A idź pan w pyry z taką pogodą
Oto i nadszedł ten dzień. Wiekopomna chwila. Premiera pierwszej kategorii na tem pięknem blogu. Kategorii tytułowej, najważniejszej i pewnie przez większość z Was już zauważonej. Dodatkowo chyba do mnie niezbyt podobnej. 'A idź pan w pyry' będzie kategorią narzekalsko-wytykalsko-wyśmiewającą. A co będzie obiektem mych (niezbyt) zajadłych ataków? Ano wszystko, co uznam za tego godne. Savvy? Całe szczęście nie przepadam za narzekaniem, więc takich wpisów nie powinno być wiele.
Z braku laku na pierwszy post trafiło się więcej pogodzie. Jaka jest każdy widzi za oknem. No dobrze, nie każdy, ale to mało ważne - u mnie jest pod psem, a nawet i innymi zwierzętami. I tak na marginesie - co też ma pies wspólnego ze złą pogodą? No, ale nieważne. Pół biedy, gdyby ciągle padało, to nie aż takie złe. Lecz w ten weekend pogoda była wyjątkowo przebiegła i zdecydowana uprzykrzyć życie przeciętnym użytkownikom otwartych przestrzeni. Zresztą nie tylko otwartych, bo panująca duchota była jednym elementów 'idź-pan-w-pyrowości' weekendowej aury. Do tego deszcz, który nie chce się poddać. W niedzielę rano już zdawało się, że wychodzące słoneczko zawładnie niebem i da nieco wytchnienia, lecz niestety - deszcze niespokojne znów potargały sady (niektóre całkiem poważnie). Teraz siedzę sobie w robocie, a taka pogoda wpływa mało pozytywnie na zwoje podczaszkowe.
Przetrwam jednak i wytrwam aury kaprysy, pod jednym warunkiem. Stawiam albowiem pogodzie ultimatum - masz czas wyszaleć się do przyszłej środy, popołudnia dokładnie rzecz biorąc. Wyruszam wtedy na spływ kajakowy, więc jeśli pogoda będzie do dolnej części pleców... Cóż, trzeba będzie osiodłać Pimpusia i udać się na rozmowę z odpowiedzialnymi macherami pogodowymi.
Howgh!
2 komentarze
Rekomendowane komentarze