Największe katastrofy ekologiczne współczesnej historii cz. 1
Gdyby przeciętnego Kowalskiego zapytać o najtragiczniejsze w skutkach katastrofy ekologiczne ostatniego stulecia bez wahania odpowiedziałby "Czarnobyl". Po chwili zastanowienia dodałby jeszcze zapewne "Fukushima". I na tym by się skończyło, gdyż panuje w nas przekonanie, że ekolodzy bijąc na alarm przesadzają, a doniesienia o takich katastrofach to wydumane sensacje. Nie jest to jednak w stu procentach prawda, dlatego postanowiłem rozpocząć cykl który przypomni najtragiczniejsze w skutkach ludzkie działania w XX i XXI wieku.
Ropa na mieliźnie
W nocy z 23 na 24 marca 1989 roku tankowiec Exxon Valdez uderzył w rafę na mieliźnie zatoki Księcia Williama u wybrzeży Alaski. Statkiem sterował nieuprawiony do tego trzeci oficer, na którego odpowiedzialność tą zrzucił pijany kapitan. Przez średnich rozmiarów dziurę do wody przedostało się minimum 50 mln litrów ropy z 240 mln jakie znajdowały się w ładowniach. Mimo rozmiarów katastrofy, koncert Exxon Mobbile przyznał się do winy dopiero po 24 godzinach. Akcję ratunkową rozpoczęto 25 marca, zaczynając od podpalenia części ropy jaka pływała na powierzchni. Resztę potraktowano specjalnym rozpuszczalnikiem, licząc na to, że dzięki temu przyspieszy się likwidację szkód.
I tu zakończylibyśmy zapewne naszą opowieść, gdyby nie sztorm jaki rozpętał się u wybrzeży Alaski. Wzburzona woda z ropą potraktowaną rozpuszczalnikiem stworzyła swoistą piane która zaczęła się niezwykle łatwo rozprzestrzeniać. Doszło do skażenia 1900 km linii wybrzeża. Wedle oficjalnych danych zginęło od 250 tys do 500 tys ptaków, 5000 wydr i niezliczone ilości ryb. Gdy tylko się dało, wznowiono akcję ratunkową w której szczytowym momencie brało udział ponad 10 tys osób, 1400 łodzi i 85 samolotów. Po 4 latach i wydaniu ponad 2 mld USD przez Exxona, ogłoszono, że pozostałe niewielkie ilości ropy same rozproszą się i zneutralizują w oceanie.
Dziś gdy minęło ponad 20 lat od katastrofy wiemy, że tak się nie stało. Raport opublikowany w 2004 roku przez Exxon Valdez Oil Spill Trustee Council dobitnie wskazuje, że populacja wielu gatunków dotkniętych katastrofą do tej pory nie wróciła do równowagi. Gwoździem do trumny twierdzenia Exxonu, że wszystkie następstwa już usunięto, okazały się badania Temple University w Filadelfii, które wykazały obecność setek ton ropy pod żwirem plaż wybrzeża, gdzie tempo jej neutralizacji może być nawet tysiąckrotnie wolniejsze.
Winowajcy całej tej afery, wyszli z niej zdecydowanie obronną ręką. Kapitana odpowiedzialnego za katastrofę skazano na grzywnę oraz tysiąc godzin prac społecznych. Koncert Exxon Mobile natomiast, poza poniesieniem 2 mld kosztów akcji ratunkowych zapłacił jedynie 125 mln odszkodowania i grzywny na rzecz państwa oraz, po wielu latach procesu 507 mln odszkodowania plus odsetki dla mieszkańców wybrzeża co stanowiło jedynie 1/5 kwoty jakiej się domagali.
Morze na OIOMie
Morze Aralskie, zwane tak ze względu na swoją wielkość, było niegdyś czwartym jeziorem świata. Było, gdyż jak w wielu innych przypadkach ingerencja człowieka w środowisko okazała się katastrofalna w skutkach.
Wszystko zaczęło się w tuż po I wojnie światowej gdy Związek Radziecki zdecydował się rozpocząć szeroko zakrojoną hodowlę bawełny na terenie Kazachstanu i Uzbekistanu. W latach 60. zdecydowano się na gwałtowne powiększenie produkcji bawełny za czym poszło jeszcze większe wykorzystanie wód zasilających jezioro Aralskie. Zaczęto stosować szkodliwe nawozy sztuczne, DDT i herbicydy. Przyjęto także projekt o nawodnieniu pustyni Kara-Kum za pomocą kanałów podbierających wodę z naturalnych dorzeczy jeziora - rzek Amu- Darii i Syr-Darii.
W tym momencie ekosystem nie wytrzymał. Okazało się, że poziom wody opada 20-30 cm rocznie, a wartość ta wciąż rosła by dziś osiągnąć poziom nawet 90cm/rok. Władze ZSRR nic jednak z tego sobie nie robiły, twierdząc, że jezioro Aralskie jest anomalią środowiskową i jego ewentualne wyschnięcie nie przyniesie żadnej szkody. Jak w wielu innych sprawach - byli w błędzie.
Dziś Aral jest jedynie swoim cieniem. Jego powierzchnia zmalała z ponad 68 000 km? w latach 60 do mniej niż 13 000 km?. Zwiększył się za to poziom zasolenia, co spowodowało wyginięcie wielu gatunków fauny i flory. Nie byłoby w tym jeszcze nic strasznego, gdyby nie fakt, że przez wiele lat do jeziora spływały szkodliwe substancje używane przez Rosjan. Sól, która znajduje się w wodach jeziora Aralskiego i na wysuszonych terenach jest wysoce skażona, a jej drobiny łatwo roznoszą się w powietrzu powodując gwałtowny wzrost zachorowań okolicznej ludności na wiele chorób, wśród których niemałą część stanowią nowotwory. Pył ten dociera także do gór Tien-Szan powodując topnienie lodowców. Naukowcy twierdzą, że w przypadku całkowitego wyschnięcia jeziora, do atmosfery może dostać się na tyle duża ilość toksycznego pyłu, by zagrożony był cały obszar od Białorusi do Himalajów. Gdy dodamy do tego postępujące pustynnienie klimatu, mamy idealny przepis na katastrofę.
Od dwudziestu lat wiele organizacji oraz rządów podejmuje próby odratowania przynajmniej północnej części jeziora. Skutki tych działań, ze względu na problemy organizacyjne oraz niedobór finansowy nie są zadowalające, jednak rozwój techniki oraz miejscowe sukcesy pozwalają wierzyć w choć częściowy sukces i niedopuszczenie do skażenia większego obszaru. Koszty tych działań iść będą jednak w dziesiątki miliardów dolarów.
Dalsza część cyklu, jak zwykle zależy od was.
7 komentarzy
Rekomendowane komentarze