Gdy zaczynałem swoją przygodę z grami, na wszelkie misje wymagające cichego działania patrzyłem z obrzydzeniem. Po co się chować przed kilkoma bandziorami, skoro chwilę wcześniej wytłukłem całą dywizję w otwartej walce? Czy trzymanie się cienia ma sens? Czy nie po to przyoblekamy się w wirtualne ?ja?, by na pewien czas stać się bóstwem wśród polygonowych wrogów sterowanych algorytmami z prawdziwą inteligencją współdzielącymi jedynie nazwę? Minął szmat czasu i zrozumiałem, że atakowanie znienacka i wzbudzanie przerażenia u stopniowo zmniejszającej się ilości przeciwników daje tylko samo, jeśli nie więcej frajdy co wypróżnienie całego zapasu rakiet w bebechy międzygalaktycznego bossa. W standardowej strzelance takich niemilców mamy ledwo kilku-kilkunastu, w skradance jest nim każdy wróg. Panowie i Panowie ? czas zacząć polowanie z pistoletem na kapiszony miast działem o kalibrze równym Waszemu wzrostowi.
- Córka zaczęła oglądać Disney XD. Wolałem zabrać się do roboty, żeby nie musieć na to patrzeć
CIEMNOŚĆ WIDZĘ, CIEMNOŚĆ!
Nazywasz się Sam Fisher, z zawodu agent NSA, z zamiłowania amator podprowadzania żarówek. Cierpisz na światłowstręt, a Twoje zadanie polega na przetrwaniu w otoczeniu pełnym ludzi przekonanych, że jak coś nie daje po oczach setkami luksów, to jest to mocno podejrzane ? najlepiej więc takie zjawisko sprawdzić osobiście z bronią gotową do strzału. Trzymasz się więc kurczowo cienia, a jak się da, niszczysz wszystko, co zwęża Ci źrenice do malutkich kropek na wielkiej, niebieskiej tęczówce i wystawia na widok przebrzydłych, uzbrojonych panów, chcących zrobić Ci kuku, co automatycznie zaprzepaści Twoją misję. Bo nie po to kolejna supertajna agencja Cię zatrudniła, byś stał się następnym Richardem Riddickiem. Chodzą słuchy, że nowy prezydent Gruzji samym imieniem koszący opozycję niczym łany zboża znalazł włosa w hamburgerze i marzy o zemście na USA, a Tobie, panie Fisher, przyjdzie go powstrzymać. Pan się nie martwi o córkę, Sarah da sobie radę, a my sprawdziliśmy już wszystkie zabawki pod kątem obecności materiałów wybuchowych. Cały czas o pana pyta, ale co mamy jej powiedzieć? Że właśnie jej ojciec siedzi w jakichś krzakach i czeka, aż patrolujący teren strażnik spokojnie przejdzie dalej? A co, jak tatuśkowi wymsknie się jakiś szloch za latoroślą, westchnie głośniej lub co gorsza poruszy się zbyt gwałtownie? Od razu dojdzie to wypłukanych uszu wartownika, a byle otarcie się o niego w ciemności to już pewna zguba.
Zanim jednak nastąpi sakramentalne ?kuku?, będzie larum. Zbiegnie się pół osiedla na pomoc zbirowi, bo ten nie potrafi sobie poradzić z jednym, odzianym w obcisły kombinezon fanem sado-maso ze śmieszną lornetką do podglądania Bernadetki na głowie. Słowo ?alarm? przerwane kulą w łeb na pierwszej literze pozwala dalej cieszyć się z wykonywania misji, tyle że z trupem na sumieniu, a tych raz, że nie wolno pozostawiać na widoku, bo przyciągają gapiów z krótkofalówkami, to niekiedy zakazana jest ich produkcja, bo wywołałoby to skandal. Brzmi to dosyć zawile i trudno, ale grzebiąc po kieszeniach Sam znajdzie poza starą gumą do żucia trochę przydatnego sprzętu: oprócz wytłumionego gnata/gnatów jest kamera przydatna podglądaczom, urządzenia do zakłócania monitoringu, różne pociski? Generalnie, trochę przydatnego śmiecia, jednak jego wykorzystanie jest dobrowolne i zależy od drogi, jaką Fisher obierze. Można unieszkodliwić każdego, kto się nawinie, ale ambitny agent uzna za punkt honoru przemykanie niczym widmo za plecami nieświadomych strażników, jeśli Ci akurat nie są do czegoś potrzebni - czy to do rzucenia okiem czy wstukania kodu celem otwarcia mniej lub bardziej wyrafinowanego zamka w drzwiach. Czasem wystarczy samemu pogrzebać wytrychem, co samo w sobie trudne nie jest, ale wymaga chwili intymności ? łypiący ślepiem przez ramię strażnik na pewno tego procesu nie przyspieszy, a wręcz przeciwnie.
Sam Fisher świadczy usługi w zakresie kompleksowego płukania uszu. Dojazd do klienta gratis
BE SMART, BE QUIET, BE DEADLY!
Bycie ?duchem? wymaga niesamowitej sprawności fizycznej. Bezszelestne poruszanie się na palcach, ciche wspinaczki czy cierpliwe, kilkuminutowe zwisanie z krawędzi tylko po to, by strażnicy przeszli dalej nie byłoby możliwe bez lat treningu. To w połączeniu z intelektem stanowi jego największą broń, bo w starciu z gradem pocisków Fisher padnie szybko jak każdy inny człowiek. Należy zatem umiejętnie manewrować w otoczeniu i wcale nie bać się hałasu, bo i ten odpowiednio wykorzystany przysłuży się agentowi, odwracając na chwilę uwagę strażników bądź zwabiając ich w żądane miejsce, prosto w ramiona Sama, który przytuli i wyszepcze coś czułego do uszka w zamian za ważne informacje, a nawet zaszczyci przywilejem użycia jako żywej tarczy sprawdzając przy okazji, czy kolega z ochrony potrafi strzelać tak, by zranić tylko agenta, a nie swojego kompana. A zresztą, nie ma co owijać w bawełnę ? wartownicy wykorzystają każdą sposobność, każdy odsłonięty skrawek ciała Sama, by go nafaszerować ołowiem, więc branie ?zakładnika? to średni pomysł. Generalnie, poziom AI motywuje do robienia maksymalnego użytku z umiejętności bohatera, bo otwarta walka nie jest zbyt dobrym pomysłem, zwłaszcza jeśli teren nafaszerowano minami, a patrolują go goście z latarkami. Zdarza się, że AI przyśnie, ale są to wyłącznie epizody, więc należy cały czas mieć się na baczności.
"To jeszcze tylko zbadamy Panu wzrok i dobierzemy jakieś gustowne okularki. Podobają się Panu moje? Tylko -200 dioptrii"
STAROŚĆ, NIE RADOŚĆ
Miło patrzy się na kocie ruchy agenta Trzeciego Eszelonu, gdy na kuckach skrada się za wrogami, przylega do ścian czy wspina, jednak najwięcej wysiłku programiści włożyli w oświetlenie. Likwidowane jego źródeł w istotny sposób wpływa zarówno na ich wygląd, jak i odczucia towarzyszące rozgrywce. Jako że akcja toczy się przeważnie nocą, półmrok rozświetlany latarniami czy też korytarze, w których promienie światła przebijają się przez np. żaluzje przydają grze świetnego klimatu, co w połączeniu z dobrą, równie nastrojową i dostosowaną do tempa wydarzeń na ekranie ścieżką dźwiękową tworzą naprawdę świetną atmosferę. I to wszystko już w początkach 2003 roku, na drugiej generacji silnika Unreal. I choć dziś widać wiele uproszczeń, np. w twarzach, nie sposób powiedzieć, że pierwszy Splinter Cell jest brzydki. Owszem, starzeje się, ale czyni to z godnością, której nie odmówią oprawie nawet wzajemnie przenikające się ciała, gdy się je układa w stosy. Dobrze wypadł aktor podkładający głosu Samowi, nadając mu chłodny, profesjonalny ton. Cieszy, że Cenega zdecydowała się spolszczyć grę wyłącznie kinowo, bo wszyscy wiemy, jak to bywa z dubbingowaniem gier w naszym kraju. Gdyby jeszcze napisy wyświetlano na dole ekranu a nie u góry, byłoby cacy.
Czy czegoś zatem brakuje w grze stworzonej z inicjatywy samego Toma Clancy?ego? Może multi, ale sam jeszcze nie potrafię sobie wyobrazić, jak miałyby wyglądać sieciowe zmagania między kilkoma agentami o takich samych możliwościach i wyszkoleniu. Tryb wieloosobowy wprowadzono w kolejnych odsłonach i mam nadzieję, że gdy doń zasiądę, przekonam się o bezpodstawności swoich obaw. Wracając jednak do pierwszego Splinter Cella przyznaję, że chwilę poświęciłem dumaniu nad sensem całej skradankowej otoczki, aż zaczęły wyłazić na wierzch uproszczenia, niczym karaluchy po zgaszeniu światła. Pierwsze z nich to brak kontroli liczby żołnierzy w siłach przeciwnika. Zwyczajnie ? pozbywamy się jednego z panów patrolujących dany obszar, a reszta całkowicie zapomina o jego istnieniu, mimo że jeszcze minutę wcześniej oglądali jego facjatę i gadali o pośladkach Maryny. Zgaście jednak światło, a zobaczycie, z jakim się to spotka zainteresowaniem? Kolejna rzecz ? ogłuszanie. Potraktowany w ten sposób nieprzyjaciel nie odzyska przytomności, dopóki ktoś go nie ocuci. Być może Sam Fisher zna jakieś starożytne techniki typu cios Xeny w krtań, ale sami przyznacie ? trochę to naciągane. Ostatnia rzecz ? kamery. Wejście w pole ich widzenia daje sposobność do posłuchania wycia syreny alarmowej i wysłania komitetu powitalnego. Co się jednak dzieje, gdy zostanie zniszczona? Ano nic? Zero reakcji ? zupełnie jakby nikt się nimi nie przejmował. Te wszystkie uchybienia nie są jakimiś wielkimi wadami, bo i bez takich detali SC jawi się jako tytuł dopracowany, wciągający i wymagający pomyślunku. Gdyby jeszcze postarano się o trudniejszy, bardziej zapadający w pamięć finał, otrzymalibyśmy produkt niemal kompletny. A tak ? odhaczamy wykonane ostatnie zadanie i jedziemy do domu się przespać, bo jutro kolejny pracowity dzień?
Przy zawieraniu bliskiej znajomości najważniejsze jest dobre podejście
STRACH MA TROJE ZIELONYCH OCZU
Tom Clancy?s Splinter Cell przykładnie kara graczy przekonanych o swojej wszechmocy i skillu, którzy dopiero co ukończyli Quake?a na poziomie Nightmare, momentami przysypiając ze znudzenia. Małpia zręczność i refleks schodzą tutaj na dalszy plan, a w centrum pozostaje umiejętność radzenia sobie w każdej sytuacji oraz cierpliwość i zimna krew, wystawiane na ciężką próbę. Najpiękniejszy jest fakt, że wcale nie trzeba silić się na zostanie absolutnym profesjonalistą, bo droga bardziej siłowa również doprowadzi do tego samego Rzy? finału. Tak czy inaczej warto zostać Boogeymanem i dać do zrozumienia wirtualnym bytom, że upiory dzieciństwa wcale nie odeszły z zabawkami na strych.
PLUSY:
? świetne AI
? dopracowane (prawie) mechanizmy skradankowe
? sporo przydatnych gadżetów
? możliwość stosowania różnych taktyk
? niezła fabuła
? grafika nadal się broni
? wciąga!
MINUSY:
? kilka niedorzeczności
? zakończenie mogłoby być ciekawsze
WERDYKT: 85%
6 komentarzy
Rekomendowane komentarze