch nienormalnych synków. Czary jakie, czy co?

PLUSY:

? ponownie świetny, psychodeliczny klimat i świat

? główna bohaterka

? wygodna, przemyślana walka

? różnorodny gameplay

? dobre zamknięcie opowieści

MINUSY:

? trochę gorsze od pierwowzoru pod prawie każdym względem

? za mało bossów z prawdziwego zdarzenia

? brak polonizacji i inne głupoty od EA

WERDYKT: 80%alicemadnessreturnsv.jpg

Youtube Video -> Oryginalne wideo

16 komentarzy


Rekomendowane komentarze

Mi się nowa Alicja bardzo podobała :) Rzekłbym, iż jest to jedna z najlepszych produkcji 2011 roku i za plus mogę uznać, że jej czas trwania nie jest zapisany w jednocyfrowej liczbie godzin (mi przejście jej zajęło około 14 godzin), a to w dzisiejszych czasach rewelacyjny wynik. Poza tym grało mi się naprawdę bardzo przyjemnie i brak polonizacji jakoś mnie nie uderzył, bo sama gra jakoś bardzo skomplikowana nie jest. Hm, a jeśli chodzi o politykę EA.. Cóż, powiedzmy, że już się przyzwyczaiłem, choć to tutaj i tak się nijak nie umywa do tego, co EA wyczynia w duecie z BioWare (tu mnie bolą dodatki DLC do DA i ME, które mimo tego, że niekiedy są bardzo udane, to i tak są godne pożałowania, bo: są brutalnie krótkie! i sprawiają wrażenie, że to, co w nich jest zawarte, powinno być w podstawowej wersji, a sprawę multiplayer'a, od którego uzależnione jest po części zakończenie single playera (nie wiem, czy grałeś, ale jak zagrasz, to zrozumiesz ^^) po prostu przemilczę). Podsumowując, bo się rozpisałem za bardzo, EA darzę jednocześnie sporą sympatią i nienawiścią (choć to może zbyt mocne słowo), bo gry wychodzące spod ich skrzydeł są w wiekszości naprawdę bardzo dobre, ale ich polityka jest po prostu.. głupia, łagodnie mówiąc..

Link do komentarza

W ME3 jeszcze nie grałem, lecz oczywiście gra jest na mojej liście życzeń. W USA EA została wybrana najgorszą firmą i trzeba przyznać, że czymś sobie zasłużyli. Ich polityki kompletnie nie rozumiem, nie trawię i wydaje mi się zupełnie idiotyczna. Im bliżej jesieni, tym EA będzie dążyć do większych starć z Acti (MoH vs CoD).

Co do Alicji - rzeczywiście daje radę. Jasna plama w bezmiarze skopanych po latach serii.

Link do komentarza

Guy, jeden z moich znajomków twierdzi, że pierwszą Alicję można dostać w pakiecie z normalnym wydaniem pudełkowym i nie chce mi uwierzyć, gdy mówię, że tak nie jest. Co ty na to?

Link do komentarza

Moim zdaniem (nie wiem, czy się ze mną zgodzisz), EA po prostu próbuje wyciągnąć od graczy jak najwięcej kasy.. Weźmy chociaż tego Mass Effecta.. Druga część trylogii, DLC Arrival i Lair of the Shadow Broker.. Wydawało mi się, że poruszone w nich wątki, były dosyć istotne dla całej serii i bez wątpienia powinny znaleźć się w podstawce. Po zagraniu i ukończeniu Mass Effecta 3, tylko utwierdziłem się w tym przekonaniu. Nie wiem, kto zapoczątkował tą modę na DLC (stawiam, że EA), ale zaczynają mnie powoli denerwować.. Ale dość o tym, bo można by książkę o tym napisać :D

Link do komentarza

@ Ylthin: To niech to udowodni. Mam wydanie pudełkowe i nie ma jej nigdzie, a powinna być dostępna z poziomu głównego. Jeśli ma rację, będę się cieszyć pod niebiosa i odszczekam wszystko nt. EA. No, prawie wszystko. :P

@ SyntheticAvenger: To raczej nie EA rozpoczęło modę na DLC jako takie, ani nawet istotnie fabularnie (baśniowy PoP i jego "prawdziwe" zakończenie tylko dla X360), niemniej jednak jest to wredne szatkowanie pełnej gry na kawałki. Też uważam, że w takiej formie powinny być tylko dodatki dla prawdziwych maniaków, a nie zaś kluczowe dla fabuły.

Link do komentarza

Innymi słowy - EA robi nas w słonia z serem zamiast głowy.

Nie, nie kupię ME3. Pożyczę od brata, tak samo jak i dwójkę. Żryjcie to, chciwe bestie.

Link do komentarza

No cóż, możliwe że EA tego nie zapoczątkowało, ale ostatnio bardzo im się to spodobało najwyraźniej.. A jeśli już koniecznie chcą zgolić więcej kasy od graczy, to czemu nie zrobić JEDNEGO większego dodatku w formie pudełkowej, zamiast takiego czegoś? Oczywiście są DLC, które są warte swojej ceny (Borderlands, Deus Ex: Human Revolution - The Missing Link), ale to sporadyczne przypadki..

Swoją drogą, o co chodziło z tym "prawdziwym" zakończeniem PoP?

Link do komentarza

http://www.cdaction.pl/news-5684/dlc-do-pr...-konsolach.html Generalnie DLC wydłuża zabawę o jakieś półtorej godziny. Jeśli grałeś i znasz zakończenie z PC, to pewnie wiesz dobrze, że czegoś w nim brakuje...

Co do lokalizacji - nie wiem, czy dobrze myślę, ale chyba u nas w Polsce istnieje wymóg, by chociaż instrukcja i opakowanie zostały spolszczone. W przypadku Alice: Madness Returns tak nie jest. Co więcej, pudełko to składak - BOX europejski z oznaczeniem "Nie do sprzedaży w UK", a w środku karteluszek z gwarancją realizowaną... właśnie w UK i płyta z tamtejszym symbolem kategorii wiekowej. Wtopa goni wtopę...

@ Ylthin: Dowiedziałaś się czegoś w sprawie jedynki?

Link do komentarza

Na GOG jest. Na liście życzeń, i to od długiego czasu...

Na Allegro bywa, ale w kosmicznych cenach. Jeden koleś z mojego miasta, który ma sporo staroci, wycenił raz oryginalnego, premierowego boksa na bodaj 300zł... A zwykła wersja w DVD boksach chodzi zazwyczaj za ponad 100zł.

A tymczasem na XBL i SEN można ją sobie spokojnie kupić... My brain is full of [beeep].

Link do komentarza

Bardzo fajna gra, może nie tak przełomowa jak jedynka ale i tak bardzo solidna pozycja. Niestety procek nie dawał sobie rady z fizyką więc musiałem zrezygnować :(

Guy, jeden z moich znajomków twierdzi, że pierwszą Alicję można dostać w pakiecie z normalnym wydaniem pudełkowym i nie chce mi uwierzyć, gdy mówię, że tak nie jest. Co ty na to?

Jest tak, ja miałem pożyczyłem taką wersję (nawiasem mówiąc wtedy pierwszy raz zagrałem w pierwszą część), niestety już nie pamiętam nic więcej poza tym że takie wydanie faktycznie istnieje.

baśniowy PoP i jego "prawdziwe" zakończenie tylko dla X360

To było jeszcze coś poza cofnięciem tego wszystkiego i wskrzeszeniem Eliki?

Link do komentarza

What is sought is most often found, if it is truly sought.

Sometimes we don't like the ending. Sometimes we don't understand it.

Proszę państwa, 11 minut ekstazy:

Dla mnie OST z Alicji jest genialny :)

Link do komentarza

@GuyFawkes - sorry, ale to co zapodałeś jest jak dla mnie mocno średniawe. Ogólnie znam OST z pierwszej Alice, ale to właśnie ten z Madness Returns jest dla mnie tym lepszym. Szczególnie te utwory z epizodu z "Mysterious East" :)

Link do komentarza

To już rzecz gustu. :) Ja bardziej cenię sobie OST z jedynki, gdyż jest dużo bardziej wyrazisty i mroczniejszy. Z podobną opinią spotkałem się na wielu forach. Niemniej jednak cieszyłbym się, gdyby wiele gier miało soundtrack nawet na tym poziomie, co Madness Returns. :)

Z tej odsłony za ciekawy i nastrojowy uważam ten kawałek, odgrywany w lokacji "Dollhouse":

Mocno przypomina "Tweedle-Dee And Tweedle-Dum" z pierwowzoru.

Link do komentarza
Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...