Skocz do zawartości

Śmietnik w głowie.

  • wpisy
    17
  • komentarzy
    404
  • wyświetleń
    14819

Kucykowa sesja RPG - prolog


Klekotsan

2525 wyświetleń

Kurdę, za dużo was :P Udręka napisać tyle historii. Więc jak komuś się nie podoba to z chęcią oddam stanowisko :) Zresztą, to mój pierwszy raz w tej roli, więc nie jest mi łatwo :P Chcę tu również podziękować Argarisowi za pomoc :)

Jest ciepły jesienny dzień w Ponyville. Nadszedł sezon Jabłkozbijania i niedługo odbędzie się Bieg Liści. Oznacza to pracowity okres dla mieszkańców Equestrii.

Fire String

Opuściłeś dom rodzinny szukając inspiracji i bratnich dusz. Nie mając pieniędzy na podróż zaciągnąłeś się do pracy u Applejack. Musisz zastąpić Big Macintosha, który złamał sobie nogę. Budzisz się rano w stodole na Sweet Apple Acres. Czujesz ogromny ból głowy i mdłości. W kącie na sianie leży twoja gitara lekko przywalona butelkami. Wychodzisz na zewnątrz. Osłaniając oczy przed słońcem wleczesz się do studni by doprowadzić się do jako takiego porządku. Dopadasz jej i zaczynasz łapczywie pić wodę, jednak w połowie wiadra słyszysz nad sobą karcący głos:

-Co, cukiereczku, znów kokietowałeś klaczki na potańcówce?

Unosisz głowę i zauważasz stojącą nad tobą Applejack. Trzyma ona na grzbiecie kilka pustych wiader.

-Jesteś w stanie pracować? Chodź, musisz mi pomóc zebrać jabłka z tamtej części sadu- rzuciła z uśmiechem.

Steamy

Siedzisz w swoim zagraconym warsztacie. Wszędzie dookoła walają się śrubki, koła zębate, schematy. Na podłodze leży skrzynka z narzędziami. W kącie można zauważyć stalową rzeźbę Alicorna, nad którą wczoraj pracowałaś.

Właśnie kończysz remont ściennego zegara dla burmistrz miasta kiedy do warsztatu wchodzi Twilight.

-Cześć Steamy, co porabiasz?- rzekła w progu, po czym weszła i zaczęła się rozglądać po pomieszczeniu.

-Pracuje. Potrzebujesz czegoś, Twi?- odpowiadasz spokojnie, lekko nieobecnym tonem.

Twilight, mimo bycia molem książkowym, wykazywała bardzo duże zainteresowanie twoją pracą. Często po godzinach udzielałaś jej lekcji i pomagałaś konstruować jakieś proste mechanizmy. W zamian ona pożyczała ci książki o technice i pomagała ci się zaaklimatyzować w Ponyville.

-Nic konkretne... Oooo, a co to takiego? Nie widziałam tego do tej pory!- krzyknęła Twilight wskazując na stalowego Alicorna.

-Nic takiego, Twi. Zwykła rzeźba, ot co.- odpowiedziałaś, ukradkiem ocierając pojedynczą łzę.

Ty i twój ojciec. Wasze wspólne marzenie, które pchnęło cię do podróży.

Stworzyć sztuczne życie.

Twilight zauważyła, że wdepnęła na grząski grunt. Z wymuszonym uśmiechem rzuciła niedbałe pożegnanie i szybko wyszła z warsztatu.

Znowu jesteś sama.

Quaver

Siedzisz w swoim pokoju w domostwie mecenasa Golden Hearta. Stoisz przed lustrem, poprawiając sobie grzywę.

Dziś wieczorem masz swój pierwszy, wielki występ. Masz wystąpić na koncercie, w którym na widowni ma być Księżniczka Luna.

Z nerwów w nocy nie mogłaś zasnąć, więc w tej chwili słaniasz się na nogach. Po chwili wszedł kamerdyner z tacą i postawiwszy ją na stoliku rzekł:

-Kawa dla panienki. Aha, Lady Octavia czeka na pannę w ogrodzie.

Grzecznie podziękowałaś i ruszyłaś do ogrodu z kubkiem w zębach.

Czekała tam na ciebie twoja przyjaciółka i mentorka, Octavia. Widząc twoją zaspaną minę uśmiechnęła się i rzekła:

-Kochana, co robiłaś dziś w nocy? Twoja grzywa to istna tragedia! Dziś twój wielki dzień, nie możesz go zepsuć niechlujną fryzurą! Chodź, pomogę ci.

Tak więc wypiłaś kubek kawy i spożyłaś lekkie śniadanie przyniesione ci przez służbę, podczas gdy Octavia dwoiła się i troiła, by przemienić cię z czupiradła w kuca wyższych sfer. W końcu zadowolona z efektu swojej pracy rzekła:

-No, tak dużo lepiej! Kochana, idź weź swoje skrzypce. Spotkamy się w filharmonii na próbie generalnej. Tylko nie zaśnij!-mrugnęła.

Trailer

Nowy dzień, nowe miasto.

Budzisz się w swojej przyczepie. Klaustrofobiczne wnętrze jest wypełnione masą gratów. Na podłodze walają się stare zdjęcia.

Glassy...

Wstajesz i podchodzisz do lustra. Widzisz swoją wychudzoną, przedwcześnie postarzałą twarz. Poprawiasz zmierzwioną grzywę i łykasz stertę pigułek.

Ciekawe co mnie zabije szybciej-wątroba czy rak...

Wkładasz dwie sporę obrączki-pamiątki twojej nieszczęśliwej miłości. Nigdy nie przestaniesz szukać tych bydlaków, którzy jej to zrobili...

Wychodzisz z przyczepy. Zaparkowałeś na wzgórzu, przez co teraz podziwiasz piękną panoramę Ponyville. Doszły cię słuchy, że mieszka tu utalentowany jednorożec-mechanik. Dobrze się składa, twoja stara przyczepa potrzebuje remontu. Schodzisz w kierunku miasteczka.

Moith

Znów ten bunkier... Alarm. Awaria systemu. To białe światło... Cholera, a miało być tak łatwo...

-Moith? Moith, proszę cię, wstawaj...

Otwierasz powoli oczy. Znajdujesz się w ogrodzie twojej sąsiadki. Stoi ona teraz nad twoją głową i przygląda ci się z lekkim niepokojem.

-Coś ci się stało, Moith? Zemdlałeś? Uderzyłeś się w głowę? Ojej, już lecę po pomoc!

-Spokojnie, Fluttershy- uśmiechnąłeś się zawadiacko -Po prostu się zdrzemnąłem, to wszystko.

Żółty pegaz wyraźnie się uspokoił. Z niepewnym uśmiechem na twarzy podeszła do ciebie i zaczęła oglądać ze wszystkich stron.

-Jesteś pewien? Bo wiesz, chciałam żebyś mi pomógł dziś karmić kurczaki, ale jak się źle czujesz...

-Daj spokój! Chodź, nakarmmy te bestie!- krzyknąłeś.

Na dźwięk słowa "bestia" Fluttershy lekko się wzdrygnęła, ale po chwili uśmiechnęła się z ulgą.

Uwielbiasz jej pomagać. W twoim świecie nie było tylu stworzeń, takiego spokoju. Ponadto spokojny, choć lekko neurotyczny charakter Fluttershy przyjemnie kontrastował z tymi wszystkimi wariatami i mutantami z pustkowi.

Kolejny leniwy dzień w raju przed tobą.

Sheya'trith

Obudziłaś się po kolejnym, tajemniczym śnie. Od kilku dni dręczy cie wizja świata, gdzie ogień spada z nieba zamiast deszczu, a rzeki zamieniły się w potoki lawy.

Nie pozwoliłaś myślom krążyć wokół tej sprawy. Założyłaś swój czarny płaszcz i zjadłaś śniadanie przed zabraniem się za zaklęcie siedzące w twojej głowie już pewien czas.

W domu było zdecydowanie za jasno i trzeba było zmienić kolorystykę na bardziej ciemną. W porównaniu do niektórych sytuacji z przeszłości, ten czar był pestką.

Po kilku chwilach twoje oczy mogły odpocząć, jednak nie na długo.

Właśnie wybierałaś się do Twilight Sparkle, aby pożyczyć nieco książek i porozmawiać z jednorożcem o podobnych zainteresowaniach.

Wychodząc z domu twoje oczy znowu musiały przystosować się do światła słonecznego. "Tak krótki czas pobytu tutaj już pozbawił mnie szybkiego przystosowania się do zmiany oświetlenia? Chyba za bardzo się rozleniwiłam" - Pomyślałaś i skierowałaś się do domu Uczennicy Celestii.

Chidori

Miałeś właśnie piękny sen, który mógłbyś wręcz oddać za własne życie. Problem w tym, że właśnie ono nadeszło. Wizja idealnego życia prysła, pozostawiając jedynie kawałki niejasnych wspomnień.

"Czyżbym znowu zapomniał zasłonić okien?". Faktycznie przez okna wpadały promienie słoneczne, które były powodem przerwania połączenia ze światem marzeń.

Zasłoniłeś okna i położyłeś się na innym materacu. "Może zdążę zobaczyć koniec?" - Pomyślałeś i próbowałeś ponownie zasnąć. Udałoby ci się, gdyby nie pukanie do drzwi.

Rezygnując z próby ponownego zaśnięcia wstałeś i otworzyłeś wejście do domu. Przed tobą stała Pinkie Pie, jednak po chwili radosnego podskakiwania wskoczyła do środka.

-Cześć! Mogę wejść? Dzięki. Wiesz, zawsze zastanawiałam się jak się urządziłeś. Zresztą te myśli zawsze mnie nachodzą, jak ktoś nowy zjawia się w Ponyville. Jeejuu. Ile poduszek! Ile materacy! Robisz piżama party? Czekaj czekaj! Nic nie mów, sama zgadnę. Wiem! Uwielbiasz skakać po łóżkach i innych miejscach do spania. A żeby nie spać na brudnym, to skaczesz po jednym, a śpisz na drugim. Genialne! Ja też mogę poskakać? Mogę, mogę? Przypomniało mi się jak kiedyś uwielbiałam skakać po wszystkim. Zabawa jest tym większa, im bardziej brudne masz kopytka.

Stwierdziłeś, że to będzie długi dzień i próbowałeś opanować entuzjazm Mistrzyni Imprez.

Lignator

Od rana siedzisz w lesie Everfree i rąbiesz drewno na opał. Idzie zima więc spodziewasz się masy kucyków chętnych na gotowe drwa do kominka. Po kilku godzinach pracy decydujesz się zrobić sobie przerwę. Jesteś w trakcie spożywania kanapki z kończyną, kiedy zauważasz tajemniczego jednorożca stojącego w głębi lasu. Ubrany jest on w czarny, długi płaszcz ozdobiony napisami w nieznanym języku. Nieznajomy uniósł głowę w górę i rzekł:

-To już dziś

Czujesz, jak przechodzą ci ciarki po plecach. Nieznajomy odwrócił się w twoją stronę.

-Och, nie zauważyłem pana. Wie pan, może pan odłożyć tą siekierę. To i tak bez sensu. Świat się zmieni, a my razem z nim. Radzę się spakować i opuścić Ponyville. Najlepiej zaraz.

Po tych słowach odwrócił się w przeciwnym kierunku i rzucił:

-Miłego dnia życze. Tak się chyba tu pozdrawiacie, czyż nie?

Nieznajomy ruszył w głąb lasu. Pobiegłeś kawałek za nim, jednak nie udało ci się go znaleźć.

Flaming Ink

Właśnie skończyłaś tatuować jakąś młodą klaczkę, kiedy do salonu wpadła Rainbow Dash.

-Siema Inkie!- rzuciła w progu.

-Cześć Dash! Co cie do mnie sprowadza?- odpowiedziałaś z uśmiechem.

Rainbow była regularnym bywalcem twojego studia tatuażu. Fascynowała ją twoja praca i lubiła wysłuchiwać twoich opowiadań z czasów, jak wędrowałaś po Equestrii. Od pewnego czasu nawet starała się tobie pomagać w pracy, jednak wyraźnie brakowało jej talentu.

-Wiesz co? Zdecydowałam sobie w końcu walnąć dziarę!- rzekła z uśmiechem

Zaskoczyła cię tym stwierdzeniem. Większość twoich klientów należała do kręgów artystycznych.

-No to wskakuj na fotel. Jakiś konkretny wzór na myśli?

-Niestety żaden. Zdam się na twoją intuicję. Aha, to leżało przed domem- podała ci kopertę.

Obejrzałaś ją szybko. Wyraźnie adresowana do ciebie, jednak nie było adresu zwrotnego. Kto to może być?

Odstawiłaś list na szafkę i zajęłaś się swoją klientką.

Bravehoof

Siedzisz w pociągu do Canterlot. Wczoraj dostałeś od Spika oficjalną depeszę od Celestii, która pilnie wezwała cię do zamku na konsultację.

Czegoż Księżniczka może ode mnie chcieć? Obiecałem sobie, że już nie postawię kopyta na dworze...

Mimo, że upłynęło kilka lat od tego tragicznego wydarzenia, to ciągle nie pozbyłeś się koszmarów. Zresztą, silne bóle twej cudem uratowanej nogi nie pozwalały ci o tym wszystkim zapomnieć.

Złożyłeś list od księżniczki i włożyłeś go do kieszeni. Po kilku chwilach dojechałeś na dworzec w Canterlot. Czekał tam na ciebie biały pegaz w garniturze.

-Sir Bravehoof? Witam, jestem agent BS0700,- przedstawił się. Z zadowoleniem zauważyłes, że tradycje tajnych służb po twoim odejściu się nie zmieniły. Jak zwykle anonimowi, enigmatyczni, gotowi na wszystko.

Elita elit. Najlepsi w Equestrii

-Księżniczka już na Pana czeka. Prosze wsiąść do karocy.- oznajmił.

89 komentarzy


Rekomendowane komentarze



Zostałem sam.

Nadal nie mogłem pojąć ogromu zniszczeń. Wciąż miałem nadzieję, że AJ wróci. Wróci, powie, że wszystko jest OK i będę jej pomagał w jakimś innym sadzie. Sadzie, gdzie rosną jabłonie.

Najstraszniejsze było to, że nikt tak na prawdę nie wiedział, co się stało. Czy był to początek wojny czy atak jakiegoś stwora? Nie wyglądało mi to na zabawę Discorda. Wyglądało na coś mroczniejszego i dużo bardziej groźnego.

Trailer uświadomił mi brutalnie, że to już nie wróci. Nikt z nas nie jest tego w stanie zmienić. My musimy zapomnieć o przeszłości i iść dalej. Ten wariat wybrał się do lasu Everfree. To dziwne miejsce. Zupełnie inne od tego, co dotąd poznałem. Słyszałem legendy o drzewnych wilkach i mantykorach. Jako miastowy kuc nigdy nie chciałem przekonać się na własnej skórze, ile było w nich prawdy. Niby jestem wolnym strzelcem, który obija się z miasteczka do wioski, jednak wszystko było zawsze pod kontrolą. Wiedziałem, że mogłem liczyć na pomoc mych przyjaciół rozsianych po całej Equestrii i innych życzliwych kucy. W lesie zdany byłbym tylko na siebie.

Postanowiłem coś zrobić. Nie byłem przekonany do końca co to będzie, jednak wiedziałem, że nie mogę tu zostać. Miałem nadzieję, że Canterlot ocalał. Co prawda to kawałek drogi stąd, ale chyba nie zostało mi nic innego. Poczta nie działała, więc nie miałem jak skontaktować się z moimi bliskimi lub kimkolwiek z poza Ponyville.

Poprawiłem pasek od gitary, zabrałem kilka butelek wody i jabłek, które udało mi się znaleźć w wszech otaczających zgliszczach. Ruszyłem przed siebie zostawiając w tyle ruiny Ponyville.

Fire%20String%20SM_4f83577cc830c.png

Link do komentarza

Nudzi mi się, więc napiszę małe uzupełnienie co się stało między końcem rozmowy z Moithem i Jakem a pójściem spać.

Szukałem wygodnego mchu- na szczęście podczas mojej poprzedniej wyprawy nauczyłem się znajdować w lesie wygodne miejsca do spania. O! Tutaj będzie całkiem dobrze. Co prawda to nie materac, ale chociaż się wyśpię. Położyłem się i wtedy zobaczyłem, że kilka metrów ode mnie siedzi Lyra.

- OMC (oh my Celestia) jak ty możesz siedzieć w takiej pozycji?

- Mam takiego kaca, że i tak mnie wszystko boli- co za różnica jak siedzę? I dzięki za ratunek, ja....

- Nie ma za co, nie rozwijaj tematu, bo nie lubię jak się robi rzewnie.

- Co dalej?

- Idziemy do Canterlot z tymi tam. Nie żeby był to dobry pomysł, ale nie bardzo mamy wybór. Jeśli coś nas może ochronić przed tą ciemnością to tylko Celestia i Luna. Zresztą tam znajdziemy schronienie i jedzenie.

- A co sądzisz o naszych nowych kompanach?

- Jake jest bardzo sympatyczny aczkolwiek raczej nie nadaje się do ewentualnej walki. Za to Moith... sam nie wiem, ale ma broń a to jest ważne w tej sytuacji. Oczywiście idziesz z nami?

- Oczywiście. A reszta?

- Zrobią co będę chcieli. Słyszałem o Octavii i sądzę, że tej grupie można ufać, choć mogliby nas spowolnić. A ten cały Sheya'trith- wolałbym, żeby trzymała się od nas z daleka. Nie wiem czemu, ale dziwnie się czuję w jej towarzystwie. Teraz czas iść spać.

- Ja już się wyspałam- pójdę się napić, bo mnie suszy.

Piękny dzień, nie ma co. Wątpię by jutro było lepiej, ale cóż z tym zrobić? Zasypiam z nadzieją, że przeżyję kolejny dzień.

Link do komentarza

Zamrugałam, otworzyłam szerzej oczy i potrząsnęłam pyskiem, widząc kłębiące się dookoła liczne kuce. ?No nieee??, pomyślałam, ?chyba nie spałam aż tak długo??.

Ostrożnie uniosłam się na przednich nogach i jęknęłam, czując kłucie w boku. Dzięki niech będą Lignatorowi, że raczył mnie opatrzyć. Zacisnęłam zęby i stanęłam, acz nieco chwiejnie, na wszystkich czterech kopytach. Stęknęłam, czując jak ból narasta, przemogłam się jednak i poczyniłam pierwszy krok. I kolejny. Jeszcze jeden. Już miałam poruszyć prawą tylną nogą, gdy poczułam, jak ciepły strumyk płynie po jej wnętrzu. Pochyliłam głowę i spojrzałam między przednimi kopytami?

Z trudem powstrzymałam się od siarczystego przekleństwa. Po wewnętrznej stronie uda, niebezpiecznie blisko pachwiny, utkwił sporawy kawałek szkła, Celestia wie jakim cudem. Czerwony ogier musiał go przeoczyć, gdy bandażował rany. Zaburczałam gniewnie i niechętnie położyłam na boku, skupiając magię i próbując samej wyciągnąć odłamek.

Zielonkawobłękitna aura otoczyła szkło. Łagodnie poruszyłam nim, usiłując wydobyć odprysk z rany?

Krew popłynęła szerokim strumieniem. Jęknęłam głucho i ?puściłam? odłamek, uwalniając i rozpraszając zgromadzoną moc. Położyłam głowę, czując rosnącą frustrację i ? co gorsza ? bezsilność.

Jak wtedy. Gdy ginął ten ogier.

Łzy zaczęły napływać mi do oczu i gromadzić się pod opuchniętymi ze zmęczenia powiekami. Szybkim ruchem kopyta przetarłam je. ?Nie. Ja nie płaczę. Nigdy. Przenigdy.?

Leżałam tak przez chwilę, czując gorycz w pysku, gdy nagle wpadłam na pomysł? Uniosłam pysk i rozejrzałam się, szukając kogoś, kto nie był zajęty. W końcu dostrzegłam leżącego pod ścianą popielatego ogiera w smokingu. Ciemna grzywa opadała mu na czoło, zakrywając częściowo oczy, długi ogon leżał swobodnie na ziemi.

- Psst! - Zastukałam kopytem, usiłując zwrócić jego uwagę. ? Ej? Psssst!!!

[Teehee, masz odpis. Krótki i w sumie? mógłby być lepszy, ale ważne że jest. Esejów ci pisać nie będę, nie na tych kompach.]

Link do komentarza

Canterlot zawiadomione... teraz pozostało nam tylko czekać na odpowiedź, w stolicy powinni znać odpowiedź na pytanie "Co się stało w Ponyville?", ale w tym czasie przydałoby się zorganizować zebranie na którym ustalilibyśmy "co dalej?", może któryś z jednorożców potrafi się dobrze teleportować i mógłby sprawdzić co teraz dzieje się w naszym mieście, pegazy powinny przeszukać pobliskie tereny w poszukiwaniu czegoś jadalnego, podczas gdy my znajdziemy/zbudujemy jakieś tymczasowe skchronienie, zobaczymy ile pokarmu mamy przy sobie. W każdym razie powinniśmy mieć plan, warto mieć plan, kuce z planem będą zajęte pracą, a podczas pracy nie będą mogły zająć się panikowaniem i zrobią coś pożytecznego. Wystarczyło tylko wszystkich zwołać i demokratycznie zdecydować co chcemy zrobić.

Link do komentarza

Ciekawe, czy ustalono już tożsamość zamachowca, który zamordował Celestię. Może ma to jakiś związek z tym 'kataklizmem' w Ponyville. Dwie wielkie tragedie w tym samym czasie? To nie przypadek. -Zagłębiłem się w rozmyślaniach, wpatrzony w krzątających się w koło ogierów. -To raczej element jakiegoś większego planu. Ale "to" nie wyglądało na twór kucykowych kopyt... Nigdy nie byłem zwolennikiem teorii głoszących istnienie sił nadprzyrodzonych, ale nie widzę innego wytłumaczenia. To jednak wciąż nie tłumaczy, czemu "inwazja" nastąpiła w niedużym miasteczku w pobliżu... Oczywiście! Następnym celem będzie Canterlot!

Moje rozmyślenia zastały gwałtownie przerwane przez jakieś dziwne uczucie. Jakby ktoś mnie obserwował. Rozejrzałem się. Zielonogrzywa, zabandażowana klacz, ta którą opiekował się Lignator, ewidentnie próbowała przyciągnąć moją uwagę. Wstałem i zbliżyłem się do niej.

Link do komentarza

Trailer

Przez chwilę pomyślałeś, że źle zrobiłeś, zbaczając ze ścieżki. W Lesie Everfree ciemność dominowała, mimo słonecznego dnia. Wyglądało na to, że się zgubiłeś.

Po pewnym czasie dało się słyszeć nieznany głos:

- Miejsce to dla podróżnych nieodpowiednie, zguba czeka na nierozważnych, co na przygodę nieprzygotowani przyszli. Po śladach własnych wyruszcie, by drogę do domu odnaleźć, zanim śmierci dane będzie was znaleźć.

- Jestem z pobliskiego miasteczka, Ponyville zostało pochłonięte przez... Ciemność, pojawiającą się znikąd. Kim ty jesteś?

Zza drzewa wyszedł zakapturzony kuc w płaszczu.

- Ponyville stracone? Choć za mną nieznajomy i wybacz, za mą niegościnność, imię me Zecora, wiedzieć muszę więcej o tej sprawie, przyjaciele moi tam żyli i wiele mnie nauczyli.

Fire String

Podróż wydawała ciągnąć się w nieskończoność, ruiny Ponyville zniknęły z zasięgu wzroku. Wszystko wyglądało na nienaruszone, cały krajobraz tonął w zieleni i nic, poza wspomnieniami nie świadczyło o jakiejkolwiek katastrofie. Szedłeś już szmat czasu, lecz dopiero teraz zauważyłeś ślady obozowiska, a właściwie kilku kucy skupionych wokół ogniska. Uchodźcy... Czyli ktoś przeżył.

Sama myśl, że istnieje choć cień szansy spotkania kogoś, komu udało wydostać się z tego koszmaru działała pokrzepiająco. Przyśpieszyłeś kroku, to nowe odkrycie dało ci nieco motywacji do działania.

Po kolejnych, dłużących się chwilach podróży zapewne padłbyś i przeleżał resztę dnia. Takie wycieczki na kacu to nie jest dobry pomysł, lecz wciąż lepsze, niż śmierć w mrocznej otchłani i brak jakichkolwiek następnych możliwości do narzekania na ból głowy po imprezie. Od przymusowego odpoczynku powstrzymały cie niezrozumiałe słowa, nie jednego, lecz całej grupy kucy. Mimo obolałych nóg, po całodziennej podróży ruszyłeś w stronę źródła dźwięku. Przedostając się przez zarośla ujrzałeś kilkanaście kucyków, z których część była też obecna na imprezie u Chidori'ego, jego jednak nie udało ci się dojrzeć. Poza znanymi jedynie z widoku kucami, poznałeś Flaming Ink i Lignatora, rozmawiającego z jakimś podejrzanie elegancko ubranym ogierem.

Flaming Ink/Bravehoof/Lignator/Fire String C.D.

Canterlot milczało, nie dostaliście wsparcia, ani nawet odpowiedzi. Spike sam nie potrafił wyjaśnić tej sytuacji, gdyż według niego stolica odpowiadała bardzo szybko i nie trzeba było czekać więcej, niż kilkadziesiąt minut, a przeczekaliście już wiele godzin. Musicie ustalić, co zrobicie, nie można wieczności spędzić w lesie, gdzie zapasy są raczej ograniczone, biorąc pod uwagę liczebność obozu, ale pierw, wyglądało na to, że macie gościa.

Sheya'trith/Quaver

Oddaliłyście się z obozu, by porozmawiać w cztery oczy.

- Tamtych zapewne już nic nie powstrzyma przed wyruszeniem do Canterlot. Problem w tym, że ja i Octavia właśnie stamtąd jedziemy, a wszystkie moje rzeczy dojechały już zapewne do Trottingham. Natomiast stolica jest pogrążona w chaosie.

- Co więc sugerujesz?

- Wątpię, by za nami zbytnio tęsknili. Wyruszmy do Trottingham. Zapewne większość kucy w stolicy nie wie, co ze sobą zrobić, ani nawet co się stało.

- Gdzie byśmy nie poszły, droga nigdy nie byłaby krótka, ani łatwa. Niech tak będzie.

Jake Sheaf/Moith/Chidori

Zostaliście obudzeni przez poranne promienie słoneczne. Dziwne, że ta kolej rzeczy zdołała się utrzymać, chociaż na zgodność z zegarkiem nie można było liczyć, jeśli ostatnie wydarzenia były prawdą. Tak jak ustaliliście, wyruszyliście do Canterlot, zostaliście też odciążeni o kilka klaczy, co nie sprawiało zbyt dużego kłopotu.

Idąc do stolicy spotkaliście na drodze masę przerażonych kucy, wyraźnie idących w drugim kierunku. Znaleźliście także porzucony wóz, którym szybciej traficie do stolicy.

Argaris ma ode mnie cyber-browara :)

Link do komentarza

<Do uciekających kucyków>

-Tchórze! Jak możecie uciekać ze stolicy? Trochę gorzej się dzieje i wy już zostawiacie swój dom? Wstyd

<Łapie jednego z uciekających>

-Ty gadaj co się tam stało albo pożałujesz, ze tam nie zginąłeś.

*Słyszymy tylko nieskładny bełkot szaleńca, który twierdzi, że ktoś próbował zaatakować Celestię i nikt nie wie z jakim skutkiem.*

<upuszcza nieszczęśnika>

-Trochę potworności i już panika, co się z wami dzieje...

-Mam nadzieję, że księżniczka jest cała, bo kto inny zapanuje nad tym chaosem? Luna w pojedynkę nie da sobie rady...

- Za mało wam wiary, jest wszystko dobrze, a nawet gdyby było źle, to Luna sobie poradzi.

-Jeśli wszystko jest dobrze to czemu tyle kuców ucieka z miasta?

-Ta Luna sobie radę da, pewnie... Skończy się tak samo jak w miejscu z którego przybywam: wybuchnie wojna i wszystko się posypie. Luna jest zbyt nieodpowiedzialna i słaba by władać sama Equestrią, trzeba wszystko szybko wyjaśnić póki jest co ratować.

- Nie może być gorsza od Celestii, to królewska krew, oni wiedzą jak rządzić! Wyluzuj, widzisz zaczątki wojny nawet tam gdzie ich nie ma, to trochę... dziwne. Może twoim Cutie Markiem było Wszystkowidzące Oko?

-Byłoby gorzej gdyby obie były martwe. Kto wtedy będzie rządził? Mi Amore Cadenza?

Lyra: To byłoby ciekawe.

-Tylko jako scenariusz do komedii....

-Jest gorsza i to dużo, jest strasznie bezużyteczna i porywcza, jak ma się coś stać to właśnie przez nią. Kadencja byłaby dobrą przywódczynią, przynajmniej jest miła. Jake możemy nie rozmawiać o moim znaczku?

- Jak chcesz. Poza tym, znasz Lunę że ją tak oceniasz?

<Chwila ciszy>

- Ja poniekąd tak.

- Teraz mamy coś ważniejszego na głowie. Księżniczka jest ważna, ale w czasie pokoju. W razie wojny potrzeba nam wojska. Musimy znaleźć Shining Armora w Canterlot. Od niego dostaniemy wszystkie informacje

-Skąd znasz Lune? Z tego co wiem jest najbardziej bezużyteczną osobą i to z jej winy Equestria kiedyś zostanie zniszczona

-Widzę, że na razie jesteście zajęci kłótnią o Lunę, w tej sprawie nie mam nic do powiedzenia. Nigdy nie spotkałem nikogo z rodziny królewskiej. Jednak nie zapominaj Moith, że bez niej dalej bylibyśmy pod władzą Discorda.

-Wolałbym Discorda

- Skąd ta nienawiść do Luny?

-To z jej winy wojna skończyła się totalną anihilacją

- Moth, Luna pomogła mojej rodzinie gdy tego potrzebowała. Politycy zazwyczaj robią takie rzeczy przed wyborami, Luna zaś... Hmm... Od niej czuło się ciepło, i to że w sprawę się angażuje całym swym sercem. Za to będę jej wdzięczny całym sercem, i to zawsze.

-Dla mnie dalej jest potworem...

- Patrzcie wóz! Ktoś musi nas tylko podholować do Canterlot <patrzy na Lyrę>

Lyra: Nawet o tym nie myśl.

- Trudno, ciągniemy na zmianę, ja mogę pójść na pierwszy ogień

- Ja mogę drugi, chyba że chcecie odpocząć.

-Nie mam zamiaru ciągnąc tego czegoś, jak was to boli mogę biec obok wozu. Nigdy nie byłem i nie będę pracował fizycznie, ja jestem od walki, nie od bezsensownej pracy.

- Leń.

-Nie leń, inteligent bardziej. Po co mam się męczyć z takim czymś jak mogę iść? Dużo szybciej nie będziemy i tak.

- Dobra, ten wóz może się nam przydać w Canterlot.

<Jake próbował się sam zaprząc, ale nie za bardzo mu to wychodziło.>

- Leń. Mam doświadczenie w takich podróżach i wiem, że wóz się przydaje choćby po to, by mieć gdzie spać w nocy. Patrzcie, jest pełen jabłek i siana- pościel i prowiant gotowy, chcesz to nieść na plecach Moith?

-Spałem po jaskiniach, na polanach, w opuszczonych domach, lasach itp. jakoś mi nie robi to różnicy, byle było bezpiecznie. Po co na plecach? To maleństwo

<wskazuje na PipBucka>

wszystko posortuje i zmniejszy masę, nie będę tłumaczył jak to działa ale 3/4 tego towaru bym zebrał bez problemu.

-Ktoś pomoże? - spytał zniecierpliwiony Jake, po raz setny

-Dobra uspokój się ogierze

<zakłada Jake`owi uprząż>

-WIO!

- Kombinujesz, nie mam zaufania do tego sprzętu...

-Ale mi zaufaj, jak może dać ci boosta to i towar pomoże zebrać.

-Pacan

<Jake ruszył z kopyta w stronę Canterlotu, mijając zgrabnie kolejne kuce uciekające z miasta.>

-Ten pacan cię uratował.

- Ruszył jakby go sam Discord gonił, poczekaj, chciałbym wsiąść, położyć się na sianie i pospać trochę zanim Cię zmienię.

- A no tak, współtowarzysze podróży. Wsiadajcie szybko!

Link do komentarza

Droga do Trottingham była właściwie tak długa, jak do Canterlot. Stanowiłoby to problem, gdyby nie fakt, iż nie tylko Ponyville zostało pogrążone paniką. Po kilku godzinach marszu trójkucykowej grupce udało się natrafić na karoce pewnego możnego, który, jak później się okazało, również stracił dach nad głową, a cały dobytek, jaki mu pozostał miał przy sobie. Na szczęście on także kierował się do Trottingham i nie zawahał się, gdy trzy klacze poprosiły o pomoc. Do miasta dotarły szybciej, niż można się było spodziewać.

Generalnie po podzięce możnemu kucowi, dzielne damskie trio ruszyło w głąb miasta. Na ulicach był niezmierny tłok, a w rogach tychże ulic stały posterunki ze strażnikami.

Niewzruszone klacze po przejściu paru przecznic skręciły parę razy w lewo i dotarły do kamienicy mecenasa Golden Hearta.

Z zewnątrz może i wyglądała skromnie, ale w środku była to siedziba elegancka, a sam mecenas dał dziewczętom jeden, ale za to duży i bardzo dobrze wyposażony pokój.

Ku dezaprobacie Sheya?trith ich następnym celem był miejscowy butik, gdyż, jak stwierdziła Quaver: ?Ten czarny płaszcz nie zapewnia odpowiedniego kontrastu.?. Poza tym chodzenie w jednym płaszczu cały czas nie było dobrym pomysłem, gdy diablica już znalazła sobie znajomych z wyższych kręgów.

Wybór był ogromny, skupienie się na jednej rzeczy i znalezienie czegoś co wyróżniłoby się majestatem z reszty rzeczy sprawiało duży problem.

- Jest w czym wybierać, ale mimo to nie widzę nic, czym mogłabym zastąpić swój płaszcz. ? Zaczęła Sheya?trith przywiązana do aktualnego ubioru.

- Kochana, jakby to było jakimś problemem - powiedziała Quaver zanurzając się w ocean sukni.

- Mhm... Mam! - wykrzyknęła wychylając się i pokazując swoją zdobycz. Niby zwykła sukienka, bez żadnych falbanek, nie za długa, nie za krótka. Stonowane kolory no i ten ładny krój.

- Przymierzysz?

Diablica przymierzyła sukienkę z większym entuzjazmem, niż spodziewała się sama okazać tuż po usłyszeniu pomysłu z butikiem. Tego typu prosta suknia nie przeszkadzała jej tak bardzo, wystarczyło przyzwyczaić się do lekkiego nadmiaru dodatków i bardziej ograniczonych ruchów, niż w przypadku dotychczasowego ubioru. No cóż, dużego wyboru nie miała, na pewno znalazłoby się wielu mieszkańców Equestrii, którzy mieli większe problemy na głowie, niż ?przymus? noszenia nowej sukni, która wcale nie była taka zła, wystarczyło po prostu nieco w niej pochodzić, szczególnie, że kontakt Sheya?trith z bardziej wymyślnymi ciuchami był dosyć ograniczony.

Po udanych zakupach cała trójka wróciła do siedziby Golden Hearta, by należycie odpocząć od wydarzeń z ostatnich dni.

Link do komentarza

Zmęczone, niepewne przyszłości kuce zgromadziły się wokół huczącego ogniska. Iskry ulatywały z wolna ku stropowi jaskini.

Spike raz po raz miął w pazurach kawałek pergaminu.

- Canterlot nie odpisało na moją depeszę... - Mały smok zakolysał się lekko na piętach. - A napisałem ją już kilka razy... Musiała dotrzeć. Zawsze dociera.

Bravehoof, dotychczas siedzący z przymkniętymi oczami obok pojękującej smętnie Inkie, podniósł pysk.

- Nawet jeśli dotarła, to nikt jej nie odczyta.

Pośród ocalalych rozległ się szmer zdumienia. O czym mówił ten obcy?

Jasny ogier uniósł się i odrzucił grzywę z oczu.

- Księżniczka Celestia nie żyje. - Powiedział głucho.

Szepty ucichły. Prawda powoli zaczynała docierać do zgromadzonych... I wtedy rozległy się pierwsze szlochy.

Po pewnym czasie, nielubiący siedzieć bezczynnie Lignator zapytał się:

-Skąd to wiesz?

-Jestem agentem, kilka dni temu Celestia kazała mi przyjechać na konsultację, powiedziała,że ma złe przeczucia, gdy tylko wyszedłem z sali Celestia została pojmana, a następnie zamordowana.

Wśród zebranych znów zaczeły się dyskusje.

W tym samym momencie do grupki podszedł Fire String. Applejack odrazu go rozpoznała i zaczeła z nim rozmawiać. Wszyscy zatanawiali się co dalej, zapasów nie starczy na długo, kuce zaczeły się nie cierpliwić.

-Pójdziemy na wschód, do stolicy. - Z racji braku innego pomysłu zaproponował Lignator.

-A co jeśli stało się tam to samo co w Ponyville? - zapytała niepewnie żółtogrzywa klaczka.

-Wtedy pójdziemy dalej, do Stalliongradu.

Nikt nie wpadł na lepszy pomysł, więc wszyscy zgodzili się na podróż do Canterlot.

Odpowieź za mnie i Ylthin i jeżeli Czarek nie zdąży odpisać (ma kare) to także za niego.

Link do komentarza

Nie jestem sam.

Nigdy w życiu nie spodziewałem się, że widok obcych kucy tak mnie ucieszy. Byłem niemal pewien, ze teraz jestem zdany sam na siebie a to co dotknęło Ponyville niebawem dotrze i tutaj.

Zostałem w miarę ciepło przyjęty, ale co najważniejsze - nie odrzucili mnie. Dopiero teraz zrozumiałem, że sam nie miałbym szans przeżyć. Zawiodła mnie moja orientacja w terenie i ostatnie kilkanaście godzin szedłem na ślepo.

Okazało się, że sprawa jest o wiele bardziej skomplikowana niż myślałem. Katastrofa w Ponyville nie była przypadkiem a wynikiem starannie zaplanowanych działań. Nigdy nie znałem się na tej diabelskiej polityce, ale to nie brzmiało dobrze. Do tego nasza władczyni została zamordowana. Przeczuwałem ciężkie czasy.

Wśród grupki obozowiczów znalazła się także Apple Jack. Powiedziała, że udało im się uciec w ostatniej chwili. Była mocno zdziwiona, gdy mnie ujrzała. Nie spodziewała się, że zdołam przeżyć. Widać Big Mac jest równie dobrym budowlańcem co i sadownikiem.

W trakcie mojej rozmowy z AJ padł pomysł podróży do Canterlot. W sumie to było mi wszystko jedno a nie chciałem iść dalej sam, więc zgodziłem się iść z nimi. By spróbować zapomnieć o realiach tego zwariowanego świata zrobiłem to co zwykłem robić w takich sytuacjach. Wyciągnąłem wiosło i zacząłem grać smutnego bluesa.

Fire%20String%20SM_4f83577cc830c.png

Link do komentarza

Zecora oddaliła się ode mnie, nie ujawniając swojej twarzy spod kaptura. Ani razu nie obejrzała się za siebie, jednak zdawało mi się, że ma oczy z tyłu głowy i śledzi każdy nasz ruch. W tej postaci było zarazem coś tajemniczego, przyciągającego, jak i okrutnego, odpychającego. Dotąd myślałem, że znam się na charakterach innych osób. Już po sposobie czyjegoś chodzenia potrafiłem wstępnie nakreślić w myślach portret psychologiczny. Ale nie u Zecory, o nie. Była bardzo zamknięta w sobie.

-Niech mały uważa. Zgubienie często się tu przydarza - rzuciła za siebie. Zorientowałem się, że przez parę minut nie pilnowałem dzieciaka. Odwróciłem się i nie mogłem go dostrzec.

-Caecus? Caecus!

Przestraszyłem się nie na żarty. Postąpiłem kilka kroków do tyłu. Oglądałem się na wszystkie strony. Nie dostrzegałem najmniejszego ruchu.

-Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?! Wiedziałaś, że straciłem gówniarza z oczu.

-To chyba twoje zadanie, aby obserwować go nieustannie.

Zecora wydawała się być pewna siebie. Miałem wrażenie, że czerpała jakąś przyjemność z tego, że spanikowałem. Jednocześnie nie sprawiała na mnie wrażenia kogoś, kto naraziłby małe, niewidome dziecko na śmierć... chyba.

-Dla ciebie to chyba żadna różnica? W końcu biedny mały ci się tylko uprzykrza.

-Dosyć. Zawracam. Chcę, czy nie, jestem za niego teraz odpowiedzialny. Sayonara...

-Trailer? - usłyszałem znajomy głos. Kilka kroków obok mnie stąpał mały kucyk. Gdy go zobaczyłem, żyły ponownie napełniły mi się krwią. Odetchnąłem z ulgą. Jak ta wiedźma to zrobiła? Czy w ogóle coś zrobiła, czy po prostu Caecus na chwilę zboczył z drogi? Miałem wrażenie, że zaplanowała to sobie już w chwili, kiedy mnie zobaczyła. Byłem gotów rzucić się ze złości na Zecorę, kiedy zobaczyłem małą, drewnianą chatkę. Jesteśmy na miejscu.

________________________________

Sory za kwestie Zecory, ale poeta ze mnie jak z Orwella kapitalista.

Link do komentarza

Chidori/Jake Sheaf/Moith

Dotarliście do Canterlot. Na ulicach panuje chaos. Większość kucyków ucieka z miasta, więc drogi wylotowe są zakorkowane. Dookoła krzątają się gwardziści, bezskutecznie próbując upilnować porządku. Ulice są brudne, zasłane masą śmieci, szkła i połamanego drewna. Od czasu do czasu widzicie złodziei i szabrowników, korzystających z okazji. Służby medyczne próbują pomóc omdlałym i stratowanym.

Nagle słyszycie głos.

-Stać! W imieniu Gwardii Królewskiej rozkazuje wam stać!

W ciągu sekundy zostajecie złapani przez strażnika

-Wszyscy stąd uciekają, księżniczka nie żyje, a wy tu się zjawiacie? Podejrzane! Zabierzemy was na dołek, porozmawiamy sobie, co?!

Fire String/Bravehoof/Lignator/Flaming Ink

Zdecydowaliście się iść do Canterlot, podczas gdy reszta kucyków i pozostałe Elementy Harmonii postanowiły założyć w pobliżu ruin Ponyville tymczasowy obóz i dalej oczekiwać na rozkazy ze stolicy. Zrobiliście zbiórkę by policzyć obecnych, kiedy nagle ktoś krzyknął.

-Rarity?! Gdzie jest Rarity?!

Rozpoczęliście poszukiwania, niestety nie udało wam się jej znaleźć.

Trailer

Wszedłeś do chaty Zecory. Wszędzie dookoła było pełno ksiąg, bibelotów i jakiś ziół.

-Więc, mówiłeś coś o jakiejś inwazji...

Opisałeś jej wszystko co zaszło tej nocy.

-Hmm... Wiesz, skąd się wzięły władcze alicorny?

Zaprzeczenie.

-Widzisz, istnieją setki światów. Nasz jest tylko jednym z wielu. Słyszałam nawet o świecie rządzonym przez dwunożne małpy- tu zachichotała, ewidentnie rozbawiona taką możliwością.

-Dobrze, puentę poproszę- syknąłeś.

Zecora wzdrygnęła się, ale po chwili mówiła dalej.

W jednym z nich kucyki weszły na wyższy stopień jedności z naturą i magią. Rządziły one mądrze, a każdy był równy w społeczeństwie. Zaczeły eksperymentować z magią i stworzyły byt idealny - alicorna, uosabiającego jedność wszystkich ras.

Niestety, ich potęga je zaślepiła. Pewnego dnia zadały sobie pytanie - co popycha niektórych do czynienia zła? Czemu potrafimy być okrutni?

Zeszły więc w głąb siebie i odkryły tam Mrok - zło, siedzące w każdym z nas.

Widzisz, to obecność mroku i zmagania z nim nas kształtują. Światło nie może istnieć bez ciemności. W największej ciemności można znaleźć odrobinkę światła, a światłu zawsze towarzyszy cień. Yin i Yang.

W swej arogancji alicorny o tym zapomniały i chciały usunąć zło ze swych serc. Gwałtownie uwolnione, wyzwolone zło zaczęło pochłaniać światło i niszczyć całą krainę. Niektóre alicorny zostały pochłonięte i nie są niczym innym jak marionetkami. Niektóre rzuciły się w mrok i są nim przeżarte do szpiku. Jeszcze inne uciekły do innych wymiarów, w tym naszego...

A Mrok dalej rósł, chcąc pochłonąć wszystkie światy, jakie znajdzie na swej drodze.

Wzięła głęboki oddech i rzekła:

-Jak sądzisz, czy twoje światło jest dostatecznie silne?

Quaver/Sheya'trith

Wróciłyście do siebie. Octavia poszła spać, a wy siedziałyście przy stole, prowadzać drobną rozmowę i słuchając znalezionego radia. Z relacji spikera wynikało, że nie tylko Ponyville padło ofiarą Mroku tamtej nocy. Wiele innych drobnych miasteczek również znikło z powierzchni ziemi. Zaczęły również powstawać pierwsze obozy dla uchodźców, które zlokalizowano pod Stalionogradem i Manehattanem. Niestety, nie było żadnej wieści ze stolicy, poza informacją, że panuje tam całkowity chaos.

Nagle za oknem usłyszeliście wołanie. Jakiś kaznodzieja stał otoczony wianuszkiem kucy i wykrzykiwał:

-Nadciąga koniec! Nawróćcie się i wstąpcie do kultu! Tylko w ten sposób uratujecie siebie i bliskich! Oddajcie hołd prawdziwym władcom Wszechświata!

Link do komentarza

Wspólnie ustaliliśmy, że poszukiwania należy zacząć od lasu, w którym znajduje się nasz obóz. Jeżeli zakończą się one niepowodzeniem, ruszymy do Ponyville. Tam Rarity mogła się udać, by szukać swojej zaginionej siostry.

Postanowiliśmy rozdzielić się. Lignator, Bravehoof i Flaming Ink poszli razem.

[Wycięte. GM może robić sobie z Rarity, co chce, ja nie wnikam w jego decyzje i plany.]

Link do komentarza

<Patrzy z politowaniem na strażnika>

-Naprawdę myślisz, że po tym co przeszliśmy damy ci się zamknąć? Ponyville zostało zaatakowane przez jakieś czarne cusie, miasto zostało całkowicie zniszczone, większość kucyków zginęła. Przybyliśmy tu by dowiedzieć się co się właściwie stało. Ale na to pytanie już nam odpowiedziałeś. A teraz nasz grzecznie przepuścisz albo zrobię się niemiły.

-Na twoim miejscu bym go posłuchał- jest nieprzewidywalny- szepnąłem do strażnika

-Nie jestem szalony!

-Odrobinkę jesteś.

-NIE!

-Skoro tak twierdzisz...

-Wasze zachowanie jest wysoce podejrzane i z rozkazu księżny Luny mam aresztować wszystkich, których uznam za zagrożenie.

-Luna! Księżna kochana! Ona mnie zna! Zaprowadź mnie do niej!

-Jake skończ się oszukiwać, Luna cię nawet nie pamięta. A ty strażniczku lepiej zaprowadź nas do Luny i skończ strugać bohatera bo nie jest na to pora.

-Pamięta! Musi mnie pamiętać! Naszą rodzinę! Naszą sprawę!

-Taaaa, pewnie.

-Przekonamy się! Zobaczysz, że myliłem się, gdy myślałem że nikt na tym świecie mnie nie potrzebuje, nie czeka!

-Ha, ciekawe co nam niby Luna powie? Nic czego byśmy nie wiedzieli, bo reszta będzie ściśle tajna.

-Na pewno powie nam wszystko co chcemy wiedzieć.

<Zerka na PipBuck`a i sprawdza czy retoryka na pewno jest na 100>

-Skoro sami chcecie się dać aresztować i zaprowadzić przed obliczę jej wysokości to idziemy.

-Nie dajemy się aresztować głupcze! Gdybyś tego spróbował to już nigdy byś nie zobaczył słońca, swej rodziny i znajomych. Teraz prowadź nas do Luny albo sami znajdziemy drogę.

-Moith, siłą niczego nie załatwisz, troche zwiedziłem tego kraju więc wiem.

-Zdziałam wiele.

-Trochę ogłady- nie wiem czy zauważyłeś, ale strażników jest w tym mieście "trochę" więcej niż nas.

-Ogłady? Ale on chce nas zaaresztować? No i co z tego, że ich jest więcej będzie więcej zabawy i łatwiej ich trafić. O nic się nie martwcie, byłem w gorszych sytuacjach.

-Czemu zaczynam wątpić, że uzyskamy tu jakiekolwiek przydatne informacje...

Lyra: Bo nie uzyskamy?

-Coś w tym jest. Nie sądzicie, że to dziwne, że Luna chce osobiście widzieć każdego aresztowanego? A może tylko dla nas zrobili taki wyjątek? Coś tu nie gra.

-To nieprawda! Ja wiem, ona mnie jednak pamięta!

-Tak oczywiście, bo myślisz, że ona pamięta każdego kogo widziała na oczy. Lyra nie martw się, na pewno wszystko będzie dobrze, strażnik się uspokoił, idziemy do Luny czyli tam gdzie chcemy. Czego jeszcze chcesz?

-Niby nie mamy powodów do obaw, ale czemu strażnicy prowadzą pierwsze lepsze kuce złapane przy bramie do księżniczki (teraz zresztą ich jedynej)?

*chwila zastanowienia ze strony Jake'a, potem uśmiech*

-To bujda. Do pałacu szło się w prawo, na tamtym skrzyżowaniu powinniśmy skręcić. Idziemy do paki.

-Jesteś pewien?

-Jasne, w drodze do Ponyville byłem tu przejazdem, a jeszcze wcześniej chwilowo... mieszkałem. Taak, dobre słowo, "mieszkałem". Dość dobrze znam miasto

<Moith patrzy na strażnika>

-Czyli jednak nas oszukałeś, to był błąd.

<Z plecaka wylatuje karabin laserowy. Widzi strach w oczach strażnika i błagalny wyraz twarzy>

-Mówiłem byś nie kłamał i nie cwaniakował.

-Co ty chcesz zrobić? Dać się wpakować do więzienia? Po łbie go i zwiewamy.

-Mów jeszcze głośniej, nie dosłyszał.

<Strzela w strażnika, ten pada na ziemię. Moith odwraca się i widzi wyraz twarzy towarzyszy>

-No co!? Albo on albo my, no dobra nie bądźcie znowu tacy święci i dobrzy, takie życie.

<Wraca do skrzyżowania>

Idziecie? Nie zabiłem go przecież, tylko go ogłuszyłem, nie chcę by Luna wypominała mi zabójstwo strażnika. obudzi się za max 3h i będzie tylko trochę obolały.

- Taaaaak, ale gdzie idziemy? Nie znamy tego miasta, a każdy patrzy na nas jak na potencjalnego zamachowca.

-Do Luny! Jak czerpać wiedzę, to ze źródła! Chyba że do kapitana straży zamkowej...

-TAK! Więcej strażników genialny pomysł, powinniście dostać za to nagrodę, może nagrodę Darwina?

-Teraz strażnicy są wszędzie! Możemy się przemieszczać kanałami, ale dokąd? Luna i kapitan są otoczeni strażnikami.

-Zawsze mozna się ich pozbyć...

-Wtedy możesz się też pozbyć Armora, bo wątpię by po zaatakowaniu kilkunastu jego ludzi chciał z nami rozmawiać.

-Dobry pomysł, idziemy!

-Jake, skoro tu mieszkałeś to nie słyszałeś może o jakimś mało uczęszczanym przejściu do zamku?

-Są jaskinie pod zamkiem, nieuczęszczane kopalnie kryształu, ale nie przejdziemy. Proponuję wjazd na chatę Shining Armorowi. Oby okazał się przyjacielem...

-Chyba nie mamy wyboru, idziemy?

-Dobrze, prowadź i módl się by okazał się przyjacielem. Nie jestem w nastroju by odejść bez niczego, a jak tak się stanie to będzie to twoja wina Jake.

-Dobrze, ale nie teraz. Wieczorem, gdy straż się zmienia, koło 21:00. Poczekajmy u Joe'go. Ma tam donuty najlepsze w całej Equestrii!

-To dobrze, zgłodniałem

-Wam ino żarcie w głowach, z kim ja muszę pracować? Wątpię by on był w barze, pewnie pocałujemy klamkę. Ale dobra idziemy.

Link do komentarza

- Powiedz mi, że to żart. Kto niby nabierze się na te głupoty? Kolejny ?Wielki Przeciwnik?, kolejni wariaci. ? Powiedziała obojętnie Sheya?trith, czując, że poranek zmierza w złym kierunku. Kaznodziei ciężko się pozbyć, nie używając siły. Zwykle są to durni fanatycy, których umysł jest tak słaby, że naprawdę wierzą w to, co mówią, albo nie mają nic lepszego do roboty, a o reputację nie dbają.

- Widzę, iż mamy tu niewierną! Po niedoceniających nieznanej mocy moi panowie przychodzą najpierw, więc radzę zważać na słowa, gdyż niedługo świat ten zmieni się nie do poznania, a ty możesz znaleźć w nim miejsce jako przykład tego, co wszechpotężni władcy robią ze swoimi wrogami!

- Czy chociaż raz widziałeś swoich wielkich panów? Wątpię, byś przynajmniej raz obejrzał się za siebie, uciekając w popłochu ze swojego ginącego miasta. Wszystko zostało pochłonięte, więc teraz wygadujesz, jacy to są potężni mistrzowie, o których wszystko zmyśliłeś, łudząc się, że zostawią idiotów, gotowych do przyłączenia się przy życiu.

Walcząc o Ponyville, nie widziałam, aby kogokolwiek zapytali, po czyjej jesteśmy stronie.

Chyba cenniejsi jesteśmy dla nich martwi.

- Bluźnierstwo! Kłamstwa również są karane! Śmiercią! W idealnym świecie, stworzonym przez Wszechpotężnych nie ma miejsca na niedoskonałości i wady.

Sheya?trith zbliżyła się do niego, jej róg zaczął płonąć, a w oczach widać było gniew i pewność siebie.

- Poddajmy twoich Wielkich i Potężnych Władców Wszechświata próbie. Zobaczmy, czy uratują swojego wiernego sługę przed śmiercią w płomieniach? A może wiarę nie cenisz sobie ponad życie i dla urozmaicenia ktoś nie zginie w Mroku?

W tym momencie Shey została pociągnięta odrobinę do tyłu przez Quaver.

- Wiesz co? Daj mu spokój. Zobaczmy czym tak naprawdę jest ten kult.

- Kult, czy zgrupowanie fanatyków, którzy oszaleli po stracie domu, lub zobaczeniu nieznanej mocy, o której nie można się natknąć nawet w najbardziej legendarnych książkach?

Płomień zgasł, nienawiść wydawała się opuścić diablicę. Znów spojrzała na oburzonego kaznodzieję, dla innych zapewne wytrwałego i dumnie broniącego honoru swoich mistrzów.

Wewnątrz natomiast trząsł się ze strachu, wciąż jednak dawał radę ukrywać prawdziwe, targające nim emocje.

- Moja przyjaciółka dała ci szansę. Nie zmarnuj jej i zniknij mi o z oczu.

- Twe czyny nie zostaną nigdy zapomniane! ? Wykrzyczał i pogalopował wzdłuż ulicy, nie oglądając się za siebie.

- Jeśli chcesz się czegoś dowiedzieć, możemy go śledzić, nawet jeśli zgubimy trop, wyczuje tego idiotę, gdziekolwiek by nie uciekł. Dla mnie jednak to strata czasu.

- Mówisz? Jednak ja myślę, że on może doprowadzić do jakichś informacji o tym co stało się z Ponyville - stwierdziła pewnym głosem Quaver

Link do komentarza

Nie. Nie noszę ze sobą światła. Jestem egoistą, jestem samolubem, nie troszczę się o nikogo. Nigdy nie nosiłem. I nie będę nosił. Chcę to wszystko rzucić, cofnąć czas i powrócić do rutynowego oszukiwania klientów. Ale na głos powiedziałem:

-Jasne, zebra. Powodzenia.

-Zanim wyjdziesz...

-No?

-Dziecko jest ważniejsze, niż ci się wydaje.

Zecora po raz kolejny mnie przeraziła. Porzuciła swój styl mówienia, w jednej chwili stała się mroczna i poważna. Dziecko jest ważniejsze, niż ci się wydaje.

Wyszliśmy i skierowaliśmy się do Canterlot. Dalsza przechadzka przez las odbyła się bez niespodzianek. Zupełnie, jakby sama Zecora oczyściła nam drogę. Co zrobię, gdy dotrę do stolicy? Mogę opowiedzieć im o majakach tej wariatki. Tylko po co? Jasność, ciemność, sraty-taty. Poza tym, kto mnie posłucha? Kto posłucha starego, umierającego kuca uzależnionego od Cydru, na dodatek z niewidomym, wygłodzonym dziecia

Boże, jaki ja jestem żałosny...

kiem przy boku. Kto?

Wszystko mi już jedno. Ale nie mogę stać w miejscu.

Kontynuowaliśmy drogę do Canterlot.

Link do komentarza

Udałem się razem z pozostałymi do Canterlot.

Droga była ciężka. Nie zdążyłem odpocząć po wczorajszym dniu, na samą myśl o kolejnej długiej podróży uginały się po de mną nogi. Wiedziałem jednak, że nie mogę zostać tutaj w środku lasu, gdy waży się los całego kraju.

Fire%20String%20SM_4f83577cc830c.png

Link do komentarza

Chidori/Jake Sheaf/Moith

Przekradając się ulicami trafiliście do knajpy Joe. O dziwo, była ona otwarta. W środku za kontuarem siedział Joe.

-Witam szanownych klientów! O, Jake! Kopę lat!

-Miło cię widzieć, Joe! A ty co, nie uciekasz?-odpowiedział Jake

-I co, miałbym dorobek swojego życia tu zostawić? O nie, prawdziwy kapitan tonie razem ze statkiem- odrzekł.

Wysłucha waszej historii, po czym rzekł.

-No cóż, od frontu się nie dostaniecie. Nie dość, że Shining Armour z pomocą siostry postawił tą swoją barierę, to jeszcze wszystkie straże są postawione w stan gotowości. A kopalnie kryształów po incydencie z Podmieńcami zostały zasypane. Ale spokojnie, zaraz coś wymyślimy- mrugnął i poszedł na zaplecze.

Po chwili wrócił z dziwnym urządzeniem przypominającym długopis.

-To neutralizator magii. Twilight Sparkle kamufluje tą barierę, więc kiedy podejdziecie pod zamek to posuwajcie się powoli. Kiedy znajdziecie barierę to przytknijcie końcówkę długopisu do niej. Powinna zniknąć na parę sekund i umożliwić wam wejście.

Spojrzał na wasze zdumione miny.

-Możecie powiedzieć, że miałem szaloną młodość- uśmiechnął się łobuzersko.

Fire String/Bravehoof/Lignator/Flaming Ink

Szliście ścieżką do Canterlot. Będąc na niej co jakiś czas natrafialiście na naprędce klecone obozowiska, kolumny uciekinierów i porzucony dobytek. Nagle rozległ się cichy głos.

-Przepraszam?

Odwróciliście się. Za wami stała biała klacz o siwej grzywie. Była jednorożcem, a jej ciało było zakryte długim, ciemnym płaszczem.

-Zmierzacie do stolicy?- zapytała się

Potwierdzenie.

-Pozwolicie, że się do was dołączę?

Trailer

Pogrążony w myślach razem z Caecusem wyszliście z Lasu Everfree. To co ujrzałeś mocno cię zaskoczyło.

W drzewo obok ciebie były wbite widły, a pod nimi leżała kupka popiołu. Sama kora wyglądała jak nadpalona. Kilka kroków dalej leżał... jeden z tych alicornów, które zaatakowały Ponyville. Był ciężko ranny, a z brzucha wystawał mu nóż. Z rany sączyła się ciemna maź.

-Pieprzona dziwka! Prosta misja, tylko porwać... [beeep]! -wycharczał

Po czym zemdlał.

Quaver/Sheya'trith

Odczekaliście chwilę, po czym Sheya'trith spróbowała namierzyć kaznodzieje. Udało jej się złapać na chwilę z nim kontakt, po czym połączenie mentalne się urwało.

-Co do?-wyszeptała, po czym naglę poczuła potężny ból głowy. W swoich myślach ujrzała tego samego alicorna, który ją opluł w tym innym wymiarze.

-Brawo, zdemaskowałaś głupca. Winszuje. W nagrodę zabiliśmy jego i całą jego rodzinę. Możesz być z siebie dumna, kochana! Aha, mamy sporo takich kretynów w zapasie. Wiesz, jak łatwo wyprać komuś umysł? Wystarczy tylko odpowiednio go przycisnąć... Każdy pęka. -zarechotał, po czym gwałtownie zerwał połączenie telepatyczne.

Link do komentarza

<Przechodzimy przez barierę, wchodzimy do zamku niezauważeni, siedzimy w schowku dyskutując co dalej>

-Panowie..

Lyra:ekhm

-I Panie. Trzeba w końcu zdecydować- idziemy do Luny czy Shining Armora?

-Jak Jake wmawia nam, że zna Lune to lepiej iść do niej. Jak nas zobaczy to wezwie straże, a z nimi Shining Armora czyli i tak go spotkamy.

-Ale żeby tak od razu do Luny? Nie uważacie tego za trochę... dziwne?

-Nie, po co mamy się męczyć z kimś kto i tak nic nie wie, jak możemy zaraz się do niej wbić.

-Dziwne jest to, że włamaliśmy się do zamku. Sam chciałeś do niej iść. Prowadź!

- Dobrze więc, jak chcecie. Musimy się wrócić, pote w lewo, prosto, w prawo, i szerokim trotuarem.

<Moith rozgląda się po zamku>

-Ostatnio jak tu byłem, to wszystko się rozpadało i było wypełnione żrącym gazem. No i nie należy zapominać o zombi i innych atrakcjach. Nawet nie wiedziałem, że tu tak ładnie.

<tup tup tup>

- Hmmm... wejścia do komnaty Luny broni dwóch strażników, Moith masz jakiś gadżet, żeby ich cicho wyeliminować?

<Sprawdza co ma w bagażach>

Mają żyć czy mam się ich pozbyć na zawsze?

- Mają żyć! Nie jesteś bogiem żeby decoydować o czyimś życiu!

- Nie żeby mi zależało, ale jeśli przeżyją to może ktos nas wysłucha...

-Jesteście wredni, nawet się nie dacie pobawić.

<Wyciąga z bagaży Mesmetron i podchodzi do strażników>

-Witajcie Panowie! Widzę, że ciężko pracujecie chroniąc naszą wspaniałą księżniczkę Lune. Dobra robota chłopcy, możecie być z siebie dumni.

<Strażnicy podchodzą do Moitha i celują w niego bronią>

-Co tutaj robisz? Nikt nie ma wstępu do Luny!

-Panowie po co te nerwy? Jak bym chciał wam coś zrobić to już dawno byście leżeli pod drzwiami.

-Pójdziesz z nami, mamy osobne lochy dla takich psycholi jak ty.

-Yeah sure, zanim mnie tam zabierzecie mogę mieć ostatnia prośbę?

-Mów.

-Spójrzcie w ten aparat.

<Strażnicy kierowani wrodzoną ciekawością spojrzeli w przód urządzenia. W tej chwili Moith nacisną spust, błysnęło oślepiające światło, a twarze strażników przyjęły wyraz błogiej bezgranicznej głupoty>

-Jak już mówiłem, odwalacie kawał dobrej roboty i ciężko pracujecie. Lepiej idźcie zobaczyć czy nie ma was na dole, no i zostawcie mi swoje kosztowności bo grasuje złodziej!

<Strażnicy ciągle z wyrazem idiotyzmu na twarzach oddali Moithowi trochę złotych monet i broń, potem skierowali się na dół ignorując stojących pod ścianą towarzyszy Moitha>

- To było... Ciekawe. Tak, ciekawe.

Chidori patrzy na broń strażnika- wreszcie! Zbyt długo podróżowałem bez miecza... chyba sobie go "pożyczę".

- Dobra chłopaki...

Lyra:ekhm...

-I Pani. Wchodzimy?

-Ta ładujemy się do środka! Zobaczymy czy Luna naprawdę zna Jake`a, jak nie to cóż trzeba będzie ją zagadać.

Link do komentarza

- W ten sposób niczego się nie dowiemy, zawsze gdy do kogoś dotrzemy, oni go zabiją.

Przy ich zdolnościach mogą teraz kontrolować nawet wysoko postawionych urzędników.

Wygląda na to, że nigdzie nie jest już bezpiecznie. ? Powiedziała Sheya?trith, kręcąc się z nerwów po pokoju. Jeśli mogli z taką łatwością wkraść się do jej umysłu, co powstrzymywało ich przed zniszczeniem Trottingham? Po co zwlekali?

- Jak na razie jeszcze ich tutaj nie ma. Przynajmniej nie bezpośrednio, to oznacza, że raz: albo się czegoś boją lub dwa: jest to po prostu cisza przed burzą. - stwierdziła Quaver - Nie wiem co teraz powinnyśmy zrobić i jedynym pomysłem jaki mam, jest udanie się do biblioteki i tam poszukiwanie odpowiedzi.

- Nasze możliwości są mocno ograniczone, ale to wciąż lepsze, niż siedzenie tutaj bezczynnie. ? Odpowiedziała bez entuzjazmu diablica

Link do komentarza

Bravehoof uśmiechnął się uprzejmie.

- Ależ oczywiście. - Rzekł, unosząc dumnie głowę.

Inkie z zaciekawieniem przyglądała się klaczy, drepcząc wokół niej.

- Kim jesteś? I skąd jesteś? Też uciekłaś przed tą mgłą?

Siwka uśmiechnęła się niewinnie.

- To ona uciekła przede mną. - Oznajmiła tajemniczo.

Uciekinierzy spojrzeli po sobie zdziwionym wzrokiem.

- Może... lepiej chodźmy do miasta, co? - Zaproponowała pośpiesznie zielona klacz, drobiąc niecierpliwie w miejscu i oglądając się na białe mury Canterlot.

W miarę, jak zbliżali się do bramy wiodącej do stolicy, zauważali... coś dziwnego. Liczne kuce starały się uciec z miasta, podczas gdy inne czyniły wprost przeciwnie - zmierzały w stronę Canterlot.

- Hej, ty! - Krzyknął Lignator, zatrzymując jednego z przechodniów. - Co się tu dzieje? Dlaczego uciekasz?

Zatrzymany ogier spojrzał nań błędnym wzrokiem.

- Ukorzcie się, bluźniercy! - Zawył, tocząc pianę z pyska. - Wielcy Panowie nadchodząąąą...!!!

- Jacy Wielcy Panowie u licha? - Zdziwił się Bravehoof.

- Nędzne świnie! - Rozdarł się jeszcze głośniej szaleniec. - Podłe psy! Heretycy! Zginiecie, przeleję waszą krew w imieniu Moich WELKICH PANÓW!!!

Kuc rzucił się na Bravehoofa, ale Lignator szybko zareagował i odepchnął go kopniakiem. Nieokrzesany fanatyk przewrócił się na plecy i nieporadnie usiłował wstać, lecz Mr. B bez zawachania wyciągnął zza paska pistolet i przycisnął mu do pyska.

- Mów, kim są ci "wielcy panowie", jeśli ci życie miłe!

Fanatyk wyszczerzył pożółkłe zęby w obłąkańczym uśmiechu.

- Przekonacie się... Niebawem...

Leżacy "prorok" gwałtownym ruchem spróbował wytrącić agentowi broń z kopyt, lecz na próżno. Five-seven wypalił, a między szeroko otwartymi oczyma szaleńca pojawiła się dziura postrzałowa.

Bravehoof odwrócił się do towarzyszy i uśmiechnął przepraszająco.

Spłoszona Inkie odsunęła się gwałtownie.

- Zabiłeś go... - Wyszeptała.

- Tak jakby... nie miałem wyboru...

Biała nieznajoma otworzyła nieśmiało pysk - jakby chciała coś powiedzieć...

Link do komentarza

Jako Fire String szedłem dalej z moją ekipą. Zaistniałe wydarzenia były dla mnie co najmniej niepokojące, ale nie miałem innego wyboru. Zaczynało dziać się coś na prawdę złego i chyba tylko z nimi mogłem się tego dowiedzieć o tym najszybciej.

Fire%20String%20SM_4f83577cc830c.png

Link do komentarza

-Proszę, proszę, mamy dzisiaj szczęście - powiedziałem ujrzawszy przybitego do drzewa Alicorna.

-Co się dzieje? - zapytało dziecko.

-Nic, nic... po prostu czuję, że to będzie szczęśliwy dzień.

Alicorn patrzył na mnie spode łba. Cicho jęczał z bólu.

-Nie podchodź! Nie podchodź nawet, bo nie wiesz, do czego jestem zdolny! Zabiję cię!

-Tym nożem tkwiącym w twoim brzuchu?

Caecus pokręcił głową zdezorientowany. Zaczął krzyczeć, nie wiedząc, co się dzieje. Nie chciałem go martwić, ale... tak, czy inaczej - nie mam zamiaru robić mu krzywdy. Muszę go wypytać o parę rzeczy... ale przecież nie powie mi tego sam z siebie.

-Mam do ciebie parę pyta...

Napluł mi w twarz.

-Jak mówiłem, mam kilka pytań. Mam nadzieję, że odpowiesz. Jeśli nie... będą nieprzyjemności - powiedziałem słodkim głosem i spojrzałem znacząco na widły leżące kilka metrów dalej.

-Nie ośmielisz się.

-Założymy się? To jak, odpowiesz na kilka pytań?

Link do komentarza

Chidori/Jake Sheaf/Moith

Wleźliście do zamku i skradając się korytarzami znaleźliście się w bocznej nawie sali tronowej. Schowaliście się w cieniu by najpierw rozeznać się w sytuacji.

Oprócz gwardzistów w sali znajdowali się Shining Armour, Luna, Twilight Sparkle i jakaś łączniczka. Na ścianie wisiała mapa Equestrii, która pokryta była czarnymi plamami. Łączniczka odbierała jakiś list i krzyknęła.

-Kopytowo Mniejsze padło!

Zrezygnowana Twilight podeszła do mapy i zamazała kolejne miasto.

-Ciągle nie mamy kontaktu z Ponyville... Proszę, księżniczko, pozwól mi wyruszyć sprawdzić co u moich przyjaciół- powiedziała udręczonym głosem Twilight

-Wybacz, ale nie mogę ci pozwolić, Twilight Sparkle. Jesteś potrzeba tu i teraz. Ale obiecuje ci, kiedy to się skończy to osobiście zadbam o odbudowę Ponyville. Ale niestety, nie ma co żałować róż, gdy las płonie.- powiedziała księżniczka

Nagle wpadł gwardzista i powiedział coś na ucho Shining Armourowi.

-Księżniczko, musimy przyspieszyć ewakuacje zamku. Ktoś zaatakował członków gwardii.

-Zrozumiałam, mogę opuścić Canterlot nawet zaraz. Cadenza już wszystko przygotowała?

-Tak jest, Pani!

-To dobrze. Przygotujcie sterowiec do wylotu. I niech agenci znajdą w końcu tą Pieczęć!

Shining Armour się zasępił

-Ale czy to naprawdę konieczne?

-Uwierz mi, nie robię tego z lekkim sercem... Ale nie pozwolę, by moi poddani i moje królestwo zapadło się w mrok. Odmaszerować.

Shining Armour zasalutował i wyszedł. Luna zaś zwinęła mapę i razem z łączniczką i Twilight opuściły salę tronową bocznym wyjściem.

Fire String/Bravehoof/Lignator/Flaming Ink

Dalsza droga upłynęła w ciszy. Napotykani po drodze uciekinierzy z miasta uciekali wam z drogi i traktowali jak trędowatych.

-Wieści szybko się roznoszą...- mruknął Bravehoof.

W końcu doszliście pod mury Canterlot. Niestety, wejście do miasta było obstawione gwardzistami, za którymi kotłował się wzburzony motłoch.

-Wypuście nas! Nie możecie nas tu trzymać! - dobiegały was wrzaski.

Bravehoof podszedł do jednego z gwardzistów i wypytał go o sytuację w mieście.

-Sir! Miasto poddane jest całkowitej blokadzie! Jeden z naszych został zaatakowany i ogłuszony, a pozostali dwaj zredukowali się do poziomu warzyw! Ponadto obawiamy się, że ktoś ktoś włamał się do zamku. Całe miasto jest zamknięte, dopóty nie rozwiążemy sprawy, sir!

Trailer

-No to co, porozmawiamy?- spytałeś się, lekko napierając na nóż.

Alicorn aż wrzasnął z bólu. Siedzący kilka metrów dalej Caecus się wzdrygnął, ale milczał.

-To co? Kogo chcieliście porwać?

-Hojność! Element Hojności!- wrzasnął.

-A po co wam Elementy Harmonii?! Dlatego zaatakowaliście Ponyville?!-pytałeś się, dalej naciskając na nóż

-Potrzebni nowi akolici... Zdrajcy wewnątrz... Nie każdy znosi spotkanie z mrokiem, większość traci rozum i wpada w szaleństwo albo staje się bezwolną kukłą... Potrzebne... silne serca...

Kaszlnął i wypluł trochę czarnej krwi

-To gdzie jest Hojność?-spytałeś się.

-Wskoczyła w mrok... Kogoś szuka...-jęknął, po czym na was spojrzał i wrednie się uśmiechnął.

-Nieźli by byli... z was... akolici- wyszeptał po czym zamknął oczy, a jego ciało zamieniło się w gorący popiół.

Quaver/Sheya'trith

Wyruszyłyście do biblioteki. Po drodze napotkaliście wielu innych uciekinierów z całego kraju, którzy na placach i trawnikach rozbijali namioty i zakładali obozy. Spotykało się to z agresywną reakcją mieszkańców Trottingham. Nieraz dochodziło nawet do rękoczynów. Ponadto na ulicach pojawiało się jeszcze więcej kaznodziejów.

W bibliotece nie znaleźliście nic poza starą legendą o powstaniu alicornów i zaginionej cywilizacji(

ta sama co wcześniej u Dawida2207

).

Link do komentarza

- Wychodzi na to, że zmagamy się z kimś o wiele potężniejszym, niż można było przypuszczać, jeśli ta stara legenda to prawda. Oby tamtym poszło lepiej, bo inaczej nasza przyszłość będzie wyglądać naprawdę krucho. ? Powiedziała Sheya?trith obojętnym tonem, mimo poważnej sytuacji, w jakiej znajdowała się teraz cała Equestria. ? To co? Idziemy pozabijać jeszcze kilku szpiegów? Może zwolnimy nieco miejsca w mieście potrzebującym. Jakoś wątpię, by tamci musieli nas szpiegować.

- Zabijać? A po co w ogóle zabijać? - zapytała zszokowana Quaver - Trzeba znaleźć jakiś inny sposób na to.

- Nie będę rzucać kulami ognia na ulicy, ale ci od Mroku są takimi idiotami, że zabijają każdego swojego szpiega, który został ?zdemaskowany?, jeśli w ogóle można tak to określić. ? Zamyśliła się na chwilę. ? Poza tym, strasznie się z nami cackają. Kaznodzieje, szpiegowanie, oczekiwanie na nic. Zamiast po prostu zrzucić nam czarną chmurę na głowę, albo wyprać umysły wszystkim w mieście. Coś musi ich powstrzymywać, jeśli tak, dobrze byłoby dowiedzieć się, co to takiego. Chyba, że wolisz siedzieć w posiadłości i czekać na ich ruch. Mamy okazję, by chociaż ich wkurzyć.

-A co z tą legendą? Może powinnyśmy poszukać tego miejsca gdzie powstała ta taka prastara cywilizacja? - zapytała Quaver.

- Miałybyśmy szczęście, gdyby powstała w naszym wymiarze. Ja pomiędzy nimi nie potrafię przeskakiwać, a nawet jeśli, pewnie znalazłybyśmy jedną, gigantyczną plamę mroku. Strasznie męczy mnie ta bezradność i niepewność. Jednak jeżeli cokolwiek mamy robić, zróbmy to jutro, przesiedzenie całego dnia w bibliotece, tonąc w książkach nie należy do moich ulubionych sposobów na spędzanie wolnego czasu.

Link do komentarza

Gość
Dodaj komentarz...

×   Wklejony jako tekst z formatowaniem.   Wklej jako zwykły tekst

  Maksymalna ilość emotikon wynosi 75.

×   Twój link będzie automatycznie osadzony.   Wyświetlać jako link

×   Twoja poprzednia zawartość została przywrócona.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz wkleić zdjęć bezpośrednio. Prześlij lub wstaw obrazy z adresu URL.

×
×
  • Utwórz nowe...