Jak to się robi w korporacjach
Przeglądając Internety natrafiłem na dość ciekawe wyznania jednego z pracowników branży IT. Ich autentyczność i odkrywczość oceńcie sami.
WstępKiedy większość z nas słyszy o wycieku screenów bądź wczesnego builda gry, do głowy przychodzą z reguły takie możliwości:
- Wykradnięcie przez hackerów
- Wyciek z wnętrza firmy
- Wyciek kontrolowany
Spowodowane jest to faktem, że kiedy słyszymy o tym, że jakaś firma produkuje grę to wydaje nam się, że jest ona odpowiedzialna za nią od fazy projektowania, przez pisanie kodu aż po wydanie jej na rynek. Otóż często prawda wygląda nieco inaczej.
Kiedy cały świat emocjonował się kilkuzdaniowym newsami na temat zapowiadanej usługi Microsoft Kinect, w Warszawskim oddziale firmy Lionbridge stanowiska z Kinectem stały już od ładnych kilku tygodni.
Lionbridge to firma zajmująca się m. in. Lokalizacją oprogramowania. Mówiąc po ludzku: procesem tłumaczenia na inne jezyki, od wyciągnięcia tekstów z gry, przez ich tłumaczenie, do wgrania przetłumaczonych tekstów oraz testowanie całości. Chciałem opowiedzieć o tym ostatnim fragmencie czyli testowaniu. Kilka lat temu firma Microsoft podpisała z warszawskim oddziałem Lionbridge, że ta druga firma zajmie się testowaniem ich gier na Xboxa 360. Proces ten często trwa nawet pół roku, a w jego trakcie potrafi zostać wymieniona i połowa pierwotnego tłumaczenia. W założeniach miało się to odbywać w tzw. bezpiecznych laboratoriach (secure lab) przez grupę wykwalifikowanych testerów znających często nawet najbardziej egzotyczne języki. Zgodnie z umową mieli to być native speakerzy, co miało gwarantować najwyższą jakość.
Pieniędzy MS nie żałował, oj nie. Niestety, Microsoft nie przewidział że Lionbridge jest dla branży IT tym, czym Lidl dla branży spożywczej: liczy się cena, cena oraz cena. Jak najniższa, rzecz jasne.
Wycieki
Lionbridge postanowił dosyć kreatywnie podejść do umowy z MS. I tak, zamiast wykwalifikowanych native speakerów zaczęło się przyjmowanie studentek pierwszych lat filologii, na umowę zlecenie, za psie pieniądze, o wiedzy komputerowej pozwalającej często co najwyżej na odpalenie Facebooka. Specjalne wersje konsol Xbox 360 (tzw. Devkity, pozwalające m.in. na uruchamianie niezabezpieczonych wersji gier, kupowanie za darmo bez ograniczeń oraz z dostępem do sieci deweloperskiej MS), w założeniu przechowywane w bezpiecznych laboratoriach, w rzeczywistości bezpieczne były tylko na czas wizyty oficjeli z Microsoftu. Na codzień stały niepilnowane w otwartych pokojach, normą było pożyczanie ich sobie na weekend do domu przez kierowników. Ogromna rotacja sfrustrowanych pracowników oraz ich niskie kompetencje zawodowe natrafiły na zupełny brak kontroli powodujący, że każda osoba pracująca na ściśle tajnym buildzie np. Gears of War 3 mogła bez problemu podłączyć do komputera swój pendrive, przenośny dysk albo nawet wysłać screeny lub całego builda przez internet gdziekolwiek zapragnęła. Nie długo trzeba było czekać aż wycieki zaleją cały internet. Doszło nawet do tego, że wyniesiona konsola Xbox 360 Devkit trafiła na Allegro, a z poufnej sieci developerskiej Microsoftu, tzw. PartnerNet wykradziono za jej pomocą gigabajty danych. Osoby odpowiedzialnej nigdy nie odnaleziono. W Lionbridge nikt nie zauważył braku Devkita do momentu aż przyszła informacja z Microsoftu.
Kiedy natępnym razem w grze Microsoftu znajdziecie błędy ortograficzne, nie dziwcie się. To nie jego wina.
Z pozdrowieniami, wasz whistleblower.
Edit:
Wiele osób pytało o moją motywację. Coż, kiedy człowiek tapla się w szambie nadchodzi moment kiedy w końcu mówi: dość.
Miałem dosyć patrzenia na bezkarne oszukiwanie klienta, który zachowywał się naprawdę w porządku.
Miałem dość patrzenia na prezesa, typowego polaczka mówiącego zawsze dużo o religii, a który dla oszczędności kilku złotych gotów jest łamać wszelkie zasady obowiązujące cywilizowanych ludzi.
Nie zostałem nasłany przez konkurencję z tego prostego powodu, że firma Lionbridge, z tego co mi wiadomo, w Polsce nie ma konkurencji. Niestety.
Co o tym myślicie? Czy naprawdę taka jest sytuacja na rynku firm tłumaczących, że najtańszy bez względu na wszystko wycina resztę? I czy Microsoft nie ma sposobu na kontrolę jakości tych tłumaczeń? A może dla nich też liczy się tylko kasa?
Tak czy inaczej - fajna praca
5 komentarzy
Rekomendowane komentarze